-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Lubicie poradniki? Te typowe przepisy, na szczęście i w ogóle udane życie, zawarte na jakichś dwustu stronach? Ja nie, choć chyba żadnego nigdy nie czytałam, jednak pozostawmy to bez komentarza. Nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić, więc z pewnością ten gatunek nie wpasowałby się w moje gusta.
,,Słuchasz, ale nie słyszysz. Szukaj mądrości. Szukaj jej. Mądrość czeka, by ją gromadzono."
,,Sekretu wędrowca" - pozwólcie, że skrócę sobie odrobinę tytuł - nie zaliczymy do poradników, choć niezaprzeczalnie można zauważyć w nim elementy tego gatunku. Autor nie narzuca nam swojego zdania, lecz subtelnie i mądrze wyjaśnia każde swoje stanowisko.
David Ponder jest dorosłym mężczyzną i boryka się z dość powszechnymi problemami. Co jednak różni go od reszty strapionych ludzi? Ano to, że te wszystkie problemy dopadły go naraz. Reakcja głównego bohatera jest zupełnie normalna - powoli, w miarę niepowodzeń, załamuje się.
Kiedy dochodzi do apogeum, postanawia popełnić samobójstwo. Samochód uderza w drzewo, a David wyrusza w podróż, która przyniesie mu siedem ważnych spotkań z niezwykle mądrymi osobami.
,,Jeśli nawet tysiąc osób podziela głupie przekonanie, ono wciąż jest głupie."
Andy Andrews był doradcą czterech prezydentów USA. Teraz pomaga innym ludziom dobrze przeżyć swoje życie. I wiecie co? Naprawdę świetnie mu to wychodzi.
Nie potrafię wyrazić w słowach, jak bardzo mądrym człowiekiem jest autor tejże książki. Sposób w jaki dobiera słowa i przedstawia swoje myśli po prostu zachwyca i sprawia, że chce się więcej. Warsztat Andy'ego Andrews'a stoi na wysokim poziomie, aczkolwiek pisarz kieruje tę lekturę do wszystkich ludzi, więc spokojnie, treść przyswaja się z łatwością.
,,(...) jeśli przejmujesz się tym, co ludzie o tobie myślą, to większą wiarę pokładasz w cudzych opiniach niż we własnych przekonaniach."
Halo, halo, nie zrozum mnie źle. To nie jest książka na dwa podejścia. ,,Sekret wędrowca" zmusza do refleksji niemal nad każdą stroną. Osobiście oddawałam się im z przyjemnością i godzinami rozmyślałam o tym, co autor mi przekazał. Nie zmienia to jednak faktu, iż przeczytanie tej powieści zajęło mi sporo czasu. Kochany Czytelniku, nie nastawiaj się więc na szybką lekturkę.
,,Pytasz, czy wierzę, że Bóg stoi po mojej stronie? (...) Dużo bardziej interesuje mnie, czy to my stoimy po stronie Boga."
Jakiś czas temu czytałam inną książkę tego autora - ,,Mistrza". Z tego co wiecie, także bardzo mi się podobała. Ponadto mogę rzec, iż dzieła Andy'ego Andrews'a mają w sobie niezwykłą moc. Dodają Czytelnikowi skrzydeł, sprawiają, iż wierzy we własne możliwości i motywują do tego, aby osiągać swoje cele. Pokazują, że każdy zasługuje na szczęście oraz pomagają odnaleźć sens istnienia.
,,Papa powtarza, że strach nie sprawdza się w roli dłuta, którym moglibyśmy wyrzeźbić naszą przyszłość."
Podróżując razem z bohaterem, poznajemy kilka znaczących postaci. Zdradzę Wam, iż są to osoby, które zapisały się w kartach historii na wiele lat. Jednak autor podchodzi do nich z drugiej strony i ukazuje, jako zwykłych zjadaczy chleba - mających problemy i zero pomysłów na ich rozwiązanie. To zabrzmi trochę wrednie, jednak myśl, iż ktoś wpadł w jeszcze większe tarapaty niż Ty, jest w pewien sposób pocieszająca.
Andy Andrews z łatwością nawiązuje kontakt z czytelnikiem. Za pomocą pióra przelewa w niego swoją energię i motywuje do działania. W tej historii, po raz kolejny, pokazuje piękno życia i prawdziwe wartości. Dzięki takim książkom naprawdę docenia się swoją obecność na tym świecie.
,,A jedynym wypróbowanym sposobem na uniknięcie krytyki jest nic nie robić i być nikim."
,,Sekret wędrowca" to wspaniała i dająca do myślenia historia. Jeśli jesteś w trudnej sytuacji życiowej - sięgnij po nią, a na pewno osiągniesz ukojenie duszy. Powieść-poradnik Andy'ego Andrews'a wspiera lepiej niż nie jeden przyjaciel. Serdecznie polecam!
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Lubicie poradniki? Te typowe przepisy, na szczęście i w ogóle udane życie, zawarte na jakichś dwustu stronach? Ja nie, choć chyba żadnego nigdy nie czytałam, jednak pozostawmy to bez komentarza. Nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić, więc z pewnością ten gatunek nie wpasowałby się w moje gusta.
,,Słuchasz, ale nie...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Kto nie czytał Harry'ego Pottera? Pewnie Was to zdziwi, ale jeszcze kilka miesięcy temu, to moja ręka powędrowałaby do góry w odpowiedzi na to pytanie. Dzisiaj jednak znam już papierową wersję pierwszej części tej serii i chciałabym podzielić się z Wami moją opinią.
Harry to osierocony chłopiec, ,,dziwoląg" wytykany przez rówieśników palcami. Mieszka z wujostwem i kuzynem Dudley'em, którego szczerze nienawidzi. Życie chłopca zmienia się jednak, kiedy - po wielu trudach - w jego ręce trafia tajemniczy list.
,,(...) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze."
Sama nie wiem, dlaczego sięgnęłam po tę książkę tak późno. Ekranizację oglądałam mnóstwo razy i od zawsze niezwykle mi się podobała. Kiedy czytanie stało się moim hobby, obiecałam sobie, iż poznam serię HP - jednak na planach się skończyło.
Jak powszechnie wiadomo - perypetie osieroconego chłopca są lekturą raczej przeznaczoną dla dzieci. Kiedy pierwszy tom trafił w moje ręce, bałam się, iż będę zniechęcona i zniszczę sobie obraz genialnego filmu. Jednak szybko wyszło na jaw, że moje obawy były zupełnie zbędne.
,,To, co się wydarzyło w podziemiach jest ścisłą tajemnicą, więc, oczywiście, wie o tym cała szkoła."
J. K. Rowling stworzyła niesamowitą powieść o jeszcze bardziej niesamowitej przyjaźni. Pokochałam bohaterów od pierwszej strony i nie chciałam się z nimi rozstawać. Mimo to, że wiedziałam, co stanie się dalej - nie potrafiłam oderwać się od lektury.
Bohaterowie to naprawdę mocna strona tej książki. Wszyscy są niezwykle wyraziści i charakterystyczni. Harry'ego, Rona, Hermiony, Hagrida oraz całej reszty nie wrzucimy do wora sztampowych i nic nie znaczących w literackim świecie postaci. Oni żyją nie tylko na papierowych kartkach, ale w czytelnikach tej serii - i to się czuje!
,,Patrząc na ciemność lub śmierć boimy się nieznanego - niczego więcej."
Styl autorki jest zrozumiały i przyjemny - z pewnością poradzą z nim sobie nawet najmłodsi. W treści pojawia się kilka nieznanych mugolom słów, jednak zawarty na końcu słowniczek przejrzyście wprowadza nas w świat magii i czarodziejów.
,,Harry Potter i Kamień Filozoficzny" to fenomenalne rozpoczęcie serii, która z pewnością przypadnie do gustu młodszym, jak i starszym miłośnikom fantastyki. Jeśli obawiasz się, że Twój wiek przeszkodzi Ci w pokochaniu losów trojga przyjaciół - porzuć tę myśl i po prostu czytaj. Jestem doskonałym przykładem na to, że bez względu na rocznik, J. K. Rowling potrafi porwać czytelnika w wykreowany przez siebie świat i rozkochać go w nim na całego!
,,Niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu."
Nie mogłabym nie wspomnieć o tym, iż ekranizacja fantastycznie oddała ducha książki i jest jedną z najlepszych, jakie widziałam. Wszystko zostało odtworzone z perfekcyjną dokładnością, co naprawdę zasługuje na pochwałę.
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Kto nie czytał Harry'ego Pottera? Pewnie Was to zdziwi, ale jeszcze kilka miesięcy temu, to moja ręka powędrowałaby do góry w odpowiedzi na to pytanie. Dzisiaj jednak znam już papierową wersję pierwszej części tej serii i chciałabym podzielić się z Wami moją opinią.
Harry to osierocony chłopiec, ,,dziwoląg" wytykany przez...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Pedofilia to jeden z najtrudniejszych i najbardziej bolesnych tematów. Zdrowi psychicznie ludzie nie potrafią pojąć tragedii, którą jest krzywdzenie niewinnych, niczego nieświadomych istot. Nie raz słyszałam osoby mówiące, że śmierć w męczarniach byłaby za delikatną karą dla tych sadystów. Co jednak sądziła dziewczynka, uwiedziona przez potwora?
