-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika"Dziennik jaskółki" dał mi pewność co do dwóch rzeczy - tego, że nie spocznę, póki nie przeczytam wszystkich dzieł autorki oraz tego, że muszę mieć tę książkę w jedynej słusznej formie, czyli wydania papierowego. Już sam fakt, że głównym bohaterem jest płatny morderca, taki, który jednak odstaje od typowych wyobrażeń o tego typu profesjonalistach, stanowił smaczek. Cała reszta, jego przemyślenia, krucha miłość (? a może raczej świadomość istnienia bratniej duszy), nawiązania literacko-kulturowe, niesamowity styl Nothomb i świetne zakończenie, to wszystko sprawiło, że nie czytałam tej książki, a wręcz ją pochłaniałam. Czytelnik, do którego przemówią te tropy, w pewnym momencie przyłącza się do celebrowania tajemnicy, staje się następcą Urbana. Fenomenalne, doskonałe. Już dawno żadna książka nie sprawiła, że na moich rękach pojawiła się gęsia skórka, a w moich myślach taki chaos. Amelie Nothomb udowadnia, że krótkie formy mogą być bardziej treściwe, cięższe i trudniejsze od niejednego grubego tomiszcza.
"Dziennik jaskółki" dał mi pewność co do dwóch rzeczy - tego, że nie spocznę, póki nie przeczytam wszystkich dzieł autorki oraz tego, że muszę mieć tę książkę w jedynej słusznej formie, czyli wydania papierowego. Już sam fakt, że głównym bohaterem jest płatny morderca, taki, który jednak odstaje od typowych wyobrażeń o tego typu profesjonalistach, stanowił smaczek. Cała...
więcej mniej Pokaż mimo to"Makbet" na stałe wpisał się w kanon, wstyd nie znać tego dzieła. A jednak nie należy nudnych, przereklamowanych, szmirowatych tworów, które wciska się czytelnikom na siłę w myśl gombrowiczowskiej zasady "Słowacki wielkim poetą był". Nie, "Makbet" to niemal niepowstrzymany żywioł, w którym wszelkie emocje splatają się ze sobą, a tragiczne i doskonale rozrysowane postaci na długo zapadają w pamięć.
"Makbet" na stałe wpisał się w kanon, wstyd nie znać tego dzieła. A jednak nie należy nudnych, przereklamowanych, szmirowatych tworów, które wciska się czytelnikom na siłę w myśl gombrowiczowskiej zasady "Słowacki wielkim poetą był". Nie, "Makbet" to niemal niepowstrzymany żywioł, w którym wszelkie emocje splatają się ze sobą, a tragiczne i doskonale rozrysowane postaci na...
więcej mniej Pokaż mimo toJedno słowo - arcydzieło. Powieść wielowymiarowa, wyjątkowo wysmakowana, pełna barwnych postaci i groteski w wyśmienitym wydaniu. Klasyka, lektura obowiązkowa nawet dla opornych.
Jedno słowo - arcydzieło. Powieść wielowymiarowa, wyjątkowo wysmakowana, pełna barwnych postaci i groteski w wyśmienitym wydaniu. Klasyka, lektura obowiązkowa nawet dla opornych.
Pokaż mimo to
Mówi się, że tę książkę warto przeczytać, że powinno się... tylko nie wiem, czy mówi się także, dlaczego.
Bohaterowie są spleceni nie tylko ze sobą, ale i ze swoim krajem, który tkwi głęboko w nich i wpływa na nich nawet wtedy, gdy nie mają z nim fizycznego kontaktu. Oczywiście, poza Franzem, ale też Franz znajduje się w innej sytuacji, bo to nie jego ziemię splugawiono i poniżono. Jakie to bliskie polskim duszom, nieprawdaż?
