-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2021-01
2021-01
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...
2021-01
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...
2016-07-23
Kiedy wreszcie odkryłam magię książek, niezwykłość światów i bohaterów, przepadłam. Skryłam się pomiędzy, kolejnymi zdaniami, linijkami czarnego drobnego druku- towarzyszyli mi w tym ukochani bohaterowie, których imiona pisałam na marginesach zeszytów i kolejne kolorowe okładki, szybko zapełniające niegdyś puste półki. „Fangirl” to powieść o mnie i o tobie.
Cath jest stu procentowym molem książkowym. Uwielbia książki fantasy, kocha serię o nastoletnim czarodzieju Simonie Snowie, pod osłoną nocy pisze fanfiction, a wszystkie koszulki przedstawiają fikcyjnych bohaterów, lub cytaty z przeczytanych powieści. Dziewczyna, kocha swój mały świat pełen magii, nowych światów, pisania i dzielenia wrażeń z najukochańszą siostrą bliźniaczką, z którą kiedyś rozumiały się bez zbędnych słów. Jednak studia, większe miasto i rozłąka z siostrą zmuszają dziewczynę do wyjścia ze swojego bezpiecznego, budowanego przez lata książkowego świata. Będzie musiała się zmierzyć z rzeczywistością, w której nie każdy zna Simona Snowa.
To prawda, że od początku utożsamiałam się z główna bohaterką. Kocham książki. Uwielbiam fanfiction. W szafie mam pełno fanowskich koszulek. Dlaczego, więc życie Cath nie jest wcale szczęśliwe?
Rainbow Rowell napisała piękna historię o dziewczynie, która bardziej kochała fikcyjne światy od tego realnego. Pokazała leki, strach przed codziennym życiem i zagubienie w wielkim świecie. Cath choć jest podobna do wielu z nas, tak naprawdę nie była gotowa na poważne dorosłe życie, na wieczne pretensje i oczekiwania. „Fangirl” to historia o młodej dziewczynie, która dopiero uczy się świata, przezwycięża swoje największe lęki, niczym bohaterka książki fantasy.
Jestem oczarowana powieścią. Tym jak autorka prowadzi bohaterów, jak łączy ich historie i doprowadza ją do samego końca. Rainbow Rowell potrafi pisać o niezwykłych ludziach żyjących w zwykłym świecie. Myślę, że warto ich poznać, zaprzyjaźnić się z nimi i zostawić w pamięci na dłużej.
Polecam wszystkim, którzy kochają książki, czują się samotni lub szukają czegoś innego. Ponieważ ta powieść nie przypomina żadnej innej, jest niezwykła sama w sobie. Musisz się tylko o tym przekonać.
Kiedy wreszcie odkryłam magię książek, niezwykłość światów i bohaterów, przepadłam. Skryłam się pomiędzy, kolejnymi zdaniami, linijkami czarnego drobnego druku- towarzyszyli mi w tym ukochani bohaterowie, których imiona pisałam na marginesach zeszytów i kolejne kolorowe okładki, szybko zapełniające niegdyś puste półki. „Fangirl” to powieść o mnie i o tobie.
Cath jest stu...
2018
„Pan Tadeusz” czyli klasyk nad klasykami, z którym każdy musiał się kiedyś zmierzyć. Dla niektórych udręka, przykra konieczność czy po prostu zwykła szkolna lektura. Nie od razu docenia się wyjątkowość mickiewiczowskiego eposu. Nie od razu dostrzega się uczucia poety przelane na papier. Nie od razu odnajdujemy kunszt formy.
Opowieść jest namacalnym dowodem na miłość Adama Mickiewicz do swojego kraju. Epopeja była dla niego swoistą ucieczką do „lat dziecinnych”. W powieści zamknął swoje uczucia, ukrył marzenia i wspomnienia z dawnych lat. To właśnie dlatego epopei towarzyszy wszechobecna idealizacja. Soplicowa. Szlachty. Krajobrazu. Przyrody.
Autor rozpływa się nad pięknem ukochanej Litwy. Jej mieszkańcom przypisuje niemalże same najwspanialsze cechy i zachowania, po to by właśnie te wspomnienia, te blaknące już w jego myślach, zamknąć i nie dać im uciec. Choć fabuła, pozostaje zwyczajnie prosta to autor pomiędzy kolejnymi zdarzeniami ukrywa piękne polskie zwyczaje i wartości. Ich ślady odnajdujemy w całym Soplicowie, wykreowanym przez Mickiewicza, ośrodku polskiej tradycji, kultury i patriotyzmu.
Dopiero z czasem, już po przeczytaniu całej epopei, po wielu godzinach zmuszania się do czytania, lepiących się powiek i ziewania, docenia się formę opowieści, która o niebo przewyższa opowiadaną historię. Pięknie zbudowane opisy, wzruszająca inwokacja i epilog pięknie, zamykający całość świadczą o wyjątkowości dzieła.
Nie powiem czytało się ciężko, mozolnie i po prostu nudno. Dopiero w trakcie omawiania lektury dostrzegłam kryjące się między wierszami marzenia i wspomnienia poety. Tego się nie przeskoczy, każdy kiedyś pozna epopeję. Czy to we fragmentach czy w całości.
Dobrze jest już po przeczytaniu usiąść na chwilkę, spojrzeć przez okno i po prostu pomyśleć o dawnej Polsce, o Mickiewiczu i jego marzeniach. Może wtedy chociaż w małym stopniu uda nam się dostrzec wyjątkowość i nietuzinkowość polskiej epopei narodowej.
„Pan Tadeusz” czyli klasyk nad klasykami, z którym każdy musiał się kiedyś zmierzyć. Dla niektórych udręka, przykra konieczność czy po prostu zwykła szkolna lektura. Nie od razu docenia się wyjątkowość mickiewiczowskiego eposu. Nie od razu dostrzega się uczucia poety przelane na papier. Nie od razu odnajdujemy kunszt formy.
