-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Kiedy sięgam po książkę dla dzieci, oczekuję, iż będzie ona prosta w odbiorze, zabawna, a przede wszystkim dydaktyczna i szalenie wciągająca. Napisanie historii przeznaczonej najmłodszym czytelnikom jest nie lada wyzwaniem - w końcu to właśnie w tym wieku rozpoczynamy kreowanie naszych osobowości i pierwszych systemów wartości. Czy Annie Anton udało się sprostać temu zadaniu?
Autorka przenosi nas na planetę San-Dok, która znajduje się w układzie słonecznym Mirmars. Pewnego dnia wokół królewny Liori Chri pojawia się tajemniczy dym, a ona sama zmienia się nie do poznania. Na jaw wychodzi, że nieprzyjaźni Mackoczułkowie maczali w tym swoje palce (ewentualnie czułki)...
Opis z tyłu okładki brzmi zachęcająco, jednak nie do końca sprawdza się w praktyce. Wydawnictwo wymieniło mnóstwo zalet książki - zalet, które niby są, ale jednak ich nie ma. Możemy przeczytać, iż w Liori spotkamy między innymi niesamowite stworzenia i wartką akcję, aczkolwiek w rzeczywistości to zdecydowanie za duże słowa. Ciężko to wytłumaczyć w sposób unikający masła maślanego, jednak spróbuję. W lekturze, owszem, sporo się dzieje, ale nazwanie tej akcji ,,wartką" to przesada; znajdziemy w Liori fantastyczne stworzenia - tak, ale one nie intrygują i nie porywają w inny świat; natomiast morały są tak skrzętnie ukryte, że niemal się ich nie dostrzega.
Zyskanie uwagi dziecka graniczy z cudem. Musi wydarzyć się coś aż nadto ciekawego, aby to małe stworzenie zatrzymało się choć na moment. Obawiam się, iż Anna Anton nie podołała temu wyzwaniu, gdyż nawet ja męczyłam się z Liori, liczącą sobie zaledwie 95 stron. Pisarka nie stworzyła interesującej przygody, która miała przenieść czytelnika w zupełnie inną krainę, lecz mdłą opowiastkę bez cienia wyjątkowości.
Opis wydawnictwa obiecywał osobliwą i fascynującą historię science fiction, niestety - były to wyłącznie puste słowa bez odzwierciedlenia w realnym świecie. Na rynku znajdziecie masę innych, bardziej zajmujących pozycji z literatury dziecięcej, dlatego zupełnie nie polecam Wam Liori autorstwa Anny Anton.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Kiedy sięgam po książkę dla dzieci, oczekuję, iż będzie ona prosta w odbiorze, zabawna, a przede wszystkim dydaktyczna i szalenie wciągająca. Napisanie historii przeznaczonej najmłodszym czytelnikom jest nie lada wyzwaniem - w końcu to właśnie w tym wieku rozpoczynamy kreowanie naszych osobowości i pierwszych systemów...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,W jego oczach dostrzegłam ten specjalny błysk, na który już na samym początku zwróciłam uwagę. Zupełnie jakby stał nad przepaścią, jedną nogą już za krawędzią, i cieszył się, że zaraz runie w dół."
Czwartego marca stałam się, według naszego polskiego prawa, dorosłą osobą. Teoretycznie mogę samodzielnie podejmować decyzje, podpisywać dokumenty i robić inne dorosłe rzeczy. Jednak czy ta sama dorosłość wymaga ode mnie pewnych zmian? Mianowicie, większej powagi i patrzenia się na świat stuprocentowo realistycznie? Hm, jeśli tak, to jakoś to przetrawię, aczkolwiek nigdy nie zrezygnuję z tak dobrych młodzieżówek, jak ta, o której Wam dzisiaj napiszę.
Pewnego dnia ojciec kieruje do Juli prośbę, aby wyświadczyła przysługę jego pracodawcy. Mianowicie, bohaterka ma zająć się rozweselaniem Davida, który po tajemniczych wydarzeniach na klifie, popadł w depresję. Dziewczyna z początku nie jest zbyt zachwycona tym pomysłem, jednak rodzic skutecznie ją przekonuje i już wkrótce są w drodze prowadzającej na wybrzeże.
Wszystko wydaje się dość banalne, choć zupełnie takie nie jest. Po okolicy krąży legenda, iż od lat kobiety popełniają samobójstwo, rzucając się, właśnie ze wspomnianego wyżej, klifu. Juli zaczyna słyszeć głosy i gubi się w (nie)rzeczywistości, a tajemniczy David wciąż pozostaje nieczuły niczym skała.
Nie jest tajemnicą to, że większość młodzieżówek jest do siebie podobna. Autorzy nie wkładają zbyt wiele wysiłku w ten gatunek i podążają dobrze wytartymi schematami, gdyż mają pewność, że spragnione romansów gimnazjalistki i tak je kupią. Niestety, sporo w tym racji. Aczkolwiek sporadycznie pojawiają się cudowni pisarze, odchodzący od tych wzorców i tworzący coś zupełnie nietuzinkowego. Wierzę, że Kathrin Lange będzie można zaliczyć do tego grona.
Kiedy przeczytałam opis wydawnictwa, uznałam, że ta książka to z pewnością totalny niewypał. Myślałam, iż fabuła jest do bólu naciągana, a jedna rzecz nie trzyma się drugiej. Ajj, jakże się myliłam! Kiedy zaczęłam czytać, wprost nie mogłam oderwać się od lektury. Autorka porwała mnie w swój świat i po każdym rozdziale wzbudzała coraz to większą ciekawość, wskutek czego książkę skończyłam w zaledwie jeden lub dwa dni.
Mimo tego, że nie znamy się osobiście, to z pewnością coś tam o mnie wiecie (jeśli czytacie mojego bloga). Zauważyliście na przykład, że na Just one more page nie pojawiają się recenzje horrorów? To dlatego, że w ogóle nie sięgam po ten gatunek. Unikam wszystkiego, co mogłoby mnie wystraszyć i zakłócić spokojny sen. Łatwo ulegam panice i lękowi, a potem przez długi czas nie potrafię się ich pozbyć. Nie wiem czy to moje nie-doświadczenie jest tego powodem, ale ,,Serce ze szkła" często powodowało u mnie gęsią skórkę. Autentycznie, młodzieżówka sprawiała, że najzwyczajniej w świecie, bałam się!
Wspominając bohaterów, muszę przyznać, iż na początku główna postać niezmiernie mnie irytowała. Jednak z biegiem wydarzeń lubiłam ją coraz bardziej, a nawet momentami potrafiłam zrozumieć jej decyzje. Jeśli chodzi o Davida to przypadł mi do gustu od pierwszego rozdziału. Uwielbiam, kiedy męscy bohaterowie są tajemniczy, niemal groźni - od razu przypomina mi się Patch z ,,Szeptem"!
Styl Kathrin Lange, jak to w literaturze młodzieżowej, jest prosty i łatwy do przyswojenia. Książkę czyta się naprawdę błyskawicznie. Osobiście odniosłam wrażenie, że wzrok sam płynie mi po tekście. W tamtym czasie zupełnie nie miałam ochoty na poznawanie nowych lektur, a ,,Serce ze szkła" pochłonęłam w zastraszającym tempie, co świadczy o tym, że jest to niesamowicie wciągająca powieść.
,,Serce ze szkła" to fenomenalnie napisana młodzieżówka, z dreszczykiem emocji. Uważam, że wątek kryminalny został znakomicie poprowadzony, a fabuła przyciąga swoją oryginalnością. Autorka trzyma czytelnika w niepewności i napięciu, aż do ostatniej strony, po czym mistrzowsko zakańcza pierwszy tom. Dawno nie byłam tak pozytywnie zaskoczona lekturą z gatunku raczej niskich lotów. Nie mogę wprost doczekać się drugiej części, która może nie będzie ucztą literacką, ale z pewnością idealnym sposobem na zrelaksowanie się po ciężkim dniu!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,W jego oczach dostrzegłam ten specjalny błysk, na który już na samym początku zwróciłam uwagę. Zupełnie jakby stał nad przepaścią, jedną nogą już za krawędzią, i cieszył się, że zaraz runie w dół."
Czwartego marca stałam się, według naszego polskiego prawa, dorosłą osobą. Teoretycznie mogę samodzielnie podejmować...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Lubicie poradniki? Te typowe przepisy, na szczęście i w ogóle udane życie, zawarte na jakichś dwustu stronach? Ja nie, choć chyba żadnego nigdy nie czytałam, jednak pozostawmy to bez komentarza. Nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić, więc z pewnością ten gatunek nie wpasowałby się w moje gusta.
,,Słuchasz, ale nie słyszysz. Szukaj mądrości. Szukaj jej. Mądrość czeka, by ją gromadzono."
,,Sekretu wędrowca" - pozwólcie, że skrócę sobie odrobinę tytuł - nie zaliczymy do poradników, choć niezaprzeczalnie można zauważyć w nim elementy tego gatunku. Autor nie narzuca nam swojego zdania, lecz subtelnie i mądrze wyjaśnia każde swoje stanowisko.
David Ponder jest dorosłym mężczyzną i boryka się z dość powszechnymi problemami. Co jednak różni go od reszty strapionych ludzi? Ano to, że te wszystkie problemy dopadły go naraz. Reakcja głównego bohatera jest zupełnie normalna - powoli, w miarę niepowodzeń, załamuje się.
