-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kocha się za nic i mimo wszystko. Nie tylko wtedy, gdy jest dobrze i pięknie".
Za drugą część kwiatowej serii zabrałam się dosłownie chwilę po skończeniu "Ogrodu Kamili". Książka skończyła się tak zwanym "cliffhangerem" i nie mogłam nie sięgnąć od razu po część drugą, aby dowiedzieć się co dalej. Pewnie znacie to uczucie, prawda?
Kiedy okazało się, że to Jakub jest mężczyzną, który uratował Gosię w czasie zamachu w londyńskim metrze, wszyscy wokoło są zaskoczeni. Kamila zaczyna mieć mieszane uczucia wobec mężczyzny... Że może wcale nie jest aż takim potworem, jak jej się wydawało. Że może jest część jego, która ma w sobie trochę człowieczeństwa. Jednak mimo wszystko, dopiero kiedy poznaje prawdziwy powód jego zniknięcia osiem lat wcześniej, zaczyna go nienawidzić. Wszystkie pozytywne myśli dotyczące jego osoby znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie chce go znać, ani nigdy więcej widzieć... Jednakże on ma zamiar walczyć o wybaczenie kobiety.
Tymczasem Łukasz zmaga się z powikłaniami zdrowotnymi wynikającymi z wypadku samochodowego, któremu niedawno uległ. To wystawia jego związek z Kamilą na ciężką próbę, z którą będą musieli się zmierzyć oboje.
Do Gosi po kilku lata wraca jej były mąż. Tak po prostu, bez zapowiedzi. Czy mężczyzna naprawdę ma dobre intencje, tak jak zapewnia byłą małżonkę, czy jednak kryje się za tym coś mroczniejszego?
Już na początku książki niedopowiedzenia z zakończenia "Ogrodu Kamili" zostają uzupełnione i czytelnik jest w pełni usatysfakcjonowany. Jednak to nie wszystko. Jedne sprawy zostają wyjaśnione, a pojawiają się następne, którym trzeba stawić czoło.
Na szczęście w tej części nie ma już na początku takiej monotonii, której się obawiałam, ponieważ było tak w przypadku tomu pierwszego. To wiele ułatwia. Podoba mi się, że pani Michalak postawiła sprawy jasno na początku i nie owijała w bawełnę przez całą kolejną powieść, jak to niektórzy robią, aby wymusić na czytelnikach brnięcie przez dalszy ciąg. Zakończyła to, co trzeba było dokończyć i zaczęła zupełnie inny wątek.
Przez całą powieść po raz kolejny zachwycałam się cudownymi opisami miejsc, postaci i wydarzeń, ubarwionych bogatym słownictwem autorki. To uwielbiam w jej powieściach. W dzisiejszych czasach wielu książkom tego brakuje, ale pani Michalak ma do tego dar, co całym sercem doceniam.
Po raz kolejny nie przewidziałam zakończenia, które tym razem okazało się tragiczne.
Jestem w trakcie czytania części trzeciej, którą myślę, że również się nie zawiodę.
Polecam całym sercem! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kocha się za nic i mimo wszystko. Nie tylko wtedy, gdy jest dobrze i pięknie".
Za drugą część kwiatowej serii zabrałam się dosłownie chwilę po skończeniu "Ogrodu Kamili". Książka skończyła się tak zwanym "cliffhangerem" i nie mogłam nie sięgnąć od razu po część drugą, aby dowiedzieć się co dalej....
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Boli mnie głowa, ręce i nogi. Mięśnie, kości, paznokcie, włosy, zęby i serce. A najbardziej dusza".
Słyszałam o tej książce od mojej wychowawczyni, kiedy byłam jeszcze w szkole podstawowej. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego dopiero teraz po nią sięgnęłam. Po części zdarzyło mi się po prostu o niej zapomnieć, ale kilka razy się z nią spotykałam i jakoś nie było okazji do przeczytania.
Jacek pochodzi z bogatego domu. Czuje się jednak skrzywdzony przez los, bo brakuje mu ciepła ogniska domowego... Matka pochłonięta przez wir pracy, a ojciec przez nałóg alkoholowy. Wydawałoby się, że chłopak będzie się starał coś w życiu osiągnąć, robić wszystko, aby pokazać rodzicom, że i bez nich da sobie świetnie radę. Większość nastolatków pewnie by tak zrobiła, prawda? Ale nie... Jacek sięga po skręty. Kiedy jednak jego młodszy braciszek Michał postanawia spróbować tego, z czym Jacek ostatnimi czasy często ma styczność, dochodzi do tragedii, która obraca sprawy o sto osiemdziesiąt stopni.
Z tego co wiem, historia jest oparta na faktach. Jednak autorka nie potrafiła w pełni przekazać jej tak, aby dotarła do czytelnika w sposób, w jaki powinna. "Pamiętnik Narkomanki" i "My, dzieci z dworca Zoo" były opisywane przez ludzi, którzy albo przeżyli tę historię naprawdę albo przynajmniej byli jej świadkami. Pani Onichimowska nie była ani jednym, ani drugim. Napisała powieść z zasłyszanej historii. Pomysł był świetny, jednak jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Opowieść sama w sobie jest wzruszająca i tragiczna, ale pani Onichimowska nie potrafiła przedstawić tego tragizmu w sposób należyty. Za mało opisów postaci, opisów sytuacji. Skakała sobie po prostu z jednego wątku do drugiego, jak z kwiatka na kwiatek. Przez to w żaden sposób nie udało mi się zżyć z głównym bohaterem, co wręcz kocham w czytaniu książek. Nie udało mi się nawet dostrzec w nim jakichkolwiek pozytywnych cech. Ot, taki sobie rozkapryszony nastolatek, co narzeka na dobrobyt i w ramach buntu sięga po narkotyki.
Autorka bardzo mnie zawiodła tą powieścią, a wiązałam z nią naprawdę ogromne nadzieje. Mimo to, książkę polecam, bo jest warta uwagi, ale nie oczekujcie zbyt wiele, jeśli chodzi o zasób słownictwa i zaawansowany styl pisania. Może gdybym tak bardzo nie zwracała na to uwagi, książka dostałaby ode mnie wyższą ocenę.
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Boli mnie głowa, ręce i nogi. Mięśnie, kości, paznokcie, włosy, zęby i serce. A najbardziej dusza".
Słyszałam o tej książce od mojej wychowawczyni, kiedy byłam jeszcze w szkole podstawowej. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego dopiero teraz po nią sięgnęłam. Po części zdarzyło mi się po prostu o niej...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com :)
"Nawet najczarniejsza noc się kiedyś kończy, trzeba tylko doczekać świtu".
Kamila, będąc jeszcze nastolatką, poznała o czternaście lat starszego od siebie mężczyznę, w którym zakochała się na zabój. Po czterech cudownych miesiącach ukochany znika bez słowa pożegnania, czy choćby przysłowiowego i potocznego "pocałuj mnie w dupę". Następnego dnia, tragicznie ginie jej matka. Wydawałoby się, że świat się dla niej zawalił. I pewnie by tak było, gdyby nie kochana ciocia Łucja, która zajęła się w tym czasie swoją siostrzenicą.
Po ośmiu latach od owych wydarzeń kobieta wciąż nie zapomniała o Jakubie, swojej pierwszej miłości. Niemal codziennie pisze do niego maile, łudząc się, że odpowie.
W końcu postanawia się ustatkować i odpowiada na propozycję pracy, złożoną przez tajemniczego mężczyznę z Warszawy, która może okazać się pracą marzeń dla Kamili...
Czy jednak na pewno tak będzie? Czy to właśnie w Warszawie, odbudowując willę swoich marzeń, Kamila zazna wreszcie szczęścia i w pełni zapomni o demonach przeszłości?
Jak zawsze, opisy pani Michalak zachwycają bogactwem słów, co pozwala czytelnikowi się wczuć i wgłębić w czytanie tak, aby w pełni oderwać się od rzeczywistości. Tego brakowało mi na początku tej powieści i czego w końcu, po przebrnięciu przez najgorsze, doczekałam się z utęsknieniem.
Waham się, jeśli chodzi o uczucia towarzyszące mi podczas przeczytania zakończenia, ponieważ z jednej strony było cudownie, czytelnik nie miał prawa się go domyślić, a z drugiej zaś nie wyjaśniło się praktycznie nic, jeśli chodzi o główny wątek książki. Jedynie jakieś poboczne wydarzenia, które wpływ mają dopiero na historię drugiej części serii kwiatowej - "Zacisze Gosi".