Narrator tutaj wydaje się nie zupełnie transparentny, a półprzezroczysty, nie wolno zapominać o jego obecności i komentarzach. Jest nie tylko reporterem, ale i w pewien sposób duchowym opiekunem postaci, powiedziałabym, że traktuje je z dużą dozą wyrozumiałości. Jednocześnie bardzo wyraźnie przyjmuje rolę łącznika między światem przedstawionym a czytelnikiem, przewodnika i nauczyciela, który dzieli się swoimi ideami z nadzieją na uwagę, ale także na pewną polemikę. To nie jest jeden z tych narratorów, którzy prawdopodobnie powinni gdzieś być, ale pałętają się tylko pomiędzy stronami, czasem w rogu, kiedy indziej przemkną po stronie trzydziestej drugiej albo sto dziewięćdziesiątej i tyle ich widać.
Język stoi na wysokim poziomie... i to wszystko, co mogę konkretnego powiedzieć. A dlaczego?
Bo to nie jest tak, że nie wiadomo, dlaczego powieść Kundery stała się głośna. Po prostu rozplątywanie wątków dla kogoś, kto nie czytał tej książki, nie ma sensu. Ją trzeba przeczytać, żeby zrozumieć, poczuć, zastanowić się, posmakować. Zdecydowanie łatwiej powiedzieć, jaka ta książka nie jest niż opisać, jaka jest. Powiem tylko, że moje serce wygrała wątkiem Karenina i białą flagą, która nagle jakby zmienia kolor.
Mówi się, że tę książkę warto przeczytać, że powinno się... tylko nie wiem, czy mówi się także, dlaczego.
Bohaterowie są spleceni nie tylko ze sobą, ale i ze swoim krajem, który tkwi głęboko w nich i wpływa na nich nawet wtedy, gdy nie mają z nim fizycznego kontaktu. Oczywiście, poza Franzem, ale też Franz znajduje się w innej sytuacji, bo to nie jego ziemię splugawiono i...
Może za wysoka ta ocena, ale czy nie jest tak, że gwiazdki przyznajemy nie tylko za walory, powiedzmy, obiektywne, a i za fragmenty, które są jakby pisane dla nas? A tutaj tych fragmentów jest dużo.
Gdybym miała krótko podsumować tę książkę, powiedziałabym tak: najpierw był śmiech, później śmiech przez łzy, pod koniec już tylko łzy... a w finale nieokiełznane szaleństwo.
Dopiero w pewnym krytycznym momencie (nie będę zdradzać szczegółów) zrozumiałam, że mimo całej początkowej niechęci do krytykanctwa i tchórzostwa Yossariana naprawdę udało mi się go polubić.
Gdybym natomiast miała powiedzieć coś więcej... Na styl Hellera zwrócił uwagę chyba każdy, kto książkę choćby przekartkował. Wciąż trwam w podziwie, jak można napisać prawie pięćset stron czystego absurdu... i jak można te prawie pięćset stron czystego absurdu przeczytać, a jak widać, wielu z nas się to drugie udało. "Paragraf 22" jest napisany w sposób niesamowicie złośliwy, ironiczny, ale też bardzo amerykański, jakby styl Hellera przesiąkł zapachem z szafy wujaszka Sama. W pewien sposób przypomina mi "Rzeźnię numer pięć".
To nie jest książka o wojnie, a w każdym razie - nie do końca o wojnie. Mówi o rzeczach poważnych, ale w większości nie jest poważna. Nie ma patosu, ale jest groteska. Czytelnicy preferujący wyłącznie poważne podejście do kwestii wojennych mogą być rozczarowani.