Opowieść jest namacalnym dowodem na miłość Adama...
2019-01-30
Wszyscy mamy kompleksy. Są nieodłączną częścią naszego życia, akceptacji siebie i wkraczania miedzy innych, pozornie idealnych ludzi. „Jej wysokość P” to powieść o ukrywaniu się za kompleksami, dorastaniu, miłości i bardzo, bardzo wysokiej dziewczynie.
Poznajemy główną bohaterkę kiedy jest rozgoryczona, zmartwiona i wkurzona. Ma problem. Duży problem. Peyton od zawsze była TĄ wysoką. TĄ ogromną. TĄ nadającą się, do znienawidzonego przez nią sportu. Jednak nigdy nie chciała być „TĄ dziewczyną”. Tak jak zwykłe nastolatki, jej marzeniem były ładne (pasujące na nią!) ubrania, miłość i zabójczo wysoki chłopak. Kiedy los i zakład, którego nigdy nie powinna przyjmować, postawią na jej drodze Jaya okaże się, że wzrost przestanie być jej największym problemem.
Książka ubrana jest w kolorową, humorystyczną warstwę, dzięki której cała historia zdaje się być lekka, łatwa i przyjemna. I może rzeczywiście taka jest… z wierzchu. Głęboko pod uśmiechem i wysokim wzrostem Peyton ukrywa się przed całym światem. Samą sobą. Przyjaciółmi. Nowym, pięknym chłopakiem. To właśnie ten aspekt powieści zaciekawił mnie najbardziej. Poruszył i zadziwił zarazem. Historia rodziny Payton jest smutna. Prawdziwa. Nieprzesadzona. A może konstrukcja powieści pokazała ją właśnie w taki sposób. To co najcięższe, najsmutniejsze zostało ukryte głęboko w środku. Tajemnice Payton odkrywa się stopniowo, na początku miedzy wierszami by w pewnym momencie wpaść w wir wspomnień, problemów i rozgoryczenia.
Powieść ukazuje trudy odkrycia samego siebie, poznania swoich myśli i głęboko schowanych marzeń. Przedstawia dorosłych zachowujących się jak dzieci i dzieci próbujące przejąć rolę rodziców. Opowiada piękną historię o marzeniach, spełnieniu i walce z samym sobą.
Podobało mi się. Jako coś innego, tylko z wierzchu cukierkowego. Nie zrażajcie się początkiem, warto zaczekać do środka. Pięknego, smutnego, ale prawdziwego. Polecam serdecznie, nie tylko wysokim dziewczynom!
Wszyscy mamy kompleksy. Są nieodłączną częścią naszego życia, akceptacji siebie i wkraczania miedzy innych, pozornie idealnych ludzi. „Jej wysokość P” to powieść o ukrywaniu się za kompleksami, dorastaniu, miłości i bardzo, bardzo wysokiej dziewczynie.
Poznajemy główną bohaterkę kiedy jest rozgoryczona, zmartwiona i wkurzona. Ma problem. Duży problem. Peyton od zawsze była...
2019-01
Chyba każdy ma swoją strefę bezpieczeństwa. Taką, w której może pomyśleć. Taką, która jest jego i tylko jego. Taką, którą ciężko jest się dzielić nawet z najbliższymi. Eliza w tym celu stworzyła własny świat, świat w którym nie musi się ukrywać, może pozwolić sobie na uśmiech i głęboki oddech. „Morze Potworne” to nie tylko komiks, który stworzyła od podstaw. To coś czemu w pełni się oddała, rezygnując nawet ze swojego codziennego, szkolnego i rodzinnego życia.
Eliza i jej potwory to książka o POTWORACH, o strachu przed życiem, o oczekiwaniach i marzeniach, którym nikt nie pomaga się ziścić. Główna bohaterka jest typowym introwertykiem, kochającym książki, rysowanie i stworzony przez siebie świat, zamknięty w czterech ścianach jej pokoju. Nastolatka nie znajduje wspólnego języka, ani z kochającymi sport rodzicami, ani z braćmi spełniającymi wszystkie oczekiwania rodziców. Eliza jest inna. Woli siedzieć zamknięta w pokoju, pisać ze swoimi internetowymi przyjaciółmi i pracować nad nowymi planszami komiksu. Pewnie tak dalej wyglądałoby jej codzienne życie, gdyby na jej drodze nie pojawił się małomówny, lekko uśmiechnięty, wysoki chłopak, będący fanem jej komiksu.
Książka nie przedstawia czytelnikowi bajkowej historii. To powieść ukazująca lęki, nieśmiałość i zagubienie. Nie każdy polubi główną bohaterkę, może niektórzy powiedzą, że sama sobie zasłużyła, że rodzice nie mogli się bardziej starać. Jednak to, co w tej powieści mnie urzekło i zarazem przeraziło najbardziej to jej wielowymiarowość. Nic tutaj nie jest czarno białe, a co więcej wszystko wymaga zastanowienia się.
Z książki wyziera ogromny smutek, przygnębienie i prawdziwość. Nie znajdziecie tutaj typowego dobrego zakończenia, gwałtownej przemiany głównej bohaterki czy zmiany nastawienia w jej rodzinie. Takiego procesu nie da się pokazać na kartach jednej książki. Piękna prawdziwość i realia współczesnych młodych ludzi zostały odbite w życiu Elizy. Jej lękach. Jej strachu. I jej POTWORACH.
Polecam wszystkim zagubionym, pochłoniętym swoimi marzeniami i tym samotnym. Może wy również odnajdziecie w tej historii cząstkę samych siebie.