Kiedy dochodzi do apogeum, postanawia popełnić samobójstwo. Samochód uderza w drzewo, a David wyrusza w podróż, która przyniesie mu siedem ważnych spotkań z niezwykle mądrymi osobami.
,,Jeśli nawet tysiąc osób podziela głupie przekonanie, ono wciąż jest głupie."
Andy Andrews był doradcą czterech prezydentów USA. Teraz pomaga innym ludziom dobrze przeżyć swoje życie. I wiecie co? Naprawdę świetnie mu to wychodzi.
Nie potrafię wyrazić w słowach, jak bardzo mądrym człowiekiem jest autor tejże książki. Sposób w jaki dobiera słowa i przedstawia swoje myśli po prostu zachwyca i sprawia, że chce się więcej. Warsztat Andy'ego Andrews'a stoi na wysokim poziomie, aczkolwiek pisarz kieruje tę lekturę do wszystkich ludzi, więc spokojnie, treść przyswaja się z łatwością.
,,(...) jeśli przejmujesz się tym, co ludzie o tobie myślą, to większą wiarę pokładasz w cudzych opiniach niż we własnych przekonaniach."
Halo, halo, nie zrozum mnie źle. To nie jest książka na dwa podejścia. ,,Sekret wędrowca" zmusza do refleksji niemal nad każdą stroną. Osobiście oddawałam się im z przyjemnością i godzinami rozmyślałam o tym, co autor mi przekazał. Nie zmienia to jednak faktu, iż przeczytanie tej powieści zajęło mi sporo czasu. Kochany Czytelniku, nie nastawiaj się więc na szybką lekturkę.
,,Pytasz, czy wierzę, że Bóg stoi po mojej stronie? (...) Dużo bardziej interesuje mnie, czy to my stoimy po stronie Boga."
Jakiś czas temu czytałam inną książkę tego autora - ,,Mistrza". Z tego co wiecie, także bardzo mi się podobała. Ponadto mogę rzec, iż dzieła Andy'ego Andrews'a mają w sobie niezwykłą moc. Dodają Czytelnikowi skrzydeł, sprawiają, iż wierzy we własne możliwości i motywują do tego, aby osiągać swoje cele. Pokazują, że każdy zasługuje na szczęście oraz pomagają odnaleźć sens istnienia.
,,Papa powtarza, że strach nie sprawdza się w roli dłuta, którym moglibyśmy wyrzeźbić naszą przyszłość."
Podróżując razem z bohaterem, poznajemy kilka znaczących postaci. Zdradzę Wam, iż są to osoby, które zapisały się w kartach historii na wiele lat. Jednak autor podchodzi do nich z drugiej strony i ukazuje, jako zwykłych zjadaczy chleba - mających problemy i zero pomysłów na ich rozwiązanie. To zabrzmi trochę wrednie, jednak myśl, iż ktoś wpadł w jeszcze większe tarapaty niż Ty, jest w pewien sposób pocieszająca.
Andy Andrews z łatwością nawiązuje kontakt z czytelnikiem. Za pomocą pióra przelewa w niego swoją energię i motywuje do działania. W tej historii, po raz kolejny, pokazuje piękno życia i prawdziwe wartości. Dzięki takim książkom naprawdę docenia się swoją obecność na tym świecie.
,,A jedynym wypróbowanym sposobem na uniknięcie krytyki jest nic nie robić i być nikim."
,,Sekret wędrowca" to wspaniała i dająca do myślenia historia. Jeśli jesteś w trudnej sytuacji życiowej - sięgnij po nią, a na pewno osiągniesz ukojenie duszy. Powieść-poradnik Andy'ego Andrews'a wspiera lepiej niż nie jeden przyjaciel. Serdecznie polecam!
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Lubicie poradniki? Te typowe przepisy, na szczęście i w ogóle udane życie, zawarte na jakichś dwustu stronach? Ja nie, choć chyba żadnego nigdy nie czytałam, jednak pozostawmy to bez komentarza. Nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić, więc z pewnością ten gatunek nie wpasowałby się w moje gusta.
,,Słuchasz, ale nie...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Nie należę do osób, które ukrywają się ze swoim zdaniem. Jestem przekonania, że po to mam własną opinię, by móc głośno ją wyrażać. I tego się trzymam. Kiedy coś mi się nie podoba - otwarcie o tym mówię, kiedy kogoś nie lubię - nie przestaję z nim na siłę, kiedy coś wywołuje we mnie niezadowolenie - dyskutuję.
W ten sposób postępuję w życiu. Jednak na blogu często mam chwile wahania, jeśli chodzi o literaturę. Obecny moment nie różni się od pozostałych. Ale za to 'nowa ja' jest zupełnie inna od 'starej mnie'.
Znacie tę sytuację, kiedy książka Wam się nie podoba, ale dostrzegacie jej kunszt? Co wtedy robicie? Idzie za głosem subiektywizmu, który krzyczy w Was, że owa lektura jest do bani i ostatnie na co macie ochotę to czytanie jej? Czy raczej wybieracie bardzo miły obiektywizm, mówiący, iż to arcydzieło jest cudownym arcydziełem, tylko z Wami coś jest nie tak.
No bo kurde! Dla jednych arcydziełem jest Pan Tadeusz, a dla innych Pretty Little Liars (nie urażam tutaj nikogo!). Więc nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wkurzają mnie sytuacje, kiedy stwierdzam, iż dana książka jest totalnie do kitu, a ktoś robi takie oczy --> o.O i wydziera się na całego, jakby miał cokolwiek tym wskórać.
Nie wstydźmy się tego, co w nas siedzi, bo właśnie nasze opinie, tworzą nasze różne osobowości. Jeśli od klasyki wolisz młodzieżówki, wykrzycz to światu w twarz i bądź z tego dumny!
Nie istnieje arcydzieło, będące nim dla ogółu społeczeństwa. Ale większa część mniejszości ze strachu przed resztą zombiaków nie wyrazi swojej opinii i potulnie będzie kiwać główką tak, jak im zagrają. Ale zastanówmy się - czy serio chcemy żeby to tak wyglądało?
Zastanów się, proszę. I jeśli jesteś absolutnie subiektywnym człowiekiem, i się tego nie wstydzisz to zaproś mnie na swoją stronę. Bo ja chciałabym czytać o tym, co siedzi w Tobie, a nie w ogóle wszystkich ludzi. Nie zlewaj się z nimi, bądź wyraźny. Bądź sobą.
Wszystkie te rozmyślenia musiałam wylać na mój wirtualny papier, aby czarno na białym jeszcze raz upewnić się w tym, że mam rację. Jestem pewna, że u większości fanów kryminału ta powieść zajmuje specjalne miejsce, ale mam to gdzieś. Just one more page to moja strona, a co za tym idzie - moje i tylko moje zdanie.
Sherlock Holmes, mimo swojego doskonałego dopracowania nawet w najmniejszych szczegółach i zaskakującym obrotom spraw, jest totalnie do kitu.
Dziękuję za uwagę.
PS Ja naprawdę, naprawdę widzę 'świetność' tej książki, tylko ten gatunek to zupełnie nie są moje klimaty. Jeśli lubicie kryminały - to koniecznie sięgnijcie po SH. Ja niestety przez większość powieści się po prostu nudziłam.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Nie należę do osób, które ukrywają się ze swoim zdaniem. Jestem przekonania, że po to mam własną opinię, by móc głośno ją wyrażać. I tego się trzymam. Kiedy coś mi się nie podoba - otwarcie o tym mówię, kiedy kogoś nie lubię - nie przestaję z nim na siłę, kiedy coś wywołuje we mnie niezadowolenie - dyskutuję.
W ten...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Halo! Czy jest tu ktoś, kto nie słyszał o ,,Czasie Żniw"? Trzeba przyznać, że swego czasu Samantha Shannon spowodowała w Internecie niezły chaos swoim dziełem. O tej książce mówili po prostu wszyscy: nawet moja mama, która zazwyczaj jest na bakier z tego typu literaturą. Osobiście należę do osób nieprzepadających za pędzeniem razem z tłumem, więc postanowiłam wziąć się za ,,Czas Żniw" dopiero, gdy nieco o nim ucichnie. No i ucichło.
W tym miejscu zazwyczaj poświęcam chwilę na zarys fabuły, jednak dzisiaj tego nie zrobię. Wydaje mi się, iż opis od wydawnictwa przekazuje wystarczającą ilość informacji. Nie chciałabym zdradzić za wiele i popsuć poznawania tej powieści osobom, które mają ,,Czas Żniw" jeszcze przed sobą.
,,- Masz periorbital haematoma.
- Co?
- Podbite oko."
Pierwsze słowa, cisnące mi się pod palce w czasie pisania recenzji tej książki to oryginalność i precyzja. Samantha Shannon stworzyła niesamowity świat i dopracowała go w każdym, nawet najmniejszym, szczególe. Wymyśliła coś fantastycznego i ciężko objąć rozumem, ile pracy musiało ją to kosztować. Autorka zaskakuje czytelnika i wciąga go w wykreowaną przez siebie krainę w sposób doskonały. Nie mogłam oderwać się od lektury, ciekawa tego, co Samantha Shannon przekaże mi jeszcze w tej części.