Książkę polecam, bo jak najbardziej mi się spodobała. Jedynym minusem jest, niestety, początek, przez który naprawdę ciężko przebrnąć. Ale nie zniechęcajcie się, bo kiedy już przez niego przebrniecie, czeka Was cudowna historia, która wciągnie Was w wir czytania! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com :)
"Nawet najczarniejsza noc się kiedyś kończy, trzeba tylko doczekać świtu".
Kamila, będąc jeszcze nastolatką, poznała o czternaście lat starszego od siebie mężczyznę, w którym zakochała się na zabój. Po czterech cudownych miesiącach ukochany znika bez słowa pożegnania, czy choćby przysłowiowego i...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Pokładaj nadzieję w czymś właściwym, a będzie to lina ratunkowa. Pokładaj nadzieję w czymś niewłaściwym, a będzie to pętla na szyję".
Po przeczytaniu "Alicji w Krainie Zombi" obiecałam sobie jak najszybciej zabrać się za drugi tom. Tak szybko to jednak niestety nie nastąpiło, ale w końcu mi się udało.
W szkole Alicji, a także w paczce Łowców Zombi, pojawia się nowy chłopak - Gavin. Chłopak, który zmienia bardzo wiele. Mianowicie, Alicja przy każdym "pierwszym" spojrzeniu na niego, ma nieco intymne wizje z nim związane. On zresztą także. Skądś to znacie, prawda? No tak, przecież tak samo było z Cole'm na początku "Alicji w Krainie Zombi". Myśleli, że dzięki temu są sobie przeznaczeni, a tu taka niespodzianka. Alicja za wszelką cenę stara się ignorować wizje i nie dopuścić do ich spełnienia, pozostając wierną swojemu chłopakowi. Cole przez to robi się bardzo zazdrosny, co jest nieco irytujące, bo przez większą część książki z powodu Gavina czuję się, jakbym czytała "Pięćdziesiąt twarzy Cole'a"... I wcale nie mam na myśli niczego związanego z erotyką. Tylko psychiką i zachowaniem głównego bohatera. Co chwilę poznajemy jego kolejne oblicza. Raz jest miły, kochany, a za chwilę odpycha od siebie Alicję i szuka pocieszenia u swojej byłej dziewczyny, która zresztą także niedawno pojawiła się w paczce.
Wątek miłosny schodzi jednak na drugi plan, kiedy Alicja zostaje ugryziona przez jednego z zombi. Antidotum nie działa jak powinno i dziewczyna odkrywa w sobie swoje drugie, zombiczne "ja", które wcale nie ma zamiaru tak łatwo odpuścić i uwolnić jej ciała. Zła Alicja coraz bardziej daje o sobie znać, przez co staje się niebezpieczna dla otoczenia.
Czy uda się uwolnić dziewczynę od tej Złej Alicji? I czy wizje z Gavinem zwiastują koniec związku z Cole'm, a początek czegoś nowego?
Ciężko było mi przebrnąć przez początek, który nie dość, że był bardzo nużący i monotonny, to zawierał masę retrospekcji dotyczących części pierwszej tej serii. Czasem naprawdę tego nie rozumiem... Kto sięga po któryś z kolejnych tomów jakiejś serii książkowej, nie czytając pierwszego? Chyba nikt. Więc po co marnować czas na streszczanie poprzednich wydarzeń? Nonsens.
W każdym razie książka bardzo mi się podobała. Akcja po przebrnięciu przez ciężki początek rozgrywa się bardzo szybko. Momentami zwalnia, jednak po chwili wydarzenia przyjmują nieoczekiwany zwrot i znów gwałtownie przyśpieszają wprowadzając czytelnika w chaos myśli.
Mimo iż zombi z tej powieści w rzeczywistości nie są prawdziwymi zombi, pożerającymi ludzkie mięso i mózgi, a istotami pragnącymi ludzkich dusz, są równie niebezpieczne, co te z typowych opowieści, wszystkim dobrze znanych.
Styl pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu. Miałam wrażenie, że opisy sytuacji są bogatsze w słowa niż w części pierwszej. Cóż, praktyka czyni mistrza! :)
Polecam gorąco! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Pokładaj nadzieję w czymś właściwym, a będzie to lina ratunkowa. Pokładaj nadzieję w czymś niewłaściwym, a będzie to pętla na szyję".
Po przeczytaniu "Alicji w Krainie Zombi" obiecałam sobie jak najszybciej zabrać się za drugi tom. Tak szybko to jednak niestety nie nastąpiło, ale w końcu mi się...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Nauczyłem się jednak, że sercu nie można nakazać, kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi, co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy naszemu życiu i głowie dogonić serce".
Tak długo... Tak potwornie długo zbierałam się do napisania recenzji tej książki. Jest tak cudowna, że do teraz mam kaca, mimo że przeczytałam ją już jakiś czas temu.
Ridge i Sydney... To tak wspaniała historia, jakiej już nie przeczytałam dawno. Nawet po "Morzu Spokoju" Katji Millay nie czułam się taka "pusta w środku".
On, chłopak, który od dobrych kilku miesięcy nie ma weny twórczej na teksty piosenek swojego zespołu.
Ona, która mieszka w bloku naprzeciwko i która jest rozwiązaniem jego problemu.
Zaczęło się od niewinnego słuchania jego cowieczornej gry na gitarze z balkonu. Później poszło o krok dalej. Sydney podśpiewywała pod nosem.
Kiedy on to zauważył, natychmiast postanowił się z nią skontaktować.
Od tego czasu ich znajomość zaczęła się coraz bardziej rozwijać i pogłębiać. Dramaty, które ostatnimi czasy przeżywała Sydney, stały się dla niej niczym. Wszystko dzięki Ridge'owi.
Ale nie wszystko jest takie proste i piękne, jakie mogłoby się wydawać...
Piękna. Wspaniała. Cudowna. Niesamowita. Fascynująca.
Nie ma epitetów, które oddawałby niesamowitość tej książki. Nie ma słów, którymi mogłabym wyrazić, co czułam podczas jej czytania.
Owszem, po przeczytaniu "Hopeless" i "Losing Hope" Colleen Hoover byłam zachwycona jej twórczością, ale to dopiero dzięki "Maybe Someday" postanowiłam przeczytać także resztę jej książek. Nie potrafię odnaleźć słów, którymi mogłabym Wam opisać tę książkę. W życiu nie pomyślałabym, że będzie to dla mnie takie trudne. W końcu się udało i trafiłam na powieść, która dosłownie odebrała mi mowę.
Do tego piosenki Griffina Petersona, które powstały we współpracy z Colleen Hoover specjalnie na potrzeby tej książki. Słucham ich do dzisiaj. Stały się moim narkotykiem. Podczas czytania "Maybe Someday" mogłam wyobrazić sobie, że to właśnie Ridge, główny bohater je śpiewa. Coś... Coś naprawdę cudownego, z czym dotychczas nie miałam styczności.
Piosenki to genialny pomysł. Dzięki nim książka zapadła mi w pamięć i myślę, że na długo z niej nie zniknie.
Chciałabym bardzo serdecznie podziękować Dominice z bloga Bookaholic, która jest wielką fanką Colleen za to, że poleciła mi tę książkę. Przeczytałam ją praktycznie jednym tchem i wciąż nie potrafię się po niej pozbierać.
Polecam gorąco! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Nauczyłem się jednak, że sercu nie można nakazać, kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi, co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy naszemu życiu i głowie dogonić serce".
Tak długo... Tak potwornie długo zbierałam się do napisania recenzji tej książki. Jest tak cudowna, że do teraz mam...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kocham cię, Słoneczko - mówię szybko, żeby się nie rozmyślić. - I mam w dupie, czy tego chcesz czy nie".
Tak jak na samym dole okładki, ta książka złamała mi serce i skleiła je na nowo, dosłownie.
Nastya jest dziewczyną po przejściach. Niegdyś ambitna pianistka, teraz przez rówieśników uważana za puszczalską. Wszystko przez ubiór i makijaż, którym próbuje ukryć kogoś, kim była kiedyś.
Jeden mężczyzna pewnego dnia, trzy lata temu odebrał jej wszystko.
I ona ma zamiar się zemścić.
