-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
Rewelacja! Na długie miesiące odłożyłam tę książkę, myśląc, że jest zbyt dziecinna i przy tym nudnawa. Nic bardziej mylnego.
Gdy tylko akcja się odrobinę rozkręciła, nie mogłam przestać czytać. Mieville ma nieskończoną fantazję, czegoś takiego absolutnie się nie spodziewałam, co więcej, autor perfekcyjnie gra słowem. Postaci są barwne, niebanalne, absolutnie zwariowane! Czytelnik może spotkać m. in. wojowników binja (znające sztuki walki ożywione śmietniki) czy parasole (umbrellas), które stają się swoim przeciwieństwem (unbrellas), a na końcu prawdziwymi rebeliantami (rebrellas) - a to dopiero początek. Jeśli nie potrafiliście sobie wyobrazić krwiożerczych żyraf z alternatywnej rzeczywistości, koniecznie sięgnijcie po tę książkę.
Już od dawna nie zaliczam się do grona nastolatek, a książka naprawdę mnie urzekła, podejrzewam, że ktoś młodszy mógłby mieć jeszcze większą przyjemność z czytania. Teraz tylko zostaje mi zmierzyć się z bardziej "dorosłymi" pozycjami autora.
Rewelacja! Na długie miesiące odłożyłam tę książkę, myśląc, że jest zbyt dziecinna i przy tym nudnawa. Nic bardziej mylnego.
Gdy tylko akcja się odrobinę rozkręciła, nie mogłam przestać czytać. Mieville ma nieskończoną fantazję, czegoś takiego absolutnie się nie spodziewałam, co więcej, autor perfekcyjnie gra słowem. Postaci są barwne, niebanalne, absolutnie zwariowane!...
Nadeszło kolejne Halloween, więc pora odświeżyć sobie tę krótką, ale przyjemną opowieść.
Być może nie zachwyca ona ani nie podbija serc, ale jest ładnie napisana, przesycona obrazami (które właśnie kreują tę całą dziwność, ale i są charakterystyczne dla Bradbury'ego) i w pewien sposób urocza. A dość klimatyczne ilustracje Mugnainiego tylko podkreślają to, co w specyficznym stylu autora najlepsze.
Nadeszło kolejne Halloween, więc pora odświeżyć sobie tę krótką, ale przyjemną opowieść.
Być może nie zachwyca ona ani nie podbija serc, ale jest ładnie napisana, przesycona obrazami (które właśnie kreują tę całą dziwność, ale i są charakterystyczne dla Bradbury'ego) i w pewien sposób urocza. A dość klimatyczne ilustracje Mugnainiego tylko podkreślają to, co w specyficznym...
Kolejna pozycja przeczytana tylko dlatego, że mój masochizm na polu literatury ma się dobrze i domaga się od czasu do czasu kolejnej daniny.
Jest źle. W dzisiejszych czasach każdy może śpiewać, malować, projektować wnętrza i pisać książki. Ludziom wciska się kit, że wystarczy siła marzeń, a warsztat, rozsądek i umiejętności są całkowicie zbędne. Chyba nie muszę się rozwodzić nad tym, że oczywiście świat tak nie działa?
Książka jest pełna potworków językowych i niezgrabnych wyrażeń, treści w wielu momentach brakuje logiki i spójności. Opisy bardzo kuleją, niejednokrotnie nie da się ich zrozumieć - i to nie ze względu na fakt, że autor posługuje się tak kunsztownym językiem, a wręcz przeciwnie - najwyraźniej ma problemy z przekazaniem innym ludziom obrazu, który siedzi w jego głowie. Mała ilustracja powyższego zdania: moje zdecydowanie "ulubione" stwierdzenie - "zamieniła tarczę z sitka w żagiel". I tak, ma tyle samo sensu bez względu na to, czy jest wyrwane z kontekstu, czy nie.
Postaci są płaskie i banalne, a główna bohaterka dziecinna i często bezmyślna. Jej przygody również nie budzą zbyt dużego zainteresowania, bo to wszystko już gdzieś kiedyś było - i to często w o wiele lepszym stylu.
I nie, to nie jest bynajmniej książka spod znaku "young adult", oceniam, że być może spodoba się najwyżej młodym, niewyrobionym czytelnikom w wieku późnopodstawówkowym lub wczesnogimnazjalnym.