Czytając recenzje ,,Czasu Żniw" bardzo często spotykałam stwierdzenia, iż lektura na początku idzie opornie - ja tak nie miałam. Od pierwszej strony byłam zaintrygowana do szpiku kości i pochłaniałam tekst, jak ciasteczkowy potwór swój ulubiony przysmak. Różnię się także tym, że rzadko zerkałam do słowniczka, bo jakoś słowa rozumiałam z opisów sytuacji i nie czułam potrzeby poznawania definicji.
,,Nadzieja to jedyna rzecz, która może jeszcze wszystkich nas ocalić."
Podobało mi się to, że były momenty, kiedy akcja mknęła jak szalona, a czytelnik ledwo zdążał przewracać kartki, ale jednocześnie nie brakowało chwil odpoczynku, przeznaczonego na przygotowanie się do kolejnej szalonej przygody z Paige. Choć, co prawda, przy końcu książki nie znajdziemy ani grama spokoju - lektura trzyma w napięciu, którego nie sposób przezwyciężyć. Autorka fantastycznie rozłożyła wydarzenia, tworząc naprawdę nietuzinkową powieść.
,,Sprowadziłem cię z powrotem ponieważ bez ciebie nie potrafiłbym znaleźć siły do walki."
Wątek miłosny nie należy do tych wyraźnie zarysowanych. Relacje Paige z Naczelnikiem przeobrażają się naprawdę wolno i jest to prawdziwa uczta dla czytelnika! Przyłapywałam się na tym, że przewracam strony i szukam ich imion, aby wiedzieć, ile rozdziałów zostało mi do ponownego spotkania z tą dwójką bohaterów.
Muszę przyznać, że na początku liczba stron, a do tego mała czcionka, bardzo mnie przerażały. Odnosiłam wrażenie, iż czytanie tej lektury zajmie mi całą wieczność. Myliłam się! Ta całkiem spora cegiełka przeniosła mnie w magiczny świat i nie chciała wypuścić ze swoich sideł... w sumie to nawet nie próbowałam się wydostać.
Samantha Shannon stworzyła genialną powieść owianą fantastycznym klimatem. Fabuła ,,Czasu Żniw" to całkowicie coś nowego, coś z czym się z pewnością jeszcze nie spotkaliście. Pisarka nie podąża wytartymi schematami - ma pomysł i wykorzystuje go w stu procentach. Zaryzykowała, wybrała nieznaną ścieżkę i bardzo dobrze na tym wyszła, bowiem pokazała nam talent, potencjał i kreatywność, jakimi dysponuje. Autorka zaskakuje i nie pozwala zapomnieć o wykreowanym przez siebie świecie przez długi czas. Zakończenie wprost zwala z nóg i powoduje, iż czytelnik po prostu musi sięgnąć po kolejny tom.
Powiem Wam szczerze, że ciężko było mi wyrwać się z tamtego świata i wrócić do szarej rzeczywistości. To jeden z najlepszych debiutów, jakie miałam przyjemność czytać. Serdecznie polecam!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Halo! Czy jest tu ktoś, kto nie słyszał o ,,Czasie Żniw"? Trzeba przyznać, że swego czasu Samantha Shannon spowodowała w Internecie niezły chaos swoim dziełem. O tej książce mówili po prostu wszyscy: nawet moja mama, która zazwyczaj jest na bakier z tego typu literaturą. Osobiście należę do osób nieprzepadających za...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jeśli jesteś stałym czytelnikiem mojego bloga to z pewnością nie umknęło Twojej uwadze, iż rzadko sięgam po książki polskich autorów. Trzeba przyznać, że niestety to okropne uprzedzenie zagościło w życiu wielu z nas. Dzisiaj udowodnię Wam, jak bardzo jest ono krzywdzące dla pisarzy pokroju Agnieszki Olejnik oraz dla nas - czytelników, którzy odmawiają sobie przeczytania tak przegenialnej lektury.
Maja w swoim szesnastoletnim życiu przeszła więcej, niż nie jeden człowiek u progu śmierci. Wydarzenia te sprawiły, iż zamknęła się w sobie i w samotności przeżywała śmierć siostry. Miłość do nieznajomego Alka to jedno z nielicznych zdrowych uczuć spoczywających w dziewczynie. Główna bohaterka nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, iż na barkach młodego chłopaka również spoczywa ogromny ciężar. Czy razem zdołają przejść przez mrok przeszłości i stawić czoła teraźniejszości?
"Jak można tak zwyczajnie odwrócić się od ludzi, dla których się jest całym światem?"
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, gdy myślę o tej książce - prawdziwa i mocna. Agnieszka Olejnik napisała do bólu autentyczną historię o samotności, odrzuceniu i wyobcowaniu w połączeniu z nadzieją i pragnieniem bycia kochanym. O ogromnej potrzebie bliskości drugiej osoby, która zawsze będzie przy nas.
Maja i Alek to genialnie wykreowani bohaterowie. Czytelnik zżywa się z nimi, przeżywając ich upadki i wzloty. Ta dwójka nie dołączy do grona schematycznych i papierowych postaci. Ich wyrazistość jest tak silna, iż odnosi się wrażenie, jakby żyli tutaj z nami i byli naszymi przyjaciółmi.
,,Zabłądziłam" zostało napisane prostym, lecz nie prostackim, językiem. Bardzo spodobał mi się styl autorki, który sprawia, że powieść pochłania się w zastraszającym tempie. Wydaje mi się, iż brak wyszukanego słownictwa również przyczynił się do autentyczności tejże historii. Czy był to celowy zabieg? Nie mam pojęcia.
Nie zdajecie sobie sprawy, jak ciężko pisze mi się tą recenzję. Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, co powinnam tu wyskrobać. ,,Zabłądziłam" to emocje. Emocje tak żywo przelane na papier, iż czuje się je niemal jak własne. Nawet teraz, choć wydawało mi się, że powinnam już dawno ochłonąć po tej lekturze, nie potrafię wypowiedzieć się na jej temat. Po prostu brak mi słów.
"Świat jest dziwny. Ludzie są dziwni. My jesteśmy dziwni. I miłość jest dziwna."
Ciężko jest uwierzyć, iż ,,Zabłądziłam" to debiut Agnieszki Olejnik. Wielkie, ale to wielkie brawa. Autorka stworzyła niebanalną historię, poruszającą problemy współczesnego świata - a zrobiła to w sposób naprawdę fantastyczny. Emocje do dziś szarpią moje serce, a lektura nie pozwala o sobie zapomnieć. To jedna z tych książek, po której jesteśmy rozdarci i pełni refleksji. Nie my pochłaniamy tę historię, lecz ona nas i to tak całkowicie.
Polecam tę książkę zdecydowanie wszystkim: rodzicom i ich dzieciom, aby razem zobaczyli, jakie konsekwencje niesie za sobą brak odpowiedzialności i rozsądku oraz to, jak często dorośli ranią swoich potomków, nawet o tym nie wiedząc. ,,Zabłądziłam" powinno znaleźć się w szkolnym kanonie lektur obowiązkowych.
Wybaczcie mi ten chaos, jednak jestem pewna, iż stanie się on dla Was zrozumiały, kiedy sięgniecie po tą diabelnie dobrą książkę.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jeśli jesteś stałym czytelnikiem mojego bloga to z pewnością nie umknęło Twojej uwadze, iż rzadko sięgam po książki polskich autorów. Trzeba przyznać, że niestety to okropne uprzedzenie zagościło w życiu wielu z nas. Dzisiaj udowodnię Wam, jak bardzo jest ono krzywdzące dla pisarzy pokroju Agnieszki Olejnik oraz dla nas -...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Proza Rafała Kosika interesowała mnie od dawna. Wiele dobrego nasłuchałam się o jego serii ,,Felix, Net i Nika", a kiedy na Targach Książki w Warszawie zobaczyłam długą kolejkę do tego autora, wiedziałam, iż musi być dobrym pisarzem. Wyobraźcie, więc sobie moją radość, gdy wydawnictwo Powergraph zaproponowało mi zrecenzowanie dzieła pana Kosika - o tak, mój uśmiech był baaaardzo szeroki!
Głównymi bohaterami są dzieci widoczne na okładce książki - Amelia, Kuba, Albert i Mi. Wspólnie przeżywają, z pozoru zwyczajne, przygody, choć Rafał Kosik opisuje je w taki sposób, iż nawet poranne wyrzucanie śmieci staje się wyczynem ekstremalnym. Czworo młodych ludzi napotyka na swojej drodze wiele problemów, jednak dzięki odwadze i ogromnej przyjaźni przeskoczą nad każdą kłodą, która zostanie rzucona im pod nogi!
,,Lepiej wciśnij ten gaz, ojciec. Miejsce w ostatniej ławce samo się nie zajmie."
Mimo tego, że za jakieś pół roku wybije mi osiemnastka, to i tak bawiłam się w najlepsze, czytając tę książkę. Rafał Kosik ma genialny warsztat! Jego lekki i przyjemny styl sprawiają, iż od lektury wprost nie można się oderwać. Potrafi wzbudzić w czytelniku ogromną ciekawość i ręczę, że nawet najmłodszy przedstawiciel naszej ludzkiej rasy z uwagą będzie śledził losy swoich fikcyjnych rówieśników.
,,Jednak z Emila jest złośliwy typ. No sama popatrz. Postanowiłam nie odbierać od niego telefonów, a on nie dzwoni."
Nigdy nie ukrywałam, że kocham literaturę dla dzieci. Wbrew pozorom to właśnie w tej prostocie kryje się najwięcej życiowych prawd oraz dobra, które każdy człowiek powinien nosić w sercu. Rafał Kosik napisał dydaktyczną książkę, pokazującą jak ważna jest przyjaźń, rozmowa i chęć zrozumienia drugiego człowieka.
