-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
Agresja. Brutalność. Przemoc na tle seksualnym. GWAŁT. Niewiele jest książek młodzieżowych, które podejmowałyby się próby przedstawienia tak wymagającego tematu w powieściach docelowo przeznaczonych dla nastolatków. W końcu problem gwałtu należy przedstawić tak, by ująć w nim całościowo bardzo potężny bagaż psychologiczny poszkodowanego, skutki jego narastającej bezsilności i strachu, w końcu reakcję otoczenia. Czy Amber Smith w swojej powieści „Co mnie zmieniło na zawsze” dorzuciła własną cegiełkę, przybliżając nam nie tylko trudną społecznie problematykę gwałtu, ale przede wszystkim portretując realistyczny wizerunek ofiary?
Eden wcale nie zmieniła szkoła czy nagminna bezwzględność rówieśników w codziennych relacjach. Eden zmieniła jedna noc. Zmienił ją gwałt. Z nieśmiałej, zahukanej wręcz nastolatki przeistacza się w zimną, nieczułą kobietę, łamiącą serca przypadkowo poznanych mężczyzn. Ale Eden tylko z pozoru zdaje się być niewzruszona i oziębła. W rzeczywistości, głęboko w trzewiach własnego okaleczonego ciała, skrywa najgorszą tajemnicę. Pewnej nocy bowiem najlepszy przyjaciel brata, odwiedził Eden w jej własnej sypialni, zmieniając spokojne życie dziewczyny w niekończący się koszmar...
Eden, zamiast wyjawić najbliższym trudną prawdę, postanawia ukryć tajemnicę głęboko w sobie, a przede wszystkim stać się z dnia na dzień zupełnie inną osobą. Tłamsząc w sobie toksyczne emocje, zadaje ból nie tylko sobie, ale także swojej rodzinie i przyjaciołom, którzy wielokrotnie wyciągają do niej rękę. Ale czy nieustanne kłamstwa i pozerstwo, w końcu i przypadkowy seks z nieznajomymi, będący tylko swoistą próbą ucieczki, nie okażą się w pewnym momencie na tyle zgubne, by przepełnić czarę goryczy?
Amber Smith w swojej bestsellerowej powieści dokonała czegoś zupełnie niemożliwego: oddała niesamowicie sugestywny, do bólu wiarygodny obraz ludzkiej psychiki, bezwzględnie poturbowanej w wyniku aktu gwałtu. Czytelnik staje się więc niemym świadkiem mrocznej, wyniszczającej przemiany głównej bohaterki, która decydując się na ukrycie mrocznego sekretu, podejmuje się codziennej walki z własnymi demonami, które z każdym kolejnym dniem rujnują dziewczynę od środka. Tak złożona i mocna, miejscami wulgarna, a przy tym jednak wciąż niesamowicie słaba i delikatna osobowość świadczą o ogromnej umiejętności autorki w kreowaniu literackich postaci.
Początkowo nie do końca potrafiłam jednak przyzwyczaić się do częstych przeskoków fabularnych: autorka z jednej sceny przechodziła niespodziewanie w drugą, nie zawierając przy tym pełnego obrazu danego wątku, przedstawiając go jakby tylko w zarysie. Dopiero z końcem lektury odkryłam rzeczywiste zamiary Amber Smith, która w swojej powieści, rezygnując z nadmiernej drobiazgowości, zdecydowała się zawrzeć pewien odcinek czasu z życia bohaterki, który stanowić miał przede wszystkim obraz jej skazanej na porażkę walki.
„Co mnie zmieniło na zawsze” zdecydowanie odróżnia się od innych powieści z gatunku. Nie sposób odnaleźć w tej historii migawek szczęśliwego życia głównej bohaterki. W końcu życie Eden do radosnych nie należało. Nie sposób zresztą odnaleźć w tej opowieści jakichkolwiek przeplatających się z sobą scen goryczy z obrazami dającymi nadzieję lepszego jutra. Ta historia jest gorzka. Jest smutna. Jest trudna i wymagająca. Ale przede wszystkim jest niesamowicie poruszająca, bowiem niesie z sobą ogromną dawkę trudnych do udźwignięcia emocji, które pozostają z czytelnikiem jeszcze na długo po skończonej lekturze. Mówiąc krótko – jestem naprawdę dumna, iż mogę patronować tak niesamowitej książce.
Agresja. Brutalność. Przemoc na tle seksualnym. GWAŁT. Niewiele jest książek młodzieżowych, które podejmowałyby się próby przedstawienia tak wymagającego tematu w powieściach docelowo przeznaczonych dla nastolatków. W końcu problem gwałtu należy przedstawić tak, by ująć w nim całościowo bardzo potężny bagaż psychologiczny poszkodowanego, skutki jego narastającej...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Wielka uczta” Erin Gleeson, autorki kulinarnego bloga theforestfeast.com, kobiety, która porzuciła wielkomiejski zgiełk, by dać się ponieść ciszy i urokowi lasu, to zbiór bardzo prostych i smacznych przepisów wegetariańskich, które jednak przede wszystkim zachwycają oko prawdziwą feerią wspaniałych i kolorowych zdjęć potraw, wszak warto w tym miejscu wspomnieć, że Erin Gleeson zajmowała się fotografią w codziennej pracy zawodowej.
Książka podzielona jest tradycyjnie na kilka rozdziałów, wedle charakteru prezentowanych w książce potraw, i są to kolejno: przystawki, koktajle, sałatki, dania z warzyw i w końcu nasze ulubione słodkości. Z zaproponowanych przez autorkę przepisów szczególną uwagę zwróciły takie dania jak np. : aromatyczne, choć bardzo niewielkie rozmarynowe ciasto, do którego wykonania potrzebujemy tylko 4 składników, a które z pewnością zasmakuje wymagającym podniebieniom bądź rozgrzewająca ciało i duszę zupa z dyni i gruszek, do której składniki o tej porze roku z łatwością dostaniemy w osiedlowych warzywniakach.
Na co należy w pierwszej kolejności zwrócić uwagę przy okazji recenzowania „Wielkiej uczty”? Jestem niepodważalnie oczarowana metodą, którą autorka obrała w swojej publikacji przy okazji przekazywania czytelnikowi swoich autorskich receptur. Brak tu bowiem tradycyjnego spisu wszystkich składników, mamy za to ponumerowane kolejno czynności, ograniczone do niezbędnego minimum, obok których królują smakowite zdjęcia, czy to tylko elementów dania, czy już gotowej potrawy.
Żadna dotychczas recenzowana przeze mnie publikacja kulinarna z tak dużą mocą nie oddziaływała na kubki smakowe, jak „Wielka uczta” Erin Gleeson. I choć na pozór mogłoby się wydawać, że autorka gustując na co dzień w kuchni wegetariańskiej, przemyci do swojej książki mało smakowite przepisy na zielone sałatki, to po zapoznaniu się z zawartością publikacji od razu można wykluczyć, że proponowane przepisy są nudne i banalne. Jest tutaj kolorowo, fotogenicznie, a przede wszystkim bardzo, bardzo smakowicie. A przecież o to w literaturze kulinarnej przecież chodzi, by inspirować i przekonywać niedowiarków do odkrywania nowych smaków. :)
„Wielka uczta” Erin Gleeson, autorki kulinarnego bloga theforestfeast.com, kobiety, która porzuciła wielkomiejski zgiełk, by dać się ponieść ciszy i urokowi lasu, to zbiór bardzo prostych i smacznych przepisów wegetariańskich, które jednak przede wszystkim zachwycają oko prawdziwą feerią wspaniałych i kolorowych zdjęć potraw, wszak warto w tym miejscu wspomnieć, że Erin...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niepozorna, minimalistyczna wręcz okładka, otulająca niespełna trzystustronicową opowieść nie zapowiadała bynajmniej lektury wyjątkowej. Jedynie nazwisko znanego, poczytnego autora wielu bestsellerowych powieści, mogło budzić nadzieję na nietypową historię. Ale to, co otrzymałam w rzeczywistości, bardzo dalekie jest od moich wyobrażeń. Powiem krótko: było znacznie, znacznie lepiej…
Poznajcie Nanette - pilną, choć wycofaną uczennicę liceum, a zarazem najlepszego strzelca w szkolnej lidze piłkarskiej. Na pozór wszystko w zachowaniu nastolatki wydawać się może normalne: dziewczyna zawsze posłusznie, bez mrugnięcia okiem, wykonuje to, o co ją poproszą inni, nigdy zaś nie rozważając własnych potrzeb i pragnień. Nic nie wskazuje więc na to, by nagle nastąpić miał jakiś przełom, coś co jawnie sprawi, że zachowanie Nanette z dnia na dzień się zmieni na tyle, by z posłusznej koleżanki i córki, stać się wyrachowaną buntowniczką.
A jednak. Wspomniana duchowa rewolucja następuje z chwilą, gdy dziewczyna otrzymuje w prezencie wysłużony egzemplarz tajemniczej książki o dziwnie brzmiącej nazwie „Kosiarz balonówki”. Powieści o tyle radykalnej, bo zmuszającej po lekturze do pochylenia się nad własnym życiem, do chłodnej analizy swojego charakteru, w końcu do chęci zmiany własnej wycofanej i biernej osobowości. Nanette, pod wpływem lektury, chce stać się takim samym dumnym i odważnym buntownikiem, jak główny bohater powieści. Mimo podjętych prób walki z własną nieśmiałością i obojętnością, w środku wciąż jednak pozostaje wycofaną i wrażliwą introwertyczką, zagubioną w nieprzyjaznym świecie dorosłych.
„Wszystko to, co wyjątkowe” to naprawdę niezwykła, mądra i refleksyjna opowieść, która jak żadna inna lektura młodzieżowa, (docelowo bowiem powieść kierowana jest do nastoletnich odbiorców) naprawdę otwiera oczy czytelnika na wiele niejasnych, zawiłych spraw w skomplikowanym i trudnym świecie dorosłych. Nanette, stojąc u progu dorosłego życia, zmuszona jest, zgodnie z przyjętymi przez społeczność oczekiwaniami, dokonać wyboru, co do przyszłego kierunku studiów, mimo, iż jako zagubiona w codziennym życiu mizantropka, wcale nie ma ochoty na szybkie podejmowanie decyzji, determinujących przecież jej przyszłe życie.
Matthew Quick, biorąc pod lupę dość powszechny, oklepany wręcz temat dotyczący poszukiwania własnej tożsamości, zagubienia w codziennym życiu, weryfikowanym przez przyjęte normy i oczekiwania, tak naprawdę stworzył zupełnie oryginalną i nieszablonową historię. Wykorzystując zaś w swojej powieści wątek tajemniczej, zmieniającej życie bohaterów książki, dał sobie pewną przepustkę na prawdziwy bestseller! Jestem nie tyle zachwycona, co bardziej zaskoczona faktem, iż autor, na niespełna trzystu stronach, stworzył tak pełną, wartościową, wyrazistą powieść, która zmusza do szeregu refleksji.
Niemal na każdej stronie czytelnikowi towarzyszy nadrzędne, miejscami bardzo niewygodne pytanie, na które, z jawną determinacją, próbują odpowiedzieć bohaterowie powieści. Kim jestem? Jaka jest moja rola w świecie? W końcu, czy nie warto przede wszystkim ulec własnej naturze, zamiast biernie wypełniać oczekiwania innych? Miotając się wśród wyświechtanych nawyków dorosłych, ich schematycznych zachowań dyktowanych społeczną normą, bohaterowie powieści toczą nierówną walkę o własne ideały. To właśnie ich nieustanne refleksje i towarzyszące im emocje sprawiają, iż każda stworzona przez autora postać jest niesamowicie żywa i autentyczna, szczera w swym postępowaniu.