Josh jest typem outsidera. Całymi dniami po szkole przesiaduje w swoim garażu i oddaje się swojej jedynej pasji - stolarstwu. W życiu stracił wszystkich bliskich. Mamę i siostrę, potem ojca, następnie babcię, a na końcu dziadka. Oprócz najlepszego kumpla Drew'a, do którego co niedzielę chodzi na rodzinny obiad nie ma nikogo.
Zaczęło się od niewinnych spojrzeń na szkolnym dziedzińcu. Następnie Nasyta przypadkiem wylądowała pod jego domem w czasie codziennej przebieżki.
Czy Josh będzie tym, który nie chce znać jej przeszłości i dla którego będzie liczyła się tylko teraźniejszość i przyszłość? Czy pomoże Nastyi odnaleźć swojego oprawcę i dokonać zemsty?
Z początku książka wydaje się typowo zerżnięta z "Hopeless" Colleen Hoover. Przysięgam. Dziewczyna mieszkająca z ciotką, w szkole mająca opinię puszczalskiej, kocha biegać i piec ciasteczka zjawia się przypadkiem podczas wieczornego biegania pod domem tajemniczego chłopaka ze szkoły. Schemat po prostu idealny. Czytając tę książkę, miałam ochotę odłożyć ją i nigdy nie wracać, ze względu właśnie na to uderzające podobieństwo. Myślę sobie "Co za tupet!", jednak ciekawość wzięła górę i kontynuowałam czytanie.
Uwierzcie mi, jeśli początkowo podczas czytania odniesiecie podobne wrażenie co ja, nie dajcie się zmylić. Ta książka nie ma nic wspólnego z twórczością Colleen Hoover, oprócz wyżej wymienionych elementów, które tak naprawdę wcale nie są jakoś bardzo istotne i nie mają wpływu na dalsze wydarzenia bohaterów.
Ta książka to jest... coś... niesamowicie cudownego! Dotychczas rzadko sięgałam po książki z kategorii young adults, ale ta chyba przekonała mnie, abym częściej to robiła. Przez dwa dni nie mogłam się od niej oderwać, mimo, że miałam skłonności do zrobienia tego (patrz wyżej). Autorka bez litości wyrwała mi serce, powolutku porozrywała na kawałki i wyrzuciła do śmieci po to, aby następnie pozbierać je wszystkie i posklejać potulnie w całość. Co prawda, zakończenie książki było do przewidzenia, ale i tak książka jest jedną z najlepszych w tej kategorii jakie kiedykolwiek czytałam. Łzy, radość, złość... Te uczucia przeplatały się ze sobą nawzajem przez całą moją przygodę z tą powieścią.
Genialnym posunięciem jest także rozdwojona narracja pierwszoosobowa, którą tak uwielbiam. Możemy poznać uczucia i przemyślenia zarówno Josha jak i Nasyi.
Zapamiętajcie - jeżeli kiedykolwiek sięgniecie po "Morze Spokoju" nie dajcie się zwieść początkowym podejrzeniom! Warto po nią sięgnąć.
Gorąco polecam! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kocham cię, Słoneczko - mówię szybko, żeby się nie rozmyślić. - I mam w dupie, czy tego chcesz czy nie".
Tak jak na samym dole okładki, ta książka złamała mi serce i skleiła je na nowo, dosłownie.
Nastya jest dziewczyną po przejściach. Niegdyś ambitna pianistka, teraz przez rówieśników uważana za...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"W każdym obecnie żyjącym kocie pozostały ślady wszystkich wielkich kotów. Nie bylibyśmy nocnymi myśliwymi bez naszych przodków z Klanu Tygrysa, a nasza miłość do ciepła słońca pochodzi od Klanu Lwa".
Wreszcie doczekałam się, już od jakiegoś czasu wyczekiwanego, "nieoklepanego" fantasy. Mam na myśli coś, co nie jest o wampirach, wilkołakach, upadłych aniołach czy innych przereklamowanych istotach nadprzyrodzonych.
Rdzawy jest zwykłym domowym kotem. Pewnego dnia, mimo przestrzeżeń przyjaciela Łatka o dzikich kotach żyjących w lesie, postanawia się tam wybrać. Nie odchodzi daleko, jednak to i tak nie ratuje go przed spotkaniem z Szarą Łapą - uczniem wojowników z Klanu Pioruna. Z początku zapowiada się na walkę, jednak oba koty dają sobie z tym spokój i zaczynają normalnie rozmawiać. Przyłapują ich na tym przywódczyni klanu - Błękitna Gwiazda i jeden z wojowników - Lwie Serce. Widzieli z ukrycia ich krótką walkę i twierdzą, że Rdzawy nadaje się na członka ich klanu. Dają mu jeden dzień do namysłu.
W końcu kot postanawia się zgodzić i od tej pory staje się pełnoprawnym członkiem Klanu Pioruna, uczącym się na wojownika.
Oprócz tego, są jeszcze trzy inne klany: Klan Wiatru, Klan Rzeki i ostatni, który ostatnimi czasy nieco się buntuje - Klan Cienia. Od pokoleń każdy z nich pilnował swego terytorium i nie pozwalał, aby obcy polowali na jego terenie. Klan Cienia jednak postanawia to zmienić i przypisać sobie prawo do polowań na terenie pozostałych klanów, mimo że każdy z nich ledwo sam się wykarmia.
Czy Rdzawy, przeciętny domowy piecuch, okaże się tym, o którym mówiło proroctwo i pomoże ocalić Klan Pioruna przed zagładą?
Z początku naprawdę trudno było mi się w tej książce odnaleźć. Imiona tych wszystkich kotów... Jest ich taki natłok, że nie mogłam tego wszystkiego od razu zapamiętać. Na szczęście autorki to przewidziały i na samym początku powieści stworzyły listę kotów (klan, imię, wygląd, pozycja w klanie), która - nie ukrywam - naprawdę mi się przydała. Zresztą pewnie nie tylko mnie. W każdym razie zaglądałam do niej bardzo często, zanim udało mi się mniej więcej to wszystko spamiętać.
Książka jest pisana bardzo "lekko" i swobodnie. Przeznaczona nawet dla najmłodszych czytelników. Myślę, że nie mieliby z nią problemu. Lubię, kiedy powieść jest pisana właśnie takim stylem. To nie tylko ułatwia czytanie, ale także bardziej pomaga się wczuć.
Sceny walk pomiędzy kotami są bardzo szczegółowe, co także doceniam. Łatwiej to sobie wtedy wyobrazić. Czasem jednak niektóre momenty były monotonne i niepotrzebnie przeciągane, co jest chyba jedyną wadą tej książki. Doceniam także jej oryginalność, bo naprawdę, nie wpadłabym na pomysł napisania książki o gadających kotach mieszkających w lesie, nie wiem jak inni.
W powieści są też wątki humorystyczne, nie tylko same poważne, co również jest plusem. Nie lubię takich całkiem melancholijnych książek. Od czasu do czasu może przecież wydarzyć się też coś zabawnego, prawda?
Reasumując, książka jak najbardziej przypadła mi do gustu i z ogromną chęcią sięgnę po pozostałe części serii "Wojownicy". Mam nadzieję, że na nich także się nie zawiodę.
Gorąco polecam! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"W każdym obecnie żyjącym kocie pozostały ślady wszystkich wielkich kotów. Nie bylibyśmy nocnymi myśliwymi bez naszych przodków z Klanu Tygrysa, a nasza miłość do ciepła słońca pochodzi od Klanu Lwa".
Wreszcie doczekałam się, już od jakiegoś czasu wyczekiwanego, "nieoklepanego" fantasy. Mam na myśli...
Recenzję tej książki znajdziesz na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kiedy spadnie ostatni liść, wyschnie ostatnie drzewo i zostanie złowiona ostatnia ryba, zrozumiemy, że nie można jeść pieniędzy".
Ugh... Tak długo zabierałam się do napisania recenzji tej książki. Boję się, że totalnie po niej pocisnę... Sama nie wiem, od czego tu zacząć.
A więc, jak już większość z Was wie - "Grey" to jest dokładnie ta sama książka, co "Pięćdziesiąt twarzy Greya" z jednym wyjątkiem - jest pisana z perspektywy samego Christiana.
Zacznę od końca - ta książka to totalne dno. Naprawdę. O tyle, o ile uwielbiam całą serię "Pięćdziesiąt odcieni", to E L James zawiodła mnie swoim ostatnim dziełem. Po przeczytaniu "Losing Hope" Colleen Hoover, która była odzwierciedleniem "Hopeless" nie mogłam doczekać się, aż wyjdzie taka sama wersja, tyle, że tym razem z Greyem...
