-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik235
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2018-11-05
2018-07-01
Początkowo byłam przekonana, że książka będzie typową powieścią dla kobiet. Będzie kobieta, najlepiej po przejściach, która próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Niespodziewanie pozna miłego pana (najlepiej, żeby na początku nie przypadli sobie do gustu), a później będą żyli długo i szczęśliwie (ewentualnie z małym epizodem powrotu dawnej miłości i chwilowego zwątpienia). Początkowo Beata Majewska trzymała się tego schematu, powieść toczyła się po znanym mi torze, czytało się całkiem miło i szybko. Jednak autorka miała swój pomysł na książkę (i dobrze!) i skomplikowała historię, nadała jej dramatyzmu. Dzięki temu pokazała jak ważne jest wsparcie w trudnych chwilach. Książka porusza też temat wybaczania, nie tylko innym, ale również sobie.
Główną bohaterką jest Urszula. Kobieta przyłapuje męża na zdradzie (można to przeczytać na okładce książki, nie zdradzam więcej niż wydawnictwo ;) i jak łatwo się domyślić, jej świat rozpada się na kawałeczki. Ula przeprowadza się na wieś, do domu odziedziczonego po zmarłej przyszywanej cioci. Toksyczny mąż nadal nie daje jej spokoju i wyłudza pieniądze. Urszula decyduje się na rozwód, ale wróżka mówi, że rozwodu nie będzie… Jakby tego było mało w sąsiedniej wsi mieszka konkurent biznesowy Uli, który co chwilę jest świadkiem jej kolejnych kompromitujących wyczynów. Do tego momentu “Moja twoja wina” jest głównie powieścią obyczajową dla kobiet. W drugiej części książki mają miejsce wydarzenia, które uzmysławiają czytelnikowi jak ważny jest ktoś bliski u boku oraz jak trudne jest wybaczanie. Kolejne ciosy, jakie zbiera od życia Urszula przypominają efekt domina. To wszystko sprawia, że “Moja twoja wina” nie jest historią banalną i szablonową.
Podsumowując, historia nie jest banalna, może nawet momentami nieprawdopodobna. Bohaterka jest kobietą, z którą bardzo wiele czytelniczek będzie mogło poczuć nić porozumienia. Urszula to nie modelka czy aktorka, ale księgowa. Poukładana, z kompleksami na punkcie swojego wyglądu, wrażliwa i trochę postrzelona. “Moja twoja wina” zaskoczyła mnie tym, jakie tematy poruszyła autorka: przyjaźni, wybaczania i wspierania się w ciężkich chwilach. Zrobiła to w fajny, dający do myślenia sposób.
Początkowo byłam przekonana, że książka będzie typową powieścią dla kobiet. Będzie kobieta, najlepiej po przejściach, która próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Niespodziewanie pozna miłego pana (najlepiej, żeby na początku nie przypadli sobie do gustu), a później będą żyli długo i szczęśliwie (ewentualnie z małym epizodem powrotu dawnej miłości i chwilowego zwątpienia)....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-06
Czy można zabierać się za czytanie, jeśli nie znamy treści pierwszego tomu? Można. Ja tak zrobiłam i bez większego problemu odnalazłam się w temacie. Wiadomo, autorka z jakiegoś powodu zdecydowała się napisać cały cykl i podzielić go na tomy, warto to uszanować i czytać po kolei. Ale jeśli zdecydujecie inaczej, dacie radę :-)
Pierwsza rzecz, o której wspomnę, to okładka. Ten kolor, złote litery, mała dziewczynka wśród pól kwiatów - można przypuszczać, że treść będzie trochę romantyczna, może z jakimś złamanym sercem, ale koniecznie z happy endem. Oceniając książkę po okładce można się pomylić. W “Promyku słońca” sporo jest bardzo negatywnych emocji: furii, zazdrości, gniewu, wyrachowania. Uosobieniem tych cech jest z pewnością Oliwia. Młoda dziewczyna, która pogubiła się w życiu, karmi się bezsilnością matki i naiwnością jednego z głównych bohaterów - Nataniela.
Główni bohaterowie to Nataniel, Mateusz i Marta. Nataniel - młody chłopak, który swój spokój odnalazł w domu na mazurskiej wsi. W moim odczuciu skrajnie naiwny, chociaż znajdzie się pewnie ktoś, kto powie, że uczciwy, wrażliwy i pomagający nawet wrogowi. Poniekąd tak jest, ale z takimi cechami chłopak łatwo w życiu nie ma. W “Promyku słońca” leczy złamane serce i opiekuje się dzieckiem kobiety, która mu je złamała…
Mateusz - prosty, dobry, uczciwy, zakochany po uszy w Marcie. Oczywiście bez wzajemności. A do tego ukrywa swoje uczucie i cierpi w samotności. Ujął mnie tym, że jeździ do niewidomych dzieci, żeby mogły poprzytulać się do jego puchatego psa. Marta - pani doktor po przejściach, podobnie jak Nataniel, znalazła swoje miejsce na wsi. Również leczy złamane serce, a dodatkowo ma córkę, która obwinia ją za swoje nieszczęścia (tak, to Oliwia, o której pisałam wyżej). Oczywiście uczucia Mateusza nie zauważa.
Splot wydarzeń w drugim tomie mazurskiej sagi jest trochę jak w telenoweli. Natłok wydarzeń, które w moim odczuciu nie są bardzo typowe, czasami przypominał mi kumulację w totolotku. Nataniel zajmuje się dzieckiem kobiety, która go zdradziła. A żeby było ciekawiej zdradziła go z partnerem Marty. Co nie wpłynęło na to, że trójka przyjaciół okazała wsparcie zdradzającym kochankom. Do tego tortury, przebiegła Oliwia, podglądająca wszystko zazdrośnica. Mogłabym jeszcze wymieniać, ale nie chcę zdradzić za dużo. Jeśli ktoś lubi takie emocje, to się nie rozczaruje. Fabuła jest naszpikowana smaczkami.
Mnie trochę to raziło, podobnie jak naiwność życiowa bohaterów. Może w kolejnym tomie wezmą się w garść i pokażą pazur i odrobinę więcej charakteru.
Domyślam się, że autorka chciała przekazać kilka życiowych prawd, o tym jak przewrotne i kruche potrafi być życie, o tym jak ważna jest przyjaźń, że są ludzie, którzy pomogą... Jednak natłok wydarzeń oraz cechy charakteru bohaterów zakłócały mi ten odbiór. Z ciekawości sięgnę po kolejny tom, ale myślę, że daty premiery nie zapiszę na czerwono w kalendarzu.
Czy można zabierać się za czytanie, jeśli nie znamy treści pierwszego tomu? Można. Ja tak zrobiłam i bez większego problemu odnalazłam się w temacie. Wiadomo, autorka z jakiegoś powodu zdecydowała się napisać cały cykl i podzielić go na tomy, warto to uszanować i czytać po kolei. Ale jeśli zdecydujecie inaczej, dacie radę :-)
Pierwsza rzecz, o której wspomnę, to okładka....
2018-02-24
“Dziewczyna z Krakowa” to powieściowy debiut autora. Alex Rosenberg zdecydował się na trudną tematykę - czasy II wojny światowej. Ostatnio często sięgałam po książki, których akcja rozgrywała się właśnie podczas wojny. Każda z nich była inna, każda wywarła na mnie inne wrażenie, w każdej autor inaczej rozłożył akcenty.
Akcja rozpoczyna się jeszcze przed wojną, poznajemy Ritę, młodą dziewczynę, studentkę prawa, która ma swoje plany i marzenia. Jej życie zmienia się całkowicie kiedy rozpoczyna się wojna. Jako Żydówka trafia do getta, a jej rodzina doświadcza okrucieństw ze strony nazistów.
W “Dziewczynie z Krakowa” dominował według mnie wątek przetrwania. Główna bohaterka Rita nauczyła się tej trudnej sztuki i to dzięki niej oraz własnemu sprytowi przeżyła wojnę. Oczywiście okrucieństwa jej nie ominęły, jednak mimo to, pod koniec książki główna bohaterka wypowiada słowa, że wojna z innymi obeszła się gorzej. Jako Żydówka miała niewielkie szanse na przeżycie, jednak udało jej się zmienić tożsamość i pod fałszywym nazwiskiem stała się Niemką. Pod nosem wroga żyła, pracowała i próbowała ułożyć sobie życie.
Sztukę przetrwania opanował świetnie również Tadeusz, kolejny główny bohater. Najczęściej nie postępował moralnie, jego działania zawsze nastawione były na przeżycie. Co ciekawe autor nie ocenia go, zostawia to czytelnikowi. Tadeusz również zmienia tożsamość i co ciekawe, lepiej żyje mu się w nowej skórze! Kiedy bohater czuje, że zagrożenie wojny jest zbyt bliskie szuka rozwiązania, żeby uciec lub chociaż zabezpieczyć swoje życie. Dlatego nawiązuje kontakty z wpływowymi ludźmi, a kiedy trzeba kłamie jak z nut.