Chyba każdy ma swoją strefę bezpieczeństwa. Taką, w której może pomyśleć. Taką, która jest jego i tylko jego. Taką, którą ciężko jest się dzielić nawet z najbliższymi. Eliza w tym celu stworzyła własny świat, świat w którym nie musi się ukrywać, może pozwolić sobie na uśmiech i głęboki oddech. „Morze Potworne” to nie tylko komiks, który stworzyła od podstaw. To coś czemu w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-27
Kolejna książka tej autorki. Kolejna inna miłość. Kolejne pozytywne zaskoczenie. Na końcu, kolejna świetna zabawa, która towarzyszyła mi dzielnie do trzeciej w nocy.
Nie powiem, że autorka mnie nie zaskoczyła. My wszyscy, którzy siedzimy zagłębieni w powieściach typu YA/NA wiemy, że pewne schematy lubią się powtarzać, problemy głównych bohaterek też, a szczególnie pewne typy postaci. Co najważniejsze, ciężko jest napisać jednej autorce kilka książek tego typu na wysokim poziomie, zazwyczaj tylko jedna wiedzie prym najlepszej. Mariana Zapata wyrwała się ze schematu.
„Under Locke” w niczym nie przypomina osławionego, ukochanego przeze mnie „Kultiego”. To jest totalnie inna bajka. Zupełnie nowa historia, inni bohaterowie, nowa przygoda, w którą chce się zanurzać do głębi. Co więcej w niczym, nie ustępująca swojej poprzedniczce.
Powieść opowiada o młodych ludziach, którzy biernie lub z własnej woli zostali schwytani w sieć prawdziwego życia, gangów, długów i brudnych pieniędzy. Główna bohaterka Iris, chce wyjść na prostą, na jej nieszczęście może jej w tym pomóc jedynie praca w salonie tatuażu, którego właścicielem jest prawdziwy Bad boy z krwi i kości- Dex. Brzmi sztampowo? Może i tak, jednak cała otoczka świetnie zbudowanych postaci, relacji pomiędzy bohaterami sprawia, że powieść staje się czymś więcej. Może nawet brutalną choć prawdziwą historią o prawdziwym życiu.
Oprócz wspomnianych już przeze mnie świetnych bohaterów oraz dialogów moje serce skradło jednak coś innego. W powieści autorka pięknie przedstawiła różne oblicza miłości. Brata do siostry. Ojca do synka. Kobiety do mężczyzny. Przyjaciół. Ciepło wyziera z ich relacji i wspólnych spotkań.
Chciałabym więcej. Nadal czuję niedosyt. Zdecydowanie będę czekała na kolejne powieści autorki. Powoli zaczynam czuć, że mnie nie zawiedzie. Trzymam kciuki.
Polecam każdemu, kto czytał "Kultiego", kto lubi wytatuowanych, troszkę niegrzecznych mężczyzn. Polecam całym sercem i życzę miłej lektury!
Kolejna książka tej autorki. Kolejna inna miłość. Kolejne pozytywne zaskoczenie. Na końcu, kolejna świetna zabawa, która towarzyszyła mi dzielnie do trzeciej w nocy.
Nie powiem, że autorka mnie nie zaskoczyła. My wszyscy, którzy siedzimy zagłębieni w powieściach typu YA/NA wiemy, że pewne schematy lubią się powtarzać, problemy głównych bohaterek też, a szczególnie pewne...
2018-12-09
Uciekałam przed współczesną, polską literaturą. Uciekałam przed polskimi historiami o młodych ludziach. Uciekałam przed rozczarowaniem. Dlatego kiedy los położył „Tożsamość nieznaną. NN” na mojej nocnej szafce, nie byłam zachwycona. Wiedziona uprzedzeniami i własnym złym nastawieniem, pierwsze strony czytałam ze zmarszczonymi brwiami. Oh, jak bardzo się myliłam!
Wójciak przedstawia nam historię dwójki młodych ludzi, którzy za szybko poznali smak dorosłości. Lena od lat walczy z własnym ojcem, który ogranicza jej wolność do minimum. Zycie pod wieczne dyktando i spełnianie oczekiwań innych sprawiają, ze dziewczyna jest jaka jest- a bywa irytująca, męcząca, koncentrująca się na sobie. Wszystko się zmieni kiedy pozna…
Krystian. Śmierć matki obróciła jego świat do góry nogami. Z dnia na dzień stał się odpowiedzialny za dom, siostrę oraz własnego ojca, który powoli staczał się na samo dno. Wydarzenia zaprowadziły chłopaka na ulicę, która pokazała mu jak wygląda prawdziwe życie.
Choć może to brzmieć szablonowo, to zapewniam was, ze wcale tak nie jest. To książka o młodych ludziach, która nie koncentruje się na ich miłości. Może właśnie dlatego, było mi na początku tak ciężko się w nią wgłębić. Autorka budując fabułę książki, ogromną rolę przypisała otoczeniu, w którym żyją bohaterowie, ich przeszłości i relacjom międzyludzkim. To wszystko składa powieść, w przepiękną całość, która bez kilku ważnych elementów nie mogłaby po prostu istnieć.
Wiem, że jest w niej wiele rzeczy nierzeczywistych, może nierealnych we współczesnym, polskim mieście. I choć w pewnym momencie takie myśli tłukły mi się w głowie, zepchnęłam je na dalszy plan. Wolałam cieszyć się dobrą polska książką o młodych ludziach.
Jestem naprawdę z niej zadowolona. Ta powieść stanowi zalążek tego czym może stać się w przyszłości polska literatura o młodych ludziach. Pierwsze kroki do czegoś większego, czegoś czemu od dzisiaj będę kibicowała całym swoim sercem.
Książkę polecam wszystkim. Proszę, zepchnijcie uprzednia na bok i podejdźcie do niej z czystym umysłem, a obiecuję wam, nie zawiedziecie się!
Uciekałam przed współczesną, polską literaturą. Uciekałam przed polskimi historiami o młodych ludziach. Uciekałam przed rozczarowaniem. Dlatego kiedy los położył „Tożsamość nieznaną. NN” na mojej nocnej szafce, nie byłam zachwycona. Wiedziona uprzedzeniami i własnym złym nastawieniem, pierwsze strony czytałam ze zmarszczonymi brwiami. Oh, jak bardzo się myliłam!