Oj, jak ja się zawiodłam.
Nie, po prostu... aż brakuje mi słów. Ta książka to totalny gniot. Czytając, miałam ochotę wyrzucić ją za okno i już nigdy do niej nie wracać, nawet nie oglądać jej więcej na oczy. E L James zubożała pod względem umiejętności pisania i chociażby nawet słownictwa.
Ci, którzy czytali poprzednie części - pamiętacie, kiedy Anastasia "rozmawiała" ze swoją wewnętrzną boginią? Christian też miał swojego "podświadomego przyjaciela". Zgadnijcie, kim był.
Tak, Christian Grey rozmawiał w tej książce ze swoim penisem. I wiecie, jak go nazwał? Fiutowski.
No po prostu... Ach! Aż mnie złość rozpiera na samą myśl o tym.
Nigdy nie byłam tak rozczarowana żadnym autorem.
Boli mnie to, że E L James tak bardzo zniszczyła tę serię. "Grey" jest kompletnym dnem. Teraz rozumiem, że ludzie, którzy mówili, że książka ta jest pisana na siłę, typowo dla pieniędzy, mówili prawdę. Pani James chciała zabłysnąć, ale coś jej to chyba nie wypaliło.
Podsumowując, straciłam dwa cenne dni na przeczytanie tego gniota, choć i tak zrobiłam to w miarę szybko, ale tylko ze względu na to, że chciałam tę pozycję mieć jak najszybciej za sobą. Już od pierwszych stron książka była monotonna, nudna, nie dowiedziałam się z niej niczego, czego bym już nie wiedziała, oprócz kilku ciekawych faktów z życia Christiana jako małego chłopca, ale to i tak trochę za mało, jak na zakończenie bestsellerowej serii. Do tego ostatnie piętnaście stron jest tak przynudzające i monotnne... Opowiada o tym, jak to Christian strasznie cierpi po odejściu Any i z dokładnością opisuje każdy jego dzień, tj. m. in. wstaje, idzie do pracy, pije kawę, załatwia sprawy biznesowe, wraca do domu, bierze prysznic i idzie spać. I tak kilkanaście stron. Nie wspominając o tym, że przez cały ten czas, przy wykonywaniu każdej czynności myśli o Anastasii.
Z całego serca NIE polecam. Ta książka to totalna strata czasu.
Recenzję tej książki znajdziesz na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kiedy spadnie ostatni liść, wyschnie ostatnie drzewo i zostanie złowiona ostatnia ryba, zrozumiemy, że nie można jeść pieniędzy".
Ugh... Tak długo zabierałam się do napisania recenzji tej książki. Boję się, że totalnie po niej pocisnę... Sama nie wiem, od czego tu zacząć.
A więc, jak już większość z Was...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Mądrzy ludzie traktują swoje życie jak kamienie, po których można przejść przez szeroką rzekę, każdy z nas od czasu do czasu ześliźnie się i wpadnie do wody. Nikt nie jest w stanie przekroczyć rzeki suchą nogą. Sukces polega na dotarciu na drugi brzeg, niezależnie od ilości błota w butach. Żal odczuwają ci, którzy nie rozumieją po co żyją. Są tak rozczarowani, że stoją w miejscu bojąc się wykonać następny krok".
O taaak, to jest część, przez którą najciężej było mi przebrnąć - i to nie ze względu, że była gorsza czy coś w tym rodzaju - po prostu irytowało mnie zachowanie głównej bohaterki i jej niezdecydowanie co do tego, którego z braci ma wybrać. Poza tym jednym elementem, książka jest cudowna!
Kiedy Ren, odbity z rąk podstępnego Lokesha, jest już w miarę możliwie bezpieczny, dziwnie unika Kelsey. Po krótkim czasie okazuje się, że stracił wspomnienia. Ale nie wszystkie, lecz tylko te, które związane były właśnie z nią. Przypadek? W każdym razie to nie wszystko. Ren nie może także przebywać w jej pobliżu, bo dosłownie dostaje skrętu kiszek, nie mówiąc nawet o dotykaniu - wtedy odczuwa już fizyczny ból, który jest niezmiernie trudny do zniesienia. Dziewczyna na siłę próbuje pomóc mu w przypomnieniu sobie wszystkiego, bądź rozkochaniu go na nowo, jednak jej starania są na nic, bo to tylko bardziej go od niej odpycha. Zdesperowana postanawia poszukać pocieszenia w swoim przyjacielu, a jego bracie - Kishanie.
Tymczasem klątwa wciąż ciąży na obojgu z nich, więc muszą podjąć się kolejnej przygodzie, która uwolni ich spod jej przedostatniej części. Tym razem czeka ich nielada wyzwanie - spotkanie z pięcioma smokami - a każdy z nich włada inną częścią świata i - co gorsza - każdy z nich pragnie zapłaty za swą pomoc. Zapłata ta jednak nie jest tak łatwa do zdobycia czy wykonania. Czy trójce nastolatków uda się dotrzeć do końca wyprawy?
Ogólnie to ja uwielbiam smoki. Te stworzenia potwornie mnie fascynują. Uwielbiam książki, w których się pojawiają, bądź stanowią w nich główny wątek. Dlatego jest to moja druga ulubiona część tej serii (pierwsza to "Wyzwanie").
Jak wcześniej wspomniałam, moja irytacja względem niezdecydowania Kelsey sięgała już zenitu i w pewnym momencie zatrzasnęłam książkę i nie ruszałam przez kilka dni. Z całego serca kibicuję związkowi Kelsey i Kishana, jednak do czasu uwolnienia Rena nie miałam nic przeciwko niemu. Ale w tej części znienawidziłam go tak bardzo, że do końca serii chyba już go z powrotem nie polubię. Jak można być tak aroganckim, chamskim i egocentrycznym dupkiem? Nie rozumiem. Nie rozumiem także zachowania głównej bohaterki, ale nie zamierzam o niej rozprawiać, bo na samą myśl dźwiga mi się ciśnienie.
Podsumowując książka wspaniała - zresztą jak cała seria. Wątek smoków wprowadza czytelnika w zupełnie inny klimat, niż wcześniej. Seria nabiera takiej... magiczności. I to spodobało mi się chyba najbardziej.
Polecam gorąco! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Mądrzy ludzie traktują swoje życie jak kamienie, po których można przejść przez szeroką rzekę, każdy z nas od czasu do czasu ześliźnie się i wpadnie do wody. Nikt nie jest w stanie przekroczyć rzeki suchą nogą. Sukces polega na dotarciu na drugi brzeg, niezależnie od ilości błota w butach. Żal...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co dostaniesz..."
Na pewno każdy z Was zna już historię Forresta Gumpa, chociażby z filmu, który na jego podstawie powstał (z Tomem Hanksem w roli głównej). Z tą książką miałam styczność w gimnazjum, jednak ostatnio postanowiłam ją sobie odświeżyć.
Forrest Gump jest głupkiem. Przynajmniej tak i jeszcze na wiele innych sposobów jest nazywany przez ludzi z jego otoczenia. Może nie słynie ze swojego intelektu, ale uwierzcie mi, nie jest idiotą, choć nawet sam tak o sobie myśli.
Mimo, że czasem mózg mu się "zacina", ten człowiek do czegoś doszedł, coś w życiu osiągnął. I to wielkie COŚ. Ci, co widzieli tylko film, nie widzieli nawet połowy jego przygód. W książce Forrest poleciał w kosmos, cztery lata żył w dżungli wśród tamtejszych, przyjaźnił się z orangutanem, został sławnym zapaśnikiem. I to nie wykształcenie sprawiło, że to wszystko osiągnął. To właśnie jego dziwny sposób myślenia oraz to, że jego losy splatają się z najnowszą historią Ameryki, mu w tym pomogło.
Ta książka udowadnia, że nie trzeba mieć samych szóstek na świadectwie, aby stać się kimś, zaistnieć w tym świecie. Wystarczy chcieć, marzyć i starać się za tymi marzeniami podążać. Chociaż... Forrest nawet o tym wszystkim nie marzył. Ale cóż, to tylko książka. Jednak morałów z niej można wyciągnąć masę.
Winston Groom musiał mieć naprawdę mnóstwo pomysłów na przygody, aby stworzyć tak wspaniałą książkę. Najbardziej chyba w jego stylu pisania przypadła mi do gustu pierwszoosobowa narracja pisana w sposób, jakby naprawdę pisał ją idiota. Można to dostrzec już na pierwszej stronie. Mam na myśli gramatykę. Dzięki temu możemy się poczuć, jakbyśmy naprawdę siedzieli z Forrestem na tej filmowej ławeczce i słuchali, jak opowiada o swoich życiowych przygodach i sukcesach.