Tajemnice są ważną częścią tej powieści. Jedną z nich, niezwykle ważną z punktu widzenia historii, przekazał Ricie przyjaciel z getta. Tłumaczył, że dzięki niej znajdzie w sobie siłę, żeby przetrwać wojnę. Kolejną tajemnicę poznaje Tadeusz, jako lekarz słyszy od umierającego pacjenta historię, której wcale nie chciał słyszeć, bo taka wiedza człowiekowi ciąży. Tajemnic mniejszych i większych jest w tej powieści sporo. Każda z nich inaczej wpływa na losy bohaterów, na to, jakie decyzje podejmują.
Autor naszą uwagę skupia też na polityce i filozofii. Bohaterowie szukają odpowiedzi na wiele pytań: dlaczego wojna wybuchła, dlaczego ja przeżyłem, a mój sąsiad już nie, jak poradzić sobie z taką świadomością, jak mam żyć, kiedy wojna się skończy? Alex Rosenberg wskazuje i opisuje okrucieństwa wojny, pokazuje biedę, ból po stracie bliskich oraz cały wachlarz emocji, które towarzyszyły ludziom w tamtych czasach. Przez to nie jest to lektura łatwa, lekka i przyjemna. Mimo to zachęcam do przeczytania.
Oczywiście jest też wątek miłosny, romansowy, a nawet erotyczny. Ten erotyczny moim zdaniem autor mógł sobie darować, bo ani on nie wzbogacił fabuły, ani nie wywołał wypieków na twarzy. Takie “momenty” dla “momentów”...
I jeszcze kilka słów o zakończeniu. W sumie to nadal nie wiem co o nim sądzić. Jedno jest pewne, zakończenie zaskoczyło mnie, nie spodziewałam się takiego, ale nadal mam mętlik w głowie, zastanawiam się, jak ja zachowałabym się w takiej sytuacji, czy zachowanie bohaterki jest realne, czy autor odpłynął za daleko…? Nie wiem, zastanawiam się i nie wiem.
Książka wciąga, skłania do refleksji, chociaż nie porusza tematów prostych. Autor wyważył proporcje między wątkiem obyczajowym, a filozofią i polityką, których również w książce nie brakuje.
“Dziewczyna z Krakowa” to powieściowy debiut autora. Alex Rosenberg zdecydował się na trudną tematykę - czasy II wojny światowej. Ostatnio często sięgałam po książki, których akcja rozgrywała się właśnie podczas wojny. Każda z nich była inna, każda wywarła na mnie inne wrażenie, w każdej autor inaczej rozłożył akcenty.
Akcja rozpoczyna się jeszcze przed wojną, poznajemy...
2017-12-18
Ameryka napadami na bank stoi. W żadnym innym miejscu na świecie nie ma tylu chętnych do rabowania banków, jak właśnie w Stanach. Można powiedzieć, że to element ich kultury narodowej ;-) Najciekawsze, najbardziej znane, najdziwniejsze i najskuteczniejsze napady zebrał i opisał Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w Stanach.
Nie o samych napadach pisze autor, wspomina też o najbardziej znanych rabusiach, którzy dzięki swoim spektakularnym akcjom zyskiwali status celebryty. Wałkuski opisuje największe skoki na banki, ale też najbardziej spektakularne klapy. Okazuje się, że można pomylić okienko w banku, zapomnieć o łupie lub żądanie pieniędzy napisać na czeku z własnymi danymi. To tylko kilka ciekawostek, zaręczam, że jest ich więcej. Autor sięga do historii, wyjaśnia skąd się w ogóle wziął “zwyczaj” napadania na banki w Ameryce oraz jak schemat napadów zmieniał się przez lata. W książce znajdziemy też historię rozwoju banków czy rozdział poświęcony dolarowi. Książka jest ładnie wydana,twarda okładka, dobry papier, całość bardzo przyjemna dla oka.
“To jest napad!” dobrze się czyta. Autor nie przynudza, bo przygotował dla czytelnika same smaczki związane z tematem. Nawet jeśli pisze o konkretnych modelach broni, której używano podczas napadów, to robi to w sposób ciekawy nawet dla kogoś, kto wie jedynie jak wygląda wiatrówka ;-) Mimo wielu danych książka nie ma charakteru pracy naukowej, czy nudnego zestawienia. Wręcz przeciwnie, jest sporą dawką wiedzy podaną w przystępny, ciekawy i zabawny sposób.
Amerykanie napadają na banki od wieków, wielu rabusiów zyskało status gwiazdy, a motyw napadu jest bardzo często wykorzystywany w filmach akcji. Jest to kawałek historii Stanów Zjednoczonych, który dzięki książce Marka Wałkuskiego możemy poznać.
Dla kogo jest ta książka? Wydaje mi się, że to dobry pomysł na prezent dla mężczyzny, ale ja też dobrze się bawiłam przy czytaniu. Ze względu na ładne wydanie książka świetnie sprawdzi się jako prezent.
Ameryka napadami na bank stoi. W żadnym innym miejscu na świecie nie ma tylu chętnych do rabowania banków, jak właśnie w Stanach. Można powiedzieć, że to element ich kultury narodowej ;-) Najciekawsze, najbardziej znane, najdziwniejsze i najskuteczniejsze napady zebrał i opisał Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w Stanach.
Nie o samych napadach pisze autor,...
2017-11-30
Nie znam osoby, która nie widziała żadnego filmu z Tomem Hanksem. Tego aktora znają chyba wszyscy, ja chyba najbardziej lubię jego role w Filadelfii i w Terminalu. Dlatego z dużym zaciekawieniem czytałam informacje, że aktor wyda książkę. Czekałam i zastanawiałam się, jaka będzie. Zdecydował się na opowiadania. Tu pojawiło się uczucie zawodu, nie przepadam specjalnie za opowiadaniami, ale i tak zabrałam się za czytanie.
Pierwsze wrażenie - w głowie cały czas miałam głos Toma Hanksa, to on “czytał” mi swoje opowiadania. Zastanawiam się czy jeszcze komuś się to przytrafiło podczas czytania “Kolekcji nietypowych zdarzeń”? :-)
Zacznijmy od plusów “Kolekcji” (tak, będą i minusy). Opowiadania są bardzo różnorodne. Wśród głównych bohaterów jest zarówno mały chłopiec, drugoligowy aktor jak i weteran wojenny. Można powiedzieć, że do wyboru, do koloru. Hanks pisze bardzo swobodnie, jasno i przystępnie. Sięgając po różnych bohaterów i tematykę trafia z pewnością do szerokiego grona odbiorców, co w przypadku debiutu literackiego pewnie się sprawdzi. Bardzo spodobał mi się pomysł ogniwa, które łączy wszystkie historie - to maszyna do pisania. Czasami pojawia się tylko w kilku zdaniach i nie gra pierwszoplanowej roli, a czasami to wokół niej budowana jest cała opowieść. Do maszyny do pisania nawiązuje też szata graficzna okładki, która bardzo mi się podoba.
To teraz pora na minusy. Muszę przyznać, że bardzo długo czytałam tę książkę. Zastanawiałam się jaki jest powód. Teoretycznie język i styl są ok, bohaterowie różnorodni, a do tego miły głos Toma Hanksa w głowie ;-) A jednak nic mnie do debiutu Hanksa nie ciągnęło. Opowiadania są różnorodne, ale niestety bardzo nierówne. Kilka z nich przeczytałam praktycznie jednym tchem, inne męczyłam i męczyłam, a zaraz po przeczytaniu puściłam w zapomnienie… Niestety perełek było w moim odczuciu za mało, żebym mogła powiedzieć, że zbiór jest świetny. Jest dość przeciętny, właśnie z powodu tych nierówności. To nie jest książka, o której będę dyskutować w wolnych chwilach ze znajomymi. Niby nie jest bardzo źle, to nie tak, że nie da się tego czytać. Da się, momentami całkiem przyjemnie, ale jednocześnie nie ma tego czegoś, tej iskierki, która sprawia, że sięgasz po książkę w każdej wolnej chwili, zastanawiasz się, co autor jeszcze dla ciebie przygotował. Tutaj tego zabrakło. Jeśli ktoś zapyta mnie teraz, czy wolę Toma Hanksa aktora czy pisarza, to z pewnością odpowiem, że jako aktora.
Podsumowując, debiutancki zbiór opowiadań aktora jest bardzo nierówny. Momentami jest przyjemny w odbiorze i angażujący, momentami słaby i nużący. Hanks udowadnia z pewnością, że ma bogatą wyobraźnię, jednak nie udało mu się stworzyć opowiadań na podobnym poziomie.
