-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-01-01
2017-03-13
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Lektura, którą miło było sobie przypomnieć po latach. Ponowne przeżywanie przygód uratowanego przez ludzi jelonka było dla nas obu niebywałą przyjemnością. Taki ot polski Bambi. Dużo też można się było nauczyć staropolskich słów i różnorakich nazw, którymi posługują się myśliwi. Największą wartością tej książki jest to, że przemyca cichaczem, pod przykrywką koziołkowych psot, wiedzę o życiu ludzi, o świętach, obrzędach, małych i dużych radościach wiejskiego, górskiego życia.
"Gór mi mało i trzeba mi więcej
Żeby przetrwać od zimy do zimy
Z wyrokiem wędrówki bez końca
Po śladach, które sam zostawiłem
Góry, góry i ciągle mi nie dość
Skazanemu na gór dożywocie."
Na Bani - Dożywocie Gór
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Lektura, którą miło było sobie przypomnieć po latach. Ponowne przeżywanie przygód uratowanego przez ludzi jelonka było dla nas obu niebywałą przyjemnością. Taki ot polski Bambi. Dużo też można się było nauczyć staropolskich słów i różnorakich nazw, którymi posługują się myśliwi. Największą wartością tej książki jest to, że...
2017-11-01
Zapraszam do siebie www.kwyrloczka.pl
BIBLIOTECZNE KLIMATY
Przeczytawszy niedawno Maga przypomniałam sobie, że Fowles nie tylko tej książki jest autorem. Czy to nie dziwne, że więcej książek napisał taki Fowles? Nie wiem, może troszkę, może jednak powinien poprzestać na jednej, ale o tym później.
Rozentuzjazmowana poczynionym odkryciem oraz posiadając czytelnicze wolne moce przerobowe pobiegłam do biblioteki z oczywistymi zamiarami.
- Kochanica Francuza jest?
- Nie ma.
- Larwa jest?
- Nie ma.
- A co jest?
- Ja jestem….
Nie, to nie było do końca tak. Okazało się, że jest tylko jedna książka tegoż autora, a mianowicie Kolekcjoner. Tak to bibliotekarka potrafi sprowadzić człowieka na ziemię jednym zdaniem. Cóż było robić, wzięłam co dawali.
Tego samego dnia w porze wieczornej zatapiając siebie w wannie z dala od wścibskich oczu i powszechnej w moim domu wrzaskliwości zatopiłam się również w lekturze.
RACHU CIACHU I PO WSZYSTKIM
Czytam. Jest facet, prostak, ciut jakby przygłupi. Skrzywiony przez życie dość konkretnie. Człowiek dziwny a do tego mój ulubiony gatunek – urzędol. Rzeczony urzędol wygrywa mnóstwo pieniędzy w brytyjskiego totka. Wygrywa tak dużo, że pracować już nie musi, zaczyna więc się nudzić, a jak wiadomo jak się człowiekowi nudzi to nachodzą go głupie pomysły. Naszły więc i jego. Porwał chłopina studentkę akademii sztuk pięknych i uwięził w specjalnie do tego przygotowanym pomieszczeniu. Więził nieszczęsną kobiecinę, aż mu na grypsko paskudne nie zeszła. Tak ta recenzja jest spojlerem, bo nikomu nie polecam tej lektury.
KOLEKCJONER - JOHN FOWLES I STRASZNY ZAWÓD
Drodzy państwo Mag jeszcze coś sobą reprezentował, był akcja, był pomysł, były krajobrazy i pinie. Tutaj tylko dom, pokój i dramat uwięzionej. Całkiem zgrabny zabieg podziału na dwa punkty widzenia. Ze strony porywacza i porwanej. Pierwsza połowa zawiera przemyślenia prostego pracownika administracyjnego, druga połowa ciut pretensjonalnej pannicy. Oba różnią się stylowo i pozostają dostosowane do każdego z bohaterów. Nie dajcie się jednak zwieść, nie jest to ani kryminał, ani horror, ani żaden pokręcony dramat psychologiczny. Fowles roztrząsa po raz kolejny, do wyrzygania problem klasowości społeczeństwa stawiając naprzeciw siebie urzędnika i studentkę z dobrego domu. Całe tło powieści powstało jedynie po to, żeby skłonić ludzi do kupna i przeczytania rozprawy na temat tej problematyki i dramatu społeczeństwa podzielonego. Mierzi mnie to strasznie, a wyłazi z każdej książki, która uważa się za ciut ambitniejszą. Już w Magu widać było, że i Fowlesa to denerwuje i boli, i kręci się wokół tego podziału jego postrzeganie świata. Zapraszam więc Pana do Polski. Nie mamy tutaj takiego problemu, tutaj są tylko biedni, ciut mniej biedni ale nadal biedni i bogaci, bogaci znaczy politycy, pociotkowie polityków, biznesmeni związani z politykami i bandyci - poplecznicy polityków. Prosty podział, niewielkie pole do zastanawiania się nad swoim miejscem na świecie. Zagnieździł by się Pan między Dorotą od niedawna R. potocznie zwaną Dodą, a Szczepanem Twardochem i znalazłby Pan swoje miejsce wśród pudelkowej bohemy pięknego kraju nad Wisłą.
ŻEGNAJ JOHN
Wykreślam więc ze swej listy powieści do przeczytania Kochanicę Francuza i Larwę, myślę, że nie warto wgłębiać się w dalszą twórczość Pana Johna Fowlsa. Staje się on dla mnie odtąd autorem jednej dobrej książki (pierwszej książki) i na listę takowych go wpisuję. Jeśli kiedyś zmienię zdanie na pewno się o tym dowiecie.
Zapraszam do siebie www.kwyrloczka.pl
BIBLIOTECZNE KLIMATY
Przeczytawszy niedawno Maga przypomniałam sobie, że Fowles nie tylko tej książki jest autorem. Czy to nie dziwne, że więcej książek napisał taki Fowles? Nie wiem, może troszkę, może jednak powinien poprzestać na jednej, ale o tym później.
Rozentuzjazmowana poczynionym odkryciem oraz posiadając czytelnicze wolne...
2017-11-17
Zapraszam do siebie www.kwyrloczka.pl
ŁOWCA
Któż nie zna, któż nie pamięta. Blade Runner, Ridley Scott. Niezapomniany, niezwykle przystojny Han Solo, znaczy ten... Rick Deckard, znany i nieśmiertelny Harison Ford. Miłość mojej młodości, a bardziej dzieciństwa, ledwie rozbudzonej dziewczęcości. To kino w starym dobrym stylu, powolne, bez migawkowych scen, przesadnego efekciarstwa. Kanciaste, toporne, z zimnym odbiciem stalowych oczu Rutgera Houera. Moja młodość, moje kino, mój świat.
"A WSZYSTKO TO PRZEMINIE JAK ŁZY W DESZCZU"
Pełni obaw udaliśmy się do kina. Tak, tak słów kilka o filmie nie książce, ale zaczekajcie cierpliwie. Tak niewiele wszak filmów w naszych czasach powstaje nie na podstawie książek. Poszliśmy więc na Blade Runnera 2049 i wyszliśmy zszokowani. Dało się. Naprawdę dało się. Po klapie najnowszego Indiany Jonesa, po dyskusyjnych Star Wars'ach, jednak się dało. Godny następca części pierwszej. Niebywale pomarańczowo — klimatyczny, snująco — powolny, bez tego wszystkiego, czego nie lubię we współczesnym kinie. Film jakby nie z tej epoki. Patrzyłam i myślałam, że on chyba nigdy się nie skończy, że te krajobrazy post-apokaliptycznego świata przeniosły się na zewnątrz i tamto teraz jest moim. Jak Strangers Things wśród seriali. Stąd właśnie mój powrót do książki, do Dicka — mistrza topornego stylu i niesamowitych historii.