Margaux Fragoso ma zaledwie siedem lat, kiedy poznaje swojego przyszłego oprawcę. Wszystko zaczyna się niewinnie - od wspólnej zabawy z nim i jego pasierbami na publicznym basenie. Matka dziewczynki i Peter zaprzyjaźniają się, co skutkuje stałym kontaktem chorego psychicznie człowieka z nieletnią. Niestety, na całe piętnaście lat.
,,- A propos taty i mamy... - Peter przystanął i odwrócił się do mnie, stojącej schodek niżej. - Wiesz chyba, że lepiej im o tym nie mówić...
Przewróciłam oczami i pogroziłam mu palcem.
- Ile razy mam ci powtarzać, Peterze? Umiem dochować tajemnicy!
- Wybacz, kochanie, po prostu nikt nie zrozumiałby tego, co do siebie czujemy. Nie daliby nam żyć. Rozdzieliliby nas na pewno, opluli i zniszczyli.
- Wiem, Peterze. Wiem."
Nie jestem w stanie wyrazić w słowach, ile odwagi musiała mieć w sobie Margaux Fragoso, aby opowiedzieć tę historię całemu światu. Otworzyła się przed ludzkością i pokazała jej swoje rany, dokładnie opisując każdą z nich. Mam nadzieję, że poświęcenie i determinacja autorki przyczynią się do zmniejszenia zjawiska pedofilii na naszej planecie.
Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Peter potrafił rozmawiać z ludźmi, jak mało kto. Miał podejście nie tylko do dzieci, ale także do ich rodziców. Doskonale wiedział, w jaki sposób zdobyć zaufanie i sympatię. Z łatwością nakładał maskę ofiary, kiedy dziewczynka zaczęła dorastać i zauważać, że coś jest w tym wszystkim nie tak. Jednak nie potrafiła porzucić pedofila, gdyż sprawił, iż wierzyła w niesamowitą więź między nimi. Była marionetką w jego rękach przez kilkanaście lat. Użył takiej taktyki, że nie mogła od niego odejść - bo musicie wiedzieć, że Peter nie trzymał jej siłą fizyczną, lecz psychiczną. Omamił ją, a ona stała się całkowicie, choć nieświadomie, od niego zależna.
,,Tak bardzo cię kocham. Ty nie rozumiesz, Margaux. Margaux, Margaux. Nie ma takiej drugiej jak ty. Po prostu nie ma. Jesteś dla mnie stworzona. Jesteś moim aniołem stróżem. Moją miłością. W tej miłości nie ma nic złego, miłość to piękna sprawa. Kochać kogoś tak cudownego to nie grzech. Jesteśmy dla siebie stworzeni; nieważne, co mówi świat. Wszystko jest nieważne, tylko my się liczymy, ty i ja."
To mocna książka, którą znienawidzicie. Będziecie chcieli podrzeć ją na strzępy. Cudem powstrzymacie się od wyrzucenia jej przez okno. Wasze serce będzie szarpane przez tysiąc emocji na sekundę. Czytając, będziecie zamykać oczy i liczyć do trzech, żeby się opanować. Będziecie zbyt przerażeni, by płakać. W trakcie lektury zrozumiecie, że nie chcecie tego poznawać. Zrozumiecie, że pragniecie błogiej nieświadomości. Ale dotrwacie do końca - zrobicie to dla Margaux Fragoso i innych dzieci.
Nie poruszę tutaj kwestii stylu autorki czy innych bzdur, bo przy tej treści nie ma to najmniejszego znaczenia. Powiem Wam tylko, że Margaux Fragoso obroniła doktorat z twórczego pisania na Uniwersytecie Binghamton, a jej opowiadania i wiesze ukazywały się między innymi w ,,Literary Review" oraz ,,Barrow Street", więc chyba sami możecie wywnioskować, iż jej warsztat pisarski jest na bardzo przystępnym poziomie.
,,Pedofile są wytrawnymi mistyfikatorami, gdyż często potrafią bezbłędnie oszukiwać samych siebie i wierzą, że nie robią nic złego."
Nie znajdziecie drugiej tak prawdziwej książki o pedofilii, jak ,,Zabawa w miłość". Po jej przeczytaniu będziecie świadomi, jak wygląda uwodzenie małego dziecka i jak daleko sięgają granice takiej znajomości oraz jaką krzywdę potrafi zrobić człowiek drugiemu człowiekowi.
,,- Ale czuję, jakbyś mnie tu ukrywał. Chciałabym całować cię przy ludziach. Chciałabym zdjąć ci spodnie na środku supermarketu i kochać się na podłodze. I nie obchodzi mnie, co mówią! Ludzie są tacy durni! Dlaczego nie możemy się pobrać?
- Nie martw się tym, co mówią - odparł Peter. - Oczywiście, że nas potępią, to na pewno. Ale nieważne, mamy własny świat. A im nic do tego."
Do dziś, kiedy patrzę na tę książkę, moje serce krwawi. Mam nadzieję, że Margaux Fragoso znajdzie w sobie dość siły, by przebaczyć swoim rodzicom i innym ludziom, którzy nic nie zauważyli. Mam nadzieję, że znajdzie w sobie dość siły, by przebaczyć samej sobie to, że nie potrafiła wyrwać się z tego błędnego koła.
Przeczytajcie, jeśli szukacie prawdy.
Nie zamierzam oceniać tej historii w nędznych gwiazdkach.
Wiecie co? Coraz mniej jest człowieka w człowieku.
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Pedofilia to jeden z najtrudniejszych i najbardziej bolesnych tematów. Zdrowi psychicznie ludzie nie potrafią pojąć tragedii, którą jest krzywdzenie niewinnych, niczego nieświadomych istot. Nie raz słyszałam osoby mówiące, że śmierć w męczarniach byłaby za delikatną karą dla tych sadystów. Co jednak sądziła dziewczynka, uwiedziona...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Wiele z Was polecało mi książki Ewy Nowak. Widząc lekturę z jej nazwiskiem w szkolnej bibliotece, bez większego zastanowienia, wypożyczyłam ją. Nie miałam jakichś ogromnych oczekiwań, jednak zdecydowanie spodziewałam się czegoś lepszego i bardziej dojrzałego niż to, co dostałam w ,,Czterech łzach".
Zuzia marzy o zostaniu piosenkarką i znalezieniu wielkiej miłości. Jednak, jak na razie, jej życie wygląda następująco: mieszka razem ze starszymi braćmi, którzy non toper jej dokuczają oraz matką we Władysławowie. Na wielkie love story się nie zanosi, a jej głos woła o pomstę do nieba. I to by było na tyle.
Nie należę do osób, które bardzo szybko czytają - wolę analizować każde słowo i dokładnie poznawać opisy. Aczkolwiek przekartkowanie tej lektury zajęło mi mniej więcej tylko godzinę (120 stron). Chcę Wam przez to powiedzieć, że język jest na naprawdę niskim, dziecięcym poziomie.
Owszem, była to bardzo miła i przewidywalna książeczka o tym, że nawet najgorsza sytuacja ma szczęśliwe zakończenie, trzeba wierzyć w swoje marzenia i blablabla, jednak dla dziesięciolatki, a nie siedemnastolatki. Więc, błagam Was, powiedzcie mi: co ,,Cztery łzy" robią w licealnej bibliotece?!
Jeśli wszystkie dzieła Ewy Nowak są na takim poziomie, to ja raczej spasuję. Ale jeżeli znacie bardziej ambitną książkę jej autorstwa - dajcie mi znać.
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Wiele z Was polecało mi książki Ewy Nowak. Widząc lekturę z jej nazwiskiem w szkolnej bibliotece, bez większego zastanowienia, wypożyczyłam ją. Nie miałam jakichś ogromnych oczekiwań, jednak zdecydowanie spodziewałam się czegoś lepszego i bardziej dojrzałego niż to, co dostałam w ,,Czterech łzach".
Zuzia marzy o zostaniu...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Nie należę do osób, które ukrywają się ze swoim zdaniem. Jestem przekonania, że po to mam własną opinię, by móc głośno ją wyrażać. I tego się trzymam. Kiedy coś mi się nie podoba - otwarcie o tym mówię, kiedy kogoś nie lubię - nie przestaję z nim na siłę, kiedy coś wywołuje we mnie niezadowolenie - dyskutuję.
W ten sposób postępuję w życiu. Jednak na blogu często mam chwile wahania, jeśli chodzi o literaturę. Obecny moment nie różni się od pozostałych. Ale za to 'nowa ja' jest zupełnie inna od 'starej mnie'.
Znacie tę sytuację, kiedy książka Wam się nie podoba, ale dostrzegacie jej kunszt? Co wtedy robicie? Idzie za głosem subiektywizmu, który krzyczy w Was, że owa lektura jest do bani i ostatnie na co macie ochotę to czytanie jej? Czy raczej wybieracie bardzo miły obiektywizm, mówiący, iż to arcydzieło jest cudownym arcydziełem, tylko z Wami coś jest nie tak.
No bo kurde! Dla jednych arcydziełem jest Pan Tadeusz, a dla innych Pretty Little Liars (nie urażam tutaj nikogo!). Więc nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wkurzają mnie sytuacje, kiedy stwierdzam, iż dana książka jest totalnie do kitu, a ktoś robi takie oczy --> o.O i wydziera się na całego, jakby miał cokolwiek tym wskórać.
