-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1196
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać452
Biblioteczka
2015-09-25
2015-10-23
Każdy, kto wcześniej miał do czynienia z książkami Mai Lidii Kossakowskiej zapewne kojarzy ją jako autorkę lubiącą prezentować w swoich dziełach trzymające w napięciu akcje, w których wszystko pracuje na pełnych obrotach. Do tego nie brakuje magii, bezczelnych bohaterów oraz tego, co dla książek pani Kossakowskiej jest najbardziej charakterystyczne - dość brutalne opisy wszelakich walk czy mordów. W powieści Pamięć umarłych dostaniecie to, na co czekacie. Jednak nie będzie to kolejna opowieść o aniołach, demonach, walce dobra ze złem, ale o zemście i sprawiedliwości. Tutaj autorka zabiera nas do świata, gdzie z nieba leje się żar a zamiast intrygującej i żywej rzeczywistości z Siewcy Wiatru przeniesiemy się do sennego High Hill, w którym praktycznie nic się nie dzieje. Aż do pewnego momentu.
Pilnujący porządku w High Hill a jednocześnie samotny ojciec ciężko chorej dziewczynki szeryf Barlow przybywa do miejsca, gdzie zostały znalezione zwłoki starego mężczyzny, którego wcześniej otruto. Od tamtego momentu w cichym i spokojnym do tamtej pory miasteczku, na pierwszy rzut oka wyciągniętym z westernu zaczynają dziać się niepokojące rzeczy. W jednym z saloonów pojawia się najniebezpieczniejszy rewolwerowiec w świecie przedstawionym. Zachowuje się zbyt spokojnie, bez oporu pozwala się aresztować a co najważniejsze... podobno zginął kilka lat wcześniej.
Maja Lidia Kossakowska fantastycznie wykreowała świat, w którym toczy się akcja. Oplecenie głównego wątku fantastycznego klimatem westernu jest ekscentryczne i nieco enigmatyczne. Choć świat przedstawiony przypomina swoją szatą rzeczywistość wyciągniętą z filmów Clinta Eastwooda czy Sergio Leone, nie znajdziemy tu kojarzonych z dzikim zachodem Indian czy dynamicznych strzelanin saloonowych.
Szeryf Barlow jest postacią, do której mam mieszane uczucia. Z jednej strony autorka przedstawia go jako nieporadną osobę znudzoną życiem, która sprawia wrażenie tchórzliwej a z drugiej jako odważnego mężczyznę i kochającego ojca będącego w stanie oddać życie za swoją chorą córkę. Można powiedzieć, że Kossakowska wykreowała postać o dwóch twarzach aby czytelnik mógł poznać ją ze strony, która bardziej pasuje do jego wyobrażeń. Dla jednego przybierze postać zdecydowanego twardziela, dla drugiego słabego psychicznie tchórza a jeszcze inny pozna obie jego twarze.
Książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Na początku spodziewałam się czegoś nużącego i pisanego na siłę. Zainteresowałam się tym tytułem tylko przez sympatię do pani Kossakowskiej. Czytanie Pamięci umarłych sprawiło mi dużo przyjemności, między innymi ze względu na panujący w owej książce klimat, problematykę oraz ciekawych bohaterów. Pierwszy raz miałam styczność z wpleceniem w fantastykę nici westernu i mam nadzieję, że natknę się na więcej takich tytułów. Główny motyw, którym jest zemsta, skłonił mnie do myślenia w kwestii ludzi fałszywych, dwulicowych. W książce przedstawieni są również bohaterowie, którzy posiadają takie cechy i oczywiste jest to, że mamy do czynienia z takimi osobami na co dzień. Pamięć umarłych można nazwać jedną wielką egzekucją. W fantastyczny i nierealny sposób ukazuje jaka kara może spotkać człowieka fałszywego, którego w grze nie obowiązują żadne zasady.
