-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać276
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać15
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
2013-08-14
2013-07-22
Nie bardzo wiem jak zacząć, bo ... sama nie wiem co myśleć o książce. Mam do niej mieszane uczucia. Jedne jej elementy mi się podobały, inne zaś drażniły. Może zacznę od plusów.
Choć książkę można sklasyfikować jako powieść obyczajowo-kryminalną to część obyczajowa jest tu bardzo rozbudowana. Autor stworzył kilka ciekawych postaci i to nie tylko pierwszoplanowych, ale także pobocznych, jak Pan Leon czy Pani Celina. Główna bohaterka Justyna posiada wady i zalety, nie jest jednoznacznie określona jako dobra czy zła postać - jak w życiu. Bardzo podobał mi się ciąg zdarzeń łączący wszystkie postaci. Autor miał dobry pomysł na książkę i sprytnie pokazał, jak brzemienne w skutkach mogą być pojedyncze sytuacje, niedomówienia czy nadinterpretacje. Wątek kryminalny był zdecydowanie słabszy, ale za to zakończenie - rewelacja! Podobał mi się humor wpleciony w treść i subtelne mieszanie czytelnikowi w głowie (w kwestii typowania sprawcy). Chętnie poznałabym więcej z życia Ireny oraz Inspektora Kolskiego.
To co w pierwszej chwili mnie pozytywnie zaskoczyło, w kolejnej zaczęło drażnić, a później niestety skutecznie obniżyło ocenę książki to... ciągłe odwołania do innych książek autora. Raz, dwa razy rozumiem, ale żeby aż tyle? Wychodzi na to, że wszyscy od dawna znają książki Pana Piotra Kołodziejczaka (dla mnie to pierwsze spotkanie), a już Justyna musi być jego wierną fanką, bo część tekstów zna na pamięć, a jak nie to potrafi je bezbłędnie wyszukać w książce. Dla mnie było to mocno przesadzone i niesmaczne. Szkoda, bo psuje mi to obiektywny osąd książki. Na półce mam kolejny tytuł autora i już zastanawiam się, czy i w niej będę trafiała na obszerne fragmenty innych Jego książek. Dobrze, że wspomniano także o "Jeźdźcu Miedzianym" ulżyło mi wtedy.
Ogólnie książkę odbieram na plus: polskie realia, ciekawe postaci, leki dreszczyk emocji związany z tajemnicą romansów i morderstw oraz nieprzewidywalne postaci. Myślę, że mogę dać autorowi jeszcze drugą szansę, zwłaszcza, że podoba mi się bardzo Jego język - lekki, niewymuszony, bogaty i dostosowany do typu bohaterów.
Nie bardzo wiem jak zacząć, bo ... sama nie wiem co myśleć o książce. Mam do niej mieszane uczucia. Jedne jej elementy mi się podobały, inne zaś drażniły. Może zacznę od plusów.
Choć książkę można sklasyfikować jako powieść obyczajowo-kryminalną to część obyczajowa jest tu bardzo rozbudowana. Autor stworzył kilka ciekawych postaci i to nie tylko pierwszoplanowych,...
2013-05-05
Myślicie, że życie statecznej, trzydziestoletniej kobiety, która ma męża, dwoje dzieci, własną pracę i idealnie poukładany każdy dzień jest nudne i przewidywalne? Otóż nie! Pozory czasami mogą mylić i to jeszcze jak!
Gdy Ola dowiedziała się o zdradzie męża świat jej się zawalił. Zupełnie nie wiedziała co dalej począć. Zadręczała się i rozpaczała. Szybko okazało się, że na wsparcie przyjaciółki też nie może liczyć. Stopniowo dojrzewała do zmian w swoim życiu - w domu, w pracy, w małżeństwie. Nie był to dla niej łatwy krok, a różne sytuacje po drodze utrudniały jej zmiany, jednak nie poddała się. Co ciekawe, problemy małżeńskie były punktem zwrotnym i początkiem... lepszego życia. Ola bez względu na wszystko postanowiła być niezależna. Nie chciała już być bierną żoną i matką, choć wcześniej było jej to największym marzeniem. Wreszcie z "kury salonowej" (tak, dobrze widzicie, nie z kury domowej) stała się kobietą odważną, dążącą do samorealizacji, postępującą zgodnie z własnym sumieniem, a nie tak, jak oczekiwali od niej tego inni.