Nie wstydźmy się tego, co w nas siedzi, bo właśnie nasze opinie, tworzą nasze różne osobowości. Jeśli od klasyki wolisz młodzieżówki, wykrzycz to światu w twarz i bądź z tego dumny!
Nie istnieje arcydzieło, będące nim dla ogółu społeczeństwa. Ale większa część mniejszości ze strachu przed resztą zombiaków nie wyrazi swojej opinii i potulnie będzie kiwać główką tak, jak im zagrają. Ale zastanówmy się - czy serio chcemy żeby to tak wyglądało?
Zastanów się, proszę. I jeśli jesteś absolutnie subiektywnym człowiekiem, i się tego nie wstydzisz to zaproś mnie na swoją stronę. Bo ja chciałabym czytać o tym, co siedzi w Tobie, a nie w ogóle wszystkich ludzi. Nie zlewaj się z nimi, bądź wyraźny. Bądź sobą.
Wszystkie te rozmyślenia musiałam wylać na mój wirtualny papier, aby czarno na białym jeszcze raz upewnić się w tym, że mam rację. Jestem pewna, że u większości fanów kryminału ta powieść zajmuje specjalne miejsce, ale mam to gdzieś. Just one more page to moja strona, a co za tym idzie - moje i tylko moje zdanie.
Sherlock Holmes, mimo swojego doskonałego dopracowania nawet w najmniejszych szczegółach i zaskakującym obrotom spraw, jest totalnie do kitu.
Dziękuję za uwagę.
PS Ja naprawdę, naprawdę widzę 'świetność' tej książki, tylko ten gatunek to zupełnie nie są moje klimaty. Jeśli lubicie kryminały - to koniecznie sięgnijcie po SH. Ja niestety przez większość powieści się po prostu nudziłam.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Nie należę do osób, które ukrywają się ze swoim zdaniem. Jestem przekonania, że po to mam własną opinię, by móc głośno ją wyrażać. I tego się trzymam. Kiedy coś mi się nie podoba - otwarcie o tym mówię, kiedy kogoś nie lubię - nie przestaję z nim na siłę, kiedy coś wywołuje we mnie niezadowolenie - dyskutuję.
W ten...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Przez czas, w którym obcuję z recenzenckim życiem, zauważyłam pewien podział dotyczący Katarzyny Michalak. Jest on naprawdę bardzo prosty. Mianowicie: albo się tę autorkę wręcz kocha, albo doszczętnie nienawidzi. Do tej pory nie znalazłam nikogo, kto stałby pośrodku tego rozłamu... oprócz siebie samej.
Poznajemy Patrycję, która pracuje w klinice weterynaryjnej. W wolnym czasie znosi wredne podrywy Artura, nadopiekuńczość matki i głupiutką przyjaciółkę Hankę. Uparcie wierzy we wróżby oraz w to, iż kiedyś spotka mężczyznę swoich marzeń - Amre'go. Za poradą pewnej wiedźmy wyrusza w pogoń za własnym szczęściem i trafia prosto, no może nie tak całkiem prosto, do chaty ze swoich snów.
,,Bądź sobą, a zwłaszcza nie udawaj uczuć. I nie bądź cyniczna wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań, ona jest wieczna jak trawa."
Przed ,,Poczekajką" znałam tylko jedną książkę, która wyszła spod pióra pani Michalak - ,,Bezdomną". Byłam nią po prostu oczarowana. Emocje w niej zawarte sprawiły, iż płakałam jeszcze długo po odłożeniu lektury. Nie dziwcie mi się więc, iż sporo oczekiwałam po kolejnym dziele tej pisarki.
Niestety, gorzko się rozczarowałam. Język okazał się prymitywny, niemal prostacki. A to, co miało rozśmieszać czytelnika, budziło głównie zażenowanie i irytację. Zamiast czerpać przyjemność z poznawania lektury, modliłam się o ujrzenie ostatniej strony.
,,Lecz jedno nie myślało o wypuszczeniu z objęć tego drugiego, a drugie nie pragnęło zostać uwolnione."
Kiedy myślę o ,,Poczekajce" na myśl nasuwa mi się jedno słowo: głupiutka. Bohaterowie byli infantylni, cała fabuła wyssana z palca, a dialogi godne pożałowania. Równie dobrze mogłabym czytać opowiadania dzieci z podstawówki, choć pewnie tam słownictwo byłoby bogatsze, a wydarzenia bardziej wiarygodne.
I to nie jest tak, że ja nie lubię rzeczy out of this world, wręcz przeciwnie - kocham fantastykę i bardzo często sięgam po książki i filmy z tego gatunku. Jednak to, co znajduje się w ,,Poczekajce" jest... nijakie. Nie zaliczysz tego do fantastyki ani obyczajówki - to jakiś miszmasz. Może autorka chciała zaskoczyć oryginalnością? Nie wiem. Wiem natomiast, że wyszła jej z tego zwyczajna kupa.
Jest jedna rzecz podobająca mi się w tej książce - spełnianie swoich marzeń, pomimo przeciwności losu. Patrycja miała w nosie konsekwencje i robiła to, co podpowiadało jej serce. Choć zapewne dużą rolę odegrała tutaj świadomość posiadania bogatej matki, która w razie potrzeby zawsze poratuje swoją córkę.
,,(...) każdy ból po jakimś czasie zmienia się w dokuczliwe ćmienie, czasem zakłuje, a z czasem o nim zapominasz."
Jeśli macie ochotę na coś totalnie przeciętnego z porządną garścią zabobonów, wróżb, wiedźm i innych głupot - to zachęcam Was do przeczytania. W innym wypadku, trzymajcie się od ,,Poczekajki" z daleka.
A ja muszę sięgnąć po kolejną książkę Katarzyny Michalak, gdyż po ,,Bezdomnej" i ,,Poczekajce" wciąż tkwię pośrodku tej balustrady i nie potrafię skonstruować swojego zdania na temat polskiej pisarki. Czy naprawdę przepaść pomiędzy dziełami tej samej autorki może być aż tak głęboka?
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Przez czas, w którym obcuję z recenzenckim życiem, zauważyłam pewien podział dotyczący Katarzyny Michalak. Jest on naprawdę bardzo prosty. Mianowicie: albo się tę autorkę wręcz kocha, albo doszczętnie nienawidzi. Do tej pory nie znalazłam nikogo, kto stałby pośrodku tego rozłamu... oprócz siebie samej.
Poznajemy...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
W blogosferze naczytałam się wielu pozytywnych rzeczy o Mirjam Mous i jej dziełach. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja, bez chwili wahania, sięgnęłam po książkę jej autorstwa. Czy ,,Password" okazał się fenomenem, czy może gorzką porażką? Dowiecie się, czytając dalej - serdecznie zapraszam!
Mick znajduje swojego przyjaciela Jerro, kiedy ten nieprzytomny leży na podłodze. Stefana od jakiegoś czasu śledzi tajemniczy mężczyzna. Chłopcy nie mają pojęcia, iż niedługo skrzyżują się ich losy. A jedno wydarzenie odmieni życie każdego z nich.
Nie lubię thrillerów i przyznaję się do tego bez bicia. W swoim prawie osiemnastoletnim życiu, przeczytałam ich zaledwie garstkę i żadnemu nie udało się zmienić mojego nastawienia do tego typu literatury. I choć absolutnie nie znam się na tym gatunku, to mam pewność, iż ,,Password" to nie thriller, lecz powieść przeznaczona dla dzieci w wieku mniej więcej 11 lat.
,,- Mój tato zmarł w zeszłym roku - powiedział Mick.
- Przykro mi. - Jerro na chwilę się zatrzymał. - Był chory?
- Dostał zawału na korcie tenisowym.
- A mówią, że sport to zdrowie."
Polubiłam grubego Micka, bogatego Jerro i biednego Stefana, jednak nie da się ukryć, że ich losy są totalnie przewidywalne. Całą fabułę można odgadnąć po kilkunastu stronach, a po niecnej intrydze oraz klimacie tajemniczości i napięcia nie pozostaje żaden ślad.
Jednak mimo to muszę przyznać, że ,,Password" jest całkiem wciągającą pozycją. Autorka ma, typowy dla literatury młodzieżowej, prosty i przyjemny styl, dzięki czemu książkę czyta się naprawdę lekko i szybko. Ponad to, lekturę uprzyjemnia nam świetna czcionka - dość duża z idealną interlinią i marginesami - czyli tak, jak lubię najbardziej!
,,Czasem ktoś nagle wywoła w tobie chęć opowiedzenia czegoś, a potem nie możesz już tego cofnąć."
Mirjam Mous stworzyła całkiem ciekawą książkę, opowiadającą o przyjaźni, (nie)uczciwości, ignorancji rodziców oraz odwadze. Jednak należy zaznaczyć, iż jest to lektura dla tych najmłodszych przedstawicieli młodzieży. Thriller to powieść, która ma zmrozić nam krew w żyłach. Dlatego jeśli szukacie tych kilku stopni na minusie, to odstawcie ,,Password" i dajcie mu szansę wśród zdecydowanie młodszej społeczności.