Naturalnie w ,,Amelia i Kuba. Kuba i Amelia. Nowa szkoła" nie brakuje poczucia humoru! Wiele razy śmiałam się w głos i powtarzałam dany fragment po stokroć - zawsze bawił równie mocno. Drodzy rodzice, czytajcie swoim dzieciom takie lektury, a gwarantuję, że wszyscy na tym zyskają.
Pragnę jeszcze dodać, iż książka jest wydana naprawdę fantastycznie. Każdy rozdział został opatrzony rysunkiem związanym z daną przygodą. Wygodna czcionka w połączeniu z genialnym stylem pana Rafała sprawiają, iż tekst chłoniemy w zastraszającym tempie i nagle znikąd pojawia się ostatnia strona (niestety).
,,(...) wydaje się, że wszystko zaczyna się układać, aby zaraz potem się zepsuć."
Niezmiernie się cieszę, że w końcu poznałam tego świetnego pisarza. A jeszcze bardziej raduje mnie fakt, iż takie książki są jeszcze dostępne na rynku! Rzucając swój wiek w niepamięć, chętnie sięgnę po kolejne dzieła Rafała Kosika. Uczymy się całe życie i wbrew pozorom, czasem naprawdę powinniśmy przypomnieć sobie te (podobno) najprostsze, wręcz banalne lekcje.
Ja już wiem co będę podsuwać moim dzieciom (kiedyś tam) do czytania, aby pokochały literaturę. Mam nadzieję, że Ty też!
PS Z tego cyklu wydane są jeszcze dwie książki, jednak wydaje mi się, iż nie trzeba czytać ich po kolei. Bynajmniej ja - nie znając wcześniejszych tomów - przyswoiłam tę część bez problemu. :-)
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Proza Rafała Kosika interesowała mnie od dawna. Wiele dobrego nasłuchałam się o jego serii ,,Felix, Net i Nika", a kiedy na Targach Książki w Warszawie zobaczyłam długą kolejkę do tego autora, wiedziałam, iż musi być dobrym pisarzem. Wyobraźcie, więc sobie moją radość, gdy wydawnictwo Powergraph zaproponowało mi...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jak często zdarza Wam się zaufać świetnemu opisowi i genialnej okładce? Bo mi, niestety, aż nader często. Nie mam zamiaru rozpisywać się w tej recenzji - moim zdaniem na słabe książki szkoda czasu. Jednak jestem tutaj też po to, aby ostrzegać Was przed beznadziejnymi powieściami, które kradną cenne minuty, a w zamian nie dają nic. Okruchy wieczności to właśnie jeden z takich pasożytów.
Na samym początku muszę Wam powiedzieć, że nie jestem osobą żyjącą tylko tym, co tu i teraz. Wręcz przeciwnie - bardzo często wybiegam myślami poza nasz świat i rozmyślam, marzę, tworzę różne dziwaczne teorie, które z pewnością dla wielu ludzi wydałyby się pozbawione sensu. Ale przecież wszyscy widzimy, iż w całej naszej rzeczywistości nie raz brakowało sensu i ładu. Zatem bez skrępowania pozwalam mojemu mózgowi układać niekończące się teorie.
Sama nie mam odwagi o tym pisać, bo słowa mnie ograniczają i kiedy próbuję przelać to, co siedzi w mojej głowie na papier, jakoś tak wszystko nie trzyma się kupy. Aczkolwiek z wielką przyjemnością sięgam po książki, przeznaczone różnym filozoficznym przemyśleniom i podczas lektury poświęcam im całą swoją uwagę. Staram się zrozumieć autora, jak najlepiej i często przetrawiam jego słowa przez długi czas, aby odnaleźć każdą ukrytą w nich tajemnicę.
Znacie przysłowie: im bardziej się starasz, tym mniej wychodzi? Uważam to za idealne zwieńczenie tej książki. Bo wiecie, Andrzej Borun po prostu przedobrzył. Chciał przekazać jak najwięcej, wskutek czego powstało masło maślane masłem posmarowane. Za dużo w tej lekturze słów, a za mało ciszy przeznaczonej dla czytelnika i jego rozmyśleń (za dużo słów, za mało treści). Może autor pragnął wyręczyć nas z samodzielnego myślenia? Nie wiem. Jednak nie zostawił w swoim dziele miejsca na nasze spostrzeżenia względem danej sprawy. Moim zdaniem w takiej literaturze jest to wręcz karygodne.
Odniosłam śmieszne wrażenie, że Andrzej Borun bawi się w filozofa. Jego tezy często były głupiomądre - mówił o czymś, jakby odkrył Amerykę, choć przeciętnie inteligenty człowiek zdaje sobie z tego sprawę od zawsze. Podobno autor miał nas motywować, zasiać w nas jakieś ziarno. Wiecie do czego ja zostałam ,,zmotywowana"? Do tego, aby już nigdy nie sięgać po książki z jego nazwiskiem. Okruchy wieczności to bardzo nieudana próba wstrząśnięcia ludzkością.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jak często zdarza Wam się zaufać świetnemu opisowi i genialnej okładce? Bo mi, niestety, aż nader często. Nie mam zamiaru rozpisywać się w tej recenzji - moim zdaniem na słabe książki szkoda czasu. Jednak jestem tutaj też po to, aby ostrzegać Was przed beznadziejnymi powieściami, które kradną cenne minuty, a w zamian nie...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,To nie trupów musisz się tu obawiać... ale żywych."
Dzieła z zombie w tle są z dnia na dzień coraz bardziej popularne, wskutek czego czytelnik staje się wymagający i trudno go zaskoczyć. Historię ,,The Walking Dead" przedstawiono w trzech różnych formach, bowiem dostępne są: komiks, serial oraz proza. Pewnie jak większość z Was, obejrzałam kilka sezonów tej produkcji, aczkolwiek nie zawładnęła ona moim życiem i nie czekałam w napięciu, aż zobaczę kolejny odcinek. Czy udało się to wersji papierowej? Dowiecie się czytając dalej!
Epidemia zawładnęła naszą planetą. Na ulicach roi się od ,,żywych trupów", których przybywa z każdą godziną. Przy tych statystykach wydaje się, iż normalnych ludzi została zaledwie garstka. Wśród niej są główni bohaterowie tej powieści. Wyruszają oni w podróż do Atlanty, która stała się ich ziemią obiecaną. Jednak zanim tam dojadą, muszą stawić czoła światu, nieprzypominającego w żadnym calu dawnego domu. Czy po deszczu, pojawi się tęcza? Tego Wam już nie zdradzę.
Nigdy nie ukrywałam, że fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki. Za każdym razem zastanawiam się czym autor mnie zaskoczy, jaki świat wymyśli i w ilu procentach wykorzysta swój potencjał. I już na samym początku powiem Wam, iż Robert Kirkman i Jay Bonansinga spisali się znakomicie pod wszystkimi względami.
,,Nauczył się, czym jest miłość. Jest w niej dużo strachu oraz coś, co sprawia, że nagle zdajesz sobie sprawę, iż do końca życia będziesz z jakiejś strony odsłonięty i bezbronny."
Pewnie Was to zdziwi, jednak ,,The Walking Dead" jest pierwszą historią z zombie, jaką miałam przyjemność czytać. Nieco obawiałam się tej lektury, ponieważ podczas oglądania serialu odnosiłam momentami wrażenie, że takie tematy nie są dla mnie. Ojj, jakże się myliłam!
Po książkę sięgnęłam, gdyż cicho liczyłam na to, iż okaże się lepsza od serialu - chciałam dać szansę tej historii. Na początku czytania byłam nieco zdezorientowana, jednak już po kilku stronach wszystko się wyjaśniło i razem z bohaterami uczestniczyłam w wędrówce. Przy tej lekturze nie sposób się nudzić, akcja mknie jak szalona, a czytelnik nie zdąża nabrać powietrza, nim autorzy ponownie go czymś zaskoczą. Istna jazda rollercoasterem.
Książka pisana jest typowo męskim językiem. Od pierwszych stron wiemy już, że to z pewnością nie pióro kobiety. Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam tego za wadę. Jednak trzeba przygotować się na mocne słowa, a w tym sporą liczbę przekleństw. Wyłącznie nagromadzone bluźnierstwa nieco mi przeszkadzały, ewidentnie w kilku scenach można już było je sobie darować.
,,Chcę, byś pamiętała, że nadejdzie taki dzień, w którym nie będziesz już musiała zamykać oczu. Że przyjdzie czas, kiedy wszystko się zmieni, stanie się inne, lepsze, i nie będzie już tych chorych ludzi."
Postacie są fenomenalnie wykreowane. Charaktery różnią się od siebie i na pewno każdy czytelnik znajdzie osobę, której będzie kibicował przez całą serię. Żadnego z bohaterów nie potraktowano powierzchownie - na temat danej postaci znajdziemy przynajmniej kilka bogatych informacji, a za ich pomocą utworzymy własną opinię na jej temat.