PHILIP KINDRED DICK
Znawcą jego Twórczości nie jestem, niejakie pojęcie jednak mam. Dick jest pisarzem trudnym, trudnym stylowo. Czytając, ma się wrażenie jakby uderzania w głowę tępym narzędziem. Co zdanie to bach. Bez zbędnych opisów, emocji, topornie i prosto, ale nie prostacko. Przychodzi w końcu moment, kiedy odkładamy książkę zmęczeni i w zasadzie cieszymy się, że to już wreszcie nastał koniec. Nic bardziej mylnego, teraz to dopiero początek! Teraz nachodzą człowiek myśli, teraz kiedy w wiadomościach pokazują androida beztrosko odpowiadającego na pytania reportera, teraz kiedy w internetach oglądać można filmiki o nowych możliwościach robotów. Myślę sobie Orwell, Zamiatin, Huxley czyżby i Dick? Nic nas już chyba nie ochroni przed tą przerażającą wizją, człowiek to czy robot stoi przede mną, zabije mnie czy jednak powstrzyma go Prawo nałożone na ludzi przez Boga. Straszne rzeczy dzieją się tuż pod naszymi nosami, tak ładnie są opakowane i przyozdobione, a ludzie tak zaślepieni i ufni.
SMUTNA REFLEKSJA O SMUTNYCH CZASACH
Z telewizora gada do nas Przyjacielski Buster i jego ferajna, a w plecy nasze ciskają kamienie jacyś hejterzy z internetu. Problem goni problem, polityka, wojny, pieniądze. Wszystko to bzdury, bzdury i oszustwo. Tak szybko pędził świat telegrafem, parowym pociągiem, zasilony prądem. Ledwo się od ziemi człowiek oderwał, a już wysyłano kogoś w kosmos (o ile to w ogóle prawda). Teraz jakby wszystko zamarło, te same auta, na tą samą benzynę, te same domy, te same promy kosmiczne, ulepszanie tylko tego, co już dostępne. Choć czy świadome postarzanie produktów, które stosują wszyscy producenci, to tak naprawdę polepszenie czegokolwiek. Super medycyna pod szkarłatnym sztandarem z napisem Pacjent Wyleczony to Pacjent Stracony. Zabijanie nienarodzonych, mordowanie starców. Byle tylko mieć zwierzę, mieć zwierzę to jest coś, lepiej też mieć zwierzę niż dziecko, to oczywiste!
Smutno mi. Strasznie smutno czytać Dicka, bo to właśnie prawda wali w głowę w każdym zdaniu. Prawda wyłazi z każdej strony i coraz więcej tych prawd staje się rzeczywistością. Czy przyjdzie nam czekać na jądrowy kataklizm, na wymarcie wszystkich żywych stworzeń, na zastąpienie ludzi robotami? Mam nadzieję, że to nie zdąży się stać.
KU PRZESTRODZE
Przeczytałam opowiadanie, chyba z 15 lat temu, a dotąd nie sposób wyrzucić go z głowy, zapomnieć o nim. Opowiadanie pełne przerażonych dzieci, które czekały aż pod ich dom przyjedzie auto w guście czarnej Wołgi i zabierze je na śmierć. Granica dopuszczalnej aborcji została przesunięta do wieku zdaje się 6 lat. Te dzieci codziennie wypatrywały tego samochodu. Żyły nie wiedząc czy już zapadła decyzja, czy są jednak potrzebne społeczeństwu, czy zachowają życie, czy je stracą. Tak prawdziwym się zdaje świat Dicka, strzeżmy się więc. Czytajmy i bójmy się, dostrzegajmy problemy i walczmy z nimi.
"FANTASTYKA. O, TO JA NIE CZYTAM TAKICH KSIĄŻEK, BZDURY"
Głupiś więc. To urywek, fragment z przyszłości naszego gatunku, gdzie pewien policjant, żeby kupić sobie domowe zwierzątko musi zarobić bardzo dużo pieniędzy. Zarabia je niszcząc. Musi zabijać rzeczy, a nie potrafi już o nich myśleć jak o rzeczach. Jego cele chyba też już dłużej nie mogą myśleć o sobie jako o rzeczach skoro chcą żyć i za to życie ginąć. O i już, tyle. Przeczytajcie.
Zapraszam do siebie www.kwyrloczka.pl
ŁOWCA
Któż nie zna, któż nie pamięta. Blade Runner, Ridley Scott. Niezapomniany, niezwykle przystojny Han Solo, znaczy ten... Rick Deckard, znany i nieśmiertelny Harison Ford. Miłość mojej młodości, a bardziej dzieciństwa, ledwie rozbudzonej dziewczęcości. To kino w starym dobrym stylu, powolne, bez migawkowych scen, przesadnego...
2017-11-02
ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl
KSIĄŻKA ROKU 2015
Książka ta to nie był mój zakupowy wybór, chociaż figurowała w mojej biblioteczce jako jedna z tych, które chce przeczytać kiedyś w przyszłości. Pewnie doczekałaby się na swoją kolej, gdyby pewnego dnia niespodziewanie nie zjawiła się w domu na kurierzych nogach. Ładnie pachniała i ładnie wyglądała, ciekawie spoglądał na mnie staruszek z brodą. Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia kim on jest, ale on już zapraszał mnie do lektury, do ciepłego omszałego wnętrza Laura.
ZNOWU TEN MECH
Ten, kto czasem zagląda na mojego bloga wie, że lubię mech. Mech zawsze dobrze mi się kojarzy z miękkością i przytulnością i, mimo że przecież często bywa wilgotny jest w nim coś ciepłego i matczynego. Mech dom tysiąca istnień, dywan lasu. Laur jest dla mnie trochę jak wspomniany mech jest przytulny, pełen dobra, miłości, czasem śmieszny jak małe owocniki mchu, czasem smutny jak brak wilgoci, spokojny, zielony i piękny. Przepełniony mistycyzmem i wiarą w Boga, który jest miłością.
HISTORIA DROGI
Wewnątrz znajdziemy opowieść o życiu człowieka od narodzin aż do śmierci. Brzmi banalnie, ale banalnie nie jest w żadnym momencie. Chciałabym to jakoś ładnie zobrazować, ale nic nie przychodzi mi do głowy, dla tego też zwlekam z tą recenzją już ładne dwa tygodnie. Może tak jakoś prosto, jak do ludu. Arsenij złapał się mojego serca i trzyma je bardzo mocno w swoich rękach. Najpierw w chłopięcych rączkach podróżuje na nim jak na plecach swojego dziadka zielarza Kristofora. Potem są w nim już w trójkę, w prawej komorze jak w małej chatynce koło cmentarza. W trójkę już pozostają wędkując przez czasy i miejsca. Czasem moje serce śmieje się z Arsenijem z Nawiedzonego Fomy, czasem śmieje się z Karpa zza rzeki i dziwi ich odwiecznej, choć sprawiedliwej walce. Często wszyscy razem marzniemy, gryzą nas pchły, czasem ktoś nas bije. W prawej komorze mego serca Arsenij leczy chorych, oddaje całego siebie Bogu i dzięki jego miłości i mocy uzdrawia tych, którzy uzdrowienia potrzebują. Diagnozuje, przewiduje przyszłość, pomaga, ratuje, rzuca kamieniami w diabły. W lewej komorze mieszka na samym końcu swej drogi, kiedy staje się już Laurem. Mieszka w niej razem z niedźwiedziem i kimś jeszcze, kogo nigdy by się nie spodziewał. W końcu opuszcza świat i powinien opuścić me serce, ale nie odchodzi, zostaje.
ZAPYTALI
"Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?
On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy".
To chyba najważniejsze przesłanie. Autor pisze z punktu widzenia prawosławnego czy katolika, z którym ja w wielu miejscach się nie zgadzam. Bez takiego punktu widzenia historia nie miałaby jednak racji bytu. Miłość do Boga, bliźnich i mniejszych naszych braci wylewa się z każdej karty uczmy się tak kochać, jak Arsenij. Zaprzedajmy nasze ziemskie życia temu, który jest miłością. Przestańmy się złościć, kłócić, walczyć, nienawidzić. Odrzućmy karabiny, cięte riposty, głupie uwagi, gniew i strach. Obierzmy inną ścieżkę tą ciepłą, tą w kierunku nagrzanego, zielonego mchu.
ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl
ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl
KSIĄŻKA ROKU 2015
Książka ta to nie był mój zakupowy wybór, chociaż figurowała w mojej biblioteczce jako jedna z tych, które chce przeczytać kiedyś w przyszłości. Pewnie doczekałaby się na swoją kolej, gdyby pewnego dnia niespodziewanie nie zjawiła się w domu na kurierzych nogach. Ładnie pachniała i ładnie wyglądała, ciekawie spoglądał na...