Według mnie, w dzisiejszych czasach każdy powinien znać jego historię. Jedni wolą film, ale ja jednak zachęcam Was do sięgnięcia po książkę. :)
Polecam gorąco! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co dostaniesz..."
Na pewno każdy z Was zna już historię Forresta Gumpa, chociażby z filmu, który na jego podstawie powstał (z Tomem Hanksem w roli głównej). Z tą książką miałam styczność w gimnazjum, jednak ostatnio postanowiłam ją sobie...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Zadowolenie to stan pozwalający odczuwać satysfakcję z tego kim jesteś i jaka jesteś. Zadowolenie jest poczuciem, dzięki któremu nie musisz posiadać tych wszystkich rzeczy, by czuć się z samą sobą bardzo dobrze".
"W poczuciu własnej wartości. Zbuduj swoją wewnętrzną siłę" to książka, która pozwoliła mi dostrzec swoje atuty, ukryte głęboko we mnie i wyciągnąć je na światło dzienne, mimo iż wcześniej nie miałam jakiejś mega fatalnej samooceny. Ideałów oczywiście nie ma, więc wiadomo, miałam kompleksy, dalej mam - zwłaszcza, że jestem nastolatką. Ale dzięki tej książce zaczęłam je rozumieć i rozpoczęłam walkę prowadzącą do ich zniknięcia.
Autorki ułożyły dla nas, czytelników, masę trudnych pytań związanych z naszą osobowością i siłą woli. Nie powiem, do łatwych to one nie należały. Nie udało mi się wszystkich rozwiązać, nad niektórymi spędziłam naprawdę dużo czasu, ale i tak jestem z siebie zadowolona.
Bardzo spodobał mi się wątek dotyczący afirmacji. Ułożyłam takich kilka i muszę przyznać, że to naprawdę genialny pomysł, który daje człowiekowi wiele motywacji.
W książce czytelnik jest przeprowadzany przez poszczególne etapy związane z budowaniem swojej wewnętrznej siły. Każdemu z nich jest przypisany osobny rozdział:
I Poznaj siebie
II Zaakceptuj i pokochaj siebie
III Zaufaj sobie
IV Twoje cudowne myśli
V Bądź z siebie zadowolona
VI Zadbaj o siebie.
Przechodząc przez każdy z nich coraz bardziej czułam, że zaczynam osiągać swój cel, poznawać samą siebie i swoje wewnętrzne potrzeby. Przecież każda ma potrzeby i żadnej z nich nie należy ignorować, a większość z nas niestety to robi, a później... A później wiadomo jak jest. Stajemy się niedowartościowanymi kobietami, snującymi się między domem a pracą/szkołą w niedbałym kucyku i rozciągniętych dresach, zastanawiając się, co dziś ugotować na obiad. Nie mówię, że od czasu do czasu człowiek nie może sobie w dresach poleniuchować na kanapie, ale życie jest zbyt krótkie, aby marnować je na taki tryb życia. Życie jest darem, więc korzystajmy z niego jak należy i cieszmy się nim, póki jeszcze możemy.
Właśnie ta książka uświadomiła mi, jak i dlaczego należy nad sobą popracować. Zarówno w sensie fizycznym jak i duchowym.
Polecam całym sercem! Każdemu, ponieważ nawet ci, co myślą, że mają już idealne życie i znają samych siebie na wylot, na pewno odkryją w sobie jakieś niedoskonałości, które chcieliby zmienić. Ta książka jest po to, aby Wam w tym pomóc. :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Zadowolenie to stan pozwalający odczuwać satysfakcję z tego kim jesteś i jaka jesteś. Zadowolenie jest poczuciem, dzięki któremu nie musisz posiadać tych wszystkich rzeczy, by czuć się z samą sobą bardzo dobrze".
"W poczuciu własnej wartości. Zbuduj swoją wewnętrzną siłę" to książka, która...
Recenzja tej książki znajduje się także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Dla takiego szczęścia, nawet jeśli ma trwać kilka chwil, warto zaryzykować. Bo lepiej je mieć i utracić, niż żałować, że nigdy się go nie zaznało".
Pani Katarzyna Michalak zachwyciła mnie każdą z jej książek, które przeczytałam. Jest moją faworytką, jeśli chodzi o literaturę polską. Tym razem także mnie nie zawiodła...
Klaudia w wieku jedenastu lat zaczęła być molestowana przez ojca - tuż po tym, jak jej matka odeszła bez słowa pożegnania, czy chociażby wyjaśnienia. Horror trwał noc w noc przez siedem lat. Dziewczyna od nieznajomej kobiety dostaje w spadku starą ruderę, ale dzięki temu chwyta się nadziei i w dniu swoich osiemnastych urodzin ucieka z domu. Z kilkoma groszami w kieszeni już pierwszego dnia wyrusza na poszukiwanie pracy, która zapewniłaby jej pieniądze na przeżycie. W dzielnicy, do której się wprowadziła, znajduje ogłoszenie. Waha się jednak, kiedy chodzi o opiekę nad osobą niepełnosprawną. Mimo to postanawia zaryzykować i chociażby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Odwiedza więc dom niewidomego, który jest tylko kilkaset metrów dalej. Klaudia spodziewała się starszego pana, a niepełnosprawny okazał się piorunująco urodziwym młodym mężczyzną. Między tym dwojgiem od razu rozkwita coś więcej. Jednak wtedy przeszłość Klaudii postanawia do niej wrócić. Razem z Kamilem starają się stawić jej czoła i pokonać przeciwności losu. Czy będzie on tym razem po ich stronie?
Cudowna, niesamowita, nie do opisania! Rozrywa serce na kawałki, niejednokrotnie doprowadza do łez, wpędza w wir czytania. "Spełnienia marzeń!" to książka dla każdego książkoholika, który spragniony jest wspaniałej powieści obyczajowej. Do tego sposób, w jaki pani Michalak to wszystko opisuje, no po prostu... książka idealna. Dawno nie czytałam tak dobrej obyczajówki i mam nadzieję, że pani Katarzyna napisze ich jeszcze o wiele więcej, bo jestem niesamowicie spragniona jej twórczości.
POLECAM całym sercem! :)
Recenzja tej książki znajduje się także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Dla takiego szczęścia, nawet jeśli ma trwać kilka chwil, warto zaryzykować. Bo lepiej je mieć i utracić, niż żałować, że nigdy się go nie zaznało".
Pani Katarzyna Michalak zachwyciła mnie każdą z jej książek, które przeczytałam. Jest moją faworytką, jeśli chodzi o literaturę polską. Tym razem...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kiedy jego usta dotknęły jej ust, poczuła, że cały świat, nie, raczej wszystkie światy, znikają, roztapiają się w nicość. Czuła jak wypełnia ją słodycz jego oddechu, jak jego serce bije mocno tuż obok jej serca.
- Kocham cię - szepnął. To już nie była gra."
Elfy od zawsze były stworzeniami, które mnie fascynowały, więc kiedy trafiłam w księgarni na "Oddech Nocy" nie zawahałam się ani chwili, aby ją przeczytać.
Kelley od zawsze marzy się aktorska kariera. Jak na razie występuje w małym teatrze, gdzie obecnie przygotowuje się do przedstawienia "Snu nocy letniej" Williama Szekspira, w którym ma zagrać jedną z najważniejszych ról - królową Tytanię. Trema zżera ją nawet przed próbą, ale dziewczyna daje radę. Kelley nie zdaje sobie sprawy z prawdziwości tej historii. Nie wie też, że jej kolega z teatru, który ma odgrywać rolę Puka, jest... prawdziwym Pukiem.
Nic jednak nie jest tak kolorowe, jak może się wydawać, ponieważ pilnie strzeżona przez trzynastu Janusów Brama, która prowadzi do świata elfów raz w roku uchyla skrawek wejścia, co jest niebezpieczne dla świata ludzi. Elfy i stworzenia, które chcą się przedostać ze swojego świata wcale nie mają dobrych zamiarów. Owy dzień ma nastąpić już w Halloween. Jaką rolę w tym wszystkim odegra Kelley? I kim jest tajemniczy Sonny, jeden z Janusów, którego spotyka w parku oraz czego od niej chce? Jak zareaguje na wieść o swoim prawdziwym pochodzeniu?