Wójciak...
2018-11-28
Poszukiwałam czegoś lekkiego, zabawnego, młodzieżowego i nie głupiego zarazem. Czegoś co sprowadzi mnie na ziemię, po mrocznych i okrutnych książkach fantasy, w których zabawiłam może zbyt długo. Tego wszystkiego dostarczyło mi właśnie „Begin again” ,a co więcej nie rozczarowało, wręcz przeciwnie, zachęciło do sięgnięcia po kolejne części serii.
Książka z pozoru wydaje się kolejnym, wydumanym, młodzieżowym romansidłem, w którym ona jest po traumatycznych przejściach, on w sumie też i przez to, przeszedł na ciemną stronę mocy. Mimo pozorów, dostajemy od autorki historię dwójki ludzi, którzy wreszcie chcą zacząć żyć, własnym życiem, a nie takim, które narzucają im bliscy czy otoczenie.
Allie zaczyna wszystko od nowa, a raczej próbuje odnaleźć samą siebie. Los prowadzi ją do aroganckiego, irytującego Kadena, który w zupełności nie ułatwia jej wejścia w dorosłe, odpowiedzialne życie. Bardzo polubiłam się z głównymi bohaterami. Z ich humorem, wzajemną relacją i miłością, która rozwija się powoli i cudownie naturalnie.
Ogromną rolę grają również postacie drugoplanowe, bez których po prostu nie wyobrażam sobie tej historii. Z radością stwierdzam, że fabuła książki nie dąży do T Y C H scen. Wręcz przeciwnie, jak dla mnie są one nawet zepchnięte na dalszy plan. Autorka postawiła na uczucia, rozmowy i zrozumienie się bohaterów, co śledziłam z niemałym zdumieniem. Chylę czoła!
Było miło, przyjemnie i odprężająco. Jestem bardzo zadowolona i usatysfakcjonowana. Polecam gorąco, choć wiem, że dla niektórych może być nudno… Ja tymczasem zabieram się za kolejną cześć, oby była tak dobra jak poprzednia. Trzymajcie kciuki!
Poszukiwałam czegoś lekkiego, zabawnego, młodzieżowego i nie głupiego zarazem. Czegoś co sprowadzi mnie na ziemię, po mrocznych i okrutnych książkach fantasy, w których zabawiłam może zbyt długo. Tego wszystkiego dostarczyło mi właśnie „Begin again” ,a co więcej nie rozczarowało, wręcz przeciwnie, zachęciło do sięgnięcia po kolejne części serii.
Książka z pozoru wydaje się...
2018-11-06
Broniłam się przed ta serią jak mogłam. Czytałam wszystko inne. Omijałam wzrokiem na półce. Kopałam, krzyczałam i gryzłam! Skoro o gryzieniu mowa…
Bractwo czarnego sztyletu postrzegałam jako serię niezobowiązującą. Kiedy mój wzrok wreszcie padł na „Mrocznego Kochanka” powiedziałam sobie, przeczytasz pierwszy tom, odhaczysz jako zaczęte, ale nie wyszło i siup problem z głowy. Oh jakże się myliłam…!
Pierwszy tom bractwa już po pierwszych stronach wciągnął mnie bez reszty! Sama nie wiem czy to sprawka wampirów, mądrej bohaterki czy seksownej bandy niebezpiecznych, groźnych, nieokrzesanych, rozpustnych mężczyzn. Naprawdę sama nie wiem…
Pierwszy tom skupia się na historii dziennikarki Beth, która jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że zwykłe życie nigdy nie było jej pisane. Z resztą o tej nowinie ma ją poinformować nie kto inny, jak sam szef szefów wampirzej ferajny- Ghrom. Cóż ich pierwsze spotkanie będzie… hmm magiczne i z pewnością nie ostatnie. Po drodze poznajemy jeszcze więcej przystojnych mężczyzn, zabójczych mężczyzn, i tych żądnych krwi.
Książka wbrew pozorom naprawdę nie jest głupia. Okej romanse paranormalne nigdy nie staną się lekturami najwyższych lotów, ale ta część była naprawdę świetna. Nie zabrakło akcentów humorystycznych, poważnych i łapiących za serce- a te w szczególności łapią cię w swoje sidła i nie pozwalają szybko o sobie zapomnieć. Jestem mile zaskoczona.
Polecam wszystkim, którzy lubią wampiry, ciekawe światy no i przystojnych mężczyzn tak jakbym nie wspomniała o nich wcześniej… Pisze tą recenzję z tygodniowym opóźnieniem… Miałam napisać od razu po zakończeniu pierwszej części, a tu zanim się obejrzałam trzymam w ręku piaty tom. Strzeżcie się!
Broniłam się przed ta serią jak mogłam. Czytałam wszystko inne. Omijałam wzrokiem na półce. Kopałam, krzyczałam i gryzłam! Skoro o gryzieniu mowa…
Bractwo czarnego sztyletu postrzegałam jako serię niezobowiązującą. Kiedy mój wzrok wreszcie padł na „Mrocznego Kochanka” powiedziałam sobie, przeczytasz pierwszy tom, odhaczysz jako zaczęte, ale nie wyszło i siup problem z...
2018-10-30
Czasami po prostu trzeba się poddać. Nie ważne jakby się chciało, albo czego by się nie robiło, niektórych rzeczy, nie da się po prostu polubić. W moim wypadku są to książki pani Colleen Hoover, z którymi dane mi było zapoznać się już kilka lat temu. „November 9” to tylko kolejna pozycja w mojej biblioteczce, trafiająca na półkę rozczarowań.
