-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant15
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać419
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2015-01-03
2008-01-01
2015-01-29
2015-02-27
2015-03-29
+3,7cm
Przybyli przed dwunastoma tysiącami lat. Zeszli z gwiazd pośród dymu i ognia, stworzyli ludzkość i pokazali nam, jak żyć. Pragnęli złota i zbudowali pierwsze cywilizacje, aby im go dostarczyły. A kiedy dostali już to, czego chcieli, opuścili nas. Odchodząc, obiecali, że któregoś dnia powrócą, a gdy tak się stanie, rozpocznie się gra. Gra, która zadecyduje o naszej przyszłości.
Oto Endgame.
Przez dziesięć tysięcy lat żyli w ukryciu. Dwanaście starożytnych ludów. Każdy z nich musiał wybrać swojego Gracza. Szkolona ich z pokolenia na pokolenie, pokazano, jak posługiwać się bronią, językami, historią, taktyką, kamuflażem. Jak zabijać. Razem Gracze reprezentują sobą wszystko: siłę, dobroć, okrucieństwo, lojalność, mądrość, głupotę, brzydotę, pożądanie, niegodziwość, kapryśność, piękno, wyrachowanie, lenistwo, entuzjazm, słabość. Są dobrzy i źli. Jak ty. Jak my wszyscy.
(opis ze skrzydełka książki)
O „Endgame. Wezwanie” zrobiło się głośno z powodu swojego rozmachu. Oprócz książek ma powstać film, aplikacja, nie możemy też oczywiście zapomnieć o wielkim konkursie, w którym nagrodą są 3 000 000 dolarów w złocie. Pojawiło się jednak wiele opinii, że ten cały projekt jest mocno przereklamowany. A ja? Ja po lekturze mam zupełnie inne zdanie.
Przede wszystkim nie traktowałabym tego jako stricte powieści, a jeśli już, to specyficzną. Nie tylko z powodu zapisu liczb cyframi, braku wcięć akapitowych, niewyjustowania tekstu i przypisów z linkami prowadzącymi do dziwnych stron i filmików. Te krótkie, urywane zdania, ciągłe przeskakiwanie z perspektywy jednej postaci do drugiej, mnogość liczb. Wszystko jest dopasowane do jednej idei projektu i tak jak mamy filmy akcji, to jest powieść akcji.
Fabuła jest niezwykle wciągająca. Nie możemy narzekać na nudę, bo właściwie ciągle coś się dzieje. Zresztą jak już wspomniałam przy okazji LBA, lubię motywy rywalizacji i zagadek, a na nich właśnie opiera się „Endgame”. Poza tym postacie były różnorodne i choć nie skupialiśmy się na każdej z nich, było widać ich indywidualność. Pod tym względem moim faworytem był chyba Mrug An DYGOT. Po pewnym czasie zaczęło mnie tylko irytować przedstawianie odległości, czasu i wymiarów z dokładnością do pięciu miejsc po przecinku, ale nie wiem, może to ma jakiś ukryty cel. No i te dzieciaki-młodzież, maszyny do zabijania. Możesz urwać im głowę, a one i tak nawet nie jękną i po chwili pozbierają się do kupy, żeby ci skopać bebechy.
Przede wszystkim uważam, że fantastyczny jest pomysł. Ukrycie w książkach łamigłówek brzmi dla mnie jak marzenie, chociaż na razie odpuszczę sobie ich szukanie i rozwiązywanie, bo jestem po prostu za leniwa (meh). Nie nazwałabym tego od razu przyszłością rozrywki, niemniej jednak uważam to za bardzo interesującą inicjatywę.
Nie wiem, co sądzicie lub będziecie sądzić o „Endgame”, ale mnie ono naprawdę urzekło. Zagadki, wiele powiązań ze starożytnością, atmosfera czyhającego zewsząd niebezpieczeństwa wprowadziły mnie w niepokojący świat, w którym aby przeżyć, trzeba Grać. Fakt, nie uświadczycie może plastycznych opisów przyrody, ale wydaje mi się, że rozrywka gwarantowana.
http://stronapierwsza.blogspot.com/2015/04/17-endgame-wezwanie-james-frey.html
+3,7cm
Przybyli przed dwunastoma tysiącami lat. Zeszli z gwiazd pośród dymu i ognia, stworzyli ludzkość i pokazali nam, jak żyć. Pragnęli złota i zbudowali pierwsze cywilizacje, aby im go dostarczyły. A kiedy dostali już to, czego chcieli, opuścili nas. Odchodząc, obiecali, że któregoś dnia powrócą, a gdy tak się stanie, rozpocznie się gra. Gra, która zadecyduje o naszej...