Nie znam osoby, która nie widziała żadnego filmu z Tomem Hanksem. Tego aktora znają chyba wszyscy, ja chyba najbardziej lubię jego role w Filadelfii i w Terminalu. Dlatego z dużym zaciekawieniem czytałam informacje, że aktor wyda książkę. Czekałam i zastanawiałam się, jaka będzie. Zdecydował się na opowiadania. Tu pojawiło się uczucie zawodu, nie przepadam specjalnie za...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-10
Książka to zapis rozmowy Dawida Kubiatowskiego z Marianem Zembalą. Profesora chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Myślę, że jego dokonania zawodowe są chociaż trochę znane, w ostatnim czasie przypomniał je film “Bogowie”.
Jedenaście rozdziałów zarówno o życiu zawodowym jak i prywatnym Zembali. Pierwszy rozdział jest poświęcony filmowi “Bogowie”, kolejne podzielone tematycznie dotyczą m.in. nauki, początków zawodowych czy kariery politycznej. W książce jest też sporo zdjęć, lista osiągnięć Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu oraz przedmowa Piotra Głowackiego - aktora, który zagrał profesora Zembalę w “Bogach”.
Pochodzę ze Śląska, miałam okazję wielokrotnie przeprowadzać wywiady z profesorem Zembalą, widzieć go w jego drugim domu, czyli w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wśród pacjentów. Wiem, że odpisuje na mejle o 2-3 w nocy, jego grafik jest wypełniony po brzegi, a w rozmowach zawsze podkreśla dokonania zespołu, nigdy nie skupia się na sobie. Zawsze miałam poczucie, że Zembala serce zostawia właśnie w ŚCCS, że dla pacjentów jest zawsze, że poświęca się temu bez reszty. Szanują go zarówno pacjenci, jak i personel. On szanuje ich. Da się wyczuć, że prosfer jest stanowczy i wymagający, nie wiem, czy każdy marzy o takim szefie… ;-) Leniwce bez ambicji chyba nie…
Wielokrotnie po rozmowie z profesorem zastanawiałam się jak bardzo poświęcił rodzinę, czy żona lub dzieci miały żal, że tak często go nie było w domu?
Z taką wiedzą i pytaniami siadałam do książki. Byłam bardzo ciekawa, czy człowiek z książki okaże się kimś innym, czy jednak tych kilka spotkań na żywo z profesorem pozwoliło mi chociaż trochę go poznać.
Czytając “Spotkania” uderza to, jak profesor podkreśla konieczność oddania się pacjentowi, ważna jest empatia, szacunek, niesienie pomocy, obowiązki wobec pacjenta, ale również wobec współpracowników. Zaskoczyły mnie wyznania, jak wiele godzin poświęcił na naukę zawodu. Niby wiem, że tego wymaga się od lekarzy, ale to nie zmienia faktu, że podziwiam takich ludzi. Wrażenie zrobiła na mnie pamięć do nazwisk, dat i różnych faktów z przeszłości. Zastanawiałam się w trakcie czytania, czy to zasługa “wytrenowanego” przez lata mózgu lekarza, pewnie tak.
Książka przypomina wszystkie ważne dokonania zawodowe profesora Zembali oraz całego zespołu Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Jak komentuje je sam Zembala? Mówi, że bez zgranej ekipy, zdolnej, pracowitej i gotowej na wyzwania nic by się nie udało. Nie chwali siebie, nie mówi o sobie jak o liderze. Mówi o zespole, wymienia wszystkich z imienia i nazwiska. Myślę, że to godne podziwu i naśladowania, bo o wodę sodową przy takich osiągnięciach wcale nie jest tak trudno.
To nie jest książka wyłącznie o profesorze Zembali. To książka o profesorze Relidze, o polskich lekarzach, pionierach, o szacunku do pacjenta, o dobrych ludziach, których spotyka się na drodze. W wywiadzie padają też pytania o kondycję polskiej medycyny, o problemy lekarzy. Są też oczywiście osobiste wyznania, odpowiedzi na trudne pytania, np. czy lekarzowi może spowszednieć śmierć?
Czy warto przeczytać tę książkę? Warto. Po to, żeby poznać człowieka przez duże C, który mimo długiej listy osiągnięć nie stracił kontaktu z ziemią. Druga sprawa - Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu, dokonania tamtejszych lekarzy to ważny element historii polskiej medycyny, warto znać te fakty, warto wiedzieć, że w pewnych aspektach polscy lekarze są pionierami.
Dobrze, że taka książka pojawiła się na polskim rynku wydawniczym.
Książka to zapis rozmowy Dawida Kubiatowskiego z Marianem Zembalą. Profesora chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Myślę, że jego dokonania zawodowe są chociaż trochę znane, w ostatnim czasie przypomniał je film “Bogowie”.
Jedenaście rozdziałów zarówno o życiu zawodowym jak i prywatnym Zembali. Pierwszy rozdział jest poświęcony filmowi “Bogowie”, kolejne podzielone...
2017-08-22
Zaskoczyła mnie objętość książki. Wiem, może to głupie, ale kryminały, które do tej pory czytałam miały słuszną wagę i objętość. Autorzy najczęściej, oprócz wątku kryminalnego, dość mocno skupiają się na życiu prywatnym bohatera. Jego osobiste perypetie stanowią często równie ważny element historii. W przypadku książki Damiena Boyda o życiu prywatnym komisarza Dixona wiemy niewiele, autor skupia się na jego życiu zawodowym. Dowiadujemy się, że przeniósł się z Londynu w swoje rodzinne strony. W nowym miejscu pracy zabiera się za rozbicie szajki przestępców. Dodatkowo zajmuje się sprawą śmierci swojego dawnego partnera wspinaczkowego, który podczas jednej z wypraw spada ze skały na oczach świadków i ginie. Dixon nie potrafi uwierzyć, że jego kolega mógł popełnić jakiś błąd podczas wspinaczki, ale zeznania świadków na to wskazują. Jednak komisarz nie daje za wygraną i jeszcze raz przegląda sprzęt wspinaczkowy kolegi, jego telefon, zdjęcia i filmy świadków. Podczas wyjaśniania tej sprawy na jaw wychodzą różne tajemnice Jacka, które mocno szokują komisarza.
W tej książce sporo jest nazw i opisów związanych ze wspinaczką. Początkowo trochę mnie to przytłaczało, bo komleptnie się na tym nie znam. Ale po pierwszym szoku jakoś poszło. W zrozumieniu pomaga słowniczek, który polecam laikom takim jak ja :)
Jeśli chodzi o główny wątek historii to jest wciągający, a pomysł oryginalny. Zastanawiam się, czy ktoś podczas czytania domyśli się wszystkiego. Przyznam, że ja kilkukrotnie byłam zaskoczona zwrotami akcji. Moją uwagę zwróciła też rozległa wiedza komisarza Dixona na różne tematy, oczywiście pomogło mu to w rozwiązaniu zagadki :-) Zastanawiam się też, czy w kolejnych tomach autor zdradzi więcej szczegółów z życia prywatnego komisarza Dixona, może wtedy dowiem się skąd ta wiedza pochodzi.
Komisarz Dixon to policjant z “nosem”, potrafi drążyć temat, a do tego ma wiedzę i intuicję. W jego fachu to dobra kombinacja. Zastanawiam się, czy w kolejnych częściach nadal będzie to policjant bez skazy, czy jednak ma jakieś wady i słabości. Nawet jednorazowe złamanie przepisów, którego się dopuścił w pracy było w słusznej sprawie i doprowadziło do postępów w śledztwie.
“W linii prostej” bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Książkę czyta się szybko i z zainteresowaniem. Jestem ciekawa kolejnych części tej serii i chętnie je przeczytam.
Zaskoczyła mnie objętość książki. Wiem, może to głupie, ale kryminały, które do tej pory czytałam miały słuszną wagę i objętość. Autorzy najczęściej, oprócz wątku kryminalnego, dość mocno skupiają się na życiu prywatnym bohatera. Jego osobiste perypetie stanowią często równie ważny element historii. W przypadku książki Damiena Boyda o życiu prywatnym komisarza Dixona wiemy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-13
Akcja książki rozgrywa się na malutkiej islandzkiej wyspie w latach 60. XX wieku. Flatey to mała osada, gdzie życie płynie swoim rytmem. Autor zadbał o dobre tło historyczne fabuły. Sięgnął po zbiór opowieści o starodawnych wikingach. Nawiązał do zagadki, która związana jest z księgą “Flateyjabok” i wokół niej zbudował swoją książkę. Dodatkowy plus za tło społeczno-kulturowe. Akcja rozgrywa się na małej wysepce, gdzie wszyscy mieszkańcy świetnie się znają. Autor bardzo dobrze oddał atmosferę takiego miejsca i małomiasteczkowej mentalności. Otoczenie jest surowe, a mieszkańcy trochę specyficzni.