Książka pisana bardzo swobodnym stylem, przez co łatwo się ją czyta. Nie brakuje w niej cytatów ze "Snu nocy letniej", która, jak podejrzewam, jest inspiracją napisania tej powieści. Rzadko spotykam się z książkami opisującymi elfy w tej postaci, dlatego, jak mówiłam, chwytam się każdej napotkanej i nigdy się nimi nie rozczarowywuję. Wiele z nich niestety jest podobnych do siebie, gdyż wszystkie oparte są na dramacie Szekspira, lecz zawsze znajdzie się nutka oryginalności, która zawróci mi w głowie. Mam w planach przeczytanie dalszych części tej serii. Autorka zauroczyła mnie "Oddechem Nocy".
Gorąco polecam! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Kiedy jego usta dotknęły jej ust, poczuła, że cały świat, nie, raczej wszystkie światy, znikają, roztapiają się w nicość. Czuła jak wypełnia ją słodycz jego oddechu, jak jego serce bije mocno tuż obok jej serca.
- Kocham cię - szepnął. To już nie była gra."
Elfy od zawsze były stworzeniami, które...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"(...) Miałem sposobność poznać wielu ludzi z całego świada i doszedłem do wniosku, że wszyscy jesteśmy fundamentalnie do siebie podobni. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Być może inaczej się ubieramy, mamy różne kolory skóry i mówimy różnymi językami, ale to tylko pozory. Wszyscy mamy marzenia i pragniemy odnaleźć prawdziwe szczęście. Aby poznać świat, wystarczy poznać samego siebie".
W serii "Klątwa Tygrysa" zakochałam się już po pierwszych kilku stronach. W Internecie naczytałam się bardzo wielu negatywnych opinii na temat dalszych części. Ja jednak jestem odmiennego zdania w tej sprawie.
Kelsey po rozstaniu z Renem wraca do Oregonu. Tam postanawia raz na zawsze o nim zapomnieć. Przynajmniej w pewnym sensie, bo wciąż ma zamiar pomóc w zdjęciu z niego klątwy. Aby uleczyć serce zaczyna umawiać się na randki z "normalnymi" nastolatkami. Nie potrafi się jednak co do nich przekonać, ponieważ Ren ciągle gości w jej sercu. Kiedy książę w końcu zjawia się u progu jej drzwi, dziewczyna nie potrafi powstrzymać radości. Nie trwa ona jednak zbyt długo, ponieważ atakuje ich Lokesh. Ren ratując ukochaną i brata zostaje pojmany w niewolę. Dziewczyna mimo to, musi jechać z Kishanem do Indii, aby wypełnić kolejne zadania, które pozwolą uwolnić braci spod klątwy tygrysa. Czy uda im się jednak bezpiecznie dotrwać do końca zadania, któremu stawią czoła? I czy Ren zostanie uwolniony?
Nie zgodzę się ze wszystkimi opiniami nt. "Wyzwania". Może większość czytelniczek tej serii preferowała Rena, dlatego nie spodobało im się, że cała książka kręci się wokół Kelsey i Kishana. Tak czy siak, mnie podobała się bardzo i pewnie nie raz do niej wrócę. Powiem lepiej... była nawet lepsza od pierwszej części!
Polecam gorąco! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"(...) Miałem sposobność poznać wielu ludzi z całego świada i doszedłem do wniosku, że wszyscy jesteśmy fundamentalnie do siebie podobni. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Być może inaczej się ubieramy, mamy różne kolory skóry i mówimy różnymi językami, ale to tylko pozory. Wszyscy mamy marzenia i...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Zostaliśmy dla siebie napisani i nie zmieniłbym w naszej powieści ani jednej linijki".
Emily po tym, jak w noc poprzedzającą jej ślub z Dillonem po cichu wymyka się na zawsze, aby być z mężczyzną, którego kocha naprawdę, nie zastaje go w jego mieszkaniu. Okazuje się, że wyjechał i nikt nie ma z nim kontaktu. Zrozpaczony Gavin nie potrafi poradzić sobie ze stratą ukochanej i zatraca się w alkoholu oraz pięknych kobietach na jedną noc na wyspach kanaryjskich. W końcu Emily udaje się go odnaleźć. Czy ten będzie w stanie jej wybaczyć, przyjmie ją z powrotem i puszczą przeszłość w niepamięć, budując razem wspaniałą przyszłość, jakiej oboje pragną? Jeśli tak się stanie, jak stawią czoła mściwemu i opanowanemu żądzą krwi Dillonowi, który nie ma zamiaru odpuścić byłej narzeczonej tego, że od niego odeszła?
Pamiętacie, jak pisałam, że "Collide" rozbiło mnie na kawałki? A więc to była nie do końca prawda. Dlatego, że to dopiero "Pulse" pokazało mi, co znaczy być rozbitym na kawałki.
Ta książka pochłonęła mnie żywcem, przeczytałam ją jednym tchem. Ona jest, jest po prostu... no nie da się tego określić słowami!
Znajdują się w niej wszystkie możliwe emocje i uczucia, wymieszane ze sobą i sprawiające, że aż brakuje Ci tchu. Płaczesz, śmiejesz się, dziwisz i złościsz na przemian. Nie można oderwać się od niej choćby na minutę. Mówisz sobie, że to ostatni rozdział, ale jego koniec jest tak pełen napięcia, że musisz rozpocząć następny i ani się oglądasz, a tu już koniec książki.
To cudowne, że autorka ma aż tak ogromny talent, żeby zrobić z czytelnikiem coś takiego. Dawno się z tym nie spotkałam i "Pulse" przypomniała mi, co znaczy prawdziwa magia czytania książki. Jak można zatracić się w każdym słowie, wersie, zdaniu, stronie... No po prostu coś pięknego!
Mam nadzieję, że przeczytam jeszcze niejedną w swoim życiu powieść, która doprowadzi mnie do takiego stanu, jak książki pani McHugh.
Polecam całym sercem! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Zostaliśmy dla siebie napisani i nie zmieniłbym w naszej powieści ani jednej linijki".
Emily po tym, jak w noc poprzedzającą jej ślub z Dillonem po cichu wymyka się na zawsze, aby być z mężczyzną, którego kocha naprawdę, nie zastaje go w jego mieszkaniu. Okazuje się, że wyjechał i nikt nie ma z nim...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"- Wyglądasz jak zboczony drwal, który lubi przebierać się za dziecko - stwierdziłem.
- Zamknij się, upośladku - odrzekł po prostu. - To seksowna stylizacja prosto ze stoku narciarskiego. Mówi: 'Wracam właśnie z gór po długim dniu spędzonym na ratowaniu ludzi w Narciarskim Patrolu'".
O tej książce było bardzo głośno w Święta Bożego Narodzenia roku 2014. W zeszłym roku natomiast, zagłuszyła ją "Podaruj mi miłość. 12. wigilijnych opowiadań". Jako że postanowiłam odpuścić sobie tę najnowszą, wzięłam się za "W śnieżną noc". Zaczęłam wigilijnym porankiem, a skończyłam popołudniu - tak mnie wciągnęła.
Johna Greena znają już chyba wszyscy, odkąd zasłynął powieścią "Gwiazd naszych wina". Przeczytałam tylko dwie z kilku jego powieści oprócz "W śnieżną noc", której jest współautorem. I muszę przyznać, że mimo tego iż było ich w moim życiu tak mało (na pewno przeczytam resztę), to należy on do grona moich ulubionych autorów.
Pozostałej dwójki, tj. Lauren Myracle i Maureen Johnson niestety nie znam. Słyszę o nich pierwszy raz, jednak ich styl pisania bardzo przypadł mi w tej książce do gustu. Nawet podobny do stylu Greena - taki prosty, swobodny, lecz z przesłaniem.
"W śnieżną noc" opowiada trzy różne historie, które na samym końcu splatają się w jedną. Pierwsza opowiada o dziewczynie, która w Wigilię jechała pociągiem do dziadków na Florydę. Niestety pociąg utknął w zaspie w miasteczku Gracetown i nie zapowiada się, aby ruszył w najbliższym czasie. Oznacza to święta spędzone w zimnym pociągu, samotnie. Ale... pewien chłopak postanawia Jubilatce (bo tak ma na imię ta dziewczyna) umilić ten szczególny czas i zabrać ją do siebie do domu, do rodziny.