2017-10-20
>>Zapraszam na mojego bloga o wszystkim i tym jak: www.kwyrloczka.pl<<
Klasyka taka już jest
Tak jako było na początku i zawsze na wieki rozpływają się wszyscy nad klasyką. Ja przepraszam, ja nie chce nikogo z tych rozpływaczy urazić. Babcia zawsze powtarzała, że o gustach się nie dyskutuje, babcia z rocznika 1927 to chyba się zna. No to nie obrażajcie się, ale ta książka jest marna. MARNA! Dramatycznie aż. Raz, że to prędzej nowela niż powieść, ledwo zaczniesz, a już kończysz. To, że wydawca powiększył czcionkę do maksimum niczego nie jest w stanie zmienić. Dwa — fabuła jest przewidywalna aż do bólu. Czytasz i wiesz, już wiesz co będzie.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie
Zdaje się, a wniosek ten wysnuwam z lektury innych recenzji na Lubimy Czytać, że opowieść ta uważana jest za jakiś rodzaj studium przyjaźni międzyludzkiej. To ja dziękuję za taka przyjaźń. Mój najlepszy przyjacielu i mężu w jednej osobie, czy mam się obawiać kuli w łeb? Czy tak ten świat jest poukładany, że ludzkiego przyjaciela można zastrzelić jak starego niedołężnego psa? Bo niczym się nie różnimy my ludzie od ich zwierząt, od myszy, od psa. Kiedy przychodzi nasz czas ktoś nam najbliższy powinien zafundować nam małą, niezobowiązującą eutanazję. Bo co? Bo nie spełniamy oczekiwań, nie jesteśmy tacy jak inni, bo inaczej nie można nam pomóc. Czy może nie chce się inaczej pomóc? Eutanazja to akt miłosierdzia czy wygodnictwo, przysługa czy morderstwo. Pytania takie retoryczne dla mnie.
Polecać, czy nie polecać
Czy człowiek upośledzony jest zwierzęciem, skoro można go tak po prostu zastrzelić? Pachnie mi to ciut eugeniką. Choć może takie właśnie pytania trudne stawia autor i my czytelnicy mamy to rozkminiać. Chyba jednak przestanę się bardziej zastanawiać, bo zaraz się okaże, że mimo wcześniejszych żalów to dobra książka. Taka z tych, co daje do myślenia, taka która nie daje się wyrzucić z pamięci.
Jednak nie polecać
Niestety nie da się zapomnieć tej cieniuśkiej broszury o ogromnej czcionce i ładnej okładce. Wszystko przez tandetne zagranie na ludzkich emocjach rodem ze współczesnej reklamy. Zabicie starego, ukochanego psa. Zabicie zwierzaka, którego miało się od szczeniaka. To stwierdzenie — od szczeniaka — pojawia się niczym podprogowy przekaz. Prawie każdy wychował jakiegoś psa od szczeniaka lub wychowywał się z jakimś psem od szczeniaka. W moim przypadku miało miejsce i jedno i drugie. Przyszedł też moment, kiedy trzeba było pożegnać naszego psiego przyjaciela, ktoś musiał mieć dość sił. W książce pan psa nie miał sił, by towarzyszyć przyjacielowi od szczeniaka. To nas boli, to w nas uderza i na tym uczuciu na tej emocji, tej ludzkiej tęsknocie i ofiarowanej miłości zbudowano całą fabułę. Panie Steinbeck tani chwyt, bardzo tani.
Z dedykacją
Pisząc dzisiaj myślałam o pewnym psim przyjacielu, nie moim, a jednak ważnym, bo ważnym dla moich przyjaciół. Psim przyjacielu, który po długiej chorobie dzisiaj przeszedł przez tęczowy most. Zawsze pozostanie w mojej pamięci jako Bongo — grubiutki, rudawy, kudłaty piesek przynoszący każdemu gościowi zabawkę, żeby szarpać ją z przeogromnym radosnym warczeniem.
Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy za was psy odpowiedzialni. Zawsze pozostaniecie w naszych sercach.
>>Zapraszam na mojego bloga o wszystkim i tym jak: www.kwyrloczka.pl<<
>>Zapraszam na mojego bloga o wszystkim i tym jak: www.kwyrloczka.pl<<
Klasyka taka już jest
Tak jako było na początku i zawsze na wieki rozpływają się wszyscy nad klasyką. Ja przepraszam, ja nie chce nikogo z tych rozpływaczy urazić. Babcia zawsze powtarzała, że o gustach się nie dyskutuje, babcia z rocznika 1927 to chyba się zna. No to nie obrażajcie się, ale ta książka...
2017-10-09
ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl
Ponowne spotkanie po 10 latach
Nie było to moje pierwsze spotkanie z Magiem, lecz drugie. Niestety nic się nie zmieniło. Nie poradzę nic na to, że ta książka mi się po prostu nie podoba. Mam tutaj takie podejrzenie, że jest ona jakąś formą zawoalowanego romansidła dla mężczyzn. Skąd to podejrzenie, otóż ta książka bardzo podoba się mężczyznom, których znam. Może są trochę szaleni, ale chyba w jakiś sposób utożsamiają się z tym idiotą, który jest głównym bohaterem książki, chociaż nie widzę między nimi żadnego podobieństwa.
Powiedziano już wiele
Sama książka napisana przystępnie, pięknym poetyckim stylem, jest i zagadka i niespodzianka, romans, kryminał, powieść psychologiczna. Nie ma sensu rozwodzić się nad istotą powieści i fabułą. Rozpraw takich jest już tysiące i pisanie kolejnej mija się z celem.
Jest jednak taka rzecz, która mnie w tej książce przeraża i jest to chyba jedyna prawda, jaką w niej dostrzegam. Pieniądze i władza deprawują. Niby wiadomo, nic to nowego. Ba, nawet frazes pusty można by powiedzieć. Czy aby na pewno?
Złe bogactwo
Wielu jest ludzi bogatych i głupich, ale to nie jest opowieść o nich. Bogatych i głupich wszyscy znają, jarają się ich wyczynami zapatrzeni w Pudelka. Popierają ich charytatywne zapędy i żyją ich życiem bogacza celebryty. Ilu jest obrzydliwie bogatych i obrzydliwie inteligentnych? Myślicie teraz o Bilu Gatesie? Nie, nie takich, ciągle za mały kaliber. Chodzi o tych, o których nie wiecie nic, ani jak się zwą, ani co robią, a robią wiele. Czyny ich odzwierciedlają dokładnie to, co robił Pan Conchis Panu idiocie Urfe. Zabawiają się naszym życiem, bo mogą, bo ich stać na wszystko nawet na zrobienie pacynki na rączkę z całego społeczeństwa. Teraz powiecie wariatka w spiskowe teorie wierzy i w całą tę mityczną grupę Bilderberga.
Wierzy nie wierzy
To może sami odpowiedzcie sobie na pytanie, jak to się dzieje, że taki obleśny dziad, jakim był David Rockefeller przeszedł siedem operacji serca i w gratisie pewnie wielu innych narządów, kiedy inni młodzi ludzie, nierzadko dzieci czekają latami w kolejkach i umierają w szpitalnej ciszy. Kim byli dawcy organów? Gdzie się zgłaszali, wszak salę operacyjną miał we własnej willi. Zdaje się, że nie można zapukać do szpitala i powiedzieć: Dzień dobry. Zbrzydło mi moje życie daj Pan bańkę na otarcie łez mej matki i bierz serducho, nereczkę i wątróbkę dla potrzebujących. Jakieś procedury przecież obowiązują. Owszem, Ciebie, mnie, ale ich już nie. To oni tworzą procedury, bawią się światem, politykami, prowadzą wojny, niszczą, mordują, a co niedziela z uśmiechem przewijają niemowlęta w sierocińcu w imię akcji „Dziecko przyjmie każdą pomoc”.
To nie magia
Chcę wam po prostu uzmysłowić, że ta mała manipulacja w książce Mag jest odzwierciedleniem tej dużej manipulacji, która dokonuje się na wszystkich ludziach świata, którzy jakby wyciągnąć z nich średnią, są dokładnie takimi zaślepionymi idiotami jak Nicholas Urfe. Nie gniewajcie się na mnie za te niemiłe słowa po prostu otwórzcie oczy i obserwujcie plany wewnątrz planów w planach.