Każdy, kto wcześniej miał do czynienia z książkami Mai Lidii Kossakowskiej zapewne kojarzy ją jako autorkę lubiącą prezentować w swoich dziełach trzymające w napięciu akcje, w których wszystko pracuje na pełnych obrotach. Do tego nie brakuje magii, bezczelnych bohaterów oraz tego, co dla książek pani Kossakowskiej jest najbardziej charakterystyczne - dość brutalne opisy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-15
Potrafisz wyobrazić sobie jakie to uczucie zostać zdradzonym przez rodzinę? Jak myślisz, jak to jest, kiedy ktoś spycha Cię na margines i traktuje jak śmiecia? Tego właśnie doświadczył Yarvi - chłopak, którego życie zaczęło komplikować się jeszcze bardziej, kiedy dowiedział się, że został królem.
Król Vansterów - Grom-gil-Gorm zwabia do siebie króla Uthrika i jego starszego syna w celu odbycia rozmowy na temat pokoju. Okazuje się, że nie wrócili, gdyż zostali zamordowani. Dowiaduje się o tym Yarvi - młodszy syn zmarłego króla, podczas nauki do egzaminu na ministra. Jego obowiązkiem jest przejęcie Czarnego Tronu po ojcu i poślubienie swojej kuzynki. Chłopak nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość. Nikt nie darzy go sympatią głównie przez fakt, iż jest kaleką. Nie posiada jednej z dłoni, przez co nazywany jest "pół mężczyzną". Jedyna osoba, która jest do niego pozytywnie nastawiona to jego stryj - Odem. Yarvi przysiągł, że zemści się na Vansterach za śmierć ojca i brata, co rozpoczęło przygotowania do wojny. Dochodzi do zdrady. Nowy król zostaje zrzucony z wieży i uznany za zmarłego, jednak zostaje znaleziony na brzegu a następnie sprzedany jako niewolnik. Yarvi postanawia odzyskać Czarny Tron i zemścić się na zdrajcy.
Pół króla to książka, od której trudno się oderwać. Na początku nie byłam przekonana do głównego bohatera. Momentami trochę mnie irytował i wydawał mi się zbyt delikatny, jednak po jakimś czasie zmieniłam do niego nastawienie. Cała lektura skupia się głównie na odzyskaniu wolności przez Yarviego i kilku innych niewolników, których połączyło cierpienie. Abercrombie nie spieszy się z dobrnięciem do zakończenia. Całą podróż opisuje dokładnie, krok po kroku i dopina wszystko na ostatni guzik przez co akcja nie pędzi w sposób: w jednym rozdziale główny bohater zostaje sprzedany jako niewolnik a w następnym już jakimś cudem odzyskuje wolność. Tutaj wszystko idzie do przodu, ale pomału, stopniowo.
Dlaczego warto przeczytać? Otóż dlatego, że Pół króla to książka, w której autor idealnie przedstawił jaka przepaść jest między człowiekiem bogatym a biednym. Abercrombie w bardzo realistyczny sposób pokazuje jak kiedyś wyglądało życie niewolników, jak taki człowiek był poniżany i traktowany. Jednak przede wszystkim książka zawiera wspaniałą historię prawdziwej przyjaźni. Momentami potrafi niesamowicie wzruszyć i skłonić do zadania sobie pytania: czy postąpiłbym tak samo?
Książka zdecydowanie godna polecenia. Myślę, że z odpowiednią interpretacją nadaje się nie tylko dla miłośników fantastyki, ale dla wszystkich, którzy lubią czytać.
Potrafisz wyobrazić sobie jakie to uczucie zostać zdradzonym przez rodzinę? Jak myślisz, jak to jest, kiedy ktoś spycha Cię na margines i traktuje jak śmiecia? Tego właśnie doświadczył Yarvi - chłopak, którego życie zaczęło komplikować się jeszcze bardziej, kiedy dowiedział się, że został królem.
Król Vansterów - Grom-gil-Gorm zwabia do siebie króla Uthrika i jego...