Jest dziewczyna i jest chłopak. Ona po bardzo ciężkim wypadku, nadal próbująca znaleźć swoje miejsce na świecie. On jest pisarzem, marzycielem z ciętym językiem. Połączy ich jedno spotkanie i jedno zobowiązanie. Wbrew wszystkiemu, muszą spotykać się każdego 9 listopada. Jeżeli chodzi o fabułę to chyba wszystko…
Ta powieść uświadomiła mi, że pani Hoover jest zagorzałą zwolenniczką niekonwencjonalnej miłości. Udziwnionej, trudnej, przesadzonej, ale do tego stopnia, że staje się to po prostu nierealne, a niekiedy śmieszne. Niektóre jej pomysły są dla mnie przekroczeniem jakiejś granicy.
„November 9” nie jest tu wyjątkiem. Przymknęłam oko, na wręcz filmowy pomysł. Pogodziłam się nawet z niedorzecznym nieporozumieniem, w trakcie relacji głównych bohaterów. Jednak końcówka to szczyt wszystkiego.
Fallon to chyba jedyna bohaterka, spośród wszystkich powieści autorki, którą polubiłam bardziej niż głównego męskiego bohatera. Od początku stawiała na swoim, miała jakieś zasady, wydawała się mądra… Jednak nadal nie mogę się pogodzić z decyzją, jaką podjęła na ostatnich kartach powieści. Po prostu nie mogę. I nie ważne ile o tym myślałam, jak starałam się ją zrozumieć, to po prostu nie dla mnie.
Nie jestem wstanie powiedzieć dlaczego, aż tak rozczarowała mnie ta książka. Może nie wierzę w cudowne rozwiązania. Może happy endy przestały sprawiać mi satysfakcję. A może dorosłam i zrozumiałam, że nie wszystko może się dobrze skończyć.
Przeczytajcie, jestem pewna, że większości z Was bardzo spodoba się ta książka. Zabawne teksty i sytuacje to z pewnością mocna strona autorki. Przeczytajcie i oceńcie!
Czasami po prostu trzeba się poddać. Nie ważne jakby się chciało, albo czego by się nie robiło, niektórych rzeczy, nie da się po prostu polubić. W moim wypadku są to książki pani Colleen Hoover, z którymi dane mi było zapoznać się już kilka lat temu. „November 9” to tylko kolejna pozycja w mojej biblioteczce, trafiająca na półkę rozczarowań.
Jest dziewczyna i jest chłopak....
2018-10-20
Uwielbiam wkraczać w nowe światy. Szczególnie mocno, odczuwam to
w książkach fantasy, w których każdy świat rządzi się innymi prawami. "Miasto Kości" jest pierwszym krokiem do zupełnie nowej przygody, ciągnącej się przez opasłe sześć tomów serii.
Clary Fray to zwykła, rudowłosa nastolatka, a jak to w takich przypadkach bywa kilka niefortunnych zdarzeń wpływa na jej zwyczajne życie i obraca je do góry nogami. Wraz z nią poznajemy niebezpieczny świat nocnych łowców, nieludzkie istoty kryjące się na ulicach Brooklynu i prawdę o otaczającej ją rzeczywistości. W trakcie wartko toczącej się akcji zakochujemy się w aroganckim Jace’e, podziwiamy piękną Isabelle i współczujemy Simonowi.
Urzekły mnie postacie. Urzekła mnie historia. Przynajmniej do pewnego momentu. Strony czytają się same, fabuła wciąga i wszystko wcześniej czy później się wyjaśnia. Jak to w książkach młodzieżowych mamy niespełnioną miłość, zakazaną miłość i nawet dwie nieodwzajemnione miłości. Nic dodać nic ująć. Akurat romanse w tej powieści są niezwykle skomplikowane.
Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić to jedynie do końcówki książki. Wydarzyło się wiele niejasnych dla mnie rzeczy, autorka trochę zamieszała w życiu naszych głównych bohaterów, ale co ja mogę? Takie ma prawo. Jak a razie mam mieszane uczucia, ale kolejne tomy serii z pewnością naświetlą mi całą sytuację. Ja tymczasem trzymam kciuki za moich ukochanych bohaterów!
Książka jak to młodzieżówka, na pewno nie powali wszystkich na kolana. Trzeba podejść do niej z lekkim przymrużeniem oka, dla młodzieńczej głupoty! Dla mnie była naprawdę przyjemna i świetnie się przy niej bawiłam. Polecam wszystkim fanom lekkiego fantasy z nastawieniem na zabójczo przystojnych chłopaków!
Uwielbiam wkraczać w nowe światy. Szczególnie mocno, odczuwam to
w książkach fantasy, w których każdy świat rządzi się innymi prawami. "Miasto Kości" jest pierwszym krokiem do zupełnie nowej przygody, ciągnącej się przez opasłe sześć tomów serii.
Clary Fray to zwykła, rudowłosa nastolatka, a jak to w takich przypadkach bywa kilka niefortunnych zdarzeń wpływa na jej...
2018-10
Mitologia grecka już dawno zakorzeniła się w moim sercu. Percy Jackson- odhaczone, mitologia Parandowskiego- odhaczona, książki z tagiem bogowie greccy- odhaczone . Nadszedł czas na zupełną nowość, tajemniczą Kirke.
Nie powiem, zaskoczyła mnie. Spodziewałam się zwykłej opowieści osadzonej w realiach starożytnej Grecji, bogów i herosów. Zamiast lekkiej łatwiej i przyjemnej historii dostałam mit- z krwi i kości. Okrucieństwo. Bezwzględność. Samolubność. Zimna stanowczość. W tej książce tak właśnie przedstawiony jest świat starożytnych bogów. Historia skupia się na tytułowej bohaterce- Kirke. Śledzimy kolejne etapy jej życia od narodzenia poprzez dorastanie aż do dorosłości. Opowieść sama w sobie nie jest łatwa. Zimna, stanowcza narracja nie pozwalała na ukazanie silnych emocji, są opisywane z chłodnym dystansem. Chwilami miałam wrażenie, że czytam stary mit grecki, a nie zwykłą powieść napisaną przez współczesną autorkę.
