-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2015-01-03
2019-06-01
Wyobrażenie apokalipsy jest dobrym sposobem na to, by zagłębić się w tunele ludzkiej psychiki. Sytuacje ekstremalne zdają się odsłaniać pewne prawdy, ponieważ wymagają zdania się na spontaniczność i wyrwania z zaprogramowanej rutyny, która być może narzuca jakąś zasłonę na faktyczne oblicze człowieka. Takim tropem poszedł portugalski pisarz José Saramago, tworząc "Miasto ślepców". Historia zaczyna się, gdy pewien mężczyzna siedzący w samochodzie na środku ulicy nagle ślepnie. Ślepota ta jest nietypowa, swoje wrażenia nieszczęśliwiec określa jako zalanie świata mleczną mgłą, a przecież zwykle osoby z uszkodzonym wzrokiem widzą ciemność. Co więcej, choroba zdaje się przechodzić na inne osoby w otoczeniu i wkrótce można zacząć mówić o epidemii, wobec czego chorzy zostają zamknięci w szpitalu. Wśród nich pozostaje już tylko jedna kobieta, która — przekornie mówiąc — nosi brzemię widzenia.
Kilka faktów, o których warto wiedzieć przed przeczytaniem: choć na pierwszy rzut oka brak tu dialogów, są, ale specyficznie zapisane, ciągiem i bez podziału na akapity. Niektórym ta forma może nie odpowiadać, moim zdaniem dobrze dopasowała się do treści. Po drugie, to nie jest thriller i nie ma tu dążenia do odkrycia, co dokładnie wywołało chorobę, jak się rozprzestrzenia i jakie jest na nią lekarstwo — przynajmniej nie w sensie dosłownym. Poza tym Saramago dba o to, by zachować uniwersalność swojej prozy, dlatego jest praktcznie pozbawiona wszelkich nazw własnych.
W książce dość łatwo można dostrzec jej związki z inną powieścią-parabolą traktującą o zarazie — mówię o "Dżumie" Camusa. O ile we francuskim dziele choroba, mimo mnogości możliwych interpretacji: wojna, totalitaryzm, kataklizm, więzienie, symbolizuje w najszerszym znaczeniu po prostu zło, a pandemia ukazuje, jakie postawy przyjmują wobec niego ludzie, o tyle mam wrażenie, że w przypadku "Miasta ślepców" plaga jest bardziej enigmatyczna. Przede wszystkim dotyka czegoś wewnętrznie ludzkiego i sama w sobie nie prowadzi do śmierci, za to pozostawia w stanie bezbronności. Wzrok jest zmysłem, na którym instynktownie polegamy przy pierwszej próbie oceny rzeczywistości, dlatego tak dotkliwa jest jego utrata; tym dotkliwsza, im więcej osób w otoczeniu to spotkało. Długo zastanawiałam się, czego metaforą może być epidemia, i doszłam do wniosku, że sensownym wyjaśnieniem byłoby odsłonięcie kruchości cywilizacji.
Bardzo szybko okazuje się, że rząd nie ma pomysłu na poradzenie sobie z sytuacją i decyduje się na odizolowanie chorych i pozostawienie ich sobie samym, tymczasem miasto stopniowo gaśnie i przestaje „działać”, jest pogrążone w chaosie i dezorganizacji. Saramago obrazuje je w naturalistyczny sposób: zewsząd bije fetor, ludzie mają problemy trawienne i brodzą w ekskrementach; panuje brud, a na ulicach leżą ciała tych, którym się nie udało. Autor podkreśla jednocześnie zwierzęcość zachowań mieszkańców: konkurują o zasoby środowiska, chodzą na klęczkach, próbując wywąchać pożywienie, wreszcie kierują się popędem płciowym, czasami zaspokajając swoje żądze przy użyciu siły. To niemiła diagnoza dla ludzkości, wiedzieć, że w gruncie rzeczy niewiele nas dzieli od powrotu do źródeł naszej natury.
