-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać411
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
Rewelacja! Na długie miesiące odłożyłam tę książkę, myśląc, że jest zbyt dziecinna i przy tym nudnawa. Nic bardziej mylnego.
Gdy tylko akcja się odrobinę rozkręciła, nie mogłam przestać czytać. Mieville ma nieskończoną fantazję, czegoś takiego absolutnie się nie spodziewałam, co więcej, autor perfekcyjnie gra słowem. Postaci są barwne, niebanalne, absolutnie zwariowane! Czytelnik może spotkać m. in. wojowników binja (znające sztuki walki ożywione śmietniki) czy parasole (umbrellas), które stają się swoim przeciwieństwem (unbrellas), a na końcu prawdziwymi rebeliantami (rebrellas) - a to dopiero początek. Jeśli nie potrafiliście sobie wyobrazić krwiożerczych żyraf z alternatywnej rzeczywistości, koniecznie sięgnijcie po tę książkę.
Już od dawna nie zaliczam się do grona nastolatek, a książka naprawdę mnie urzekła, podejrzewam, że ktoś młodszy mógłby mieć jeszcze większą przyjemność z czytania. Teraz tylko zostaje mi zmierzyć się z bardziej "dorosłymi" pozycjami autora.
Rewelacja! Na długie miesiące odłożyłam tę książkę, myśląc, że jest zbyt dziecinna i przy tym nudnawa. Nic bardziej mylnego.
Gdy tylko akcja się odrobinę rozkręciła, nie mogłam przestać czytać. Mieville ma nieskończoną fantazję, czegoś takiego absolutnie się nie spodziewałam, co więcej, autor perfekcyjnie gra słowem. Postaci są barwne, niebanalne, absolutnie zwariowane!...
"Kraina Chichów" przez te kilka dni całkowicie zawładnęła moim życiem. Chociaż zupełnie nie miałam ostatnio czasu na czytanie, kiedy nie czytałam tej książki, obsesyjnie o niej myślałam. Kilka razy prawie przegapiłam swój przystanek i zupełnie nie miałam pojęcia, jakim cudem tak szybko dotarłam na miejsce. Ta książka ma tak niesamowity i unikatowy klimat, jest przy tym tak zaskakująca, niebanalna i dziwaczna, że dosłownie do ostatniej strony nie miałam pojęcia, jak opowieść się zakończy - a ostatnie kilkanaście stron naprawdę szokuje i otwiera oczy na sporo wskazówek, które łatwo było przeoczyć podczas lektury. Urzekła mnie też mnogość odwołań do innych tekstów i autorów, najbardziej ucieszyło mnie nawiązanie do Borgesa. Wracając do "Krainy Chichów" - doskonała, specyficzna, przewrotna, nieszablonowa powieść, diabelnie wciągająca, po prostu inna niż wszystkie. Na pewno nie jest to koniec mojej przygody z twórczością J. Carrolla. Pozostaje tylko jedno "ale" - niezaspokojone pragnienie, aby do moich rąk trafiła książka Marshalla France'a, choć przecież zdaję sobie sprawę z faktu, że ta postać nie istnieje...
"Kraina Chichów" przez te kilka dni całkowicie zawładnęła moim życiem. Chociaż zupełnie nie miałam ostatnio czasu na czytanie, kiedy nie czytałam tej książki, obsesyjnie o niej myślałam. Kilka razy prawie przegapiłam swój przystanek i zupełnie nie miałam pojęcia, jakim cudem tak szybko dotarłam na miejsce. Ta książka ma tak niesamowity i unikatowy klimat, jest przy tym tak...
więcej mniej Pokaż mimo toVonnegut to momentami pisarz trudny do scharakteryzowania pod względem stylu i intencji. Źle, że kończyłam "Kocią kołyskę" po Nabokovie, gdy już wsiąkłam w styl "Lolity", bo być może zaniżyło to nieco moją ocenę. Trzeba jednak przyznać, że siła pierwszej z wymienionych książek tkwi w trafnych spostrzeżeniach, ironii i wyraźnym odbijaniu piłeczki z pozornie niemym czytelnikiem będącym na pozycji obserwatora. Kolejna pozycja, którą postawiłabym na półce opatrzonej napisem "nie dla każdego".