Pora na Kącik Wysoce Subiektywny, czyli szczególnie udane chwyty:
- podział na rozdziały: tak jak Martin chwilami nudzi i irytuje, a nielubiane postaci najchętniej by się przeskoczyło bez czytania, w przypadku "Paragrafu 22" każdy rozdział przyjmuje się z pewnym zainteresowaniem;
- znaczenie odrębnych historii: najbardziej zapadł mi w pamięć major Major, bo jego historia jest historią wielu ludzi w prawdziwym życiu;
- skoro już jesteśmy przy majorze Majorze: bohaterowie. Można ich lubić, nienawidzić albo skorzystać z przywileju posiadania uczuć ambiwalentnych, ale trzeba przyznać, że każdy z nich ma swoje motywacje, przekonania, sympatie (choć częściej - antypatie) i własny kawałek historii, są naprawdę wyraziści
- niespodziewane zwroty akcji - brzmi to jak z taniego filmu sensacyjnego, ale dobrze oddaje rzeczywistość; ogromne wrażenie robi duet Sampson i McWatt, choć zapewniam, że wielu z Was wolałoby tego nie przeczytać, bo dziwnie i smutno zostaje w pamięci; poza tym scena z Nately'm po jego decyzji o kontynuowaniu lotów i końcowa z informacją na temat Orra
- opis dotkniętych koszmarem wojny włoskich ulic i Yossariana próbującego pomóc Snowdenowi - małe, niedługie fragmenty, w których przeważała powaga i smutna refleksja; poruszyły, a przez to, że mają zupełnie inny ton, zdecydowanie przykuwają uwagę
Nie każdemu musi się spodobać "Paragraf 22", ale myślę, że warto przeczytać tę pozycję choćby dla kilku dających do myślenia fragmentów, o których wadze każdy czytelnik zadecyduje sam.
Może za wysoka ta ocena, ale czy nie jest tak, że gwiazdki przyznajemy nie tylko za walory, powiedzmy, obiektywne, a i za fragmenty, które są jakby pisane dla nas? A tutaj tych fragmentów jest dużo.
Gdybym miała krótko podsumować tę książkę, powiedziałabym tak: najpierw był śmiech, później śmiech przez łzy, pod koniec już tylko łzy... a w finale nieokiełznane szaleństwo....
Uważam tę książkę za wybitną, szokującą, taką, która zostawia czytelnika z ciężarem na sercu i igiełkami strachu przebiegającymi po kręgosłupie. Antyutopię przedstawiono w mistrzowski sposób, przy czym mamy do czynienia zarówno z antyutopią, jak i antybohaterem, który jest wycinkiem otaczającej go rzeczywistości, postacią dość żałosną, nikczemną, tchórzliwą miernotą. Mimo wszystko coś z niego drzemie w każdym z nas - i nie jest to wyłącznie niepokój o nasz los oraz ludzkie zamiłowanie do teorii spiskowych. "Rok 1984" brutalnie i dobitnie pokazuje, że każdego można złamać, upodlić, że piękne słowa i idee kończą się tam, gdzie zaczyna się głęboka studnia bólu. Potworne dzieło, ale doskonałe.
Uważam tę książkę za wybitną, szokującą, taką, która zostawia czytelnika z ciężarem na sercu i igiełkami strachu przebiegającymi po kręgosłupie. Antyutopię przedstawiono w mistrzowski sposób, przy czym mamy do czynienia zarówno z antyutopią, jak i antybohaterem, który jest wycinkiem otaczającej go rzeczywistości, postacią dość żałosną, nikczemną, tchórzliwą miernotą. Mimo...
więcej mniej Pokaż mimo toDoskonały, groteskowy, chciałoby się zawołać "Niech żyje Witkacy!", gdyby nie jeden mały szczegół...
Doskonały, groteskowy, chciałoby się zawołać "Niech żyje Witkacy!", gdyby nie jeden mały szczegół...
Pokaż mimo toGenialny. Może jestem potworną ignorantką, ale uważam, że "Romeo i Julia" nie może równać się z tym dziełem absolutnie w niczym. "Titus Andronicus" obfituje we wszystko, co powinno znaleźć się w dobrej książce - ból, miłość, śmierć, zdrada, zemsta, honor, intrygi, kara, wszystko w tak dużym wymiarze i perspektywy tylu postaci, że chylę czoła przed geniuszem twórcy tego dzieła i pozostaję pod wielkim wrażeniem.