Wybaczcie, iż recenzja jest taka krótka, jednak książkę czytałam dość dawno temu i niewiele z niej pamiętam, co jest dowodem na to, iż jej treść nie pozostaje z nami na dłużej. Jeśli macie jakieś pytania, na które moja recenzja nie daje Wam odpowiedzi - śmiało piszcie!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
W blogosferze naczytałam się wielu pozytywnych rzeczy o Mirjam Mous i jej dziełach. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja, bez chwili wahania, sięgnęłam po książkę jej autorstwa. Czy ,,Password" okazał się fenomenem, czy może gorzką porażką? Dowiecie się, czytając dalej - serdecznie zapraszam!
Mick znajduje swojego...
Moja opinia dostępna jest tutaj:
https://m.youtube.com/watch?v=tyZU84B8oNM
Moja opinia dostępna jest tutaj:
https://m.youtube.com/watch?v=tyZU84B8oNM
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Lucas" przyciągnął mój wzrok podczas jednej z wizyt w szkolnej bibliotece. Opis na tyle okładki wydawał się całkiem interesujący i niebanalny, jak na dzisiejsze historie miłosne, więc postanowiłam wypożyczyć tę lekturę. I choć nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia, to spędziłam z nią kilka miłych wieczorów. Zacznijmy jednak od początku...
Caitlin mieszka na niewielkiej wyspie, której ludność zna się jak łyse konie. Takie okolice słyną ze spokoju i z tego, że absolutnie nic się tam nie dzieje. Pewnie dlatego główna bohaterka zwraca uwagę na nową twarz podczas powrotu do domu. Chłopak wywarł na niej tak ogromne wrażenie, iż nie może przestać o nim myśleć i przez kolejne dni uparcie siedzi w jej głowie. Przypadkowe spotkanie nastolatków wcale nie poprawia sytuacji, a Catilin mimowolnie zaczyna przywiązywać się do swojego rówieśnika.
Osobiście nigdy nie słyszałam o tym autorze ani o żadnej z jego książek, choć za granicą jest on całkiem popularny. Styl Kevina Brooksa należy do tych przyjemnych i lekkich. Tekst czyta się naprawdę szybko - odnosiłam wrażenie, że wzrok sam płynie po zdaniach i układa je w mojej głowie w spójną całość. Z pewnością na pochwałę zasługuje tutaj też wydawnictwo, które zadbało o świetną czcionkę!
Bardzo podobało mi się, że uczucie między nastolatkami nie grało tutaj głównych skrzypiec. Autor na pierwszy plan wysunął społeczeństwo i zręcznie ukazał jego najgorsze wady. Cieszę się, iż w końcu ktoś poruszył kwestię pozwalania, aby strach nas zdominował oraz podążania za tłumem - często nawet wbrew sobie. Zobrazowane zostało także to, jak niewinni ludzie cierpią przez naszą ignorancję. To, jak Kowalska i Kowalski milczą, żeby tylko nikt na nich nie spojrzał. Mają moc, by pomóc swojemu bliźniemu, ale tego nie robią - no bo co pomyśli sąsiadka?
Kevin Brooks studiował filozofię i psychologię. Sądzę, że w dużym stopniu, dzięki temu tak świetnie operuje tematyką obraną w swym dziele. Pisarz pokazuje do czego doprowadza nietolerancja i niewiedza. Ludzie łatwo wydają sądy, w rzeczywistości nie znając danego człowieka i jego historii. Sami nakładają na siebie ograniczenia, które ich ogłupiają.
,,Lucas" to książka o wyobcowaniu, trudnej młodości i problemach dzisiejszego świata. Kevin Brooks stworzył niezwykle mądrą i oryginalną historię, przekazującą wiele życiowych prawd. Odnajduję w niej także przesłanie na pewną obecną sytuację. Mianowicie chodzi mi o uchodźców zmierzających do Polski. Wiele ludzi zwyczajnie się boi i reaguje agresją, gdyż ocenia Syryjczyków na podstawie pozorów - wrzucając ich do jednego wora, nie zważając na ich różne osobowości. Człowiek czuje strach, aczkolwiek to nie powinno stanowić podstawy działania oraz usprawiedliwienia dla ciemnoty i umysłowego ograniczenia.
,,Lucas" jest lekturą niezwykle skomplikowaną emocjonalnie. Porusza sprawy bardzo trudne, ale jednocześnie tak dobrze znane każdemu z nas. Kevin Brooks sprawia, iż otwieramy oczy i jeszcze wyraźniej dostrzegamy otaczające nas zacofanie i głupotę. Mimo to, że w czasie czytania często coś mnie drażniło, a po lekturze odczuwałam pewien niedosyt - serdecznie zachęcam Was do sięgnięcia po tę oryginalną książkę.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Lucas" przyciągnął mój wzrok podczas jednej z wizyt w szkolnej bibliotece. Opis na tyle okładki wydawał się całkiem interesujący i niebanalny, jak na dzisiejsze historie miłosne, więc postanowiłam wypożyczyć tę lekturę. I choć nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia, to spędziłam z nią kilka miłych wieczorów. Zacznijmy...
"Cierpienia młodego Wertera" czytało mi się bardzo ciężko. Zdarzało się, iż 15 stron zajmowało dobrą godzinę. Akcja wlecze się, jak żółw. Znaczy nie, przepraszam - tam nie ma w ogóle akcji. Książka jest monotonna i cały tekst to biadolenie Wertera, który dużo gada, a mało robi. Bohater, dorosły mężczyzna, przypominał dwunastoletnią dziewczynkę, co przyprawiało mnie o chęć rzucenia tym "dziełem" o ścianę - jednak powstrzymałam się, bo i bez tego, lektura ledwo trzymała się kupy.
Nienawidzę takiego wyolbrzymiania, takiej egzaltacji. Skoro bohater na początku jest zakochany w Eleonorze (czy jak jej tam), a potem dość łatwo zmienia swój obiekt westchnień - już przy pierwszym spotkaniu z Lottą, twierdzi, że ją kocha - to chyba sam widzi, jakie niestałe są jego uczucia i ma świadomość, iż prędko znajdzie następną "ofiarę". Więc zamiast tchórzyć i się zabijać (a nawet tego nie potrafił dobrze zrobić) to było trzeba wziąć się w garść, a nie rozpaczać jak sierotka Marysia.
Jednym słowem? Żenada. Nie dziwię się, że większość ludzi nie sięga po lektury szkolne. A jak to zrobi, nie chce mieć już nigdy do czynienia z literaturą.
"Cierpienia młodego Wertera" czytało mi się bardzo ciężko. Zdarzało się, iż 15 stron zajmowało dobrą godzinę. Akcja wlecze się, jak żółw. Znaczy nie, przepraszam - tam nie ma w ogóle akcji. Książka jest monotonna i cały tekst to biadolenie Wertera, który dużo gada, a mało robi. Bohater, dorosły mężczyzna, przypominał dwunastoletnią dziewczynkę, co przyprawiało mnie o chęć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Halo! Czy jest tu ktoś, kto nie słyszał o ,,Czasie Żniw"? Trzeba przyznać, że swego czasu Samantha Shannon spowodowała w Internecie niezły chaos swoim dziełem. O tej książce mówili po prostu wszyscy: nawet moja mama, która zazwyczaj jest na bakier z tego typu literaturą. Osobiście należę do osób nieprzepadających za pędzeniem razem z tłumem, więc postanowiłam wziąć się za ,,Czas Żniw" dopiero, gdy nieco o nim ucichnie. No i ucichło.
W tym miejscu zazwyczaj poświęcam chwilę na zarys fabuły, jednak dzisiaj tego nie zrobię. Wydaje mi się, iż opis od wydawnictwa przekazuje wystarczającą ilość informacji. Nie chciałabym zdradzić za wiele i popsuć poznawania tej powieści osobom, które mają ,,Czas Żniw" jeszcze przed sobą.
,,- Masz periorbital haematoma.
- Co?
- Podbite oko."
Pierwsze słowa, cisnące mi się pod palce w czasie pisania recenzji tej książki to oryginalność i precyzja. Samantha Shannon stworzyła niesamowity świat i dopracowała go w każdym, nawet najmniejszym, szczególe. Wymyśliła coś fantastycznego i ciężko objąć rozumem, ile pracy musiało ją to kosztować. Autorka zaskakuje czytelnika i wciąga go w wykreowaną przez siebie krainę w sposób doskonały. Nie mogłam oderwać się od lektury, ciekawa tego, co Samantha Shannon przekaże mi jeszcze w tej części.
Czytając recenzje ,,Czasu Żniw" bardzo często spotykałam stwierdzenia, iż lektura na początku idzie opornie - ja tak nie miałam. Od pierwszej strony byłam zaintrygowana do szpiku kości i pochłaniałam tekst, jak ciasteczkowy potwór swój ulubiony przysmak. Różnię się także tym, że rzadko zerkałam do słowniczka, bo jakoś słowa rozumiałam z opisów sytuacji i nie czułam potrzeby poznawania definicji.
,,Nadzieja to jedyna rzecz, która może jeszcze wszystkich nas ocalić."
Podobało mi się to, że były momenty, kiedy akcja mknęła jak szalona, a czytelnik ledwo zdążał przewracać kartki, ale jednocześnie nie brakowało chwil odpoczynku, przeznaczonego na przygotowanie się do kolejnej szalonej przygody z Paige. Choć, co prawda, przy końcu książki nie znajdziemy ani grama spokoju - lektura trzyma w napięciu, którego nie sposób przezwyciężyć. Autorka fantastycznie rozłożyła wydarzenia, tworząc naprawdę nietuzinkową powieść.