P.S. Przewijanie dzieci w imię akcji „Dziecko przyjmie każdą pomoc” to nie mój tekst. To z serialu Tygrysy Europy. Cytat „Obserwuj plany wewnątrz planów w planach” to nieśmiertelny Frank Herbert i Diuna.
ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl
Ponowne spotkanie po 10 latach
Nie było to moje pierwsze spotkanie z Magiem, lecz drugie. Niestety nic się nie zmieniło. Nie poradzę nic na to, że ta książka mi się po prostu nie podoba. Mam tutaj takie podejrzenie, że jest ona jakąś formą zawoalowanego romansidła dla mężczyzn. Skąd to podejrzenie, otóż ta książka bardzo podoba się...
2017-09-22
Zapraszam na mojego bloga http://kwyrloczka.pl/2017/09/22/o-tym-jak-walcza-gadajace-szczury/
Boicie się szczurów?
Pamiętam szczury, kiedy byłam mała dużo moich kolegów miało szczura w domu, a ja strasznie im tego zazdrościłam. Zawsze chciałam mieć szczura, ale niestety nie było mi dane. Szkoda, myślę, że mogłabym się dogadać z takim zwierzakiem. Mam jeszcze jedno wspomnienie ze szczurem. Biegał taki po osiedlu, a właściwie skakał jak kangur, chyba najadł się jakiejś trutki i nie bardzo ogarniał rzeczywistość. Długo zresztą nie pożył, bo jakiś mężczyzna w podeszłym wieku wyciągnął z samochodu łom z zamiarem skrócenia szczurzego żywota. Szczur kicał, mężczyzna szedł, a ja byłam mała i wolałam nie patrzeć.
Szynkawieprz, Niebezpieczny Groszek, Ciemaopalenizna, Sardynki
Tym razem Pratchett w odsłonie dla młodszych czytelników. Prezentuje bardzo przyjemną przygodę w szczurzym świecie. Jeśli boicie się szczurów lub uważacie, że mają łyse obrzydliwe ogony, choć to nie prawda, powinniście zapoznać się z tą opowieścią. Oczywiście, jeśli mówiące szczury, o przedziwnych imionach nie przerażają was bardziej niż te zwykłe, które jeno piszczą, zostawiają odchody i pożytku żadnego nie dają. Oczywiście odradzam tę książkę również, tym którzy mogą mieć jakieś zastrzeżenia do gadających kotów, kotów którym sumienie nie pozwala jeść niczego co mówi. Odradzam tym, którzy lękają się chłopaków wyglądających na głupka i ich piszczałek. Jeśli nie potraficie znieść dziewczynek o wybujałej wyobraźni z wielką torbą, to nie, to nie będzie książka dla was.
Śmierć z humorem
Jeśli obsesyjnie bronisz dziecko przed jakąkolwiek wzmianką o śmierci niestety nie jest to dobra książka. Niemniej szczury umierają z wielką godności i z równie wielką godnością przybywa po nie Śmierć Szczurów ze swoim nieśmiertelnym PIP.
Co na to młodzież
Dziecko, lat 8, płeć piękna. Zżyła się ze szczurami dość mocno, wybiegła nawet z pokoju, żeby oznajmić nam, co stało się z Szynkawieprzem, a w jej wielkim zielonkawym oku zakręciła się łza. Miała ubaw z Sardynki i pokochała Ciemnąopaleniznę. Tak najbardziej chciałby zostać Odżywką i to z nią poczuła największą więź. To dobra książka, rozrywkowa, nie ma w niej wiele nauki, ale pełno w niej dobrych żartów sytuacyjnych, ciętych ripost i ciekawostek z życia szczurów. Z czystym sumieniem polecam wszystkim bardziej rozgarniętym czytelnikom, którym nieobcy jest sarkazm, nawet jeśli mają dopiero osiem lat.
Dziwne, dziwne
Życie potrafi człowieka zaskakiwać. Kiedy piszesz recenzję o szczurach i myślisz, że nic już nie jest w stanie cię zaskoczyć okazuje się, że na głównej stronie wszechwidzącego Google biega sobie szczur. O, nawet popija herbatkę. Dziwne, bardzo dziwne. I nie mówcie, że to mysz. Szczur i koniec!
W dziesięciopunktowej skali serwisu Lubimy Czytać
Moja ocena: 6 (dobra)
Ocena dziecka: 8 (rewelacyjna)
Zapraszam na mojego bloga http://kwyrloczka.pl/2017/09/22/o-tym-jak-walcza-gadajace-szczury/
Boicie się szczurów?
Pamiętam szczury, kiedy byłam mała dużo moich kolegów miało szczura w domu, a ja strasznie im tego zazdrościłam. Zawsze chciałam mieć szczura, ale niestety nie było mi dane. Szkoda, myślę, że mogłabym się dogadać z takim zwierzakiem. Mam jeszcze jedno...
2017-08-18
Pax - Sara Pennypacker - Książka roku 2016 serwisu Lubimy Czytać.
Książka ta została wybrana głosami czytelników. Znaczy, się podobała czytelnikom. Wśród recenzji nie widzę, jednak żeby ktoś zamieścił opinie dziecka, które miało przyjemność lub nie, zapoznania się z tą historią. Czytelnicy zwracają uwagę na uniwersalność powieści, na trudną problematykę i oczywiście, że jest to książka dla dzieci, która trafiła w ich ręce, mimo że są już dorośli i ich w większym lub mniejszym stopniu zachwyciła. Osobiście, gdybym przeczytała ją wcześniej sama, nie poleciłabym jej czytania dziecku. W ogóle nikomu nie poleciłabym jej czytania.
Smutek, smutek, morza smutku i trauma w gratisie.
Darujcie, że tak szeroko opiszę fabułę ale, jako że zdecydowanie odradzam Paxa muszę uzmysłowić wszystkim dlaczego. Zacznijmy od lisiego świata, tak jak i książka podzielona jest na dwie drogi lisią i ludzką.
Czytam sobie spokojnie dziecku, kiedy nagle lisica zwana Nastroszoną zaczyna opowiadać swoją historię. Jak to matka udaje się do ludzkiej siedziby szukać pożywienia. Niema czym wykarmić szczeniąt i w akcie desperacji próbuje dostać się do gospodarstwa. Wpada we wnyki. Córka szeroko otwiera oczy, Lisica matka próbuje odgryźć sobie łapkę. Kochanie to prawda, zwierzęta tak robią, czasem z tego wychodzą, jakoś staram się ratować sytuację. Gdzie tam, sytuacja nie chce się wcale ratować. Ojciec lis rusza na ratunek i oboje giną zatłuczeni kijami na oczach ukrytych w krzakach szczeniaków.
Dziecko patrzy na mnie ja na dziecko, cisza. Patrzymy dalej, cisza. Co tu powiedzieć. No co, się pytam. Ludzie tak mają, jacyś ludzie tak mają, są tacy ludzie co tak mają. Mają? Trudno stało się, przeczytane, zamarzło. Czytam więc dalej, przecież drastyczniejszych opisów być nie może.
Ginie Szary. Szary lis przywódca polany. Fajny, sympatyczny, pomaga Paxowi, prowadzi go i co... zostaje pogryziony przez lisa z sąsiedztwa i niestety umiera z powodu otrzymanych obrażeń. Wiadomo, żal, ale znośny wszak natura swoje prawa ma i lisi świat także swoimi prawami się rządzi. Wlazł na cudze terytorium i niestety poniósł konsekwencje. Taka mała lisia śmierć przy roznoszeniu zwierzaków kijami nie jest specjalnie straszna, niemniej jest kolejną. I robi się nam smutno. Czekamy teraz na lepsze na jakiś pozytyw. Czekamy, a ludzie w tym czasie zaminowują okolicę. Jest wojna są i miny. Na miny wchodzi sobie biedny jelonek i kabum! Wylatuje w powietrze, a jego zwęglone szczątki przyozdabiają polanę. Na minę wchodzi malutki, słodziutki braciszek Nastroszonej i KABUM — urywa mu łapkę. Usiłując ratować brata Nastroszona dostaje się w pobliże i KABUM — traci pół ogona! Nie no, jest fajnie przecież. Dziecko prawie płacze, minę ma jakby to jej nóżka odpadła i leży teraz przypalona koło tego jelonka, a ja myślę, za co te pochwały, te nagrody, to porównanie do Małego Księcia. Gdzie w Małym Księciu taka trauma? Niby coś tu ratuje jak ładnie Pax i Nastroszona stają się podporą dla Chuderlaka, jak oboje stają się jego łapką, jak stają się rodziną. Cóż z tego skoro przychodzi im pozostać na zaminowanym skrawku ziemi, w miejscu, gdzie pewnie zraz przejdzie front, gdzie najprawdopodobniej nie mają szansy na przeżycie. To się czuje, że ich los został przypieczętowany i nic, nic, nawet sielankowe wspólne polowanie, nie jest w stanie zatrzeć tego koszmaru.