Genialny. Może jestem potworną ignorantką, ale uważam, że "Romeo i Julia" nie może równać się z tym dziełem absolutnie w niczym. "Titus Andronicus" obfituje we wszystko, co powinno znaleźć się w dobrej książce - ból, miłość, śmierć, zdrada, zemsta, honor, intrygi, kara, wszystko w tak dużym wymiarze i perspektywy tylu postaci, że chylę czoła przed geniuszem twórcy tego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Prawdziwa awangarda lingwistyczna. Jeszcze chyba nigdy nie czytałam tyle godzin tak cienkiej książki - tutaj najpierw trudno było mi zrozumieć, o co chodzi, później chciałam się tym delektować, byłam (jak i każdy czytelnik) powiernikiem tej tajemnicy, biernym użytkownikiem tego języka. Połączenie angielskiego z rosyjskim robi niesamowite wrażenie. Może w tych czasach szokuje to mniej, w końcu są różne inne specyficzne wariacje (spanglish, ponglish etc.), ale wtedy?
Jeśli chodzi o treść, jak dla mnie, znakomita. Parszywy, brudny świat, pozbawione skrupułów postaci... Aż w końcu nadchodzi moment przełomowy, który zmusza czytelnika do przemyślenia naszej hierarchii społecznej, kwestii pewnych zasad etyki, odwraca role... Uwielbiam takie zmuszające do myślenia powieści, w których nie ma czerni ani bieli, tylko gradacja szarości.
Prawdziwa awangarda lingwistyczna. Jeszcze chyba nigdy nie czytałam tyle godzin tak cienkiej książki - tutaj najpierw trudno było mi zrozumieć, o co chodzi, później chciałam się tym delektować, byłam (jak i każdy czytelnik) powiernikiem tej tajemnicy, biernym użytkownikiem tego języka. Połączenie angielskiego z rosyjskim robi niesamowite wrażenie. Może w tych czasach...
więcej mniej Pokaż mimo toZupełnie o niej zapomniałam! Może dlatego, że ciągle przymierzam się do drugiego podejścia - opowiadania łatwo zacierają się w pamięci, a te Borgesowskie zdecydowanie powinny w niej utkwić. Doskonały zbiorek.
Zupełnie o niej zapomniałam! Może dlatego, że ciągle przymierzam się do drugiego podejścia - opowiadania łatwo zacierają się w pamięci, a te Borgesowskie zdecydowanie powinny w niej utkwić. Doskonały zbiorek.
Pokaż mimo to
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko bajki, jakich wiele - i popełniłby błąd.
Jak słusznie zauważają czytelnicy, utwory nie są skierowane do dzieci, bo dzieci nie mogłyby dostrzec wszystkich odcieni i prawd. Pominę już nawet to, że są przygnębiające - do dziś postrzegam z ogromnym sentymentem baśń Andersena o matce szukającej swego dziecka porwanego przez śmierć, choć niedługo minie dwadzieścia lat od momentu, gdy tę baśń usłyszałam, a myślę, że była o wiele bardziej ponura.
Język i styl zachwycają, znać, że pióro mistrza.
Mam jeszcze tylko jedną wskazówkę: nie należy czytać tego w środkach komunikacji, bo zbyt wzrusza i nie pozostawia obojętnym.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko bajki, jakich wiele - i popełniłby błąd.
Jak słusznie zauważają czytelnicy, utwory nie są skierowane do dzieci, bo dzieci nie mogłyby dostrzec wszystkich odcieni i prawd. Pominę już nawet to, że są przygnębiające - do dziś postrzegam z ogromnym sentymentem baśń Andersena o matce szukającej swego dziecka porwanego przez śmierć, choć...
Słyszałam wiele dobrych opinii o twórczości Calvino i naprawdę się ucieszyłam, gdy "Baron drzewołaz" wpadł mi w ręce. Muszę przyznać, że początkowo mój entuzjazm osłabł, bałam się, czy autor i jego bohater nie ugną się pod brzemieniem narzuconego wyzwania.