Drugie opowiadanie jest o trójce przyjaciół (dwóch chłopaków i jedna dziewczyna), którzy w wigilijną noc przedzierają się przez zaspy do małej kawiarenki. Jeden z chłopaków nie wie jednak, że tej nocy obudzi się w nim uczucie do wieloletniej przyjaciółki.
Trzecie i ostatnie opowiadanie przedstawia historię pary, która przez pewien błąd się rozpada. Dziewczyna postanawia to naprawić, jednak czy chłopak postanowi do niej wrócić, po tym, co mu zrobiła? Czy magia świąt zadziała i w tym przypadku?
Powiem szczerze, że nie przepadam za wigilijnymi opowiadaniami. Jednak spodobała mi się ta powieść. Ma w sobie coś takiego... no dosłownie magicznego. Autorzy tak cudownie potrafią słowami ukazać prawdziwą magię Świąt, że nie da się jej w sobie nie poczuć podczas czytania. Pewnie wrócę do tej książki jeszcze w niejedne Święta Bożego Narodzenia. :)
Polecam jak najbardziej - zwłaszcza w tym szczególnym czasie. :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"- Wyglądasz jak zboczony drwal, który lubi przebierać się za dziecko - stwierdziłem.
- Zamknij się, upośladku - odrzekł po prostu. - To seksowna stylizacja prosto ze stoku narciarskiego. Mówi: 'Wracam właśnie z gór po długim dniu spędzonym na ratowaniu ludzi w Narciarskim Patrolu'".
O tej książce...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Nigdy nie czułem się jednocześnie tak wstrząśnięty i tak zakochany. Gdybyś mi powiedziała w dniu, kiedy się poznaliśmy, że złamiesz mi serce i że miną dni, miesiące, nawet lata, a ból nie przeminie, i tak bym się w tobie zakochał."
Wyobraź sobie, że jesteś rozdarta pomiędzy dwoma mężczyznami: jednego kochasz, drugiego pożądasz. Ten pierwszy jest ideałem, jednak z czasem pokazuje swoją mroczną stronę, a ten drugi jest tajemniczym i zamkniętym w sobie podrywaczem, który jednak z czasem powoli się w Tobie zakochuje. Co robisz? No właśnie, Emily też tego nie wie. Najlepsze jest to, że Ci dwaj są najlepszymi przyjaciółmi - to jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Ta dziewczyna kocha Dillona, jednak nie potrafi przestać myśleć o Gavinie od czasu ich pierwszego spotkania. Czy uda jej się o nim zapomnieć i pozostać wierną i lojalną wobec ukochanego? A może Dillon pozostanie tylko wspomnieniem, a to Gavin zagości w jej sercu na zawsze?
Czasem główna bohaterka doprowadzała mnie do szału, nie mogąc się zdecydować. Raz Dillonowi mówiła jedno, potem drugie i z Gavinem tak samo. Zdarzyło mi się nawet rzucić książką w róg łóżka (przepraszam! emocje :c). Miałam ochotę wytargać ją za włosy z tej książki i pożądnie nią potrząsnąć, żeby się w końcu opamiętała i przejrzała na oczy.
Na "Collide" trafiłam całkiem przypadkowo, robiąc spontaniczne zakupy w księgarni. Po przeczytaniu opisu od razu zapragnęłam ją mieć, bo spodziewałam się zwykłego love story ze zwyczajnym happy endem (czasem lubię takie odskocznie), nic nadzwyczajnego. Jednak książka ta rozdarła mnie powoli na kawałki, po czym zaczęła składać, a następnie znów sprawiła, że się rozleciałam. Doprowadziła mnie do łez i do śmiechu. Ta książka jest tym, czego szukałam od dawna.
Uwierzcie mi - to nie jest ZWYKŁE love story. To jest fenomenalny gorący romans, z elementami erotyki i dramatu. Sprawi, że Twoje serce rozbije się na milion kawałków, po czym znów się pozbiera. Sprawi, że zapragniesz więcej. Nigdy nie będziesz miał(a) dość. Czytając ją, po prostu nie mogłam przestać - musiałam wiedzieć, co będzie dalej.
Zakończenie mnie zniszczyło - na całe szczęście będąc w księgarni kupiłam od razu drugą część, zatytułowaną "Pulse", w trakcie której czytania jestem.
To nie jest ksiązka ala "Pięćdziesiąt Twarzy Greya", jak wydawało mi się na początku. To książka z zupełnie innej półki, która wciągnie Cię w wir niesamowitych przeżyć, których nigdy nie będziesz miał(a) dość i która sprawi, że zapragniesz niejednokrotnie do niej wrócić.
Pokochałam tę książkę i wierzę, że Ty też ją pokochasz. Nie pozwoli mi ona na długo o sobie zapomnieć.
Polecam gorąco! :')
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Nigdy nie czułem się jednocześnie tak wstrząśnięty i tak zakochany. Gdybyś mi powiedziała w dniu, kiedy się poznaliśmy, że złamiesz mi serce i że miną dni, miesiące, nawet lata, a ból nie przeminie, i tak bym się w tobie zakochał."
Wyobraź sobie, że jesteś rozdarta pomiędzy dwoma mężczyznami:...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Dlaczego zabraliśmy ze sobą do tego strasznego świata akurat naszą winę? Może to wszystko to jakiś rodzaj pokuty."
O książce tej słyszałam dość wiele razy już dobre kilka miesięcy temu. Niestety spotykałam się z samymi negatywnymi opiniami (ba! nawet oskarżeniami o plagiat), co odwodziło mnie od sięgnięcia po nią. Ostatnio jednak postanowiłam w końcu się przełamać i szczerze, nie pożałowałam.
Książka opowiada o siedmiorgu nastolatków, którzy nadzy i z wymazaną pamięcią budzą się w dziwnym, nieznanym im dotychczas miejscu. Nie pamiętają nic oprócz swego imienia. Każdy z nich znajduje plecak, w którym są ciuchy i prowiant na kilka dni. Jeden z bohaterów - Jeb, znajduje w swoim kartkę, na której zostało napisane przesłanie. Zadanie, które mają wykonać polega na przejściu przez sześć światów za pomocą tajemniczych, magicznych bram. Nie jest to jednak tak łatwe, jak się wydaje, ponieważ na dotarcie do nich mają tylko trzy dni w każdym kolejnym świecie. Następną przeszkodą są same bramy. W pierwszym świecie jest ich sześć, mimo iż uczestników jest siedmioro. W następnym będzie tylko pięć. W jeszcze kolejnym cztery. Innymi słowy, w każdym świecie jest o jedną bramę mniej niż uczestników. A jedna z nich jest przypisana tylko jednej osobie - dwie nie mogą przez nią przejść. To oznacza, że w każdym ze światów jedna osoba pozostanie na zawsze uwięziona. Jeszcze inną przeszkodą są ścigające ich stwory, które są uosobieniem ich najskrytszych lęków. Czy bohaterowie będą walczyć między sobą o dotarcie do końca i przetrwanie, czy też będą współpracować?
Zacznijmy od tego, iż nie uważam, aby książka była plagiatem. Dużo czytelników oskarżało autora o spisanie wielu elementów z "Więźnia Labiryntu". Ja osobiście sądzę, że te powieści są tak odmienne, jak ogień i woda. Serię "Więzień Labiryntu" znam praktycznie na pamięć, bo jestem jej ogromną fanką i nie dostrzegam ani jednego elementu, który w "Przebudzeniu Labiryntu" mógłby być z niej spisany (no może oprócz tego, że bohaterowie nie pamiętali nic oprócz swoich imion - ale to i tak o wiele, wiele za mało, aby nazwać to plagiatem).
"Przebudzenie Labiryntu" jest książką, która bardzo przypadła mi do gustu i mimo akcji toczącej się w ślimaczym tempie, wciągnęła mnie w wir niesamowitych wydarzeń. Nie brakuje w niej czarnych charakterów, także tych słabych, zamkniętych w sobie osób, ale i tych dobrych, dążących do celu z determinacją. Każdy z nich ma równe szanse, komu z nich uda się przetrwać? Każda z trzech powieści opowiada o dwóch kolejnych światach. Nie rozumiem, dlaczego jest o tej książce tak dużo negatywnych opinii, bo prócz tempa rozgrywającej się akcji, osobiście nie mam jej nic do zarzucenia. Mam nadzieję, że wydawnictwo YA! postanowi przetłumaczyć na język polski pozostałe części trylogii.