Choć dość szczegółowo opisałam fabułę to zachęcam do poznania historii Oli osobiście. Po pierwsze dlatego, że autorka stworzyła ciekawą postać głównej bohaterki. Na początku nie mogłam jej ścierpieć! Uważałam, że jest głupia, nudna i naiwna. Potem nastąpiło pewne BUM! i zaczęłam jej współczuć, a nawet zaczynać rozumieć. Gdy już polubiłam bohaterkę to chciałam "wykopać" z jej życia Pawła, najlepiej butami z ostrymi szpilkami :) Byłam trochę zła na Olę, że jest za mało stanowcza, a o Pawle miałam w głowie same najgorsze epitety. Na szczęście Ola zna swojego męża lepiej i przeczekała ten burzliwy okres, by móc spokojnie i szczerze porozmawiać. Tak, tak, w końcu do tego doszło choć myślałam, że nigdy już to nie nastąpi :) Paweł wydawał mi się egoistycznym tyranem, traktującym żonę jako tanią siłę roboczą. Nie sądziłam, że książka może się TAK skończyć. Jednak autorka pozwoliła mi zrozumieć to specyficzne małżeństwo. Uświadomiłam sobie, że każdy z nas ma inny charakter i osobowość. Małżeństwa dobierają się bardzo różnie i to co z boku wydaje się być źle dobranymi elementami układanki, w rzeczywistości może tworzyć spójną i harmonijną całość (jednak czasem mimo wszystko warto spojrzeć na nie innymi oczami).
Obok dwójki głównych bohaterów bardzo istotnymi postaciami książki były pani Fredzia i teściowa Oli. Pani Fredzia - szefowa galerii, w której pracuje Ola była głównym motorem zmian Aleksandry. Choć bohaterka dojrzała do nich sama to pani Fredzia otworzyła jej oczy na pewne problemy i otwarła przed nią niejako furtkę do zmian i realizacji nowych planów. Najbardziej podobał mi się jednak wątek poboczny - relacji matki Pawła z synową. Tu ogromne brawa dla autorki za zwrócenie uwagi na ten problem. Ja swojej teściowej nie znam i nigdy nie poznam, bo od wielu lat nie żyje, jednak z opowieści znajomych znam wiele sytuacji konfliktów rodzących się na tym gruncie. Dlatego cieszę się, że autorka pokazała drugą stronę medalu. To kolejna zasługa pani Fredzi, która słuchając zwierzeń Oli próbowała tłumaczyć (czy raczej wyjaśniać) zachowania matki Pawła. Nawet nie przypuszczałam, że ta "zakręcona" (brakło mi słownictwa - przepraszam) osoba jest tak mądrą życiowo kobietą z ogromnym bagażem doświadczeń. W sprawiającej wrażenie roztrzepanej, wiecznie rozkojarzonej i mało rozgarniętej Fredzi drzemał ogromny potencjał, który z powodu różnych zdarzeń został uśpiony i schowany.
Jak wcześniej wspomniałam trudno mi na początku zainteresować się książką z powodu infantylnej postawy bohaterki. Jednak po dotarciu do ostatniej kartki wiedziałam już wszystko! I bardzo cieszę się, że miałam okazję poznać tę książkę. Otworzyła mi ona oczy - nie wszyscy ludzie muszą podejmować takie decyzje jakie podjęłabym ja. Co więcej ich decyzje choć inne od moich wcale nie muszą być gorsze czy złe. To niezwykłe! Choć "Galeria uczuć" przez wielu oceniana jest jako literatura kobieca to uczy czegoś nowego i pozwala pokonać bariery stereotypów.
Myślicie, że życie statecznej, trzydziestoletniej kobiety, która ma męża, dwoje dzieci, własną pracę i idealnie poukładany każdy dzień jest nudne i przewidywalne? Otóż nie! Pozory czasami mogą mylić i to jeszcze jak!
Gdy Ola dowiedziała się o zdradzie męża świat jej się zawalił. Zupełnie nie wiedziała co dalej począć. Zadręczała się i rozpaczała. Szybko okazało się,...
