-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2020-12-18
2020-09-12
Na powieść Wojciecha Guni natknąłem się parę lat temu słuchając podsumowania roku 2016 w grozie. Pośród najlepszych książek często wymieniany był tytuł „Nie ma wędrowca”. Zachęcony pozytywnymi opiniami sięgnąłem po książkę nieznanego mi wcześniej autora. Czy rzeczywiście jest aż tak dobrze jak twierdzi wiele osób?
Główny bohater to nienazwany mężczyzna, który w ramach hobby zwiedza różne miejscowości. Pewnego dnia pod wpływem nagłego impulsu zatrudnia się w tartaku na odludziu jako stróż. Wkrótce okazuje się, że w okolicy dzieją się dziwne rzeczy nawiązujące do przeszłości tego miejsca.
Nie jest to typowy horror. Po opisie fabuły można spodziewać się czegoś w stylu „Lśnienia”, ale autor idzie w inną stronę. Groza jest tu często niedopowiedziana i wydaje się jedynie złudzeniem czy poetycką metaforą. Jednakże w finale dochodzi do pewnej bardziej dosłownej sceny, która jednak jest na tyle dobrze wpleciona w klimat, że potrafi wywołać gęsią skórkę i nie wydaje się kiczowata. Podobnie jak w powieści „Terror”, tutaj też pewną rolę odgrywa mroźna temperatura, która jest tak dobrze opisana, że aż czytelnikowi robi się zimno.
Powieść porusza problem sensowności cierpienia i zła. Niestety nie zawsze udaje się to przystępnie przedstawić. Dobrym sposobem na poruszenie problemu są wplecione w główną fabułę opowieści, które przypominają bardzo klasyczne motywy grozy rodem z twórczości E.T.A. Hoffmana. Spodziewałem się, że doprowadzi to do rozwiązania rodem z „Harry'ego Angela”, ale autor postanowił uniknąć tego motywu. Niestety w pewnym momencie książki pojawiają się rozważania w bardziej dosłownym znaczeniu, które czyta się dosyć ciężko, chociaż tak naprawdę nie są aż tak głębokie jak mogłoby się wydawać.
Świat przedstawiony powieści wydaje się bardziej metaforą niż odzwierciedleniem rzeczywistości. Nigdy nie zostaje ujawnione imię głównego bohatera, ani szczegóły jego przeszłości, więc można go traktować jako kalkę dla czytelnika. Unika się tu nazw miejscowości czy data. Prawdopodobnie ma to nadać historii uniwersalnego charakteru, ale z drugiej strony pozostawiono nazwiska pracowników tartaku, którzy wyraźnie sugerują polskie realia.
Jest to bardzo dobra powieść wykraczają poza granice tradycyjnie rozumianej grozy. Autorowi nie zawsze wychodzą rozważania moralne, ale i tak udaje się wzbudzić tu w czytelniku pewną zadumę. Będę kiedyś musiał powtórzyć lekturę.
Na powieść Wojciecha Guni natknąłem się parę lat temu słuchając podsumowania roku 2016 w grozie. Pośród najlepszych książek często wymieniany był tytuł „Nie ma wędrowca”. Zachęcony pozytywnymi opiniami sięgnąłem po książkę nieznanego mi wcześniej autora. Czy rzeczywiście jest aż tak dobrze jak twierdzi wiele osób?
Główny bohater to nienazwany mężczyzna, który w ramach...
2020-08-05
Umiejętność niemal natychmiastowego przemieszczania się między odległymi od siebie miejscami jest zapewne marzeniem wielu. Jednakże fantastyka pokazywała, że może to mieć wysoką cenę jak chociażby w opowiadaniu „Jaunting” Stephena Kinga czy w filmie „Ukryty wymiar”. Joe Hill postanowił wykorzystać ten motyw w swojej powieści o dosyć oryginalnym tytule. Jak mu to wyszło?
Victoria McQueen to mała dziewczynka, która odkryła, że dzięki swojemu rowerkowi jest w stanie przenosić się do bardzo odległych miejsc. Bohaterka wykorzystuje swoje nowe możliwości głównie, aby odnajdywać różne zaginione przedmioty. Jednakże pewnego dnia odkrywa, że ludzi, którzy poruszają się w podobny sposób jest o wiele więcej i niektórzy wykorzystują to do bardzo złych celów.
Zarys fabuły nie jest zbyt oryginalny. Wystarczy tutaj zamienić cudowny pojazd na telepatię, kosmiczne pochodzenie czy też supersiłę. Tutaj jednak postaci z niezwykłymi przedmiotami jest stosunkowo mało i nie ma też żadnego wyjaśnienia, przez co można czuć, że było to trochę wymyślane losowo, żeby wydawało się w miarę nowatorskie. Podobało mi się jednak, że twórca pokazuje tu negatywne skutki zbyt długiego korzystania z danych artefaktów – kojarzyło mi się to trochę z pierścieniem z „Władcy Pierścieni”.
W tym miejscu trzeba wspomnieć o elementach grozy. Początkowo wydaje się, że jedynie pojazd antagonisty ma mroczną naturę. Samochód, którym się posługuje wydaje się na samoświadomy i z łatwością opanowuje swoje ofiary. Porusza się po bliżej niezidentyfikowanej przestrzeni, która wydaje się nie mieć jednej formy i dostosowuje się do obserwatora. Podobało mi się, że autor wykorzystał tę przestrzeń, by wpleść nawiązania do swojej twórczości Jednakże również most po którym jeździ bohaterka okazuje się skrywać bardzo niepokojące tajemnice. Poza tym bardzo dobrze udało się ukazać Gwiazdkową Krainę stanowiącą połączenie lunaparku z krainą horroru. Szkoda, że jedynie dosyć krótki fragment książki się tam rozgrywa, bo naprawdę było bardzo pomysłowe. Niestety to jak kończy się wątek Krainy jest bardzo dużym rozczarowaniem, chociaż autor bardzo sprytnie ukrywa prawdziwe zakończenie w... notce o czcionce.
Całkiem ciekawy jest też antagonista. Jest dystyngowany i elokwentny, chociaż czasami przypomina tytułowego bohatera filmu „Nosferatu – Symfonia grozy”. Bardzo łatwo potrafi zmanipulować zarówno dzieci, jak i dorosłych. Czasami nawet czytelnik może się zastanowić czy jego motywacja być może jest w jego mniemaniu bardziej szlachetna niż może się wydawać. Poza tym jego pomocnik jest bardzo interesującą postacią wyraźnie wzorowanym na Rennfieldzie z powieśći „Dracula” Brama Stokera. Pozornie wydaje się odpychający i odrażający pod względem swojego zachowania, ale jest też przedstawiona jego historia, więc w pewnych momentach można mu autentycznie współczuć. Przez tym bardziej rozczarowujące jest jak zostały rozwiązane wątki obu postaci – czułem się trochę oszukany, tak jakby autor nie miał pomysłu na to jak pisać ich dalej, więc na szybko się ich pozbył.
Oczywiście nie należy zapominać o bohaterach pozytywnych. Protagonistka początkowo wydaje się cudownym dzieckiem jakich wiele, ale wraz z rozwojem fabuły wychodzą na jaw jej problemy i to jak musi sobie radzić. Przypuszczam, że wielu męskich czytelników odnajdzie w sobie podobieństwa z przesympatycznym Louisem, który reprezentuje bardzo typowego geeka, któremu nie udało się połączyć pracy z pasją. Całkiem dobrze napisany też jest dziecięcy bohater, który pokazuje dziecko rozczarowane swoimi rodzicami. To właśnie na jego przykładzie pokazana jest pewna niepokojąca przemiana.
Podsumowując, autor zawarł w tej książce parę naprawdę bardzo dobrych pomysłów. Niestety zupełnie zabrakło mu pomysłu na zakończenie wielu wątków. Jest dobrze, ale mogło być lepiej.
Umiejętność niemal natychmiastowego przemieszczania się między odległymi od siebie miejscami jest zapewne marzeniem wielu. Jednakże fantastyka pokazywała, że może to mieć wysoką cenę jak chociażby w opowiadaniu „Jaunting” Stephena Kinga czy w filmie „Ukryty wymiar”. Joe Hill postanowił wykorzystać ten motyw w swojej powieści o dosyć oryginalnym tytule. Jak mu to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-23
Pisarz James Patterson znany jest z paru cykli książek sensacyjnych. Najbardziej znanym z nich jest ten o Alexie Crossie, głównie ze względu na to, ze trzy książki z tej serii doczekały się filmowych adaptacji. Czy pierwszy tom tego cyklu skutecznie zachęca do sięgnięcia po kolejne?
