-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-24
2024-03-23
Preston & Child – ten duet znam nie od dzisiaj. Określani są w notkach biograficznych jako autorzy techno-thrillerów oraz horrorów. To jest literatura dla określonych czytelników.
Ich dłuuuuga seria o przygodach agenta FBI Pendergasta nie zdobyła na trwałe mojego serca. Wolę sensację leżącą jednak bliżej realnego życia. Ale…seria z Norą Kelly, archeolożką, bardzo mi się spodobała. Chociaż i tutaj mamy, szczególnie w drugiej części książki niestworzone obrazy, nieprawdopodobne sytuacje, takie bliższe przygodom Bonda czy Roberta Langdona. Jednak, biorąc książkę do ręki, właśnie tego się spodziewamy. Rozczarowania nie ma.
Już od początku wiemy, że ponieważ Nora ma kierować wykopaliskami w miejscu rzekomej katastrofy UFO w Roswell, to będziemy obracać się w tym – nadal i wciąż – kontrowersyjnym temacie.
Początkowo jednak trafiamy nie na UFO, tylko zwykłe morderstwo. Na miejscu wykopalisk Nora odnajduje dwa ciała ludzi zastrzelonych wiele lat temu. Czyli mamy zagadkę stricte kryminalną.
Wokół Nory zaczynają pojawiać się jednak dziwne postaci, których intencje wydają nam się tajemnicze. Narasta napięcie. Interesujące jest, że autorzy pokazują nam temat wiary w istnienie pozaziemskich cywilizacji z różnych punktów widzenia, nie są stronniczy. I – może poza końcowymi rozdziałami, kiedy akcja przyspiesza kapitalnie i jednak ociera się o fantastykę – mamy wciąż wrażenie, że opisane zdarzenia mogły wydarzyć się naprawdę.
„Diabelska góra” to bardzo dobrze skonstruowana powieść dla osób poszukującej rozrywki w dobrym wydaniu. To już trzecia część z tymi bohaterkami – Norą i jej dobrą znajomą, agentką FBI -Corrie Swanson. Polecam szczerze – dobrze się czyta, nawet jeśli ominęły cię poprzednie tomy.
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i PR art Media za egzemplarz recenzencki książki.
Preston & Child – ten duet znam nie od dzisiaj. Określani są w notkach biograficznych jako autorzy techno-thrillerów oraz horrorów. To jest literatura dla określonych czytelników.
Ich dłuuuuga seria o przygodach agenta FBI Pendergasta nie zdobyła na trwałe mojego serca. Wolę sensację leżącą jednak bliżej realnego życia. Ale…seria z Norą Kelly, archeolożką, bardzo mi się...
2024-03-16
To jest książka o szpiegach. O wieloletnich poszukiwaniach zaginionych cenności i odkrywaniu tajemnic przeszłości. Autor – Marcin Faliński- korzysta ze swoich zawodowych doświadczeń oraz odwołuje do zachowań ludzi, którzy naprawdę pracowali „pod przykrywką”. Grupa bohaterów to ludzie pracujący w wywiadzie. Mamy tu Marcina Łodynę – alter ego Autora?, Caroline Godlewski – agentkę MI6 oraz Duńczyka – Larsa Holma. W tej historii pomagają oni wywiadom innych krajów w odnalezieniu skarbów zaginionych w czasie II wojny światowej. Konkretnie dokumentów niemieckich służb wywiadowczych oraz zrabowanych kosztowności. Oczywiście, gdzie ukrytych przed zakończeniem wojny? Na Śląsku.
Fabuła brzmi bardzo znajomo- prawie wszyscy świadkowie ukrycia skarbu giną, natomiast sam skarb zostaje znaleziony przez żołnierzy rosyjskich, wywieziony do Rosji i zakamuflowany na wiele lat. Po pierestrojce kosztowności pojawiają się na rynku i wywołują zainteresowanie wywiadów angielskiego, rosyjskiego i duńskiego.