2013-03-14
W pierwszych chwilach z książką poczułam się mocno skonsternowana. Nastawiłam się na słodką bajeczkę o nieszczęśliwej miłości Julii i jej spektakularnym happy endem. Jednak pierwsze kartki książki wprowadziły pewien chaos. Kim do diabła była Emily pojawiająca się już na pierwszej stronie??? Szybko jednak przewartościowałam swoje oczekiwania i było coraz lepiej. Moje wymagania nie były wygórowane, ale...
Emily to córka Dulcie - "gwiazdy" czasów szkolnych w małej miejscowości Mullaby. Po śmierci matki przenosi się do ojca kobiety, swojego dziadka, o którym istnieniu nie miała wcześniej pojęcia. Julia to sąsiadka Vanca. Kobieta "po przejściach". Teraz jako dojrzała kobieta postępuje ostrożnie. Wróciła do rodzinnego miasteczka tylko po to, by spłacić długi zmarłego ojca. Nie zamierza wracać tu na stałe. Z miejscem tym kojarzą jej się bardzo złe wspomnienia. Gdy była młodą dziewczyną nie potrafiła odnaleźć się po śmierci matki. Powstałej w ten sposób pustki nie potrafiła wypełnić jej macocha Beverly oraz coraz bardziej dystansujący się ojciec. Dziewczyna by zwrócić na siebie uwagę buntowała się zarówno wyglądem, jak i zachowaniem. Taki stan rzeczy nie ułatwiał jej kontaktów z rówieśnikami. Zwłaszcza z jednym - Sawyerze - w którym była potajemnie zakochana. Aż do pewnej nocy, gdy zmuszona do wyjazdu do szkoły z internatem zrozpaczona uciekła na szkolne boisko, by posiedzieć w ciszy w swym ulubionym miejscu na trybunach...
Z całą pewnością książka nie przypomina słodkiej bajeczki, choć jednak kończy się happy endem (i to potrójnym). Najlepiej czytało mi się środek książki, gdy poznałam przeszłość Julii, "zobaczyłam" jak Emily próbuje wpasować się w społeczność Mullaby. Jednocześnie drażniły mnie tu podchody Julii i Sawyera, lecz tajemniczość miasteczka i sekrety jego mieszkańców wyciągnęły znów powieść na "plus". Takie huśtawki odczuć i doznań towarzyszyły mi właściwie przy całej treści. Momentami nie potrafiłam oderwać się od książki, to znów miałam ochotę rzucić nią w kąt, lecz ostatecznie znów powracałam zachęcona chęcią poznania zakończenia historii. Zakończenie... hmmm... mocno przesłodzone. Jak dla mnie za dużo lukru! Poza tym pomijając paranormalne zjawiska dotyczące poświaty, tapety czy choćby suszarki to zdarzenia, które miały być prawdziwe i rzeczywiste także były przerysowane i naciągane. Trudno to wyjaśnić nie zdradzając szczegółów z życia bohaterów i zakończenia.
Nawet nie wiem czy książka mi się podobała. Książkę czytało się dobrze, ale autorka przesadziła z wątkami, magią i finałem historii. A wątek pieczenia i cudowne właściwości zapachu towarzyszącego pieczeniu ciast wydaje mi się wciśnięty na siłę.