2015-09-09
Minęło okrągłe 10 lat odkąd pierwsza część przygód nieco zmodyfikowanego nordyckiego boga Lokiego ukazała się na półkach w księgarniach. Kłamca powraca i nadal jest w świetnej formie, zupełnie tak jak w każdej poprzedniej części. Cały cykl wywarł na mnie ogromne wrażenie, więc informacja o kolejnym tomie sprawiła, że nie myślałam o niczym innym.
Papież sztuk jest szóstym tomem serii o Lokim. Książka objętościowo niewiele różni się od swoich poprzedniczek, jednak muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego, co zastałam pod tą wspaniałą okładką. Fabuła bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
Loki wpakował się w niezłe bagno. Z resztą zapewne nikogo to nie dziwi. Razem z Bachusem i Erosem musi stawić czoła bogu popkultury, którego sam stworzył, ale wszystko w mgnieniu oka wymknęło się spod kontroli. Dezyderiusz Crane to nikt inny jak postać z serialu Bóg pośród nas, który z biegiem czasu coraz lepiej poznaje swoje umiejętności i staje się potężniejszy. Dzięki panowaniu nad narracją, którą można postrzegać jako rozdwojenie jaźni, Crane ma kontrolę nad całą opowieścią. Brzmi niegroźnie, jednak ludzie zaczynają wierzyć we wszystko co pojawia się na ekranie a na nieszczęście Lokiego serial zdradza wiele anielskich tajemnic. Do tego Dezyderiusz jest synem Thora i uwielbianego tytułowego Kłamcy. Rozpoczyna się walka z czasem. Czy Lokiemu uda się powstrzymać boga popkultury nim skrzydlaci o wszystkim się dowiedzą?
Krótko mówiąc - książka jest rewelacyjna. Jakub Ćwiek nadal jest w świetnej formie, dokładnie tak jak tytułowy Kłamca. Bardzo podobało mi się wykorzystanie motywu filmu, z którym powiązany został Dezyderiusz Crane - postać bardzo oryginalna i dynamiczna. Moce, jakie autor nadał bogu popkultury są po prostu niesamowite i czytając Papieża sztuk zastanawiałam się jaką trzeba mieć wyobraźnię, żeby stworzyć coś tak nietypowego. Narrator mieszkający w głowie Crane'a, który komentuje a właściwie opisuje każdą jego myśl czy ruch podobał mi się najbardziej. Co prawda był to po prostu głos, który dudnił mu w głowie, jednak kto wie, co tak na prawdę w niej siedziało. Nie ukrywam, że najbardziej cieszyła mnie obecność Bachusa i Erosa a szczególnie tego drugiego. Bez nich cała seria mogłaby okazać się jedną wielką klapą. Bardzo podobało mi się również wtrącenie komiksu do książki. Uważam to za bardzo ciekawe urozmaicenie czytania i daję za to ogromnego plusa.
Książkę polecam wszystkim fanom Jakuba Ćwieka, którzy jeszcze nie zapoznali się z tym tomem a także osobom, które jeszcze nie miały styczności z twórczością tego autora. Jednak, żeby poznać tą lekturę i się nie pogubić trzeba znać pierwszy tom Kłamcy, Boga marnotrawnego oraz Machinomachię. Książkę czyta się bardzo szybko, co ułatwia mała ilość stron i akcja, która jest cały czas, przez co nie można się nudzić.
Minęło okrągłe 10 lat odkąd pierwsza część przygód nieco zmodyfikowanego nordyckiego boga Lokiego ukazała się na półkach w księgarniach. Kłamca powraca i nadal jest w świetnej formie, zupełnie tak jak w każdej poprzedniej części. Cały cykl wywarł na mnie ogromne wrażenie, więc informacja o kolejnym tomie sprawiła, że nie myślałam o niczym innym.
Papież sztuk jest szóstym...
2015-08-29
Cassandra Clare od jakiegoś czasu jest jedną z najpopularniejszych autorek fantasy wśród młodzieży. Tak duże grono czytelników zebrała bestsellerowa seria "Dary Anioła", po którą nie miałam zamiaru sięgać. Jednak doszło do tego, że przekonałam się, kupiłam, przeczytałam, straciłam głowę.