W Waszyngtonie dochodzi do porwania dwójki dzieci z ekskluzywnej prywatnej szkoły. W śledztwo w tej sprawie zostaje zaangażowany Alex Cross, detektyw i psycholog. Rozpoczyna się gra, której stawką jest życie porwanych dzieci.
Bohater nie jest genialnym detektywem, dla którego liczy się wyłącznie zagadka. Pokazane jest, że bardzo emocjonalnie angażuje się w sprawę i denerwuje go niesprawiedliwy system prawny. Przez to często nie jest zbyt lubiany przez swoich kolegów po fachu. Ma on swoje słabości, a także życie prywatne. Dzięki temu postać jest bardziej wiarygodna i łatwiej można się z nią utożsamiać.
Główny antagonista jest bardzo interesujący. Ciężko go jednoznacznie ocenić moralnie i zdecydować czy na pewno powinien odpowiadać za swoje czyny. Obecnie tego typu postacie są bardzo oklepane i w innych tekstach kultury były już przedstawiane bardziej pomysłowo, ale wówczas być może był to nowy motyw.
Trochę rozczarował mnie finał. Doceniam, że autor usiłował dodać tutaj zwrot akcji, ale moim zdaniem wyszedł on trochę na siłę. Wolałbym chyba dalsze starcie z dotychczasowym antagonistą, który był bardziej interesujący niż nowi wrogowie.
Lektura mnie wciągnęła i polubiłem głównego bohatera. Nie do końca wszystkie rozwiązania fabularne pasowały mi, ale najprawdopodobniej zainteresuję się kolejnymi tomami. Polecam osobom, które lubią chociażby twórczość Jeffreya Deavera.
Pisarz James Patterson znany jest z paru cykli książek sensacyjnych. Najbardziej znanym z nich jest ten o Alexie Crossie, głównie ze względu na to, ze trzy książki z tej serii doczekały się filmowych adaptacji. Czy pierwszy tom tego cyklu skutecznie zachęca do sięgnięcia po kolejne?
W Waszyngtonie dochodzi do porwania dwójki dzieci z ekskluzywnej prywatnej szkoły. W...
2020-07-18
Jednym ze znaczeń słowa „bizarro” jest według Wikipedii „współczesny gatunek literacki, którego autorzy używają takich środków wyrazu jak absurd, groteska czy satyra w celu stworzenia wyłamującej się ze schematów prozy”. Dotychczas jedynie słyszałem opowieści o tym gatunku i nigdy nie czytałem żadnego przedstawiciela. Kiedy więc dowiedziałem się, że niedawna polska noblistka wydała zbiór opowiadań „Opowiadania bizarne”, to z chęcią postanowiłem się zapoznać. Czy opowiadania z tego zbioru można zestawić z najlepszymi dziełami autorki?
Pierwsze opowiadanie czyli „Pasażer” przedstawia przemyślenia osoby, która boi się bliżej niesprecyzowanego strachu ze swojego dzieciństwa. Przez cały tekst przedstawiona jest paranoja narratora, która w pewnych momentach aż wprowadza nastrój grozy. Niestety finał tekstu jest bardzo wydumany i prowadzi do bardzo oczywistych refleksji, które w pewnych rejonach internetu są wyśmiewane. Zmarnowany potencjał.
„Zielone dzieci” przenoszą czytelnika do siedemnastowiecznej Polski, kiedy to podczas myśliwskiej wyprawy Jana Kazimierza zostają schwytane tajemnicze dzieci o zielonej skórze. Najbardziej interesująca w opowiadaniu jest tajemnica, która w momencie wyjaśnienia okazuje się dosyć oklepanym motywem. Alternatywna wizja społeczeństwa przedstawiona tu poza jednym kontrowersyjnym zwyczajem jest bardzo wyidealizowana. Bardzo zastanawiające jest też zakończenie, które dla mnie było dosyć niepokojące. Ogólnie całkiem dobrze napisane.
Za to zupełnie nie rozumiem czemu miał służyć kolejny tekst czyli „Przetwory”. Główny bohaterem jest bezrobotny mężczyzna, który po śmierci swojej matki zaczyna zjadać przygotowane przez nią przetwory. Szybko zaczyna odnajdywać w słoikach coraz dziwniejsze rzeczy. Tekst irytował mnie od samego początku. Protagonista i jego sytuacja są bardzo przerysowani i mogą być trochę obraźliwe dla osób, które mają podobne problemy. Z kolei sama fabuła do niczego nie prowadzi. Początkowo sugerowana jest jakaś mroczna tajemnica, ale opowiadanie kończy się bardzo banalnie i nic z tego nie wynika. Kompletna strata czasu.
O wiele bardziej interesujący jest tekst „Szwy”, gdzie główny bohater odkrywa dziwny szew na swojej skarpecie, przez co cała rzeczywistość zaczyna się dla niego zmieniać. Do samego końca tekstu czytelnik nie może być pewien czy opisywane jest tu stopniowe popadanie w szaleństwo czy też faktycznie działa tu jakaś nadnaturalna siła. Jest to aż przerażające jak zmiana pewnych drobnych elementów może mieć wpływ na postrzeganie rzeczywistości. Bardzo dobry tekst.
Następne opowiadanie czyli „Wizyta” to już rasowa fantastyka naukowa pokazujące możliwy rozwój więzi społecznych. Świat przedstawiony nie jest tu w żaden sposób opisany, więc wielu rzeczy trzeba się domyślać. Najprawdopodobniej rodziny zastąpiły tu jednopłciowe grupki, których status zależny jest od liczebności. Przez brak dokładniejszych informacji ciężko zrozumieć zachowania poszczególnych bohaterów. Być może po ponownej lekturze tekst będzie dla mnie jaśniejszy, ale ogólnie podobał mi się ze względu na przedstawioną w nim nowomowę.
Bardziej przyziemna jest „Prawdziwa historia”. Jest to tragikomedia, w której pewien naukowiec biorący udział w konferencji gubi swoje dokumenty i usiłuje się odnaleźć w obcym kraju. Początkowo tekst robił na mnie wrażenie beznadziejną sytuacją bohatera, ale wraz z rozwojem akcji zaczęło mnie irytować jak autorka doprowadza całość do absurdu. Moim zdaniem mogło być lepiej.
Całkiem obiecujący był również tekst „Serce”. Tutaj małżeństwo w średnim wieku wyjeżdża na urlop do Azji. Mężczyzna chce wykorzystać wyjazd by dowiedzieć się skąd pochodzi serce, które zyskał w wyniku transplantacji. Akcja jest tutaj bardzo powolna i mogłaby stanowić wyśmienity wstęp. Niestety kiedy robi się naprawdę interesująco, to nie pojawiają się żadne wyjaśnienia, a czytelnik jest równie zdezorientowany jak bohaterowie. Kolejne rozczarowanie.
Następny tekst czyli „Transfugium” to ponownie science-fiction. W niedalekiej przyszłości zostaje odkryta metoda zamiany ludzi w zwierzęta. Główna bohaterka obserwuje jak jej siostra szykuje się do tej procedury. Pojawiają się tu interesujące refleksje na temat człowieczeństwa, więzi rodzinnych i samotności. Odnoszę wrażenie, że całość miała być metaforą eutanazji, ale osobiście tekst bardziej kojarzył mi się z filmem „Lobster”, gdzie samotni ludzie byli zamieniani w zwierzęta. Bardzo dobry tekst z interesującym pomysłem.
Trochę gorzej jest z kolejnym opowiadaniem czyli „Górą wszystkich świętych”, gdzie główna bohaterka dzięki nowoczesnej technice bada kim poszczególne dzieci mogą zostać w przyszłości. Można tutaj było rozważać na temat idei predestynacji i genetycznych predyspozycji, co trochę przypominałoby film „Gattaca – Szok przyszłości”. Jednakże autorka skupia się zamiast tego na historii samego klasztoru kraju, gdzie dzieje się akcja, przez co element science-fiction wydaje się trochę niepotrzebny. Naprawdę można było coś więcej zrobić z tym tematem.