Drugą gwiazdkę dodałam tylko za niewinność tekstu - przyznam, że ostatniego opowiadania nie czytałam, bo szkoda mi było czasu, ale pierwsze dwa chyba nie zdemoralizują wspomnianego przeze mnie powyżej potencjalnego czytelnika, a to już stanowi pewien plus w obecnych czasach.
Kolejna pozycja przeczytana tylko dlatego, że mój masochizm na polu literatury ma się dobrze i domaga się od czasu do czasu kolejnej daniny.
Jest źle. W dzisiejszych czasach każdy może śpiewać, malować, projektować wnętrza i pisać książki. Ludziom wciska się kit, że wystarczy siła marzeń, a warsztat, rozsądek i umiejętności są całkowicie zbędne. Chyba nie muszę się...
Jedna z książek, o której przypomniałam sobie przy drugim podejściu. Nastrój powieści jest bardzo halloweenowy (w końcu to jeden z ulubionych motywów Bradbury'ego!), ale akcja toczy się nie w samo święto duchów, a wcześniej, choć oczywiście w październiku. Z tej okazji postanowiłam sobie odświeżyć lekturę właśnie w październiku i wcale nie żałuję.
Dark, Electrico i dziwadła to stali goście w prozie tego autora, choć ich występy wyglądają w każdym utworze nieco inaczej. Z pewnością ta barwna grupa zaintryguje nie tylko nastolatków, ale i miłośników gotyckich powieści, wesołych miasteczek i chłodnych, smakujących mgłą jesiennych wieczorów. Przyznajcie się, kto jeszcze wyobrażał sobie woń waty cukrowej płynącą między blokami właśnie w taki wieczór?
Jedna z książek, o której przypomniałam sobie przy drugim podejściu. Nastrój powieści jest bardzo halloweenowy (w końcu to jeden z ulubionych motywów Bradbury'ego!), ale akcja toczy się nie w samo święto duchów, a wcześniej, choć oczywiście w październiku. Z tej okazji postanowiłam sobie odświeżyć lekturę właśnie w październiku i wcale nie żałuję.
Dark, Electrico i...
Całkiem w porządku, ale zbyt "gładka" jak dla mnie, widać, że jest to literatura dla młodzieży. Właściwie można to poczytać za plus dla autora, bo dobrze potrafił się wczuć w postać nastolatka.
Nie podoba mi się to, że zawsze w takich książkach mamy genialnych/uzdolnionych młodych. Nie chodzi mi o to, żeby w książkach były same szare myszy, ale dlaczego zawsze technika? Miło by było, gdyby czasem to był młody wybitny muzyk, nastoletnia poliglotka, niech już nawet będzie genialny małoletni fizyk. Dlaczego to zawsze są komputerowcy? No dobrze, ale gdyby nie to, książki by nie było, więc już nie marudzę. Może to ja jestem "za stara" na takie tendencje.
Pomijając kwestię komputerowych młodych bystrzaków, podobała mi się ilość nowinek technicznych, nie znam się na tym, więc czytało mi się to jak zwariowaną baśń.
Całkiem w porządku, ale zbyt "gładka" jak dla mnie, widać, że jest to literatura dla młodzieży. Właściwie można to poczytać za plus dla autora, bo dobrze potrafił się wczuć w postać nastolatka.
Nie podoba mi się to, że zawsze w takich książkach mamy genialnych/uzdolnionych młodych. Nie chodzi mi o to, żeby w książkach były same szare myszy, ale dlaczego zawsze technika?...
Urocza, króciutka książeczka, przeczytana jeszcze za czasów przedszkolnych.
Urocza, króciutka książeczka, przeczytana jeszcze za czasów przedszkolnych.
Pokaż mimo toSmutna. Nie mam ochoty znów jej czytać, bo wszyscy wiemy, jak się kończy, więc może ocena jest na wyrost... ale ta krótka opowiastka zapadła mi w pamięć na długie lata.
Smutna. Nie mam ochoty znów jej czytać, bo wszyscy wiemy, jak się kończy, więc może ocena jest na wyrost... ale ta krótka opowiastka zapadła mi w pamięć na długie lata.
Pokaż mimo toNowe wydania się pojawiły? Brr, koszmar, jedna z pierwszych lektur i już zniechęcająca. Bez polotu, pamiętam, że bardzo mi się nie podobała, a to było przecież tyle lat temu! I to chyba nadal tkwi na listach lektur, co począć...