2015-05-18
+3,6cm
Wiem, że większość z was skupia się bardziej na powieściach o szybkiej akcji i napięciu (podobnie zresztą jak ja), ale książka Mervyna Peake'a, czyli zupełne przeciwieństwo wcześniej wspomnianych, zdecydowanie ma dla mnie w sobie to coś. Nie jest to lektura lekka, o nie! Już na pierwszy rzut oka widać przewagę opisów nad dialogami. Do tego fabuła jest raczej chaotyczna. Muszę przyznać, że w wielu momentach byłam znudzona, a szczególnie ślamazarnie szła mi pierwsza część książki. Później, gdy zaczęło się trochę więcej dziać, nastąpiła poprawa i doceniłam, co czytam. Tym, czym jestem najbardziej zachwycona jest konstrukcja bohaterów — na mistrzowskim poziomie. Na kartach powieści mamy do czynienia z całą plejadą postaci, ale nie ma mowy, żeby ktoś był nijaki. Język również zaliczam do zalet i zgadzam się z opisem na okładce — autor posiada tę umiejętność do malowania obrazów słowem.
Gatunkowo jest to klasyka fantasy, ale podpowiem, że na dobrą sprawę nie znajdziecie tutaj żadnego elementu typowo fantastycznego. Cała magia kryje się w samej kreacji świata i jego mieszkańcach. Tym razem nie powiem „Koniecznie przeczytajcie!”, ale jeśli jesteście gotowi zmierzyć się z urokami i mroczniejszymi stronami zamku Gormenghast, mam nadzieję, że i wam ta przygoda się spodoba.
http://stronapierwsza.blogspot.com/2015/08/minirecenzje-1.html
+3,6cm
Wiem, że większość z was skupia się bardziej na powieściach o szybkiej akcji i napięciu (podobnie zresztą jak ja), ale książka Mervyna Peake'a, czyli zupełne przeciwieństwo wcześniej wspomnianych, zdecydowanie ma dla mnie w sobie to coś. Nie jest to lektura lekka, o nie! Już na pierwszy rzut oka widać przewagę opisów nad dialogami. Do tego fabuła jest raczej...
2015-06-04
+2,4cm
Jeśli myśleliście, że mity są tylko mitami — nie mieliście racji. Bogowie (i nie tylko!) starożytnej Grecji naprawdę mają swoje miejsce tu, na Ziemi. Ale zwykli ludzie raczej nie mają okazji ich zobaczyć... Niedługo po tym, jak Percy Jackson zostaje zaatakowany przez swoją nauczycielkę matematyki, okazuje się, że i on należy do tego zasłoniętego dla oczu śmiertelników świata: jest herosem. Wkrótce zostaje oskarżony o poważną kradzież i jakoś się musi wyplątać z tej niebezpiecznej sytuacji...
W powieści na pewno możemy spotkać się z dużą dawką humoru. Rick Riordan wziął na warsztat mitologię i dostosował ją do współczesnych realiów, co jest według mnie pomysłem trafionym w dziesiątkę. Do tego nie zignorował oryginalnych motywów, ale wplótł je do swojej wizji. Czytało mi się przyjemnie i lekko, mimo wszystko nie mogę pozbyć się z głowy obrazu, który otrzymałam podczas lektury „Olimpijskich herosów”. Mam wrażenie, że tamte książki są po prostu lepiej napisane. Przynajmniej widać progres, jaki nastąpił w warsztacie autora.
Autorzy muszą się naprawdę postarać, żebym nie poczuła żadnej więzi z postaciami, więc i tutaj nie było zaskoczenia; Percy, Grover i Annabeth to bohaterowie, którym chce się kibicować. Są różni i nawzajem się uzupełniają. Do tego mamy dynamiczną akcję, która nie pozwala się czytelnikom się nudzić.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie oczekiwałam czegoś więcej. Po przeczytaniu dwóch genialnych części następnej serii z uniwersum liczyłam, że „Percy” jakimś cudem będzie lepszy, w końcu z tego co widziałam, to on ma więcej fanów. Tymczasem, choć oczywiście przyjemna, lektura nie była już tak absorbująca. Być może dlatego, że najpierw obejrzałam ekranizację (czego przenigdy nie róbcie). A może mój niedosyt wynika z tego, że póki co czytamy o osobach młodszych i raczej dla takich książka jest skierowana. Pewnie gdybym zabrała się za tę powieść ileś tam miesięcy temu i przed przeczytaniem części drugiego cyklu Riordana, podobałaby mi się bardziej.