„Wszystko to, co wyjątkowe” to naprawdę WYJĄTKOWA powieść, którą, w mojej opinii, nie ograniczają żadne ramy wiekowe odbiorców. Pomimo dość powolnej akcji, zmierzającej raczej w stronę regularnych refleksji i analiz zachowań postaci, nie sposób zatracić się w tej historii. Szczerze polecam.
Niepozorna, minimalistyczna wręcz okładka, otulająca niespełna trzystustronicową opowieść nie zapowiadała bynajmniej lektury wyjątkowej. Jedynie nazwisko znanego, poczytnego autora wielu bestsellerowych powieści, mogło budzić nadzieję na nietypową historię. Ale to, co otrzymałam w rzeczywistości, bardzo dalekie jest od moich wyobrażeń. Powiem krótko: było znacznie, znacznie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Twórczość Magdaleny Kawki miałam okazję poznać podczas lektury genialnej powieści „Tuż za rogiem” pisanej w duecie z Robertem Ziółkowskim. Wówczas to pani Magda zachwyciła mnie nie tylko lekkim piórem, co przede wszystkim genialną kreacją bohaterów, bogatą w głęboką i doskonałą analizę psychologiczną postaci czy trafnością spostrzeżeń ludzkich zachowań. Tym razem sięgnęłam po najnowszą powieść autorki zatytułowaną „Pora westchnień, pora burz”. Czy historia osadzona w niespokojnych, naznaczonych wojną czasach równie mocno mnie zainteresowała?
Lwów 1939, prawdziwy tygiel narodów i zróżnicowanych kultur, wypełniony gwarem polskiej żydowskiej i ukraińskiej mowy. Miejsce tchnące jeszcze względnym spokojem i wzajemną, niepisaną tolerancją. Wspomniany bezruch stanowi już raczej niespokojną ciszę przed przysłowiową burzą, jest bowiem zapowiedzią poważnych zmian politycznych, niesnasek, czy w końcu krwawej, bezwzględnej wojny, dotykającej granic całego świata.
W tych jeszcze w miarę spokojnych i radosnych czasach, nad którymi nieodwołanie zbierają się ciemne i gęste chmury, czytelnik poznaje nastoletnią Lilkę, która wraz z przyjaciółkami przygotowuje się do matury, w międzyczasie przeżywając słodkie smaki pierwszej miłości czy z równą pasją biorąc udział w beztroskich domowych prywatkach. Żadna z tych uśmiechniętych dziewcząt nie zdaje sobie sprawy, iż prawdopodobnie to ostatnie tak spokojne miesiące, w których widmo nadciągającej matury i związanej z nim intensywnej nauki, to największy i jedyny problem w ich życiu.
Zbliżająca się nieuchronnie wojna rozwieje bowiem każdy przejaw beztroski, wymuszając na nastoletnich bohaterach powieści przewartościowanie swojego dotychczasowego życia. Prowadzone działania zbrojne to nie tylko prawdziwy test na dojrzałość każdej postaci, ale przede wszystkim test na człowieczeństwo, w którym największą rolę odegra spryt, zaradność i siła charakteru oraz wiara w drugiego człowieka. Każdy z bohaterów nieraz zada sobie pytanie: czy prawdziwy przyjaciel sprzed wojny, w trakcie wyniszczających działań zbrojnych, w których to bezwzględnie został odarty z wszelkiej wrażliwości, wciąż nim pozostał?
„Pora westchnień, pora burz” to opowieść wstrząsająca, w bardzo wymowny i klarowny sposób opowiadająca o okrucieństwach wojny. Nie doszukamy się w tej historii jakichkolwiek uproszczeń fabularnych, autorka oddaje autentyczny obraz świata napiętnowanego wojną, w którym na pierwszym planie bezwzględnie wysuwa się ból i cierpienie miliona ludzi – największej zarazy XX wieku. Niejednokrotnie podczas lektury powieści zmuszona byłam do robienia krótkich pauz: na złapanie oddechu, na chwilę smutnej refleksji nad kondycją ówczesnego świata – w tych okrutnych, zbrukanych krwią tysiąca niewinnych ofiar czasach, żyły przecież nasze kochane babcie i dziadkowie.
Fragmenty przedstawiające bezwzględność ciemiężycieli naszego narodu, niejednokrotnie wywoływały ból, mimowolnie prowokując również do wielu przemyśleń. Ile cierpienia może znieść jeden niewinny człowiek? Jak zimnym i nieczułym musi być ktoś, kto nosi na swoich rękach krew tysiąca uczciwych ludzi? W tym miejscu muszę zwrócić uwagę, iż powieść Magdaleny Kawki, jak żadna inna, podejmująca temat wojny, z tak dużą mocą oddziałuje na wyobraźnię i uczucia czytelnika.
Sukces całej powieści z pewnością bowiem kryje się w dobrze zarysowanych, żywych i namacalnych bohaterach, którym czytelnik kibicuje od pierwszej strony. Odważne, silne i nieskrępowane dumą postacie, które w obliczu wojny, straciły rodzinną fortunę i tytuły, odrzuciły honory, znajdując się na celowniku wroga. Bardzo przypadł mi do gustu widoczny na pierwszy rzut oka podział całej powieści, w którym autorka, ze spokojnych, okraszonych śmiechem i beztroską czasów, prowadzi swoich bohaterów w samo centrum zła i wojennego okrucieństwa.
Jednakże pierwsze strony powieści nie do końca przypadły mi do gustu. Odniosłam bowiem wrażenie, iż autorka, nie koncentrując się na jednej wybranej postaci, przeskakuje z jednego podjętego wątku na drugi, w konsekwencji nie wykańczając żadnego. Ów zabieg jednak, był swoistym wprowadzeniem do całej historii, próbą przybliżenia portretu każdej postaci, można więc z powodzeniem przymknąć na niego oko.
Książka „Pora westchnień, pora burz” potwierdziła, iż nieprzypadkowo Magdalena Kawka znajduje się na samym szczycie nazwisk ulubionych polskich autorów, których pióro zawsze stanowi obietnicę niezapomnianej lektury. Ja się nie zawiodłam i już teraz z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu!
Twórczość Magdaleny Kawki miałam okazję poznać podczas lektury genialnej powieści „Tuż za rogiem” pisanej w duecie z Robertem Ziółkowskim. Wówczas to pani Magda zachwyciła mnie nie tylko lekkim piórem, co przede wszystkim genialną kreacją bohaterów, bogatą w głęboką i doskonałą analizę psychologiczną postaci czy trafnością spostrzeżeń ludzkich zachowań. Tym razem sięgnęłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kłamstwa, skrupulatnie budowane w ciągu życia, pozornie tworzą prostą drogę do celu. Jednakże, wraz z nieuchronnym upływem czasu, fałsz i ułuda, które wcześniej dawały nieposkromione poczucie zwycięstwa, nawarstwione, tworzą wyboistą i krętą drogę, w której coraz trudniej przychodzi się odnaleźć. Jedno wypowiedziane na głos kłamstwo, rodzi kolejne, tworząc tym samym pętlę wątpliwości i nieporozumień. Nie jesteśmy w stanie żyć w sposób nieskrępowany i swobodny, z pełnym bagażem fałszu u boku. Kłamstwo, wcześniej czy później, znajdzie ujście, by wyjść na światło dzienne, ujawniając się w całej okazałości.
Życie Emmy zmieniło swój rutynowy bieg, odkąd w zupełnie przypadkowych okolicznościach, znajduje w internecie filmik, dzięki któremu dowiaduje się, że ma siostrę bliźniaczkę. Dziewczyna, przyjeżdża do rodzinnego miasta odnalezionej bliźniaczki, gdzie ma nadzieję rozpocząć w końcu nowe życie u boku siostry. Optymizm Emmy szybko jednak zostaje bezwzględnie zniszczony, gdy dziewczyna poznaje okrutną tajemnicę- odnaleziona bliźniaczka została zamordowana, a sama Emma, pod groźbą śmierci, musi wcielić się w jej osobę.
W kolejnej książce z serii "The Lying Game” – 'Pozory mylą” Emma w dalszym ciągu wciela się w postać swoje zmarłej siostry Sutton. Dziewczyna pod warstwą kłamstw, które z dnia na dzień jedynie się namnażają, niebezpiecznie balansuje pomiędzy rzeczywistością i swoim prawdziwym życiem, a fałszem i światem nieżyjącej bliźniaczki. Dziewczyna, wcielając się nieustannie w postać Sutton, coraz bardziej zatraca się w jej życiu, zapominając jak cienka jest granica między prawdą a kłamstwem, jak trudno zgubić się we własnym życiu, grając zupełnie inną rolę.
W trzecim tomie powieści, Emma nie zaprzestaje dalszych poszukiwań podstępnego mordercy siostry, wykluczając kolejne osoby z listy podejrzanych. Nagłe pojawienie się Thayera, zaginionego brata przyjaciółki Sutton, rodzi kolejne wątpliwości, bowiem najprawdopodobniej poszukiwanego przez ostatnie miesiące chłopaka, łączyło coś z zamordowaną Sutton. Co wyniknie z nagłego powrotu Thayera? Czy chłopak ma coś wspólnego ze śmiercią bliźniaczki?
Uwielbiam serię 'The Lying Game”! Kłamstwa, tajemnice i intrygi to największe zalety powieści, pochodzących spod pióra Sary Shepard. Uwielbiam bohaterki tej serii: nietuzinkowe, silne, egoistyczne, podstępne, ale przede wszystkim wierne swojej przyjaźni. Uwielbiam szybką i nieprzewidywalną akcję, która pędzi coraz szybciej, przewijając nieustannie kolejne kartki książki.
Dlaczego więc najnowsza powieść Sary Shepard „Pozory mylą” wypadła słabiej?
Przede wszystkim, autorka wykorzystuje dokładnie ten sam, utarty już schemat, który wystąpił w dwóch poprzednich tomach serii: kolejne postaci powieści, to kolejni potencjalni mordercy Sutton. Emma chaotycznie kluczy wokół kręgu podejrzanych, ujawniając stopniowo kolejne tajemnice. Jednakże, odkrywane na światło dzienne zagadki, wcale nie przybliżają jej do poznania prawdy na temat morderstwa.
Trzeci tom, nie posiada już więc tego osobliwego pierwiastka tajemnicy, który wzbudzał wcześniej prawdziwy niepokój i dreszcz emocji na plecach.
Jednakże, mimo pewnej dozy przewidywalności, czytelnik w dalszym ciągu zostaje mimowolnie wplątany w samo centrum niebezpiecznej intrygi, zmuszając go tym samym do odkrycia prawdy. Sara Shepard niewątpliwie potrafi kreować w barwny i plastyczny sposób swoich bohaterów. Powieść w dalszym ciągu oferuje bowiem paletę nietuzinkowych postaci, których nie sposób nie lubić. Czytelnik, z każdą stroną, coraz bardziej przywiązuje się do osób zepsutych przyjaciółek i ich niebezpiecznych zabaw, które nierzadko mają na celu zaszkodzić niewinnym.
Podsumowując, trzeci tom, mimo, iż wypadł słabiej na tle poprzednich części, nadal gwarantuje porcję największej rozrywki. Książka nienaturalnie wciąga w świat intryg i zagadek, zmuszając tym samym, do nieustannego przewracania kartek, aż do momentu rozwiązania tajemnicy. Polecam!
http://antykwariatzciekawaksiazka.blogspot.com
Kłamstwa, skrupulatnie budowane w ciągu życia, pozornie tworzą prostą drogę do celu. Jednakże, wraz z nieuchronnym upływem czasu, fałsz i ułuda, które wcześniej dawały nieposkromione poczucie zwycięstwa, nawarstwione, tworzą wyboistą i krętą drogę, w której coraz trudniej przychodzi się odnaleźć. Jedno wypowiedziane na głos kłamstwo, rodzi kolejne, tworząc tym samym pętlę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pióro Diane Chamberlain wciąż mnie zaskakuje. Autorka, która na trwałe zapisała się w sferze literatury kobiecej, z każdą kolejną powieścią udowadnia, że wyobraźnia pisarska nie zna granic, a pomysł na nową książkę kryje się przede wszystkim w człowieku i jego osobistej historii. I choć ostatnia powieść autorki „Dar morza” w niektórych podjętych wątkach zawiodła mnie naiwnością niektórych elementów, to już najnowszy tytuł „Chcę Cię usłyszeć”, bez wątpienia potwierdził, że Diane Chamberlain ma talent i w jedyny dla siebie sposób, potrafi opowiadać i snuć historie, które poruszają, wzburzają, skłaniają do zadumy.