Spokój mieszkańców zostaje zaburzony, kiedy na jednej z pobliskich wysepek znalezione zostają zwłoki mężczyzny. W tak małej społeczności niewyjaśniona śmierć jest czymś niespotykanym. Wydawać by się mogło, że wyjaśnienie sprawy wśród niedużej grupy ludzi powinno być prostym i szybkim zadaniem. Okazuje się jednak, że mieszkańcy mają swoje sekrety, a kluczem do rozwiązania jest stara księga z historiami o wikingach. Jej kopia znajduje się w lokalnej bibliotece. Księdze towarzyszy zagadka, nad którą ciąży klątwa. Jak łatwo się domyślić, jest wiele osób, które chciałoby zagadkę rozwiązać i dlatego pojawiają się na wyspie. Jednak tych, którzy oszukują spotyka kara.
W “Tajemnicy wyspy Flatey” świat współczesny przeplata się ze światem legend. To atut tej książki, oczywiście pod warunkiem, że ktoś lubi takie zabiegi. Rozdziały kończą się kolejnymi pytaniami i rozwiązaniami zagadki. Ktoś je rozwiązuje, ale my długo nie wiemy, kto to jest. Napięcie narasta bardzo powoli i dopiero druga połowa książki rozkręca się na dobre.
“Tajemnica wyspy Flatey” to kryminał, który polecam szczególnie osobom, które są strachliwe, może tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z kryminałami. W tej książce nie ma okrutnych, dosadnych opisów morderstwa, czy atmosfery jak z horroru. Jest raczej dreszczyk emocji, zagadka, trochę grozy. Nie trzeba się więc obawiać nocnych koszmarów i potworów z szafy ;-)
Na koniec jeszcze kilka słów o samym wydaniu. Początkowo bardzo się zdziwiłam grubością książki, wydawała mi się za cienka… :P Po czym otworzyłam i zrozumiałam dlaczego. Litery są małe, mniejsze niż w większości książek, jest też mało światła. Podejrzewam, że to kwestia oszczędności. Ja bez trudu czytałam taki tekst, ale znam osoby, które nawet nie zaczęłyby czytać, właśnie z powodu gęstego druku.
Akcja książki rozgrywa się na malutkiej islandzkiej wyspie w latach 60. XX wieku. Flatey to mała osada, gdzie życie płynie swoim rytmem. Autor zadbał o dobre tło historyczne fabuły. Sięgnął po zbiór opowieści o starodawnych wikingach. Nawiązał do zagadki, która związana jest z księgą “Flateyjabok” i wokół niej zbudował swoją książkę. Dodatkowy plus za tło...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-10
To trzecia część trylogii z Magdą w roli głównej i Majorką w tle. Poprzednie książki zyskały rzeszę fanek, myślę, że ta również im się spodoba.
“Majorka w niebieskich migdałach” to zdecydowanie lektura na lato. Na leżaczku/na plaży/w ogródku/na tarasie (niepotrzebne skreślić) będzie czytała się najlepiej.
Czytelniczki, które znają już Magdę z poprzednich części, z pewnością chętnie dowiedzą się co nowego u bardzo żywiołowej bohaterki. Jeśli ktoś zaczyna swoją przygodę z Majorką od tej książki, to też da radę i odnajdzie się w temacie.
Oczywiście polecam przeczytanie dwóch poprzednich książek, bo przecież po coś pojawiały się właśnie w takiej kolejności, ale jak już pisałam, świat nie runie jeśli ich nie znacie.
Co tym razem przydarzy się Magdzie? Ta kobieta to jak wulkan energii skrzyżowany z generatorem problemów na potrzeby własne ;-) Jej wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, a czego nie wie na 100%, to sobie wymyśli :-) Dlatego bardzo szybko była w stanie uwierzyć, że historia w książce erotycznej dla pań, to opis jej życia. W końcu autorka tej książki tak dobrze ją zna…Szczegóły romansu męża z gosposią tak bardzo pasowały do rzeczywistości… Dlatego na wszelki wypadek Magda ustaliła winnych zaocznie, wydała wyrok (podbiła przy okazji jedno oko…) i wyjechała na swoją ukochaną Majorkę. Tam miała mieć ciszę i spokój, ale dzięki ciągłym odwiedzinom wcale się na to nie zanosi.
Książka jest pełna humoru i wyrazistych choć czasem nierealnych bohaterów (nagromadzenie tak barwnych jednostek w jednym miejscu i czasie jest chyba niemożliwe). Dzięki temu czytelnik się nie nudzi, a “Majorkę…” czyta się szybko i przyjemnie.
To trzecia część trylogii z Magdą w roli głównej i Majorką w tle. Poprzednie książki zyskały rzeszę fanek, myślę, że ta również im się spodoba.
“Majorka w niebieskich migdałach” to zdecydowanie lektura na lato. Na leżaczku/na plaży/w ogródku/na tarasie (niepotrzebne skreślić) będzie czytała się najlepiej.
Czytelniczki, które znają już Magdę z poprzednich części, z...
2017-07-07
Czy jedno, z pozoru błahe, wydarzenie może zmienić życie dwóch rodzin? Patchett udowodniła w tej książce, że tak. “Dziedzictwo” przeczytałam w trzy dni, mimo kilku zastrzeżeń…
Zacznę właśnie od tych zastrzeżeń, bo mam je do pierwszego rozdziału. A to on jest najważniejszy, to w nim dowiadujemy się, jakie wydarzenie zmieni późniejsze losy bohaterów. Ale ten początek nie porywa… Przyjęcie z okazji chrztu dziecka, sporo gości, w tym jeden bez zaproszenia, sporo alkoholu i pomarańczy. Czytałam i zastanawiałam się, jak autorka chce zrobić z tego dobrą historię? Odpowiedź dostałam w kolejnych rozdziałach.
Konstrukcja fabuły przypominała mi trochę puzzle, które sama musiałam dopasować w odpowiednie miejsce. Autorka dała mi bazę na pierwszych stronach książki, ale każdy kolejny wątek musiałam już sama umiejscowić w czasie. Historia dwóch rodzin nie jest podana na tacy, czytelnik musi trochę się wysilić, żeby odnaleźć się w całości. To może być dla kogoś męczące, ja lubię taką zabawę.
Co ciekawe, “Dziedzictwo” nie ma porywającej, szybko toczącej się fabuły, każdy kolejny wątek to po prostu następny puzzel do układanki. W tym tkwi urok tej książki, która chyba może nie każdemu przypaść przez to do gustu. Gdyby autorka miała gorsze pióro, to pewnie nie dałoby się tego czytać. Zakończenie również w jakiś dosadny sposób nie podsumowuje historii. Ta książka nie ma dokładnej osi, wydarzenia nie toczą się w konkretnym kierunku. My po prostu poznajemy kolejne konsekwencje wydarzenia z przeszłości. Czy przez to jest nudno? Wbrew pozorom nie. Mnie wciągnęło i tylko przewracałam kolejne strony.
Akcja rozpoczyna się podczas przyjęcia z okazji chrztu najmłodszej córki Fixa. Pojawia się na nim, bez zaproszenia i z butelką alkoholu, Albert. Losy rodzin tych dwóch mężczyzn zmienią się od tego dnia całkowicie. Po latach ich historia stanie się inspiracją do napisania książki. Napisze ją jeden z bohaterów, który pozna córkę Fixa. Sekrety rodzin wyjdą na jaw i nie wszyscy będą z tego powodu zadowoleni.
Na koniec jeszcze kilka słów o wydaniu. Wydawnictwo Znak Literanova zadbało o to, żeby książka cieszyła oko. Twarda okładka, dobry papier, dużo światła w tekście, całość robi bardzo dobre wrażenie wizualne.
Czy jedno, z pozoru błahe, wydarzenie może zmienić życie dwóch rodzin? Patchett udowodniła w tej książce, że tak. “Dziedzictwo” przeczytałam w trzy dni, mimo kilku zastrzeżeń…
Zacznę właśnie od tych zastrzeżeń, bo mam je do pierwszego rozdziału. A to on jest najważniejszy, to w nim dowiadujemy się, jakie wydarzenie zmieni późniejsze losy bohaterów. Ale ten początek nie...
2017-04-21
Książka, która zbiera kilkadziesiąt historii miłosnych z różnych okresów historii, od starożytności po czasy współczesne. Niektóre nazwiska z pewnością kojarzycie od razu, z innymi zetkniecie się może po raz pierwszy. Każda z nich to historia miłosna, która mogłaby być scenariuszem filmu.
