-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2019-12-21
2019-12-16
2019-12-12
2019-11-22
2019-11-21
2019-11-17
2019-11-08
2019
2019-10-26
2019-10-14
Najlepszą recenzją reportaży Kopińskiej jest ich moc sprawcza. Po ich publikacji, chociaż w części przypadków ofiary mogły doczekać się sprawiedliwości. Sama autorka stała się rozpoznawalna, a od niedawna jej felietony możemy czytać w polskiej edycji Vougue’a. Chyba nie było lepszych rekomendacji żeby zakupić „Obłęd”.
W książce poznajemy dziennikarza Adama. Dostał e-mail od czytelnika z prośbą o przyjrzenie się sytuacji w szpitalu psychiatrycznym. Jedyną szansą na poznanie prawdy o tym miejscu jest znalezienie się na miejscu przeciętnego pacjenta przyjmowanego na oddział…
Samą lekturę można nazwać fabularyzowanym reportażem. W rozmowie z autorką opublikowanej na Facebooku wydawnictwa Świat Książki, Justyna Kopińska tłumaczyła wybór takiej formy wolnością jaką daje beletrystyka. Reportaż musi oddawać rzeczywistość, w beletrystyce można przekazywać odczucia, emocje czy domysły nie martwiąc się o rzetelność książki. Stąd rozumiem wybór autorki. Niestety, nie oznacza to, że jako czytelnik w pełni go akceptuję. Na okładce książki znajdziemy zapis „Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci jest przypadkowe i niezamierzone”. Nie oznacza to jednak, że w „Obłędzie” nie znajdziemy nawiązań (w dużej ilości) do znanych nam wcześniej reportaży. Co więcej te nawiązania bardzo mocno rzucają się w oczy, a to powodowało u mnie spore skonfundowanie. Raz miałam wrażenie, że czytam reportaż, innym że jakąś powieść i nijak nie mogłam tego pogodzić. Co również do mnie nie przemawiało to przedstawienie bohaterów. Fabuła książki była na tyle krótka, że nie zdążyłam się zżyć z głównym bohaterem. Nie zdążyłam również w pełni przejrzeć głównego czarnego charakteru- a szkoda bo uważam, że wątek dzieciństwa Alicji powinien być znacznie lepiej rozwinięty. Ogólnie reporterska powściągliwość spowodowała ukrócenie wielu wątków na czym, w moim odczuciu, całość traci na odbiorze. Zakończenie również było, niestety, w dużej mierze przewidywalne.
Oczywiście powyższe zarzuty nie oznaczają, że zupełnie nie warto sięgnąć po „Obłęd”. Myślę, że książkę warto potraktować jako eksperyment autorki. Jeżeli do kogoś przemawia sposób pisania Justyny Kopińskiej lub po prostu jest jej fanem to książka będzie się podobała. Gorzej z osobami, które chcą beletrystyki na tak wysokim poziomie jak jej reportaże- pod tym względem, w moim odczuciu, „Obłęd” się nie obroni.
Najlepszą recenzją reportaży Kopińskiej jest ich moc sprawcza. Po ich publikacji, chociaż w części przypadków ofiary mogły doczekać się sprawiedliwości. Sama autorka stała się rozpoznawalna, a od niedawna jej felietony możemy czytać w polskiej edycji Vougue’a. Chyba nie było lepszych rekomendacji żeby zakupić „Obłęd”.
W książce poznajemy dziennikarza Adama. Dostał e-mail...
2019-10-10
2019-10-03
Pewnie nikogo nie zdziwi stwierdzenie, że po niniejszy zbiór reportarzy sięgnęłam po przeczytaniu "Żeby nie było śladów" oraz "Koronowej roboty". Jedna i druga książka wywindowały moje oczekiwania wobec "Tu mówi Polska" pod sufit, co prawdopodobnie rzutuje na niniejszą ocenę tego zbioru.