Zostawiając jednak porównania, „Złodziej pioruna” okazał się ciekawą, może trochę przewidywalną (film to inna sprawa, ale oglądając niemal od razu, gdy stało się to możliwe, odgadłam tożsamość Tego Złego) lecz także całkiem zabawną książką z motywem mitologicznym, który zawsze doceniam.
http://stronapierwsza.blogspot.com/2015/07/26-zodziej-pioruna-rick-riordan.html
+2,4cm
Jeśli myśleliście, że mity są tylko mitami — nie mieliście racji. Bogowie (i nie tylko!) starożytnej Grecji naprawdę mają swoje miejsce tu, na Ziemi. Ale zwykli ludzie raczej nie mają okazji ich zobaczyć... Niedługo po tym, jak Percy Jackson zostaje zaatakowany przez swoją nauczycielkę matematyki, okazuje się, że i on należy do tego zasłoniętego dla oczu...
2015-07-11
+3cm
Gdy nastąpił Wybuch, Ziemia została doszczętnie zniszczona. Budynki się zawaliły, powietrze zanieczyściło, a niemal wszyscy ludzie z czymś się stopili. Uratowani zostali jedynie mieszkańcy Kopuły, która była projektem dotyczącym życia bez wpływu na środowisko. Wszystko przebiega tam według ścisłych ustaleń.
Pressia Belze jest jednym z nieszczęśników. Niedługo skończy szesnaście lat i zostanie przymusowo wcielona do Organizacji Przenajświętszej Rewolucji, co budzi jej strach. Partridge Willux jest synem budowniczego Kopuły, ale w ogóle nie przypomina ojca. I zamierza uciec.
Początkowo ta powieść nie wzbudzała mojego dużego zainteresowania. Pomyślałam, że może kiedyś ją przeczytam, ale nie byłam za bardzo chętna. Kiedy jednak szukałam w bibliotece książek na wakacje, uznałam, że już czas. Nie żałuję!
„Nowa Ziemia” to naprawdę dobra powieść pokazująca świat po apokalipsie. Wszystko zostało przemyślane i nie ma tu miejsca na przypadek. Wizja przedstawiona przez autorkę jest poruszająca i działająca na wyobraźnię. Chociaż niektóre elementy tej kreacji mogą budzić wątpliwości, np. stapianie się tkanek, kodowanie, to widać, że Julianna Baggott nie zignorowała podstawowego researchu, co potwierdzają Podziękowania. Niby nie powinnam tego chwalić, bo niby jest to oczywistość przy pisaniu czegokolwiek, niestety patrząc na niektóre książki, można odnieść wrażenie, że jest inaczej.
Wydaje mi się, że ta książka wyróżnia się wśród innych młodzieżówek pod względem języka. Nie jest do bólu prosty, ale czyta się lekko. Do tego można natrafić w trakcie lektury na kilka ciekawych metafor. Zaś fabuła jest naprawdę wciągająca, a wątki miłosne obecne w śladowych ilościach nie przesłaniają innych, ważniejszych wydarzeń.
Bohaterowie nie są papierowi. Mają odmienne charaktery, ale różnice między nimi widać najwyraźniej, gdyby porównać, jak zdefiniowała ich przeszłość i własne wybory. Bradwell wybierał samotniczy tryb życia i unikał angażowania się w problemy innych. Partridge — Czysty, wybierał między bezpiecznym, ale bezwolnym życiem w Kopule, a prawdziwym światem na zewnątrz i poszedł za głosem serca. Pressia starała się nie zatracić w sobie dobra, niezależnie od tego, co robiła. Dla mnie jednak jedną z najbardziej intrygujących postaci był El Capitan, biorąc pod uwagę to, z jakim ciężarem (psychicznym i fizycznym jednocześnie) musiał sobie radzić. Przypominam sobie tylko jeden moment, w którym dwoje głównych bohaterów mocno zwolniło obroty myślenia, ale przemilczmy go.