Mamy tu wiele wątków i kilka przestrzeni czasowych. To wszystko się przeplata, nie zawsze łatwo odkryć w tym logikę.
Jest więc wyścig szpiegów – kto szybciej odnajdzie poszukiwane artefakty, analizując historie sprzed lat i działania innych misji wywiadowczych.
Wyścig szpiegów, ale krew nie leje się strumieniami. Ofiary oczywiście muszą być, ale autor nie epatuje opisami przemocy. I bardzo dobrze. Najbardziej przygnębiające są opisy rzeczywistości czasów wojny oraz powojnia, panoszenia się Rosjan, bezprawności bezpieki. Ta książka jest w dużej mierze opowiastką o środowisku bliskim autorowi.
„Ostatni azyl” - książka, w zamyśle sensacyjna nie jest lekturą szczególnie trzymającą w napięciu. Być może dlatego, że autor za bardzo skupia się na dobrze znanych mu detalach pracy wywiadowczej, przez co historia staje się trochę podręcznikowa. Autor potwierdza obiegowe opinie o środowisku wywiadowców w Polsce- że jest nieufne, zamknięte w sobie i rządzi się swoimi prawami.
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i PRart Media za egzemplarz recenzencki książki.
To jest książka o szpiegach. O wieloletnich poszukiwaniach zaginionych cenności i odkrywaniu tajemnic przeszłości. Autor – Marcin Faliński- korzysta ze swoich zawodowych doświadczeń oraz odwołuje do zachowań ludzi, którzy naprawdę pracowali „pod przykrywką”. Grupa bohaterów to ludzie pracujący w wywiadzie. Mamy tu Marcina Łodynę – alter ego Autora?, Caroline Godlewski –...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-09
Martę Zaborowską poznałam jako autorkę kilka lat temu, wtedy była to jedna z jej pierwszych książek. Czytało mi się ją dość topornie. Potem rozpoczęła cykl z Julią Krawiec, ale coś nie składało się, bym go dobrze poznała. Byłam bardzo ciekawa, czy i jak zmienił się styl autorki- po sprawdzeniu – już dziewięciu książek.
W skrócie mogę napisać, że się nie zawiodłam. „Sześć powodów, by umrzeć” to zakręcony, dynamicznie napisany thriller, zagadkowa historia, którą czyta się z rosnącym zainteresowaniem i chęcią poznania prawdy.
Mamy tu dużo wątków, kilka osób z poplątanymi życiorysami, powoli odkrywanymi tajemnicami. O, dla mnie dobry początek w obcowaniu z nową książką.
Marta Zaborowska wybrała taki zabieg, że każdy z istotnych dla opowieści bohaterów opowiada nam historię w pierwszej osobie. Czyli trochę siedzimy w głowie każdego z nich. Jednocześnie te same wydarzenia opowiadane są różnych perspektyw. To jest dobre. Choć też potrafi zmylić nas, czytelników.
Powoli odkrywane tajemnice Miriam – młodej mężatki, która znika w czwartą rocznicę ślubu i której spalone ciało zostaje znalezione po pół roku – zaczynają w nas samych budzić mieszane uczucia. Ofiara, czy nie? Nie żyje, czy jednak to nie ona? Czy należy jej współczuć, czy jednak innym? Także pozostałe osoby zachowują się niejednoznacznie. Udało się Marcie Zaborowskiej zaciekawić i udało się jej stworzyć tę wielopiętrową intrygę dość wiarygodnie.
Do czego mogłabym się przyczepić to duet policjantów, Neuman i Shi Lu – nie bardzo do mnie trafiła ta ich niby ekscentryczność. Byli najmniej wiarygodni w tej opowieści i najbardziej mnie irytowali.
Jednak z pewnością mogę powiedzieć, że Marta Zaborowska napisała wciągającą, interesującą powieść i na pewno sięgnę po kolejne książki. „Sześć powodów, by umrzeć” to dobra rzecz dla tych, którzy lubią podążać za meandrami skomplikowanych relacji międzyludzkich, zgadywać intencje i przyczyny decyzji, które czasem kosztują życie…
Dziękuję PRart Media oraz Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.