Szczególnie interesującą postacią w powieści jest oczywiście widząca żona lekarza. Dlaczego cały czas widzi? Chyba kluczowe dla zrozumienia jej postaci są jej dwie wypowiedzi, jedna z początku, a druga z końca. Nie będę ich przytaczać, aby nie zdradzać za dużo, ale one kierują do czyelnika ważne przesłanie — nie trzeba być ślepym, żeby nie dostrzegać pewnych rzeczy.
Literatura jest niezwykłym medium, które pozwala odbiorcy na poczucie, że jest częścią odkrywanej historii. To właśnie jeden z tych przypadków, w których czytelnik silnie utożsamia się z tym, o czym czyta. Tutaj mniej ważne jest, co dokładnie czynią bohaterowie, nasze myśli kierują się na to, jak my byśmy postępowali w tej sytuacji, tak samo czy inaczej. W głowie cały czas postępuje analiza: a gdyby coś takiego przytrafiło się mi — nam? Czy mamy w ogóle prawo być przygotowani na taką okoliczność — w której tracimy coś, co zawsze braliśmy za pewnik, co było nam dane z góry, co do tej pory uważaliśmy za prozaiczne? W tym wymiarze ślepota jest nie tylko próbą dla mieszkańców nienazwanego miasta, ale przede wszystkim prowokacją mającą skłonić do refleksji.
https://stronapierwsza.blogspot.com/2019/06/75-miasto-slepcow-jose-saramago-memento.html
Wyobrażenie apokalipsy jest dobrym sposobem na to, by zagłębić się w tunele ludzkiej psychiki. Sytuacje ekstremalne zdają się odsłaniać pewne prawdy, ponieważ wymagają zdania się na spontaniczność i wyrwania z zaprogramowanej rutyny, która być może narzuca jakąś zasłonę na faktyczne oblicze człowieka. Takim tropem poszedł portugalski pisarz José Saramago, tworząc...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-09
2019-08-08
2019-07-30
2019-07-28
2019-07-26
2019-07-23
2019-07-15
2019-06-09
Kryzys uchodźców to wciąż temat, który porusza Europę i resztę świata, mimo że problem narasta już od lat. Jest jednak druga strona tego medalu — mnóstwo ludzi rusza w przeciwną stronę niż uchodźcy, by dotrzeć właśnie do jądra konfliktu. Norweska dziennikarka Åsne Seierstad zainteresowała się i postanowiła opisać jeden z takich przypadków. Historia dotyczy somalijskiej rodziny osiadłej w Norwegii, rodziców i ich pięciorga dzieci, którą dotknął tragiczny rozłam spowodowany wyjazdem dwóch córek do Syrii. Ojciec wyruszył w ślad za nimi, by je uratować i sprowadzić z powrotem, nie dopuszczając jeszcze do siebie w pełni myśli o tym, jaką miały motywację. Wyjechały po to, by wspierać dżihad.
Po przeczytaniu jedna rzecz szczególnie rzuca się w oczy: ogrom pracy, jaką wykonała Seierstad przy tworzeniu tej książki. Jest to fabularyzowany reportaż, co oznacza, że relacje z wydarzeń konstruowała na podstawie opowiadań różnych osób, a do tego czerpała z wielu pozycji na temat islamu i wojny w Syrii (na końcu został dołączony indeks). Widać to po oddaniu detali i poruszeniu bardzo różnych aspektów związanych ze sprawą. Autorka przede wszystkim szczegółowo odtwarza losy rodziny, poczynając od tego, jak znalazła się w Norwegii, jaki przebiegała ich aklimatyzacja, przez radykalizację córek i planowanie ucieczki, aż po okres, w którym dziewczyny już od dawna przebywały w Syrii. Jednak na tym nie poprzestaje. Odwołuje się też do tego, jak wyglądały działania niektórych islamskich organizacji w Norwegii i opisuje życie niektórych ich członków, w tym znajomych Ayan i Leili. Dużo miejsca w książce poświęca się też samej wojnie domowej na Wschodzie, jej przyczynach i przebiegu. Dzięki takiemu rozrzutowi tematów możemy lepiej zrozumieć niektóre zjawiska i wydarzenia, dostrzec szerszy kontekst, w jakim znajduje się radykalizacja ludzi w Europie.