Nowe wydania się pojawiły? Brr, koszmar, jedna z pierwszych lektur i już zniechęcająca. Bez polotu, pamiętam, że bardzo mi się nie podobała, a to było przecież tyle lat temu! I to chyba nadal tkwi na listach lektur, co począć...
Pokaż mimo to
Na początku zaznaczę, że książka jak dla mnie zasługuje na 9 w swojej kategorii - nie oceniam jej poprzez np. porównania do klasyki, bo byłoby to bezcelowe i głupie. Chociaż z drugiej strony - kto wie, co za kilka lat zostanie okrzyknięte następcą choćby "Buszującego w zbożu"? Utwory obwołane przez kolejne pokolenia klasyką są typowe dla swoich czasów, a ta książka jak najbardziej jest - i pod kątem problemów, i pod kątem mentalności społeczeństw rozwiniętych, tudzież przedstawicieli różnych grup wiekowych.
Wiem, że powinnam poczekać poczekać dłużej, niż jakieś trzydzieści minut i prysznic, żeby ochłonąć i wystawić opinię. Czasem jednak czujemy dość banalny imperatyw - nazywają go "muszę, bo się uduszę".
Książka na tyle mnie zaintrygowała, że po nią sięgnęłam - mimo że już od kilku lat nie jestem targetem, bo z wiek "nastu" lat opuściłam już jakiś czas temu. Czy nie jest jednak tak, że każdy z nas w jakiś sposób należy do targetu? Nie musimy być nastolatkami, możemy za to kiedyś znaleźć się pośród chorych (czego ani sobie, ani nikomu nie życzę) - my, nasi bliscy, przyjaciele, znajomi... Choćby dlatego warto po nią sięgnąć.
Co ujęło mnie w "Gwiazd naszych wina"? Przede wszystkim postaci - nie plastikowe, nie użalające się nad sobą, mimo wszystko nie przegrane i nie w depresji. Jest takie społeczne tabu - większość z nas obsesyjnie myśli, co zrobić, żeby tylko nie urazić, nie zranić chorej osoby. A przecież oni nie są ze szkła. To są ludzie, mogą o sobie decydować, mimo wszystko pragnąć przesuwać swoje granice, z lepszym lub gorszym skutkiem. Wielu chorych nie chce, żeby cudza litość czy skrępowanie dodatkowo przypominały im o chorobie czy robiły z nich dziwadła niemalże kosmiczne i to musimy zrozumieć. Nastoletnie, czasem wręcz głupawe żarty bohaterów nie irytują - one zachwycają. Nie treścią, nie to mam na myśli - zachwycają dystansem, pogodzeniem się z losem, dojrzałością, która kryje się pod gówniarską manierą. Bo to jest dojrzałość, sprostać przeciwnościom losu z godnością i nie wymuszać na innych statusu męczennika.
Bardzo podobają mi się odwołania literackie, choć tutaj wydawało mi się to nieco naciągane, bo młodym ludziom niesamowicie dużo czasu zajmuje dochodzenie do swojej wrażliwości czytelniczej, na pewno nie w wieku szesnastu, siedemnastu lat. Mimo wszystko, mimo bagażu doświadczeń - ale to niezbyt poważny zarzut.
Ironia. Autoironia postaci i poniekąd samego autora, to także do mnie trafia.
Podoba mi się zakończenie (niejako) otwarte. Przestańmy się jednak oszukiwać - każdy z nas domyśla się, co się stało później. I jeszcze krótkie spostrzeżenie na koniec: przestańmy się oszukiwać, każdy z nas wie także, że i my nie uchronimy się przed przemijaniem, więc... wnioski niech każdy wyciąga sam, ja nie będę rozwijać tematu.
Na początku zaznaczę, że książka jak dla mnie zasługuje na 9 w swojej kategorii - nie oceniam jej poprzez np. porównania do klasyki, bo byłoby to bezcelowe i głupie. Chociaż z drugiej strony - kto wie, co za kilka lat zostanie okrzyknięte następcą choćby "Buszującego w zbożu"? Utwory obwołane przez kolejne pokolenia klasyką są typowe dla swoich czasów, a ta książka jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jedna ze znajomych osób była uprzejma pożyczyć mi tę książkę. Nie będę ukrywać - podeszłam z rezerwą.