Teraz, już po lekturze, muszę przyznać, że książka wzbudza mieszane uczucia, ale to jej plus. Można powiedzieć, że historia życia barona zarysowana została z pomocą wielu barwnych anegdotek dotyczących sytuacji, jakie przydarzyły się przez lata jego zamieszkiwania pośród drzew. Trudno mi w tej chwili nie streszczać, więc powiem tylko, że te miejscami luźno powiązane opowieści raz ciekawią, innym razem nużą, bywa, że zniesmaczają, bawią, lub zasmucają, ale zawsze zaskakują. Czytelnik nie zawsze popiera (często wręcz potępia) zachowanie bohaterów, czasem nie potrafi zaaprobować ich postępowania, jako że sam kieruje się współczesnymi przyzwyczajeniami i zasadami.
Postaci są niezwykle barwne, wyraziste, ciekawe - rozpoczynając od psychopatycznej wręcz siostry barona, a kończąc na jego walecznym... jamniku. Warto przyjrzeć się także przekładowi - bardzo starannemu i pięknemu przekładowi, który stanowi dodatkowy walor tego dzieła.
Polecam zwrócić uwagę na ostatnią scenę z baronem Cosimo di Rondo - absolutne, genialne zaprzeczenie mitu Ikara, doskonałe połączenie buntu wobec tego, co przyziemne (oraz naziemne) i pokory wobec losu, jaki mężczyzna wybrał dla siebie.
"Baron drzewołaz" to prawdziwa uczta dla mola książkowego, oryginalna i wspaniała, a przy tym wcale nie taka do końca średniowieczna w wymowie, gdy się jej uważniej przyjrzeć...
Słyszałam wiele dobrych opinii o twórczości Calvino i naprawdę się ucieszyłam, gdy "Baron drzewołaz" wpadł mi w ręce. Muszę przyznać, że początkowo mój entuzjazm osłabł, bałam się, czy autor i jego bohater nie ugną się pod brzemieniem narzuconego wyzwania.
Teraz, już po lekturze, muszę przyznać, że książka wzbudza mieszane uczucia, ale to jej plus. Można powiedzieć, że...
Trudno zgodzić się z oceną, którą otrzymała ta cieniutka książeczka - mam wrażenie, że wynika to z faktu, że należy ona do kanonu lektur szkolnych. Wydaje mi się też, że polscy czytelnicy nie są do końca przekonani do dzieł twórców romantycznych. Osobiście wspominam tę książkę z ogromnym sentymentem, dostarczyła mi wielu emocji i ujęła opisami. Rozumiem, czym zachwycali się czytelnicy sprzed lat i zachwycam się tak samo jak oni, i proszę w myślach Wertera, żeby jednak odłożył broń, wiedząc, że on nie zrobi tego ani za pierwszym, ani za pięćdziesiątym razem...
Trudno zgodzić się z oceną, którą otrzymała ta cieniutka książeczka - mam wrażenie, że wynika to z faktu, że należy ona do kanonu lektur szkolnych. Wydaje mi się też, że polscy czytelnicy nie są do końca przekonani do dzieł twórców romantycznych. Osobiście wspominam tę książkę z ogromnym sentymentem, dostarczyła mi wielu emocji i ujęła opisami. Rozumiem, czym zachwycali się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Potworny, wstrząsający i zostawiający czytelnika bez słów.
Forma dostosowana do treści, urywana, wstydliwa, surowa.
Jeśli ktoś uważa, że go to nie przerazi, niech spróbuje postawić sobie pytanie, czy potrafiłby witać żyjącego tuż obok zabójcę swojej całej rodziny uprzejmym "co u Ciebie słychać?", jak gdyby nic nie miało miejsca.
Ta książka nie daje spokoju.
Potworny, wstrząsający i zostawiający czytelnika bez słów.