Zarażeni wojną - Ludzie.
Tradycyjnie i z lewackim pozdrowieniem ojciec musi być tym najgorszym. Wiadomo przecież nie od dzisiaj, że ojciec bije, przejawia ciągoty do niepohamowywanych ataków furii, kłamie, wykorzystuje naiwność dziecka, niczego nie tłumaczy. Ojciec porzuca syna, którego sam wychowuje i odsyłając go do dziadka zmusza do porzucenia w lesie liska, którego chłopak wychowuje od szczeniaka. Dramatyczne pożegnanie na polanie, na której później ten sam ojciec szuja rozkłada miny wiedząc, że nieszczęsne, kochane przez syna stworzonko najpewniej zginie wysadzone w powietrze. Chłopak wyrusza więc w długą podróż z zamiarem odzyskania przyjaciela. Na swej drodze spotyka weterana wojennego. Kobietę, która opatruje jego złamaną nogę. Kobietę, która cierpi najprawdopodobniej na jakiś rodzaj powojennego stresu pourazowego. Kobietę, która karze się za mordowanie ludzi noszeniem wystruganej z drewna potwornie ciężkiej nogi. Kobieta, która struga marionetki i codziennie odgrywa przedstawienie z książki, którą zabrała jednej ze swoich ofiar. To się chyba nie mieści trochę w głowie mojej córce. Nie wiem, czy to do końca mieści się w mojej głowie. Ona to właśnie staje się dla chłopaka po części rodzicem, jest obca, jest wojenną kaleką i jest lepsza od ojca. Przecież żyjemy w świecie, w którym wszystko jest lepsze od rodziców. Państwo przecież wie lepiej jak wychowywać państwowe dzieci. Bezdzietny, żyjący samotnie, pokręcony weteran wojenny jest najlepszym mentorem. O zgrozo tak właśnie jest tutaj i jest to jedyna pozytywna i sympatyczna postać, która nie kłamie, uczy, dba i na swój sposób kocha. Sama zostaje w części uleczona przez obecność małego zagubionego chłopca i było by to w pewnym sensie ładne, gdyby nie ta pozostała otoczka.
Nic dobrego nikogo tu nie spotka.
Cała pozycja jest tak przepełniona smutkiem i grozą, dramatem bohaterów, że kiedy chłopak w końcu spotyka się z zagubionym przyjacielem, nie sposób się nawet uśmiechnąć. Kiedy przychodzi moment, który powinien być prawdziwie wzruszający i piękny, moment, w którym chłopak zaczyna rozumieć, że Pax ma już nową rodzinę i pozwala mu odejść z nimi, obydwie jesteśmy tak wyczerpane ziejącym z książki smutkiem, że nie czujemy nic. Ani jednej łzy, nic. Pustka. Skończyło się wreszcie, a my chcemy zapomnieć o Nastroszonej, Chuderlaku, Paksie, Voli, Szarym, o złym ojcu, który wiedział, o całej tej historii ze śmiercią w tle, o świecie, w którym nie ma nadziei.
Ładne ilustracje niestety niczego nie uratują.
Nie wiem dla kogo jest ta książka, chyba dla tych, co mają doła, pragną śmierci, do których wracają stare lęki, którzy nie mogą w nocy spać. Gnębi ich ból przemijania, choroby, wojny, rozpacz. Wszystkie ciemne strony życia dręczą ich, że kurwa mać. Jakoś odreagować to po prostu muszę. MUSZĘ!
https://www.youtube.com/watch?v=YTxqaHrXgHQ
Pax - Sara Pennypacker - Książka roku 2016 serwisu Lubimy Czytać.
Książka ta została wybrana głosami czytelników. Znaczy, się podobała czytelnikom. Wśród recenzji nie widzę, jednak żeby ktoś zamieścił opinie dziecka, które miało przyjemność lub nie, zapoznania się z tą historią. Czytelnicy zwracają uwagę na uniwersalność powieści, na trudną problematykę i oczywiście, że...
2017-07-22
Dokonało się. Przeczytałam.
Podejście drugie, pierwsze w liceum, nieudane. Wtedy — trauma, łazi jakiś taki, marudzi, nic się nie dzieje, kto to kazał czytać, co za brednie, niestrawne.
Podejście drugie i tutaj następuje chwila głębokiej zadumy. Klasyka. Co z nią jest nie tak? W dalszym ciągu łazi jakiś taki i marudzi, w zasadzie nic się nie dzieje.
Owszem pięknie nakreślone charaktery, każdy inny, każdy ma inne poglądy, inne pobudki, inne spojrzenie na życie, każdy przeżywa swoje małe tragedie. Owszem pięknie napisane, barwnym obrazowym językiem. Owszem oddaje problemy społeczne epoki, tej i w zasadzie każdej. Smutno przedstawia to, do czego pcha ludzi bieda. A wszystko to raptem w kilka dni, które główny bohater Rodion Romanycz głównie przesypia. Troszkę się błąka i wszystkie te piękne postacie ze swoimi dramatami same stają mu na drodze. Klasyka... co z nią jest nie tak? Czemuż to takie jest nudne, rozmemłane takie. Człowiek zasypia z głównym bohaterem i widzę, że przespała większość prawdziwy morał i wydźwięk. Morał i wydźwięk jakże piękny, jakże chrześcijański.
Nie o to przecież chodzi, że zbrodnia zasługuje na karę, że od sumienia się nie ucieknie. Przecież do samego końca Raskolnikow, będąc już na zesłaniu, nie czuł się winny. Dla tego też się przyznał tak szczegółowo, bo nie widział w swym postępowaniu niczego złego, chciał raczej wdzięczności za pozbycie się wrednej lichwiarki. To właśnie nim tak targało całą książkę, przez to snuł się po ulicach bez celu, śmiertelnie zanudzając czytelnika. Przecież wszyscy będą mówić, że zrobił coś potwornego, strasznego, i mówili, a on niczego niestosownego w swojej zbrodni nie widział. Ten frazes pusty, którego tu większość używa: zbrodnia zasługuje na karę. Dostał Rodion Romanycz karę, uznany za niepoczytalnego, kilka lat zesłania. Cóż to za kara dla podwójnego mordercy — żadna.
Przejdźmy do sedna. Cała ta nuda, to snucie się, te wszystkie skomplikowane charaktery, dla tego jednego morału. Bo cóż dzieje się na samym końcu - Raskolnikow zdaje sobie sprawę, że kocha. Kocha kobietę, która za nim przyjechała na katorgę, która i jego kocha bezgranicznie. Przez niepozorną dziewczynę, z musu prostytutkę, przyszedł do Raskolnikowa Bóg. Bóg, który jest miłością, odkupieniem, wybaczeniem i życiem. „Zresztą nie mógł tego wieczoru myśleć o czymkolwiek długo i wytrwale, nie mógł na niczym się skupić; a i nie umiałby teraz nic rozstrzygnąć świadomie — czuł tylko. Zamiast dialektyki przyszło życie i w świadomości musiało wypracować się coś zupełnie innego. Pod jego poduszką leżała Ewangelia. Wziął ją odruchowo.”
Tak właśnie rozpoczęła się droga do zmartwychwstania Raskolnikowa, który mordując, zabił siebie. „Ale tu się rozpoczyna nowa historia, historia stopniowej odnowy człowieka, historia stopniowego jego odradzania się, stopniowego przechodzenia z jednego świata w drugi, znajomienia się z nową, dotychczas zupełnie nieznaną rzeczywistością.”
