-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać312
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2011-06-25
2011-02-25
Książka mojego dzieciństwa, czytana dziesiątki razy. Jest tu wszystko co powinien mieć kryminał, ciekawą zagadkę i dobrze napisanych bohaterów. Do tego jeszcze sporo humoru i można do "Nawiedzonego domu" wracać wielokrotnie.
Książka mojego dzieciństwa, czytana dziesiątki razy. Jest tu wszystko co powinien mieć kryminał, ciekawą zagadkę i dobrze napisanych bohaterów. Do tego jeszcze sporo humoru i można do "Nawiedzonego domu" wracać wielokrotnie.
Pokaż mimo to
Prawdziwy zwrot w twórczości Jacka Dukaja. W niezwykle lapidarnej formie dostajemy książkę niezwykłą. Najważniejsze, według autora (ale nie tylko), jest podporządkowanie fabuły światowi. Wynika ona z uniwersum, nie jest od niego oderwana jak np. "Szkoła", która w dużej mierze mogłaby być świetnym opowiadaniem realistycznym. Autor przechodzi w tej mikropowieści z fantastyki do literatury. Wiem, że to głupio brzmi, ale to poszerzenie horyzontów z książki na książkę widać coraz bardziej, a jej zwieńczeniem jest "Wroniec".
Warto, bo Dukaj wielkim pisarzem jest.
Prawdziwy zwrot w twórczości Jacka Dukaja. W niezwykle lapidarnej formie dostajemy książkę niezwykłą. Najważniejsze, według autora (ale nie tylko), jest podporządkowanie fabuły światowi. Wynika ona z uniwersum, nie jest od niego oderwana jak np. "Szkoła", która w dużej mierze mogłaby być świetnym opowiadaniem realistycznym. Autor przechodzi w tej mikropowieści z fantastyki...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Związek żydowskich policjantów” gatunkowo umieszczony jest gdzieś między kryminałem a historią alternatywną, z przewagą pierwszego. Książka o Żydach, pisana przez Żyda, bez obecnego u pisarzy innych narodowości skrępowania. Przez co świat przestawiony jest bliski dla autora, który przygląda mu się z zainteresowaniem badacza, ale też egzotyczny dla czytelnika.
Fabuła jest oparta na śledztwie w sprawie morderstwa. Dość paskudna sprawa, nie znane jest nazwisko zamordowanego, wiadomo tylko, że był graczem w szachy. Jednak na wspomnienie o nim chasydzi dziwnie reagują. W ten sposób zostajemy zaproszeni na wędrówkę po Sitka- żydowskim niby państwie.
W powieści występuje wiele barwnych, niebanalnych postaci o ciekawej przeszłości i niepewnej przyszłości. Wybór czasu (o ile można o czymś takim mówić w wypadku historii alternatywnej) jest nieprzypadkowy. Nad okręgiem Sitka wisi widmo końca, obszar ma być włączony do USA, a większość jego obywateli na pewno w nim nie będzie mogła zostać. Pozwolono im mieszkać i pracować przez 60 lat, teraz „Przyszły dziwne czasy dla Żydów”.
Poczucie schyłku nadało książce niesamowity klimat. Autor stworzył wyśmienity kryminał noir, bardzo mroczny i posępny, który świetnie sprawdziłby się jako film z samym Humpreyem Bogartem. Przy tym nie rezygnuje z humoru. Co prawda jego żarty są kąśliwe, ale zawsze trafiają w dziesiątkę i nie sprawiają wrażenia wymuszonych.
Czytelnik zostaje wciągnięty w niesamowity świat żydowskiej tradycji, nierozerwalnie związanej z religią, która obecna jest w całej społeczności, nawet wśród laików. Na uwagę zasługuje tu grupa Wierzbowerów, ortodoksów rządzonych przez rabina- ojca chrzestnego mafii, gdzie pracują specjaliści od omijania zasad szabasu. Za pomocą elementów architektonicznych, ściany, słupy elektryczne wyznaczają obszar, który jest domem społeczności, po którym mogą się poruszać nie grzesząc.