Forma dostosowana do treści, urywana, wstydliwa, surowa.
Jeśli ktoś uważa, że go to nie przerazi, niech spróbuje postawić sobie pytanie, czy potrafiłby witać żyjącego tuż obok zabójcę swojej całej rodziny uprzejmym "co u Ciebie słychać?", jak gdyby nic nie miało miejsca.
Ta książka nie daje spokoju.
Zapada na długo w pamięć, nie tylko z powodu szokującej fabuły, ale i wspaniałego stylu autora. Ta książka to doskonały przykład nurtu znanego jako splatterpunk, ale przesiąknięty niezwykle lirycznymi, dokładnymi opisami, co sprawia, że można określić ją jako wyjątkową. Obawiam się, że wielu osobom może nie przypaść do gustu, jako że znajduje się w niej sporo makabry, grozy, opowieść momentami balansuje na granicy dobrego smaku, porusza także tematy tabu, jednak zdecydowanie warto. Umiłowanie brzydoty i jednocześnie drzemiącego w niej piękna, apoteoza zbrodni, triumf siły, rozkład człowieczeństwa, równowaga między życiem i śmiercią, sztuka dążenia do celu, plugawa i zarazem uświęcona miłość - oto, czym jest i o czym jest ta książka.
Zapada na długo w pamięć, nie tylko z powodu szokującej fabuły, ale i wspaniałego stylu autora. Ta książka to doskonały przykład nurtu znanego jako splatterpunk, ale przesiąknięty niezwykle lirycznymi, dokładnymi opisami, co sprawia, że można określić ją jako wyjątkową. Obawiam się, że wielu osobom może nie przypaść do gustu, jako że znajduje się w niej sporo makabry,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niesamowita! Kolejna z książek, które trzeba rozumieć.
A może się mylę? Może właśnie urok polega na tym, żeby jej nie rozumieć, nie przyjmować i nie przyswajać tej rzeczywistości i trzymać się z daleka od niej?
Wstyd, jeśli ktoś nie czytał.
Niesamowita! Kolejna z książek, które trzeba rozumieć.
A może się mylę? Może właśnie urok polega na tym, żeby jej nie rozumieć, nie przyjmować i nie przyswajać tej rzeczywistości i trzymać się z daleka od niej?
Wstyd, jeśli ktoś nie czytał.
Znakomita. Ogólna ocena dla tej książki, tak przecież niska, zastanawia. Pierwszy impuls do sięgnięcia po to dzieło stanowiła czysta ciekawość, jednak każda strona pomagała rozsmakowywać się w historii coraz bardziej. Śmiem twierdzić, że zapewne większość osób, która słabo oceniła "Grendela" chyba nie do końca zrozumiała ideę powieści (a tutaj zrozumienie wcale do najłatwiejszych zadań nie należało, ponieważ książka jest stosunkowo cienka, ale wyjątkowo nasycona istotnymi spostrzeżeniami). Gardner operuje słowem po mistrzowsku, decyduje się także na intrygujące koncepty, które wzbogacają nie samą fabułę, ale stanowią kolejne elementy psychologicznej układanki. Doceniam ładunek makabry, która wyłania się w różnych momentach niespodziewanie i błyskawicznie na podobieństwo sztyletu skrytobójcy. Warto także zwrócić uwagę na sprytne przemycanie tendencji dość nowoczesnych przy jednoczesnym zachowaniu dość podniosłego stylu, nie sposób zapomnieć także o niesamowitym bogactwie metafor. Jeśli mamy mówić o samej historii, nie zachwyci ona wrażliwców i idealistów, a raczej zniesmaczy i odepchnie. Po lekturze można się zastanawiać, czy to potwór potrafi być ludzki, czy raczej ludzie umiejętnie zmieniają się w potwory. Zdecydowanie lektura nie na jeden raz, posiadająca wiele smaczków, głębokich myśli i drugie, a nawet piąte dno, a znajdująca się stylistycznie (i nie tylko) raczej pomiędzy górskimi szczytami.