Umierający ojciec Laury, na łożu śmierci, wymusił na swojej jedynej córce pewną obietnicę. Kobieta ma przysiąc, że zaopiekuje się Sarah Tolley – zupełnie obcą, z postępującymi objawami Alzheimera, staruszką, która całkiem samotnie przebywa w domu opieki. Laura postanawia odwiedzić starszą kobietę, by poznać przyczynę wymuszonej obietnicy, a przede wszystkim określić związek, jaki musiał łączyć schorowaną staruszkę z jej zmarłym ojcem. Kobieta nie zdaje sobie sprawy, że każda kolejna wizyta w domu opieki, wiązać się będzie ze snuciem przerażającej historii z życia Sarah.
W tym samym czasie, dochodzi do kolejnej tragedii, która związana jest bezpośrednio ze złożoną przez Laurę przysięgą. Mąż głównej bohaterki popełnia samobójstwo, a świadkiem jego desperackiego czynu jest pięcioletnia córeczka Laury, która od tej chwili, gnębiona poczucie winy, całkowicie zamyka się w sobie. Jaka jest bezpośrednia przyczyna samobójstwa Raya? Co łączyło chorującą staruszkę i zmarłego ojca głównej bohaterki? W końcu, czy w tej nawałnicy kolejnych tragedii, Laura odnajdzie miejsce na nowe uczucie?
Diane Chaberlain po raz kolejny, w sposób typowy dla swojej twórczości, snuje historię z dwóch perspektyw czasowych. Z jednej strony czytelnik wędruje wzdłuż sterylnych zakamarków szpitala psychiatrycznego, gdzie u boku jeszcze młodej i krzepkiej Sarah, odkrywa przerażające fakty, bezkarnie rozgrywające się na terenie placówki: bezwzględne doświadczenia i eksperymenty przeprowadzane na pacjentach, ślepe oddanie personelu sprawom „wyższym”, w końcu bezsilność Sarah w ujawnieniu na światło dzienne mrocznych informacji.
Z drugiej zaś strony, czytelnik z niemałą uwagą śledzi losy Laury, próbuje rozwiązać zagadkę, która początkowo składa się z rozrzuconych, pozornie niezwiązanych elementów, które w efekcie stopniowo łączą się w spójną i satysfakcjonującą całość. Autorka nakreśla również ujmujący, choć nienachlany wątek miłosny, który wzbogaca całą akcję, dodaje szczypty ostrego smaczku. Uwielbiam Diane Chamberlain za jej nieograniczoną wyobraźnię. Autorka czerpie pomysły na kolejne powieści z niezmierzonej studni ludzkich losów i historii, z odwagą porusza tematy moralnie niejednoznaczne, z niezwykłą lekkością i wrażliwością dotyka kwestii społecznych, zawsze przy tym utrzymując dla czytelnika miejsce na samodzielny osąd i opinię.
„Chcę Cię usłyszeć” to bezsprzecznie jedna z lepszych powieści w twórczości Diane Chamberlain. Historia przedstawiona z dwóch czasowych ujęć, pozwala głębiej poznawać losy bohaterów, z jeszcze większą uwagą śledzić ich postępowanie, w końcu zmusić do zmiany raz postawionego osądu w kwestii oceny bohaterów i ich zachowań. Zdecydowanie polecam.
Pióro Diane Chamberlain wciąż mnie zaskakuje. Autorka, która na trwałe zapisała się w sferze literatury kobiecej, z każdą kolejną powieścią udowadnia, że wyobraźnia pisarska nie zna granic, a pomysł na nową książkę kryje się przede wszystkim w człowieku i jego osobistej historii. I choć ostatnia powieść autorki „Dar morza” w niektórych podjętych wątkach zawiodła mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie od dziś wiadomo, że krótkonogie jamniki posiadają dość specyficzny charakter. Z jednej strony towarzyskie i zawsze wierne swojemu panu, z drugiej zaś, to typowe, często humorzaste kanapowce, które lubią dobrze zjeść, po czym chętnie zapadają w długą drzemkę. Nic więc dziwnego, że skoro sama posiadam w domu małego jamnika, to z tym większą chęcią sięgnęłam po książeczkę opowiadającą historię humorzastego Hipolita Kabla.
Tytułowy jamnik to typowy przedstawiciel swojej rasy: marudny, leniwy, trochę zadumany, w wolnej chwili z niemałą lubością użalający się nad sobą i swoim losem. A to, że pogoda niesprzyjająca jego psiej naturze. A to, że wygodnego basenu brak w przydomowym ogródku. A że i marzeń konkretnych nie ma, których w swym wiernym psim sercu, po cichu by pragnął.
Jednak Hipolit Kabel ma zawsze w zanadrzu garść dobrych rad, które w razie potrzeby może otrzymać od swojego niezastąpionego przyjaciele – kota Alojzego Kocioła. Cierpliwy, łagodny, ale zawsze do bólu szczery koci towarzysz, nie tylko wspiera Hipolita Kabla cennym słowem, ale swoim wrodzonym spokojem łagodzi jego humory i nieustanne grymasy, a przede wszystkim zawsze wiernie stoi u jego boku, w razie potrzeby służąc mocnym uściskiem kociej łapki.
Zakochałam się w tej opowieści! Zabawna, prawdziwa historia małego jamnika, z widocznie zarysowanym morałem, z pewnością wzruszy i rozbawi niejednego czytelnika. Mnie samą, jako właścicielkę psa tej specyficznej rasy, ujęło faktyczne podobieństwo głównego bohatera do charakteru mojej uroczej, acz kapryśnej jamniczki.
Warto przy tym wspomnieć, że mimo widocznie wplecionego w fabułę opowieści humoru i dowcipu, autorka książki pochyliła się również nad warstwą edukacyjną całej historii, w konsekwencji tworząc opowieść kultywującą pojęcie przyjaźni zarówno w życiu człowieka, jak i innych stworzeń żyjących na Ziemi.
Króciutkie rozdziały, prezentujące kolejno zupełnie nowe opowieści, duża czcionka, przeznaczona dla młodszego czytelnika, i w końcu przepiękne, przemawiające do wyobraźni odbiorcy ilustracje, autorstwa Grażyny Rigall - wszystko to wspólnie tworzy niezwykłą opowieść o młodym, humorzastym jamniku Hipolicie Kablu, zamkniętą w przepięknym wydaniu, która idealna wręcz będzie na świąteczny prezent dla naszych dzieci. Ale i nie tylko. „Humory Hipolita Kabla” to też świetny pomysł na podarunek, dla wszystkich tych, którzy mają w swoim domu charakternego, upartego jamnika. :)
Nie od dziś wiadomo, że krótkonogie jamniki posiadają dość specyficzny charakter. Z jednej strony towarzyskie i zawsze wierne swojemu panu, z drugiej zaś, to typowe, często humorzaste kanapowce, które lubią dobrze zjeść, po czym chętnie zapadają w długą drzemkę. Nic więc dziwnego, że skoro sama posiadam w domu małego jamnika, to z tym większą chęcią sięgnęłam po książeczkę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeszłość i idący z nią w parze kolaż różnobarwnych, często podnoszących na duchu wspomnień, to fundament życia każdego człowieka. Bowiem to właśnie nasza historia i doświadczenia, które mimowolnie dzięki niej zdobywamy, budują nasz charakter, kreują marzenia, szlifują umiejętności. A co, gdy wszystkie zachowane wspomnienia niespodziewanie zostaną wymazane, a w naszej głowie pozostanie trudna do wytłumaczenia pustka?
Światem wykreowanym przez Suzanne Young rządzi nietypowy Program, którego głównym celem ma być przede wszystkim walka z czyhającą w każdym zaułku śmiercią. Nastolatki na całym świecie masowo popełniają samobójstwa, szerząc ideę szybkiej i łatwej śmierci, jako najlepszej broni na wzmagające się ataki przygnębienia i depresji. Tylko czy osnuty dobą sławą rządowy Program, rzeczywiście jest najlepszym narzędziem do walki ze śmiercią? Czy nasze wspomnienia, faktycznie zatruwają zdrowy organizm, siejąc w nim stopniowe spustoszenie?
Siedemnastoletnia Sloane na własnej skórze doświadczyła potęgi zła, jaką niesie z sobą widmo niespodziewanego samobójstwa. Jej brat, z którym łączyła ją wyjątkowo cenna zażyłość, również odebrał sobie życie, pozostawiając po sobie jedynie puste łóżko i cały inwentarz bólu i trudnych wspomnień. Głównej bohaterce książki pozostał jedynie ukochany chłopak – James, z którym wspólnie, na swój własny sposób, zdaje się walczyć z istniejącym system. Z Programem, który w ich odczuciu, eliminuje wszystkie wspomnienia, zmieniając bliskich ludzi, w obce, wydrążone z uczuć maszyny.
Sloane i James, wzajemnie podnoszący się na duchu w chwilach zwątpienia, obwarowani murem obojętności na szerzące się zło, w końcu również i oni zaczynają nosić w sobie niepokojące myśli o samobójstwie. Tylko co z wzajemnymi obietnicami o wiecznej miłości, która pokona chory system i utoruje drogę do szczęścia?
Zakochałam się w tej historii! „Plaga samobójców” to niebanalna, oryginalna, świetnie napisana dystopia, która od pierwszej strony wprowadza czytelnika w specyficzny nastrój niepokoju i oczekiwania. Żywi, oddziałujący na wyobraźnię czytelnika bohaterowie, z wiarygodnym zapleczem psychologicznym i rozterkami, które z chwilą rozpoczęcia historii, nie są nam obce.
Przede wszystkim ujęła mnie silna i charakterna Sloane, która w chwili walki o własną miłość, gotowa jest kombinować, przybierać różne maski, w końcu i kłamać w żywe oczy najbliższym osobom. Jej postawa, w odróżnieniu od biernych zachowań innych postaci, wywołuje szczery podziw i niedowierzenie, a przede wszystkim aprobatę i sympatię czytelnika.
„Plaga samobójców” nie zawiodła mnie na żadnej stronie! Każda scena w książce jest przemyślna i zaskakująca, wlewając mimowolnie w serca czytelników specyficzną atmosferę grozy i niepokoju. Autorka w całą historię wplotła przeogromny ładunek emocjonalny, który sprawia, że całej opowieści nie da się zapomnieć jeszcze na długo po skończonej lekturze. I choć cała historia ma pewne niedociągnięcia, choćby za mało nakreśloną genezę Programu, to jednak w skrytości ducha liczę na to, że jej szerszy rys zostanie przedstawiony w kolejnych tomach.