Książka "Tu mówi Polska" jest z lat 90, o latach 80-90 ubiegłego wieku. Żadna z zawartych w niej pozycji nie została w jakikolwiek sposób zaktualizowana. Stąd młodszy czytelnik, pozbawiony wiedzy o minionych czasach, może mieć problem z lekturą. I chodzi mi nie o sposób pisania autora, do którego nijak nie mogę się przyczepić, ale o braki kontekstu, w którym opisane sytuacje zostały osadzone. Moim kolejnym zarzutem wobec "Tu mówi Polska..." będzie, przynajmniej dla mnie, pewna przypadkowość umieszczonych tutaj reportarzy. Owszem, widoczny jest w nich jakiś wspólny mianownik, jednak czytając je nie mogłam się oprzeć wrażeniu pewnego chaosu, przeskakiwania z tematu na temat.
Nie byłabym uczciwa gdybym nie przyznała, że mimo swego rodzaju losowości reportarzy, książka czyta się sama. Jest napisana dobrym językiem, pewne tematy, które zostały poruszone są w jakiś sposób aktualne. Nie zmienia to jednak poczucia niedosytu po lekturze. Oczekiwałam czegoś więcej.
Pewnie nikogo nie zdziwi stwierdzenie, że po niniejszy zbiór reportarzy sięgnęłam po przeczytaniu "Żeby nie było śladów" oraz "Koronowej roboty". Jedna i druga książka wywindowały moje oczekiwania wobec "Tu mówi Polska" pod sufit, co prawdopodobnie rzutuje na niniejszą ocenę tego zbioru.
Książka "Tu mówi Polska" jest z lat 90, o latach 80-90 ubiegłego wieku. Żadna z...
2019-09-25
2019-09-18
O „Pepikach” Mariusza Surosza dowiedziałam się, co pewnie nikogo ni zdziwi, z rekomendacji chyba najbardziej znanego czechofila w Polsce- Mariusza Szczygła. Po lekturach jego książek zapałałam ciekawością do wszelkich informacji dotyczących Czech. Bo trzeba to przyznać- o tym kraju nie dowiedziałam się zbyt wiele z lekcji historii i patrząc na to jak wygląda system szkolnictwa pewnie niewiele się w tej materii zmieniło (przynajmniej dla osób, które nie uczęszczały na zajęcia do klas humanistycznych). Dlatego z czym kojarzyli mi się Czesi? Z Pragą, dobrym piwem i krecikowym „Ach jo”. Ponieważ to zdecydowanie za mało, jeżeli ktokolwiek miał podobny zasób wiedzy do mnie to zapraszam do lektury.
„Pepiki” są reportażem, który czyta się jak zwykłą powieść fabularną. Serio, okazuje się, że da się napisać książkę o konkretnych postaciach z historii, która nie będzie przypominać wycinków z encyklopedii. Co ważniejsze autor nie skupia się jedynie na gloryfikowaniu wybranych osób. Jako czytelnik poznajemy jak i postaci ważne, które wsławiły się bohaterstwem, męstwem i mądrością, tak i te, które już zostały osądzone przez historię. Przez odpowiedni dobór historii poznajemy także historię kraju i jego dążenie do niepodległości. Bo jeżeli czytelnik na początku podchodził do książki z przekonaniem, że Czechy zostały wyjątkowo łagodnie potraktowane podczas wojny to podczas lektury może się zdziwić.
„Pepiki” są bardzo dobrą lekturą dla osób, które chcą pogłębić swoją wiedzę o Czechach nie musząc przy tym wertować typowych książek historycznych. Na pewno nada się dla osób o małej wiedzy na temat tego kraju, nie sądzę, że będzie czymś nowym dla czechofilów. Sposób w jaki ten reportaż został napisany jest bardzo przyjemny w odbiorze. Co ważne, może być dobry dla zabieganych- historie kolejnych osób można czytać z dużym odstępem czasowym między sobą, Ogólnie książka godna polecenia, zdecydowanie warta przeczytania.