Vonnegut to momentami pisarz trudny do scharakteryzowania pod względem stylu i intencji. Źle, że kończyłam "Kocią kołyskę" po Nabokovie, gdy już wsiąkłam w styl "Lolity", bo być może zaniżyło to nieco moją ocenę. Trzeba jednak przyznać, że siła pierwszej z wymienionych książek tkwi w trafnych spostrzeżeniach, ironii i wyraźnym odbijaniu piłeczki z pozornie niemym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytałam powieść w oryginale i w sumie zastanawia mnie jej ciepłe przyjęcie przez użytkowników lubimyczytac.pl. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że książka jest kiepska, bo nie jest - chodzi o to, że towarzyszy mi wiele mieszanych uczuć i powiedziałabym wręcz, że te złe (ale przeplatające się z fascynacją) przeważają. Z tego powodu bardzo jestem ciekawa tłumaczenia, bo zastanawiam się, czy kwestia mojego gustu, czy przekładu.
W tej książce wszystko, ale to wszystko jest na opak. Prawie każde uczucie i relacja są jak całkowity rewers tej właściwej. Efekt niemal krzywego zwierciadła, tak adekwatny do tematyki.
Pojawia się mnóstwo toksycznych, nieakceptowanych społecznie postaw i wybitnie niesmaczne wątki oraz opisy. Mimo wszystko nie tylko nie są one w stanie zburzyć jakiegoś mrocznego i pokracznego czaru tej historii, a wręcz go potęgują.
W zasadzie większości bohaterów nie lubiłam, z żadnym się nie zgadzałam, ale jest to przedziwna antypatia, gdzieś na graniczu sympatii i akceptacji - to się nie zdarza przy innych książkach, nie w taki sposób.
Jeśli chodzi o kwestię arturyzmu - gdzieś wyczytałam, że miało być to swoiste nawiązanie do masowego samobójstwa w Jonestown - jeśli rzeczywiście tak jest, powieść zyskuje kolejną głębię.
Na bardzo wielkie uznanie Dunn zasługuje nie tylko ze względu na miotanie czytelnikiem jego własnej po skali etycznej i balansowanie na granicy dobrego smaku w iście mistrzowski sposób, ale i za styl. Lubię pisarki, które mają styl wyrazisty i ostry, rozbudowane słownictwo, autorki, które nie boją się tematów tabu. Lubię ironię, brutalność, bezpardonowość i groteskę w wydaniu kobiecym.
Najdziwniejsza książka, jaką przeczytałam - i za to ją polecam. Można jej nienawidzić, ale zostaje w pamięci.
Czytałam powieść w oryginale i w sumie zastanawia mnie jej ciepłe przyjęcie przez użytkowników lubimyczytac.pl. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że książka jest kiepska, bo nie jest - chodzi o to, że towarzyszy mi wiele mieszanych uczuć i powiedziałabym wręcz, że te złe (ale przeplatające się z fascynacją) przeważają. Z tego powodu bardzo jestem ciekawa tłumaczenia, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka bardzo specyficzna i zdecydowanie nie dla każdego. Istotną rolę odgrywa tu krytyka konsumpcjonizmu i pragnienie wyrwania się z rutyny wpychającej w pełen bylejakości świat bez marzeń.
Pod względem stylu przypomina nieco "Trainspotting" i "American Psycho" - surowy, nieco groteskowy, często epatujący brzydotą, każda z wymienionych pozycji stanowi także krytykę społeczeństwa lub pewnych jego warstw.
Świetne zakończenie. Jeśli ktoś nie widział filmu ani nie słyszał konkretnych spojlerów, zakończenie nie powinno być zresztą jedyną zaskakującą czytelnika kwestią...
Książka bardzo specyficzna i zdecydowanie nie dla każdego. Istotną rolę odgrywa tu krytyka konsumpcjonizmu i pragnienie wyrwania się z rutyny wpychającej w pełen bylejakości świat bez marzeń.
Pod względem stylu przypomina nieco "Trainspotting" i "American Psycho" - surowy, nieco groteskowy, często epatujący brzydotą, każda z wymienionych pozycji stanowi także krytykę...
Zapada na długo w pamięć, nie tylko z powodu szokującej fabuły, ale i wspaniałego stylu autora. Ta książka to doskonały przykład nurtu znanego jako splatterpunk, ale przesiąknięty niezwykle lirycznymi, dokładnymi opisami, co sprawia, że można określić ją jako wyjątkową. Obawiam się, że wielu osobom może nie przypaść do gustu, jako że znajduje się w niej sporo makabry, grozy, opowieść momentami balansuje na granicy dobrego smaku, porusza także tematy tabu, jednak zdecydowanie warto. Umiłowanie brzydoty i jednocześnie drzemiącego w niej piękna, apoteoza zbrodni, triumf siły, rozkład człowieczeństwa, równowaga między życiem i śmiercią, sztuka dążenia do celu, plugawa i zarazem uświęcona miłość - oto, czym jest i o czym jest ta książka.