Trudno w młodzieżowych dystopiach o pewną innowacyjność. Jednak Suzanne Young wykorzystała w pełni potencjał całej historii, nie zawodząc czytelników zarówno na polu emocjonalnym, jak i dynamicznej, zaskakującej akcji. Od dziś „Plaga samobójców” dumnie prezentować się będzie na szczycie listy moich ulubionych książek! Gorąco polecam! :)
Przeszłość i idący z nią w parze kolaż różnobarwnych, często podnoszących na duchu wspomnień, to fundament życia każdego człowieka. Bowiem to właśnie nasza historia i doświadczenia, które mimowolnie dzięki niej zdobywamy, budują nasz charakter, kreują marzenia, szlifują umiejętności. A co, gdy wszystkie zachowane wspomnienia niespodziewanie zostaną wymazane, a w naszej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeden dzień. Co może zmienić się w życiu człowieka w ciągu niepozornych dwudziestu czterech godzin? Nowy kolor włosów? Wymarzony wypad w nieznane? Oczywiście. Ale można też nieodwołalnie się zakochać! Krótkie spojrzenie, absorbująca rozmowa z nutą ironii, delikatny, a przy tym mocny uścisk dłoni, w końcu niecodzienna jednodniowa przygoda, która w efekcie wywołuje burzę motyli w naszym brzuchu. I trzask – strzała Amora trafia bezceremonialnie prosto w serce! Jednakże doba, dumna w swym codziennym trwaniu, nie przedłuża niepotrzebnie dnia i nocy, nawet dla tak romantycznych pobudek, jak pierwsza miłość, nieubłaganie płynąc do kolejnego świtu. I wtem miłosne uniesienia się kończą, niecodzienna przygoda dobiega końca, stanowczo zmuszając do powrotu do spraw codziennych.
O bezwzględnym, podstępnym czasie z pewnością może wiele powiedzieć Allyson – główna bohaterka najnowszej powieści Gayle Forman „Ten jeden dzień”. Osiemnastoletnia dziewczyna, wraz z wierną przyjaciółką u boku, w nagrodę za wzorowe świadectwo ukończenia liceum, udaje się w podróż po najbardziej znanych stolicach Europy. Ostatniego dnia wycieczki, odłącza się od reszty grupy i w towarzystwie Mel udaje się na niecodzienny, uliczny spektakl dramatu Szekspira, w wykonaniu amatorskiej grupy teatralnej. Niespodziewany wypad staje się swoistą spiralą, która napędza kolejne wydarzenia. Ułożona, zawsze rozważna Allyson poznaje tam bowiem Willema – obiecującego aktora, ujmującego, wolnego ducha, który proponuje dziewczynie szaloną jednodniową wycieczkę do Paryża
Dziewczyna , pod wpływem chwili i uroku mężczyzny, spontanicznie się zgadza. Zaskakująca decyzja, która w jednej chwili burzy uporządkowany świat Allyson sprawia, że do jej serca wkrada się nie tylko ziarno szaleństwa, kiełkujące pod wpływem obecności nieprzewidywalnego chłopaka, ale przede wszystkim smak prawdziwej i uzależniającej miłości. Wypad do Paryża bowiem, zapoczątkuje przygodę pełną namiętności i ryzyka, uczucia i intymności, która po dwudziestu czterech godzinach dotkliwie zostanie przerwana…
Jestem tuż po lekturze powieści „Ten jeden dzień” i przyznać muszę, że emocje, które nieprzerwania wyzwalała podczas czytania książka, w dalszym ciągu mi towarzyszą. Zaskakująca, z pozoru trochę niewiarygodna historia, zarysowująca historię młodej dziewczyny, która ni stąd ni zowąd, decyduje się na wypad z nieznajomym, na pierwszy rzut oka może brzmi trochę nieprzekonująco, ale wierzcie mi, autorka tak wprawnie operuje słowem, że w efekcie wszystko brzmi realnie i bardzo, bardzo subtelnie.
Gayle Forman należą się owacje na stojąco za genialną kreację bohaterów. Każdy z nich bowiem jest prawdziwy, pełen uczuć, namiętności, w końcu i sprzeczności, znajdując się na krętej drodze poszukiwania własnej osobowości. Główna bohaterka jest jedynaczką, tym samym stając się również obiektem wygórowanych ambicji rodziców, którzy z niesamowitą precyzją zaplanowali dziewczynie przyszłość. Jeden spontaniczny wypad do Paryża zwalnia jednak tamę, która dotychczas ograniczała Aliison w każdej sferze życia.
„Ten jeden dzień” to nie tylko opowieść o walce z własnymi lękami i ograniczeniami, często blokowanymi przez nieśmiałość i niskie poczucie własnej wartości. Bo choć książka wypełniona jest mądrymi, pięknymi, subtelnymi radami dotyczącymi przełamywania własnych słabości, to jest to jednak w dalszym ciągu opowieść o ogromnej mocy pierwszej miłości. Piętno, które pozostawia po sobie gorący smak poznanego uczucia, pozostaje na zawsze, znacząc nas niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy zapomnieć. Jestem pod szczerym wrażeniem, jak subtelnie i delikatnie przedstawia się cała historia, w ogólnym rozrachunku tak mocno i boleśnie piętnując samego czytelnika. Na uwagę zasługuje również szeroko zakrojony wątek teatru i wyzwalających, pełnych namiętności widowisk, które dla miłośników teatru, stanowią esencję całej historii, która dodaje jej niepowtarzalnego smaku i magii.
Mogłabym jeszcze długo rozwodzić się nad zaletami całej historii, wychwalając nie tylko godny pozazdroszczenia styl autorki czy zdolność operowania słowem niczym magiczną różdżką, niepostrzeżenie hipnotyzując, wzruszając, bawiąc czytelnika, ale mam niezbitą pewność, że każdy zwolennik mądrych i wartościowych powieści z gatunku New Adult, sam, bez zbędnych rekomendacji, zdecyduje się poznać tę piękną historię!
Jeden dzień. Co może zmienić się w życiu człowieka w ciągu niepozornych dwudziestu czterech godzin? Nowy kolor włosów? Wymarzony wypad w nieznane? Oczywiście. Ale można też nieodwołalnie się zakochać! Krótkie spojrzenie, absorbująca rozmowa z nutą ironii, delikatny, a przy tym mocny uścisk dłoni, w końcu niecodzienna jednodniowa przygoda, która w efekcie wywołuje burzę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Współcześni autorzy prześcigają się w coraz to nowych, oryginalnych wizjach świata, w których ludzkość, na drodze zniszczenia i egoizmu, tworzenia mrożących krew w żyłach technologicznych rozwiązań, dąży do wzajemnej zagłady. Wyobrażenie, choć z pozoru nierealne, po głębszej analizie, pozbawione jest już znamion iluzji czy autorskiej fantazji, ocierając się o możliwy zarys przyszłej rzeczywistości. Nic więc dziwnego, że powieści dystopijne cieszą dużym zainteresowaniem czytelników, coraz częściej zdobywając również miano światowych bestsellerów.
Debiutancka powieść Lissy Price „Starter” to kolejna, utrzymana w konwencji dystopii, historia, przedstawiająca wizerunek świata tuż po wyniszczającej wojnie bakteriologicznej, w której na skutek chorych działań zbrojnych, nie ma ludzi między szesnastym a sześćdziesiątym rokiem życia.
Żelazna rzeczywistość, w której nieustanne prześladowania i walka z wrogiem są na porządku dziennym, to dla szesnastoletniej Callie najgorsza szkoła życia, której bez uprzedzenia musi dzielnie sprostać. Osierocona dziewczyna, która w wyniku wojny straciła obojga rodziców, jest zmuszona zdjąć maskę dziecięcej naiwności i wychować siedmioletniego braciszka, stając się dla niego nie tylko starszą siostrą, ale również troskliwą opiekunką i nieugiętym obrońcą. Warto dodać, że jako młodzi Starterzy, główni bohaterzy pozbawieni są jakichkolwiek praw, cierpiąc głód i nędzę, żyjąc w pędzie nieustannej ucieczki przed wrogiem.
Starzy, czyli Enderzy, to grupa bogatych, często wyprutych z emocji i uczuć ludzi, osiągających wiek nawet dwustu lat. Żyjąc w nieustannym luksusie i bogactwie, nie posiadają tylko jednego – uwalniającej siły młodości, jej niespożytej energii, którą daje tylko młoda krew Starterów. Naprzeciw ich potrzebom, chytrze wychodzi Prime Destinations – zakład, który w zamian za imponującą sumę pieniędzy, wynajmuje na określony czas ciała młodych dawców. Dla głównej bohaterki, chory zabieg wynajęcia własnego ciała, to jedyna szansa, by odbić się od nędzy i rozpocząć godne życie wolnego obywatela państwa. Jednakże neurochip, który zostaje wszczepiony w głowę dziewczyny, jest awaryjny, niezamierzenie powodując, że dziewczyna budzi się w życiu Helen – kobiety, której wypożyczyła wcześniej swoje ciało....
Debiutancka powieść Lissy Price, muszę przyznać, całkowicie spełniła moje oczekiwania. Wątek wynajęcia młodego, atrakcyjnego, pełnego sił witalnych ciała, wprowadza swoistą innowacyjność w historiach tego typu. Wojna biologiczna, która zmiotła z powierzchni Ziemi miliony bezbronnych ludzi, napędziła machinę niesprawiedliwości i wyzysku. Bez wątpienia światem rządzą bogaci i bezduszni Enderzy, których wzniosłe i kosztowne wille na tle zniszczonych kryjówek Starterów, aż porażają czytelnika powszechną niesprawiedliwością. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak autorka wykreowała świat, w którym prym wiedzie bezwzględność, a dobra materialne zapewniają władzę nawet nad umysłem drugiego człowieka. Autorka w sposób przekonujący przedstawiła główne postacie, które ze względu na beznadziejność sytuacji, w której się znalazły, w sposób dogłębny wpływają na uczucia czytelnika.
Przez niespełna czterysta stron z prawdziwą pasją pochłaniałam historię dzielnej dziewczyny, która za cenę własnej cielesnej wolności, pragnęła zapewnić godny byt swojemu rodzeństwu. Każdy niemal szczegół szczerze zachwycił mnie w tej historii. Historii, która jeszcze na długo po skończonej lekturze, nie dała o sobie zapomnieć. Jedynym niedociągnięciem, który w ogólnej ocenie, minimalnie wpłynął na końcowy odbiór całej powieści, to nie do końca jasne i zrozumiałe zarysowanie istniejącego systemu. Autorka nie wyjaśniła w swojej opowieści kilku znaczących wątków, jak choćby faktu, dlaczego w ogóle doszło do wybuchu śmiercionośnej wojny. Powieści tego typu, docelowo przeznaczone dla młodego czytelnika, często też opierają się na miłosnych wątkach, które w tej historii na szczęście nie wiodą prymu, górując nad faktycznie interesującym motywem zagłady.
Warto dodać, że zakończenie powieści, sugeruje czytelnikowi, że to nie koniec spotkania z dzielną Cellie, której niebezpieczne przygody zostaną rozwinięte w kolejnym tomie, na który już dziś z ogromną niecierpliwością czekam :)
Współcześni autorzy prześcigają się w coraz to nowych, oryginalnych wizjach świata, w których ludzkość, na drodze zniszczenia i egoizmu, tworzenia mrożących krew w żyłach technologicznych rozwiązań, dąży do wzajemnej zagłady. Wyobrażenie, choć z pozoru nierealne, po głębszej analizie, pozbawione jest już znamion iluzji czy autorskiej fantazji, ocierając się o możliwy zarys...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czy dawne uczucie, splątane w sieć niejednoznacznych odpowiedzi, może stanowić przeszkodę w układaniu swojego życia na nowo? Czy młodzieńcza miłość sprzed lat, może odcinać naszą drogę do szczęścia? W końcu, czy zmierzenie się przeszłością , może zdjąć z nas jarzmo złudzeń i pozwolić nam na nowo otworzyć swoje serce na miłość?