,,The Walking Dead. Narodziny Gubernatora" to zdecydowanie mocne rozpoczęcie cyklu. O wiele, wiele bardziej odnalazłam się w prozie niż w serialu. O ile w ekranizacji bywały momenty, kiedy miałam ochotę wyłączyć odtwarzanie, to od książki wprost nie mogłam się oderwać. Akcja jest genialnie rozbudowana - stopniowo rosnące napięcie przy ostatnich stronach sięga zenitu, a fabuła przyciąga swoją oryginalnością. Z pewnością zapoznam się z kontynuacją i trzymam kciuki, aby była ona choć w połowie tak dobra, jak pierwszy tom serii. Polecam wszystkim, bez wyjątku - nie zawiedziecie się!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,To nie trupów musisz się tu obawiać... ale żywych."
Dzieła z zombie w tle są z dnia na dzień coraz bardziej popularne, wskutek czego czytelnik staje się wymagający i trudno go zaskoczyć. Historię ,,The Walking Dead" przedstawiono w trzech różnych formach, bowiem dostępne są: komiks, serial oraz proza. Pewnie jak...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Świat to jedno wielkie zoo."
Witajcie, kochani! Dzisiejszą recenzję rozpoczęłam niezwykle życiowym cytatem, pochodzącym naturalnie z książki autorstwa Helen Fielding, o której (książce, nie Helen) chciałabym Wam napisać parę słów. Oczywiście nie będzie to ,,parę słów", bowiem jakim cudem mogłabym zamieścić wszystkie moje uczucia względem fenomenalnej historii zaledwie w kilku zdaniach?! Także zapraszam Was na mój wywód, zawierający zdecydowanie (nie)parę słów.
,,Bridget Jones. Szalejąc za facetem" to dalsze losy tej kultowej postaci. W trzeciej części tytułowa bohaterka musi oswoić się z czymś, przed czym zawsze się broniła. Starość prześcignęła ją i w końcu dopadła. Utrzymuje się jednak, że nie jest ona taka straszna, kiedy mamy przy sobie ukochaną osobę. Niestety, naszej głównej bohaterce brakuje drugiej połówki - została wdową. Wszyscy wiemy z czego słynie ta niezwykła kobieta: nigdy, przenigdy się nie poddaje. Choć potyka się nieustannie to dojdzie do swego celu, nawet gdyby miała się tam doczołgać. Zrobi to. Wejdzie na sam szczyt.
Zapewne wiecie, że ,,Bridget Jones. Szalejąc za facetem" to ostatni tom tego cyklu. Jestem ogromną fanką tytułowej bohaterki i bardzo ubolewam nad tym, że seria dobiegła końca. Długo powstrzymywałam się od sięgnięcia po trzecią część tej historii, chcąc oddalić moment pożegnania. W końcu nie wytrzymałam, otworzyłam książkę i kolejny raz pozwoliłam wciągnąć się w świat stworzony przez Helen Fielding. I ponownie przeżywałam losy Bridget Jones, niczym własne.
,,Lepiej umrzeć od botoksu niż z samotności, będącej skutkiem niepotrzebnie wyhodowanych zmarszczek."
Piszę Wam to po raz trzeci (i napiszę także czwarty i piąty, jeśli zajdzie taka potrzeba), ale nie mogę pominąć tej kwestii. Humor. Jedną z największych zalet całej tej serii są nietuzinkowe żarty autorki. Przy żadnej książce nie uśmiałam się tak, jak przy dziełach Helen Fielding. Często musiałam odkładać lekturę na bok i porządnie się wyśmiać, żeby ponownie skupić się na treści. Nigdzie nie znajdziecie tylu zabawnych momentów, gwarantuję.
Kilka akapitów wcześniej napisałam, że Bridget Jones nigdy się nie poddaje. Straciła męża, została sama z dwójką małych dzieci, a do tego dopadła ją nieugięta starość. Bohaterka miewa kryzysy, słabsze chwile, ale kiedy myślimy sobie ,,To ten moment. Nie da już rady.", ona wstaje, pokazuje nam środkowy palec i maszeruje dumnie naprzód, choć często nie w tym kierunku co trzeba i oczywiście w sukience za małej o trzy rozmiary - ona Wam udowodni, że tłuszcz jednak można uformować w ładny kształt!
,,Jak to dobrze, że zawsze jest jeszcze jedzenie."
Żarty, żartami. Ale wydaje mi się, iż ktokolwiek czytał tę serię potwierdzi to, co zaraz powiem. Książki te opowiadają przede wszystkim o życiu. O prawdziwym, brutalnym i nieprzewidywalnym życiu, które widząc, że upadłeś, chętnie kopnie Cię w tyłek, jeśli tylko spróbujesz wstać. Jednocześnie każdy ten kopniak sprawia, iż stajemy się silniejsi i w końcu podnosimy się. Otrzepujemy kolana i idziemy, aż do kolejnego upadku. I właśnie tego uczy nas Bridget Jones: abyśmy nigdy się nie poddawali. To nie jest wyidealizowana postać, wręcz przeciwnie - wady to jej znak rozpoznawczy. Aczkolwiek wszyscy widzimy jej urok i po prostu ją kochamy. Bridget Jones potrafi sprawić, że w najgorszej sytuacji człowiek uśmiechnie się i dojrzy tę pozytywną stronę.
,,Bridget Jones. Szalejąc za facetem" to książka, którą autorka pisała po paru latach od wydania 2. tomu. Nie wiem czy wypadła z rytmu, ale na początku czuć tą ,,inność" od poprzedniczek serii. Dużo osób mówiło, że to zdecydowanie najsłabsza część. Ja tak nie uważam. Odnalezienie się, w tej nieco zmienionej wersji losów BJ, nie zajęło mi wiele czasu. Mimo, iż niewątpliwie jest to najsmutniejsza z części, to i tak czeka tam na nas duża dawka humoru przelana przez autorkę na papier.
,,Znienacka zobaczyłam samą siebie jako jedną z tych starszych kobiet, które uparcie tkwią w domach za zaciągniętymi zasłonami i przez większość życia snują się przy świetle kominków lub świec, a gdy ktoś do nich przychodzi, malują krzywo usta."
Helen Fielding stworzyła serię, która pokazała mi, jak wygląda prawdziwe życie. Jak często los podsuwa nam coś pod nos, tylko po to, aby zaraz cofnąć rękę z niespodzianką. Jak często wszystko nie idzie po naszej myśli. Jak często mówimy sobie ,,nareszcie jest dobrze", a to zaledwie chwila przed kolejną porażką. Jak często własne życie, robi nam na złość, choć teoretycznie powinniśmy ze sobą współpracować.
Helen, wiem, iż nigdy tego nie przeczytasz, ale dziękuję. Dziękuję Ci za wszystko, czego mnie nauczyłaś. Bridget Jones stała się moją przyjaciółką i jeśli tylko będę potrzebowała rady, jeśli tylko poczuję się źle - wystarczy, że otworzę książkę zawierającą na okładce jej imię.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Świat to jedno wielkie zoo."
Witajcie, kochani! Dzisiejszą recenzję rozpoczęłam niezwykle życiowym cytatem, pochodzącym naturalnie z książki autorstwa Helen Fielding, o której (książce, nie Helen) chciałabym Wam napisać parę słów. Oczywiście nie będzie to ,,parę słów", bowiem jakim cudem mogłabym zamieścić wszystkie...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Na naszym świece są autorzy, którzy zawsze będą kojarzeni z jedną książką - gdy mówię to zdanie, od razu myślę o C. Ahern oraz jej dziele ,,Love, Rosie". Istnieją naprawdę nieliczne osoby nieznające tej cudownej historii o życiu i jego krętych ścieżkach. Po przeczytaniu tych 512 stron narodziło się wielu nowych miłośników pióra tejże pisarki. Czy jednak wygórowane oczekiwania fanów nie przygniotły pani Ahern?
Jasmine jest jedną z tych osób, które całe swoje życie podporządkowują pracy. Ba, całe ich życie to właśnie praca. Nie zauważają piękna, otaczającego ich każdego dnia. Nie potrafią cieszyć się z niczego, ot tak po prostu. Nie zatrzymują się. Nie oglądają się za siebie. Biegną. Ciągle gdzieś pędzą. Aż w końcu wyrasta na ich drodze ogromny znak "STOP". Uderzają w niego z potężną mocą i mija naprawdę dużo czasu zanim zaczynają rozumieć. Rozumieć, że do tej pory nie żyli, a jedynie istnieli.
Cecelia Ahern kolejny raz nie ogranicza się do jednego wątku. I właśnie to w niej uwielbiam! Autorka pisze o życiu i stara się odwołać do wielu jego aspektów. W ten sposób poznajemy Heather - siostrę głównej bohaterki, chorującą na zespół Downa. Pisarka porusza temat traktowania ludzi dotkniętych tą chorobą przez osoby bliskie oraz dalsze otoczenie. Zadziwiające jest to, że oba te środowiska bardzo sobie przeczą. Doskonały przykład stanowi Jasmine - pragnie, aby wszyscy traktowali jej siostrę zwyczajnie, kiedy sama obchodzi się z nią, jak z jajkiem. Główna bohaterka symbolizuje człowieka rozdwojonego w sobie. Czytelnik może prychnąć i lekceważąco pokręcić głową. Ale zastanówmy się: czy i my nie zachowujemy się często, jak klasyczni hipokryci?
Muszę przyznać, że oczekiwałam od tej książki naprawdę wiele. Cóż poradzę, iż ,,Love, Rosie" trafiła w moim sercu na wyjątkowe miejsce i mieszka w nim do tej pory? Autorka genialnie rozpoczęła tekst zdaniem ,,Miałam pięć lat, kiedy dowiedziałam się, że umrę", jak dla mnie to zdecydowanie mocne słowa, więc zaintrygowana chłonęłam kolejne strony w zastraszającym tempie. A potem? Bum.