W pierwszych chwilach z książką poczułam się mocno skonsternowana. Nastawiłam się na słodką bajeczkę o nieszczęśliwej miłości Julii i jej spektakularnym happy endem. Jednak pierwsze kartki książki wprowadziły pewien chaos. Kim do diabła była Emily pojawiająca się już na pierwszej stronie??? Szybko jednak przewartościowałam swoje oczekiwania i było coraz lepiej. Moje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-03-04
Czytałam cały weekend (ostatnie 60 stron zostało mi na poniedziałek). Pierwsze odczucia nie były szczególnie pozytywne. W głowie miałam pewien chaos. Nie rozumiałam po co Cathy i Chris wracają do znienawidzonego w dzieciństwie domu. Fakt, był to całkiem nowy budynek, stworzony od podstaw w miejscu starego - zniszczonego w pożarze, ale równie przerażający jak pierwowzór. W odbudowanym domu miało odbyć się przyjęcie urodzinowe Barta. Miały to być szczególne, 25-te urodziny. Od tego dnia wedle ostatniej woli Corrine, Bart miał przejąć cały spadek po babci. Z okazji tego święta do Foxworth Hall przybył także Jory z Melodie oraz Cindy (adoptowana córka Cathy i Chrisa). Jakież było zdziwienie rodziny, gdy zobaczyli, że w domu mieszka ktoś jeszcze - Joel Foxworth, uznany za zmarłego brat Corrine. Niestety w życiu nie zawsze wszystko układa się tak jakbyśmy tego chcieli. Na przyjęciu dochodzi do tragedii, w której ucierpiał nie tylko Jory, ale i cała rodzina. Sytuacja sprawia, że rodzina zostaje pod dachem tego specyficznego, przerażającego domu. Bart niegdyś okrutne i brutalne dziecko, choć wyrósł na przystojnego, elektryzującego mężczyznę nadal ma zaniżoną samoocenę. Brak mu wiary w siebie, ciągle myśli, że nie jest dość dobry by go kochać i szanować. Na każdym kroku podkreśla, że jest na drugim miejscu, że jest mniej ważny od innych. Jego rozgoryczenie i żal do matki i innych podsyca Joel, fanatyk religijny, który coraz bardziej mąci w głowie młodego mężczyzny i odsłania jego okrutną naturę. Nawet gdy ten ma przebłyski człowieczeństwa, Joel uświadamia mu, że wszyscy tylko czyhają na jego bogactwo, nie szanują go i są wobec niego nieszczerzy.
Książka wzbudziła we mnie wiele emocji. Początkowo najwięcej było niezrozumienia dla Cathy i Chrisa, współczucia dla Jorego, złości i odrazy do Barta, irytacji względem Cindy, niechęci do Melody i wstrętu do Joela. O ile do Barta miałam czasem inne odczucia, o tyle Joel wzbudzał we mnie tylko pogardę. Im dalej brnęłam w tekst tym te uczucia we mnie ewoluowały.
Życie rodziny nadal nie było łatwe, relacje pomiędzy jej członkami najczęściej były przykre i napięte. Momentami miałam jednak nadzieję, że uczucie miłości i zrozumienia jednak zwycięży. Treść od przyjęcia urodzinowego do świąt Bożego Narodzenia przeczytałam niemal jednym tchem. Później musiałam jednak zrobić przerwę i przetrawić pewne zdarzenia... Im dalej, tym większy ładunek emocjonalny. A końcówka??? Wyłam jak bóbr. Zresztą nawet pisząc to chce mi się płakać. Oto zakończyła się historia przeklętego rodzeństwa (piąta część sagi dotyczy czasów sprzed zamieszkania rodzeństwa na strychu Foxworth Hall)... a koło się zamyka...
Nie mogę powiedzieć, że książka była idealna, bo większość zdarzeń była mocno przerysowana, a wiele powtórzeń rozmów męczyły, a nawet denerwowały. Te same wyznania, te same oskarżania, żale i groźby momentami były już po prostu nudne. Również pojawienie negatywnej postaci - Joela do znudzenia przypominała postać Johna Amosa z trzeciej części. Jednak bez względu na te niedociągnięcia uważam sagę za jedną z lepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam i przeczytam. To najbardziej oryginalna historia jaką do tej pory poznałam i doskonale wiem, że nigdy o niej nie zapomnę. Trudno mi uwierzyć, że powstała prawie 30 lat temu w zupełnie innych czasach. Teraz historia Dolangangerów porusza dokładnie tak samo, jak wtedy gdy powstała.