Kirke pokocha każdy miłośnik starożytnego świata greckiego. Jednak tego prawdziwego, zimnego i okrutnego, a nie takiego jaki przedstawiają nam współcześnie w filmach czy książkach. Nie ma tu miejsca na liczne ciepłe akcenty, historia Kirke naznaczona jest cierpieniem, samotnością i głębokim smutkiem.
Zachęcam do jej przeczytania. Uważam , że naprawdę jest tego warta. Już dawno nie spotkałam się z książką, która zaskoczył mnie tak pozytywnie!
Mitologia grecka już dawno zakorzeniła się w moim sercu. Percy Jackson- odhaczone, mitologia Parandowskiego- odhaczona, książki z tagiem bogowie greccy- odhaczone . Nadszedł czas na zupełną nowość, tajemniczą Kirke.
Nie powiem, zaskoczyła mnie. Spodziewałam się zwykłej opowieści osadzonej w realiach starożytnej Grecji, bogów i herosów. Zamiast lekkiej łatwiej i przyjemnej...
Postawmy sprawę jasno. Nie lubię piłki nożnej. Po prostu. Bez żadnego konkretnego powodu. Kiedy nadchodzi pora obejrzenia bardzo ważnego meczu (wszystkie takie są…) zawsze uciekam na drugi koniec domu bądź zaszywam się najdalszym jego kącie. Najczęściej towarzyszy mi w tym książka.
Dlaczego więc, mimo że głównymi bohaterami są piłkarze a połowa fabuły rozgrywa się na boisku, ja totalnie zwariowałam na punkcie tej książki? Wpadłam po uszy.
Długi romans współczesny zawsze mnie przerażał. No bo ile można pisać o zakochanej parze. Poznają się. Idą do łóżka. Zakochują się. Przynajmniej tak to wygląda u większości przedstawicieli gatunku. Kulti jest inny. Owszem jest to romans, ale powiedziałabym, że został zepchnięty na drugi plan. Książka opowiada o przekleństwie sławy, zmaganiach sportowców i przyjaźni przeradzającej się w coś więcej.
Główna bohaterka jest świetna, jej pewność siebie, miłość do rodziny i cięty język. Jej wybranek jest jej absolutnym przeciwieństwem, małomówny, wredny, myślący o sobie. Jednak oboje mają wspólną miłość. Piłkę nożną.
Książka jest lekka, łatwa i bardzo przyjemna. Nie posiada (dzięki, Bogu!) zapychaczy w postaci dziesięciostronicowych scen łóżkowych. Nie, tego tu nie znajdziecie. Najwyżej skrawki gładkich umięśnionych ciał.
Kulti jest po prostu świetny. Język przezabawny a bohaterowie potrafią zawrócić w głowie. Bardzo dobrze się ją czyta gorzej kończy, wtedy się żałuje że tak szybko się ją czytało.
Polecam, choć wiem, że dla niektórych będzie nudna. Cóż, każdy ma inny gust!
Postawmy sprawę jasno. Nie lubię piłki nożnej. Po prostu. Bez żadnego konkretnego powodu. Kiedy nadchodzi pora obejrzenia bardzo ważnego meczu (wszystkie takie są…) zawsze uciekam na drugi koniec domu bądź zaszywam się najdalszym jego kącie. Najczęściej towarzyszy mi w tym książka.
Dlaczego więc, mimo że głównymi bohaterami są piłkarze a połowa fabuły...
2018-09
Grzegorz Przemyk miał dziewiętnaście lat i był w trakcie zdawania matury. Chłopak uwielbiał muzykę, swoją gitarę a na skrawkach papieru zapisywał własną poezję. Miał marzenia, ambicje i plany na przyszłość tą bliższą i dalszą. Po egzaminach chciał podróżować, zwiedzić kawałek świata, który w tamtych czasach był ledwo osiągalny. Jednak nigdy nie było mu dane go zobaczyć…
Cezary Łazarewicz odważnie i konsekwentnie odkopuje prawdę, która nigdy nie miała okazji wyjść na światło dzienne. Istniała jedynie w sercach, w szeptach i ludzkich umysłach. Dzisiaj, choć sama w sobie nie jest już niebezpieczna, przypomina o zdarzeniu, które miało miejsce 12 maja 1983 roku, zdarzeniu które przelało czarę goryczy.
Reportaż przedstawia szczegółowe relacje świadków śmierci chłopaka oraz późniejsze postępowanie polskich władz. Książka opowiada o kłamstwie goniącym kłamstwo, sztuce niszczenia ludzi i okrucieństwie bez poczucia winy.
Nie ukrywam książka nie jest łatwa, i z pewnością nie miała taka być. Każdy kto po nią sięgnie, musi zdawać sobie sprawę, że tak właśnie było. Chłopak istniał, chłopaka zamordowano, bez żadnych konsekwencji. Co więcej sprawa ciągnęła się latami, sukcesywnie zbierając swoje żniwo. Przemyk nie był jedyną ofiarą. Autor opisuje historie ludzi, którzy bezpośrednio mieli styczność z chłopakiem jak i z samą sprawą. Matka. Dziewczyna. Przyjaciele. Funkcjonariusze karetki. Lekarze.
Śmierć, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Oprawcy, którzy nie powinni być bezkarni. Błędy, których nie da się już naprawić. Łazarewicz wyłożył całą prawdę na stół, przypominając tym którzy już zapomnieli, uświadamiając tych którzy nie wiedzieli i wreszcie oskarżając winnych.
Czytało się ciężko. Głownie przez świadomość, że morderstwo Grzegorza Przemyka rzeczywiście miało miejsce i to nie tak dawno temu. Nie żałuję, że przeczytałam choć wiem, że wiedza zostanie ze mną na dłużej i na pewno nie da o sobie zapomnieć. Może to i dobrze.