Okazało się jednak, że opowiastka jest nawet ciekawa, odpowiednia dla dzieci, ale autorka puszcza też oko w paru momentach do dorosłych. Jak na książkę dla najmłodszych i ich rodziców - bardzo przyjemna lektura, w dodatku opatrzona nawet sympatycznymi ilustracjami.
Jedna ze znajomych osób była uprzejma pożyczyć mi tę książkę. Nie będę ukrywać - podeszłam z rezerwą.
Okazało się jednak, że opowiastka jest nawet ciekawa, odpowiednia dla dzieci, ale autorka puszcza też oko w paru momentach do dorosłych. Jak na książkę dla najmłodszych i ich rodziców - bardzo przyjemna lektura, w dodatku opatrzona nawet sympatycznymi ilustracjami.
Kawałek po kawałeczku, jak z tabliczką czekolady.
Ende miał ogromną fantazję i choć nie przemawia do mnie w stu procentach, nie sposób tego nie docenić.
Idealna książka dla młodych ludzi - pokazuje, że wnętrze jest ważniejsze, że często największym aktem odwagi jest zmierzenie się ze swoim strachem, no i w końcu - że nieważne, czy potrafisz uratować cały świat, zawsze będziesz potrzebować choć jednej osoby, która uratuje Cię od samego siebie.
Bardzo różni się od współczesnych książek dla dzieci i młodzieży - wypada na ich tle pozytywnie i ciepło.
Kawałek po kawałeczku, jak z tabliczką czekolady.
Ende miał ogromną fantazję i choć nie przemawia do mnie w stu procentach, nie sposób tego nie docenić.
Idealna książka dla młodych ludzi - pokazuje, że wnętrze jest ważniejsze, że często największym aktem odwagi jest zmierzenie się ze swoim strachem, no i w końcu - że nieważne, czy potrafisz uratować cały świat, zawsze...
Nie pamiętam już nawet, kto mi tę książkę jako dzieciakowi podarował, ale do dziś mam ją na półce - i do dziś pamiętam, że miała w sobie szczyptę orientalnej magii. Co więcej, było to moje pierwsze (i w dodatku udane!) zetknięcie z literaturą włoską.
Nie pamiętam już nawet, kto mi tę książkę jako dzieciakowi podarował, ale do dziś mam ją na półce - i do dziś pamiętam, że miała w sobie szczyptę orientalnej magii. Co więcej, było to moje pierwsze (i w dodatku udane!) zetknięcie z literaturą włoską.
Pokaż mimo to
Jedna z ulubionych książek z czasów dziecięcych. Pomysłowa, odrobinkę makabryczna (choćby sama końcówka, ale tak to w bajkach często bywa) i taka inna od utworów z tradycji zachodniej.
Do tego wydanie wspaniałe, ilustracje przepiękne i klimatyczne - a to się akurat przy książce dla dzieci liczy.
Jedna z ulubionych książek z czasów dziecięcych. Pomysłowa, odrobinkę makabryczna (choćby sama końcówka, ale tak to w bajkach często bywa) i taka inna od utworów z tradycji zachodniej.
Do tego wydanie wspaniałe, ilustracje przepiękne i klimatyczne - a to się akurat przy książce dla dzieci liczy.
Czytana jeszcze w podstawówce i do tej pory mam całkiem miłe wspomnienia. Prawdą jest jednak to, co już zaznaczyło wielu czytelników - szkoda, że zabrakło też perspektywy drugiej z dziewczynek.
Czytana jeszcze w podstawówce i do tej pory mam całkiem miłe wspomnienia. Prawdą jest jednak to, co już zaznaczyło wielu czytelników - szkoda, że zabrakło też perspektywy drugiej z dziewczynek.
Pokaż mimo to
Jedna z pierwszych książek o dramatycznym końcu, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Potrafi dać do myślenia.
Nie pamiętałam tytułu, nie pamiętałam nazwiska autorki, ale to zakończenie wbija się w pamięć. Dla wyrobionych czytelników nic zaskakującego, ale dla młodych - zapewne szokujące.
Jedna z pierwszych książek o dramatycznym końcu, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Potrafi dać do myślenia.
Nie pamiętałam tytułu, nie pamiętałam nazwiska autorki, ale to zakończenie wbija się w pamięć. Dla wyrobionych czytelników nic zaskakującego, ale dla młodych - zapewne szokujące.