Czytałam cały weekend (ostatnie 60 stron zostało mi na poniedziałek). Pierwsze odczucia nie były szczególnie pozytywne. W głowie miałam pewien chaos. Nie rozumiałam po co Cathy i Chris wracają do znienawidzonego w dzieciństwie domu. Fakt, był to całkiem nowy budynek, stworzony od podstaw w miejscu starego - zniszczonego w pożarze, ale równie przerażający jak pierwowzór. W...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-31
We wrześniu 2009 gdy w każdym kolorowym magazynie oraz prasie codziennej zalała nas fala artykułów dotyczących aresztowania Weroniki Marczuk oskarżonej o przyjęcie łapówki również nie byłam tematem zainteresowana i nie specjalnie wiedziałam o co w całej sprawie chodzi. Pisząc "Chcę być jak agent" znana celebrytka miała uzyskać swego rodzaju katharsis - czy uzyskała? Nie wiem. Jedno jest pewne, w ten sposób przedstawiła swoje spojrzenie na całą sprawę, które w pierwszych chwilach całego zdarzenia zupełnie nie interesowało prasy, która szukała sensacji. Zapoznałam się z całą prowokacją przygotowaną przez Centralne Biuro Antykorupcyjne (nie jedyną zresztą) z udziałem sławnego agenta Tomka i ... chyba wolałam tego nie wiedzieć. Wolałam mieć w głowie obraz Mojej dobrej, kochanej, demokratycznej Polski, a nie kraju, w którym nikomu nie można ufać. Nie miałam wcześniej wiedzy na temat sposobów działania CBA. Cieszę się tylko, że jestem małym, szarym człowieczkiem nic nieznaczącym dla systemu :)
Cała sprawa w sumie mnie męczyła, zbyt dużo faktów, dat, nazwisk. W książce ukazana jest cała 1,5 roczna znajomość Weroniki z Tomkiem i rok po zatrzymaniu, w czasie którego śledztwo ani o krok nie przyspieszyło na przód. W tym czasie wyjaśniono jedynie kwestię zbyt dużej kaucji wyznaczonej przez sąd. Trudno uwierzyć w to, że człowiek zdolny jest przez ponad 1,5 roku grać kogoś kim zupełnie nie jest, kłamać w żywe oczy i żyrując na naiwności "celu" podżegać go do popełnienia przestępstwa i to w wyjątkowo perfidny sposób. Dużo bardziej jednak od całej tej sprawy interesowały mnie fragmenty, w których Weronika pisała o dzieciństwie, przyjaciołach, życiu na Ukrainie, czy chociażby jej związku w Czarkiem Pazurą. Smutne jest to, że były mąż nie czekając na wyjaśnienia Weroniki na temat afery przygotował oświadczenie dla prasy, w którym wyraża ubolewanie, że "Weronika Marczuk-Pazura nie zgodziła się zrezygnować z mojego nazwiska negatywny wydźwięk jej zatrzymania przez CBA, spada na rodzinę Pazurów"... jakby mało miała zmartwień. Kilka miesięcy później Weronika formalnie pozbyła się drugiego członu nazwiska.
We wrześniu 2009 gdy w każdym kolorowym magazynie oraz prasie codziennej zalała nas fala artykułów dotyczących aresztowania Weroniki Marczuk oskarżonej o przyjęcie łapówki również nie byłam tematem zainteresowana i nie specjalnie wiedziałam o co w całej sprawie chodzi. Pisząc "Chcę być jak agent" znana celebrytka miała uzyskać swego rodzaju katharsis - czy uzyskała? Nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-06
Nadkomisarz Maciej Szwerman, w asyście młodszego aspiranta Jerzego Woźniaka przybywa na basen "Rusałka" w Gdańsku, skąd nadeszło wezwanie. Na terenie szatni kąpieliska sprzątaczka odnalazła ciało mężczyzny z raną klatki piersiowej oraz pozbawionym gałek ocznych. Wkrótce po tym zdarzeniu na brzegu Martwej Wisły pewien mężczyzna dokonuje niecodziennego połowu. W rzece dryfuje ciało. Mężczyzna nosi te same ślady co poprzedni denat. Tym razem pojawia się pewien ślad, który sprawia, że śledztwo rusza do przodu. Dodatkowo obie ofiary łączy pewien trudny do rozszyfrowania tatuaż. Niestety czas nie sprzyja i pojawiają się następne zgony. W śledztwie pojawiają się nowe dowody i poszlaki. Sprawa staje się coraz ciekawsza i... niebezpieczna...
Jestem zachwycona! To jeden z najlepszych kryminałów, które czytałam. Nawet nie wiedziałam jaki skarb trzymam na półce! - chwała wyzwaniom czytelniczym i ich twórcom :) Szukanie odpowiednich lektur nie dość, że jest świetną zabawą to jeszcze przynosi same korzyści. Dariusz Rekosz stworzył interesującą i trzymającą w napięciu historię serii morderstw. Doświadczony Szwerman i myślący nieszablonowo Woźniak tworzą udaną parę detektywów. Zaskoczony uwagami Woźniaka Szwerman szybko nabiera szacunku do młodszego kolegi. Razem udaje im się rozwikłać istotne wskazówki śledztwa. Niestety nie wszystkim taki obrót sprawy jest na rękę. Komuś bardzo zależy na uciszeniu sprawy.