Cezary Łazarewicz ocalił tą małą cząstkę historii od zapomnienia. Szkoda tylko, że nikt nie zrobił tego wcześniej.
Grzegorz Przemyk miał dziewiętnaście lat i był w trakcie zdawania matury. Chłopak uwielbiał muzykę, swoją gitarę a na skrawkach papieru zapisywał własną poezję. Miał marzenia, ambicje i plany na przyszłość tą bliższą i dalszą. Po egzaminach chciał podróżować, zwiedzić kawałek świata, który w tamtych czasach był ledwo osiągalny. Jednak nigdy nie było mu dane go...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07
Zimna. Surowa. Brutalna.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Może niczego konkretnego. Może czegoś magicznego. Może czegoś skandynawskiego. Może jednak czegoś, co po prostu mnie porwie i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć.
Już po pierwszych stronach powieści wiedziałam, że wdarłam się do innego, niesamowitego świata, który na początku mnie przytłoczył, potem zafascynował by na końcu, brutalnie złamać. Nie na pół, ale na miliony kawałków. Wchodzimy do brutalnego świata magii, zimnych, drewnianych domów, gór i czarnych kruków. Na początku jest się tym wszystkim przytłoczonym, dziwnymi nazwami którymi autorka bombarduje nowych, niczego nieświadomych czytelników. Zarazem sprawia, że sam ów czytelnik z dreszczykiem podekscytowania chce sam ten świat odkrywać, wchodzić coraz głębiej.
Historia skupia się na trzech postaciach. Jedną z nich jest nasza główna bohaterka, rudowłosa Hirka, która od urodzenia była inna niż wszyscy. Druga postać- białowłosy chłopak, który wbrew wszystkim postanowił zmienić swoje przeznaczenie. Oraz Urd, mężczyzna pragnący władzy ponad wszystko inne.
Powieść jest niezwykle dynamiczna, pełna akcji, nie oszczędza a wręcz wymaga ciągłej uwagi i zainteresowania. Czytelnik coraz głębiej wdziera się w świat kłamstw, tajemnic a wszystkiemu towarzyszy zimny, skandynawski klimat.
Lubię mądre książki fantasy. Lubię skandynawski klimat. Jednak najbardziej, ponad wszystko inne lubię mądre bohaterki i bohaterów.
Nie jest to lekka powieść na typowe, leniwe wieczory. Książka opowiada o żądzy władzy, kłamstwach, nieprawościach i niewybaczalnej manipulacji ludźmi.
Oczywiście, że polecam, choć wiem, że nie każdy dotrwał do końca. Jednak myślę, że warto się przełamać.
Zimna. Surowa. Brutalna.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Może niczego konkretnego. Może czegoś magicznego. Może czegoś skandynawskiego. Może jednak czegoś, co po prostu mnie porwie i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć.
Już po pierwszych stronach powieści wiedziałam, że wdarłam się do innego, niesamowitego świata, który na początku mnie przytłoczył, potem...
Jak powszechnie wiadomo nie powinno się oceniać książki po okładce. Jednak chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obok niektórych okładek po prostu nie da się przejść obojętnie. Kuszą nas barwnymi kolorami, wzorami. „Silver” z pewnością należy do tego typu powieści. Dlatego pędzona bardziej estetycznymi względami niż samą fabułą, miałam okazję zagłębić się w tajemnice skrywane za magiczną, czarną okładką.
Już na pierwszych kartach powieści poznajemy główną bohaterkę wraz z jej młodszą siostrą. Dziewczyny bez wątpienia nie miały w życiu łatwo. Rozwód rodziców do głębi pochłoniętych pracą, później lawirowanie pomiędzy mamą a tatą i wiecznie towarzyszące im przeprowadzki. Nawet teraz, kiedy wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, w postaci wymarzonego domu, coś musiało pokrzyżować im plany.
Książce towarzyszy ciepły i rodzinny nastrój otulony szczyptą magii. Mama głównej bohaterki i nowa rodzina, z którą będzie musiała się zmierzyć, to mieszanka wybuchowa, w której (gwarantuje!) zakochacie się po same uszy. Przystojny Henry nie raz zawróci w głowie Liv i do tego te zielone, tajemnicze drzwi pojawiające się w snach głównej bohaterki.
Silver to bez wątpienia powieść pełna magii, przyjaźni i miłości, nie tylko tej romantycznej, ale również rodzinnej. Bawiłam się przy niej przednio i ku mojemu zdziwieniu skończyła się o wiele za szybko.
Polecam wszystkim miłośnikom tego typu powieści, jako lekką, zabawną opowieść o ludziach śniących ciekawe sny.
Jak powszechnie wiadomo nie powinno się oceniać książki po okładce. Jednak chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obok niektórych okładek po prostu nie da się przejść obojętnie. Kuszą nas barwnymi kolorami, wzorami. „Silver” z pewnością należy do tego typu powieści. Dlatego pędzona bardziej estetycznymi względami niż samą fabułą, miałam okazję zagłębić się w tajemnice...
więcej mniej Pokaż mimo to2016
Eleonora. Ruda, przy kości, niesamowita sama w sobie.
Park. Delikatny, miły, inny niż wszyscy.
Powieść opowiadająca o przeznaczeniu, które postawiło na swojej drodze dwie jakże różne od siebie osoby. Dziewczynę z trudnej rodziny i chłopaka poszukującego samego siebie. Wszystko zaczęło się za sprawą szkolnego autobusu, kilku starych komiksów i słów piosenek.
Jak piękna jest ich miłość. Subtelna. Delikatna. Niewinna. Czuć ją w każdym komiksie Parka i najmocniej skręconym loku Eleonory. Przez książkę płynie się w raz z bohaterami, wstrzymuje oddech, kiedy po raz pierwszy łapią się za ręce, płacze z frustracji nad życiem. Nie tylko ich, ale życiem, w którym człowiek jest z góry na przegranej pozycji.