Zapada na długo w pamięć, nie tylko z powodu szokującej fabuły, ale i wspaniałego stylu autora. Ta książka to doskonały przykład nurtu znanego jako splatterpunk, ale przesiąknięty niezwykle lirycznymi, dokładnymi opisami, co sprawia, że można określić ją jako wyjątkową. Obawiam się, że wielu osobom może nie przypaść do gustu, jako że znajduje się w niej sporo makabry,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Proza Brite jest jak tabliczka czekolady - najlepiej smakować po kawałeczku, wtedy starczy na długo.
Podoba mi się - może to będzie za duży spojler, ale po raz pierwszy przy zakończeniu można się uśmiechnąć. Same postaci także dało się polubić, choć mam wrażenie, że Brite (świadomie lub nie) dręczy swoje bohaterki właśnie z powodu ich płci. Trevor i Zach momentami wydawali się dość nieautentyczni jako przedstawiciele tej grupy wiekowej (raz zbyt dziecinni, raz zbyt dojrzali, ale właściwie w tym wieku człowiek często jest rozdarty między jednym a drugim, więc może się za bardzo czepiam), ale jednak uroczy. Kawałki opisujące wizytę (?) w Birdland są rewelacyjne, tak naprawdę można je interpretować zarówno w kategorii wydarzeń na tle opowieści prawdziwych (bardziej konwencja horroru) albo fikcyjnych (jeśli założymy, że były to tylko halucynacje, mamy tu raczej do czynienia z podejściem psychologicznym).
Osobiście bardzo lubię Brite, zwłaszcza ten styl - mieszanka odrobiny mocnej makabry, pięknych metafor i chwilami dość rynsztokowego języka w jakiś dziwny sposób trafia w moją estetykę. Nie zmienia to faktu, że nie każdemu może to pasować, a dodatkowo należy wyciągnąć z szuflady oznaczenie 18+ - sceny są, w dodatku nie zawsze apetycznie opisane, ale w pokręcony sposób dodaje to historii tego pokracznego magnetyzmu, w jaki obfitują książki autora. Za to przemyślenia o miłości rozczulające - ale uwaga, w sam raz dla lekkich dziwaków, nie zwolenników wzniosłego języka i patosu.
Proza Brite jest jak tabliczka czekolady - najlepiej smakować po kawałeczku, wtedy starczy na długo.
Podoba mi się - może to będzie za duży spojler, ale po raz pierwszy przy zakończeniu można się uśmiechnąć. Same postaci także dało się polubić, choć mam wrażenie, że Brite (świadomie lub nie) dręczy swoje bohaterki właśnie z powodu ich płci. Trevor i Zach momentami wydawali...
Trudno w zasadzie uznać tę książkę za przeczytaną, jako że napisana jest w wymyślonym języku (zabieg jak najbardziej celowy) i jedyne, na czym może bazować czytelnik, to ilustracje. Całość ma formę zbliżoną wizualnie do encyklopedycznej.
Uwielbiam różne kurioza, dlatego musiałam konieczne przejrzeć ten twór, gdy tylko o nim usłyszałam. Sądzę, że wydanie papierowe robi o wiele większe wrażenie, niestety, wydaje się, że obecnie najłatwiej o ebooka, którego można pobrać w wielu miejscach.
Jeżeli ktoś nie lubi abstrakcji, surrealizmu, odrobiny groteski, najpewniej uzna tę pozycję za totalną bzdurę. Ja nie - ilustracje są starannie wykonane, przemyślane, interesujące, pomysłowe - może w tych czasach już tak nie szokują, bo w Internecie można się natknąć na różnego rodzaju sztukę, także abstrakcyjną, ale "Codex Seraphinianus" liczy sobie przecież ponad 30 lat! W tamtych czasach musiał być dziełkiem wyjątkowo niszowym i postrzeganym jako naprawdę dziwaczne.
Książka działa na wyobraźnię - z wielką chęcią zajrzałabym też do wersji, którą jakiś śmiałek spróbowałby "przetłumaczyć", czyli po prostu wymyślić tekst do wszystkiego, co zostało tak pięknie przekazane za pomocą barwy i kształtu.
Trudno w zasadzie uznać tę książkę za przeczytaną, jako że napisana jest w wymyślonym języku (zabieg jak najbardziej celowy) i jedyne, na czym może bazować czytelnik, to ilustracje. Całość ma formę zbliżoną wizualnie do encyklopedycznej.
Uwielbiam różne kurioza, dlatego musiałam konieczne przejrzeć ten twór, gdy tylko o nim usłyszałam. Sądzę, że wydanie papierowe robi o...