,,Sprowadziłem cię z powrotem ponieważ bez ciebie nie potrafiłbym znaleźć siły do walki."
Wątek miłosny nie należy do tych wyraźnie zarysowanych. Relacje Paige z Naczelnikiem przeobrażają się naprawdę wolno i jest to prawdziwa uczta dla czytelnika! Przyłapywałam się na tym, że przewracam strony i szukam ich imion, aby wiedzieć, ile rozdziałów zostało mi do ponownego spotkania z tą dwójką bohaterów.
Muszę przyznać, że na początku liczba stron, a do tego mała czcionka, bardzo mnie przerażały. Odnosiłam wrażenie, iż czytanie tej lektury zajmie mi całą wieczność. Myliłam się! Ta całkiem spora cegiełka przeniosła mnie w magiczny świat i nie chciała wypuścić ze swoich sideł... w sumie to nawet nie próbowałam się wydostać.
Samantha Shannon stworzyła genialną powieść owianą fantastycznym klimatem. Fabuła ,,Czasu Żniw" to całkowicie coś nowego, coś z czym się z pewnością jeszcze nie spotkaliście. Pisarka nie podąża wytartymi schematami - ma pomysł i wykorzystuje go w stu procentach. Zaryzykowała, wybrała nieznaną ścieżkę i bardzo dobrze na tym wyszła, bowiem pokazała nam talent, potencjał i kreatywność, jakimi dysponuje. Autorka zaskakuje i nie pozwala zapomnieć o wykreowanym przez siebie świecie przez długi czas. Zakończenie wprost zwala z nóg i powoduje, iż czytelnik po prostu musi sięgnąć po kolejny tom.
Powiem Wam szczerze, że ciężko było mi wyrwać się z tamtego świata i wrócić do szarej rzeczywistości. To jeden z najlepszych debiutów, jakie miałam przyjemność czytać. Serdecznie polecam!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Halo! Czy jest tu ktoś, kto nie słyszał o ,,Czasie Żniw"? Trzeba przyznać, że swego czasu Samantha Shannon spowodowała w Internecie niezły chaos swoim dziełem. O tej książce mówili po prostu wszyscy: nawet moja mama, która zazwyczaj jest na bakier z tego typu literaturą. Osobiście należę do osób nieprzepadających za...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jeśli jesteś stałym czytelnikiem mojego bloga to z pewnością nie umknęło Twojej uwadze, iż rzadko sięgam po książki polskich autorów. Trzeba przyznać, że niestety to okropne uprzedzenie zagościło w życiu wielu z nas. Dzisiaj udowodnię Wam, jak bardzo jest ono krzywdzące dla pisarzy pokroju Agnieszki Olejnik oraz dla nas - czytelników, którzy odmawiają sobie przeczytania tak przegenialnej lektury.
Maja w swoim szesnastoletnim życiu przeszła więcej, niż nie jeden człowiek u progu śmierci. Wydarzenia te sprawiły, iż zamknęła się w sobie i w samotności przeżywała śmierć siostry. Miłość do nieznajomego Alka to jedno z nielicznych zdrowych uczuć spoczywających w dziewczynie. Główna bohaterka nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, iż na barkach młodego chłopaka również spoczywa ogromny ciężar. Czy razem zdołają przejść przez mrok przeszłości i stawić czoła teraźniejszości?
"Jak można tak zwyczajnie odwrócić się od ludzi, dla których się jest całym światem?"
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, gdy myślę o tej książce - prawdziwa i mocna. Agnieszka Olejnik napisała do bólu autentyczną historię o samotności, odrzuceniu i wyobcowaniu w połączeniu z nadzieją i pragnieniem bycia kochanym. O ogromnej potrzebie bliskości drugiej osoby, która zawsze będzie przy nas.
Maja i Alek to genialnie wykreowani bohaterowie. Czytelnik zżywa się z nimi, przeżywając ich upadki i wzloty. Ta dwójka nie dołączy do grona schematycznych i papierowych postaci. Ich wyrazistość jest tak silna, iż odnosi się wrażenie, jakby żyli tutaj z nami i byli naszymi przyjaciółmi.
,,Zabłądziłam" zostało napisane prostym, lecz nie prostackim, językiem. Bardzo spodobał mi się styl autorki, który sprawia, że powieść pochłania się w zastraszającym tempie. Wydaje mi się, iż brak wyszukanego słownictwa również przyczynił się do autentyczności tejże historii. Czy był to celowy zabieg? Nie mam pojęcia.
Nie zdajecie sobie sprawy, jak ciężko pisze mi się tą recenzję. Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, co powinnam tu wyskrobać. ,,Zabłądziłam" to emocje. Emocje tak żywo przelane na papier, iż czuje się je niemal jak własne. Nawet teraz, choć wydawało mi się, że powinnam już dawno ochłonąć po tej lekturze, nie potrafię wypowiedzieć się na jej temat. Po prostu brak mi słów.
"Świat jest dziwny. Ludzie są dziwni. My jesteśmy dziwni. I miłość jest dziwna."
Ciężko jest uwierzyć, iż ,,Zabłądziłam" to debiut Agnieszki Olejnik. Wielkie, ale to wielkie brawa. Autorka stworzyła niebanalną historię, poruszającą problemy współczesnego świata - a zrobiła to w sposób naprawdę fantastyczny. Emocje do dziś szarpią moje serce, a lektura nie pozwala o sobie zapomnieć. To jedna z tych książek, po której jesteśmy rozdarci i pełni refleksji. Nie my pochłaniamy tę historię, lecz ona nas i to tak całkowicie.
Polecam tę książkę zdecydowanie wszystkim: rodzicom i ich dzieciom, aby razem zobaczyli, jakie konsekwencje niesie za sobą brak odpowiedzialności i rozsądku oraz to, jak często dorośli ranią swoich potomków, nawet o tym nie wiedząc. ,,Zabłądziłam" powinno znaleźć się w szkolnym kanonie lektur obowiązkowych.
Wybaczcie mi ten chaos, jednak jestem pewna, iż stanie się on dla Was zrozumiały, kiedy sięgniecie po tą diabelnie dobrą książkę.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jeśli jesteś stałym czytelnikiem mojego bloga to z pewnością nie umknęło Twojej uwadze, iż rzadko sięgam po książki polskich autorów. Trzeba przyznać, że niestety to okropne uprzedzenie zagościło w życiu wielu z nas. Dzisiaj udowodnię Wam, jak bardzo jest ono krzywdzące dla pisarzy pokroju Agnieszki Olejnik oraz dla nas -...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Proza Rafała Kosika interesowała mnie od dawna. Wiele dobrego nasłuchałam się o jego serii ,,Felix, Net i Nika", a kiedy na Targach Książki w Warszawie zobaczyłam długą kolejkę do tego autora, wiedziałam, iż musi być dobrym pisarzem. Wyobraźcie, więc sobie moją radość, gdy wydawnictwo Powergraph zaproponowało mi zrecenzowanie dzieła pana Kosika - o tak, mój uśmiech był baaaardzo szeroki!
Głównymi bohaterami są dzieci widoczne na okładce książki - Amelia, Kuba, Albert i Mi. Wspólnie przeżywają, z pozoru zwyczajne, przygody, choć Rafał Kosik opisuje je w taki sposób, iż nawet poranne wyrzucanie śmieci staje się wyczynem ekstremalnym. Czworo młodych ludzi napotyka na swojej drodze wiele problemów, jednak dzięki odwadze i ogromnej przyjaźni przeskoczą nad każdą kłodą, która zostanie rzucona im pod nogi!
,,Lepiej wciśnij ten gaz, ojciec. Miejsce w ostatniej ławce samo się nie zajmie."
Mimo tego, że za jakieś pół roku wybije mi osiemnastka, to i tak bawiłam się w najlepsze, czytając tę książkę. Rafał Kosik ma genialny warsztat! Jego lekki i przyjemny styl sprawiają, iż od lektury wprost nie można się oderwać. Potrafi wzbudzić w czytelniku ogromną ciekawość i ręczę, że nawet najmłodszy przedstawiciel naszej ludzkiej rasy z uwagą będzie śledził losy swoich fikcyjnych rówieśników.
,,Jednak z Emila jest złośliwy typ. No sama popatrz. Postanowiłam nie odbierać od niego telefonów, a on nie dzwoni."
Nigdy nie ukrywałam, że kocham literaturę dla dzieci. Wbrew pozorom to właśnie w tej prostocie kryje się najwięcej życiowych prawd oraz dobra, które każdy człowiek powinien nosić w sercu. Rafał Kosik napisał dydaktyczną książkę, pokazującą jak ważna jest przyjaźń, rozmowa i chęć zrozumienia drugiego człowieka.
Naturalnie w ,,Amelia i Kuba. Kuba i Amelia. Nowa szkoła" nie brakuje poczucia humoru! Wiele razy śmiałam się w głos i powtarzałam dany fragment po stokroć - zawsze bawił równie mocno. Drodzy rodzice, czytajcie swoim dzieciom takie lektury, a gwarantuję, że wszyscy na tym zyskają.