Podobnie jak poprzedni przeczytany przeze mnie reportaż Seierstad, Jeden z nas, tak i ten zapisze się w mojej pamięci między innymi poprzez to, jak wielkie emocje wzbudza. To, co czują bohaterowie jest bardzo ważne dla tego reportażu i ich stany udzielają się czytelnikowi, czego zasługą jest świetny warsztat pisarski autorki. Zresztą sam podejmowany problem i jego skala są porażające. Ale nie chodzi tu tylko zagrożenie dla świata, jakie stanowi dżihad; jak pokazuje nam lektura, decyzja dziewczyn o wyjeździe to dramat dla rodziny. Od tamtej pory jej członkowie coraz bardziej się od siebie oddalają: ojciec podejmuje coraz to nowe rozpaczliwe próby przedarcia się przez granicę i dotarcia do córek, matka tęskni za ojczystym Somaliliandem i w końcu do niego wraca, jeden z synów izoluje się. Okazuje się, że każdy wyznaje inne wartości i niełatwo jest je pogodzić na małej przestrzeni.
Wreszcie trzeba powiedzieć, że spoiwem dla całej tej opowieści jest islam. Kultura islamska przewija się nieustannie, stanowi przecież pobudkę i uzasadnienie dla wielu wyborów podejmowanych przez opisywanych ludzi. Dziennikarka raczej unika jednoznacznych osądów, pozwala, by odbiorca sam wyciągnął wnioski i zastanowił się, jaka jest jego ocena, gdy wypowiadają się dwie strony sporu. Przyznam, że bardzo często przerywałam czytanie, żeby przemyśleć sobie dokładniej pewne rzeczy, na przykład gdy mowa była o tym, jak muzułmanie mogą postrzegać sekularną kulturę Norwegii w stosunku do swojej. Osobiście uważam, że szczególnie interesujące w tej historii jest to, że przedstawia sytuację być może nieco nietypową albo trudną do zrozumienia dla przeciętnej osoby nie mającej zbyt wielkiego pojęcia w tej kwestii — gdy myślimy o myślimy o islamie i radykalizacji, przychodzą nam do głowy głównie mężczyźni, uprzywilejowani przez religię, chcący walczyć, by zginąć podczas dżihadu i zagwarantować sobie miejsce w raju. Tymczasem tutaj to młode, mające przed sobą całe życie dziewczyny wyjeżdżają z własnej woli, by zostać żonami dżihadystów, a niedługo później ich brat porzuca wiarę.
Trudno byłoby skondensować, o czym traktują "Dwie siostry". Myślę, że najogólniej spotykają się na pograniczu religii, polityki i tragedii rodziny, ale myślę, że nieważne czy akurat taka tematyka was interesuje, reportaż jest absolutnie warty przeczytania. To prawda, że zmusza nas do zderzenia z niewygodnymi pytaniami, jednak taki jest właśnie sens tego typu literatury i taka jest jej siła.
https://stronapierwsza.blogspot.com/2019/07/77-dwie-siostry-asne-seierstad.html
Kryzys uchodźców to wciąż temat, który porusza Europę i resztę świata, mimo że problem narasta już od lat. Jest jednak druga strona tego medalu — mnóstwo ludzi rusza w przeciwną stronę niż uchodźcy, by dotrzeć właśnie do jądra konfliktu. Norweska dziennikarka Åsne Seierstad zainteresowała się i postanowiła opisać jeden z takich przypadków. Historia dotyczy somalijskiej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-18
2019-06-17
2019-06-10
2019-02-15
O tym, że "Harry Potter" doprowadził do powstania jednego z największych fandomów, nie trzeba nikogo przekonywać. Mimo że od wydania pierwszej części minęło już sporo lat, ten cykl nadal cieszy się ogromnym zainteresowaniem: ciągle powstają nowe gadżety, filmy, nawet sztuki teatralne, no i oczywiście kolejne książki. Jedną z nich jest "Podróż przez historię magii", która została wydana z okazji wystawy zorganizowanej przez Bibliotekę Brytyjską, której przyczynkiem była 20. rocznica istnienia "Harry'ego Pottera" na rynku wydawniczym. Książka, którą kupiłam, bo sama będąc jego fanką, nie mogłam tego nie zrobić.