Ewa niedługo skończy czterdzieści trzy lata i choć jej wiek jednoznacznie powinien wskazywać, że kobieta prowadzi ustabilizowane życie spełnionej żony i matki, to w jej przypadku niewiele w tych słowach kryje się prawdy. Kobieta przed laty oddała bowiem swoje serce Mateuszowi, ukochanemu mężczyźnie, który mimo deklaracji swoich uczuć, wybrał w końcu inną dziewczynę. Ewa, zamknięta na dawne uczucie miłości, nie potrafi na nowo nikomu zaufać, doszukując się w każdym napotkanym mężczyźnie, cienia podobieństwa do ukochanego Mateusza. Kobieta na co dzień realizuje się w sferze zawodowej, prowadząc wraz z przyjacielem zmarłej matki szkołę tańca, której działalność, wbrew nowym trendom, opiera się na szeroko pojętej tradycji i folklorze. I choć szkółka posiada swoich stałych bywalców, zakorzeniając w ich świadomości niezwykłą przynależność do kultury, to z roku na rok zainteresowanie tańcami ludowymi jest coraz mniejsze.
Remedium na problemy natury zawodowej zagwarantować ma nowo zatrudniony Andrzej Pałka, przystojny, a przy tym niezwykle pewny siebie i arogancki mężczyzna. Ewa, mimo początkowej niechęci, znajduje z Andrzejem nić porozumienia i wzajemnej sympatii, która oderwie ją na jakiś czas od samotnych i pustych godzin spędzanych w cichym domu, w którym czeka na nią jedynie głucha cisza, cierpliwy kot i stęskniona Samotność. Nie przez przypadek tytułowa Samotność pisana jest z dużej litery, bowiem w powieści pani Moniki Oleksy, przybiera ona postać żywej i stęsknionej istoty, która z właściwą dla siebie wrażliwością, pragnie pocieszyć cichą obecnością wszystkich tych, którzy w pędzie życia, zgubili prawdziwą esencję istnienia. To właśnie tytułowa Samotność jest główną bohaterką całej powieści. Jej nieustający oddech jest niemym pokrzepieniem dla masy zagubionych ludzi, którzy w ciszy własnej, samotnej egzystencji, wolnej od miłosnych westchnień, pragną poczuć choć na chwilę czyjąś obecność.
"Samotność ma Twoje imię" to przede wszystkim niezwykły portret czterech zwykłych kobiet: Ewy, Martyny, Hanny i Janiny, które gdzieś na rozdrożu swojego życia, muszę zmierzyć się z towarzyszącą im Samotnością, muszą podjąć jednoznaczną decyzję, czy pragną pozwolić na zawsze rozgościć się Samotności w ich życiu, dając nieme przyzwolenie na jej obecność, czy wręcz odwrotnie, chcą nieodwracalnie zerwać tę niszczącą znajomość, podążając za nurtem dyktowanym przez serce.
Powieść Pani Moniki Oleksa to przepiękna, liryczna i nastrojowa historia, która z niezwykłym urokiem, przybliża czytelnikowi pozornie schematyczny motyw samotności. Autorka nie tworzy melancholijnych słów, które siłą swojego przekazu, obciążają czytelnika posępną atmosferą powieści. Wręcz odwrotnie. Każdy wykreowany obraz, to odbicie nadziei i cichego szczęścia, radości, często odczuwanej w towarzystwie gorzkich łez. Historia nakreślona przez autorkę, przedstawiona jest z tak niesamowitą lekkością, że nie sposób nie pokochać języka, którym posługuje się Pani Monika. Tu każda prozaiczna czynność nabiera niezwykłej wagi i dostojeństwa, a każdy drobny szczegół może stanowić istotę całej powieści. I tak jak w życiu codziennym bywa, prawdziwa esencja istnienia, kryje się w drobnych cichych gestach, które wspólnie budują definicję szczęścia.
Czy dawne uczucie, splątane w sieć niejednoznacznych odpowiedzi, może stanowić przeszkodę w układaniu swojego życia na nowo? Czy młodzieńcza miłość sprzed lat, może odcinać naszą drogę do szczęścia? W końcu, czy zmierzenie się przeszłością , może zdjąć z nas jarzmo złudzeń i pozwolić nam na nowo otworzyć swoje serce na miłość?
Ewa niedługo skończy czterdzieści trzy lata i...
Bestsellerowa seria "Oddechy" Rebecci Donovan, która z niezwykłym zapałem i dynamizmem, właściwym zresztą dla nurtu New Adult, serwuje czytelnikom feerię różnorodnych emocji, opierając się w głównej mierze na tematach tabu, poruszając wszystkie te niewygodne dla społeczności tematy, które spowite zostały już dawno gęstą chmurą milczenia. Pierwszy tom serii, zatytułowany "Powód by oddychać", choć szczerze przypadł mi do gustu, wywołując nieraz prawdziwy uczuciowy kolaż, to niejednokrotnie przy lekturze powieści odnosiłam jednak wrażenie, że niektóre wątki były przegadane, a książka, w ogólnej ocenie, zdecydowanie zyskałaby na jakości, gdyby wyciąć z niej niektóre zbędne sceny. I choć powieść, w ostatecznym rozrachunku, oceniłam dość wysoko, to nie potrafiłam odsunąć od siebie tej niepokojącej myśli, że coś w "Oddechach" mi jednak brakowało.
Nic więc dziwnego, że sięgając po drugi tom serii, miałam wobec książki mieszane uczucia. Z jednej strony doskonała scena wieńcząca część poprzednią, która dosłownie wbiła mnie w fotel, żłobiąc w sercu dziwną i nienaturalną pustkę, z drugiej zaś wszystkie te znalezione w powieści niedociągnięcia, które wpływają na jakość czytania. Wymienione wyżej elementy z pewnością składały się na pewien swoisty uczuciowy dualizm, który w jednym momencie stracił jednak na jakimkolwiek znaczeniu, bowiem w "Oddychając z trudem" znalazłam wszystkie te literackie detale, których zwykle, z takim zapałem, szukam w poznawanych książkach. Ale do rzeczy.
Życie nastoletniej Emmy, po traumatycznych przeżyciach odbywających się za ścianą domu wujostwa, w końcu zdaje się przybierać normalne tony. Ogromne piętno, które odcisnęły na niej ostatnie wydarzenia, w dalszym ciągu nie pozwalają jej jednak funkcjonować tak, jak winna roześmiana w jej wieku dziewczyna. Prześladujące Emmę nieustanne koszmary czy ciągła chęć izolacji, podyktowana niechęcią do obcowania z nieznajomymi, to widoczne następstwo koszmaru, którego dziewczyna nie potrafi wyprzeć ze swojej pamięci. Co z tego, że sprawiedliwości stało się zadość, że niebezpieczna i okrutna ciotka dziewczyny, która przez lata znęcała się nad Emmą nie tylko poprzez kary cielesne, ale przede wszystkim przez wykorzystywanie psychiczne i emocjonalne, trafiła w końcu za kratki, gdy życie Emmy już nigdy nie będzie beztroską sielanką, a ona sama zawsze ograniczona będzie przez potworną przeszłość. W obliczu tych tragicznych wydarzeń, nic więc dziwnego, że dziewczyna decyduje się na przeprowadzkę do własnej matki, która lata temu oddała ją pod opiekę wujostwa, uruchamiając tym samym spiralę niebezpieczeństw. Czy zerwana dawno relacja jest w stanie na nowo się odbudować? Czy znaczący krok Emmy, w stronę ułożenia na nowo swojego życia u boku matki, jest rzeczywiście dobrą i przemyślaną decyzją? Czy w końcu dziewczyna nie trafiła z przysłowiowego deszczu pod rynnę?
"Oddychając z trudem" to doskonała kontynuacja serii, w której na pierwszym planie nie rysuje się wcale obraz tragicznej miłości dwojga nastolatków, których wspólna droga miłości poprzecinana jest pasmem niebezpieczeństw. Powieść pani Donovan to książka znacznie głębsza, mądrzejsza, która mimo wagi przedstawionego problemu, w dalszym ciągu charakteryzuje się lekkim i młodzieżowym językiem, wszak nie zapominajmy, że to jest tytuł przeznaczony dla młodego odbiorcy. Autorka i w tym tomie skupia się na tematach, które często obwarowane są murem milczenia i obojętności. Problem alkoholizmu, z którym dzielnie musi zmierzyć się Emma, przedstawiony jest w sposób przekonywujący, bowiem niesie z sobą pełną paletę uczuć. W społeczeństwie współczesnym króluje błędny obraz biednego i niewykształconego alkoholika, pochodzącego z najniższych warstw społecznych. A przecież problem alkoholizmu jest coraz powszechniejszy, często też dotyka "normalne" rodziny, które z pozoru wiodą idealne szczęśliwe życie.
"Oddychając z trudem" to doskonała opowieść, w której nie tylko wiarygodnie przedstawiony jest szeroki rys psychologiczny osoby uzależnionej. To też chwytający za serce obraz zmagań z koszmarem z przeszłości, a przede wszystkim próba walki o nowe i godne życie, z dala od mrocznego cienia dawnych doświadczeń. Pisząc krótko, to jedna z lepszych książek, jakie miałam okazję ostatnio przeczytać. Polecam!
Bestsellerowa seria "Oddechy" Rebecci Donovan, która z niezwykłym zapałem i dynamizmem, właściwym zresztą dla nurtu New Adult, serwuje czytelnikom feerię różnorodnych emocji, opierając się w głównej mierze na tematach tabu, poruszając wszystkie te niewygodne dla społeczności tematy, które spowite zostały już dawno gęstą chmurą milczenia. Pierwszy tom serii, zatytułowany...
więcej mniej Pokaż mimo to
Białe nieskazitelne ściany z pooznaczanymi przełącznikami i licznymi gniazdkami, przeznaczonymi dla profesjonalnego sprzętu. Specjalistyczne szpitalne łóżko, działające według ścisłych rozkazów leżącego nieopodal pilota. Telewizor, będący jedynym ogniwem łączącym ze światem zewnętrznym. I w końcu okno - prawdziwy namacalny dowód, że poza szpitalną rzeczywistością, której rytm wyznaczany jest jedynie według kolejnych porcji zażywanej chemii, istnieje świat bez mrocznego piętna choroby, z prawdziwą beztroską i nadzieją na spełnienie własnych marzeń.
Szpitalny pokój to przez ostatnie miesiące jedyny dom siedemnastoletniego Zaca, chorego na raka chłopaka, który zamknięty w czterech ścianach sterylnego pomieszczenia, oczekuje na przyjęcie się otrzymanego szpiku kostnego. Chłopak, narażony na wszelkie unoszące się w powietrzu groźne zarazki i wirusy, zostaje czasowo odizolowany od rodziny i przyjaciół. Jedynie matka chłopaka, jako jedna z wielu bliskich mu osób, ma wyłączną możliwość dzielnego towarzyszeniu mu u jego boku, nieustannie, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, wspierając go w tej nierównej walce ze śmiertelną chorobą. Jedyną rozrywką chłopaka jest Internet, w którym Zac doszukuje się nie tylko kontaktu ze światem zewnętrznym, ale także smutnych, bądź dających nadzieję historii innych osób. Chłopak podczytuje bowiem blogi innych chorych, których wadliwe komórki powoli pustoszą cały organizm. Zac maniakalnie też sprawdza kolejne statystyki, które nakreślają mu faktyczny obraz jego możliwości. Ile procent szans, na długie i spokojne życie bez piętna choroby, ma nastolatek z wadliwym szpikiem kostnym wymienionym na nowy? Ile osób w ciągu roku słyszy śmiertelną diagnozę? W końcu ile z nich wygrywa?
