-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2021-01
2018-10-20
Uwielbiam wkraczać w nowe światy. Szczególnie mocno, odczuwam to
w książkach fantasy, w których każdy świat rządzi się innymi prawami. "Miasto Kości" jest pierwszym krokiem do zupełnie nowej przygody, ciągnącej się przez opasłe sześć tomów serii.
Clary Fray to zwykła, rudowłosa nastolatka, a jak to w takich przypadkach bywa kilka niefortunnych zdarzeń wpływa na jej zwyczajne życie i obraca je do góry nogami. Wraz z nią poznajemy niebezpieczny świat nocnych łowców, nieludzkie istoty kryjące się na ulicach Brooklynu i prawdę o otaczającej ją rzeczywistości. W trakcie wartko toczącej się akcji zakochujemy się w aroganckim Jace’e, podziwiamy piękną Isabelle i współczujemy Simonowi.
Urzekły mnie postacie. Urzekła mnie historia. Przynajmniej do pewnego momentu. Strony czytają się same, fabuła wciąga i wszystko wcześniej czy później się wyjaśnia. Jak to w książkach młodzieżowych mamy niespełnioną miłość, zakazaną miłość i nawet dwie nieodwzajemnione miłości. Nic dodać nic ująć. Akurat romanse w tej powieści są niezwykle skomplikowane.
Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić to jedynie do końcówki książki. Wydarzyło się wiele niejasnych dla mnie rzeczy, autorka trochę zamieszała w życiu naszych głównych bohaterów, ale co ja mogę? Takie ma prawo. Jak a razie mam mieszane uczucia, ale kolejne tomy serii z pewnością naświetlą mi całą sytuację. Ja tymczasem trzymam kciuki za moich ukochanych bohaterów!
Książka jak to młodzieżówka, na pewno nie powali wszystkich na kolana. Trzeba podejść do niej z lekkim przymrużeniem oka, dla młodzieńczej głupoty! Dla mnie była naprawdę przyjemna i świetnie się przy niej bawiłam. Polecam wszystkim fanom lekkiego fantasy z nastawieniem na zabójczo przystojnych chłopaków!
Uwielbiam wkraczać w nowe światy. Szczególnie mocno, odczuwam to
w książkach fantasy, w których każdy świat rządzi się innymi prawami. "Miasto Kości" jest pierwszym krokiem do zupełnie nowej przygody, ciągnącej się przez opasłe sześć tomów serii.
Clary Fray to zwykła, rudowłosa nastolatka, a jak to w takich przypadkach bywa kilka niefortunnych zdarzeń wpływa na jej...
2018-07
Zimna. Surowa. Brutalna.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Może niczego konkretnego. Może czegoś magicznego. Może czegoś skandynawskiego. Może jednak czegoś, co po prostu mnie porwie i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć.
Już po pierwszych stronach powieści wiedziałam, że wdarłam się do innego, niesamowitego świata, który na początku mnie przytłoczył, potem zafascynował by na końcu, brutalnie złamać. Nie na pół, ale na miliony kawałków. Wchodzimy do brutalnego świata magii, zimnych, drewnianych domów, gór i czarnych kruków. Na początku jest się tym wszystkim przytłoczonym, dziwnymi nazwami którymi autorka bombarduje nowych, niczego nieświadomych czytelników. Zarazem sprawia, że sam ów czytelnik z dreszczykiem podekscytowania chce sam ten świat odkrywać, wchodzić coraz głębiej.
Historia skupia się na trzech postaciach. Jedną z nich jest nasza główna bohaterka, rudowłosa Hirka, która od urodzenia była inna niż wszyscy. Druga postać- białowłosy chłopak, który wbrew wszystkim postanowił zmienić swoje przeznaczenie. Oraz Urd, mężczyzna pragnący władzy ponad wszystko inne.
Powieść jest niezwykle dynamiczna, pełna akcji, nie oszczędza a wręcz wymaga ciągłej uwagi i zainteresowania. Czytelnik coraz głębiej wdziera się w świat kłamstw, tajemnic a wszystkiemu towarzyszy zimny, skandynawski klimat.
Lubię mądre książki fantasy. Lubię skandynawski klimat. Jednak najbardziej, ponad wszystko inne lubię mądre bohaterki i bohaterów.
Nie jest to lekka powieść na typowe, leniwe wieczory. Książka opowiada o żądzy władzy, kłamstwach, nieprawościach i niewybaczalnej manipulacji ludźmi.
Oczywiście, że polecam, choć wiem, że nie każdy dotrwał do końca. Jednak myślę, że warto się przełamać.
Zimna. Surowa. Brutalna.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Może niczego konkretnego. Może czegoś magicznego. Może czegoś skandynawskiego. Może jednak czegoś, co po prostu mnie porwie i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć.
Już po pierwszych stronach powieści wiedziałam, że wdarłam się do innego, niesamowitego świata, który na początku mnie przytłoczył, potem...
Jak powszechnie wiadomo nie powinno się oceniać książki po okładce. Jednak chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obok niektórych okładek po prostu nie da się przejść obojętnie. Kuszą nas barwnymi kolorami, wzorami. „Silver” z pewnością należy do tego typu powieści. Dlatego pędzona bardziej estetycznymi względami niż samą fabułą, miałam okazję zagłębić się w tajemnice skrywane za magiczną, czarną okładką.
Już na pierwszych kartach powieści poznajemy główną bohaterkę wraz z jej młodszą siostrą. Dziewczyny bez wątpienia nie miały w życiu łatwo. Rozwód rodziców do głębi pochłoniętych pracą, później lawirowanie pomiędzy mamą a tatą i wiecznie towarzyszące im przeprowadzki. Nawet teraz, kiedy wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, w postaci wymarzonego domu, coś musiało pokrzyżować im plany.
Książce towarzyszy ciepły i rodzinny nastrój otulony szczyptą magii. Mama głównej bohaterki i nowa rodzina, z którą będzie musiała się zmierzyć, to mieszanka wybuchowa, w której (gwarantuje!) zakochacie się po same uszy. Przystojny Henry nie raz zawróci w głowie Liv i do tego te zielone, tajemnicze drzwi pojawiające się w snach głównej bohaterki.
Silver to bez wątpienia powieść pełna magii, przyjaźni i miłości, nie tylko tej romantycznej, ale również rodzinnej. Bawiłam się przy niej przednio i ku mojemu zdziwieniu skończyła się o wiele za szybko.
Polecam wszystkim miłośnikom tego typu powieści, jako lekką, zabawną opowieść o ludziach śniących ciekawe sny.
Jak powszechnie wiadomo nie powinno się oceniać książki po okładce. Jednak chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obok niektórych okładek po prostu nie da się przejść obojętnie. Kuszą nas barwnymi kolorami, wzorami. „Silver” z pewnością należy do tego typu powieści. Dlatego pędzona bardziej estetycznymi względami niż samą fabułą, miałam okazję zagłębić się w tajemnice...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
więcej Pokaż mimo toodchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...