https://stronapierwsza.blogspot.com/2019/02/72-harry-potter-podroz-przez-historie.html
Jest to tak naprawdę album i jego głównym zadaniem jest zaprezentowanie przedmiotów ze wspomnianej wystawy na papierze. Przyznam, że aż do jego otworzenia nie bardzo wiedziałam, co w nim znajdę. Być może też macie taki problem — dlatego zaraz opowiem wam dokładnie, co się tam dokładnie znajduje. Książka ma oczywiście nietypowy format i została wydana na kredowym papierze, a jeśli chodzi o treść, to została ona podzielona na kilka działów, odnoszące się w większości do różnych dziedzin związanych z magią, a inaczej po prostu konkretnych przedmiotów, która można znaleźć w planach lekcji uczniów Hogwartu. W działach znajdują rozdzialiki zajmujące jedną-dwie strony, opisujące poszczególne eksponaty, i są one naprawdę zróżnicowane. Mamy tu zarówno notatki Rowling, na przykład rękopisy scen czy odręczne szkice i rysunki postaci (nie miałam pojęcia, że robiła coś takiego i miło było to zobaczyć), ale również historyczne ryciny i przedmioty niezwiązane bezpośrednio z cyklem, tylko mające jakiś związek z magią — chociaż jakieś odniesienie do nich możemy w nim znaleźć. Są to astrolabium, korzeń mandragory, karty wróżebne i tym podobne. Temu wszystkiemu towarzyszą komentarze objaśniające, sporo cytatów z serii, metryczki nauczycieli, ciekawostki i proste zadania do wykonania samemu. Na końcu chciałam powiedzieć jeszcze o wspaniałych ilustracjach Jima Kaya, które stanowią moją ulubioną część "Podróży przez historię magii" i są przepiękne.
Tutaj dochodzę do najważniejszej sprawy, jaką chciałam poruszyć w tej opinii — to nie jest pozycja do czytania, tylko do oglądania. Zdecydowanie jest na czym zawiesić oko; ilustracje, jak już napisałam, kradną show i sprawiają, że czytelnik czuje się jakby, naprawdę trafił na chwilę znów do magicznego świata. Zastanawiam się tylko, ile z nich zostało po prostu przeniesionych z ilustrowanych wydań podstawowych książek serii. Eksponaty też są dość ciekawe, ale mają głównie lakoniczne opisy nierzadko konstatujące oczywiste rzeczy, więc nie ma tu zgromadzonej jakiejś wielkiej wiedzy. Rubryczki z zadaniami do zrobienia zdradzają, że ten dodatek jest skierowany w dużej mierze do dzieci; takie wrażenie daje też wiele ciekawostek. Poza tym niektóre z nich, podobnie jak metryczki nauczycieli, zdają się jedynie przypominać o pewnych faktach z uniwersum... o których będzie wiedział każdy, kto przeczytał "Harry'ego Pottera". Mimo wszystko fani na pewno znajdą tu trochę smaczków i pokontemplują fantastyczną oprawę graficzną. Dlatego biorąc to wszystko pod uwagę, mam bardzo duży problem z ocenieniem tej pozycji i ostatecznie ani jej nie polecam, ani nie odradzam.