Clary Fray jest nastolatką mieszkającą razem z matką w Nowym Jorku. Jej życie zdaje się być nudne i pozbawione jakichkolwiek barw, jednak dziewczyna odziedziczyła po matce talent do malowania i poniekąd właśnie malowanie jest jej pasją. Akcja książki rozpoczyna się pod klubem Pandemonium, gdzie poznajemy postać Clary i jej najlepszego przyjaciela - Simon'a. Dziewczyna zwraca uwagę na niebieskowłosego chłopaka, który po długiej dyskusji z bramkarzem znika za drzwiami lokalu. Po krótkim czasie spędzonym w towarzystwie tłumu tańczących ludzi, Clary dostrzega dwóch uzbrojonych chłopaków podążających za niebieskowłosym i mówi o tym przyjacielowi. Ten jednak niczego nie dostrzega. Dziewczyna śledzi tajemniczych gości i dociera do magazynu. Tam jest świadkiem niepokojących i nieludzkich zdarzeń, których nie widział nikt poza nią. Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy po jakimś czasie zostaje zaatakowana we własnym domu a jej matka znika bez śladu.
Książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się czegoś prostego i nużącego a okazało się, że "Miasto kości" nie bez powodu chwali się ogromną ilością fanów. Cassandra Clare wykreowała bardzo charakterystyczne postacie, które sprawiają, że chce się dowiedzieć więcej o ich życiu, bliżej je poznać i ostatecznie stwierdzić, czy należą do tych lubianych, czy jednak zostają wrzucone do wora opisanego "znienawidzone postacie fikcyjne". Nie ukrywam, że mam w pewnym stopniu dość specyficzny gust i zwykle nie podoba mi się coś, co podoba się większości. Co za tym idzie? Przyznaję się bez bicia, że nie polubiłam Clary. Możliwe, że moje nastawienie do niej zmieni się po kolejnych tomach, ale jak na razie drażniła mnie przez większą część książki. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że urzekł mnie Jace. Z resztą... Która dziewczyna go nie polubiła?
"Miasto kości" wciąga od pierwszych stron i ciężko jest się oderwać od lektury. Cassandra Clare operuje lekkim językiem przez co łatwo jest wczuć się w świat przedstawiony w książce i całkowicie wyłączyć się podczas czytania. Jestem na prawdę pod wrażeniem, gdyż nie przypuszczałam, że tego typu tytuł może tak bardzo mi się spodobać. Żałuję, że dopiero teraz rozpoczęłam moją przygodę z panią Clare, ale wiem, że niedługo sięgnę po "Miasto popiołów" i nadrobię zaległości. Książkę oczywiście bardzo polecam.
Cassandra Clare od jakiegoś czasu jest jedną z najpopularniejszych autorek fantasy wśród młodzieży. Tak duże grono czytelników zebrała bestsellerowa seria "Dary Anioła", po którą nie miałam zamiaru sięgać. Jednak doszło do tego, że przekonałam się, kupiłam, przeczytałam, straciłam głowę.
Clary Fray jest nastolatką mieszkającą razem z matką w Nowym Jorku. Jej życie zdaje...
2015-08-22
Który dzieciak nie marzy o zatrzymaniu czasu i pozostaniu na zawsze małym, niczym nie przejmującym się brzdącem? Po zapoznaniu się z Piotrusiem Panem na pewno marzenie się zaostrzyło, stało się bardzo możliwe do spełnienia, kiedy Wendy poleciała do krainy zwanej Nibylandią. Krainy, w której dzieci na zawsze pozostawały dziećmi. Jednak Jakub Ćwiek postanowił kontynuować tę barwną opowieść w nieco innych klimatach.