O „Pepikach” Mariusza Surosza dowiedziałam się, co pewnie nikogo ni zdziwi, z rekomendacji chyba najbardziej znanego czechofila w Polsce- Mariusza Szczygła. Po lekturach jego książek zapałałam ciekawością do wszelkich informacji dotyczących Czech. Bo trzeba to przyznać- o tym kraju nie dowiedziałam się zbyt wiele z lekcji historii i patrząc na to jak wygląda system...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-14
2019-08-06
2019-07-29
2019-07-23
2019-07-14
Lubię kiedy autorzy eksperymentują. Nie należę do czytelników, którzy czują zawód przy jakimkolwiek odstępstwie od ich dotychczasowego sposobu pisania czy tematyki, którą się zajmują. Dlatego, gdy usłyszałam o nowej książce Dehnela nie mogłam się doczekać. Polskie zombie? To przepis albo na coś szalenie dobrego albo zdecydowanie niewartego uwagi. Jednak, o dziwo, książka „Ale z naszymi umarłymi” jest czymś pośrodku. Ciekawa w odniesieniu do tego co autor serwował nam do tej pory, ale można mieć po niej mieszane uczucia.
Poznajemy bohaterów mieszkających w jednej kamienicy: Panią Lolę z mężem, Kubę z chłopakiem Tomkiem, nastolatkę Kamilę wraz z rodzicami, Pana Włodka oraz małżeństwo Doroty i Kennetha. Dotychczas spokojne życie lokatorów zmienia się wraz z ciekawym wydarzeniem. W Polsce pojawiają się zombie, a właściwie „powróceni”. Społeczeństwo na początku nie wie co z nimi zrobić, potem traktuje ich jako źródło zarobku, politycy i duchowni jako narzędzie do osiągnięcia własnych celów. A powróceni? Po pewnym czasie zaczynają się dziwnie zachowywać…
Tematyka książki jest ciekawa, ale nie oszukujmy się, nawiązania polityczne są w niej oczywiste. Tłumaczy to również sam Dehnel w słowach od autora. Książka skupia się na wzroście nacjonalizmu, ostatnio mocno widocznym w mediach. Nie ma tu więc żadnej wyszukanej metafory- ta po prostu rzuca się w oczy i nadmierna oczywistość przekazu czasami przeszkadza. Nie można jednak narzekać na język w książce. Jak zwykle w dziełach Dehnela, ten zawsze chwyta mnie za moje czytelnicze serce. Co ciekawe, wiele razy zdarzyło mi się uśmiechnąć podczas lektury, czego zdecydowanie się nie spodziewałam. Humor zawarty w książce jest całkiem miły w odbiorze, nawet jeśli jest oczywistym przytykiem w dobrze nam znanym kierunku. Ogólnie moje podejście można zreferować do jednego zdania: dobre, ale może powinno nie być tak dosadne w odniesieniach do znanych nam realiów.
„Ale z naszymi umarłymi” należy do książek, które czyta się lekko, a przez absurdalny temat i odrobinę humoru pozostają w głowie. Nie sądzę jednak abym czuła szaloną potrzebę powrotu do świata polskich zombich. I myślę, że większość czytelników będzie miała podobne odczucia po tej lekturze. Mimo wszystko, myślę że można się na nią skusić- ot tak, w ramach czytelniczego eksperymentu.
Lubię kiedy autorzy eksperymentują. Nie należę do czytelników, którzy czują zawód przy jakimkolwiek odstępstwie od ich dotychczasowego sposobu pisania czy tematyki, którą się zajmują. Dlatego, gdy usłyszałam o nowej książce Dehnela nie mogłam się doczekać. Polskie zombie? To przepis albo na coś szalenie dobrego albo zdecydowanie niewartego uwagi. Jednak, o dziwo, książka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-07-07
Musiało minąć kilka dni zanim zdecydowałam się na napisanie recenzji tej książki. Nie oznacza to, że jest mi łatwiej, ale po prostu dopiero po tym czasie byłam w stanie uporządkować myśli i jako tako jednoznacznie określić swój stosunek do "Tatuażysty z Auschwitz".