Chyba największe wrażenie zrobiło na mnie ostatnie opowiadanie czyli „Kalendarz ludzkich świąt”. W bliżej nieokreślonej przyszłości cały plastik na świecie rozpada się, a jedyną nadzieję ludzkości podtrzymuje nieśmiertelny przywódca religijny Monodikos. Głównym bohaterem jest masażysta tego przywódcy, który równocześnie usiłuje samotnie wychować nastoletnią córkę. Bardzo podobało mi się jak stopniowo ujawniane są kolejne elementy świata przedstawionego. Dzięki temu czytelnik nie czuje się zagubiony przez brak informacji albo przytłoczony przez ich nadmiar. Wprawdzie nie wszystkie tajemnice zostają wyjaśnione, ale nie irytuje to, lecz pobudza wyobraźnię. Również metafory religijne pobudzają tutaj do refleksji na pewne tematy szczególnie w kwestii chociażby śmierci i zmartwychwstania Chrystua, przez co Wielkanoc może być interpretowana w o wiele bardziej mrocznym świetle. Polecam tekst.
Wydaje mi się, że przytoczoną przeze mnie definicję „bizarro” najlepiej odzwierciedlają groteskowe „Powidła” i”Szwy”. Czy jednak przez nie trzymanie się tej definicji zbiorek jest słaby? Moim zdaniem poziom opowiadań jest nierówny”. Obok świetnych „Transfugium” czy „Kalendarza świąt ludzkich” można znaleźć też takie potworki jak „Powidła” czy „Pasażer”. Przez to ciężko mi polecić jednoznacznie ten zbiorek.
Jednym ze znaczeń słowa „bizarro” jest według Wikipedii „współczesny gatunek literacki, którego autorzy używają takich środków wyrazu jak absurd, groteska czy satyra w celu stworzenia wyłamującej się ze schematów prozy”. Dotychczas jedynie słyszałem opowieści o tym gatunku i nigdy nie czytałem żadnego przedstawiciela. Kiedy więc dowiedziałem się, że niedawna polska...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-08
Popkultura zazwyczaj przedstawia Japonię w pozytywnym świetle. Honorowi ludzie, słodkie dziewczęta i technologia rodem z przyszłości. Jednakże badaczka kultury japońskiej Karolina Bednarz w swojej książce przedstawia zdecydowanie inny obraz japońskiej rzeczywistości.
Na książka składa się szereg tekstów przedstawiających losy różnych kobiet powiązanych z Japonią. Każda historia dotyczy innego problemu. Można się przekonać, że niemalże w każdej strefie życia kobiety w Japonii mają pod górkę – dotyczy to pracy, rodziny, a także przyjaźni. Nawet te pozornie najbardziej niewinne elementy japońskiej kultury okazują się być skierowane przeciwko kobietom.
Przy okazji każdej historii autorka opisuje szerszy zakres tego problemu. Przedstawione są jego źródła, a także dłuższa historia. Przy tym jednak autorka nie stara się oskarżać japońskiej kultury, że jest od zawsze przesiąknięta zepsuciem, ale zwraca uwagę na to, że w przeszłości sytuacja była trochę bardziej pozytywna.
Jednakże książka nie skupia się wyłącznie na ciężkiej doli kobiet. Okazuje się, że kuleje tam wiele innych elementów – edukacja, opieka zdrowotna czy pomoc społeczna. Aż włos się na głowie jeży w czasie lektury.
Obecnie w Polsce dochodzi do protestów związanych z ograniczeniem praw kobiet. Jest to więc bardzo adekwatna książka na aktualną sytuację. Być może w Japonii też dojdzie do swego rodzaju przebudzenia.
Popkultura zazwyczaj przedstawia Japonię w pozytywnym świetle. Honorowi ludzie, słodkie dziewczęta i technologia rodem z przyszłości. Jednakże badaczka kultury japońskiej Karolina Bednarz w swojej książce przedstawia zdecydowanie inny obraz japońskiej rzeczywistości.
Na książka składa się szereg tekstów przedstawiających losy różnych kobiet powiązanych z Japonią. Każda...
2020-11-23
Powieść Alice Walker z 1982 r. jest laureatem nagrody Pulitzera. Przyczyniła się do tego w dużej mierze tematyka książki dotykająca takich problemów jak rasizm, równouprawnienie kobiet czy postkolonialny wyzysk. Jednakże czy poza ważną tematyka jest tu coś więcej?
Akcja rozgrywa się na początku XX w. w USA. Główna bohaterka to młoda czarnoskóra dziewczyna, która zostaje wydana za starszego od siebie mężczyznę, który źle ją traktuje. Wszystko zaczyna się jednak zmieniać, kiedy do domu wprowadza się podstarzała piosenkarka Shug Avery, która zaczyna mieć wpływ na dziewczynę.
Pierwsza połowa książki jest naprawdę wstrząsająca. Pokazane tu jest ludzkie okrucieństwo, nierówności społeczne i bieda. Model rodziny tu przedstawiony jest bardzo toksyczny. Na dodatek wydaje się, że nie ma żadnej ucieczki z tej beznadziei. Od czasu do czasu pojawiają się bardziej pozytywne czy niezależne osoby, ale one też albo stają się niemal równie bezduszne albo zostają zgniecione przez szarą rzeczywistość.
Kontrast do tego pozornie stanowią losy siostry głównej bohaterki, która jako misjonarka wyjeżdża do Afryki. Tubylcy nie są tutaj demonizowani czy idealizowani, ale są zwykłymi ludźmi z bardzo specyficzną mentalnością. Na początku jest tu bardziej przyjaźnie niż w Ameryce. Jednakże szybko okazuje się, że wyzysk i niesprawiedliwość również tutaj zawitały, a na dodatek łatwo można ulec śmiertelnym chorobom.
Na tle tak mocnego obrazu świata przedstawionego dosyć dziwnie wypada druga połowa książki. Podobało mi się jak zarysowano tutaj przebojową Shug Avery, która sprawia, że kobiece postacie zyskują więcej pewności siebie. Poza tym jedna z negatywnych postaci zostaje tu pogłębiona pod względem psychologicznym. Jednakże w pewnym momencie postacie radzą sobie nienaturalnie wręcz dobrze i przestają popełniać jakiekolwiek błędy. Zakończenie robi się tak przesłodzone i ckliwe, że aż trudno mi było uwierzyć, że pisała je ta sama osoba, co pierwszą część książki.
Książka broni się przede wszystkim bardzo obrazowym ukazaniem trudnych tematów, które niestety ciągle są aktualne. Niestety całość się trochę rozłazi pod koniec, przez co czytelnik zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia jedynie z fikcją.
Powieść Alice Walker z 1982 r. jest laureatem nagrody Pulitzera. Przyczyniła się do tego w dużej mierze tematyka książki dotykająca takich problemów jak rasizm, równouprawnienie kobiet czy postkolonialny wyzysk. Jednakże czy poza ważną tematyka jest tu coś więcej?
Akcja rozgrywa się na początku XX w. w USA. Główna bohaterka to młoda czarnoskóra dziewczyna, która zostaje...
2020-03-11
Obecnie kina w Polsce zostały ponownie zamknięte z powodu Coronavirusa. Jeszcze nie wiadomo kiedy zostaną znowu otwarte. Jednakże nawet w czasie tych paru miesięcy ponownego otwarcia nie były zbyt tłumnie odwiedzane. Może to sugerować, że następuje zmierzch kinowej dystrybucji na rzecz serwisów streamingowych. W związku z tym książka opowiadająca o warszawskich kinach może okazać się dłużej aktualna niż się spodziewano.
Książka jest podzielona na dwie główne części. W pierwszej opisany jest rozwój trendów związanych z kinem od początku XX w. do współczesności. Z kolei druga część składa się opisów poszczególnych kin, które również są umieszczone w różnych rozdziałach zależnie od epoki założenia (np. II RP czy PRL). Uważam, że taki podział to całkiem dobry pomysł, bo najpierw przedstawiony zostaje kontekst, dzięki czemu można łatwiej zrozumieć dlaczego dane kina funkcjonowały w taki a nie inny sposób.