Martę Zaborowską poznałam jako autorkę kilka lat temu, wtedy była to jedna z jej pierwszych książek. Czytało mi się ją dość topornie. Potem rozpoczęła cykl z Julią Krawiec, ale coś nie składało się, bym go dobrze poznała. Byłam bardzo ciekawa, czy i jak zmienił się styl autorki- po sprawdzeniu – już dziewięciu książek.
W skrócie mogę napisać, że się nie zawiodłam. „Sześć...
2024-02-15
Książka okazała się dla mnie zupełnym zaskoczeniem.
Wybrałam ją z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl w przekonaniu, że to debiut (lubię poznawać nieznanych autorów). Spodziewałam się więc pewnych niedociągnięć i w dodatku lekko zniechęcał mnie fakt, że autorka wyraźnie polskiego pochodzenia, ukrywa się pod angielskim pseudonimem (taka trochę niepotrzebna maniera – bo po co? Lepiej się sprzeda?).
Od pierwszych stron zaskoczyła mnie umiejętność autorki wciągania czytelnika w fabułę. Fabułę, która dość pokręcona i pełna zwrotów akcji, nie traci jednak na wiarygodności. Dialogi czyta się jak marzenie. Mimo że są pełne wtrętów z mowy potocznej, nie razi to, nadaje tempa oraz również wiarygodności.
Rzecz dzieje się w świecie medycyny, badań nad nowymi lekami i współpracy z międzynarodowymi koncernami farmaceutycznymi. Autorka albo zrobiła świetny research, albo ma coś wspólnego z tym środowiskiem. Bez trudu wchodzimy w tę historię i z niecierpliwością przewracamy kartki, by poznać kolejne fakty i przygody, jak to napisano na okładce - „niesfornej” pani psycholog Katarzyny Wilczyńskiej.
Ciekawe jak skutecznie autorka potrafi zmylić nas, czytelników i to nie jeden raz. W pewnym momencie sama czułam się już tak zmanipulowana, że nie wiedziałam, któremu z bohaterów mogę zaufać. Z wielu publikacji wiemy, że temat wprowadzania nowych leków na rynek, szpiegostwo naukowe i konkurencja pomiędzy koncernami, to pole do nadużyć, kryminogennych zachowań.
Świetne jest, że z biegiem lektury to zainteresowanie wcale nie maleje. Dawno nie wpadła mi w ręce tak wciągająca rzecz. Oczywiście można się przyczepić do trochę nadprzyrodzonych momentami zdolności niektórych bohaterów, ale nie jest to bardzo rażące, czy przeszkadzające w śledzeniu akcji, nie wzbudza też śmiechu i niedowierzania.
Niezbyt udany jest może wątek miłosny, szczerze mówiąc, omijałam go szybko, aby nie tracić czasu na mało interesujące opisy namiętności.
Zakończenie niezłe i … pozostaje czekać na kolejną część. Mam nadzieję, że nie za długo.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Książka okazała się dla mnie zupełnym zaskoczeniem.
Wybrałam ją z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl w przekonaniu, że to debiut (lubię poznawać nieznanych autorów). Spodziewałam się więc pewnych niedociągnięć i w dodatku lekko zniechęcał mnie fakt, że autorka wyraźnie polskiego pochodzenia, ukrywa się pod angielskim pseudonimem (taka trochę niepotrzebna maniera – bo po...