Wszystko zmienia się dniu, gdy sąsiadujące z pokojem Zaca szpitalne pomieszczenie, zostaje zamieszkane przez buntowniczą nastolatkę - Mię. Spokój i szarzyzna szpitalnej rzeczywistości zostaje nierozerwalnie zastąpiona przez głośne wybuchy złości, ubarwione wymyślnymi epitetami. Dziewczyna zwraca uwagę chłopaka nie tylko przez przebijająca się z jej pokoju głośną muzykę, tak nieprawdopodobną w szpitalnej ciszy, ale przede wszystkim przez jej ostentacyjne zachowanie, które jednogłośnie wskazuje. że Mia nie potrafi pogodzić się z koniecznym i wyczerpującym procesem leczenia. Dziewczyna ma własny barwny plan na życie, który w żadnym wypadku nie uwzględnia widma choroby i niedomagania.
Dwoje nastolatków pochodzących z zupełnie odmiennych środowisk, różniących się nie tylko podejściem do życia, ale i samym charakterem, w szpitalnej stagnacji i zobojętnieniu znajdują nić porozumienia, która trwale zespaja ich losy w jedną wspólną historię...
"Zac & Mia" to opowieść przedstawiająca wierny portret dwojga nastolatków, którzy w obliczu choroby, nie tylko zmuszeni są do przebudowania własnego życia na nowo, na nietrwałych fundamentach opartych na ciągłym strachu o dzień następny, ale przede wszystkim to autentyczny do bólu obraz walki ze śmiertelną chorobą, w której smutne statystyki odbierają wielokrotnie chęć do walki, bezwzględnie ucinając chorym skrzydła. Bohaterowie, mimo młodego wieku, pod wpływem doznanego cierpienia i bólu, przewartościowują swoje życie: błahe i nic nieistotne problemy, które niegdyś pochłaniały całą ich uwagę, karmiąc serca złością i nieustannym buntem, w obliczu choroby schodzą ze sceny zwanej życiem, ustępując miejsca prawdziwym wartościom. Każde z bohaterów, na swój własny indywidualny sposób, w zgodzie z samym sobą, znosi ciężar choroby, choć niezależnie od występujących cech charakteru, chęć do walki o życie zawsze i nieodmiennie przeplata się z chwilami zwątpienia i zobojętnienia.
Powieść nie tylko zaskoczyła mnie swoim emocjonalnym przekazem, wzruszając na jeden wieczór dawno zastane w sercu struny, ale przede wszystkim przekonała mnie tchnącą z każdej strony prostotą i spokojem. Historia Zaca i Mii, pomimo wagi poruszanego problemu, napawa optymizmem i nadzieją, mimowolnie mocując czytelnikowi niewidoczne skrzydła. Opowieść bowiem nie tylko nas wznosi na literackie wyżyny, karmiąc czytelnika przekonującym portretem dwojga wrażliwych nastolatków, ale przede wszystkim buduje w nas niezbitą wiarę, że niemożliwe jest w zasięgu naszej dłoni i tylko od nas zależy, czy wyciągniemy rękę po własne szczęście!
http://antykwariatzciekawaksiazka.blogspot.com/2015/01/zac-mia-historia-ktora-skrada-moje-serce.html
Białe nieskazitelne ściany z pooznaczanymi przełącznikami i licznymi gniazdkami, przeznaczonymi dla profesjonalnego sprzętu. Specjalistyczne szpitalne łóżko, działające według ścisłych rozkazów leżącego nieopodal pilota. Telewizor, będący jedynym ogniwem łączącym ze światem zewnętrznym. I w końcu okno - prawdziwy namacalny dowód, że poza szpitalną rzeczywistością, której...
więcej mniej Pokaż mimo to
Człowiek niemal do perfekcji opanował druzgocącą sztukę przepuszczania przez palce własnego życia. Zdominowany przez strach, ograniczony przez słabości, w końcu nieczuły na głos roznamiętnionego serca, żyje jedynie według sztywnego planu rozsądku. Iluzja, schowana pod maską spełnienia, dająca namiastkę prawdziwego szczęścia, w końcu ujawnia prawdziwe oblicze krętacza i kłamcy, złodzieja czasu, karmiącego się samotnością i poczuciem życiowej klęski, ale zwykle wtedy, gdy jest już zdecydowanie za późno. Za późno na wszelkie zmiany, które podkolorują naszą szaroburą codzienność. Za późno na przewartościowanie własnego życia, w którym prym wieść będą przede wszystkim nasze własne szaleństwa, młodzieńcze marzenie i najskrytsze potrzeby. Człowiek do perfekcji opanował sztukę doceniania własnego życia dopiero wówczas, gdy dotychczasowa jego rola jako niewzruszonej opoki zostaje zachwiana, a kolejny dzień jest jedynie śmiertelną walką o przetrwanie.
Łucja wiedzie na pozór idealne życie. Dwójka odchowanych, dorosłych już dzieci, mąż - znany lekarz transplantolog, całkowicie oddany swojej pracy oraz piękny dom z bujnym ogrodem za miastem - prawdziwa sielanka, która nieraz stanowi źródło nieprzychylnych plotek i prawdziwej ludzkiej zazdrości. Jednakże ta idealna, kryształowa rzeczywistość rodziny Kornatowskich, naznaczona jest charakterystycznymi rysami, na pierwszy rzut oka zupełnie niewidocznymi, które z innej perspektywy nabierają kształtu ostrych załamań, rzutujących w znacznym stopniu na małżeńskie pożycie bohaterów. Łucja bowiem od lat, całkowicie oddana rodzinie, zabarykadowana w czterech ścianach domu, zaprojektowanego wbrew jej artystycznym gustom, żyje jakby w letargu, według gotowego planu stworzonego przez męża, w którym nie uwzględniono jej własnych potrzeb, w którym brak też miejsca na doświadczanie szczerego uczucia miłości. Bohaterka pogodzona z życiem, zdaje się całkowicie wierzyć w stworzoną wokół siebie iluzję, w pozory idealnego i szczęśliwego życia. Przed laty studentka ASP z głową pełną szalonych pomysłów, dziś już stateczna żona, utemperowana przez prozę życia.
Jedna niespodziewana wiadomość, która spada z impetem na Łucję niczym grom z jasnego nieba, stawia pod znakiem zapytania świetlany obraz spokojnej i ułożonej przyszłości. Rak piersi brzmi dla Łucji jak wyrok, który niszczy nie tylko budowaną z ogromnym pietyzmem nienaganną codzienność, ale przede wszystkim wystawia na największą próbę jej własne małżeństwo, które przez lata istniało jedynie na nietrwałych fundamentach ułudy prawdziwej miłości, utrwalone jedynie troską o dobro dzieci. Pod wpływem doznanego szoku, kobieta dokonuje też smutnego bilansu własnego życia, w którym jej własne marzenia i potrzeby, zduszone w zarodku, zdominowane były jedynie przez nieustanne zobowiązaniami wobec męża. Czy śmiertelna diagnoza wybudzi kobietę z uśpienia i rozpali w niej dawną namiętność i szaleństwo, a przede wszystkim szczerą chęć do życia? Czy na doświadczanie uczucia spełnienia i szczęścia nie jest już aby za późno?
Lektura "Wiecznej wiosny" to przede wszystkim prawdziwy, niemal namacalny portret, pasożytującej w ciele człowieka, choroby, która bezwzględnie pustoszy organizm, mnożąc w nim złośliwe komórki. Naświetlania, chemia oraz następujący po nim uciążliwy proces rekonwalescencji poraża realizmem, momentami zmuszając czytelnika do chwilowego odłożenia czytanej powieści na półkę. Przecież przedstawiona w książce historia to nie tylko wymyślony przez autorkę opis zmagań fikcyjnej bohaterki, ale to autentyczny obraz walki miliona ludzi, zmuszonych do zmierzenia się ze śmiertelną diagnozą. Scena przedstawiająca wyczerpaną Łucję tuż po zażyciu chemii, kiedy myjąc i szczotkując swoje piękne długie pukle, garściami wyciąga je ze swojej głowy, szokuje, obezwładnia, sprawia ból, w końcu rodzi pytania: "dlaczego?".
"Wieczna wiosna", pomimo mrocznego widma choroby, niesie z sobą również rozgrzewający ładunek optymizmu i radości. Bowiem historia Łucji to również wzruszający portret skromnej kobiety, która w obliczu cierpienia, nie barykaduje się w niszczącym marazmie i otępieniu, ale pragnie przewartościować swoje życie, przeżyć je zupełnie na nowo, według nieograniczających je węzłów schematów. Powieść pani Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak tylko pozornie może sprawiać wrażenie historii mało oryginalnej, wykorzystującej doskonale znane w literaturze schematy. Ale niezwykły, niemal poetyczny język autorki, nienachalny w swym przekazie, wręcz przeciwnie - lekki i niewymuszony sprawia, że cała historia, pomimo grozy poruszanego w niej tematu, trafia do serca czytelnika, porusza zastane w nim struny, w końcu każe się zatrzymać w tym nieustannym, chorym biegu, jakim jest nasze współczesne życie.
Szczerze polecam!
http://antykwariatzciekawaksiazka.blogspot.com/2014/12/tutaj-wszystko-sie-zaczyna-tutaj.html
Człowiek niemal do perfekcji opanował druzgocącą sztukę przepuszczania przez palce własnego życia. Zdominowany przez strach, ograniczony przez słabości, w końcu nieczuły na głos roznamiętnionego serca, żyje jedynie według sztywnego planu rozsądku. Iluzja, schowana pod maską spełnienia, dająca namiastkę prawdziwego szczęścia, w końcu ujawnia prawdziwe oblicze krętacza i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Puk, puk.
Cisza. Niepokojący wręcz spokój rozgościł się w mieszkaniu, w którym zwykle panuje wesoły rozgardiasz. Brak w nim niespodziewanych wybuchów śmiechu jego radosnych mieszkańców, głośnych filozoficznych rozmów czy cichych pochrząkiwań.
Napieram na klamkę i wchodzę, bez zbędnego skrępowania. Dzwonek w tym mieszkaniu to przeżytek, który już lata temu przeszedł do lamusa. Przekraczam próg, a w moje nozdrza uderza charakterystyczny ukochany zapach książek, wiekowych tomiszczy, obficie wypełniających zakurzone półki w długim, ciemnym korytarzu. Idę dalej, w stronę dużej przestronnej kuchni, w której panuję wręcz nienaturalny porządek. Gdzie się podziali wszyscy domownicy mieszkania przy ulicy Roosevelta 5? Gdzie jest Gabrysia, z jej zawsze ciepłym i pokrzepiającym spojrzeniem oraz kojącym słowem w zanadrzu? Gdzie jest siwy dziadek Borejko, który z właściwym dla siebie filozoficznym roztargnieniem, popija ciepłe kakao z ulubionego kubka z krasnalem? Gdzie przemądrzały Ignacy Grzegorz, który z prawdziwym rozrzewnieniem, pochłania słowa kolejnego sonetu? Nic, tylko głucha, nienaturalna pustka.
Akcja "Wnuczki do orzechów" bowiem, rozgrywa się głównie na wsi. To właśnie tam, z dala od miejskiego zgiełku, w sielskim klimacie bujnego lata, rodzina Borejków doświadcza w pełnym majestacie niezwykłych uroków polskiej prowincji. Najmłodsza z córek - urocza Patrycja, na czas nieznośnych upałów, oddaje do dyspozycji całej swojej familii, swój nieduży domek, który we "Wnuczce..", sprowadza się do roli nowej rodzinnej ostoi. Przez jego ściany przebija się, charakterystyczny dla rodziny Borejków, miły rozgardiasz, który z miejsca potwierdził jedynie myśl, że dom tworzą ludzie, ich rutynowa wrzawa, a nie grube, beznamiętne mury. Ponownie spotykamy wszystkie siostry Borejko, które pomimo nieustannego upływu lat, nie bacząc na kolejne zmarszczki, które bezlitośnie orzą ich radosne oblicza, tak naprawdę niewiele się zmieniają. Gabrysia, jak zwykle, troskliwa i pełna wewnętrznej wiary w drugiego człowieka. Następnie spokojna i zrównoważona Pulpa, która kształtnym pulpecikiem nadal pozostaje oraz marzycielska i roztargniona Nutria, od tej pory nazywana jest przez rodzinę Matalią. W końcu wybuchowa i gadatliwa Ida, która w całej powieści występuje zdecydowanie najczęściej. Jednakże główną bohaterką książki pozostaje w dalszym ciągu Dorota Rumianek- tytułowa wnuczka do orzechów!