Powtórzę więc za Dostojewskim: On tam jest i czeka na każdego, z wyciągniętymi rękami, nawet na mordercę. Jest drogą, prawdą i życiem. Dopiero kiedy uwierzysz w Jezusa, przyjmiesz jego miłość, zaczniesz prawdziwie żyć!
Ocena za treść 4 (może być)
Ocena za morał 9 (wybitna)
Klasyka... co z nią jest nie tak?
Dokonało się. Przeczytałam.
Podejście drugie, pierwsze w liceum, nieudane. Wtedy — trauma, łazi jakiś taki, marudzi, nic się nie dzieje, kto to kazał czytać, co za brednie, niestrawne.
Podejście drugie i tutaj następuje chwila głębokiej zadumy. Klasyka. Co z nią jest nie tak? W dalszym ciągu łazi jakiś taki i marudzi, w zasadzie nic się nie dzieje.
Owszem pięknie...
2017-06-21
Zły i Król, Król i Zły. Król zły jest i król dobry jest. Jest król za nim życie i śmierć, sprawiedliwość i zbrodnia. Jest Król i był Król, kim teraz jest, był, będzie? Tego się nie czyta, tam się jest, jest się małym Berensztajnem, który idzie za królem i widzi, widzi wszystko, a może tylko chce widzieć, a może wcale tam nas nie ma, nie jesteśmy małym żydkiem, żydówką. Może jednak tylko czytamy u siebie w domu, na kanapie, w wannie, w łóżku. Nie śpiewa Litani swojej pieśni nad naszym domem. A autor kto, synek łod nos i duma rozpiera, za nim by się szło, choć cień Wybiórczej ciut się kładzie, ale wybaczam.
Zły i Król, Król i Zły. Król zły jest i król dobry jest. Jest król za nim życie i śmierć, sprawiedliwość i zbrodnia. Jest Król i był Król, kim teraz jest, był, będzie? Tego się nie czyta, tam się jest, jest się małym Berensztajnem, który idzie za królem i widzi, widzi wszystko, a może tylko chce widzieć, a może wcale tam nas nie ma, nie jesteśmy małym żydkiem, żydówką. Może...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-26
Ocena dziecka: 10 (arcydzieło)
Moja ocena: 5 (przeciętna)
Wielkiej ciabcinej przygody cześć druga dobiegła końca i o ile moje dziecko jest nadaj zauroczone i całość przeczytało zupełnie samodzielnie, mnie autor nadepnął na czuły punkt i to na domiar złego w ostatnim rozdziale.
Po komicznych przygodach wśród arystokratycznych rodów motylołaków bohaterka, dla ratowania sytuacji, wprowadza do świata oranżerii DEMOKRACJĘ. Właściwie wcale nie jak to autor napisał — demokrację, a republikę. To Panie Szczygielski jest różnica i wydaje mi się, że nie należy dzieciom mieszać pojęć, nawet jeśli są małe i może nie całkiem rozumieją się na ustrojach politycznych. Osobiście nie rozumiem tego typu zabiegów, zaraz nabieram brzydkich podejrzeń, że pisze się coś nie dla rozrywki czy nauki, a dla indoktrynacji młodego pokolenia w „jednym słusznym” lewicowo — demokratycznym nurcie. Nagle wyskakuje tu pojęcie konstytucji oraz „zbiór przepisów, których przestrzegać muszą mieszkańcy, a zarazem praw, które im przysługują [...] No, na przykład takich, że każdy może oddać głos żeby wybrań nowy rząd”. I tak Maja, pod płaszczykiem międzyszklarniowego pokoju, zniszczyła cztery małe, samorządne, pożerające i uciskające swoich obywateli, monarchie. (Swoją drogą czemu to monarchie zawsze muszą uciskać i pożerać obywateli). Mogła wybrać jednego władcę i powołać ewentualnie monarchię parlamentarną, ale przecież wiadomo, monarchia jest be, robimy więc republikę i budujemy przyczółek do prawdziwych rządów ludu, a co za tym idzie korupcji, urzędniczej tyranii, podatków, socjalu i tym podobnych demokratycznych atrakcji, a w dłuższej perspektywie do uciskania i pożerania swoich obywateli w myśl motylego państwa prawa.
Reasumując, wyrywamy rozdział ostatni z naszej powieści i może zakończenie robi nam się trochę w stylu Monty Pythona, ale przynajmniej oszczędzamy sobie nerwów i z czystym sumieniem polecamy książkę innym.
Ocena dziecka: 10 (arcydzieło)
Moja ocena: 5 (przeciętna)
Wielkiej ciabcinej przygody cześć druga dobiegła końca i o ile moje dziecko jest nadaj zauroczone i całość przeczytało zupełnie samodzielnie, mnie autor nadepnął na czuły punkt i to na domiar złego w ostatnim rozdziale.
Po komicznych przygodach wśród arystokratycznych rodów motylołaków bohaterka, dla ratowania...
2017-05-09
Ocena dziecka: 10 (arcydzieło)
Moja ocena: 6 (dobra)
Niech najlepszą reklamą tej książki będzie to, że zaczęłyśmy czytać razem, kończyłyśmy osobno. Można powiedzieć, że to pierwsza samodzielnie przeczytana książka mojej pociechy. To nie koniec historii... Dnia następnego ląduje przede mną kieszonkowe i dziecko mówi: Zamów kolejną część mamo!
Hahahaha (diaboliczny śmiech) kolejna nieświadoma istota zaprzedana czytelnictwu!
Ocena dziecka: 10 (arcydzieło)
Moja ocena: 6 (dobra)
Niech najlepszą reklamą tej książki będzie to, że zaczęłyśmy czytać razem, kończyłyśmy osobno. Można powiedzieć, że to pierwsza samodzielnie przeczytana książka mojej pociechy. To nie koniec historii... Dnia następnego ląduje przede mną kieszonkowe i dziecko mówi: Zamów kolejną część mamo!
Hahahaha (diaboliczny śmiech)...
2017-06-12
Trochę wstyd ale, drugi raz nie przeczytałam Filonka. Pierwszy raz w szkole, lata temu. Drugi raz dziecko przesłuchało Filonka i też nie było mi dane. Filonek zdecydowanie został zdeklasowany przez Pucka i Bursztyńsia. Napisze tylko to czego dowiedziałam, się od pociechy.
Nuda! Tylko się z niego wyśmiewali, zaczepiali, albo mu coś zabrali. I inne koty to, inne koty tamto. W końcu urwali mu łańcuszek, i dalej zaczepiali. W sumie, to najlepsze było jak pojechał na zieloną trawkę.
No, i to by było na tyle. Czyli zasadniczo nie polecamy.
Jest też dla mnie nauka, są takie książki o zwierzętach, które nawet dla ich miłośnika są niestrawne.
Trochę wstyd ale, drugi raz nie przeczytałam Filonka. Pierwszy raz w szkole, lata temu. Drugi raz dziecko przesłuchało Filonka i też nie było mi dane. Filonek zdecydowanie został zdeklasowany przez Pucka i Bursztyńsia. Napisze tylko to czego dowiedziałam, się od pociechy.
Nuda! Tylko się z niego wyśmiewali, zaczepiali, albo mu coś zabrali. I inne koty to, inne koty tamto....
2017-06-09
Jak zachwyca, jak nie zachwyca. Nie rozumiem fenomenu tej powieści. Początek super, wspomnienia z lat szkolnych z pierwszych podejmowanych prac, ze świata, którego już nie ma, a który był tak absurdalny i śmieszny, że aż straszny.
Sposoby jak przetrwać nie mając pieniędzy, trafiając do szpitala, nie są mi obce, wszak mój szwagier aktualnie dokładnie to samo robi, kiedy kończą się fundusze na picie, ciepły szpital zawsze stoi otworem, odkarmi poklepie po pleckach i wypuści. Świadczy to o słabości systemu państwowej opieki zdrowotnej, ogólnoświatowego socjalizmu, który zimuje alkoholików i nierobów już od lat nieprzerwanie, bohatersko lecząc i dbając o to, żeby przypadkiem kogoś nie wyleczyć.