Znakomita. Ogólna ocena dla tej książki, tak przecież niska, zastanawia. Pierwszy impuls do sięgnięcia po to dzieło stanowiła czysta ciekawość, jednak każda strona pomagała rozsmakowywać się w historii coraz bardziej. Śmiem twierdzić, że zapewne większość osób, która słabo oceniła "Grendela" chyba nie do końca zrozumiała ideę powieści (a tutaj zrozumienie wcale do...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na początku zaznaczę, że książka jak dla mnie zasługuje na 9 w swojej kategorii - nie oceniam jej poprzez np. porównania do klasyki, bo byłoby to bezcelowe i głupie. Chociaż z drugiej strony - kto wie, co za kilka lat zostanie okrzyknięte następcą choćby "Buszującego w zbożu"? Utwory obwołane przez kolejne pokolenia klasyką są typowe dla swoich czasów, a ta książka jak najbardziej jest - i pod kątem problemów, i pod kątem mentalności społeczeństw rozwiniętych, tudzież przedstawicieli różnych grup wiekowych.
Wiem, że powinnam poczekać poczekać dłużej, niż jakieś trzydzieści minut i prysznic, żeby ochłonąć i wystawić opinię. Czasem jednak czujemy dość banalny imperatyw - nazywają go "muszę, bo się uduszę".
Książka na tyle mnie zaintrygowała, że po nią sięgnęłam - mimo że już od kilku lat nie jestem targetem, bo z wiek "nastu" lat opuściłam już jakiś czas temu. Czy nie jest jednak tak, że każdy z nas w jakiś sposób należy do targetu? Nie musimy być nastolatkami, możemy za to kiedyś znaleźć się pośród chorych (czego ani sobie, ani nikomu nie życzę) - my, nasi bliscy, przyjaciele, znajomi... Choćby dlatego warto po nią sięgnąć.
Co ujęło mnie w "Gwiazd naszych wina"? Przede wszystkim postaci - nie plastikowe, nie użalające się nad sobą, mimo wszystko nie przegrane i nie w depresji. Jest takie społeczne tabu - większość z nas obsesyjnie myśli, co zrobić, żeby tylko nie urazić, nie zranić chorej osoby. A przecież oni nie są ze szkła. To są ludzie, mogą o sobie decydować, mimo wszystko pragnąć przesuwać swoje granice, z lepszym lub gorszym skutkiem. Wielu chorych nie chce, żeby cudza litość czy skrępowanie dodatkowo przypominały im o chorobie czy robiły z nich dziwadła niemalże kosmiczne i to musimy zrozumieć. Nastoletnie, czasem wręcz głupawe żarty bohaterów nie irytują - one zachwycają. Nie treścią, nie to mam na myśli - zachwycają dystansem, pogodzeniem się z losem, dojrzałością, która kryje się pod gówniarską manierą. Bo to jest dojrzałość, sprostać przeciwnościom losu z godnością i nie wymuszać na innych statusu męczennika.
Bardzo podobają mi się odwołania literackie, choć tutaj wydawało mi się to nieco naciągane, bo młodym ludziom niesamowicie dużo czasu zajmuje dochodzenie do swojej wrażliwości czytelniczej, na pewno nie w wieku szesnastu, siedemnastu lat. Mimo wszystko, mimo bagażu doświadczeń - ale to niezbyt poważny zarzut.
Ironia. Autoironia postaci i poniekąd samego autora, to także do mnie trafia.
Podoba mi się zakończenie (niejako) otwarte. Przestańmy się jednak oszukiwać - każdy z nas domyśla się, co się stało później. I jeszcze krótkie spostrzeżenie na koniec: przestańmy się oszukiwać, każdy z nas wie także, że i my nie uchronimy się przed przemijaniem, więc... wnioski niech każdy wyciąga sam, ja nie będę rozwijać tematu.