Całym sercem polecam! :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Dlaczego zabraliśmy ze sobą do tego strasznego świata akurat naszą winę? Może to wszystko to jakiś rodzaj pokuty."
O książce tej słyszałam dość wiele razy już dobre kilka miesięcy temu. Niestety spotykałam się z samymi negatywnymi opiniami (ba! nawet oskarżeniami o plagiat), co odwodziło mnie od...
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Życie to wspaniała rzecz, ale jeśli trwa za długo, zużywa się, zanim się skończy".
Szczerze mówiąc, jest to dopiero czwarta z książek Kinga, która wpadła w moje ręce i przy tym pierwsza w formie zbioru opowiadań. Poprzednie, jakie czytałam to "Joyland", "Cmętaż zwieżąt" i "Zielona mila". Jakoś nigdy nie pociągały mnie książki tego autora, może dlatego, że nie przepadam za horrorami w formie literackiej, mimo że nie wszystkie jego książki są horrorami.
Dotychczas tylko jeden z niewielu horrorów, które czytałam mnie przeraził i były to "Powroty Zmarłych" Johna Ajvide Lindqvista (wolę tego szwedzkiego autora od Kinga, serio). Ogólnie, ciężko wystraszyć mnie słowem pisanym - w kategorii horrorów, niestety preferuję filmy.
"Bazar złych snów" nie przeraził mnie ani trochę, mimo iż niektóre z opowiadań zawartych w tej książce niby były horrorami.
Książka ma opowiadania w różnych gatunkach (horror, sensacja, fantastyka, thriller), ale każde z nich ma dać czytelnikówi do myślenia. Zawarty jest w nich ukryty morał, którego po przeczytaniu opowiadania musimy się samodzielnie doszukać i wywnioskować coś z niego.
Najbardziej spodobały mi się chyba opowiadania "130. kilometr" i "Życie po życiu".
To pierwsze opowiadało o dziwacznym, mrocznym samochodzie (kombi, o ile dobrze pamiętam, ale nikt nie wiedział, czy ford czy chevrolet), który samoistnie zaparkował się na parkingu przy opuszczonej restauracji. Ludzie, pojedynczo, którzy w małych odstępach czasu zjeżdżali z autostrady, aby sprawdzić, czy z rzekomym kierowcą tajemniczego kombi wszystko w porządku, ginęli bez śladu. Co się działo? Samochód zjadał ich. Tak, dosłownie. Pochłaniał ich żywcem, kawałek po kawałku, baaardzo boleśnie. I z człowieka nie zostawało już nic.
W tym drugim opowiadaniu natomiast, Stephen King opowiedział historię człowieka, który (jak w opisie widać) zmarł na raka okrężnicy. Trafia do czyśćca (tak podejrzewam) i rozmawia z pośrednikiem. Ten opowiada mu historię o tym, że rozmawia z nim już piętnasty raz i oznajmia, że może wybrać jedne z dwóch par drzwi. Lewe - przeżyje swoje życie na nowo, bez możliwości jakichkolwiek zmian w nim. Każdy błąd, każdą decyzję popełni dokładnie tak samo. Jeśli wybierze drzwi prawe zniknie na zawsze. Mężczyzna tyle razy wybierał już lewe. Czy tym razem zmieni zdanie i postanowi nie przechodzić już tego po raz kolejny? A może iskierka nadziei pozwoli mu uwierzyć, że tym razem uda mu się zmienić popełnione błędy?
"Bazar złych snów" pomijając "Cmętaż zwieżąt" jest moją ulubioną książką tego autora, choć przeczytałam ich naprawdę namiastkę. Może moim postanowieniem na nowy rok będzie przeczytać kilka kolejnych jego książek? Kto wie... :)
Niektóre z opowiadań zawartych w tej książce jest dość humorystycznych i naprawdę można się pośmiać. Są nawet wiersze i mimo iż nie jestem zwolenniczką poezji, także mi się spodobały.
Polecam każdemu, bo każdy czytelnik znajdzie w tym zbiorze przynajmniej jedno opowiadanie, które przypadnie mu do gustu. :)
Recenzję tej książki znajdziesz także na: www.maagia-ksiazek.blogspot.com
"Życie to wspaniała rzecz, ale jeśli trwa za długo, zużywa się, zanim się skończy".
Szczerze mówiąc, jest to dopiero czwarta z książek Kinga, która wpadła w moje ręce i przy tym pierwsza w formie zbioru opowiadań. Poprzednie, jakie czytałam to "Joyland", "Cmętaż zwieżąt" i "Zielona mila". Jakoś...
"(...) Ukląkł tam na ziemi, patrząc tępo przed siebie. Spojrzenie miał szkliste, a jego twarz wyrażała coraz głębszą rozpacz. Klęczał tak przez długi czas, a Thomas pomyślał, że nietrudno zgadnąć, co kotłuje się w głowie przyjaciela. Obezwładniające poczucie winy z powodu wszystkich, którzy zginęli. Myśl, że może jakimś sposobem mógł ich wyratować od śmierci. Smutek wywołany całą sytuacją - zagrożenie, nuda, frustracja spowodowana brakiem wiedzy, czemu się tu znaleźli. Frustracja z powodu utraty wspomnień. A ponadto gdzieś w głębi serca być może pamiętał o siostrze, którą wymazano z jego pamięci".
Wreszcie w moje ręce wpadła piąta i ostatnia część mojej ukochanej serii "Więzień Labiryntu". Część, w której wszystkie sekrety i tajemnice w końcu ujrzą światło dziennie. Wierzcie mi lub nie, ale na 20. Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie - o których swoją drogą opowiem Wam w osobnym poście - najpierw pobiegłam wprost do stoiska Wydawnictwa Papierowy Księżyc, gdzie przedpremierowo udało mi się dostać egzemplarz tej powieści.
Prequel opowiada o tym, co działo się z Thomasem od początku, a dokładniej od momentu odebrania go rodzicom i umiejscowienia w siedzibie DRESZCZU. Zaczęło się na brutalnym i bolesnym wpajaniu mu jego nowego imienia, a zakończyło na momencie obudzenia się w Pudle, wiodącym do Labiryntu. Możemy dowiedzieć się i zaobserwować jak dorasta, w jaki sposób poznał Teresę i pozostałych, jeszcze niedoszłych wtedy, Streferów. Jak współpracuje z DRESZCZEM, pomaga im stworzyć Labirynt, by przyczynić się do wynalezienia leku na Pożogę. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że ta organizacja ma także inne, ukryte zamiary. W końcu zaczyna coś podejrzewać. Sam już nie wie, komu może ufać. Wydaje mu się, że Teresa także coś ukrywa. Nie wie, o czym może ją informować, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że jego wieloletnia najlepsza przyjaciółka mogłaby go zdradzić.
Czy może zaufać jej, albo najmilszej - jak mu się wydaje - z całej załogi DRESZCZU doktor Paige, którą także zna od początku jego pobytu w tym miejscu?
Uwielbiam Dashnera i jego twórczość. Styl pisania i język, jakimi się posługuje. Dlatego m. in. nie mogłam się doczekać kolejnego prequela, który powstał zaraz po "Rozkazie Zagłady".
Oczekiwałam go również dlatego, i to był chyba główny powód, ponieważ chciałam wreszcie dowiedzieć się, jak to wszystko się zaczęło, poznać tajemnice, które trzymały czytelnika w napięciu przez pierwsze cztery tomy. Szczerze mówiąc, nie zawiodłam się ani trochę. Z zachwytem czytałam stronę za stroną, rozdział za rozdziałem, aż dotarłam do końca. Epilog powalił mnie na łopatki. Ostrzegam osoby, które lubią czasem czytać ostatnią stronę, zanim zaczną książkę (też tak kiedyś robiłam, ale z czasem przestałam) - nie róbcie tego. Zostawcie to sobie na koniec, tak jak być powinno.
W każdym razie uważam, że każdy fan "Więźnia Labiryntu" powinien tę część koniecznie przeczytać. Polecam całym sercem! :)
"(...) Ukląkł tam na ziemi, patrząc tępo przed siebie. Spojrzenie miał szkliste, a jego twarz wyrażała coraz głębszą rozpacz. Klęczał tak przez długi czas, a Thomas pomyślał, że nietrudno zgadnąć, co kotłuje się w głowie przyjaciela. Obezwładniające poczucie winy z powodu wszystkich, którzy zginęli. Myśl, że może jakimś sposobem mógł ich wyratować od śmierci. Smutek...
więcej Pokaż mimo to