Książka opowiada o losach Zagubionych Chłopców, którzy nieco się zestarzeli, ale gdzieś w nich pozostały dusze dzieci. Nasze dorosłe dzieci wraz z Dzwoneczkiem kiedyś - towarzysze Piotrusia Pana, teraz - żyjący na własną rękę gang motocyklowy. Chłopcy odnaleźli swoją drugą Nibylandię w opuszczonym lunaparku, gdzie mają swoją "siedzibę". W ich życiu nie ma miejsca na obowiązki. Króluje tylko dobra zabawa, ale nasi bohaterowie też nie mają ciągle z górki. Chłopcy zajmują się likwidacją... zombie, więc w książce nie brakuje dość drastycznych scen i wulgarnego języka. Omawiana lektura nie ma konkretne fabuły. Jest bardziej zbiorem opowiadań, które w pewnym stopniu nawiązują do siebie niektórymi wątkami.
Książkę polecam tylko osobom, które lubią czarny humor i przede wszystkim nie są uczulone na bardzo często pojawiające się wulgaryzmy. Do tego często obecne są sceny, które niektórzy mogą uznać za brutalne i nieprzyzwoite. Osobiście nie mam nic przeciwko takiej szacie, dlatego nie będę wybrzydzać. Bardzo podobało mi się nawiązanie do Piotrusia Pana i przedstawienie postaci, o których trochę się rozpisałam, Książka bardzo wciąga i można przeczytać ją w jeden wieczór, ale niestety nie miałam takiej możliwości przez brak czasu. Po dłuższym zastanowieniu na moją ocenę w największym stopniu wpływa porównanie z cyklem "Kłamca", który po prostu bardziej mi się podobał. Oczywiście może się to zmienić po przeczytaniu dalszych części "Chłopców", ale z Lokim zżyłam się do tego stopnia, że może być ciężko.
Który dzieciak nie marzy o zatrzymaniu czasu i pozostaniu na zawsze małym, niczym nie przejmującym się brzdącem? Po zapoznaniu się z Piotrusiem Panem na pewno marzenie się zaostrzyło, stało się bardzo możliwe do spełnienia, kiedy Wendy poleciała do krainy zwanej Nibylandią. Krainy, w której dzieci na zawsze pozostawały dziećmi. Jednak Jakub Ćwiek postanowił kontynuować tę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-13
Nie raz, nie dwa doszły Cię słuchy o zbliżającym się końcu świata. Jedni wierzą, drudzy nie. Jednak zapewne większość ludzi sądzi, że skoro świat powstał to prędzej czy później musi się zdematerializować. Każdy z nas wyobraża sobie epilog życia całej ludzkości inaczej, jednak zadajmy sobie proste pytanie. Czy kiedykolwiek przyszła Ci do głowy wizja życia pod ziemią, ściślej mówiąc - w metrze? Jak wyobrażasz sobie funkcjonowanie w grobowych ciemnościach, które kryją w sobie więcej niż jesteś w stanie sobie uzmysłowić? Do tego jesteś świadomy, że już nigdy nie ujrzysz światła dziennego, gdyż na powierzchni po prostu nie da się żyć.
Konflikt atomowy spustoszył cały świat. Znane są losy tylko nielicznych, którzy znaleźli schronienie w moskiewskim metrze. Jest rok 2033. Życie już nie istnieje a słowa "dzień" oraz "noc" straciły jakiekolwiek znaczenie. Teraz panuje wieczna ciemność, która otacza mieszkańców metra. Jedynym światłem, jakie towarzyszy ocalałym jest światło ogniska rozpalanego na każdej ze stacji oraz słabe lampy, które nie są w stanie zastąpić blasku dnia. Mieszkańcy metra prowadzą dość skomplikowane życie, ale starają się toczyć go podobnie do tego sprzed katastrofy.