Rezolutna i śmiała siedemnastoletnia dziewczyna mieszka wraz z dwiema charakternymi babciami, w niewielkim domku na wsi, gdzie oprócz wykonywania prac typowo gospodarskich, opiekuję się również starą poczciwą kobyłką. Podczas jednej ze spokojnych przejażdżek po leśnych ostępach, dziewczyna przypadkowo znajduje, leżącą w krzakach, nieprzytomną postać, która niefortunnie uleciała z pobliskiego mostka. Pechowym nieszczęśnikiem okazuje się być nie kto inny, jak płomiennoruda Ida, która z właściwą dla siebie żwawością, podejmuje szybką decyzję wynajęcia małego pokoiku w mieszkaniu Doroty. Czy niespodziewane spotkanie obu postaci było jedynie wynikiem przypadku, czy może poczciwy palec losu wcześniej zaplanował ich przyszłość, krzyżując z uwagą ich drogi?
Małgorzata Musierowicz, w kolejnym tomie serii "Jeżycjada", z właściwą dla siebie niewymuszoną lekkością, przedstawia temat miłości, w początkowym jej stadium, w zarodku, która przejawia się w jeszcze nieśmiałych pierwszych spojrzeniach, pełnych nie tylko gorącego żaru, ale przede wszystkim oddania i bezpieczeństwa. Autorka snuje swoją powieść wokół typowych dylematów młodego pokolenia, nieodpornego na kolejne miłosne uniesienia i romantyczne porywy serca. Mamy tu nie tylko sentymentalnego Ignacego - Grzegorza, który będąc w uczuciowej żałobie po bolesnym rozstaniu z ukochaną McDdusią, próbuje na nowo posklejać swoje złamane serce, ale również spokojnego Józefa, w którego w końcu również uderza z całą siłą bezlitosna strzała amora.
Uwielbiam całą Jeżycjadę! Książki, które towarzyszą mi od dzieciństwa, zawsze niosły z sobą niezwykły i jedyny w swoim rodzaju ładunek ciepła, który rozpala serce żarem przywiązania i prawdziwej jedności. Po raz kolejny Małgorzata Musierowicz oddaje w ręce czytelnika powieść, która buduje w świadomości czytelniku niezbitą wiarę w człowieka, jego zamiary, które zwykle ukierunkowane są na wspólne dobro. Kultywuje również samą naturę, zwraca uwagę na cud stworzenia, które objawia się w życiu doczesnym w zwykłym powiewie wiatru, w promiennym słońcu odbijającym się w czystych kroplach rosy czy cichym bzyczeniu osy.
Nie będę nikogo zachęcać do sięgnięcia po "Wnuczkę", bo każdy, kto czuje się związany z całą serią, na pewno książkę przeczyta. Cieszę się, że miałam okazję poznać tytułową Dorotę i z utęsknieniem już czekam na tom kolejny!:)
Puk, puk.
Cisza. Niepokojący wręcz spokój rozgościł się w mieszkaniu, w którym zwykle panuje wesoły rozgardiasz. Brak w nim niespodziewanych wybuchów śmiechu jego radosnych mieszkańców, głośnych filozoficznych rozmów czy cichych pochrząkiwań.
Napieram na klamkę i wchodzę, bez zbędnego skrępowania. Dzwonek w tym mieszkaniu to przeżytek, który już lata temu przeszedł do...
„Sekret czarownicy” autorstwa Anny Klejzerowicz to najnowsza pozycja traktująca o losach mieszkańców malowniczej i spokojnej wsi pod Gdańskiem – Uroki. Sielskie, zapierające dech w piersiach widoki, które za sprawą bogatego języka autorki, mimowolnie kształtują się w wyobraźni czytelnika, przywodząc na myśl górzysty krajobraz Bieszczadów, który urzeka w swym dostojeństwie i majestacie, ujmuje wszechogarniającą ciszą i spokojem. Jedno niespodziewane odkrycie w podziemiach kościoła, rujnuje typowy bezruch miasteczka, torując drogę do mrocznej tajemnicy, szczypty magii, a w końcu do samej historii, która w tej niezwykłej powieści aspiruje do roli głównej bohaterki.. Ale zacznijmy od początku.
Rutyna, która bezwzględnie wkrada się w życie młodego małżeństwa, Gosi i Damiana, pozostawia za sobą jedynie zgliszcza dawnego pożądania i namiętności. Proza dnia codziennego, a przy tym i niezrealizowane młodzieńcze plany i marzenia, pustoszą serca głównych bohaterów z wszelkiego zrozumienia i współczucia, wypełniając je w zamian obustronnymi oskarżeniami o wszelkie niepowodzenia. W ten monotonny okres wspólnego pożycia dwojga młodych ludzi, nieoczekiwanie wdziera się postać wykształconego doktora nauk archeologii – Roberta, którego urok i niezwykła inteligencja, doprawiona aurą tajemnicy, szybko urzeka, znudzoną życiem, Gosię. Przybycie atrakcyjnego mężczyzny, który trafia do malowniczych Uroków w związku z prowadzonymi pracami wykopaliskowymi, uruchamia spiralę zmian, nie tylko w życiu głównej bohaterki, ale i również wścibskich mieszkańców wsi. W miasteczku bowiem, pod murami lokalnego kościoła, zostaje odnaleziona podziemna krypta, która oprócz cennych i zachwycających fresków, skrywa również szczątki ciała zamożnego rycerza, najprawdopodobniej templariusza, pochodzące sprzed 700 lat. Co robił mężczyzna na tych terenach? Dlaczego został zamordowany? Gosia, jako pasjonatka lokalnej historii, postanawia znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania, pomagając przystojnemu Robertowi w pracach poszukiwawczych. Dziewczyna zagłębia się w niezwykle atrakcyjną historię swojego miasteczka, która zdaje się być związaną z miejscową legendą o nieszczęśliwej miłości dwojga zakochanych w sobie ludzi
„Sekret czarownicy” to powieść łącząca w sobie dwie, niezwykle pasjonujące historie: współczesna, przybliżająca rozterki młodego małżeństwa, które znajdując się na rozstaju dwóch ścieżek: własnych oczekiwań i niełatwej rzeczywistości, powoli zatraca również własną tożsamość, oraz druga, przedstawiająca losy średniowiecznych kochanków, którzy w obliczu zbliżającej się tragedii, zdolni są do niewiarygodnych czynów, na które stać tylko szaleńczo zakochanych w sobie ludzi. Autorka kultywuje w swojej powieści rolę samej historii. Lokalne podania, mity czy legendy odkrywają bowiem przed nami nie tylko pełniejszy obraz rodzinnego miasta, ale budują w nas również poczucie prawdziwej narodowej przynależności.
Anna Klejzerowicz nie idealizuje przedstawionej w powieści rzeczywistości. Bohaterowie, z całym bagażem własnych doświadczeń, są wiarygodni, niemal namacalni, zaś prawdziwe oblicze polskiej prowincji, z uwzględnieniem jej wszystkich wad i zalet, zachwyca swym niewymuszonym urokiem.
Powieść Klejzerowicz to nie tylko pasjonująca lekcja życiowych prawd i mądrości, ale przede wszystkim opowieść, która z właściwym dla siebie humorem, oddaje czytelnikowi niezwykły ładunek ciepła, rozgrzewający w chłodne jesienne wieczory jeszcze na długo po skończonej lekturze. Książka, mimo że stanowi kontynuację serii („Czarownica i „Córka czarownicy”), może być traktowana jako odrębna historia, która bez znajomości poprzednich tomów, z powodzeniem zaabsorbuje uwagę czytelnika. Z całego serca polecam!
http://antykwariatzciekawaksiazka.blogspot.com
„Sekret czarownicy” autorstwa Anny Klejzerowicz to najnowsza pozycja traktująca o losach mieszkańców malowniczej i spokojnej wsi pod Gdańskiem – Uroki. Sielskie, zapierające dech w piersiach widoki, które za sprawą bogatego języka autorki, mimowolnie kształtują się w wyobraźni czytelnika, przywodząc na myśl górzysty krajobraz Bieszczadów, który urzeka w swym dostojeństwie i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Diane Chamberlain - wielokrotnie nagradzana autorka powieści obyczajowych, która w swoich książkach podejmuje się przede wszystkim tematów trudnych i zawiłych, często zabarwionych problematyką społeczno-etyczną. Jej najnowsza powieść - "Dobry ojciec", która swoją premierę miała w sierpniu tego roku, stanowiła dla mnie swoistą zagadkę. Jako że zachwalana przez czytelników autorka, dla mnie samej wciąż pozostawała postacią nieznaną, oczekującą dopiero na feerię moich własnych opinii i odczuć, z tym większym zainteresowaniem sięgnęłam po jej utwór. Czy potwierdzam ogólny zachwyt nad twórczością Diane Chamberlain? Czy przypadł mi do gustu jej pisarski styl? W końcu, czy przeczytam kolejne tytuły autorki znajdujące się w jej dorobku literackim?
Dwudziestotrzyletni Travis Brown miał dwa wyjścia. Mógł porzucić obowiązki, oddalić od siebie wszelkie zobowiązania i wbrew własnemu sumieniu, kroczyć prostą i niewymagającą drogą, bez czepliwych kolców różnych problemów, które zwykły atakować człowieka w najmniej odpowiednim momencie. Jednakże odpowiedzialny chłopak dokonał innego wyboru. Od czterech lat odważnie podąża wyboistą i krętą ścieżką, na której co i rusz zaskakują go nowe niespodzianki i zmartwienia. Uciążliwy i niełatwy szlak życia, w zamian za ciągłą harówkę i poświęcenie, oferuje chłopakowi niewątpliwie coś bardzo cennego, coś o co warto dzielnie walczyć w pocie czoła. Jego trud i walka umotywowana jest bowiem najczystszym przywiązaniem i uczuciem, szczerą miłością do swojej córeczki Belli, którą zdecydował się cztery lata temu samotnie wychować.
Niestety złośliwy los bywa przewrotny i ponownie doświadcza boleśnie mężczyznę, dając mu kolejną lekcję życia. Nagły pożar niszczy doszczętnie nie tylko jego rodzinny dom, z którym wiąże wiele cudownych wspomnień z lat dzieciństwa, ale zabiera mu również ukochaną matkę - babcię i opiekunkę Belli. Ogień grzebie też bezpowrotnie szansę na normalne i godne życie. Mężczyzna traci pracę, która dotychczas była gwarancją ciepłego posiłku dla córeczki. Bez pieniędzy, bez bezpiecznego dachu nad głową, Travis zmuszony jest zamieszkać z Bellą w zimnej i obskurnej przyczepie. Niespodziewana szansa zarobienia dużych pieniędzy w bardzo krótkim czasie, może być dla Travisa jedynym ratunkiem w tej patowej sytuacji. Praca, która równie prędko może go zaprowadzić za kratki. Czy smutna rzeczywistość, która szeroko roztacza przed chłopakiem swoje wątpliwe wdzięki, zmusi go w ostateczności do popełnienia niewyobrażalnych czynów, które niebezpiecznie ocierają się o granicę prawa i etyki, stawiając pod znakiem zapytania życie wielu ludzi?