Nagle historia zaczęła mnie nudzić. Przez wiele stron nic się nie działo, mało było dialogów, a opisy, dłużące się niczym tasiemce, ciągnęły się w nieskończoność i przytłaczały mnie. Nadszedł czas, gdy sięgałam po książkę tylko po to, aby ujrzeć epilog. Nawet nie wiem, kiedy pojawił się moment, iż znowu przepadłam. I w końcu dotarłam do ostatniej strony. Pewnie myślicie, że bardzo się z tego cieszyłam - no nie zupełnie.
,,Kiedy cię poznałam" to podróż Jasmine po własnym umyśle. Nie ukrywam, że bohaterka czasem mnie irytowała, jednak naprawdę się z nią zżyłam i w pewien sposób utożsamiłam, uczestnicząc w naszej wędrówce. Gdy odłożyłam skończoną już lekturę, zrozumiałam, iż cały ten proces wzlotów i upadków (także podczas mojego czytania) był potrzebny, aby Jasmine mogła stać się tym, kim się stała. Żeby odkryła siebie na nowo, tak w stu procentach i poczuła niezwykłe szczęście z tego, że po prostu jest.
Cecelia Ahern stworzyła kolejny raz coś niebywale prawdziwego. Życie to pojęcie abstrakcyjne, jednak autorka sprawia, iż jest niemal namacalne. Peryfrazuje je w sposób niebywały, zmuszając odbiorcę do licznych refleksji.
,,Kiedy cię poznałam" to książka o zmianach i przewrotach, jakie często funduje nam los. Pisarka uświadamia nam, że każda sytuacja ma zawsze jakąś przyczynę i choć jesteśmy pewni, że dążymy donikąd - mylimy się. Bowiem analizując całą historię Jasmine zaczynamy rozumieć, że życie to ciągła wędrówka. Czasem nachodzą nas wątpliwości i zadajemy sobie pytanie ,,czy na końcu tej drogi na pewno coś na mnie czeka?". Autorka wychodzi nam naprzeciw z odpowiedzią: Zawsze. Po prostu bądź wytrwały.
Jak mogę to podsumować? Czasem dążymy do celu, nawet o tym nie wiedząc. Cecelia Ahern pisze o ludziach i dla ludzi. I jest w tym najlepsza.
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Na naszym świece są autorzy, którzy zawsze będą kojarzeni z jedną książką - gdy mówię to zdanie, od razu myślę o C. Ahern oraz jej dziele ,,Love, Rosie". Istnieją naprawdę nieliczne osoby nieznające tej cudownej historii o życiu i jego krętych ścieżkach. Po przeczytaniu tych 512 stron narodziło się wielu nowych miłośników pióra...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/2015/05/85-baju-baj-bajki-z-basni-anna.html
Pierwsza książka to coś niezwykłego w życiu każdego miłośnika literatury. Ta, często wybrana przez naszych opiekunów, lektura sprawiła, iż obudziła się w nas miłość do słowa pisanego. Nowa pasja, obecna do dziś w naszym życiu, a zapoczątkowana przez tą niewinną książeczkę, kupioną za grosze na przypadkowym kiermaszu. Z maślanymi oczami spoglądamy w te pierwsze chwile, będące niczym drogowskaz na drodze literatury.
Nigdy nie zapomnę swojej pierwszej książki. Tego ogromnego zbioru bajek Disneya, który zawsze tachałam ze sobą przed snem i prosiłam mamę, aby coś mi przeczytała. Najbardziej podobała mi się bajka ,,Zakochany kundel" i mogłam jej słuchać dosłownie każdego wieczora. Pamiętam, jak nakrywałam się po uszy kołdrą i niecierpliwie czekałam na historyjkę. Tak bardzo chciałam już sama czytać! Jednak musiał wystarczyć mi melodyjny głos rodzicielki, która bardzo wczuwała się w rolę oraz przynajmniej 5 bajek, zanim poddałam się objęciom Morfeusza.
Cieszę się, że wiele dzieci ma tę wyjątkową chwilę jeszcze przed sobą. Chociaż muszę przyznać, że jednocześnie bardzo im zazdroszczę. To wspaniały moment, kiedy otrzymujemy naszą pierwszą książkę, stawiamy ją dumnie na najwyżej półce, podziwiamy godzinami, a znajdująca się w środku przygoda nigdy nas nie nudzi, wręcz przeciwnie - za każdym razem odkrywamy ją na nowo i na nowo...
,,Baju baj, bajki z baśni" to zbiór bajek, które większość z nas zna doskonale (np. Calineczka, Kot w butach, Dziewczynka z zapałkami). Jednakże Anna Piniańska-Kordyś przedstawiła je w zupełnie innej formie. A mianowicie, są to wierszowe rymowanki! Uważam, iż stanowi to doskonałą propozycję dla młodych czytelników, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z książkami.
Do każdej historyjki dołączona jest przepiękna ilustracja, dzięki której nasz młody czytelnik z łatwością wyobraźni sobie daną sytuację oraz nada jej dalszy bieg, co z pewnością przyczyni się do rozwoju jego kreatywności. Ponad to, lekka forma utworów oraz zrozumiałe pióro autorki sprawią, iż dziecko nie zniechęci się do czytania książek, lecz powróci do nich z szerokim uśmiechem.
Bajki są dobrane zadziwiająco dobrze. Tak, jak mówi nam opis wydawnictwa - to klasyczne dzieła dla najmłodszych. Wszyscy powinni je poznać, gdyż każde z tych dzieł niesie ze sobą zadziwiającą prawdę, której często nawet dorośli nie dostrzegają (więc polecam wspólne czytanie z dziećmi!). Przekaz tych utworów jest zdecydowanie ponadczasowy, więc nigdy nie stracą one na swojej wartości.
Reasumując, ,,Baju baj, bajki z baśni" to naprawdę genialna pozycja dla malców. Gwarantuję, iż słysząc te historie będą zachwyceni, a także nauczą się wielu rzeczy, które wskażą im właściwą drogę. Uważam, że ten zbiór zdecydowanie zasługuje na bycie tą pierwszą, wyjątkową lekturą. Z pewnością podoła wyzwaniu i przyniesie na świat kolejnego miłośnika literatury!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/2015/05/85-baju-baj-bajki-z-basni-anna.html
Pierwsza książka to coś niezwykłego w życiu każdego miłośnika literatury. Ta, często wybrana przez naszych opiekunów, lektura sprawiła, iż obudziła się w nas miłość do słowa pisanego. Nowa pasja, obecna do dziś w naszym życiu, a zapoczątkowana przez tą niewinną książeczkę, kupioną...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Klasyka zawsze kojarzyła mi się z czymś niemiłosiernie nudnym i dłużącym się niczym flaki z olejem. A sam William Szekspir? Był dla mnie facetem, który wymyślił romans w kilka dni, zakończył go śmiercią, a nam- uczniom zbuntowanego gimnazjum- każą go czytać, nie wiadomo w jakim celu. Czy jednak tej książce udało się zmienić nieco moje rozumowanie? Przekonacie się, czytając dalej.
,,O! Gdybym mógł być tylko rękawiczką,
Co tę dłoń kryje!"
Czytanie jest jedną z moich największych pasji i przyznajcie, że klasyki pisarstwa trochę wstyd nie znać. Kiedy ukazała się owa lektura, pomyślałam, że to wprost przeznaczenie! Rozpoczęcie przygody z fundamentami literatury od cytatów jednego z najwybitniejszych artystów, wydało mi się wręcz idealne. I miałam rację!
,,Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny."
Najgorsze, co może spotkać każdego człowieka to beznadziejny start, który zmienia nasze nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni i od samego początku wzbudza naszą niechęć na przyszłość. Jakie jest wtedy prawdopodobieństwo, że do danej rzeczy wrócimy? Niemal zerowe.
,,Kto umie czekać,
wszystkiego się doczeka."
Natomiast ja, po lekturze "William Szekspir. Cytaty najpiękniejsze", stwierdziłam, iż tytułowy dramaturg jest osobą niezwykle wrażliwą, inteligentną i dostrzegającą rzeczy, które szarym zjadaczom chleba jakoś umykają. Broniłam się przed całą tą klasyką, jak przed zabójczym ogniem. A wiecie co się okazało? Ten ogień ogrzał moje serce i niezwykle rozjaśnił umysł. W skrócie? William Szekspir po prostu do mnie trafił.
,,O, daj mi człowieka,
nie będącego żądz swym niewolnikiem."
Grzechem byłoby, gdybym nie wspomniała o niesamowitym wydaniu. Książka podzielona jest na 20 kategorii (przykładowe: Miłość, Życie, Kara, Prawda), które są bardzo wyraźnie rozdzielone i zaskakująco ułatwiają przyswajanie tekstu. Ponad to, dzięki nim możemy w każdej chwili odszukać interesującą nas dziedzinę. W owych podziałach znajdziemy czytelnie wyeksponowane cytaty- i tutaj należą się ogromne brawa za ich perfekcyjne dobranie. Poza tym, lekturę wzbogacają, przepiękne w swej oryginalności, ilustracje.
,,Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą,
Pod inną nazwą równie by pachniało."