2024-01-06
Nadal bardzo lubię inteligentne poczucie humoru Marty Kisiel, ale ten cykl nie przebija niestety przygód Tereski Trawnej. Może z powodu "bliższa koszula ciału" - bardziej jestem kobietą niż pracownicą wydawnictwa :-)
Nadal bardzo lubię inteligentne poczucie humoru Marty Kisiel, ale ten cykl nie przebija niestety przygód Tereski Trawnej. Może z powodu "bliższa koszula ciału" - bardziej jestem kobietą niż pracownicą wydawnictwa :-)
Pokaż mimo to2023-12-23
2023-11-14
Wielką radość dały mi dołączone do książki artefakty- dawno nietrzymana w ręku guma Turbo, mogłam też przypomnieć sobie, jak wyglądał (i pachniał 😊) szary papier toaletowy. Oczywiście czekolada Jedyna, rzeczywiście o jedynym smaku (choć tutaj akurat lepiej pamiętam blok czekoladowy Wedla ze zmielonymi waflami i orzechami).
Książka zawiera masę świetnych zdjęć, ale jej treść jest wręcz rewelacyjna. Wydawałoby się tematem średnio ciekawym – opisanie historii handlu, domiarów, kartek itp. Jednak autor robi to w sposób ujmujący. Przede wszystkim pozwala opowiedzieć o tych czasach zarówno nam, kupującym, jak i ludziom, którzy zajmowali się handlem. I to nie tylko w sklepach, czy na bazarach. Mamy tu też rozmowy z tzw. cinkciarzami. Przypomina nam obrazki z czasów handlu wyłącznie państwowego, ale również zakupy u prywaciarzy. Czytając rozdział o Pewexach, naprawdę poczułam moje emocje z dzieciństwa. Swoją drogą nie spotkałam się wtedy z nazwą gieweksy, czyli Pewexy dla osób pracujących w górnictwie. To była dla mnie ciekawostka.
Naprawdę solidny kawał historii, życia w PRL od sklepu strony.
Z racji zainteresowań polecam rozdział o Klubach Międzynarodowej Prasy i Książki … łezka w oku…
Dodatkowym atutem są przypomniane żarty lub po prostu sceny z filmów i literatury tamtego czasu, obrazujące różne sytuacje z czasów wiecznego niedoboru towarów.
Myślę, że ta książka jest ciekawa nie tylko dla osób, które pamiętają choć trochę PRL, ale również dla ludzi młodych. Jest napisana w bardzo interesującym stylu i dzięki tak bogatej oprawie zdjęciowej daje możliwość zajrzenia pod podszewkę czasu.
Dziękuję Wydawnictwu Muza za możliwość przeczytania książki.
Wielką radość dały mi dołączone do książki artefakty- dawno nietrzymana w ręku guma Turbo, mogłam też przypomnieć sobie, jak wyglądał (i pachniał 😊) szary papier toaletowy. Oczywiście czekolada Jedyna, rzeczywiście o jedynym smaku (choć tutaj akurat lepiej pamiętam blok czekoladowy Wedla ze zmielonymi waflami i orzechami).
Książka zawiera masę świetnych zdjęć, ale jej...
2023-10-10
Dla osób, których pamięć opiera się na zapachach, to będzie książka -marzenie. Szczególnie dla urodzonych w drugiej połowie zeszłego wieku. Michał Witkowski tak intensywnie je opisuje, że z każdą stroną odnajdywałam własne, dawno zapomniane wspomnienia z dzieciństwa.
Ponadto wśród dzieciaków z tamtego czasu jest jednak pewna wspólnota doświadczeń. Znakomicie tutaj opisanych. Dzięki lekturze „Wiary” wróciłam i do tamtej śmierdzącej szatni przed wuefem, i do zapachu oraz pamięci smaku gumy Donald. Choć zamiast Vibovitu zajadałam się akurat oranżadą w proszku (jakże cudownie słodko-kwaśnej!). Stosunek do ówczesnej szkoły też mam podobny, choć miałam gorzej – byłam dzieckiem nauczycielki, która w dodatku uczyła także moją klasę.
Znakomite jest „epitafium” dla kiosku „Ruchu”. Też pamiętam, że były to budki zaczarowane, pełne przedziwnych rzeczy, dla nas skarbów. Pamiętam też (akurat niewspomnianą) instytucję „teczek”, do których zaprzyjaźniona kioskarka odkładała gazety.