Przy pierwszym zetknięciu z książką zwróciłam uwagę na ładne wydanie. Wydawnictwo Poradnia K nie jest chyba bardzo znane, dlatego miłym zaskoczeniem jest staranne wydanie. Dobry papier, ładne wykończenia każdej ze stron, zdjęcia, okładka ze skrzydełkami. Wszystko składa się w miłą dla oka całość, za co należy się duży plus dla wydawnictwa.
Książka podzielona jest na działy: Historyczni kochankowie, Królewskie romanse, Namiętności ludzi pióra, Miłość i polityka, Romanse artystów i Hollywoodzkie zauroczenia. W każdym z nich kilka historii miłosnych (spis wszystkich rozdziałów niżej), krótkich, podanych w pigułce - co oczywiście nie wyczerpuje tematu. Czasami czułam niedosyt, bo jak na kilku stronach opisać uczucie, często burzliwe, kontrowersyjne, które rozwijało się pomimo przeciwności czy zakończone tragicznie. Wiele rozdziałów to opis romansów głośnych, o których dyskutował cały świat (Książe Karol i Camilla, Bonnie i Clyde, Marilyn Monroe i Joe DoMaggio). W innych przypadkach bohaterowie lub ich historia nie porwały mnie aż tak, żebym potrzebowała dodatkowych stron poświęconych ich miłości. Nie mogę jednak napisać, że można te historie z książki usunąć, bo może kogoś wzruszą, zaintrygują, zachęcą do poszukania kolejnych informacji o kochankach.
“Wszystko z miłości” nie ocieka lukrem, bo autorki zadbały o różne odcienie miłości, od spokojnej i spełnionej, po burzliwą, niespełnioną i tragiczną. Dzięki temu mieszanka jest ciekawa i może się podobać. .
Rozdziały możecie czytać w dowolnej kolejności, bo każdy z nich jest osobną historią. Dla kogo jest ta książka? Sądzę, że świetnie sprawdzi się jako prezent, zwłaszcza jeśli nie wiemy do końca jaki gatunek ktoś lubi. Raczej jest to książka dla kobiet.
Działy i rozdziały:
Historyczni kochankowie
Dawid i Batszeba
Abelard i Helioza
Szahdźahan i Mumtaz Mahal
Bonnie i Clyde
Lord Louis Mountbatten i Edwina Mountbatten
Królewskie romanse
Henryk VIII i Ann Boleyn
Królowa Elżbieta i Robert Dudley
Edward VII i Lillie Langtry
Książe Rudolf i Maria Vetsera
Księżniczka Małgorzata i Peter Townsend
Książę Rainier i Grace Kelly
Rita Hayworth i Ali Chan
Książę Karol i Camilla Parker Bowles
Namiętności ludzi pióra
Robert Browning i Elizabeth Barrett Browning
Oscar Wilde i lord Alfred Douglas
Gertruda Stein i Alicja B. Toklas
Cynthia i Arthur Koestlerowie
Ted Hughes i Sylvia Plath
Harold Pinter i Lady Antonina Fraser
Carl Bernstein i Nora Ephron
Miłość i polityka
Marek Antoniusz i Kleopatra
Woodrow Wilson i Edith Bolling
Oswald Mosley i Diana Mitford
Aung San Kyi i Michael Aris
Romanse artystów
Frida Kahlo i Diego Rivera
Roald Dahl i Patricia Neal
Isadora Duncan i Siergiej Jesienin
Charles Boyer i Pat Paterson
Brigitte Bardot i Roger Vadim
Roman Polański i Sharon Tate
Peter Bogdanovich i Dorothy Stratten
Hollywoodzkie zauroczenia
Rudolf Valentino i Pola Negri
Mary Piekford i Douglas Fairbanks
George Burns i Gracie Allen
Judy Garland i Vincente Minnelli
Lana Turner i Johny Stompanato
Marilyn Monroe i Joe DoMaggio
Natalie Wood i Robert Wagner
Książka, która zbiera kilkadziesiąt historii miłosnych z różnych okresów historii, od starożytności po czasy współczesne. Niektóre nazwiska z pewnością kojarzycie od razu, z innymi zetkniecie się może po raz pierwszy. Każda z nich to historia miłosna, która mogłaby być scenariuszem filmu.
Przy pierwszym zetknięciu z książką zwróciłam uwagę na ładne wydanie. Wydawnictwo...
2017-03-09
“Dziki seks” to książka, która przyciąga wzrok ze względu na piękny kolor okładki oraz oczywiście tytuł. Wiadomo, że seks w tytule zwraca uwagę. Jaka jest ta książka? Czytajcie dalej.
Przeczytanie “Dzikiego seksu” zajęło mi sporo czasu, ze względu na to, że nie jest to fabuła, nie ma wątku, którego zakończenie koniecznie musiałam poznać. Dodatkowo często wspomagałam się Googlem, a to również wydłużyło czas.
Książka jest podzielona na trzy części: Spotkanie, Seks i Następstwa. Autorka w każdej z nich opisuje przykłady ze świata zwierząt. Najpierw jak wyglądają “zaloty” i zdobywanie partnera. Nie było kolacyjek, kwiatków i czekoladek, ale kilka podobieństw do człowieka znalazłam ;-) Chyba nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo świat zwierząt jest różnorodny. Niby każdy to wie, ale dopiero kiedy czyta się, jak to dokładnie wygląda, wtedy trochę opada szczęka. Zwierzęta używają różnych sztuczek i są bardzo kreatywne, aby zdobyć partnera, niektóre z nich to romantycy, którzy śpiewają. Inni to wojownicy, walczą o pozycję w stadzie i upatrzoną partnerkę. A czasami to panie decydują i mogą grymasić przy wyborze. Autorka zadbała o różnorodność opisywanych przykładów. Sięgnęła zarówno po zabawne historie, jak i bardziej okrutne.
W kolejnej części są “momenty” ;-) Żartowałam. Jest seks, ale rumieńców na twarzy podczas czytania nie oczekujcie ;-) Powieje trochę grozą, bo jeden z rozdziałów dotyczy kanibalizmu. Mnie bardziej zaskoczył ten o pasach cnoty, tak - w świecie zwierząt lubią takie gadżety.
Trzecia część książki, czyli Następstwa skupia się na rodzicielstwie. Już na wstępie autorka ostrzega, że w królestwie zwierząt raczej nie ma kołysanek oraz ciepłych kocyków. Faktycznie, przykłady podrzucania maluchów czy eliminowania najsłabszych, są dość powszechne.
Carin Bodnar z dużą lekkością łączy fachowe nazewnictwo gatunków, specyfikę ich biologicznej różnorodności z przystępnym opisem, jest też porcja humoru. Dzięki temu ta książka jest zrozumiała dla przeciętnego czytelnika. To zaleta, bo bardzo często naukowcy nie potrafią mówić zrozumiale i “dla ludzi”. Wadą z pewnością jest spora dawka informacji, co chwilę autorka opisuje inny gatunek, jego środowisko, zwyczaje. Początkowo można się pogubić, później idzie już gładko. Myślę, że fajnym sposobem na czytanie tej książki może być równoczesne sprawdzanie, jak dany gatunek wygląda. Ja pytałam Googla i czasami wyniki wyszukiwania były zaskakujące, bo zobaczyłam, że mistrzem uwodzenia jest jakiś mały robaczek. Oczywiście czytanie książki zajmuje wtedy więcej czasu, ale chyba prościej sobie wyobrazić gatunki, o których pisze autorka. Moja wyobraźnia nie dała rady bez wsparcia ;-)
Ta książka powinna się spodobać osobom, które lubią odkrywać świat. Przeczytacie o gatunkach i sytuacjach, o których najpewniej nie mieliście pojęcia. Temat przyciąga uwagę, ale jeśli myślicie, że dostaniecie choć odrobinę erotyzmu lub zarumienicie się z podniecenia, to wyprowadzam was z błędu. To książka napisana przystępnym językiem, ale nadal dominuje charakter naukowy lub może lepiej powiedzieć poznawczy. Nie ma fabuły, głównego bohatera, dialogów. Jest zbiór informacji, ciekawostek, obserwacji, poukładanych według opisanych wyżej rozdziałów. Autorka ma lekkie pióro i dlatego czyta się to całkiem dobrze, ale nie jest to książka na jedno popołudnie. Ja czytałam ją równolegle z powieścią.
“Dziki seks” to książka, która przyciąga wzrok ze względu na piękny kolor okładki oraz oczywiście tytuł. Wiadomo, że seks w tytule zwraca uwagę. Jaka jest ta książka? Czytajcie dalej.
Przeczytanie “Dzikiego seksu” zajęło mi sporo czasu, ze względu na to, że nie jest to fabuła, nie ma wątku, którego zakończenie koniecznie musiałam poznać. Dodatkowo często wspomagałam się...