Na początku zaznaczę, że książka jak dla mnie zasługuje na 9 w swojej kategorii - nie oceniam jej poprzez np. porównania do klasyki, bo byłoby to bezcelowe i głupie. Chociaż z drugiej strony - kto wie, co za kilka lat zostanie okrzyknięte następcą choćby "Buszującego w zbożu"? Utwory obwołane przez kolejne pokolenia klasyką są typowe dla swoich czasów, a ta książka jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wydaje mi się, że nigdy jeszcze nie męczyłam się do tego stopnia przy żadnym tekście - nie licząc, oczywiście, czystej, ciężkiej literatury faktu. I oczywiście nie chodzi o popularne ostatnio użycie słowa "(z)męczyć" w kontekście czytania nieciekawej lub niezrozumiałej książki. "Głód" naprawdę ugniata czytelnika w piersi, dusi, rozbija na kawałki i z każdą niemal stroną potęguje jego bezsilność.
Czytając, czułam się nieszczęśliwa, bezradna, bezmiernie zasmucona - także z powodu wstępu, w którym odbiorcy dane jest poznać nazwiska różnych mistrzów literatury, którzy cierpieli z powodu nędzy. A że i Hamsuna przypisano do tej grupy, powieść można uznać za przynajmniej po części autobiograficzną.
Mimo że postawa bohatera momentami dziwi, jego niefrasobliwość i lenistwo wówczas, gdy ma pieniądze, irytuje, chyba każdy czytelnik zgodzi się ze stwierdzeniem, że wiele razy podczas lektury odczuwa się palący ból i przypływ współczucia wobec nieszczęsnego człowieka. Trudno powiedzieć, czy protagoniście trudniej jest zaakceptować fizyczne cierpienie, czy też psychiczne upodlenie. Nie jest on w stanie podążać ani za potrzebami swojej duszy, ani słabnącego ciała. Wrażenia porażki dopełnia samotność bohatera - choć niekiedy otrzymuje doraźną pomoc od innych, w swojej tragedii tkwi bez żadnego silnego oparcia. Wzrusza i przeraża też niemożność człowieka do wołania o pomoc, wciąż tak w wielu sytuacjach aktualna.
Wybitne. Niewielu potrafi tak prosto, szczerze, przejmująco i zarazem pięknie opisać potrzebę ciała, która stanowi przecież filtr do wielu potrzeb duchowych. Niewielu jest w stanie zamknąć wszystkie postawy ludzkie w postaciach wspomnianych przez stronę lub dwa zdania. I nikt inny nie potrafiłby tak zamknąć tej historii.
Wydaje mi się, że nigdy jeszcze nie męczyłam się do tego stopnia przy żadnym tekście - nie licząc, oczywiście, czystej, ciężkiej literatury faktu. I oczywiście nie chodzi o popularne ostatnio użycie słowa "(z)męczyć" w kontekście czytania nieciekawej lub niezrozumiałej książki. "Głód" naprawdę ugniata czytelnika w piersi, dusi, rozbija na kawałki i z każdą niemal stroną...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przepiękna.
Słodko-gorzka, rozbudzająca miłość do otaczających nas szczegółów, podziw za to, że jesteśmy w stanie je dostrzegać.
Bradbury podbija serca opisami i porównaniami, język, jakim się posługuje, jest doskonały, a nad poszczególnymi partiami tekstu nie sposób się nie zatrzymać.
Wspaniała antyutopia i, jako jedna z niewielu - dająca choć odprysk nadziei.
Przepiękna.
więcej Pokaż mimo toSłodko-gorzka, rozbudzająca miłość do otaczających nas szczegółów, podziw za to, że jesteśmy w stanie je dostrzegać.
Bradbury podbija serca opisami i porównaniami, język, jakim się posługuje, jest doskonały, a nad poszczególnymi partiami tekstu nie sposób się nie zatrzymać.
Wspaniała antyutopia i, jako jedna z niewielu - dająca choć odprysk nadziei.