Akcja opisywanego tytułu rozpoczyna się na stacji WOGN - najbardziej wysuniętej na północ stacji metra zamieszkiwanej przez ludzi. Już na samym początku a dokładnie na pierwszej stronie poznajemy bardzo sympatyczną postać Artema - młodego chłopaka, który pełni wartę wraz z Piotrem Andriejewiczem. Siedząc przy ognisku Piotr opowiada historię Poleszajewskiej, o którą poprosił młody towarzysz. Wcześniej dowiadujemy się, że WOGN jest narażony na ataki tak zwanych "czarnych". I wcale nie chodzi tu o czarnoskórych ludzi a o zmutowane stworzenia, które prawdopodobnie przychodzą z powierzchni. Artem po skończonej warcie poznaje tajemniczego mężczyznę, który zostaje nam przedstawiony jako Hunter. I nie bez powodu. Okazuje się być myśliwym likwidującym niebezpieczeństwo na terenie metra a jednocześnie dobrym przyjacielem ojczyma Artema - Suchego. W nocy śni mu się koszmar a wyrywa go z niego ojczym, do którego przyszedł w odwiedziny człowiek, którego Artem poznał po warcie. Dochodzi do drobnych kłótni między starymi przyjaciółmi, którym chłopak przysłuchiwał się z zaciekawieniem. Po dość długiej rozmowie Hunter prosi Artema, aby wyszedł z nim zamienić kilka słów. Okazuje się, że myśliwy ma zamiar udać się do Ogrodów Botanicznych, aby zlikwidować niebezpieczeństwo zagrażające stacji WOGN. Powierza Artemowi bardzo ryzykowne i odpowiedzialne zadanie. którego chłopak z początku nie chce przyjąć, ale po jakimś czasie zgadza się. Polega ono na dotarciu do legendarnego Polis - serca moskiewskiego metra i zawiadomienia o nadchodzącym niebezpieczeństwie.
"Metro 2033" to istny majstersztyk. Dmitry Glukhovsky fenomenalnie przedstawia nam wizję życia pod ziemią. Nie mogłam oderwać się od podróży Artema, podczas której spotkał wielu specyficznych a czasem nawet przerażających ludzi. Autor podkreśla różnice między stacjami, które odwiedza główny bohater co często wiąże się z poruszeniem tematu polityki. Pojawiają się wzmianki o Armii Czerwonej, komunizmie czy faszystach, których będziecie mieli okazję bliżej poznać. Pan Glukhovsky niesamowicie potrafi opisać wszechobecny strach i ciemność. To te dwa rzeczowniki pełnią funkcję fundamentów, na których została zbudowana fabuła i bohaterowie lub bardziej materialnie - całe metro. Czytając opisy przeżyć wewnętrznych czytelnik odczuwa to samo co główny bohater. Kiedy Artem z trudem stawia kolejne kroki wędrując niebezpiecznymi tunelami, do których nikt nie zapuszcza się w pojedynkę czuć strach, którego uczucie miał na celu przywołać Dmitry Glukhovsky.
Książkę na prawdę bardzo polecam. Nie tylko osobom, które lubią klimaty postapokaliptyczne, a każdemu, komu nie przeszkadzają momentami pojawiające się długie opisy nawiązujące do polityki czy II wojny światowej i dość obszernie i szczegółowo przedstawione przeżycia wewnętrzne. "Metro 2033" nie należy do książek pisanych lekkim językiem, ale autorowi dużo brakuje do języka Tolkiena czy Eriksona, które są dość ciężkie. Bardzo zżyłam się z głównym bohaterem a także pojawiającym się później Damiłą, bardzo wciągnęłam się w klimat panujący na stronach tej pozycji i mam nadzieję, że niedługo sięgnę po "Metro 2034".
Nie raz, nie dwa doszły Cię słuchy o zbliżającym się końcu świata. Jedni wierzą, drudzy nie. Jednak zapewne większość ludzi sądzi, że skoro świat powstał to prędzej czy później musi się zdematerializować. Każdy z nas wyobraża sobie epilog życia całej ludzkości inaczej, jednak zadajmy sobie proste pytanie. Czy kiedykolwiek przyszła Ci do głowy wizja życia pod ziemią, ściślej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-09
Jo Nesbø przybywa do nas z kolejną intrygującą książką a jest nią "Krew na śniegu" - pozycja zdecydowanie na jeden wieczór a jednocześnie pozycja z nowym głównym bohaterem, co znaczy, że niestety nie opowiada o uwielbianym przeze mnie Harrym Hole. Nesbø jest autorem, którego powinien kojarzyć każdy wierny czytelnik książek sensacyjnych. Nad kupnem omawianej książki nie musiałam długo się zastanawiać, ale obawiałam się, że lektura nie będzie trzymać się poziomu poprzednich dzieł autora.