Książka sprawiła mi wiele przyjemności. Wartka akcja, ciekawe przedstawienie postaci i coraz to nowe fakty nie pozwalały oderwać się od treści. Zgrabne połączenie wydarzeń, dowodów i sam przebieg śledztwa stworzyły odpowiedni poziom napięcia i z każdą kolejną kartką odczuwałam większe podekscytowanie i zainteresowanie sprawą. Nie sądziłam, że w tak krótkiej powieści można zmieścić tak wspaniałą i interesującą historię. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam właśnie po tę książkę. Rewelacja!
Nadkomisarz Maciej Szwerman, w asyście młodszego aspiranta Jerzego Woźniaka przybywa na basen "Rusałka" w Gdańsku, skąd nadeszło wezwanie. Na terenie szatni kąpieliska sprzątaczka odnalazła ciało mężczyzny z raną klatki piersiowej oraz pozbawionym gałek ocznych. Wkrótce po tym zdarzeniu na brzegu Martwej Wisły pewien mężczyzna dokonuje niecodziennego połowu. W rzece dryfuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To już 12 książka autorki, której bohaterką jest Maggie O`Dell. Agentka FBI jest obecnie po rozwodzie, niedawno przeżyła postrzał w głowę i teraz wszyscy patrzą jej "na ręce", w szczególności jej nowy szef - Raymond Kunze. Właśnie dostaje wezwanie do pożaru starych magazynów, na razie wiadomo o jednej ofierze śmiertelnej. Czy będzie ich więcej? Maggie strasznie nie lubi pożarów, źle jej się kojarzą i prześladują w snach. Wszystko to z powodu tragicznej śmierci ojca, gdy Maggie była małą dziewczynką. Teraz dodatkowo niepokoi się o swojego przyrodniego brata Patricka, który poszedł w stronę ojca i również został strażakiem.
To nie pierwsze podpalenie w mieście w ostatnim czasie, ale pierwsze z ofiarą śmiertelną. A to nie koniec. Wkrótce płoną dwa kościoły i inne miejsca. Szaleniec jest coraz groźniejszy. Rozpoczyna się walka z czasem, ofiar przybywa. Agentka pragnie jak najszybciej rozwikłać zagadkę, ale potworny ból głowy skutecznie jej to utrudnia. Zadanie nie jest wcale łatwe. Coś nie gra w tej sprawie, coś w faktach i dowodach niepokoi bohaterkę, a czas biegnie nieubłaganie. Czy sama będzie kolejnym celem? Takie śliczne, twarde babki przyciągają przecież szaleńców, którzy lubią trudne wyzwania. Jak będzie tym razem?
Początkowo trudno mi było wgryźć się w akcję, bo zwyczajnie nie była wciągająca. I tak przez ponad 100 stron. Później gdy autorka odkryła kolejne "karty" akcja zaczęła nabierać tempa. Wreszcie sama podjęłam wyzwanie i chciałam pomóc agentce w rozwiązaniu tej sprawy. Częściowo miałam rację, więc byłabym pomocna w rozwikłaniu zagadki. Mimo to finał mnie zaskoczył i... zdenerwował! Chcę kolejnej części! Bo jak to tak??? Tak nie wolno traktować czytelników! No nic, i tak nic nie przyspieszę. Muszę cierpliwie czekać na kolejną część, która już zapowiada się ciekawie. A tymczasem pozostaje mi zgłębić pozostałe części serii z agentką O`Dell, bo do tej pory przeczytałam tylko dwie. Chętnie przeczytam o sprawie Stocky`iego albo historii dwóch chłopców rażonych prądem i znalezionych w lesie (o czym sprytnie wspomina autorka).
Książkę polecam miłośnikom serii, ale także tym, którzy lubią rozwiązywać kryminalne zagadki i chętnie sięgają po thrillery i kryminały.
To już 12 książka autorki, której bohaterką jest Maggie O`Dell. Agentka FBI jest obecnie po rozwodzie, niedawno przeżyła postrzał w głowę i teraz wszyscy patrzą jej "na ręce", w szczególności jej nowy szef - Raymond Kunze. Właśnie dostaje wezwanie do pożaru starych magazynów, na razie wiadomo o jednej ofierze śmiertelnej. Czy będzie ich więcej? Maggie strasznie nie lubi...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to