Można by się zacząć zastanawiać, jakie dodatki do serii w ogóle powinny być wydawane. Zdarzają się takie, które poszerzają perspektywę czytelnika i odkrywają nowe fakty, a inne to jawny skok na kasę. Na szczęście aż tak drastycznie nie jest w przypadku "Podróży przez historię magii", choć nie ukrywam, że po pewnych poprawkach mogłaby być lepsza.
https://stronapierwsza.blogspot.com/2019/02/72-harry-potter-podroz-przez-historie.html
O tym, że "Harry Potter" doprowadził do powstania jednego z największych fandomów, nie trzeba nikogo przekonywać. Mimo że od wydania pierwszej części minęło już sporo lat, ten cykl nadal cieszy się ogromnym zainteresowaniem: ciągle powstają nowe gadżety, filmy, nawet sztuki teatralne, no i oczywiście kolejne książki. Jedną z nich jest "Podróż przez historię magii",...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-21
Pewnie większość z nas marzy o tym, żeby przenocować w luksusowym hotelu. Udało się to Fanny Funke, tyle że nie była w roli gościa, a pracownika. Rzuciła szkołę i trafiła na roczny staż w położonym w Alpach Podniebnym, oficjalnie jako opiekunka do dzieci, nieoficjalnie — jako pomoc do wszystkiego. Hotel ma niezwykły, nieco staroświecki klimat i przyjmuje prominentnych gości. W obecności zimowej pogody i świątecznego nastroju ujawniają się jednak jego problemy i tajemnice, a Fanny musi się przygotować na zmierzenie nie tylko z rodzącymi się uczuciami, pracowniczymi obowiązkami i własnymi aspiracjami, ale także z kryminalną zagadką, która może kosztować ją życie...
Nie czytam już tyle młodzieżówek co kiedyś, ale dla Kerstin Gier zawsze zrobię wyjątek. Zaskarbiła sobie moją sympatię już "Trylogią Czasu", a przy "Trylogii Snów" bawiłam się równie dobrze. Podniebny to jej pierwszy stand-alone dla młodzieży. Byłam bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie. Jak się okazało, Gier po raz kolejny mnie zaczarowała mimo paru uchybień.
Pierwsze rozdziały ewidentnie służą temu, by zapoznać czytelnika z rzeczywistością Fanny — „oprowadza” nas trochę po hotelu, zapoznając z pracownikami i gośćmi hotelu, pokazując swoją pracę i opowiadając o swojej sytuacji życiowej. Dalej oczywiście te kwestie są rozwijane i nie ma tu nachalnej ekspozycji. Ogólnie rzecz biorąc, zdziwiło mnie nieco rozłożenie akcentów w tej powieści: fabuła rozwija się dość powoli i przez większość czasu trudno się zorientować, co jest głównym wątkiem, do czego dąży ta historia; dopiero na sam koniec akcja gwałtownie przyspiesza, kiedy wszystkie elementy układanki łączą się w całość. Ale nie uważam tego za wadę, bo dzięki temu lektura jest lekka i łączy w sobie różne gatunki: romans, kryminał, sensację. Poza tym "Podniebnego", podobnie jak inne książki autorki, czyta się niezwykle przyjemnie. Chyba to mi się najbardziej w nich podoba, że Gier pisze prosto i zabawnie, a jednocześnie tak, że historia jest wciągająca. Odkrywanie zakamarków ekskluzywnego hotelu i poznawanie ciekawych osobistości zatrzymało mnie nad książką na długo.
Fanny jest sympatyczną młodą dziewczyną, której szybko zaczyna się kibicować. Dzięki pierwszoosobowej narracji łatwo możemy się z nią utożsamić. Poza tym wykorzystanie motywu hotelu stwarza idealną wymówkę do skupienia w jednym miejscu wielu intrygujących postaci, co i tutaj zostało skrzętnie wykorzystane. Na drugi plan wysuwają się brakujące części trójkąta miłosnego — Ben oraz Tristan. Obaj są niestety dość stereotypowi, Ben to typ „chłopaka z sąsiedztwa”, miły i z sercem na właściwym miejscu, z kolei Tristan jest zabójczo-przystojnym-i-tajemniczym pół-Azjatą z Oksfordu (sic!). I obaj interesują się Fanny. Wszyscy wiemy, że to się może skończyć tylko w jeden sposób. Tak więc niektóre wydarzenia są przewidywalne, ale też autorce udało się mnie zaskoczyć końcową intrygą, a to sobie zawsze cenię.