Przeważnie każdy człowiek ma w sobie coś, co pozwala mu obrać konkretny cel w życiu. Są artyści, sportowcy, matematycy, humaniści. Każdy z nich nadaje się do czegoś innego i jest niezastąpiony w swoim fachu. Jednak jest człowiek, który jak sam to o sobie powiedział - nie nadaje się do niczego. Właśnie dlatego Olav Johansen został płatnym mordercą. Likwidatorem. Zlecenie za zleceniem, wypłata za wypłatą uniemożliwiały mu zmycie posoki z rąk. Zabijanie nie wymaga doświadczenia i wygórowanych umiejętności, jedynie zimnej krwi, toteż Johansen sprawdzał się na tym stanowisku. W Oslo panował przedświąteczny nastrój, kiedy Olav dostał od swojego szefa dość nietypowe zlecenie. Roli ofiary nie miał odegrać nikt inny jak jego żona, która miała zostać uśmiercona we własnym mieszkaniu na tle włamania. Na początku Olav podchodzi do tego dość sceptycznie, gdyż liczył na urlop na czas Świąt Bożego Narodzenia. Przekonują go słowa szefa, które obiecują mu niekończące się wczasy. Johansen zaczyna obserwować Corinę - żonę Daniela Hoffmana z okna sąsiedniego budynku. Po upływie czasu likwidator zakochuje się w swojej ofierze a problemów przybywa w bardzo szybkim tempie. Olav zostaje wcielony do gry, która wzbogaca się o kolejnych graczy. Nikomu nie można ufać a zasady już nie istnieją. Kogo Nesbø ostatecznie nazwie zwycięzcą? Kto wypadnie z gry przed jej zakończeniem? Dowiesz się tylko jak sięgniesz po "Krew na śniegu".
Nie ukrywam, że książka mnie nie porwała. Spodziewałam się czegoś więcej, czegoś bardziej dynamicznego i zaskakującego, jednak uważam, że warto było zapoznać się z tą lekturą. Na samym początku nie byłam przekonana co do postaci Olava, ale z czasem się to zmieniło. "Krew na śniegu" bardzo mnie wciągnęła, ale znając obszerniejsze tomy, w których głównym bohaterem jest Harry Hole, po przeczytaniu czułam lekki niedosyt. W książce dowiadujemy się bardzo dużo o przeszłości głównego bohatera, poznajemy jego odczucia, charakter. Ogólnie przybliżamy do siebie jego osobę. Jak już wcześniej wspomniałam - książka mnie nie porwała, ale nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała. Z tyłu oprawy widnieje informacja o kolejnym tomie, który ma pojawić się jesienią jeszcze w 2015 roku. Na pewno po niego sięgnę, kierując się schematem cyklu o Harrym. Traktuję "Krew na śniegu" jako wprowadzenie do cyklu o Olavie (o ile nie skończy się na tych dwóch częściach) tak, jak pozycję "Człowiek Nietoperz", która również sprawiała wrażenie wstępu do cyklu o komisarzu Hole.
Polecam tylko osobom, które miały już styczność z innymi dziełami Jo Nesbø. "Krew na śniegu" zdecydowanie nie nadaje się na pierwsze spotkanie z tym autorem.