Szczególnie fascynujące są historie pierwszych warszawskich kin. Kinematografia wyglądała wtedy zupełnie inaczej. Kina przypominały bardziej teatry, a czasem nawet same kręciły filmy, które później wyświetlały. Prześcigały się w pomysłowości, żeby przyciągnąć widzów. Naprawdę byłem w szoku jak czytałem o niektórych pomysłach.
W późniejszych latach kina zaczęły już przypominać te bardziej współczesne. Jednakże nawet tutaj można można zauważyć pewne cechy charakterystyczne elementy. Kiedyś było zaskakująco dużo kin... katolickich. Niektóre kina były naprawdę siermiężne i zdarzało się, że między rzędami biegały szczury.
Dla mnie chyba najbardziej swojskie wydały się lata 90. i początek XX w., kiedy dorastałem. Opisany jest tu zmierzch wielu małych kina na rzecz multipleksów. Nie oznacza to jednak zupełnego zamknięcia mniejszych kin, ale bardziej skupienia się ich na specyficznym repertuarze.
Niestety nie udało się uniknąć pewnej stronniczości książki ze względu na to, że została wydana przez wydawnictwo Agora, które jest powiązane z siecią kin Helios. W związku z tym kino Helios w Blue City jest opisane bardzo szczegółowo bez wskazywania na jakiekolwiek wady. Czytało się to trochę jak ulotkę reklamową i mi osobiście lekko popsuło pozytywne wrażenie po lekturze.
Książka urozmaicona jest zdjęciami i plakatami. Dzięki temu można zobaczyć nieistniejące już budynki, a także starą Warszawa. Dużym plusem w moich oazach jest to, że część zdjęć, a także plakaty są w kolorze.
Pomijając fragment tej książki o kinie Helios jest to naprawdę świetne kompendium wiedzy o warszawskich, które też nie nudzi. Być może jest to tak naprawdę opowieść o minionej epoce, kiedy jeszcze ludzie nie bali się chodzić do kina ze względu na wirusa.
Obecnie kina w Polsce zostały ponownie zamknięte z powodu Coronavirusa. Jeszcze nie wiadomo kiedy zostaną znowu otwarte. Jednakże nawet w czasie tych paru miesięcy ponownego otwarcia nie były zbyt tłumnie odwiedzane. Może to sugerować, że następuje zmierzch kinowej dystrybucji na rzecz serwisów streamingowych. W związku z tym książka opowiadająca o warszawskich kinach może...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-28
Tajemnice i niedopowiedzenia są często dużym atutem opowieści grozy. Jednakże czy zupełny brak wyjaśnień nie sprawia, że czytelnik może czuć się oszukany? Można to sprawdzić czytając powieść Jeffa Vandermeera.
Zespół badawczy złożony z samych kobiet zostaje wysłany do zbadania Strefy X. Miejsce to jest odizolowane od reszty świata już od trzydziestu lat. Okazuje się, że nie tylko sama Strefa skrywa wiele tajemnic...
Powieść ta jest jedną wielką zagadką. Bohaterki natykają się na wiele niewyjaśnionych zjawisk, a także śladów dawnych zdarzeń. Pojawiają się pewne teorie na temat tych zdarzeń, ale nie ma tu żadnych odpowiedzi. Na dodatek również same okoliczności wyruszenia na wyprawę są bardzo niejasne. Postacie mają luki w pamięci i nie są pewne czy ich wspomnienia są prawdziwe. Wprowadzenie do tego wszystkiego wątku hipnozy jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Świetnie buduje to poczucie paranoi i grozy.
Cała opowieść przedstawiana jest z punktu widzenia biolożki. Ukazana tu jest jej przeszłość, dzięki czemu można zrozumieć osobistą motywacją do udziału w wyprawie. Jednakże pomimo tego, że zarówno w jej przypadku, jak i innych postaci bardzo wyraźnie nakreślono cechy charakteru, to nie są wymienione z imienia. Ma to być może podkreślić, że dla organizacji, która je wysłała są tylko rolami w zespole, jakich już wiele zaginęło Strefie X i które można w każdej chwili zastąpić. Może to też sugerować, że bohaterki nie są wcale tym, za kogo się uważają.
Książka po mistrzowsku buduje nastrój grozy i tajemnicy. Jednakże jeśli ktoś w finale oczekuje odpowiedzi na chociaż część pytań, to może się lekko rozczarować. Jest to dopiero pierwszy tom trylogii, ale obawiam się, że również te pozostałe będą kładły większy nacisk na klimat niż na wyjaśnienie sekretów Strefy X.
Tajemnice i niedopowiedzenia są często dużym atutem opowieści grozy. Jednakże czy zupełny brak wyjaśnień nie sprawia, że czytelnik może czuć się oszukany? Można to sprawdzić czytając powieść Jeffa Vandermeera.
Zespół badawczy złożony z samych kobiet zostaje wysłany do zbadania Strefy X. Miejsce to jest odizolowane od reszty świata już od trzydziestu lat. Okazuje się, że...
2020-11-18
Praca w korporacji jest bardzo specyficzna. Teoretycznie wszyscy się tam niby lubią, a pracodawca stara się zapewniać różne benefity. Jednakże w praktyce człowiek jest tam w głównej mierze jedynie trybikiem w maszynie i jest trochę własnością swojego pracodawcy. Co jednak jeśli korporacja postanawia pójść o krok dalej?
Mae Holland jest młodą absolwentką college'u, która zostaje zatrudniona w dziale obsługi klienta w potężnej firmie „Krąg”. Korporacja stawia duży nacisk na transparentność pracowników i wnika w ich osobiste życie. Po początkowych zachwytach główna bohaterka czuje się coraz bardziej przytłoczona.
Powieść porusza bardzo aktualny konflikt między bezpieczeństwem a wolnością. Z jednej strony dostęp do danych każdej osoby na świecie sprawia, że trudniej bezkarnie popełnić przestępstwo; ale z drugiej ingeruje to w prywatność jednostki. Przedstawione tu są racje obu stron i czytelnikowi nie jest jednoznacznie narzucone, które rozwiązanie jest złe. Osobiście jednak odniosłem wrażenie, że większy nacisk jest tu położony na negatywne skutki działań Kręgu - pewne aplikacje firmy odsłaniają pewne mroczne sekrety i czasami doprowadzają do tragedii. Osobiście też zauważyłem pewne niekonsekwencje w działaniu samego Kręgu, co w moich oczach zrobiło z nich bandę hipokrytów. Przez to moim zdaniem nie do końca udało się przedstawić zrównoważony obraz obu podejść do sprawy.
To, co może trochę irytować jest naiwność części postaci. Często bez zastanowienia łykają wszystko co przedstawia korporacja. Być może jest to celowy zabieg, żeby pokazać osobę z zupełnie wypranym mózgiem, co owocuje dosyć mocnym zakończeniem, ale moim zdaniem sprawia to, że powieść jest mniej wiarygodna.
Moim zdaniem też nie wszystkie wątki były potrzebne. Postać Caldena to tak naprawdę zużyta klisza fabularna i łatwo się domyślić w jaką stronę zostanie on poprowadzony, chociaż sam finał wprowadza tu pewne zaskoczenie. Osobiście jednak skończyłbym książkę na pewnym punkcie kulminacyjnym związanym z postacią Mercera. Jest to naprawdę mocny moment, który mógłby zostawić miejsce do pewnych rozważań.
Doceniam to, co starano się w powieści przekazać ukazując ten temat z różnych punktów widzenia. Jednakże jednocześnie czasem jest zbyt naiwnie, żeby brać to na poważnie. Ogólnie jednak skłania do pewnej refleksji.
Praca w korporacji jest bardzo specyficzna. Teoretycznie wszyscy się tam niby lubią, a pracodawca stara się zapewniać różne benefity. Jednakże w praktyce człowiek jest tam w głównej mierze jedynie trybikiem w maszynie i jest trochę własnością swojego pracodawcy. Co jednak jeśli korporacja postanawia pójść o krok dalej?
Mae Holland jest młodą absolwentką college'u, która...
2020-02-26
John Grisham jest jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy. Jego pierwszą książką był „Czas zabijania” z 1988 r., który doczekał się ekranizacji w 1996 r. Czy już na samym początku swojej kariery autor ten stworzył murowany bestseller?