Michał Witkowski pisze jak natchniony. Zresztą przyznaje w posłowiu, że pisanie tych wspomnień było/jest dla niego rodzajem pisarskiego wytchnienia. Zastanawiałam się nad jego pamięcią do szczegółu. Może to jest tak, że jedna przypomniana historia rodzi następną? Czy jednak raczej miesza się fakty z opowieściami innych? Chyba jednak tak – film „Alternatywy 4” powstał w latach 80., a nie 70. – autor nie mógł więc mieć takiego skojarzenia, jak pisze 😊.
Cenię u autora szczerość, nie owija w bawełnę, od dzieciństwa interesowało go bycie na scenie, a nie na widowni i takie podejście do życia widoczne jest na każdej stronie, przebija w każdej opisanej historii.
Poruszające, choć pisane lekko jest odkrywanie przez młodego człowieka swojej seksualności. Pierwszy tom wspomnień kończy się właśnie w momencie inicjacji seksualnej.
Michał Witkowski zapowiada, że jego celem jest opisanie całego swojego życia.
Z przyjemnością czekam na kolejny tom.
Dziękuję wydawnictwu Znak Literanova za możliwość zapoznania się z lekturą.
Dla osób, których pamięć opiera się na zapachach, to będzie książka -marzenie. Szczególnie dla urodzonych w drugiej połowie zeszłego wieku. Michał Witkowski tak intensywnie je opisuje, że z każdą stroną odnajdywałam własne, dawno zapomniane wspomnienia z dzieciństwa.
Ponadto wśród dzieciaków z tamtego czasu jest jednak pewna wspólnota doświadczeń. Znakomicie tutaj...
2023-09-17
Autor – Błażej Ciarkowski, architekt i historyk sztuki, przedstawia nam w swojej najnowszej książce historię architektury czasów PRL na tle historii politycznej, ale również historii osobistej osób, które łączymy z architekturą tego okresu.
Książka opowiada o dokonaniach architektów powojennych, a jednocześnie jest analizą ich zróżnicowanych postaw. Wszystko w kontekście konkretnych, realizowanych projektów. Autor stara się przedstawić ich koncepcje, różne wizje.
Autor miał zamysł książki przekrojowej.
Duża część jest o powojennej odbudowie, głównie Warszawy, ale też Łodzi i innych miejsc. O ścieraniu się pomysłów. Pokazuje losy i postawy kilku znaczących architektów, jak np. trafili do słynnego Biura Odbudowy Warszawy i co miało wpływ na późniejsze decyzje na polu zawodowym.
Zawód im nakazywał nie być obojętnym i wziąć udział w odbudowie.
Architekci byli jedną z pierwszych grup zawodowych, która miała stowarzyszenie. Utarło się, że jest to zawód zaufania społecznego. Byli na pierwszym planie. Mieli i mają skłonność do wyznaczania kierunku, wizji – to jest sens tego zawodu.
Kolejny etap to lata rozbudowy miast – tu też znajome przykłady: Sady Żoliborskie, Ursynów- powierzony gołowąsom 😊, gdańskie falowce.
Faktycznie to była interesująca zmiana- inaczej należy podchodzić od analizy odbudowy Warszawy, w której brali udział i przedwojenni architekci, jak i młodzi jeszcze przed dyplomem, a inaczej do tworzenia nowych dzieł, jak budowa Ursynowa, którą powierzono 30-letnim młodziakom.
Dla osób, które interesują się historią architektury powojennej, to są znajome przykłady. Autor pochyla się nad sporami i różnym dyskusjami- czy zachować historyczny wygląd budowli zniszczonych w czasie wojny, czy zbudować miasto od nowa. Te dyskusje też pamiętamy.