Autor okazał się zręczną, inteligentną bestią, jego Sitka jest swoistą kompilacją, gdyż mieszkańcy pochodzą z różnych stron globu, małym światem zbudowanym na północnych rubieżach Ameryki. Nie rozpada się jednak przy dokładniejszych oględzinach. Wizja jest spójna nawet przy dogłębnej analizie. Zadbano o szczegóły, nie ma tu żadnego przypadku, czegoś dodanego by było bardziej malowniczo. Stryj i siostra głównego bohatera przywoływani przy okazji wspomnień z przeszłości jeszcze odegrają jakąś rolę; szachy też pojawiają się nie bez powodu.
Michael Chabon stworzył kawał krwistej, pełnowartościowej prozy, która najlepiej smakuje gdy się ją je powoli. Nie jest to literacki fast food, a wykwintny, chociaż pożywny, posiłek. Szkoda, że dostał trzy największe nagrody fantastyki (Hugo, Nebula, Locus), jest to literatura przez wielkie „L”, a te wyróżnienia nadały łatkę, która niełatwo odczepić.
„Związek żydowskich policjantów” gatunkowo umieszczony jest gdzieś między kryminałem a historią alternatywną, z przewagą pierwszego. Książka o Żydach, pisana przez Żyda, bez obecnego u pisarzy innych narodowości skrępowania. Przez co świat przestawiony jest bliski dla autora, który przygląda mu się z zainteresowaniem badacza, ale też egzotyczny dla czytelnika.
Fabuła jest...
Lubię kryminały Agathy Christie, nie ze względu na wartości literackie. Najważniejsza jest w nich zagadka i niezwykły sposób jej rozwiązania, autorka ukrywa przez całą powieść poszlaki by na końcu spektakularnie je pokazać zostawiając widza oszołomionego. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” nie wpisuje się niestety w ten schemat. Larsson starał się jak najmocniej pokazać otoczenie i bohaterów, szkoda, że tracą na tym aspekty właściwe kryminałowi.
Mikael sprawia wrażenie jakby autor stworzył kogoś kim chciałby być. Dziennikarz, nieugięty, walczący ze wszystkimi o prawdę, prawo i sprawiedliwość. Do tego jest przystojny, a większość kobiet jakie spotykamy w książce ląduje z nim w łóżku. Bohater ideał, przynajmniej z perspektywy faceta i dziennikarza, którym Larsson był.
Tło jest zbyt mocno nakreślone by uznać sprawę za „zagadkę zamkniętego pokoju”. Właśnie ta, obyczajowa, warstwa jest najsilniej zaakcentowaną i mogłaby to być naprawdę dobra powieść gdyby autor zechciał iść w tym kierunku. Nie ukrywa swojego zaangażowania, przed każdą częścią autor dzieli się z nami statystyką na temat przemocy wobec szwedzkich kobiet. Nie dostajemy jednak trafnego obrazu tego zjawiska. Nie zostały sportretowane różnice między płciami we współczesnym społeczeństwie. Nie widzimy jak rodzi się zło, ani dlaczego tak się dzieje. Gdy autor przedstawia problem, który go najbardziej interesuje podnosi go do potęgi. Nienawiść może odbijać się na wielu poziomach, wybrano ten najwyższy. Gdy widzimy zło, jest ono absolutne. Dla tego tematu przydałaby się precyzja chirurga, a nie walenie czytelnika obuchem.
Oczywiście kilka zjawisk autor charakteryzuje wyjątkowo trafnie, najlepszym przykładem jest finansowe imperium Wennerströma: „było jak cebula, z której zdziera się kolejne warstwy; jak labirynt nawzajem ze sobą związanych firm. Spółki, konta, fundacje, papiery wartościowe. Najprawdopodobniej nikt, nawet sam Wennerström, nie był w stanie ogarnąć całości. Imperium Wennerströma żyło własnym życiem.”. Świetnie, przystępnie opisana korporacja inwestycyjna.