Książka jest historią Lalego Sokołowa, która została spisana przez autorkę najpierw w formie scenariusza, później opublikowano ją jako książkę. Opowiada o historii tytułowego tatuażysty, a także lub może przede wszystkim, o jego miłości do jednej z więźniarek oraz ich wspólnej drodze do wolności. Książka stała się światowym bestsellerem i szturmem podbiła serca czytelników. Znalazła się na liście bestsellerów New York Timesa, zdobyła tytuł bestsellera Empiku w kategorii książka historyczna w 2018 roku i wygrała tytuł historycznej książki roku w plebiscycie Lubimyczytać.pl (również w 2018 roku).
Po takich superlatywach trzeba jednak wspomnieć o jednej, ważnej rzeczy. Tej książki nie można oceniać w kategoriach książki historycznej. Muzeum Auschwitz ustosunkowało się do tej pozycji- stwierdzono wiele nieprawidłowości związanych chociażby z trasą jaką przebył Lale, warunkami życia w obozie itd. Miejsca w rankingach jakie zajął "Tatuażysta z Auschwitz" mogą działać na jego niekorzyść- oto książka pełna błędów pretenduje do książki historycznej. Cóż za niedorzeczność!
Problemem, albo jednak zaletą, jest fakt, że nie można odmówić tej książce swego rodzaju polotu. Czułam się winna nie mogąc sobie odmówić przeczytania kolejnego rozdziału, zdając sobie sprawę z tego, że w sumie czytam coś w rodzaju, o zgrozo, romansu obozowego. W dodatku mocno przesłodzonego. Polski czytelnik, który przywykł do literatury obozowej Borowskiego czy reportaży Hanny Krall będzie mógł czuć się totalnie zagubiony. Pytanie tylko- czy sięgając po taką pozycję ktokolwiek spodziewał się faktów historycznych?
Nie oszukujmy się, czytelnicy poszukiwali w "Tatuażyście z Auschwitz" przede wszystkim romansu i szczęśliwego zakończenia. Spodziewali się, tak jak ja, ckliwej historii z happy endem, do której mogą wracać i wracać nie mając wyrzutów sumienia, że oto przeczytali kolejnego, podłego harlekina. Jeżeli poddaje się tą powieść takiej krytyce, trzeba przyznać, że spełnia wszystkie warunki. I wówczas nie ma co się dziwić, że stała się bestsellerem.
Trzeba jednak powtórzyć jeszcze raz. Nie można w jakikolwiek sposób podkreślać, że mamy do czynienia z książką historyczną w pełnym tego słowa znaczeniu. Bo to absolutne kłamstwo. Warunki, które są tam opisane nijak miały się do rzeczywistości, również fakty związane z głównym bohaterem niekoniecznie pokrywają się z danymi, które znajdują się w posiadaniu historyków. Niestety, nominowanie przez niniejszy portal "Tatuażysty…" jako książki historycznej jest nieporozumieniem. Mam jednak nadzieję, że ta książka stanie się motywacją dla jakiejkolwiek osoby czy to w Polsce czy za granicą do sięgnięcia po literaturę, która w pełni obrazuje z jakim koszmarem borykali się więźniowie obozów koncentracyjnych. I w tym również upatruję plusów tej książki- może rzeczywiście kogoś zainteresuje tą tematyką,
Podsumowując: książka traktowana jako romans? Owszem- lekki język, wciągająca fabuła, napięcie trzymane przez całą powieść. Książka traktowana jako źródło wiedzy o tamtym świecie? Absolutnie nie!
Musiało minąć kilka dni zanim zdecydowałam się na napisanie recenzji tej książki. Nie oznacza to, że jest mi łatwiej, ale po prostu dopiero po tym czasie byłam w stanie uporządkować myśli i jako tako jednoznacznie określić swój stosunek do "Tatuażysty z Auschwitz".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka jest historią Lalego Sokołowa, która została spisana przez autorkę najpierw w formie scenariusza,...