W małym amerykańskim miasteczku dochodzi gwałtu małej dziesięcioletniej dziewczynce. Sprawcy zostają szybko złapani, ale rozwścieczony ojciec ofiary zabija obu. Szykuje się w związku z tym proces sądowy, który różne osoby będą usiłowały wykorzystać do własnych celów.
Sam pomysł na fabułę jest bardzo interesujący. Pojawia się dylemat moralny w kwestii tego czy morderstwo i kara za nie są adekwatne. Niestety te dywagacje są tak naprawdę poruszone w niewielkim stopniu, bo zarówno sąd, jak i policja sprzyjają ojcu, a jego działanie jest dla wszystkich zrozumiałem. Przez to odpada bardzo obiecujące pole do dyskusji.
Więcej miejsca poświęcone jest tu wątkowi sensacyjnemu z członkami Klu Klux Klanu, którzy usiłują wpłynąć na werdykt. Nie są to jednak żadne subtelne metody, ale bardzo typowe zastraszenia. Jest to emocjonujące i buduje napięcie, ale nie jest zbyt pomysłowe.
Jeśli już mowa o emocjach, to oczywiście sam dramat rodziny zgwałconej dziewczynki może poruszyć. Starają się zapomnieć o tragicznych wydarzeniach, ale stają się tak naprawdę obiektem sensacji.
Książka miała duży potencjał, ale niestety nie wykorzystuje go. Zamiast sensacyjnych przepychanek z Klu Klux Klanem wolałbym więcej refleksji na temat zbrodni i kary. Jednakże dzięki względnie uproszczonej fabule książka ta trafiła w gusta wielu odbiorców i zapewniła Johnowi Grishamowi niezły start.
John Grisham jest jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy. Jego pierwszą książką był „Czas zabijania” z 1988 r., który doczekał się ekranizacji w 1996 r. Czy już na samym początku swojej kariery autor ten stworzył murowany bestseller?
W małym amerykańskim miasteczku dochodzi gwałtu małej dziesięcioletniej dziewczynce. Sprawcy zostają szybko złapani, ale...
2020-11-12
Przed laty Philip Reeve zrobił na mnie duże wrażenie niewydaną po polsku książką „Here lies Arthur” dekonstruującą opowieści arturiańskie. Kiedy szukałem więcej informacji o tym autorze natknąłem się na informacje o jego książkowym cyklu postapokaliptycznego science-fiction dla młodzieży z wówczas dosyć interesującym konceptem świata przedstawionego. W międzyczasie przewinęło się wiele innych tego typu opowieści, które doczekały się ekranizacji np. „Niezgodna”, „Więzień labiryntu” czy „Igrzyska śmierci”. Czy więc powieść z 2001 r. robi jeszcze jakiekolwiek wrażenie?
W wyniku wielkiej sześćdziesięciominutowej wojny cały świat zamienił się w wielkie pustkowie. Ludzie przestali więc mieszkać w zwykłych miastach i przeprowadzili się do wielkich ruchomych fortec, które dosłownie pożerają mniejsze pojazdy. Główny bohater, nastoletni czeladnik cechu historyków z Londynu wbrew swojej woli wypada z ruchomego miasta i musi walczyć o przetrwanie razem z tajemniczą Hester Shaw, dziewczyną, która może być kluczem do złowrogich planów władz Londynu.
Bardzo interesujący jest sam koncept ruchomych miast, które walczą ze sobą. Jednakże w powieści unika się bardziej widowiskowych potyczek między wielkimi metropoliami. Londyn napotyka na swojej jedynie mniejsze miasta, które nie stanowią dla niego specjalnego wyzwania. Jest jedna scena z pewnym wielkim niemieckim miastem, ale ona służy tak naprawdę do pokazania czegoś innego. Być może to będzie bardziej rozbudowane w kolejnych tomach, ale osobiście czułem się trochę rozczarowany.
Podobnie trochę czułem się rozczarowany w prezentacji samego miasta. Stosunkowo niewiele jego zakamarków jest przedstawionych. Ogólnie jest jasne jak ono funkcjonuje, ale jak dla mnie za dużo jest tu niedopowiedzeń.
Także lokacji jest stosunkowo niewiele. Największe wrażenie robi podniebne Air Haven, ale większość to po prostu średniej wielkości fortece.
Sam świat przedstawiony jest dosyć brutalny, ale unika się pewnych bardziej dosadnych rozwiązań, aby książka była bardziej odpowiednia dla młodego odbiorcy. Niestety nie udaje się tu uniknąć pewnych naiwności, które pozbawiają akcji wiarygodności.
Większość bohaterów książki do mnie przemówiła. Głównie protagonista jest bardzo naiwny i stanowi głównie kalkę dla czytelnika, aby ten razem z nim poznawał świat przedstawiony. O wiele bardziej interesująca jest Hester Shaw, która wie co i jak, więc potrafi sobie poradzić w brutalnej rzeczywistości. Z kolei w powieści udało się wprowadzić dwóch interesujących antagonistów, którzy mają sensowną motywację do swoich działań. Poza tym w pomniejszych epizodach pojawiają się postacie, których nie można jednoznacznie moralnie ocenić, bo starają się tylko przetrwać, przez co są bardzo pragmatyczni.
Pomimo dosyć epickiej skali wydarzeń w tym tomie czułem się jakbym czytał dopiero wstęp do większych wydarzeń. Świat przedstawiony jest ledwo zarysowany i przez to robi wrażenie trochę niedopracowanego. Prawdopodobnie sięgnę po kolejne tomy, chociaż głównie dla Hester Shaw, a nie dla dosyć nijakiego protagonisty.
Przed laty Philip Reeve zrobił na mnie duże wrażenie niewydaną po polsku książką „Here lies Arthur” dekonstruującą opowieści arturiańskie. Kiedy szukałem więcej informacji o tym autorze natknąłem się na informacje o jego książkowym cyklu postapokaliptycznego science-fiction dla młodzieży z wówczas dosyć interesującym konceptem świata przedstawionego. W międzyczasie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-23
Postać Adolfa Hitlera stała się już popkulturowym dowcipem i wiele osób nie bierze go już na poważnie. Wyśmiewał się już z niego klasyczny film „Dyktator” Charliego Chaplina, kreskówki z kaczorem Duffym czy nawet polski film „Ambassada”. Czasami był to śmiech dla samego śmiechu, ale czasami znajdowało się też miejsce na pewną refleksję. Do tej drugiej kategorii zalicza się powieść Timura Vermesa.
Adolf Hitler budzi się w Berlinie w roku 2011 r. Były Führer zostaje wzięty za aktora komediowego wcielającego się historyczną postać. Szybko zaczyna robić medialną karierę.
Początkowo książka robi wrażenie dosyć prostej historii bazującej w głównej mierze ciągle na tym samym dowcipie. Jednakże wraz z rozwojem akcji można dostrzec tu coś więcej. Przez to, że Adolf Hitler występuje tu jako komik nikt nie widzi nic złego w jego kontrowersyjnych poglądach, które obecnie bawią swoją radykalnością. Jednakże coraz więcej osób zaczyna na początku dla śmiechu, a potem całkiem na poważnie mu przyklaskiwać. Z coraz większym przerażeniem można obserwować jak zdobywa coraz większą władzę.
Nikt tu przy tym nie usiłuje wybielać głównego bohatera. Dalej ma on te same poglądy jak za czasów II wojny światowej. Jednakże tu też pokazana jest jego bardziej ludzka i towarzyska strona. Dobrze podkreśla to, że pozornie sympatyczni ludzie mogą mieć naprawdę niebezpieczne poglądy.
Jeśli chodzi o humor, to niestety nie zawsze on działa. Dobre są sceny kiedy polityczne przemowy Hitlera są interpretowane jako dowcip. Trochę jednak słabiej wypada jego niezrozumienie świata przedstawionego. Plus jednak, że starano się to ograniczyć do minimum pokazując, że zaskakująco szybko rozumie obecną sytuację geopolityczną.
Przypuszczam, że część osób odrzuci tę książkę, bo uznają, że nie wypada się śmiać z tematyki zahaczającej o Holocaust. Jednakże tutaj śmiech jest podszyty smutną refleksją, że Hitler zdobył władzę, bo udało mu się wejść w łaski ludu. Powieść pochodzi z 2011 r., ale jest ciągle aktualna – wystarczy spojrzeć na to, że często to najwięksi showmani wygrywają wybory.