2017-02-09
Andrzej Fidyk to jeden z najbardziej znanych i najważniejszych polskich dokumentalistów. Nawet osoby, które nie interesują się reportażem i filmami dokumentalnymi z pewnością słyszały o nim oraz o cyklu “Czas na dokument”.
Wydawnictwo Znak Literanova wydało niedawno książkę, która jest zbiorem wspomnień Fidyka związanych z jego najgłośniejszymi produkcjami. Każdy rozdział jest poświęcony innemu filmowi. Dodatkowo są też komentarze dotyczące samej sztuki robienia filmów dokumentalnych. Andrzej Fidyk tłumaczy jak zbiera materiał, co jest dla niego najważniejsze, jak powstaje plan pracy itd. Myślę, że dla osób, które bardziej interesują się tematem, może same próbują swoich sił w robieniu reportaży, mogą to być ważne wskazówki. Dla pozostałych (takich jak ja) jest to okazja do poznania od kuchni warsztatu wybitnego dokumentalisty.
Kilkakrotnie pojawiają się też krótkie, dodatkowe rozdziały “O Fidyku” autorstwa Marcela Łozińskiego, Zdzisława Pietrasika, Magdaleny Piekorz i Krzysztofa Zanussiego. W dwóch miejscach w książce znajdziemy też zdjęcia dotyczące filmów opisywanych w kolejnych rozdziałach.
Każdy rozdział stanowi odrębną historię i jest poświęcony jednemu z filmów Fidyka. Autor wspomina je po latach. Skupia się na kulisach powstawania, problemach, jakie czekały na ekipę filmową, niespodziewanych zmianach w planie, powodach, dla których wybrał konkretny temat. Dowiemy się np. że ekipa filmowa potrzebowała ochrony podczas pracy w Brazylii, a pomysł na film musiał się zmienić, bo głównych bohaterów (dyrektorów szkół samby) zamknięto w więzieniu. To jedna z wielu historii, jakie wspomina Fidyk.
Czytając “Świat Andrzeja Fidyka” miałam wrażenie, że jestem na spotkaniu z nim i słucham jak opowiada o dalekich wyjazdach i pracy nad każdym kolejnym filmem. Fidyk pokazuje nam w jaki sposób on patrzy na świat, dodatkowo zdradza wiele tajników sztuki filmowej. Wciągająca lektura, która wcale nie jest adresowana wyłącznie do miłośników reportażu.
Andrzej Fidyk to jeden z najbardziej znanych i najważniejszych polskich dokumentalistów. Nawet osoby, które nie interesują się reportażem i filmami dokumentalnymi z pewnością słyszały o nim oraz o cyklu “Czas na dokument”.
Wydawnictwo Znak Literanova wydało niedawno książkę, która jest zbiorem wspomnień Fidyka związanych z jego najgłośniejszymi produkcjami. Każdy rozdział...
2016-12-12
http://reniferczyta.pl/543-lion-droga-domu-saroo-brierley/
Są książki, o których ciężko napisać cokolwiek zaraz po przeczytaniu. Tak było w przypadku “Lion. Droga do domu”. Potrzebowałam kilkunastu dni, żeby usiąść i zastanowić się, co napisać, żebyście nie mieli wątpliwości, że warto przeczytać tę książkę.
Inaczej czyta się powieść, w której postaci i wydarzenia są fikcyjne. Doceniam wtedy pomysłowość autora, ciekawe zwroty akcji, charakternych bohaterów. Ale zupełnie inaczej czyta się historię prawdziwą, napisaną przez głównego bohatera. Co ciekawe pierwsze opisy książki “Lion. Droga do domu” nie pozwalały mi uwierzyć w to, że ta historia jednak nie jest zmyślona.
Historia, którą opowiada dorosły Saroo rozpoczęła się w Indiach, kiedy chłopiec miał zaledwie 5 lat. Saroo wychowywał się w niewielkim miasteczku, mieszkał z mamą i rodzeństwem. Rodzina Saroo była biedna, dzieci często żebrały lub zajmowały się drobnymi pracami, byle tylko wspomóc budżet rodzinny. Mimo trudnej sytuacji chłopiec czuje się kochany i bezpieczny ze swoją rodziną. Opisy dziecięcych lat spędzonych z rodzeństwem i mamą są poruszające. Często padają słowa, że jako dziecko Saroo był najczęściej głodny, ale przywykł do tego i nauczył się z tym żyć. Dzięki jego wspomnieniom możemy dowiedzieć się, jak wygląda życie w Indiach widziane oczami dziecka, jak radzi sobie kobieta, która ma kilkoro dzieci, musi zarobić na ich utrzymanie, a jednocześnie zająć się nimi w domu.
Punktem zwrotnym tej historii jest dzień, w którym Saroo wsiada do pociągu i zasypia. Chłopcu wydawało się, że widział brata, chciał pojechać z nim, dlatego wsiadł do pociągu. Tam zasypia zmęczony i jedzie w nieznane. Nieznane okazuje się być bardzo daleko od domu. Saroo dojeżdża do Kalkuty, pięciomilionowego miasta, gdzie mały chłopiec nie ma szans przeżyć. Jego wspomnienia z tego okresu, opowiedziane z drobnymi szczegółami, potrafią poruszyć. Mnie najczęściej wprawiały w osłupienie. Nawet kilka dni po przeczytaniu książki myślałam o tym, że to nieprawdopodobne, że Saroo wyszedł z tej historii cały.
Chłopiec trafia do sierocińca i dość szybko do rodziny zastępczej. Po latach postanawia odnaleźć swoją rodzinę. Więcej szczegółów nie mogę wam zdradzić, bo odbiorę wam możliwość odkrycia tej książki samemu.
Jego historia jest nieprawdopodobna, pełna trudnych doświadczeń i strachu dziecka. A przy tym wszystkim Saroo wielokrotnie powtarza, że miał wiele szczęścia, więcej niż inne dzieci w podobnej sytuacji.
Przeczytajcie jak sobie radził na ulicach Kalkuty oraz jak po latach postanowił poszukać swojej rodziny. Opierał się jedynie na swoich wspomnieniach, które mimo wszystko nie były wystarczające.
Dużym plusem książki są zdjęcia zrobione przez Saroo. Minusem jest styl pisania, bardzo prosty z częstymi powtórzeniami. Ale przekłada się to w jakimś stopniu na wiarygodność, po prostu czułam jakby ktoś opowiadał mi historię swojego życia. Pewnie są osoby, którym będzie to przeszkadzać, dla mnie było do zniesienia, skupiłam się na wydarzeniach.
Na koniec jeszcze przypomnienie, że od 2 grudnia w kinach można oglądać film, który powstał na podstawie książki.
http://reniferczyta.pl/543-lion-droga-domu-saroo-brierley/
Są książki, o których ciężko napisać cokolwiek zaraz po przeczytaniu. Tak było w przypadku “Lion. Droga do domu”. Potrzebowałam kilkunastu dni, żeby usiąść i zastanowić się, co napisać, żebyście nie mieli wątpliwości, że warto przeczytać tę książkę.
Inaczej czyta się powieść, w której postaci i wydarzenia są...
2016-10-12
To chyba pierwszy antyporadnik na polskim rynku wydawniczym (albo pierwszy tak promowany, bo o innych – jeśli były – nie słyszałam), dlatego pewnie podzieli czytelników na tych, którzy są zachwyceni oraz oburzonych. Tytuł książki nie wziął się z kosmosu, to nazwa profilu FB i bloga, który Magdalena Kostyszyn prowadzi od dłuższego czasu.