Moim zdaniem każdy miłośnik literatury powinien mieć tę książkę w swojej biblioteczce. Jest ona streszczeniem największych życiowych prawd, oprawionych w nietuzinkową ramę. A jeśli, podobnie jak w moim przypadku, nie po drodze Ci z klasyką to lektura ta stanowi idealny start do zagłębienia się w korzenie piśmiennictwa.
Książkę polecam zdecydowanie wszystkim!
A recenzję tę zakończę słowami Szekspira:
,,Reszta jest milczeniem."
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Klasyka zawsze kojarzyła mi się z czymś niemiłosiernie nudnym i dłużącym się niczym flaki z olejem. A sam William Szekspir? Był dla mnie facetem, który wymyślił romans w kilka dni, zakończył go śmiercią, a nam- uczniom zbuntowanego gimnazjum- każą go czytać, nie wiadomo w jakim celu. Czy jednak tej książce udało się...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Coldwater w stanie Michigan to bardzo mała miejscowość, która liczy sobie zalewie kilka tysięcy ludzi. Nikt nie jest tam obcy, a między mieszkańcami panuje serdeczna, niemal rodzinna, atmosfera. Pewnego dnia, zwykłych zjadaczy chleba spotyka coś niemożliwego. Dzwonią do nich bliscy z bardzo nietypowego miejsca. Telefony pochodzą z nieba.
"Powiedziała, że ból, jaki tu przeżywamy, to sposób na to, żebyśmy mogli docenić to, co będzie potem."
"Zaklinacz czasu" był powieścią szalenie dobrą i dającą do myślenia. Nic więc dziwnego, że po kolejnej historii, spod pióra Alboma, oczekiwałam jeszcze więcej. Nie da się ukryć, iż obie te książki są bardzo uduchowione oraz przekazują czytelnikowi podobne morały. Jednak między nimi zrobiła się pewna szczelina, nad którą autor nie dał rady przeskoczyć. I niestety, "Pierwszy telefon z nieba" nieco obniżył poziom.
"Znajomość nieba jest tym, co uzdrawia nas na ziemi."
Mitch Albom ma niesamowicie charakterystyczny styl, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie używa ciężkich terminów, choć i tak lektura wymaga od nas skupienia oraz pełnego poświęcenia jej swego czasu. Autor operuje oryginalnością i podaje ją z domieszką prostoty, z czego otrzymujemy powalający efekt. Całość prezentuje się fenomenalnie i choć nie wciąga tak, jak zrobiła to poprzedniczka, to perfekcyjnie przekazuje klimat, a także zasypuje czytającego mnóstwem pytań, na które odpowiedzi nigdy nie poznamy- cały Albom!
"Często miłość łączy ludzi, mimo że życie ich rozdziela."
Co ciekawe, w "Pierwszym telefonie z nieba" nie ma jednego głównego bohatera. Ukazane są losy wybranych mieszkańców, którym na zmianę towarzyszymy. Mitch Albom prezentuje także, jak cud odmienia całe społeczeństwo i odwraca wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Moim zdaniem to ogromna zaleta książki, ponieważ mamy możliwość przekonania się, jak reagują na znaki z nieba przeróżne osoby- od ateisty do fanatyka.
"Kilka słów z nieba sprawiło, że wszystkie słowa na ziemi straciły znaczenie."
Nie można nie wspomnieć (znowu!) o przepięknej okładce powieści Mitcha Alboma. Staje się to chyba jego znakiem rozpoznawczym! Cudowne barwy oraz perfekcyjne skomponowanie wizualne z tytułem dzieła. Prawdziwa uczta dla oczu, naprawdę. Oby było więcej takich wydań!
"Życie jest tylko poczekalnią. Koniec to wcale nie koniec."
Reasumując, "Pierwszy telefon z nieba" to naprawdę dobra książka. Na samym początku kieruje już w naszą stronę pytanie: co Ty byś zrobił, po odebraniu telefonu z nieba? Mitch Albom po raz kolejny zabiera nas w swój świat i próbuje odmienić ludzi na lepsze. Autor zmusza nas do licznych refleksji i zastanowienia się nad samym sobą. Naprawdę cenię tego pisarza, jednak wydaje mi się, iż ma na to wpływ także to, że jestem wierząca. Wątpię, ażeby osobom, które z wiarą mają niewiele wspólnego, powieść ta przypadła do gustu, choć zachęcam je do spróbowania. Mitch Albom pisze do ludzi i to w niesamowity sposób. Zaopatrzcie się w jakieś dzieło tego autora i sięgnijcie po nie, kiedy będziecie podupadać na duchu albo Wasza religijność i wiara w Boga będzie pod znakiem zapytania. Zdecydowanie warto poświęcić czas prozie tego artysty.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Coldwater w stanie Michigan to bardzo mała miejscowość, która liczy sobie zalewie kilka tysięcy ludzi. Nikt nie jest tam obcy, a między mieszkańcami panuje serdeczna, niemal rodzinna, atmosfera. Pewnego dnia, zwykłych zjadaczy chleba spotyka coś niemożliwego. Dzwonią do nich bliscy z bardzo nietypowego miejsca. Telefony...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
My, mole książkowe, zazwyczaj wolimy przeczytać książkę przed jej ekranizację. Widząc zwiastun ,,Love, Rosie" zdecydowanie poczułam, że muszę ten film obejrzeć. Ale tak bez czytania...? Oczywiście, że nie! Właśnie w taki sposób dowiedziałam się, iż istnieje owa książka Cecelii Ahern. Po bliższym zapoznaniu się z opisem fabuły oraz kilkoma recenzjami, postanowiłam wziąć tę lekturę pod swoje skrzydła.
,,Wszystkie zdjęcia ze ślubu mam z lewego profilu, ale to nic nie szkodzi. Sally mówi, że to i tak moja lepsza strona (w przeciwieństwie do Ciebie- Ty twierdzisz, że moja najlepsza strona to tył głowy.)"
Rosie i Alex znają się od dziecka. Razem odkrywali świat i poznawali nowe ścieżki życiowe: od pieluch aż po dorosłość. Zawsze byli przy sobie i służyli radą, stanowili wzajemne oparcie. Co się jednak dzieje, kiedy jedno z nich przeprowadza się do innego kraju? Dzieje się, aż nadto dużo. Jednak oni pozostają niezmienni. Prawie.
Wątpię, że ktokolwiek z Was spotkał się z negatywną recenzją ,,Love, Rosie". Uwierzcie jednak, że to wszystko nie zawiera ani grama kłamstwa. Książka jest wprost fenomenalna i stworzona do tego, aby oceniać ją jak najwyżej. Jeśli macie tę lekturę już za sobą, to z pewnością potwierdzicie moje zdanie.
Dzieło C. Ahern opowiada o życiu. O wszystkich jego aspektach i krętych ścieżkach. O przyjaźni, miłości, rodzinie, pracy i niekończących się problemach. O tym, jak zmienny potrafi być los, nawet nas o tym nie uprzedzając.
"(...) unikanie problemu nie jest rozwiązaniem. Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie cię twoje życie."
Pierwszą zaletą książki, o której pragnę Wam napisać, jest właśnie jej niesamowita realność. ,,Love, Rosie" doskonale pokazuje, jakie kłody życie potrafi rzucić nam pod stopy, kiedy rozpoczynamy bieg naszych marzeń. Ilustruje sytuacje, które tak często przytrafiają się zwyczajnym ludziom. Czytając tę lekturę na pewno nie raz zdasz sobie sprawę z tego, że i Ciebie coś podobnego spotkało.
Cecelia Ahern pokazała mi, jak bardzo ulotne jest życie i jak wiele może zmienić nawet jedna sytuacja.
Książka napisana jest w formie listów, maili, smsów- co sprawia, iż czyta się ją naprawdę błyskawicznie. ,,Love, Rosie" to dość pokaźna lektura, jeśli chodzi o objętość. Mimo 512 stron, poznanie jej treści zajęło mi kilka dni. Cecelia Ahern niesamowicie operuje piórem i stwarza klimat, którego czytelnik nie chce opuszczać za żadne skarby świata.
Co do bohaterów, to nie sposób ich nie pokochać. Nie udają herosów, których nigdy nie dotykają żadne problemy czy lęki. Alex, Rosie i wszyscy pozostali są idealnym odbiciem zwykłych zjadaczy chleba. A ja kibicowałam im, jak jeszcze nigdy nikomu. Razem z nimi płakałam i śmiałam się, upadałam i wstawałam. I szłam dalej. Aż do następnego potknięcia.
,,Myślę, że życie lubi nas od czasu do czasu wypróbowywać: czujesz, że się staczasz, coraz szybciej, a kiedy Ci się wydaje, że już dłużej tego nie wytrzymasz, nagle się poprawia."
Wizualnie książka prezentuje się nie mniej genialnie. Co prawda, okładka filmowa bardziej przyciąga wzrok niż jej poprzedniczka, jednak moim zdaniem obie wyglądają naprawdę atrakcyjnie i zachęcająco. Tekst pisany jest wygodną do czytania czcionką. Ja, jako osoba mająca problemy ze wzrokiem, nie narzekałam.
,,W każdym razie chciałam powiedzieć, że nie chcę być jedną z tych osób, o których tak łatwo się zapomina, kiedyś niezmiernie ważnych, wpływowych i cenionych, które po latach stają się wyłącznie bladym wspomnieniem i niewyraźnym zarysem w pamięci. Ja chcę być zawsze twoją przyjaciółką, Alex."