Im dalej się zagłębiałam, tym bardziej ze zbioru życiowych anegdot, czasem ciekawych, czasem zabawnych opowieść przeradzała się w plejadę narzekań, stęków i jęków. Oooo, jaka to bieda, o jak ja to nic nie umiem napisać, ooo, jak to mnie nie wydają, a stypendium dali i zabrali, a kino polskie do dupy, a powieści rosyjskie słabe, a wszyscy się zaczytują i chwalą, a wpuszczą do Polski czy nie wpuszczą, a praca nie taka, a jeść nie ma co i bieda, a bieda to wstyd, a pojadę w inne miejsce rozpaczać, ale czy tam coś napiszę, a może nie napiszę, a napisałam — ale badziewie, a nakręcili film na podstawie mojej książki, ale wszystko przeinaczyli, ooo jaki ten świat niedobry.
Całość, na dokładkę, przeplatana nazwiskami ludzi, którzy stanęli gdzieś tam na drodze autora, albo kłody pod nogi rzucali, albo pili i się przyjaźnili. Część z tych osób rzeczywiście była mi znana, głównie ze szkoły. Reszta to tylko nazwiska, które niczego mi nie mówią. Podobnie utwory, opowiadania tychże kolegów, jedne dobre inne mniej, a ja nie wiem, o co chodzi. Trzeba by teraz przysiąść i rozpocząć studia, kto jest kim kto co napisał i, czy faktycznie te dzieła to dzieła, czy też chłam. Tylko że ja nie mam już na to czasu, może gdybym ciągle była piękna dwudziestoletnia.
Jak zachwyca, jak nie zachwyca. Nie rozumiem fenomenu tej powieści. Początek super, wspomnienia z lat szkolnych z pierwszych podejmowanych prac, ze świata, którego już nie ma, a który był tak absurdalny i śmieszny, że aż straszny.
Sposoby jak przetrwać nie mając pieniędzy, trafiając do szpitala, nie są mi obce, wszak mój szwagier aktualnie dokładnie to samo robi, kiedy...
2017-06-05
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Jest to książka, która pewnie niedługo zbojkotują obrońcy praw zwierząt. Tu jeszcze pies jest psem, co czasem tapla się w kałuży, co dostanie lanie trzepaczką, czy inną dyscypliną. Tu jeszcze pies nie jest ograniczony pięcioma metrami wysuwanej linki. Psu nie wolno włazić do łóżka. Tu zwierzak traktowany jak współczesne psy jest POŚMIEWISKIEM!.
Są tacy ludzie, którzy "urodzili" swojego psa, z braku ludzkiego potomstwa traktują jak dziecko zwierze. Kiedy wpychają swojego Tjuzdejka w różową, sukieneczkę, pikowaną kurteczkę co myślą? Strasznie mnie ciekawi co mają w głowie, czemu to robią. Dobrze, że są samochody, bo gdyby dalej hodowano konie... To tylko taka mała dygresja.
Szczerze polecam wszystkim miłośnikom psów jako poradnik jak psa uczynić szczęśliwym dając mu swobodę, a nie niewolę kraciastego kubraczka.
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Jest to książka, która pewnie niedługo zbojkotują obrońcy praw zwierząt. Tu jeszcze pies jest psem, co czasem tapla się w kałuży, co dostanie lanie trzepaczką, czy inną dyscypliną. Tu jeszcze pies nie jest ograniczony pięcioma metrami wysuwanej linki. Psu nie wolno włazić do łóżka. Tu zwierzak traktowany jak współczesne psy...
2017-05-26
Ocena dziecka: 8 (rewelacyjna)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka o tym, że za wszystkie złe zachowania dzieci odpowiada małe licho, które szepcze im żeby były jeszcze bardziej niegrzeczne, bo żre te złe emocje, które dziecko wtedy produkuje.
Opowieść trochę infantylna i przewidywalna, ale ponieważ byciu dzieckiem towarzyszą takie przypadłości jak obrażanie się, foszenie, marudzenie, kłótliwość, zmierzłość, złośliwość. Jak wiadomo, ujawniają się te cechy pojedynczo lub w różnych konfiguracjach. Pewnie przez to właśnie postać Cudaczka - Wyśmiewaczka staje się im w jakiś niepojęty sposób bliska. Opowieść jest lekturą klasy drugiej, moim zdaniem lepiej sprawdziłaby się czytana przedszkolakowi.
Ocena dziecka: 8 (rewelacyjna)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka o tym, że za wszystkie złe zachowania dzieci odpowiada małe licho, które szepcze im żeby były jeszcze bardziej niegrzeczne, bo żre te złe emocje, które dziecko wtedy produkuje.
Opowieść trochę infantylna i przewidywalna, ale ponieważ byciu dzieckiem towarzyszą takie przypadłości jak obrażanie się, foszenie,...
2017-05-07
Antyutopia, antyutopia. Już mnie to nie kręci, już mnie to nie rajcuje, nie lubię nawet. Mimo wszystko najlepsza z klasyków gatunku. Już nas wszak sprowadzono do numerów PESEL, jeszcze trochę i w urzędowych papierach będzie tylko ten numer, bez nazwisk, imion. Jeszcze zachowują pozory, jeszcze troszeczkę. I na tym właśnie skupiłam się zamiast na istocie tej książki. Cały czas doszukiwałam się porównań ze współczesnym światem i zawiodłam się. Zgubiłam gdzieś sens i meritum. Wnioski musicie wyciągnąć sami, sami odszukać swoje szczęście. Wyruszyć swoim Integralem ku wolności.
Czy polecam? Tak, kiedy jest się w tym odmiennym stanie i czytuje się Orwella i Huxleya, wtedy i tylko wtedy.
Antyutopia, antyutopia. Już mnie to nie kręci, już mnie to nie rajcuje, nie lubię nawet. Mimo wszystko najlepsza z klasyków gatunku. Już nas wszak sprowadzono do numerów PESEL, jeszcze trochę i w urzędowych papierach będzie tylko ten numer, bez nazwisk, imion. Jeszcze zachowują pozory, jeszcze troszeczkę. I na tym właśnie skupiłam się zamiast na istocie tej książki. Cały...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-18
Od pewnego wieku mam taki jakby uraz, nie lubię o Rzymie i o Indianach. No i nie lubię, co poradzę. Tutaj dodatkowo ciągle wrzucał mi się wrzeszczący DiCaprio, którego również nie lubię i który nasuwa mi przedziwne skojarzenia z drewnem.
To nie była książka dla mnie, nudziła mnie. Zakończenie rozczarowało. Cały czas mi czegoś brakowało, niby akcja, niby przyroda, może po prostu sposób napisania był toporny.
Mordował się ten DiCaprio, szedł i szedł. I co... I doszedł. Dochodził zawsze gdzie chciał, zawsze mu się udawało, co chciał to miał. Wszystko trochę niewiarygodne.
Jeśli ktoś lubi awanturnicze powieści drogi, dalekiej drogi, i niekonieczne mu są do szczęścia zbyt wylewne opisy przyrody, powinien być jednak zadowolony.
Były też momenty humorystyczne. Jeden z bohaterów mówiący upiecz kilka bizonich jęków na kolację. Taki bizon, myślę sobie, większy od krowy, a taki wołowy ozorek już sam w sobie jest ogromny, a tu tylko trzech ludzi do kolacji. Dziwne, dziwne. Oooo jeszcze: księżyc w nowiu tańczył po niebie... Serio, w nowiu? Mimo szczerych chęci nadal niestety nie lubię o Indianach... i o Rzymie.
Od pewnego wieku mam taki jakby uraz, nie lubię o Rzymie i o Indianach. No i nie lubię, co poradzę. Tutaj dodatkowo ciągle wrzucał mi się wrzeszczący DiCaprio, którego również nie lubię i który nasuwa mi przedziwne skojarzenia z drewnem.
To nie była książka dla mnie, nudziła mnie. Zakończenie rozczarowało. Cały czas mi czegoś brakowało, niby akcja, niby przyroda, może po...