Wreszcie kolejny okres, gdy po czasie dużej rozbudowy w Polsce nastąpiła stagnacja. Architekci nie mieli co robić, niewiele się działo w kraju, więc wyjeżdżali za granicę, gdzie zbudowali naprawdę mocną markę, wygrywali konkursy- odbudowa Skopie po trzęsieniu ziemi, przykłady z Peru, Aleppo, wielkie projekty w krajach arabskich- to niektóre z przytoczonych przykładów.
U schyłku PRL największym inwestorem był Kościół, eksplodowało budownictwo sakralne – bardziej lub mniej udane.
Książka opowiada również o strukturze zawodu, jak architekci byli zorganizowani i dlaczego.
Autor przedstawia też swoje opinie o roli architekta w państwie i społeczeństwie. Kto to jest architekt i jak może skutecznie funkcjonować w czasach, w których przyszło mu działać.
Rozważa czy istnieje architektura apolityczna? To jest ciekawe pytanie.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Autor – Błażej Ciarkowski, architekt i historyk sztuki, przedstawia nam w swojej najnowszej książce historię architektury czasów PRL na tle historii politycznej, ale również historii osobistej osób, które łączymy z architekturą tego okresu.
Książka opowiada o dokonaniach architektów powojennych, a jednocześnie jest analizą ich zróżnicowanych postaw. Wszystko w kontekście...
2023-09-12
„Szymek” to bardzo smutna historia, ale dzięki temu, że Piotr Kościelny ma lekkie pióro, czyta się ją gładko i szybko. Autor bardzo umiejętnie pokazuje nastrój i atmosferę wykluczenia. Kolejne jego fazy. Zachowanie środowiska – tutaj uczniowskiego – gdy już znajdzie swoją ofiarę. Pokazuje dogłębnie, jak rodzi się u ofiary poczucie zaszczucia.
To jest smutna historia także dlatego, że jest bardzo wiarygodna. Prawie codziennie słyszymy lub widzimy, do czego prowadzi brak tolerancji dla nietypowych zachowań, generalnie dla inności.
Książka Piotra Kościelnego jest bardzo na czasie. Pytanie tylko, czy przeczytają ją i wzbudzi refleksję na pewno w tych, co trzeba? Niemniej należy ten temat zgłębiać. Jestem pewna, że jest to potrzebne nam wszystkim. Niektóre zdania są bardzo poruszające, np. gdy bardzo młody człowiek stwierdza „Bałem się śmierci. Dużo bardziej jednak bałem się życia”.
Myślę, że każdy z nas doświadczył w jakimś momencie życia nietolerancji dla swoich przekonań czy zachowań. Mógł zrozumieć, pewnie szczęśliwie w mniejszym natężeniu, co znaczy poczuć się nie na miejscu, źle, po prostu wykluczonym. To jest niezwykle nieprzyjemne uczucie. Jeżeli człowiek jest silny wewnętrznie, a atak nietolerancji jest krótki, jest to zdarzenie sporadyczne, to można to sobie przepracować i żyć dalej. Jednak nastolatek to człowiek, który dopiero zbiera siły do życia. Byle co wytrąca go z równowagi, a co dopiero zmasowany atak nietolerancji. Plus jeszcze przemoc fizyczna. Te opisy przemocy u Piotra Kościelnego są naprawdę trudne w odbiorze.
Jednak polecam tę książkę. Autor pisze dobrze i porusza istotne tematy. Opisy naszej obyczajowości czy funkcjonowania środowiska szkolnego są niezwykle trafne.
Za możliwość przeczytania książki jeszcze przed premierą dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„Szymek” to bardzo smutna historia, ale dzięki temu, że Piotr Kościelny ma lekkie pióro, czyta się ją gładko i szybko. Autor bardzo umiejętnie pokazuje nastrój i atmosferę wykluczenia. Kolejne jego fazy. Zachowanie środowiska – tutaj uczniowskiego – gdy już znajdzie swoją ofiarę. Pokazuje dogłębnie, jak rodzi się u ofiary poczucie zaszczucia.