Na szczęście schematy znane z książek młodzieżowych zdają się ograne z samoświadomością, więc łatwiej je znieść. Mam wrażenie, że owszem, niektóre rzeczy może i są przerysowane, ale to z jednoczesnym puszczeniem oka do czytelnika, a "Podniebny", chociaż ma do opowiedzenia raczej cukierkową historię, nigdy nie traktuje siebie zanadto poważnie, i z tego względu daje frajdę z czytania. Ach, no i na koniec koniecznie muszę zwrócić uwagę na okładkę, która jest po prostu boska — sami przyznajcie, że nie da się przejść obok niej obojętnie!
https://stronapierwsza.blogspot.com/2019/06/74-podniebny-kerstin-gier-gosciu-siadz.html
Pewnie większość z nas marzy o tym, żeby przenocować w luksusowym hotelu. Udało się to Fanny Funke, tyle że nie była w roli gościa, a pracownika. Rzuciła szkołę i trafiła na roczny staż w położonym w Alpach Podniebnym, oficjalnie jako opiekunka do dzieci, nieoficjalnie — jako pomoc do wszystkiego. Hotel ma niezwykły, nieco staroświecki klimat i przyjmuje prominentnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-26
2019-05-24
2019-01-21
Czy "Upadek Hyperiona" przewyższa poprzednią część? Myślę, że najlepiej będzie powiedzieć, że trochę się od siebie różnią. "Hyperion" był bardzo równy, imponował mi klimatem i tajemniczością i służył głównie wprowadzeniu do wydarzeń. Kontynuacja z kolei miała swoje lepsze i gorsze momenty: już nie było w niej tego szkatułkowego zabiegu, który wcześniej sprawił, że stale na nowo rozbudzało się moje zainteresowanie historią, a przez to tutaj mniej więcej do połowy miałam wrażenie, że akcja nie bardzo posuwa się do przodu. Brakowało mi tej różnorodności, którą otrzymałam od relacje poszczególnych bohaterów. Natomiast kiedy pewne rzeczy zaczęły się wyjaśniać, kiedy autor zaczął powoli odkrywać, o co w tym wszystkim chodzi, byłam naprawdę pod ogromnym wrażeniem tego, jak Simmons umiejętnie połączył rozważania filozoficzne, religijne, a nawet ekologiczne z pytaniami o naturę człowieka i przyszłość ludzkości. Wszystko to jest ściśle związane z wymyśloną przez niego wizją świata; jest ona niezwykle obrazowa i frapująca. Zdecydowanie warto przedrzeć się przez ten średnio zachęcający początek dla takiego rozwinięcia. Muszę jednak zwrócić uwagę, że lekko zawiodły mnie niektóre rozwiązania, które okazały się zbyt proste. Mimo to "Hyperion" jako cykl jest niezwykle inteligentną opowieścią dostarczającą nie tylko rozrywki, ale też podstaw do przemyśleń na temat naszej teraźniejszości i przyszłości.
https://stronapierwsza.blogspot.com/2019/01/minirecenzje-14-upadek-hyperiona-dan.html
Czy "Upadek Hyperiona" przewyższa poprzednią część? Myślę, że najlepiej będzie powiedzieć, że trochę się od siebie różnią. "Hyperion" był bardzo równy, imponował mi klimatem i tajemniczością i służył głównie wprowadzeniu do wydarzeń. Kontynuacja z kolei miała swoje lepsze i gorsze momenty: już nie było w niej tego szkatułkowego zabiegu, który wcześniej sprawił, że stale na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-21
2019-05-13
Przeczytane również 10. maja 2019
Przeczytane również 10. maja 2019
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to