Do poradników dotyczących wielu dziedzin życia już przywykliśmy. Teraz pojawia się coś innego, czyli antyporadnik. Ale nie znajdziecie w nim przepisu na spaloną jajecznicę i zostawiający smugi płyn do okien. To nie kurs jak zostać najgorszą panią domu (myślę, że akurat tego większości z nas nie trzeba uczyć, każda ma jakieś sukcesy w tym temacie), to raczej podpowiedź jak zejść na ziemię ;) O co konkretnie chodzi? Już tłumaczę. Napompowany balonik perfekcji ma się bardzo dobrze dzięki wszystkim programom i poradnikom o tym, jak dobrze posprzątać, ugotować, wyprawić przyjęcie lub chociaż kolację dla kilku znajomych. Pewnie każda z nas znajdzie w swoim otoczeniu kobietę, która dała się wciągnąć w bieg po perfekcję, gdzie kolor serwetek na stole może zaważyć na powodzeniu całego wieczoru, kluczowe dla istnienia są też ręcznie robione etykiety na przetwory itp. Nie ma nic złego w porządku i dbaniu o własne otoczenie, ale obsesyjne dążenie do perfekcji nie jest zdrowe. Zwłaszcza jeśli dołożyć do tego etat w pracy i inne obowiązki, które mają współczesne kobiety. A przecież koleżanki wrzucają co chwilę zdjęcia na FB nowego wystroju okien, ręcznie wyhaftowanych serwetek, lśniącej zastawy, a do tego meldują się ze SPA lub wycieczki z uśmiechniętymi, czystymi, wyprasowanymi dziećmi. Frustrujące? No raczej. I tu wkracza „Chujowa pani domu”, która pokazuje, że nie każdy jest mistrzem gotowania, planowania, sprzątania. Co więcej – da się z tym żyć! Autorka obśmiewa wiele kwestii naszego życia, a w ten sposób spuszcza powietrze z napompowanego balonika. Przypalony obiad, pranie, które zapomniałaś wyciągnąć z pralki, brak kolorowego, zdrowego drugiego śniadania w pracy, rozczochrana głowa o poranku – to wszystko dzieje się każdej kobiecie, jednym częściej, innym rzadziej. Gonienie za wykreowanymi ideałami jest męczące i ciężkie do osiągnięcia, a co najważniejsze nie daje szczęścia, lepiej (i zdrowiej) żyć po swojemu. Ale chcę też podkreślić, że autorka nie namawia do bylejakości, bałaganu i olewania.
Sądzę, że znajdą się osoby, których ta książka oburzy lub urazi. Jest pisana dosadnym językiem, bardzo bezpośrednio, a do tego kpi z wielu spraw.
Autorka jest spostrzegawcza, dobrze obserwuje ludzi, bo potrafi bezlitośnie wypunktować różne zachowania, które tworzą fasadę „idealną”, którą pokazuje się ludziom.
W książce jest duża dawka poczucia humoru, ironii i sarkazmu. Kwestia wyboru imienia dla dziecka czy organizacji wesela to tylko niektóre, przy których można się pośmiać. A do tego zestaw pytań, które padają podczas każdego spotkania rodzinnego (kiedy skończysz studia, kiedy ślub, kiedy dziecko, drugie dziecko, dom z tarasem?) oraz krótkie zestawienie czego uczą seriale (w domu chodzimy wyłącznie w szpilkach, a zmywanie makijażu przed snem jest zabronione).
Moim zdaniem książka rozkręca się z czasem, bo pierwszych kilkanaście/kilkadziesiąt stron było trochę nudnych i nie byłam przekonana czy doczytam do końca. Później jest zabawniej.
Podsumowując, autorka tą książką namawia do wrzucenia na luz. Jest zabawnie, zwłaszcza gdy w którymś opisie znajdujesz siebie :-)
To chyba pierwszy antyporadnik na polskim rynku wydawniczym (albo pierwszy tak promowany, bo o innych – jeśli były – nie słyszałam), dlatego pewnie podzieli czytelników na tych, którzy są zachwyceni oraz oburzonych. Tytuł książki nie wziął się z kosmosu, to nazwa profilu FB i bloga, który Magdalena Kostyszyn prowadzi od dłuższego czasu.
Do poradników dotyczących wielu...
2016-08-31
Tytuł “Boskie” od razu przywodzi mi na myśl Włoszki, bo one są takie bella :) nieprzeciętne, wyraziste i oczywiście kobiece. W książce znajdziesz portrety dziesięciu kobiet. Część z nich pewnie kojarzysz, o pozostałych może usłyszysz po raz pierwszy.
Autor już na wstępie zaznaczył, że jego wybór był bardzo subiektywny, nie kierował się listą dziesięciu najbogatszych, najpiękniejszych, naj…. Wybrał te kobiety, które na nim wywarły wrażenie.
Pewnie każdemu czytelnikowi zapadnie w pamięć inna kobieta. Na mnie największe wrażenie zrobiła historia Sonii Gandi i Eddy Ciano. Autor przy okazji pisania o swoich bohaterkach nakreśla wydarzenia historyczne, tło obyczajowe - taka lekcja historii w pigułce. Pisze lekko i dowcipnie, nie przynudza historycznymi szczegółami, skupia się na swoich bohaterkach. “Boskie” faktycznie potrafią uwodzić, rządzić, knuć, oczarować, szokować, każda z historii to udowadnia. Sonia Gandi, Matylda z Canossy, Olimpia Maidalchini, Katarzyna Medycejska, Luisa Casati, Edda Ciano, Carla Bruni, Virginia Oldoni, Krystyna Wazówna, Jadwiga Toeplitz-Mrozowska - to ich sylwetki poznasz dzięki książce Brzozowskiego. Właściwie życiorys każdej z nich jest materiałem na książę czy film. Jedna notuje w pamiętniku każdego swojego kochanka, inna staje się czołowym politykiem w swoim kraju, jeszcze inna wydała na świat kilku władców.
“Boskie” czytało mi się dobrze, bo historie są ciekawe, nie nudziłam się, nie gubiłam się też w historycznych faktach (dynastie, władcy, koligacje rodzinne), każda z opisywanych Włoszek jest barwna i charakterna. Pewnie gdyby nie ta książka o większości bohaterek nie wiedziałabym nic, a szkoda...
Tytuł “Boskie” od razu przywodzi mi na myśl Włoszki, bo one są takie bella :) nieprzeciętne, wyraziste i oczywiście kobiece. W książce znajdziesz portrety dziesięciu kobiet. Część z nich pewnie kojarzysz, o pozostałych może usłyszysz po raz pierwszy.
Autor już na wstępie zaznaczył, że jego wybór był bardzo subiektywny, nie kierował się listą dziesięciu najbogatszych,...
2016-08-24
Siedem lat temu Janusz L. Wiśniewski i Dorota Wellman spotkali się i rozmawiali, rozmawiali. Efektem tych rozmów była książka “Arytmia uczuć”. W tym roku spotkali się ponownie i tak powstała kolejna książka, która jest zapisem wywiadu, chociaż w tym wypadku chyba lepiej mówić o rozmowie.
Dorota Wellman to dziennikarka, którą chyba większość osób kojarzy. Mi kojarzy się głównie z bezpośrednich wypowiedzi, ciętej riposty, a przy tym ma w sobie sporo dystansu do siebie i luzu. Janusz Leon Wiśniewski to pisarz, autor książek, a przy tym umysł ścisły - naukowiec.
Tych dwoje spotyka się po siedmiu latach i wraca do rozmowy. Nie jestem pewna czy “Siedem lat później” to wywiad, to raczej rozmowa. Niby rola pytającej przypadła Dorocie Wellman, to ona inicjuje kolejne tematy ich rozmowy, ale nie jest wyłącznie odpytującą dziennikarką, aktywnie uczestniczy w rozmowie i wyraża swoje zdanie. Czasami rolę trochę się odwracają i to Janusz L. Wiśniewski dopytuje, drąży temat.
A tematy poruszane w ich rozmowie są przeróżne, od polityki, po postrzeganie męskości, pracę, wiarę, związki. Nie brakuje różnych ciekawostek z życia pisarza. Przyznam, że nie miałam pojęcia, na ile języków tłumaczone są książki Wiśniewskiego, nie wiedziałam też dlaczego nie ukazały się jeszcze w Niemczech, w których przecież mieszka. W książce znalazłam odpowiedzi, a dodatkowo sporo ciekawych historii. Pisarz opowiada też o swojej pracy naukowca, planach na przyszłość, o tym jak trudno jest napisać książkę z kimś. Nawet jeśli rozmówcy poruszają gorące tematy, ich wypowiedziom nie towarzyszy atmosfera skandalu, oni po prostu dyskutują, wyrażają swoje opinie.
Bardzo spodobało mi się to, że Wiśniewski nie owija w bawełnę, nie udaje, że nie ma pojęcia, że jest twórcą bestsellerów. Odpowiada szczerze na pytania Doroty Wellman, a ona nie zadaje kolejny raz tych samych pytań, na które odpowiedzi padły już sto razy w wywiadach. Przez to ta rozmowa jest ciekawa, myślę, że nie tylko dla fanów książek Wiśniewskiego, ale również dla osób, które po prostu lubią czytywać wywiady, nawet jeśli nie do końca znają odpytywanego :)
Książka jest ładnie wydana, podoba mi się okładka, w środku jest przejrzyście. Myślę, że nawet wybredni czytelnicy nie będą narzekać na wąskie marginesy i za mało światła.
Siedem lat temu Janusz L. Wiśniewski i Dorota Wellman spotkali się i rozmawiali, rozmawiali. Efektem tych rozmów była książka “Arytmia uczuć”. W tym roku spotkali się ponownie i tak powstała kolejna książka, która jest zapisem wywiadu, chociaż w tym wypadku chyba lepiej mówić o rozmowie.