Pragnę jeszcze dodać, iż książka jest wydana naprawdę fantastycznie. Każdy rozdział został opatrzony rysunkiem związanym z daną przygodą. Wygodna czcionka w połączeniu z genialnym stylem pana Rafała sprawiają, iż tekst chłoniemy w zastraszającym tempie i nagle znikąd pojawia się ostatnia strona (niestety).
,,(...) wydaje się, że wszystko zaczyna się układać, aby zaraz potem się zepsuć."
Niezmiernie się cieszę, że w końcu poznałam tego świetnego pisarza. A jeszcze bardziej raduje mnie fakt, iż takie książki są jeszcze dostępne na rynku! Rzucając swój wiek w niepamięć, chętnie sięgnę po kolejne dzieła Rafała Kosika. Uczymy się całe życie i wbrew pozorom, czasem naprawdę powinniśmy przypomnieć sobie te (podobno) najprostsze, wręcz banalne lekcje.
Ja już wiem co będę podsuwać moim dzieciom (kiedyś tam) do czytania, aby pokochały literaturę. Mam nadzieję, że Ty też!
PS Z tego cyklu wydane są jeszcze dwie książki, jednak wydaje mi się, iż nie trzeba czytać ich po kolei. Bynajmniej ja - nie znając wcześniejszych tomów - przyswoiłam tę część bez problemu. :-)
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Proza Rafała Kosika interesowała mnie od dawna. Wiele dobrego nasłuchałam się o jego serii ,,Felix, Net i Nika", a kiedy na Targach Książki w Warszawie zobaczyłam długą kolejkę do tego autora, wiedziałam, iż musi być dobrym pisarzem. Wyobraźcie, więc sobie moją radość, gdy wydawnictwo Powergraph zaproponowało mi...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jak często zdarza Wam się zaufać świetnemu opisowi i genialnej okładce? Bo mi, niestety, aż nader często. Nie mam zamiaru rozpisywać się w tej recenzji - moim zdaniem na słabe książki szkoda czasu. Jednak jestem tutaj też po to, aby ostrzegać Was przed beznadziejnymi powieściami, które kradną cenne minuty, a w zamian nie dają nic. Okruchy wieczności to właśnie jeden z takich pasożytów.
Na samym początku muszę Wam powiedzieć, że nie jestem osobą żyjącą tylko tym, co tu i teraz. Wręcz przeciwnie - bardzo często wybiegam myślami poza nasz świat i rozmyślam, marzę, tworzę różne dziwaczne teorie, które z pewnością dla wielu ludzi wydałyby się pozbawione sensu. Ale przecież wszyscy widzimy, iż w całej naszej rzeczywistości nie raz brakowało sensu i ładu. Zatem bez skrępowania pozwalam mojemu mózgowi układać niekończące się teorie.
Sama nie mam odwagi o tym pisać, bo słowa mnie ograniczają i kiedy próbuję przelać to, co siedzi w mojej głowie na papier, jakoś tak wszystko nie trzyma się kupy. Aczkolwiek z wielką przyjemnością sięgam po książki, przeznaczone różnym filozoficznym przemyśleniom i podczas lektury poświęcam im całą swoją uwagę. Staram się zrozumieć autora, jak najlepiej i często przetrawiam jego słowa przez długi czas, aby odnaleźć każdą ukrytą w nich tajemnicę.
Znacie przysłowie: im bardziej się starasz, tym mniej wychodzi? Uważam to za idealne zwieńczenie tej książki. Bo wiecie, Andrzej Borun po prostu przedobrzył. Chciał przekazać jak najwięcej, wskutek czego powstało masło maślane masłem posmarowane. Za dużo w tej lekturze słów, a za mało ciszy przeznaczonej dla czytelnika i jego rozmyśleń (za dużo słów, za mało treści). Może autor pragnął wyręczyć nas z samodzielnego myślenia? Nie wiem. Jednak nie zostawił w swoim dziele miejsca na nasze spostrzeżenia względem danej sprawy. Moim zdaniem w takiej literaturze jest to wręcz karygodne.
Odniosłam śmieszne wrażenie, że Andrzej Borun bawi się w filozofa. Jego tezy często były głupiomądre - mówił o czymś, jakby odkrył Amerykę, choć przeciętnie inteligenty człowiek zdaje sobie z tego sprawę od zawsze. Podobno autor miał nas motywować, zasiać w nas jakieś ziarno. Wiecie do czego ja zostałam ,,zmotywowana"? Do tego, aby już nigdy nie sięgać po książki z jego nazwiskiem. Okruchy wieczności to bardzo nieudana próba wstrząśnięcia ludzkością.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Jak często zdarza Wam się zaufać świetnemu opisowi i genialnej okładce? Bo mi, niestety, aż nader często. Nie mam zamiaru rozpisywać się w tej recenzji - moim zdaniem na słabe książki szkoda czasu. Jednak jestem tutaj też po to, aby ostrzegać Was przed beznadziejnymi powieściami, które kradną cenne minuty, a w zamian nie...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Pozwolę ci odejść. Jeśli zostaniesz."
Znacie to wspaniałe uczucie, kiedy listonosz puka do Waszych drzwi w rękach trzymając olbrzymią paczkę? Wtedy każdy z nas przestępuje niepewnie z nogi na nogę, błagając w duchu, aby adresat miał nasze imię i nazwisko. Tak, mniej więcej, wyglądało przybycie ,,Zostań, jeśli kochasz" do mojego domu. Na samym początku jeszcze raz bardzo chciałabym podziękować Alicji za taką cudowną niespodziankę! Kochana trafiła w dziesiątkę, bo od dawna marzyłam o zapoznaniu się z tą lekturą. :-)
Nastoletnia Mia prowadzi sielankowe życie ze swoją specyficzną rodzinką. Zamiast krwi w jej żyłach płynie miłość do muzyki klasycznej, z którą bardzo poważnie wiąże swą przyszłość. Pewnego dnia widzimy scenę jak z obrazka: cała familia wybiera się w odwiedziny do bliskich, samochód przepełniają radosne okrzyki i ciepła atmosfera. Nagle pojawia się ciężarówka, a jezdnia staje się niemożliwie śliska. Niczym jeden mąż, wszyscy z przerażenia zamykają oczy. Niektórzy bezpowrotnie.
Większość z nas nie chce oglądać ekranizacji przed poznaniem pierwowzoru. Osobiście widząc zwiastun ,,Zostań, jeśli kochasz" otworzyłam szeroko oczy i zakodowałam tytuł. A potem usłyszałam słowa świadczące o istnieniu wersji papierowej i stwierdziłam, że najpierw - jak na mola książkowego przystało - przeczytam. Nie wiem czy wspominałam o tym Alisce, czy sama na to wpadła, ale lektura znalazła się na mojej półce dzięki niej! Niby tak mi się śpieszyło do jej przestudiowania, a kiedy doszło co do czego, to jakoś zeszła na dalszy plan i wskutek tego wszystkiego zapoznałam się z nią dopiero w maju.
,,(...) umieranie jest proste. To życie jest trudne."
Od razu pragnę zaznaczyć, że książkę czyta się naprawdę błyskawicznie. Styl Gayle Forman jest bardzo przyjemny, lekki i prosty. Mogłabym przyczepić się o małą schematyczność lektury, jednak wydaje mi się, że właśnie ten brak nadmiernego tekstu sprawił, iż ,,Zostań, jeśli kochasz" stała się rozpoznawalna. Autorka nie tworzyła tylko po to, aby zapchać strony - przekazywała to, co najważniejsze, bez zbędnych opisów długości autostrady.
Ciężko zadziwić czytelnika powieści młodzieżowych. Autorzy kombinują, edytują, wymyślają, a i tak wydaje się, iż podążają oni starym, dobrze wytartym szlakiem. W przypadku ,,Zostań, jeśli kochasz" było inaczej - zawiało świeżością i (wreszcie!) nutą oryginalności. Nie spotkałam się jeszcze z taką fabułą i ten fakt bardzo miło mnie zaskoczył, jednak...
Chciałabym, naprawdę bardzo bym chciała, pisać dalej o tym, jakie to wszystko było piękne, oryginalne i w ogóle wspaniałe, ale nie mogę. Niestety, książka zawierała też sporo minusów. Może nie ..sporo" tylko, poprawię się, kilka - jednak znacznie ważących na ocenie. Po pierwsze coś, czego wszyscy nienawidzimy: przewidywalność. Przewidywalność przewidywalna do bólu. Naprawdę. Większość z nas domyśli się kolejnych kroków autorki, zanim przeczyta pierwszą stronę.
Kolejną wadą są bohaterowie, którzy zostali potraktowani dość powierzchownie. Osobiście nie zdążyłam nikogo polubić ani znienawidzić, choć szczerze to trochę irytowała mnie Mia. Mam nadzieję, że pani Forman rozwinie ich nieco w kontynuacji.
,,Czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka."
Zanim przejdę do podsumowania, wspomnę jeszcze o cudownym wydaniu. Jestem bezapelacyjnie zakochana w tej okładce! W środku książka dalej trzyma poziom: wygodna dla oka czcionka, super interlinia i ciekawie oznaczone rozdziały. Zdecydowanie podniosło to ocenę o plusa.