Postać Adolfa Hitlera stała się już popkulturowym dowcipem i wiele osób nie bierze go już na poważnie. Wyśmiewał się już z niego klasyczny film „Dyktator” Charliego Chaplina, kreskówki z kaczorem Duffym czy nawet polski film „Ambassada”. Czasami był to śmiech dla samego śmiechu, ale czasami znajdowało się też miejsce na pewną refleksję. Do tej drugiej kategorii zalicza się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-31
Andrzej Sapkowski jest najbardziej znany z utworów o Wiedźminie. Jednakże w latach 2001-2006 została też wydana jego trylogia husycka. Czy powieści te są przynajmniej równie warte uwagi jak książki o Geralcie z Rivii?
Akcja osadzona jest w 1425 r. na Śląsku. Głównym bohaterem jest medyk Reynevan z Bielawy, który postanawia wyruszyć na wyprawę, by wyznać miłość zamężnej już Adeli. Jednakże szybko okazuje się, że jego misja będzie miała o wiele większe znaczenie.
Początkowo obawiałem się, że ten tom będzie jedynie zbieraniem drużyny. Do zespołu głównego bohatera szybko przyłączają się kolejne ciekawe postacie. Jednakże już tutaj dochodzi do paru punktów kulminacyjnych, a autor nie szczędzi prawdziwych petard fabularnych.
Świat przedstawiony pozbawiony jest podziału na dobrych i złych. Pokazane jest, że po obu stronach konfliktu są zarówno bohaterowie, jak i dranie. Niektórzy mogą się oburzyć, że pewne postacie historyczne są przez to zbyt ułomne, ale dzięki temu są bardziej realistyczne.
Bardzo dobrze oddane są realia historyczne i można się sporo dowiedzieć. Klimat dobrze podkreśla posługiwanie się przez bohaterów łaciną, która w moim wydaniu została przetłumaczona w przypisach.
Powieść przez długi czas jest pozbawiona elementów fantastycznych, jedynie gdzieś w tle pojawia się pewien wątek, a inne można racjonalnie wyjaśnić. Jednakże kiedy już wkracza fantastyka, robi się naprawdę interesująco. Wykorzystane są klasyczne legendy i wierzenia. Idealnie jest to splecione z wydarzeniami historycznymi.
Jest to modelowy przykład jak pisać fantastykę historyczną. Można wprawdzie trochę narzekać na naiwność głównego bohatera, ale jest to dosyć drobna bolączka. Nie jest to tak przełomowe dzieło jak opowiadania o Wiedźminie, ale jest naprawdę dobrze.
Andrzej Sapkowski jest najbardziej znany z utworów o Wiedźminie. Jednakże w latach 2001-2006 została też wydana jego trylogia husycka. Czy powieści te są przynajmniej równie warte uwagi jak książki o Geralcie z Rivii?
Akcja osadzona jest w 1425 r. na Śląsku. Głównym bohaterem jest medyk Reynevan z Bielawy, który postanawia wyruszyć na wyprawę, by wyznać miłość zamężnej już...
2020-01-06
Zazwyczaj czytam niewiele literatury faktu dotyczącej historii współczesnej. Przez to niestety zbyt często wychodzę na ignoranta. Na szczęście wygrałem książkę Adama Bednarczyka na konkursie podczas jednego z konwentów fantastyki. Czy ta książka poszerzyła moją wiedzę na temat konfliktu bałkańskiego?
Dziennikarz Adam Bednarczyk opowiada tu o swojej wyprawie z 1992 r. do targanej wojną Bośni. Jednakże w odróżnieniu od wielu reporterów nie obserwował wówczas wszystkiego z boku. Przyłącza się do Chorwatów i walczy przeciwko Jugosławiańskiej Armii Ludowej.
Nie ma tutaj charakterystycznego dla wielu reportaży chłodnego opisu sytuacji. Bohater podchodzi do konfliktu dosyć emocjonalnie wyraźnie opowiadając się po stronie chorwackiej. Opisy poszczególnych misji są bardzo dynamiczne, chociaż nie można ich porównać do rozbuchanych filmowych widowisk rodem z Hollywood.
Poza samym konfliktem autor opisuje też codzienne życie żołnierzy. Nie ma tutaj patosu, ale jest dużo prozy życia pełnej prostych rozrywek w stylu alkoholu czy towarzystwa atrakcyjnych kobiet. Sam bohater zresztą opisuje tutaj swój romans z pewną lokalną pięknością. Przez to można mieć wrażenie, że ma się do czynienia bardziej z powieścią niż z literaturą faktu.
Jeśli ktoś spodziewa się subiektywnego opisu konfliktu, może poczuć się rozczarowany. Więcej tu jest opisów własnych przeżyć. Czyta się całkiem przyjemnie, ale należy pamiętać, że jest to obraz niepełny przedstawiający sytuację tylko z jednego punktu widzenia.
Zazwyczaj czytam niewiele literatury faktu dotyczącej historii współczesnej. Przez to niestety zbyt często wychodzę na ignoranta. Na szczęście wygrałem książkę Adama Bednarczyka na konkursie podczas jednego z konwentów fantastyki. Czy ta książka poszerzyła moją wiedzę na temat konfliktu bałkańskiego?
Dziennikarz Adam Bednarczyk opowiada tu o swojej wyprawie z 1992 r. do...
2020-11-02
Pierwszy tom stanowił genezę niepokornego superbohatera, a towarzyszyło jej parę krótszych opowiadań. Ten tom można już jednoznacznie uznać za zbiór powiązanych ze sobą opowiadań. Czy drugi tom dalej zachowuje specyficzny urok pierwowzoru?
W pierwszym opowiadaniu czyli „Hard as Rock” główny bohater musi zmierzyć się z tajemniczą siłą, która opanowuje ludzkie umysły w studenckim miasteczku na Ligocie. Bardzo interesujący jest tu przeciwnik, który może kojarzyć się z horrorem. Jednakże samo rozwiązanie problemu okazuje się bardzo banalne i sztampowe. Plus za pewne informacje dotyczące tego jak reaguje opinia publiczna na superbohaterów. Ogólnie jednak taki sobie tekst.
Z kolei „Boogie man” to swego rodzaju próba stworzenia drużyny superbohaterów. Bardzo ciekawą postacią jest inicjator samej idei, który jest niewolnikiem własnego cienia. Jest to bardzo obiecujący koncept na niejasną moralnie postać, ale fabuła niestety szybko zamiata ten motyw pod dywan. Szkoda też, że pojawia się tu stosunkowo niewielu superbohaterów, a część z nich okazuje się jedynie dowcipem. Naprawdę zmarnowany potencjał.
Tekst „Sin City” skupia się na Ekumenie i jego kolejnej potyczce z doktorem Swarządzem. W poprzednim tomie sam pomysł na Ekumena był bardzo fascynujący. Tutaj niestety poza ciekawym pomysłem na związanie fabuły nie ma tu specjalnie nic oryginalnego – ot, kolejna radosna naparzanka.
W dotychczasowych opowiadaniach z tego tomu muzyczne powiązania głównego bohatera zeszły na dalszy plan, więc w „Deep in the Hole” Dreszcz bierze udział w przesłuchaniu do początkującego zespołu rockowego. Samo przesłuchanie nie jest specjalnie zabawne czy pomysłow3. Niestety tutaj po raz kolejny za bardzo wyidealizowano bohatera pod tym względem. Plus jednak za pokazanie, że jego supermoce mogą przeszkadzać w karierze muzyka. Pojawia się tu też trochę na siłę doczepiony wątek superbohaterski, ale nic specjalnie z niego nie wynika.
Trochę w stronę horrou skręca kolejny tekst czyli „Rock'n'roll train”, gdzie Dreszcz razem z Alojzym w pociągu do Warszawy obserwują serię tajemniczych zjawisk. Podobało mi się połączenie tutaj elementów humorystycznych z grozą. Samo wyjaśnienie zjawiska nie jest zbyt oryginalne, ale mam osobiście słabość do tego typu rozwiązań fabularnych. Niestety autor nic nie robi z tym pomysłem i porzuca go bez żadnego sensownego podsumowania.