To jest smutna historia także...
2023-09-06
Powiem szczerze, że gdy połączyłam informacje, iż jest to 52. tom serii o przygodach Evy Dallas z moimi odczuciami po lekturze… poczułam szacunek do autorki. Pięćdziesiąty drugi tom! I taka świeżość przy lekturze.
Czyta się lekko i przyjemnie. Owszem jest to „czytadło”, ale w dobrym stylu. I naprawdę interesujące. Wchodzisz łatwo w tę kolejną przygodę Eve i bardzo chcesz odkryć, co tu się właściwie wydarzyło, kto zamordował i jakie miał powody.
Fakt, jest tu też trochę zabawnej fantazji autorki. Tak na temat przyszłych życiowych okoliczności mieszkańców Ameryki – rzecz dzieje się 2061 roku, jak i organizacji pracy (i nadludzkich wręcz umiejętności) policji i generalnie organów ścigania.
Rozśmieszył mnie auto kucharz i jego niezwykłe możliwości. Jak również szybkość pracy analitycznej przy zlecaniu (głosem) swoich oczekiwań komputerowi. Fajnie i łatwo będzie się żyło i pracowało już za parę lat 😊.
Myślę, że sięgnę po inne tomy tej serii, szczególnie gdy najdzie mnie przesyt zbyt brutalnymi thrillerami czy kryminałami ze nadto pokręconymi bohaterami. Tutaj mamy kryminał, gdzie sama zagadka jest najważniejszym bohaterem, duży nacisk położony jest na otoczkę obyczajową, a bohaterowie zwyczajnie chcą być przez nas polubieni.
Zastanawiałam się, co najbardziej mnie ujęło w tej książce i chyba jest to dynamika narracji, autorka dosłownie na każdej stronie raczy nas jakimś zwrotem. Dzieje się bardzo dużo, i to na kilku płaszczyznach naraz. Bardzo przyjemna lektura.
Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za możliwość przeczytania książki.
Powiem szczerze, że gdy połączyłam informacje, iż jest to 52. tom serii o przygodach Evy Dallas z moimi odczuciami po lekturze… poczułam szacunek do autorki. Pięćdziesiąty drugi tom! I taka świeżość przy lekturze.
Czyta się lekko i przyjemnie. Owszem jest to „czytadło”, ale w dobrym stylu. I naprawdę interesujące. Wchodzisz łatwo w tę kolejną przygodę Eve i bardzo chcesz...
2023-08-11
Spodziewałam się zupełnie innej książki. „Poza czasem” to jest dobra pozycja na złe dni, kiedy zastanawiamy się nad upływem czasu. Erudycyjna, z obszernymi cytatami i nawiązaniem do dzieł filozoficznych, i nie tylko. Miałam dziwne wrażenie, że pisana w ramach jakiejś terapii. Autorka zgromadziła potężną dawkę własnych przemyśleń na temat przemijania, zmiany- tak w nas jak i wobec nas- w pewnym momencie i raczej niespodziewanie uzyskujących status „seniora”.
Nie jest to książka, którą łatwo przeczytać na raz. Na pewno jest z tych, do których się wraca, a już na pewno warto wracać.
Wiele jest odniesień do feminizmu i trudno się dziwić, bo autorka -Lynne Segal to wybitna działaczka tego ruchu, aktywna w latach 60. i 70. zeszłego wieku. Opisuje więc dużo ze swoich doświadczeń, ale też -co jest ciekawe – pokazuje, jak ten ruch się zmieniał wraz z upływem czasu i przemieszaniem w nim kobiet z różnych pokoleń. Kobiet, które z założenia powinny mieć podobny cel i postrzeganie świata. A w praktyce zupełnie tak nie jest.
Dużo miejsca jest poświęcone zmianom w seksualności wraz z upływem czasu. Widać, że dla Autorki jest to bardzo ważny aspekt codzienności. Podchodzi do niego emocjonalnie.