2017-04-19
Ocena dziecka: 2 (bardzo słaba)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka czytana na konkurs Wielkiej Ligi Czytelników. Niestety moim zdaniem kompletnie nieodpowiednia dla dzieci w wieku 6 - 9 lat. (Klasy I - III). Napisana trudnym językiem, często równoważnikami zdań. Stylem przypomina nieco Morfinę Twardocha co utrudnia dziecku samodzielne czytanie.
Rozpatrując treść, jest to czysta propaganda. Opiewanie sukcesów, wyjątkowo kontrowersyjnej postaci, Józefa Piłsudskiego.
Z całej historii mojemu dziecku w pamięć najbardziej zapadła scena, w której żołnierze znajdują małą dziewczynkę siedzącą nad zwłokami własnej matki. Trochę to przerażające. Opisane zupełnie bez wrażliwości na dziecięce postrzeganie świata.
Nie polecam ani jako powieść historyczną, ani jako przygodową dla dzieci. To po prostu książka o wyjątkowo krwawej i paskudnej I wojnie światowej, napisana w sposób, który raczej odstręcza i obrzydza patriotyzm.
Podziwiam mamy, które czytały Bohaterskiego Misia małym dzieciom i zachwalają tę pozycję. Nie sądzę, żeby dzieci w wieku sześciu lat, nawet wyjątkowo rozgarnięte, powinny słuchać o okropnościach wojny. Przyjdzie jeszcze na to czas.
P.S. Zerknęłam właśnie na "Wiki" gdzie cała opowieść jest dostępna online. Pierwsza strona z wydania 1919:
BOHATERSKI MIŚ
CZYLI PRZYGODY PLUSZOWEGO NIEDŹWIADKA NA WOJNIE
DLA DZIECI OD LAT 10 DO 100
SPISAŁA
BRONISŁAWA OSTROWSKA
No właśnie od 10 lat - pełna zgoda.
Ocena dziecka: 2 (bardzo słaba)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka czytana na konkurs Wielkiej Ligi Czytelników. Niestety moim zdaniem kompletnie nieodpowiednia dla dzieci w wieku 6 - 9 lat. (Klasy I - III). Napisana trudnym językiem, często równoważnikami zdań. Stylem przypomina nieco Morfinę Twardocha co utrudnia dziecku samodzielne czytanie.
Rozpatrując treść, jest to czysta...
Gratisy na www.kwyrloczka.pl
HARRY POTTER
Kim jest Harry Potter nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Tyle już było recenzji, że pisanie następnej nie ma najmniejszego sensu. Jeśli chcecie wiedzieć kto to jest Harry i poznać jego przygody po prostu weźcie się, bez migania i ociągania, za czytanie książki. Czytanie nie boli, jest relaksujące, w przeciwieństwie do telewizji uruchamia wyobraźnię, powiększa zasób słów, uczy prawidłowej pisowni, interpunkcji. Interpunkcja to coś co w internecie prawie już nie istnieje. Ze zgrozą obserwuję jak w komentarzach pojawiają się same strumienie myśli, bez kropek, bez przecinków, bez dużych liter - DRAMAT!
WSZYSTKO ZEKRANIZUJĄ ZANIM ZDĄŻĘ PRZECZYTAĆ
Wszystko psuje kino. Tak mnie czasami denerwuje hołdowanie kulturze obrazkowej, że mam ochotę wyrzucić telewizor. Jestem upartą matką, czasem nawet za bardzo. Przez tę upartość właśnie nie można dziecku zobaczyć filmu, póki nie przeczytało książki. Nie można i koniec. Choćby wyło i jęczało, i rzucało przedmiotami, demolowało pokój, jadło tynk ze ścian, żuło młodsza siostrę - nie zobaczy! Jeśli masz problem z nieczytającym dzieckiem zabroń mu oglądania. Dziecko skręcało się i wiło w konwulsjach, kiedy w telewizji kolejny raz emitowali Kamień Filozoficzny, dostało więc do ręki książkę z informacją: zobaczysz film jak to przeczytasz. Tak się wszystko zaczęło.
WYHODOWAŁAM SOBIE FANA
Było to we wrześniu roku ubiegłego, a do świąt Bożego Narodzenia cały cykl został praktycznie samodzielnie przeczytany przez moją prawie dziewięcioletnią córkę. Duma mnie rozpiera i choć dwa ostatnie tomy były ciut dla niej za trudne, zdaje sobie sprawę, że nie wszystko było dla niej zrozumiałe, nie poddała się. Zobaczyła też wszystkie filmy i zakochała się w opowieści o młodym czarodzieju. Ma też swojego ulubionego bohatera i nie jest to Harry, Ron czy przemądrzała Hermiona. Pewnie byście nie zgadli, jest to Syriusz Black. Wspominała coś nawet o zamążpójściu, gdyby nie ten wypadek z lustrem. Ulubioną częścią pozostaje niezmiennie Harry Potter I Zakon Feniksa. Teraz w pokoju wisi Potterowy kalendarz, a na szyi dumnie dynda herb Gryfindoru, ale to nie wszystko. Na balu karnawałowy przebrana była za Hermionę, wywijała różdżką odpowiedniej długości 10 3/4 cala, winorośl i włókno ze smoczego serca. Co ja się po chaszczach nałaziłam za odpowiednio prostym badylem to moje.
POTTER OCZYMA DOROSŁYCH
W rodzinie czytelników, której jestem częścią, Pottera przeczytali wszyscy. No, prawie, są pewni malkontenci, o których tutaj nie wspomnę, a których i tak serdecznie pozdrawiam. Pozostali byli zachwyceni, bo jak tu się nie zachwycać taką wciągająca historią. Tego się nie czyta, to się pochłania, pożera się głodnym wzrokiem każde słowo, każde zdanie, a kiedy trzeba przestać pozostaje smutek i żal, jedno pytanie w głowie: to już koniec? Pewnie są tacy co nie rozumieją fenomenu, jak ta moja jedna rodzinna czarna owca, ale liczba sprzedanych na całym świecie egzemplarzy mówi sama za siebie. Uwielbienie dziecka i ogromna radość z poznawania bohaterów sprawia, że żaden dorosły nie jest w stanie lepiej zareklamować tej pozycji.
KATOLICKI BOJKOT
Tak mi jeszcze wpadło do głowy, że środowiska Katolickie strasznie bojkotują Harrego Pottera, z racji całej magicznej otoczki. Ale... und das ist grosse ale. Czy w baśniach braci Grimm, czy innego Ezopa nie ma magii? Nie ma dobrej wróżki, która tylko sobie znanym magicznym sposobem, albo pantofelek, albo inne cudo stworzy? Stoliczek sam się nie nakrywa? A może jestem w błędzie, może i tego nie wolno. Cykl o Potterze ma w sobie coś bardzo chrześcijańskiego, czego nikt jakoś nie dostrzega. W świecie Harrego wszystko kręci się wokół miłości. Matka Harrego oddała za niego życie, oddała je bo kochała swoje dziecko bezgranicznie. Zdaje się, że to brzmi znajomo. Sam Harry Potter, jak to powiedział Snape, hodowany był jak baranek na rzeź, przygotowywany do oddania życia za swój magiczny świat, za ludzi których kochał. Życie to oddał chętnie, choć bał się jak cholera. Czy to też nie brzmi znajomo?
BRAK KONSEKWENCJI
Skoro dopatrzono się religijnych odniesień w Opowieściach z Narnii, w których Aslan jest przecież alegorią Chrystusa, czemuż by nie dopatrzeć się takich podobieństw w książce Rowling? To jest tylko bajka dla dzieci i nic więcej. Są takie bajki, które zahaczają niebezpiecznie o okultyzm i takich ja również unikam. Mam tu na myśli Baśniobór, w którym dziewczynka dla ratowania sytuacji musiała wyprodukować eliksir z mleka i krwi, a potem go wypić, a do wróżek i elfów dokooptowano demony i diabły.
Gratisy na www.kwyrloczka.pl
więcej Pokaż mimo toHARRY POTTER
Kim jest Harry Potter nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Tyle już było recenzji, że pisanie następnej nie ma najmniejszego sensu. Jeśli chcecie wiedzieć kto to jest Harry i poznać jego przygody po prostu weźcie się, bez migania i ociągania, za czytanie książki. Czytanie nie boli, jest relaksujące, w przeciwieństwie do telewizji...