Biuro Przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość Sam Knight 5,6
ocenił(a) na 69 tyg. temu Reportaż zaczyna się w sposób niezwykle ciekawy - pierwsze akapity przedstawiają porażającą relację z tragedii, do jakiej doszło w walijskim, górniczym mieście. Detaliczny opis jest tutaj nie bez znaczenia, na tych bowiem wydarzeniach autor zbudował kolejne części książki. Także na nich oparł swoją naukową ciekawość, a potem i działalność, angielski psychiatra John Barker. Nie będąc ani geologiem ani śledczym, znalazł powód do fascynacji w szeregu przeczuć, które miały poprzedzać śmierć mieszkańców Alberfan, głównie szkolnych dzieci.
Kolejne strony reportażu przybliżają dążenie do stworzenia wyjątkowego "Biura przeczuć", opisują jego działalność i bezpośrednie doświadczenia Barkera, który sam również stał się przedmiotem wizji jednej ze świadkiń wspomnianych wydarzeń. Ten trzon, odwołujący się także do współpracowników i osób zgłaszających niepodlegające logicznemu wytłumaczeniu przewidywania, sny czy fizyczne odczucia, jest zdecydowanie
najlepszym i niezwykle angażującym elementem książki. Niestety, często zostaje on przytłoczony nadmiarem pobocznych detali, które niepotrzebnie przesuwają środek ciężkości z samego, dość odważnego i kontrowersyjnego projektu, na zbędne informacje rozpraszające uwagę czytelnika.
Odpływamy w życiorysy osób, których śmierć czy wypadki łączono z pewnego rodzaju ostrzeżeniami ale i te, zbędnie długie odniesienia do sportowca, polityka czy slynnych braci Gibb, nadal mogą budzić umiarkowaną ciekawość. Niestety, sporo tutaj także zmęczenia codziennością niewdzięcznej pracy w szpitalu psychiatrycznym a przytoczone kontakty z mediami najeżone są datami i nazwiskami, które ostatecznie pozostają bez wpływu na działalność samego biura.
Oczywiście trudno całkowicie zniweczyć zainteresowanie zbudowane w pierwszych rozdziałach. Co więcej, odniesienie się do sytuacji, w której sam bohater znajduje się wśród kilku procent osób, które ufając przeczuciom i ostrzeżeniom zdołały zareagować na czas, okaże się spinać relację zgrabną klamrą. Ciekawe są wtrącenia z innych dziedzin nauki a fotografie nadają całej niesłychanej historii niezbędnej wiarygodności.
Nie zmienia to jednak faktu, że kończyłam lekturę z poczuciem całkowitego chaosu, który przedstawił mi fenomen tyleż zatrważający co ciekawy ale nie potrafił przekonać do zgłębienia działalności "Biura przeczuć". Co zaś do samego, zdecydywanie ciekawego założenia reportażu, trzeba podchodzić do niego żarliwie acz z dystansem. Jak bowiem wnioskuję nie tylko z książki Sama Knight, lecz także z obserwacji otoczenia - od niezwykłości do paranoi jest tylko krok.
Nie porwał mnie ten reportaż ale też nie pozostawił obojętną. Wzbudził ciekawość ale jej nie zaspokoił. Pod względem zamysłu autora jak i bohatera, jest to rzecz fascynująca. Wykonanie jednak pozostaje na poziomie bardzo przeciętnym. Myślę, że można poświęcić książce chwilę na poznanie problemu, zgłębiać go zaś i porządkować warto na na bazie innych źródeł.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Czarne