Zbiór kończy „If you want blood (you've got it)” oraz towarzyszący mu epilog. Jest to tekst poważniejszy od pozostałych, gdzie bohater po osobistej tragedii musi dochodzić do sprawiedliwości. Naprawdę można tu się w paru momentach wzruszyć, a nagłe dojrzewanie bohatera do roli superherosa robi wrażenie. Niestety finał opowiadania jest strasznie rozczarowujący. Poczułem się bardzo oszukany. Poza tym tożsamość antagonistów jest tak wzięta z czapy, że to aż boli. Naprawdę byłem rozgoryczony kończąc książkę.
Podobnie jak poprzedni tom, ten również jest zilustrowany. Autorem ilustracji jest Iwo Strzelecki. Rysunki dobrze przedstawiają opisywane wydarzenia, ale jednocześnie nie zdradzają fabuły. Ogólnie jednak szkoda, że artysta bardziej nie pobawił się formą.
Czytając ten tom czułem się jakbym obserwował dziecko, które co chwila bawi się nową zabawką, a starą rzuca w kąt. Wiele jest tu kapitalnych pomysłów, z którymi jednak autor niewiele robi, bo musi od razu sięgnąć po następny. Poszczególne opowiadania robią wrażenie jedynie zalążków ciekawszych tekstów. Na dodatek wiele wątków z poprzedniego tomu nie zostaje tu rozwiniętych. Mam nadzieję, że zapowiadany trzeci tom cyklu będzie lepszy, bo tutaj jest co najwyżej przeciętnie.
Pierwszy tom stanowił genezę niepokornego superbohatera, a towarzyszyło jej parę krótszych opowiadań. Ten tom można już jednoznacznie uznać za zbiór powiązanych ze sobą opowiadań. Czy drugi tom dalej zachowuje specyficzny urok pierwowzoru?
W pierwszym opowiadaniu czyli „Hard as Rock” główny bohater musi zmierzyć się z tajemniczą siłą, która opanowuje ludzkie umysły w...
2020-10-19
W poprzednim tomie główny bohater osiągnął swój ostateczny cel. Jednakże był to dopiero pierwszy tom trylogii. Jakie nowe wyzwania wymyśli tym razem autor?
Darth Bane bierze pod swoje skrzydła uczennicę, Zannah. Szybko jednak każe jej działać zupełnie samodzielnie, a sam wyrusza na poszukiwanie artefaktów dawnych Sithów. Jednakże nie wszyscy wierzą, że wszyscy Sithowie zginęli.
Przedstawienie głównego bohatera jako nauczyciela to naprawdę świetny pomysł. Można dzięki temu bliżej poznać jego ideologię i przekonać się jak bardzo się różni od jedi czy dotychczasowych Sithów. Wielka szkoda więc, że stosunkowo szybko bohaterowie się rozdzielają i każde z nich podąża własną drogą.
Jednakże nawet samodzielne przygody bohaterów mogą wciągnąć. Bane w poszukiwaniu tajemnic dawnych Sithów natyka się na różne mniej i bardziej potężne przeciwności, które czasami zaskakują swoją pomysłowością. Z kolei Zannah staje się przebiegłą manipulantką, która z łatwością potrafi wywinąć się z największych tarapatów. Przez pewien czas książka sugeruje, że gdzieś w jej wnętrzu ciągle tli się dobro, co w finale zostaje wręcz szokująco poddane w wątpliwość.
Trochę rozczarował mnie wątek jedi. Depczą bohaterom po piętach i spodziewałem się, że wyniknie z tego coś więcej. Sama ostateczna walka jest bardzo widowiskowa i emocjonująca, ale trochę zbyt szybko pozbywa się obiecujących postaci. Podobnie jest z pewnymi drugoplanowymi postaciami, które ostatecznie stają się jedynie narzędziami w rękach Sithów.
Pierwszy tom był dla mnie idealną zamkniętą całość. Drugi tom ma wiele interesujących pomysłów, ale nie ma tu już tej świeżości. Ogólnie jednak jest nieźle.
W poprzednim tomie główny bohater osiągnął swój ostateczny cel. Jednakże był to dopiero pierwszy tom trylogii. Jakie nowe wyzwania wymyśli tym razem autor?
Darth Bane bierze pod swoje skrzydła uczennicę, Zannah. Szybko jednak każe jej działać zupełnie samodzielnie, a sam wyrusza na poszukiwanie artefaktów dawnych Sithów. Jednakże nie wszyscy wierzą, że wszyscy Sithowie...
2020-10-08
Nie słyszałem wcześniej o twórczości Łukasza Henela. Na jego powieść natknąłem się poszukując jakiegoś audiobooka na dłuższą podróż samochodem. Czy jest to coś więcej niż lektura na podróż?
Główny bohater to pewien zaradny przedsiębiorca, który po tym jak podwiózł tajemniczą autostopowiczkę natyka się na opuszczony pałacyk. Bohater kupuje budynek, aby otworzyć tam hotel. Wkrótce jednak w okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Fabuła nie brzmi oryginalnie i sama książka też taka nie jest. Autor wykorzystuje wszystkie najbardziej wyeksploatowane klisze z opowieści o duchach. Dużo jest tu scen ocierających się wręcz o tandetę. Brakuje tutaj jakiejkolwiek subtelności w budowaniu nastroju, chociaż jest parę momentów, kiedy można poczuć autentyczny niepokój. Ciekawy jest za to sam finał, który wprawdzie też był już wykorzystywany gdzie indziej, ale autentycznie wywraca wszystko do góry nogami. Podobało mi się, że przy tym zostawia trochę czytelnikowi wybór między dwoma możliwymi interpretacjami zdarzeń.
Sami bohaterowie zachowują się bardzo nielogicznie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi pchają się w najbardziej niebezpieczne miejsca i zupełnie nie przejmują się tragicznymi wydarzeniami. Ciężko jest ich brać na poważnie i czasami zastanawiałem się czy nie stanowią zamierzonej autoparodii.
Książka świetnie sprawdza się na jeden raz. Po drugim razie zapewne można dostrzec już pewne błędy logiczne. Można przeczytać jeśli ktoś chce się trochę odmóżdżyć.
Nie słyszałem wcześniej o twórczości Łukasza Henela. Na jego powieść natknąłem się poszukując jakiegoś audiobooka na dłuższą podróż samochodem. Czy jest to coś więcej niż lektura na podróż?
Główny bohater to pewien zaradny przedsiębiorca, który po tym jak podwiózł tajemniczą autostopowiczkę natyka się na opuszczony pałacyk. Bohater kupuje budynek, aby otworzyć tam hotel....
2020-09-27
Motyw osób z nadnaturalnymi zdolnościami występuje u Stephena Kinga niemal od samego początku jego twórczości. Wystarczy wspomnieć „Carrie”, „Lśnienie” czy „Zieloną milę”. Doczekało się to nawet podsumowania w cyklu „Mroczna wieża”. Jednakże po latach King postanowił wrócić do tego motywu. Czy jest tu w stanie dodać coś nowego?
12-letni Luke Ellis jest bardzo bystry i ma niewielkie zdolności telekinetyczne. Pewnego dnia zostaje uprowadzony i uwięziony w tajnym ośrodku badawczym, gdzie razem z innymi dziećmi poddawany jest coraz bardziej okrutnym testom. Jaki jest cel tych badań?
Fabuła książki do złudzenia przypomina jedną z wcześniejszych powieści autora czyli „Podpalaczką”, a nawet bardziej jej filmową kontynuację. Tam też bohaterka o nadnaturalnych zdolnościach jest przetrzymywana w tajnym laboratorium. W tamtej książce jednak czarny charakter był bardzo ciekawie wymyślony, a protagonistka była młodsza niż Luke i jej naiwność wydawała się całkiem naturalna.
W omawianej powieści akcja wlecze się w ślimaczym tempie. Dużą część powieści zajmuje codzienne życie Instytutu. Na początku sposób, w jaki traktowane są dzieci może szokować, ale szybko staje się to bardzo schematyczne i nużące. Dopiero w końcowej części książki robi się bardziej emocjonująco, chociaż sam punkt kulminacyjny rozczarowuje.