Rainbow Rowell napisała książkę o młodych, niesamowitych ludziach żyjących w zwykłym świecie. Ludziach marzących o niemożliwym i pragnących siebie, swojej obecności i miłości. Jednocześnie pokazała czytelnikowi świat, w którym nieszczęścia dotykają nie tylko dorosłych, ale coraz częściej brutalnie wdzierają się do życia tych najmłodszych.
Jestem pod wrażeniem jak autorka pięknie opisała rodzące się między bohaterami uczucie. Jak w subtelny sposób przedstawiła sytuacje rodzinną Eleonory. Książka zachwyciła mnie od samego początku do ostatnich słów. Pokochałam głównych bohaterów, zamykając ich w swoim sercu na trochę dłużej.
Myślę, że brakuje tego typu książek. Nieprzesadzonych i po prostu prawdziwych, które w swojej fabule nie odbiegają zbytnio od życia, które prowadzimy na co dzień. Kto wie, może to właśnie z nich uda nam się najwięcej nauczyć.
Polecam. Każdemu bez względu na wiek czy płeć. Choć ze świadomością, że nie każdemu się spodoba.
Eleonora. Ruda, przy kości, niesamowita sama w sobie.
Park. Delikatny, miły, inny niż wszyscy.
Powieść opowiadająca o przeznaczeniu, które postawiło na swojej drodze dwie jakże różne od siebie osoby. Dziewczynę z trudnej rodziny i chłopaka poszukującego samego siebie. Wszystko zaczęło się za sprawą szkolnego autobusu, kilku starych komiksów i słów piosenek.
Jak piękna jest...
Spodziewałam się kolejnej świetnej książki. Bohaterów w których bez wątpienia się zakocham. Dialogów, zawalających z nóg. Bez wątpienia dostałam to wszystko a kolejny tom serii w niczym nie ustępował poprzedniemu.
Jednak za zasłoną śmiechu, zabawnych sytuacji i potyczek słownych bohaterów kryło się coś jeszcze, coś czego nie spodziewałabym się zastać w zwykłym kobiecym romansie.
Mam tutaj na myśli historię rodziców głównego bohatera. Ciężką i pełną przeszkód historię dwójki ludzi, którzy pochodzili z dwóch różnych światów. On miał wszystko, pieniądze, przyjaciół, karierę. Ona mogła mu zaoferować jedynie swoją miłość. To opowieść o trudnej miłości, wyrzeczeniach i ludziach, którzy po czterdziestu latach są w stanie zakochać się w sobie na nowo.
Dziwnie się czułam kiedy jeden rozdział kończyłam niepochamowanym śmiechem natomiast następny sprawiał, że po moich policzkach ciekły łzy. Chyba po prostu muszę się przyzwyczaić, że książki pani Susan Elizabeth Philips nie należą do łatwych, prostych i przyjemnych. Bohaterowie mają ciężką drogę do przejścia jednak (tego jestem pewna) na mecie zawsze czeka ich szczęście.
Cudowną część całej książki stanowią postacie kobiece. Babcia, matka i żona. Wszystkie trzy wiedzą jak radzić sobie z facetami. Uwierzcie, drogie czytelniczki, można się od nich wiele nauczyć.
Co tu dużo mówić. Polecam. Zarówno tym, którzy lubią się dobrze bawić przy lekturze jaki i tym, którzy lubią piękne historie.
Spodziewałam się kolejnej świetnej książki. Bohaterów w których bez wątpienia się zakocham. Dialogów, zawalających z nóg. Bez wątpienia dostałam to wszystko a kolejny tom serii w niczym nie ustępował poprzedniemu.
Jednak za zasłoną śmiechu, zabawnych sytuacji i potyczek słownych bohaterów kryło się coś jeszcze, coś czego nie spodziewałabym się zastać w zwykłym kobiecym...
Muszę przyznać, że „Ukochane równanie profesora” to moje pierwsze zetknięcie z literaturą japońską. Już na wstępie urzekła mnie przepiękna okładka, która swoim minimalizmem i estetyką trafiła w mój gust ,więc nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
Za piękną oprawą kryje się równie piękna historia. Jest to powieść, w której mniej znaczy więcej i w tym wypadku trzej bohaterowie sprawili, że nakreślona przez autorkę historia, łapie za serce oraz powoduje uśmiech na twarzy czytającego.
Fabuła koncentruje się na Profesorze, wybitnym matematyku, chorującym na zanik pamięci, jego nowej opiekunce i jej synu. Całą trójkę niby zwyczajnych bohaterów połączy niezwykła więź, poprzetykana matematycznymi równaniami oraz rozmowami o baseballu.
Historia jest po prostu rozczulająca, czytelnik może wraz z kolejnymi stronami śledzić rozwijającą się relację pomiędzy bohaterami. Kluczową rolę odgrywa tutaj matematyka, która zdaje się być jedyną stałą i miłą rzeczą w życiu Profesora. Nigdy nie powiedziałabym, że spojrzę łaskawym okiem na tą dziedzinę nauki. „Ukochane równanie profesora” wyparło moje złe wspomnienia z czasów szkolnych i pokazało drugie oblicze matematyki jako pasji i czynnika, który może splatać ludzkie losy.
Myślę, że powieść zachęciła mnie do dalszego zgłębiania literatury azjatyckiej. Piękna i pełna miłości historia spodoba się wielu odbiorcom. Gorąco polecam!
Muszę przyznać, że „Ukochane równanie profesora” to moje pierwsze zetknięcie z literaturą japońską. Już na wstępie urzekła mnie przepiękna okładka, która swoim minimalizmem i estetyką trafiła w mój gust ,więc nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
więcej Pokaż mimo toZa piękną oprawą kryje się równie piękna historia. Jest to powieść, w której mniej znaczy więcej i w tym wypadku trzej...