Mimo tych paru negatywnych słów w mojej recenzji, muszę przyznać, że z uśmiechem na twarzy poznawałam historię stworzoną przez Gayle Forman. To jedna z tych książek, które są idealne dla ,,wczesnej" młodzieży w okresie dojrzewania. Wzruszająca powieść o miłości przepełniona uroczymi chwilami to zdecydowanie dobra lektura na luźniejsze, wakacyjne dni, kiedy chcemy odpocząć od ambitnego myślenia i pozwolić umysłowi złapać oddech. ,,Zostań, jeśli kochasz" zaliczę do mało wymagających dzieł, dość szybko odchodzących w zapomnienie. Jednak muszę Wam wyznać, że gdy wspominam tę historię, robi mi się tak jakoś cieplej na serduszku...
,,Co to za dziwny dźwięk?
to tylko moje życie
Przemyka obok ze świstem[...]"
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Pozwolę ci odejść. Jeśli zostaniesz."
Znacie to wspaniałe uczucie, kiedy listonosz puka do Waszych drzwi w rękach trzymając olbrzymią paczkę? Wtedy każdy z nas przestępuje niepewnie z nogi na nogę, błagając w duchu, aby adresat miał nasze imię i nazwisko. Tak, mniej więcej, wyglądało przybycie ,,Zostań, jeśli...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,To nie trupów musisz się tu obawiać... ale żywych."
Dzieła z zombie w tle są z dnia na dzień coraz bardziej popularne, wskutek czego czytelnik staje się wymagający i trudno go zaskoczyć. Historię ,,The Walking Dead" przedstawiono w trzech różnych formach, bowiem dostępne są: komiks, serial oraz proza. Pewnie jak większość z Was, obejrzałam kilka sezonów tej produkcji, aczkolwiek nie zawładnęła ona moim życiem i nie czekałam w napięciu, aż zobaczę kolejny odcinek. Czy udało się to wersji papierowej? Dowiecie się czytając dalej!
Epidemia zawładnęła naszą planetą. Na ulicach roi się od ,,żywych trupów", których przybywa z każdą godziną. Przy tych statystykach wydaje się, iż normalnych ludzi została zaledwie garstka. Wśród niej są główni bohaterowie tej powieści. Wyruszają oni w podróż do Atlanty, która stała się ich ziemią obiecaną. Jednak zanim tam dojadą, muszą stawić czoła światu, nieprzypominającego w żadnym calu dawnego domu. Czy po deszczu, pojawi się tęcza? Tego Wam już nie zdradzę.
Nigdy nie ukrywałam, że fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki. Za każdym razem zastanawiam się czym autor mnie zaskoczy, jaki świat wymyśli i w ilu procentach wykorzysta swój potencjał. I już na samym początku powiem Wam, iż Robert Kirkman i Jay Bonansinga spisali się znakomicie pod wszystkimi względami.
,,Nauczył się, czym jest miłość. Jest w niej dużo strachu oraz coś, co sprawia, że nagle zdajesz sobie sprawę, iż do końca życia będziesz z jakiejś strony odsłonięty i bezbronny."
Pewnie Was to zdziwi, jednak ,,The Walking Dead" jest pierwszą historią z zombie, jaką miałam przyjemność czytać. Nieco obawiałam się tej lektury, ponieważ podczas oglądania serialu odnosiłam momentami wrażenie, że takie tematy nie są dla mnie. Ojj, jakże się myliłam!
Po książkę sięgnęłam, gdyż cicho liczyłam na to, iż okaże się lepsza od serialu - chciałam dać szansę tej historii. Na początku czytania byłam nieco zdezorientowana, jednak już po kilku stronach wszystko się wyjaśniło i razem z bohaterami uczestniczyłam w wędrówce. Przy tej lekturze nie sposób się nudzić, akcja mknie jak szalona, a czytelnik nie zdąża nabrać powietrza, nim autorzy ponownie go czymś zaskoczą. Istna jazda rollercoasterem.
Książka pisana jest typowo męskim językiem. Od pierwszych stron wiemy już, że to z pewnością nie pióro kobiety. Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam tego za wadę. Jednak trzeba przygotować się na mocne słowa, a w tym sporą liczbę przekleństw. Wyłącznie nagromadzone bluźnierstwa nieco mi przeszkadzały, ewidentnie w kilku scenach można już było je sobie darować.
,,Chcę, byś pamiętała, że nadejdzie taki dzień, w którym nie będziesz już musiała zamykać oczu. Że przyjdzie czas, kiedy wszystko się zmieni, stanie się inne, lepsze, i nie będzie już tych chorych ludzi."
Postacie są fenomenalnie wykreowane. Charaktery różnią się od siebie i na pewno każdy czytelnik znajdzie osobę, której będzie kibicował przez całą serię. Żadnego z bohaterów nie potraktowano powierzchownie - na temat danej postaci znajdziemy przynajmniej kilka bogatych informacji, a za ich pomocą utworzymy własną opinię na jej temat.
,,The Walking Dead. Narodziny Gubernatora" to zdecydowanie mocne rozpoczęcie cyklu. O wiele, wiele bardziej odnalazłam się w prozie niż w serialu. O ile w ekranizacji bywały momenty, kiedy miałam ochotę wyłączyć odtwarzanie, to od książki wprost nie mogłam się oderwać. Akcja jest genialnie rozbudowana - stopniowo rosnące napięcie przy ostatnich stronach sięga zenitu, a fabuła przyciąga swoją oryginalnością. Z pewnością zapoznam się z kontynuacją i trzymam kciuki, aby była ona choć w połowie tak dobra, jak pierwszy tom serii. Polecam wszystkim, bez wyjątku - nie zawiedziecie się!
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,To nie trupów musisz się tu obawiać... ale żywych."
Dzieła z zombie w tle są z dnia na dzień coraz bardziej popularne, wskutek czego czytelnik staje się wymagający i trudno go zaskoczyć. Historię ,,The Walking Dead" przedstawiono w trzech różnych formach, bowiem dostępne są: komiks, serial oraz proza. Pewnie jak...
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Świat to jedno wielkie zoo."
Witajcie, kochani! Dzisiejszą recenzję rozpoczęłam niezwykle życiowym cytatem, pochodzącym naturalnie z książki autorstwa Helen Fielding, o której (książce, nie Helen) chciałabym Wam napisać parę słów. Oczywiście nie będzie to ,,parę słów", bowiem jakim cudem mogłabym zamieścić wszystkie moje uczucia względem fenomenalnej historii zaledwie w kilku zdaniach?! Także zapraszam Was na mój wywód, zawierający zdecydowanie (nie)parę słów.
,,Bridget Jones. Szalejąc za facetem" to dalsze losy tej kultowej postaci. W trzeciej części tytułowa bohaterka musi oswoić się z czymś, przed czym zawsze się broniła. Starość prześcignęła ją i w końcu dopadła. Utrzymuje się jednak, że nie jest ona taka straszna, kiedy mamy przy sobie ukochaną osobę. Niestety, naszej głównej bohaterce brakuje drugiej połówki - została wdową. Wszyscy wiemy z czego słynie ta niezwykła kobieta: nigdy, przenigdy się nie poddaje. Choć potyka się nieustannie to dojdzie do swego celu, nawet gdyby miała się tam doczołgać. Zrobi to. Wejdzie na sam szczyt.
Zapewne wiecie, że ,,Bridget Jones. Szalejąc za facetem" to ostatni tom tego cyklu. Jestem ogromną fanką tytułowej bohaterki i bardzo ubolewam nad tym, że seria dobiegła końca. Długo powstrzymywałam się od sięgnięcia po trzecią część tej historii, chcąc oddalić moment pożegnania. W końcu nie wytrzymałam, otworzyłam książkę i kolejny raz pozwoliłam wciągnąć się w świat stworzony przez Helen Fielding. I ponownie przeżywałam losy Bridget Jones, niczym własne.
,,Lepiej umrzeć od botoksu niż z samotności, będącej skutkiem niepotrzebnie wyhodowanych zmarszczek."
Piszę Wam to po raz trzeci (i napiszę także czwarty i piąty, jeśli zajdzie taka potrzeba), ale nie mogę pominąć tej kwestii. Humor. Jedną z największych zalet całej tej serii są nietuzinkowe żarty autorki. Przy żadnej książce nie uśmiałam się tak, jak przy dziełach Helen Fielding. Często musiałam odkładać lekturę na bok i porządnie się wyśmiać, żeby ponownie skupić się na treści. Nigdzie nie znajdziecie tylu zabawnych momentów, gwarantuję.
Kilka akapitów wcześniej napisałam, że Bridget Jones nigdy się nie poddaje. Straciła męża, została sama z dwójką małych dzieci, a do tego dopadła ją nieugięta starość. Bohaterka miewa kryzysy, słabsze chwile, ale kiedy myślimy sobie ,,To ten moment. Nie da już rady.", ona wstaje, pokazuje nam środkowy palec i maszeruje dumnie naprzód, choć często nie w tym kierunku co trzeba i oczywiście w sukience za małej o trzy rozmiary - ona Wam udowodni, że tłuszcz jednak można uformować w ładny kształt!
,,Jak to dobrze, że zawsze jest jeszcze jedzenie."