Mam mieszane uczucia, co do samego pomysłu na tytułowy Instytut. Z jednej strony jest to bardzo stereotypowy ośrodek badawczy, gdzie traktuje się ludzkie obiekty badań jak przedmioty. Z drugiej jednak dobrze pokazano, że ośrodek ten jest źle zorganizowany i zarządzany. Różne instalacje i technologia tam zastosowane są przestarzałe. Pracownicy są często niekompetentni. Przywodzi to na myśl trochę prawdziwe życie. Szkoda jednak, że za wyjątkiem jednej postaci nie pokazano bardziej ludzkiej strony osób pracujących w instytucie, przez co robią wrażenie przerysowanych czarnych charakterów.
Bardzo obiecująca wydaje się tajemnica ujawniona w finale. Mogłaby ona prowadzić do pewnych refleksji na temat etyki walki z terroryzmem. Jednakże jeśli się nad tym zastanowić, to sam przedstawiony problem można rozwiązać bez działalności Instytutu, przez co samo przesłanie wydaje się strasznie wydumane.
Ze smutkiem muszę stwierdzić, że książka ta pokazuje, że King zaczyna zjadać własny ogon. Recyklinguje własne pomysły i stosuje je po raz kolejny, ale w gorszy sposób. Oczywiście są tu pewne momenty, które potrafią złapać za serce czy wywołać bardziej żywe emocje, ale niestety nie usprawiedliwiają one serwowania po raz kolejny tego samego dania, ale z innymi przyprawami.
Motyw osób z nadnaturalnymi zdolnościami występuje u Stephena Kinga niemal od samego początku jego twórczości. Wystarczy wspomnieć „Carrie”, „Lśnienie” czy „Zieloną milę”. Doczekało się to nawet podsumowania w cyklu „Mroczna wieża”. Jednakże po latach King postanowił wrócić do tego motywu. Czy jest tu w stanie dodać coś nowego?
12-letni Luke Ellis jest bardzo bystry i ma...
2020-09-23
Nowela „Uniesienie” może być zaliczona do tych samych zabiegów wydawniczych co „Rok wilkołaka” czy „Pudełko z guzikami Gwendy”. Ten krótki ilustrowany utwór nie powinien zostać wydany jako osobna książka, a raczej część zbioru opowiadań czy nowel. Jednakże wydawca postanowił inaczej, więc zarówno czcionka, jak i odstępy między wierszami są naprawdę duże, przez co książka wydaje się nienaturalnie wręcz nadmuchana. Jednakże czy mimo tak kontrowersyjnych zabiegów sam utwór jest interesujący?
Główny bohater cierpi na niespotykaną przypadłość. Każdego dnia waży coraz mniej, chociaż jego wygląd fizyczny w żaden sposób się nie zmienia. Na dodatek waga pozostaje stała nawet jeśli ma na sobie ciężkie ubrania...
Zarys fabuły początkowo kojarzył mi się z powieścią „Chudszy”. Jednakże dziwaczny stan głównego bohatera jest tak naprawdę wątkiem pobocznym i narzędziem, które odgrywa kluczową rolę w pewnym momencie fabuły. Wydaje się, że zarówno bohatera, jak i inne postacie niespecjalnie interesuje poznanie genezy zjawiska. Przez to pozornie interesujący wątek zaczyna mieć równie mało znaczenia dla czytelnika. Trochę czułem się przez to zirytowany. Na dodatek teoretycznie bardzo baśniowe zakończenie wydawało mi się trochę infantylne.
Bardziej istotnym przesłaniem książki jest walka o akceptację inności w małej społeczności. Główny bohater angażuje się w uratowanie małej restauracji prowadzonej przez homoseksualne małżeństwo. Jest to dosyć oklepany motyw i powtarza się tu wiele typowych elementów jak wulgarne zachowania prostych ludzi wobec homoseksualistów czy ukryta dyskryminacja. Jednakże równocześnie pokazane jest, że również właścicielki restauracji potrafią zachowywać się nie w porządku wobec sąsiadów czy osób chcących im pomóc. Dobrze podkreśla to, że chęć do zawarcia pokoju musi pochodzić z obu stron. Można autentycznie się wzruszyć, kiedy pokazane jest jak główny bohater wykorzystuje swoją zdolność do pomocy właścicielkom restauracji.
Książce towarzyszą ilustracje Marka Geyera. Jednakże równie dobrze mogłoby ich nie być, bo w żaden sposób nie zmieniają odbioru tekstu. Poza tym nie są specjalnie efektowne wizualnie i łatwo wylatują z głowy.
Utwór potrafi podnieść na duchu i nic poza tym. Wątek nadnaturalny jest tu zupełnie niepotrzebny, a całość można byłoby spokojnie skrócić. Ogólnie całkiem przyjemny pomysł na krótsze opowiadanie, ale niekoniecznie na nowelę.
Nowela „Uniesienie” może być zaliczona do tych samych zabiegów wydawniczych co „Rok wilkołaka” czy „Pudełko z guzikami Gwendy”. Ten krótki ilustrowany utwór nie powinien zostać wydany jako osobna książka, a raczej część zbioru opowiadań czy nowel. Jednakże wydawca postanowił inaczej, więc zarówno czcionka, jak i odstępy między wierszami są naprawdę duże, przez co książka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Powrót w rodzinne strony rzadko kończy się dobrze w powieściach kryminalnych. Nostalgia fałszuje wspomnienia, a wiele rzeczy mogło się zmienić na gorsze. Jest to właśnie jeden z tematów powieści Joanny Bator, która w 2019 r. została zekranizowana.
Główną bohaterką jest dziennikarka Alicja Tabor, która powraca do rodzinnego Wałbrzycha. Jej celem jest napisanie reportażu o trójce dzieci zaginionych w tym mieście. Przy okazji odkrywa też swoje rodzinne sekrety.
Mieszkańcy Wałbrzycha mogą prawdopodobnie mieć pretensje do autorki za to jak przedstawiono ich miasto na łamach książki. W powieści jest to bardzo ponure i przygnębiające miejsce, gdzie nie ma żadnych perspektyw na przyszłość. Miejscowi są w większości bardzo zabobonni, niewykształceni i łatwo nimi manipulować. Z jednej strony tworzy to bardzo mroczny i wciągający klimat, ale z drugiej strony wiele postaci jest tu bardzo przesadzonych i ciężko brać je na poważnie.
Podobało mi się jednak jak przedstawiono tu główną atrakcję turystyczną miasta czyli zamek Książ. Jest to magiczne miejsce, gdzie można znaleźć zarówno dawne skarby, jak i przeżyć miłosne uniesienia. Jest to też świadek wielu bardzo tragicznych i krwawych zdarzeń. Trochę szkoda, że autorka jeszcze bardziej go nie powiązała z główną zagadką kryminalną.
No właśnie, mam problem z wątkiem kryminalnym. Na początku jest naprawdę intrygująco, kiedy bohaterka zbiera kolejne fakty i tworzy się coraz bardziej niepokojący obraz całości. Jednakże do ostatecznego rozwiązania zagadki dochodzi tak jakby mimochodem bez aktywnego udziału protagonistki. Finał jest wprawdzie bardzo mocny, ale czułem się trochę oszukany i odnosiłem wrażenie, że pewne rozwiązania wzięły się znikąd. Plus jednak, że udało się autorce mnie zaskoczyć.
O wiele lepszy jest moim zdaniem wątek obyczajowy. Bohaterka poznaje kolejne fakty z przeszłości swojej rodziny i musi się z nimi zmierzyć. Szkoda jednak, że nie wszystko zostaje tu wyjaśnione, a ostatnie strony w zamierzeniu mocne wydały mi się trochę o niczym.
Moim zdaniem też zupełnie niepotrzebne są strony zawierające zapisy fikcyjnych chatów internetowych. Domyślam się, że miało to zobrazować ogólne nastroje społeczne, ale wyszło trochę za bardzo łopatologicznie.
Powieść ma świetny klimat i dobre wątki obyczajowe, ale jako kryminał nie do końca się sprawdza. Lektura wciąga, szczególnie jeśli odwiedziło się Wałbrzych. Oczekiwałem jednak czegoś więcej.
Powrót w rodzinne strony rzadko kończy się dobrze w powieściach kryminalnych. Nostalgia fałszuje wspomnienia, a wiele rzeczy mogło się zmienić na gorsze. Jest to właśnie jeden z tematów powieści Joanny Bator, która w 2019 r. została zekranizowana.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGłówną bohaterką jest dziennikarka Alicja Tabor, która powraca do rodzinnego Wałbrzycha. Jej celem jest napisanie reportażu o...