Irytujący okazał się sposób narracji, tekst podzielono na fragmenty różnej długości, czasami bardzo krótkie. Kończą się jak serial, koniec odcinka ma zaintrygować, aby sięgnąć po następny. Taka „serialowość” nie przypadła mi do gustu. Stosując tradycyjne sposoby opowiadania można by powieść sporo odchudzić niewiele przy tym tracąc. Do klasycznej fabuły trudniej wejść, ale później trudno się oderwać. W „Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet” zupełnie tego nie czułem.
Nie można odmówić Larssonowi sprawności warsztatowej, jest to dobrze napisana powieść. Mimo dużej objętości akcja się nie sypie, autor trzyma wszystko w ryzach. Jednak to za mało by stworzyć książkę wybitną, zwłaszcza gdy ma się skłonności do przesadzania. Jeżeli chodzi o rozwiązywanie zagadek z przeszłości polecam „Pięć małych świnek” Agathy Christie.
Lubię kryminały Agathy Christie, nie ze względu na wartości literackie. Najważniejsza jest w nich zagadka i niezwykły sposób jej rozwiązania, autorka ukrywa przez całą powieść poszlaki by na końcu spektakularnie je pokazać zostawiając widza oszołomionego. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” nie wpisuje się niestety w ten schemat. Larsson starał się jak najmocniej pokazać...
więcej mniej Pokaż mimo to
Llosa osiągnął w tej powieści mistrzostwo formalne. Zastosował kilka różnych form narracji, raporty, listy. Wszystko lekkie, łatwe i przyjemne, nie jest to ciężka lektura, jak np. "Rozmowa w "Katedrze"". Oczywiście występuje tu, charakterystyczna dla autora, wielopoziomowość, ale nie tak rozbudowana i treść jest w miarę klarowna.
Po opisie spodziewałem się czegoś śmieszniejszego, "Pantaleon i wizytantki" okazał się powieścią gorzką, co nie znaczy, że pozbawioną humoru. Polecam, w porównaniu z "Szelmostwami niegrzecznej dziewczynki" jest to dzieło o kilka klas lepsze.
Llosa osiągnął w tej powieści mistrzostwo formalne. Zastosował kilka różnych form narracji, raporty, listy. Wszystko lekkie, łatwe i przyjemne, nie jest to ciężka lektura, jak np. "Rozmowa w "Katedrze"". Oczywiście występuje tu, charakterystyczna dla autora, wielopoziomowość, ale nie tak rozbudowana i treść jest w miarę klarowna.
Po opisie spodziewałem się czegoś...
Dukaj po raz kolejny pokazał, że ma ogromną wyobraźnię, a przy tym nie boi się eksperymentów formalnych. Szkoda, że ofiarą tych ostatnich jest widz, który bardziej męczy się nad tekstem, otrzymując mniejszą satysfakcję.
Zbiorowi brakuje spójności, czegoś, co by je w jakiś sposób połączyło. Autor przez lata bardzo się zmienił i niektóre teksty sąsiadując ze sobą sprawiają dziwne wrażenie.
Czy warto "nowego Dukaja" przeczytać? Oczywiście, mierząc miarą fantastyki jest to bardzo oryginalna książka, jednak jeżeli zmierzymy miarą Dukaja okaże się, że wszystkie tematy były już podjęte, a dawne eksperymenty bardziej się udały.
Dukaj po raz kolejny pokazał, że ma ogromną wyobraźnię, a przy tym nie boi się eksperymentów formalnych. Szkoda, że ofiarą tych ostatnich jest widz, który bardziej męczy się nad tekstem, otrzymując mniejszą satysfakcję.
więcej Pokaż mimo toZbiorowi brakuje spójności, czegoś, co by je w jakiś sposób połączyło. Autor przez lata bardzo się zmienił i niektóre teksty sąsiadując ze sobą sprawiają...