Kolejna książka, której słabe oceny niesamowicie mnie zadziwiają. Dlaczego są takie? Argumenty proszę, postawić gwiazdki i iść dalej każdy głupi potrafi. Być może jest to wina tłumaczenia, miałam to szczęście, że udało mi się złapać wersję oryginalną, która jest naprawdę dobra, pomysłowa, co więcej, autor operuje bardzo ładnym słownictwem (bynajmniej nie w znaczeniu "miłym" i "delikatnym", po prostu wybiega poza podstawowe zakresy słów, jakimi często raczy się czytelnika). Co do samej historii... kiedy usłyszałam o książce, w której Dracula zostaje władcą, poślubiając królową Wiktorię, na co reakcją jest pojawienie się mordującego wampirze prostytutki Kuby Rozpruwacza, prychnęłam pogardliwie i wywróciłam z niedowierzaniem oczami. Byłam zdania, że to nie może się udać. Błąd. Jeśli autor ma pomysł i włoży energię w wykonanie, nawet najbardziej absurdalna historia może być wciągająca i wartościowa. Kim Newman doskonale stworzył nastrój, bawiąc się licznymi konwencjami literackimi, okrasił powieść odpowiednią ilością czarnego humoru, postawił także na dylematy moralne - i trzeba przyznać, że wyszło smakowicie. Brakuje tylko jednego elementu - myślałam, że sam Dracula będzie miał więcej do powiedzenia, jednak pisarz zdecydował, że nie sama jego postać ma "popychać" historię do przodu, a zamieszanie wokół niej. Dobrze, niech i tak będzie - tak czy inaczej, warto przeczytać.
Kolejna książka, której słabe oceny niesamowicie mnie zadziwiają. Dlaczego są takie? Argumenty proszę, postawić gwiazdki i iść dalej każdy głupi potrafi. Być może jest to wina tłumaczenia, miałam to szczęście, że udało mi się złapać wersję oryginalną, która jest naprawdę dobra, pomysłowa, co więcej, autor operuje bardzo ładnym słownictwem (bynajmniej nie w znaczeniu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Słyszałam o tej książce, ale nic mnie na nią nie przygotowało. Momentami ogromnie prawdziwa, kiedy indziej absurdalna ponad pojęcie, tak czy inaczej, niesamowicie wciąga.
Opowieści w powieści także przykuwają uwagę, "Pensjonat Grillparzer" ma w sobie coś z szaleństwa Carrolla i jego bulterierów.
Wbrew pozorom, "Świat według Garpa" wydaje się także nadzwyczaj ważnym dziełem, jeśli chodzi o kobiety, prawa kobiet i uczucia kobiet. W mojej ocenie powieść zakrawa wręcz momentami na apel feministyczny, choć zupełnie nie w taki sposób, jakiego byście się spodziewali.
Nie ma sensu opowiadać wszystkiego w jednym komentarzu, bo zachwytów nie zrozumie ten, kto nie czytał. Od siebie dodam tylko, że ubawiłam się sytuacją z gołębiem i jestem pod wrażeniem postaci Roberty Muldoon. A szczególne ukłony należą się Irvingowi za tę kwestię Roberty: "Nigdy nie przypuszczałam, jakie to świnie z tych mężczyzn, dopóki nie zostałam kobietą."
Słyszałam o tej książce, ale nic mnie na nią nie przygotowało. Momentami ogromnie prawdziwa, kiedy indziej absurdalna ponad pojęcie, tak czy inaczej, niesamowicie wciąga.
Opowieści w powieści także przykuwają uwagę, "Pensjonat Grillparzer" ma w sobie coś z szaleństwa Carrolla i jego bulterierów.
Wbrew pozorom, "Świat według Garpa" wydaje się także nadzwyczaj ważnym...
Fantastycznie dramatyczna. Całość przyprawiona jedynie szczyptą makabry (lodowisko) i zwieńczona cudownym zakończeniem.
Tak naprawdę to bardzo smutna książka, bo zupełnie niejednoznaczna - można ją odczytać całkowicie po vianowsku, a można i potraktować jako metaforę koszmarnie prawdziwych problemów (np. obsesyjny kolekcjoner dzieł podobny do hazardzisty lub narkomana, kwiat w płucach jako metafora raka).
Fantastycznie dramatyczna. Całość przyprawiona jedynie szczyptą makabry (lodowisko) i zwieńczona cudownym zakończeniem.
więcej Pokaż mimo toTak naprawdę to bardzo smutna książka, bo zupełnie niejednoznaczna - można ją odczytać całkowicie po vianowsku, a można i potraktować jako metaforę koszmarnie prawdziwych problemów (np. obsesyjny kolekcjoner dzieł podobny do hazardzisty lub narkomana,...