Historia zaprezentowana przez autorkę z pewnością nie należy do banalnych i łatwych opowieści, o których czytelnik bardzo szybko zapomni. Autorka w prostych słowach przekazuje istotę rodzicielstwa. Przede wszystkim rosnącą pustkę w sercu w obliczu tragedii straty, która wraz z upływem czasu wcale się nie zasklepia. Następnie trud i poświęcenie, które w akcie czystej miłości, nie są wynoszone na piedestał, wręcz przeciwnie, są jedynie następstwem uczucia, jego nieodłączną i nierozerwalną częścią. Autorka w swojej książce niejednokrotnie zmusza do refleksji, niemal wprost zadaje czytelnikowi pytania. Czy Travis w obliczu biedy i głodu jest usprawiedliwiony do działania poza prawem? Czy jego nieetyczne działanie, podyktowane głosem serca i miłością do córki, może być uzasadnione? Jakie czyny decydują o godnym rodzicielstwie?
Jestem pod ogromnym wrażeniem całej historii, którą autorka utkała w bardzo dokładny i precyzyjny sposób. Nie potrafię się przyczepić do stylu, do wykonania, do niczego. Ujęła mnie za serce postawa Travisa, którego zachowanie przepełnione było szczerym oddaniem i ogromną miłością. Który mężczyzna bowiem w wieku dziewiętnastu lat, kiedy większość znajomych korzysta z życia, chodząc na dyskoteki, czy umawiając się na kolejne randki, podjąłby się ze szczerą chęcią samotnego wychowywania dziecka?
"Dobry ojciec" to historia przepełniona szeregiem różnobarwnych emocji. To właśnie uczucia budują całą tą trudną historię, to właśnie one sprawiają, że opowieść o Travisie i jego małej córeczce na długo pozostaje w sercu czytelnika. Polecam!
http://antykwariatzciekawaksiazka.blogspot.com/
Diane Chamberlain - wielokrotnie nagradzana autorka powieści obyczajowych, która w swoich książkach podejmuje się przede wszystkim tematów trudnych i zawiłych, często zabarwionych problematyką społeczno-etyczną. Jej najnowsza powieść - "Dobry ojciec", która swoją premierę miała w sierpniu tego roku, stanowiła dla mnie swoistą zagadkę. Jako że zachwalana przez czytelników...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Ceń ludzi, którzy szukają prawdy, a strzeż się tych, którzy ją znajdują".
Seria The Lying Game autorstwa popularnej amerykańskiej autorki Sary Shepard, znanej polskim czytelnikom przede wszystkim z wielotomowego cyklu „Pretty Little Liars”, szczerze zachwyciła mnie swoją nieprzewidywalnością, w której sceny mrożące krew w żyłach zacierają się z zabawnymi komediowymi epizodami. Dlatego z ogromnym podekscytowaniem sięgnęłam po część następną, licząc na ponowną dawkę ekscytacji i prawdziwej jazdy bez trzymanki u boku bogatych i zepsutych dziewczyn.
W kolejnym, już czwartym tomie zatytułowanym „Kłamstwa doskonałe” Emma, bliźniacza siostra zamordowanej w tajemniczych okolicznościach Sutton Mercer, w dalszym ciągu pod groźbą śmierci, płynącej z ust nieznanego mordercy, zmuszona jest wcielić się w osobę nieżyjącej bliźniaczki, skrywając pod fasadą ciągłego kłamstwa i fałszu, prawdziwą tożsamość. Dziewczyna dzielnie toruje ścieżkę, wśród kolejnych nowych poszlak i śladów, która zaprowadzić ma ją wprost do odkrycia prawdy o śmierci Sutton.
Cień winy zdaje się uparcie padać na Laurel – przyrodnią siostrę zamordowanej, która miała znaczące motywy do popełnia zbrodni. Nieprzeciętna uroda Sutton, jej niesłabnące powodzenie u płci przeciwnej, ogólna sława i posłuch, a przede wszystkim związek z ukochanym chłopakiem – Thayerem, to niepodważalne powody, które mogły nie tylko pchnąć Laurel do popełnienia niecnych czynów, ale przede wszystkim zawęzić jej własną granicę prawości i rozsądku. Na światło dzienne wychodzą również głęboko skrywane rodzinne sekrety rodziny Mercerów, które w niejasnym i upokarzającym świetle stawiają sprawę ich wzajemnych relacji. Czy Laurel, w akcie palącej zazdrości, rzeczywiście zabiła starszą siostrę? Jakie tajemnice skrywa rodzina Mercerów i czy mają one widoczny wpływ na dalsze losy Emmy?
„Kłamstwo doskonałe” to ponowne mocne zderzenie ze światem kłamstw, intryg i tajemnicy, gdzie razem z główną bohaterką – Emmą, odważnie kluczymy między potencjalnymi mordercami jej bliźniaczej siostry. Schemat poszukiwania zbrodniarza, który czytelnik miał okazję już poznać w poprzednich tomach, wcale nie wstrzymuje pojawiającej się momentalnie gęsiej skórki. Wręcz przeciwnie, niemal na każdej stronie odczuwamy coś na kształt prawdziwej ekscytacji, która każe nam podążać wzrokiem za kolejnymi zdaniami, w stronę finałowej sceny ujawniającej prawdę. Jestem pod szczerym wrażeniem, jak Sara Shepard buduje napięcie, jak wodzi czytelnika za nos, wywołując nieprzyjemne ciarki na plecach.
Warta uwagi jest kreacja głównej bohaterki- Emmy, która zmuszona żyć według gotowego scenariusza swojej zamordowanej siostry, lawiruje pomiędzy własnymi pragnieniami, a zobowiązaniami wobec Sutton, gubiąc przy tym własną tożsamość. Bo jak zachować ma się dziewczyna, która udając zmarłą bliźniaczkę, otrzymuje w spadku nie tylko grono wiernych przyjaciółek, ale również bagaż niezakończonych romansów, które w obliczu nowej rozkwitającej miłości, winna szybko zakończyć?
W książce zdecydowanie ujęły mnie również postacie zepsutych przyjaciółek Sutton, które w swej nieodrodnej zuchwałości, w atmosferze nadchodzących problemów, potrafią zrezygnować z własnych, egoistycznych potrzeb dla dobra drugiej dziewczyny. Każda z nich, pod warstwą drogich markowych ciuchów, skrywa uczucia niesamowitej szczerości oraz rozbrajającej życzliwości, poprzeplatane sznurem typowych nastoletnich rozterek i problemów. Ogromnym walorem książki jest również wielopłaszczyznowa narracja, która miała już miejsce w tomach poprzednich. Czytelnik bowiem poznaje rzeczywistość nie tylko z perspektywy Emmy, ale podążającym nieustannie za nią duchem Sutton. Zabieg nietypowy, który efekcie niezwykle urozmaica całą historię, dodając jej niezbędnego klimatu tajemnicy i grozy.
Uwielbiam serię „The Lying Game”, dlatego z całego serca szczerze Wam ją polecam! Historia dwóch rozdzielonych brutalnie bliźniaczek na długo pozostaje w pamięci.
"Ceń ludzi, którzy szukają prawdy, a strzeż się tych, którzy ją znajdują".
Seria The Lying Game autorstwa popularnej amerykańskiej autorki Sary Shepard, znanej polskim czytelnikom przede wszystkim z wielotomowego cyklu „Pretty Little Liars”, szczerze zachwyciła mnie swoją nieprzewidywalnością, w której sceny mrożące krew w żyłach zacierają się z zabawnymi komediowymi...
Siedemnastoletnia Abby właśnie rozpoczęła letnie wakacje. Przed dziewczyną roztacza się wspaniała wizja nieustannego słodkiego lenistwa oraz spania do późnych godzin porannych. Wszystko zapowiadałoby się wspaniale, gdyby nie fakt, iż z całej paczki jej przyjaciół pozostaje tylko Cooper, któremu Abby swego czasu wyznała miłość, a który jej uwagę o zakochaniu zbył niezręcznym żartem.
Jakby tego było mało, ojciec dziewczyny, jako wojskowy, po raz kolejny jest nieobecny w rodzinnym domu, a mama Abby, pod jego nieobecność, coraz rzadziej wychodzi z domu, doszukując się kolejnych zagrożeń w najbliższym otoczeniu. Na szczęście nastolatka może jak zwykle liczyć na sarkastycznego dziadka, z którym łączy ją więź szczególna.
Okres wakacji to też niesamowita okazja do zaprezentowania swoich malarskich dzieł podczas wystawy organizowanej przez miejscowe muzeum, w którym Abby dorywczo pracuje. Pasją bohaterki jest bowiem malarstwo i to ze sztuką dziewczyna wiąże swoją przyszłość. Niestety obrazy Abby zostają odrzucone, w opinii właściciela muzeum brak bowiem im odpowiedniej dojrzałości i artystycznej głębi.
Dziewczyna, z typowym dla siebie uporem, nie poddaje się, tylko wyznacza sobie cel, który umożliwi jej zdobycie upragnionego miejsca podczas wystawy. Abby tworzy listę jedenastu zadań do wykonania w ciągu najbliższego miesiąca, która stanowić będzie dla niej lekcję ekspresowej dojrzałości, pozwoli bowiem wykonać te czynności, które w codziennym życiu starannie omijała.
W ten sposób dziewczyna doświadczy nie tylko zupełnie nowych przeżyć, ale przede wszystkim odkryje w sobie uczucia i emocje, o których wcześniej nie miała pojęcia. W końcu pokonywanie własnych ograniczeń i barier to najlepszy sposób, by zmienić samą siebie.
Świetna, wspaniała, znakomita, doskonała, wyśmienita, pierwszorzędna, rewelacyjna… I tak dalej, I tak dalej. Gdybym miała pokusić się o kilkuzdaniową recenzję, mniej więcej tak w skrócie brzmiałaby moja opinia. Kasie West stworzyła książkę tak uroczą i ciepłą, niesamowicie wiarygodną i pogodną, że nie sposób nie zakochać się w tej historii!
Jestem zachwycona tą wspaniałą młodzieżową historią, którą czytałam z gorącymi wypiekami na twarzy i z tak ogromnym zaangażowaniem, iż mogłabym siebie posądzić o niemal nastoletnie rozchwianie, a te już dosyć dawno przecież doświadczyłam. :) Z miejsca polubiłam świetnie zakrojone postacie: sarkastyczną, niesamowicie otwartą i wytrwałą Abby, a przede wszystkim jej zawsze obecną, wspaniałą i ciepłą rodzinę, z którą dziewczyna miała niesamowity kontakt i na którą mogła liczyć w niemal każdej sytuacji.
Na uwagę zasługuje także, a może przede wszystkim, fenomenalnie sportretowana relacja łączącą Abby z Cooperem. Więź, która łączy bohaterów, jest tak niesamowicie urocza i prawdziwa, że czytelnik od pierwszej strony kibicuje Abby w zdobywaniu serca przyjaciela. Wzajemne docinki czy nieustanne żarty sugerują, iż ta dwójka zna się doskonale w niemal każdej sferze życia.
„Miłość i inne zadania na dziś” to zdecydowanie mój faworyt spośród wszystkich książek Kasie West. Zresztą tytuł ten, który przeczytałam jednym tchem, totalnie mnie zauroczył i wprawił w doskonały i rozkoszny nastrój. Najnowsza powieść Kasie West jest jedną z LEPSZYCH książek młodzieżowych, które miałam okazję czytać w całym swoim życiu. Zdecydowanie i gorąco Wam polecam ten tytuł. Ja z pewnością wrócę do tej książki wielokrotnie i z ogromną przyjemnością.
Siedemnastoletnia Abby właśnie rozpoczęła letnie wakacje. Przed dziewczyną roztacza się wspaniała wizja nieustannego słodkiego lenistwa oraz spania do późnych godzin porannych. Wszystko zapowiadałoby się wspaniale, gdyby nie fakt, iż z całej paczki jej przyjaciół pozostaje tylko Cooper, któremu Abby swego czasu wyznała miłość, a który jej uwagę o zakochaniu zbył...
więcej Pokaż mimo to