Dorota Wellman to dziennikarka, którą chyba większość osób kojarzy. Mi kojarzy się...
2016-08-01
“Fortuna po polsku” to historie znanych marek, z których spora część nadal funkcjonuje na polskim rynku. Autorzy opisują jak powstawała firma W. Kruk, Wedel czy Blikle. Nie zagłębiają się w szczegółową analizę rynku czy nie przytaczają wyciągów z ksiąg rachunkowych. Skupiają się raczej na właścicielach, ich cechach charakteru, umiejętnościach, które umożliwiły budowanie marki, na warunkach w jakich powstawały firmy. Dzięki rozdziałowi o domu mody Herse dowiedziałam się np. jaka moda obowiązywała w latach przedwojennych. W rozdziale poświęconym Wedlowi zaskoczyło mnie podejście właściciela do marketingu i promocji swoich produktów.
Każda historia opowiedziana jest w bardzo swobodny sposób, okraszona anegdotami, ciekawostkami z życia właścicieli, czasem cytatami. Dzięki czemu “Fortuna” okazała się zbiorem ciekawych historiach o ludziach, a w drugiej kolejności o biznesach. Myślę, że warto po nią sięgnąć w wolnej chwili, po to, aby zobaczyć jak kiedyś budowało się renomę firmy, jak powstawały firmy, z jakimi przeciwnościami borykali się rzemieślnicy i co obecnie dzieje się z ich biznesami.
“Fortuna po polsku” to miłe zaskoczenie, bez fajerwerków, orkiestry dętej i czerwonego dywanu, ogromnego wooooow, ale sądzę, że warto poznać te historie.
więcej na reniferczyta.pl
“Fortuna po polsku” to historie znanych marek, z których spora część nadal funkcjonuje na polskim rynku. Autorzy opisują jak powstawała firma W. Kruk, Wedel czy Blikle. Nie zagłębiają się w szczegółową analizę rynku czy nie przytaczają wyciągów z ksiąg rachunkowych. Skupiają się raczej na właścicielach, ich cechach charakteru, umiejętnościach, które umożliwiły budowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-19
Na okładce znalazłam zdanie: “Zapamiętajcie to nazwisko”. Ja zapamiętam. Magdo Stachulo napisałaś świetną książkę! Premiera 17 sierpnia, zapiszcie to sobie w kalendarzach.
Na początek apel - nie czytaj tej książki jeśli wiesz, że nie masz czasu, żeby przeczytać ją od początku do końca! Uwaga wciąga.
“Idealna” to thriller psychologiczny, trzyma w napięciu, a wśród najważniejszych motywów jest chęć zemsty. Przemyślana, zaplanowana i bardzo dotkliwa. Mówi się, że zemsta jest kobietą, w “Idealnej” znalazłam na to kolejne dowody.
Losy bohaterów w ciekawy sposób się ze sobą przeplatają. Autorka prowadzi narracje z perspektywy każdego z bohaterów, dzięki czemu lepiej rozumiałam ich zachowania. A przy okazji dość szybko miałam w głowie mały mętlik, kto z kim i dlaczego pojawia się w książce. Zagadka wcale tak szybko się nie rozwiązuje. Zaskoczyło mnie to, że autorka poradziła sobie świetnie z zarówno damskim jak i męskim punktem widzenia. Rozpisała historie w szczegółach, ale nie przegadała ich, zadbała o klimat, motywy działania. Im bardziej zagęszczała się akcja, tym rozdziały były krótsze, autorka przeskakiwała od bohatera do bohatera, nadając tym samym dynamiki wszystkim wydarzeniom.
Bardzo spodobał mi się pomysł na główną bohaterkę, która obserwuje świat dzięki kamerkom internetowym. Do tego stopnia zatraca się w obserwowanej rzeczywistości, że zaczyna mylić dwa światy. Chyba nie spodziewa się, że nie tylko ona zajmuje się obserwowaniem. Jest zbyt zajęta swoim małżeństwem, prowadzeniem kalendarzyka małżeńskiego i podglądaniem ludzi w internecie.
Stachula stopniowo buduje napięcie dodając kolejne elementy układanki. Kiedy ja poskładałam je w logiczną całość wyrwało mi się na głos “o cholera” ;-) Później już tylko coraz łapczywiej przerzucałam kolejne strony. Przyznam, że zaskoczyło mnie zakończenie, nie spodziewałam się takiego, właściwie otwiera furtkę do kontynuacji książki, jeśli autorka miałaby na nią ciekawy pomysł.
“Idealna” będzie mieć swoją premierę 17 sierpnia. To bardzo udany debiut na polskim rynku literackim. Autorka zadbała o szczegóły, dobrze rozpisała bohaterów, ich kolejne decyzje, umotywowała działania, wielokrotnie zasiała ziarnko niepewności w mojej głowie. Dobra, po prostu dobra książka, którą pochłania się na raz. Czekam na więcej!
Zajrzyj na reniferczyta.pl :)
Na okładce znalazłam zdanie: “Zapamiętajcie to nazwisko”. Ja zapamiętam. Magdo Stachulo napisałaś świetną książkę! Premiera 17 sierpnia, zapiszcie to sobie w kalendarzach.
Na początek apel - nie czytaj tej książki jeśli wiesz, że nie masz czasu, żeby przeczytać ją od początku do końca! Uwaga wciąga.
“Idealna” to thriller psychologiczny, trzyma w napięciu, a wśród...
Najczęściej najpierw czytam książkę, a później oglądam film. W tym wypadku było inaczej, bo książka pojawiła się dłuższy czas po tym, jak w kinach można było oglądać „Planetę singli”. Pamiętam, że szłam do kina zastanawiając się, czy dobrze robię, czy POLSKA komedia romantyczna to dobry wybór. Wybrałam film ze względu na główną rolę męską ;-) poza tym zaskakująco wiele osób mówiło, że było zabawnie i że warto iść. Nie zawiodłam się, było zabawnie, miło, przyjemnie, trochę wzruszająco, dokładnie tak, jak na komedii romantycznej powinno być. A jak jest w przypadku książki?
Kilka słów o fabule. Ania to singielka szukająca miłości i rycerza na białym koniu. Sama czuje, że chyba urodziła się w nieodpowiednich czasach, bo jej poszukiwania męskiego ideału są bardzo trudne. Chcąc iść z duchem czasu decyduje się na użycie aplikacji randkowej. Niestety każda kolejna randka to coraz większa klapa. Jednak Ania ma motywację, żeby na nie chodzić, bo zgodziła się na pewien układ, dzięki któremu dostanie wymarzony instrument dla swoich uczniów. Jej randkowe historie są inspiracją dla gwiazdy telewizji do jego prześmiewczego show. Czy Ania znajdzie miłość w Internecie, czy prędzej zostanie zdemaskowana i jej tożsamość poznają wszyscy widzowie? Showman Tomek jest cyniczny i prześmiewczy, to podrywacz i imprezowicz, a Ania to wrażliwa dziewczyna szukająca miłości. To mieszanka wybuchowa.
Historia jest trochę śmieszna, trochę romantyczna, napisana całkiem sprawnie. Autorka miała do dyspozycji film, który został bardzo dobrze odebrany przez widzów, wydaje się, że nie było trudno napisać na tej podstawie książkę. „Planetę singli” można potraktować jako dopełnienie filmu albo przeczytać zamiast oglądania filmu przed pójściem do kina na drugą część filmu.
Czy warto przeczytać książkę, jeśli nie widziało się filmu? Jasne. Mam w pamięci film, faktycznie znalazłam kilka różnic, ale to nic nowego w przypadku ekranizacji książki, jak widać, w drugą stronę również ta zasada obowiązuje. Autorka bardziej rozbudowała historię. Oczywiście nie mogłam się pozbyć z pamięci twarz aktorów odtwarzających role, chociaż chciałam sobie wszystko wyobrazić „po swojemu”.
„Planeta singli” to książka, która umili Wam jesienny wieczór. Autorka przeniosła historię z ekranu na kartki książki i nie popsuła tego, dodała coś od siebie i całość ma miłą formę romantycznej historii z wątkami komediowymi.
Ewa Markowska napisała również „Planetę singli 2”, ta książka pojawi się 7 listopada, czyli dwa dni przed premierą filmu, więc jeśli ktoś lubi kolejność książka>film, to tym razem może tak zrobić.
Najczęściej najpierw czytam książkę, a później oglądam film. W tym wypadku było inaczej, bo książka pojawiła się dłuższy czas po tym, jak w kinach można było oglądać „Planetę singli”. Pamiętam, że szłam do kina zastanawiając się, czy dobrze robię, czy POLSKA komedia romantyczna to dobry wybór. Wybrałam film ze względu na główną rolę męską ;-) poza tym zaskakująco wiele osób...
więcej Pokaż mimo to