Żarty, żartami. Ale wydaje mi się, iż ktokolwiek czytał tę serię potwierdzi to, co zaraz powiem. Książki te opowiadają przede wszystkim o życiu. O prawdziwym, brutalnym i nieprzewidywalnym życiu, które widząc, że upadłeś, chętnie kopnie Cię w tyłek, jeśli tylko spróbujesz wstać. Jednocześnie każdy ten kopniak sprawia, iż stajemy się silniejsi i w końcu podnosimy się. Otrzepujemy kolana i idziemy, aż do kolejnego upadku. I właśnie tego uczy nas Bridget Jones: abyśmy nigdy się nie poddawali. To nie jest wyidealizowana postać, wręcz przeciwnie - wady to jej znak rozpoznawczy. Aczkolwiek wszyscy widzimy jej urok i po prostu ją kochamy. Bridget Jones potrafi sprawić, że w najgorszej sytuacji człowiek uśmiechnie się i dojrzy tę pozytywną stronę.
,,Bridget Jones. Szalejąc za facetem" to książka, którą autorka pisała po paru latach od wydania 2. tomu. Nie wiem czy wypadła z rytmu, ale na początku czuć tą ,,inność" od poprzedniczek serii. Dużo osób mówiło, że to zdecydowanie najsłabsza część. Ja tak nie uważam. Odnalezienie się, w tej nieco zmienionej wersji losów BJ, nie zajęło mi wiele czasu. Mimo, iż niewątpliwie jest to najsmutniejsza z części, to i tak czeka tam na nas duża dawka humoru przelana przez autorkę na papier.
,,Znienacka zobaczyłam samą siebie jako jedną z tych starszych kobiet, które uparcie tkwią w domach za zaciągniętymi zasłonami i przez większość życia snują się przy świetle kominków lub świec, a gdy ktoś do nich przychodzi, malują krzywo usta."
Helen Fielding stworzyła serię, która pokazała mi, jak wygląda prawdziwe życie. Jak często los podsuwa nam coś pod nos, tylko po to, aby zaraz cofnąć rękę z niespodzianką. Jak często wszystko nie idzie po naszej myśli. Jak często mówimy sobie ,,nareszcie jest dobrze", a to zaledwie chwila przed kolejną porażką. Jak często własne życie, robi nam na złość, choć teoretycznie powinniśmy ze sobą współpracować.
Helen, wiem, iż nigdy tego nie przeczytasz, ale dziękuję. Dziękuję Ci za wszystko, czego mnie nauczyłaś. Bridget Jones stała się moją przyjaciółką i jeśli tylko będę potrzebowała rady, jeśli tylko poczuję się źle - wystarczy, że otworzę książkę zawierającą na okładce jej imię.
ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
,,Świat to jedno wielkie zoo."
Witajcie, kochani! Dzisiejszą recenzję rozpoczęłam niezwykle życiowym cytatem, pochodzącym naturalnie z książki autorstwa Helen Fielding, o której (książce, nie Helen) chciałabym Wam napisać parę słów. Oczywiście nie będzie to ,,parę słów", bowiem jakim cudem mogłabym zamieścić wszystkie...
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Na naszym świece są autorzy, którzy zawsze będą kojarzeni z jedną książką - gdy mówię to zdanie, od razu myślę o C. Ahern oraz jej dziele ,,Love, Rosie". Istnieją naprawdę nieliczne osoby nieznające tej cudownej historii o życiu i jego krętych ścieżkach. Po przeczytaniu tych 512 stron narodziło się wielu nowych miłośników pióra tejże pisarki. Czy jednak wygórowane oczekiwania fanów nie przygniotły pani Ahern?
Jasmine jest jedną z tych osób, które całe swoje życie podporządkowują pracy. Ba, całe ich życie to właśnie praca. Nie zauważają piękna, otaczającego ich każdego dnia. Nie potrafią cieszyć się z niczego, ot tak po prostu. Nie zatrzymują się. Nie oglądają się za siebie. Biegną. Ciągle gdzieś pędzą. Aż w końcu wyrasta na ich drodze ogromny znak "STOP". Uderzają w niego z potężną mocą i mija naprawdę dużo czasu zanim zaczynają rozumieć. Rozumieć, że do tej pory nie żyli, a jedynie istnieli.
Cecelia Ahern kolejny raz nie ogranicza się do jednego wątku. I właśnie to w niej uwielbiam! Autorka pisze o życiu i stara się odwołać do wielu jego aspektów. W ten sposób poznajemy Heather - siostrę głównej bohaterki, chorującą na zespół Downa. Pisarka porusza temat traktowania ludzi dotkniętych tą chorobą przez osoby bliskie oraz dalsze otoczenie. Zadziwiające jest to, że oba te środowiska bardzo sobie przeczą. Doskonały przykład stanowi Jasmine - pragnie, aby wszyscy traktowali jej siostrę zwyczajnie, kiedy sama obchodzi się z nią, jak z jajkiem. Główna bohaterka symbolizuje człowieka rozdwojonego w sobie. Czytelnik może prychnąć i lekceważąco pokręcić głową. Ale zastanówmy się: czy i my nie zachowujemy się często, jak klasyczni hipokryci?
Muszę przyznać, że oczekiwałam od tej książki naprawdę wiele. Cóż poradzę, iż ,,Love, Rosie" trafiła w moim sercu na wyjątkowe miejsce i mieszka w nim do tej pory? Autorka genialnie rozpoczęła tekst zdaniem ,,Miałam pięć lat, kiedy dowiedziałam się, że umrę", jak dla mnie to zdecydowanie mocne słowa, więc zaintrygowana chłonęłam kolejne strony w zastraszającym tempie. A potem? Bum.
Nagle historia zaczęła mnie nudzić. Przez wiele stron nic się nie działo, mało było dialogów, a opisy, dłużące się niczym tasiemce, ciągnęły się w nieskończoność i przytłaczały mnie. Nadszedł czas, gdy sięgałam po książkę tylko po to, aby ujrzeć epilog. Nawet nie wiem, kiedy pojawił się moment, iż znowu przepadłam. I w końcu dotarłam do ostatniej strony. Pewnie myślicie, że bardzo się z tego cieszyłam - no nie zupełnie.
,,Kiedy cię poznałam" to podróż Jasmine po własnym umyśle. Nie ukrywam, że bohaterka czasem mnie irytowała, jednak naprawdę się z nią zżyłam i w pewien sposób utożsamiłam, uczestnicząc w naszej wędrówce. Gdy odłożyłam skończoną już lekturę, zrozumiałam, iż cały ten proces wzlotów i upadków (także podczas mojego czytania) był potrzebny, aby Jasmine mogła stać się tym, kim się stała. Żeby odkryła siebie na nowo, tak w stu procentach i poczuła niezwykłe szczęście z tego, że po prostu jest.
Cecelia Ahern stworzyła kolejny raz coś niebywale prawdziwego. Życie to pojęcie abstrakcyjne, jednak autorka sprawia, iż jest niemal namacalne. Peryfrazuje je w sposób niebywały, zmuszając odbiorcę do licznych refleksji.
,,Kiedy cię poznałam" to książka o zmianach i przewrotach, jakie często funduje nam los. Pisarka uświadamia nam, że każda sytuacja ma zawsze jakąś przyczynę i choć jesteśmy pewni, że dążymy donikąd - mylimy się. Bowiem analizując całą historię Jasmine zaczynamy rozumieć, że życie to ciągła wędrówka. Czasem nachodzą nas wątpliwości i zadajemy sobie pytanie ,,czy na końcu tej drogi na pewno coś na mnie czeka?". Autorka wychodzi nam naprzeciw z odpowiedzią: Zawsze. Po prostu bądź wytrwały.
Jak mogę to podsumować? Czasem dążymy do celu, nawet o tym nie wiedząc. Cecelia Ahern pisze o ludziach i dla ludzi. I jest w tym najlepsza.
ZAPRASZAM
po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Na naszym świece są autorzy, którzy zawsze będą kojarzeni z jedną książką - gdy mówię to zdanie, od razu myślę o C. Ahern oraz jej dziele ,,Love, Rosie". Istnieją naprawdę nieliczne osoby nieznające tej cudownej historii o życiu i jego krętych ścieżkach. Po przeczytaniu tych 512 stron narodziło się wielu nowych miłośników pióra...
Nie ukrywam - na początku szło mi opornie. Często nie rozumiałam co czytam i zmuszałam się do dalszego poznawania lektury. Bohater zmieniający imiona, proza, dramat, symbole, mesjanizm - CO?!
Na szczęście, pozytywnie się zaskoczyłam. ,,Dziadów" na pewno nie zaliczę do moich ulubionych książek, aczkolwiek zdecydowanie to jedna z najciekawszych lektur. Zrozumiałam ją dopiero wtedy, gdy przeczytałam ostatnią stronę i trochę się nad nią zastanowiłam.
Nie zniechęcajcie się więc od razu i dajcie ,,Dziadom" szansę. To naprawdę całkiem przystępna powieść, choć nie da się ukryć - bardzo skomplikowana.
PS Nie lubię Mickiewicza, ale ,,Dziady" nawet mu się udały! :D
Nie ukrywam - na początku szło mi opornie. Często nie rozumiałam co czytam i zmuszałam się do dalszego poznawania lektury. Bohater zmieniający imiona, proza, dramat, symbole, mesjanizm - CO?!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa szczęście, pozytywnie się zaskoczyłam. ,,Dziadów" na pewno nie zaliczę do moich ulubionych książek, aczkolwiek zdecydowanie to jedna z najciekawszych lektur. Zrozumiałam ją...