Polecam „Nową Ziemię” przede wszystkim fanom dystopii czy antyutopii i generalnie fantastyki. Jest na pewno lepsza niż jakaś tam „Niezgodna”, a ukazany obraz nieprzyjaznego świata zasługuje na uwagę.
http://stronapierwsza.blogspot.com/2015/07/27-nowa-ziemia-julianna-baggott.html
+3cm
Gdy nastąpił Wybuch, Ziemia została doszczętnie zniszczona. Budynki się zawaliły, powietrze zanieczyściło, a niemal wszyscy ludzie z czymś się stopili. Uratowani zostali jedynie mieszkańcy Kopuły, która była projektem dotyczącym życia bez wpływu na środowisko. Wszystko przebiega tam według ścisłych ustaleń.
Pressia Belze jest jednym z nieszczęśników. Niedługo skończy...
2015-07-22
2015-08-01
2015-08-19
2015-08-21
2015-09-05
2015-09-13
Kojarzyłam Davida Levithana z licznych podziękowań w innych książkach. Mówiona, że jest wspaniałym redaktorem i byłam ciekawa, co wyniknie z tej zmiany roli. Poza tym okładka spodobała mi się na tyle, że do przeczytania tej pozycji nie zniechęcił mnie nawet fakt, że prawdopodobnie opowiada ona głównie o miłości. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku cieszę się, że tak zrobiłam.
„Każdego dnia” jest przykładem świetnego pomysłu połączonego ze świetnym wykonaniem. Chociaż sama koncepcja typu „budzę się zawsze tego samego dnia”, z którą możemy spotkać się np. w „7 razy dziś” nie jest już zbyt oryginalna, to odwrócenie tego mechanizmu, czyli budzenie się za każdym razem gdzie indziej jest świeże i ciekawe. Nie mamy tu do czynienia z płytką powieścią, którą można przeczytać i rzucić w kąt. Dzieło Levithana to historia z przekazem, a dzięki ładnemu językowi stanowi również kopalnię cytatów. Czyta się przyjemnie i szybko.
Niezwykłe było śledzenie przemian A. Muszę przyznać, że zawsze najbardziej wyczekiwałam początku następnego dnia, kiedy miałam się dowiedzieć, w czyim ciele się teraz znajduje. Wcielał się w tyle różnych osób, poznawał tyle różnych żyć i ta różnorodność jest wspaniała. Z drugiej strony odkrywał problemy, z jakimi boryka się ludzkość na całym świecie. Można się tylko zastanawiać, jak trudne byłoby nasze życie, gdybyśmy sami znaleźli się w takiej sytuacji.
Specyficzny związek A i Rhiannon pokazuje, że miłość może istnieć bez zwracania uwagi na wygląd, mimo to trzeba dodać, że stwierdzenie „liczy się tylko wnętrze” nie jest całkowicie prawdziwe. Ta lektura zadaje nam właśnie takie pytania: jaki jestem dla siebie, a jaki dla innych. Fabuła nie jest bardzo rozbudowana, ale oprócz tworzenia się relacji między dwojgiem głównych bohaterów mamy jeszcze jeden, szczególnie dla mnie ciekawy wątek, nie chcę jednak nic zdradzać. Jeśli chodzi o zakończenie, powiem jedno — całe szczęście, że możemy się spodziewać kontynuacji, bo po prostu muszę wiedzieć, co będzie dalej!
Nie przypuszczałam, że „Każdego dnia” tak mnie oczaruje. To opowieść o życiu przedstawiona de facto z różnych punktów widzenia, choć narratora mamy tylko jednego. Jest przy tym łatwo przyswajalna. Zachęcam do przeczytania, bo nie jest długa, a może pochłonąć do reszty.
http://stronapierwsza.blogspot.com/2015/09/33-kazdego-dnia-david-levithan.html
Kojarzyłam Davida Levithana z licznych podziękowań w innych książkach. Mówiona, że jest wspaniałym redaktorem i byłam ciekawa, co wyniknie z tej zmiany roli. Poza tym okładka spodobała mi się na tyle, że do przeczytania tej pozycji nie zniechęcił mnie nawet fakt, że prawdopodobnie opowiada ona głównie o miłości. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-31
2015-10-31
2015-05-30
2011
Przeczytane również 10. maja 2019
Przeczytane również 10. maja 2019
Pokaż mimo to