Jo Nesbø przybywa do nas z kolejną intrygującą książką a jest nią "Krew na śniegu" - pozycja zdecydowanie na jeden wieczór a jednocześnie pozycja z nowym głównym bohaterem, co znaczy, że niestety nie opowiada o uwielbianym przeze mnie Harrym Hole. Nesbø jest autorem, którego powinien kojarzyć każdy wierny czytelnik książek sensacyjnych. Nad kupnem omawianej książki nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-27
2015-04
2015-02
Jako, że poprzednie dwie książki - Schronienie oraz Kilka sekund od śmierci bardzo mi się podobały nie byłabym sobą, gdybym nie sięgnęła po kolejny tom, w którym rolę głównego bohatera stanowi Mickey Bolitar, bratanek Myrona. Długo czekałam na tą książkę, spodziewałam się czegoś niesamowitego i skłamałabym, gdybym stwierdziła, że się zawiodłam.
Minęło osiem miesięcy od tragicznej śmierci ojca Mickeya. Osiem miesięcy kłamstw, przemilczeń i pytań bez odpowiedzi. Chłopak wciąż wierzy, że wypadek samochodowy, w którym ojciec podobno zginął, był jedną wielką mistyfikacją. Ekshumacja zwłok tylko utwierdza go w tym przekonaniu. Mickey próbuje dociec prawdy o ojcu, ale prowadzi jeszcze dwa niezależne śledztwa. Jedno dotyczy afery dopingowej w szkolnej drużynie koszykówki. Drugie – zaginięcia chłopaka jego przyjaciółki Emy. Chłopaka, który być może w ogóle nie istnieje.
Nigdy tego nie robię, ale w tym przypadku coś skłoniło mnie do skomentowania okładki. Przez długi okres czasu już po przeczytaniu książka leżała w zasięgu mojego wzroku, gdyż nie mogłam go od niej oderwać (teraz podczas pisania recenzji też mnie trochę rozprasza). Okładka jest bardzo klimatyczna i nie ukrywam, że uważam ją za dość tajemniczą. Koszykówka dla mnie jak i głównego bohatera stanowi dużą część życia, dlatego też wszystko co z nią związane musi wpaść w moje ręce. Między innymi dlatego koniecznie musiałam mieć tą książkę na własność.
Język, którym posługuje się Harlan Coben jest prosty przez co książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Autor nie bawi się w urozmaicanie tekstu trudnymi opisami, ciężkimi dla oczu zagadnieniami czy skomplikowanymi dialogami. Ewidentnie widać, że Coben skupia się na fabule i intrydze, którą stopniowo rozbudowuje trzymając czytelnika w niepewności a może nawet napięciu.
Z góry mogę powiedzieć, że niespodziewane zwroty akcji, których dostarcza Coben w większości swoich utworów diametralnie zmieniają przebieg zdarzeń, co nie pozwala czytelnikowi oderwać się od lektury. W Odnalezionym jest ich co niemiara. Trzy główne wątki, które przeplatają się między sobą sprawiają, że zaczynamy się niecierpliwić a w naszych głowach kotłują się najróżniejsze pytania, na które koniecznie chcielibyśmy poznać odpowiedzi. Chęć dowiedzenia się co, jak, gdzie, kto, dlaczego, doprowadza do całkowitego pogrążenia się w lekturze.
Harlan Coben mimo prostego języka potrafi wzbudzić w czytelniku silne uczucia takie jak ciekawość, gniew, współczucie, może nawet strach. Nie mogłabym też nie wspomnieć o wzruszeniu. Mam tutaj na myśli głównie zakończenie, na którym zalałam się łzami.
Odnaleziony to majstersztyk, który wciągnął mnie od pierwszej strony i nie pozwolił oderwać do ostatniej. Jak najbardziej polecam.
Jako, że poprzednie dwie książki - Schronienie oraz Kilka sekund od śmierci bardzo mi się podobały nie byłabym sobą, gdybym nie sięgnęła po kolejny tom, w którym rolę głównego bohatera stanowi Mickey Bolitar, bratanek Myrona. Długo czekałam na tą książkę, spodziewałam się czegoś niesamowitego i skłamałabym, gdybym stwierdziła, że się zawiodłam.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMinęło osiem miesięcy od...