Wciąga i zaskakuje, nie spodziewałam się takiego zakończenia, dość niebanalnego na tle innych romansów dla nastolatek, niemniej jednak... nadal jest to romans dla nastolatek. Można polecić, ale komuś w przedziale wiekowym 15-20.
Wciąga i zaskakuje, nie spodziewałam się takiego zakończenia, dość niebanalnego na tle innych romansów dla nastolatek, niemniej jednak... nadal jest to romans dla nastolatek. Można polecić, ale komuś w przedziale wiekowym 15-20.
Pokaż mimo to
Mam mieszane uczucia - z perspektywy czasu mogę powiedzieć - rany, jaka to głupia książka, absolutnie nie w stylu książek dla młodzieży, do których się wraca i które będzie się czytać własnym lub znajomym dzieciom...
A jednak trzeba przyznać, że Colfer jest bardzo pomysłowy i stworzył jakiś swój świat, dosyć barwny, choć raczej śmieszny niż straszny czy poważny.
Główny bohater to zadufany w sobie, przeświadczony o własnej doskonałości zarozumiały bubek, czyli typowy nastolatek. Plusem jest to, że Artemis w miarę upływu czasu rozwija się i ukazuje swoje pozytywne cechy. Reszta postaci wypada całkiem sympatycznie, choć mają w sobie coś irytującego.
Książka w sam raz dla dzieciaka, który lubi przygody i odrobinę fantastyki, ale woli raczej dziecinne opowieści od tych ambitniejszych.
Mam mieszane uczucia - z perspektywy czasu mogę powiedzieć - rany, jaka to głupia książka, absolutnie nie w stylu książek dla młodzieży, do których się wraca i które będzie się czytać własnym lub znajomym dzieciom...
A jednak trzeba przyznać, że Colfer jest bardzo pomysłowy i stworzył jakiś swój świat, dosyć barwny, choć raczej śmieszny niż straszny czy poważny.
Główny...
Książkę czytałam w wersji niemieckiej ("Der Bronzedrache", wyd. Heyne), ale angielska wersja była łatwiejsza do znalezienia i dodania, tak więc ocena może odrobinę odbiegać od tej, którą wystawiłabym, gdybym czytała książkę w oryginale - ale tylko nieznacznie.
Kto spodziewa się, że skoro mowa o smokach, to dostaniemy i elfy oraz świat przypominający w zbliżeniu średniowiecze, ten się myli. Także się pomyliłam. Oryginalność można zapisać autorce na plus, ostateczne rozwiązanie - na minus, przynajmniej jak dla mnie. Nie będę zdradzać ze szczegółami, w którą stronę wszystko poszło, ale nie przepadam za wstawkami sf.
Początek jest wciągający i dość przykuwający uwagę, dalej jest niestety gorzej. Nie oznacza to, że fatalnie, ale rewelacyjnie też nie, po prostu przeciętnie.
I tu właśnie uwaga do tłumaczenia, Niemcy są (przynajmniej w mojej opinii, zaznaczmy to) mistrzami niepotrzebnych rozwiązań. Naprawdę nie wydaje mi się, że lekarz w szpitalu i rówieśniczka siedemnastolatka będą się zwracać do chłopaka z użyciem formy "pan". Nasi tłumacze nie popełniliby takiego błędu - niby drobnego, ale irytującego. To były lata mniej więcej siedemdziesiąte, ale wersję niemiecką wydano dopiero w połowie lat osiemdziesiątych, jestem przekonana, że nikt by się w taką bufonadę nie bawił.
Przeczytać można, jeśli komuś wpadnie w ręce, niech zajrzy, ale jeśli nie jest to podyktowane ciekawością albo chęcią kontaktu z językiem, naprawdę, są ciekawsze rzeczy.
Książkę czytałam w wersji niemieckiej ("Der Bronzedrache", wyd. Heyne), ale angielska wersja była łatwiejsza do znalezienia i dodania, tak więc ocena może odrobinę odbiegać od tej, którą wystawiłabym, gdybym czytała książkę w oryginale - ale tylko nieznacznie.
więcej Pokaż mimo toKto spodziewa się, że skoro mowa o smokach, to dostaniemy i elfy oraz świat przypominający w zbliżeniu...