Podsumowując, śmiem twierdzić, iż Cecelia Ahern zna się na swoim fachu. Wie, jak zyskać uwagę czytelnika oraz w jaki sposób przekazać mu wszystkie emocje. W swoim dziele zamieściła całą życiową prawdę, na zaledwie 512 stronach. ,,Love, Rosie" idealna jest dla młodzieży, jak i osób dorosłych. Wrażliwość, delikatność i nieograniczona prawda, brak lukrowego życia to najmocniejsze jej cechy. I rzecz jasna, cudowni bohaterowie! Nie mogę doczekać się, kiedy zobaczę ekranizację. Z chęcią poznam także kolejne dzieła tej autorki.
Nie wiem czy kiedykolwiek czytałam lepszą książkę. Bardzo, ale to bardzo polecam!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
My, mole książkowe, zazwyczaj wolimy przeczytać książkę przed jej ekranizację. Widząc zwiastun ,,Love, Rosie" zdecydowanie poczułam, że muszę ten film obejrzeć. Ale tak bez czytania...? Oczywiście, że nie! Właśnie w taki sposób dowiedziałam się, iż istnieje owa książka Cecelii Ahern. Po bliższym zapoznaniu się z opisem...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Jeremy Scahill zabrał mnie w świat, który jest dla mnie czymś naprawdę odległym. Może to dziwne, ale nigdy nie interesowałam się wojnami, polityką (tym bardziej innych krajów). Przyznam się Wam szczerze, że rzadko można zobaczyć też moją postać przed telewizorem, szczególnie, kiedy puszczane w nim są wiadomości. Żyję z daleka od wszystkich tych skandali i tragedii, o których non stop toczą się zacięte dyskusje- szczególnie wśród dorosłych. A jak czułam się czytając "Brudne wojny"?
Okropnie. Okropnie. I jeszcze raz okropnie. Nie wyobrażam sobie żyć w takiej niewiedzy, jak ci ludzie i przeżywać to, co oni przeżywają. Czytając tę lekturę robiłam sobie niemałe przerwy. Materiał ten jest tak ciężki, że udźwignięcie go na swych barkach było dla mnie nie lada wyzwaniem. Chyba najbardziej zszokowało mnie to, że te wszystkie wydarzenia nie są historią, o której uczymy się w szkole z podręczników. One dzieją się teraz, w naszych czasach.
Styl autora jest całkiem przystępny. Nie używa trudnych określeń, wszystko opisuje nam prosto, jasno i klarownie, za co jestem mu bardzo wdzięczna, gdyż skomplikowany język w takiej pozycji byłby czymś naprawdę obciążającym. A tak, mimo niełatwej fabuły, czytało się przyjemnie.
Jak dla mnie, największy minus książki stanowi czcionka. Jest ona bardzo mała, co utrudnia czytanie, robiąc z niego mozolną czynność i zmusza nas do częstych przerw. Poza tym, jestem osobą, która ma problemy ze wzrokiem, więc czytanie wieczorami totalnie mnie męczyło, a ból głowy dawał się we znaki.
Podsumowując, jest to książka ciężka i nie każdemu przypadnie do gustu. Potrzeba do niej wiele cierpliwości, wytrzymałości i silnej psychiki. Mnie ta pozycja troszkę zmiażdżyła i zmusiła do licznych refleksji. Spowodowała również, iż zaczęłam doceniać kraj, w którym żyję. Polecam osobom, które poszukują prawdy, w tej lekturze dostaniecie ich aż nadmiar. Książkę pozostawiam bez oceny, ponieważ nie jestem w stanie wyrażać strachu i cierpienia ludzi w nędznych cyferkach.
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Jeremy Scahill zabrał mnie w świat, który jest dla mnie czymś naprawdę odległym. Może to dziwne, ale nigdy nie interesowałam się wojnami, polityką (tym bardziej innych krajów). Przyznam się Wam szczerze, że rzadko można zobaczyć też moją postać przed telewizorem, szczególnie, kiedy puszczane w nim są wiadomości. Żyję z daleka od...
LINK DO BLOGA: http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
"Jak można kogoś tak bardzo kochać, jak ja kochałam jego? Do tego stopnia, że to, co sprawiało mu ból, stawało się dla mnie prawdziwą torturą?"
Znacie to uczucie, kiedy poznajecie naprawdę fantastyczną lekturę i jakiś czas po odłożeniu jej na półkę, okazuję się, iż wkrótce światło dzienne ujrzy dalszy ciąg tej historii? (...) No i stało się. Autor napisał kolejny tom. Zafascynowany czytelnik dzielnie maszeruje do księgarni, aby zakupić świeżutki egzemplarz, podniecony czekającą go przygodą zawartą na kilkuset stronach. Po powrocie ze sklepu, siada do lektury z ogromnym zapałem - w końcu poprzednie dzieło o nawiązującym tytule było tak genialne! - i klops. Płacz i zgrzytanie zębów, gdyż okazuje się, że pisarz nie chciał przekazać światu czegoś wyjątkowego i wartościowego, lecz jedynie zapełnić puste przegródki swojego portfela. A Ty zastanawiasz się już tylko nad tym, jak ten człowiek mógł zrobić coś takiego Twojej ukochanej powieści...
Juli i David nareszcie opuszczają przeklętą wyspę i udają się na bezpieczny ląd, a mianowicie do rodzinnego miasta dziewczyny. W Bostonie żyją, jak (no prawie) zupełnie zwyczajna para zakochanych w sobie nastolatków. Jednak wskutek pewnych wydarzeń, młody mężczyzna musi powrócić do Sorrow. Pewnie domyślacie się, iż ukochana nie pozwoli mu zmierzyć się z demonami przeszłości w pojedynkę?
Pamiętacie, jak bardzo podobał mi się pierwszy tom? Już wtedy odkryłam, że Kathrin Lange to fantastyczna pisarka, która za pomocą banalnych słów tworzy coś naprawdę niesamowitego! Ponownie zostałam wciągnięta w wykreowany przez kobietę świat i nie mogłam, ba! - nie chciałam, się z niego uwolnić. Do rzeczywistości wróciłam dopiero po przeczytaniu ostatniej strony. Powiem Wam w sekrecie, że nawet kiedy zajmowałam się czymś innym, to myślami i tak byłam z Juli i Davidem.
Wiem, że wielu czytelników mojego bloga już zrezygnowało z literatury młodzieżowej ze względu na jej niskolotny charakter, aczkolwiek i tak nie omieszkam zachęcić Was do tej fenomenalnej powieści.
"W jego wspomnieniach pojawiła się wyrwa, ciemność, której nie potrafił przeniknąć. Człowiek stara się wtedy i wciąż próbuje, lecz wszystkie starania spełzają na niczym, aż pojawia się przeświadczenie, że coś jest nie tak. Że to obłęd."
Nie ukrywam, iż ostatnio miałam przeogromny zastój czytelniczy. Naturalnie, próbowałam go zwalczyć, jednak bezskutecznie. Zaczęłam bodajże 6 książek i żadna mnie nie zaciekawiła w takim stopniu, aby ją dokończyć. Pewnego poranka, kiedy na łopatki rozłożyło mnie przeziębienie, sięgnęłam po ,,Serce w kawałkach". Skończyłam je w ciągu dwóch dni. Zaskoczenie? Uwierz, moje było jeszcze większe. Lekturę czyta się niezwykle szybko, Kathrin Lange potrafi wzbudzić w czytelniku ciekawość i co najważniejsze - utrzymać jej poziom przez całe 414 stron, wskutek czego dosłownie płyniemy po tekście, nie odczuwając upływającego czasu.
Ponownie losy bohaterów zostają splątane z tajemniczymi wydarzeniami na wyspie. Kathrin Lange w dalszym ciągu mistrzowsko buduje napięcie, rozbudzając w czytelniku uczucie niepewności, a momentami nawet lęku. Wątek kryminalny to zdecydowanie mocna strona tej lektury, autorka wie co robi i do czego dąży, choć osoba poznająca jej dzieło, zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
"Zagubione wspomnienie było jak dziurawy ząb, który wciąż trzeba sprawdzać koniuszkiem języka, choć to tylko potęguje ból."
To nie lada wyczyn pisać recenzję kolejnego tomu, kiedy nie można uchylić nawet rąbka tego, co kryje się w książce. Nie zamierzam powtarzać słów napisanych TUTAJ, gdyż wszystko jest wciąż aktualne i nie ma potrzeby nanoszenia jakichkolwiek poprawek. W mojej wcześniejszej wypowiedzi powiedziałam między innymi to, iż wierzę, że Kathrin Lange nie zostanie kolejną szablonową pisarką literatury młodzieżowej. I wiecie co? Wiara czyni cuda.
Na koniec dodam tylko jedno. Jeśli nie chcesz już przeżywać takiej sytuacji, jaką opisałam w pierwszym akapicie, po prostu sięgnij po serię ,,Serca", która wyszła spod pióra fascynującej Kathrin Lange. Utrzymany poziom serii z pewnością zapewni Ci rozrywkę na kilka sympatycznych wieczorów.
LINK DO BLOGA: http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
więcej Pokaż mimo to"Jak można kogoś tak bardzo kochać, jak ja kochałam jego? Do tego stopnia, że to, co sprawiało mu ból, stawało się dla mnie prawdziwą torturą?"
Znacie to uczucie, kiedy poznajecie naprawdę fantastyczną lekturę i jakiś czas po odłożeniu jej na półkę, okazuję się, iż wkrótce światło dzienne ujrzy dalszy ciąg tej...