Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym Jennie Dielemans 6,0
ocenił(a) na 73 lata temu Idziemy do biura podróży. Wykupujemy wakacje all inclusive w Tajlandii, Hiszpanii czy na Dominikanie. Pakujemy walizki i wsiadamy do samolotu.
A jednak leżąc na plaży lub przy hotelowym basenie nie jesteśmy świadomi, że właśnie przyczyniamy się do wyniszczania środowiska i ubożenia mieszkańców kraju, który wybraliśmy sobie na letni wypoczynek. I to jest właśnie temat, którym zajęła się szwedzka dziennikarka Jennie Dielemans w książce „Witajcie w raju”.
Na okładce zdjęcie smażących się na plaży ciał, w tle piaszczysty brzeg i morze. To turyści, którzy zapłacili za możliwość korzystania ze słońca, błogiego leniuchowania i imprezowania bez umiaru. To klienci jednego z największych biznesów świata- przemysłu turystycznego, który polega na sprzedawaniu marzeń i wyobrażeń o świecie w pięknym opakowaniu.
Celem autorki nie jest jednak zachęcanie do korzystania z usług biur turystycznych. Wręcz przeciwnie- ten zbiór reportaży to analiza szkód, jakie pociąga za sobą nieumiarkowany rozwój turystyki w krajach powszechnie określanych mianem raju. Niszczenie raf koralowych, degradacja plaż i lasów, zanieczyszczenia mórz i bezmyślne zabudowywanie terenów nadmorskich powoduje, że to, co miało być rajem staje się turystycznym piekłem, gdzie panuje ścisk, o kolorycie lokalnym nie ma mowy, a obywatele krajów, do których tak chętnie przyjeżdżają zamożni Szwedzi czy Amerykanie nie mogą swobodnie korzystać z plaż i muszą godzić się na nędzne zarobki w hotelach i ośrodkach wczasowych należących do wielkich firm z Europy.
Turyści szukający w egzotycznych krajach świata nieskażonego cywilizacją doprowadzili też do tego, że mieszkańcy tych krajów postanowili im dać poszukiwany produkt. Wszak podaż dyktuje popyt. Dlatego na użytek turystów tworzy się wioski, w których żyją pseudoautentyczne ludy, które wystawiają się na widok zwiedzających jak zwierzęta w zoo. Turyści cieszą się, że widzieli prawdziwego Zulusa, a Zulus udaje dzikiego i nieskażonego cywilizacją człowieka, aby zarobić pieniądze. Nie może ich jednak przeznaczyć na żadne nowoczesne udogodnienia, bo straciłby wtedy autentyczność. Paradoks- jego zarobki zależne są od tego, czy będzie się wydawał ubogi, bo to podoba się turyście- tak wyobraża sobie przecież życie członka plemienia z Afryki, Meksyku czy Ameryki Południowej.
Autorka przedstawia absurdy funkcjonowania przemysłu turystycznego na konkretnych przykładach. Nie teoretyzuje, ale sama odbywa podróże do opisywanych miejsc, rozmawia z mieszkańcami i turystami, opisuje sceny, których była świadkiem. Dzięki temu reportaże są żywe, autentyczne i świetnie się je czyta. Chociażby rozdział dotyczący Amerykanów, którzy zwiedzają Wietnam, odbywając sentymentalną wędrówkę śladami żołnierzy w czasów wojny wietnamskiej- komentarze turystów są na wagę złota, ale i przedsiębiorczość Wietnamczyków produkujących „oryginalne” pamiątki z pól bitewnych godna podziwu.
Reportaże Jennie Dielemans wywróciły moje wyobrażenie o funkcjonowaniu przemysłu turystycznego na wylot i uświadomiły, że korzystanie z urlopu w luksusowym hotelu na Malediwach ma swoją mroczną stronę. Nie doświadcza jej jednak turysta, bo on bawi się dobrze, ale tubylcy, którzy stają się trybikiem w wielkiej machinie zwanej turystyką.
Polecam szczególnie w okresie wakacyjnym, aby stać się turystą świadomym, a nie bezmyślnym konsumentem tego, co sprzedają nam biura podróży.