To jest już kolejna książka na temat starości czy starzenia się i myślę, że jest to oczywiście signum temporum. Jako społeczeństwa starzejemy się na potęgę, więc ten temat będzie coraz bardziej obecny w naszym życiu. I dobrze. Warto bowiem już teraz przygotować siebie i swoje otoczenie na dobre życie w starszym wieku.
Dziękuję Wydawnictwu Glowbook za egzemplarz recenzencki.
Spodziewałam się zupełnie innej książki. „Poza czasem” to jest dobra pozycja na złe dni, kiedy zastanawiamy się nad upływem czasu. Erudycyjna, z obszernymi cytatami i nawiązaniem do dzieł filozoficznych, i nie tylko. Miałam dziwne wrażenie, że pisana w ramach jakiejś terapii. Autorka zgromadziła potężną dawkę własnych przemyśleń na temat przemijania, zmiany- tak w nas jak i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-06
Książka zachwyca od pierwszego dotyku. Wydawca zadbał o niezwykłe doznania – wypukły druk okładki, kolorystykę nawiązującą do rzeczy vintage. Trzymając ją w ręku, wracamy do wzruszenia, gdy pierwszy raz czytaliśmy „Dumę i uprzedzenie” czy „Opactwo Northanger”. Bardzo to przyjemne.
Już od pierwszych zdań Autorce udaje się przenieść nas w klimat powieści Jane bez nadmiaru cukrowych uniesień. Bardzo udana pozycja dla wszystkich miłośników Jane Austen. Bez wątpienia.
Znajdujemy się w powojennej Anglii, w niewielkiej miejscowości, gdzie przez jakiś czas mieszkała Jane z rodziną i w domostwie, gdzie znajdują się pamiątki po niej- przede wszystkim ogromna biblioteka. W tym otoczeniu poznajemy zbiór bardzo różniących się między sobą osób. Fantastycznie są oni przedstawieni. Naprawdę autorka posiada zdolność tworzenia świetnych charakterów. Każda z osób wzbudza zainteresowanie, a emocje, które między nimi powstają, nie pozawalają na odłożenie lektury. W tej niby sielskiej, angielskiej wioseczce dzieją się, oj dzieją rzeczy między ludźmi. Każdy z bohaterów pochodzi z innego środowiska, co już daje pole do opisania różnych charakterów, ale również stosunków społecznych w Anglii. Wszystkich łączy miłość do jednej autorki- Jane Austen i to powoduje, że wspólnie doprowadzają do powstania fundacji, która ma przejąć pozostałość jej dziedzictwa i stworzyć w tej niewielkiej miejscowości muzeum, aby je chronić.
Każda z tych osób jest w jakimś stopniu straumatyzowana. Nic dziwnego -jesteśmy tuż po dwóch wojnach światowych, niektórych członków tej małej społeczności dotknęły one wyjątkowo okrutnie. Ale nie wszystkie traumy są spowodowane dramatami historii. Świetnie jest pokazany przykład toksycznych stosunków wewnątrz rodzinnych.
Te tak różne i pokaleczone osoby zaczyna łączyć i wzmacniać wspólna idea. Natalie Jenner świetnie to opisuje- jak powstająca wspólnota zaczyna dawać im siłę i pomaga w przerwaniu złej passy.
Książka zdobył niemałą popularność, lecz tym razem wydaje mi się, że nie jest to tylko dobry marketing. Jest ona naprawdę dobrze napisana – w stylu Jane Austen, lecz Natalie udało się nie kopiować tylko wstrzelić w nastrój książek tej niezwykłej autorki.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Książka zachwyca od pierwszego dotyku. Wydawca zadbał o niezwykłe doznania – wypukły druk okładki, kolorystykę nawiązującą do rzeczy vintage. Trzymając ją w ręku, wracamy do wzruszenia, gdy pierwszy raz czytaliśmy „Dumę i uprzedzenie” czy „Opactwo Northanger”. Bardzo to przyjemne.
Już od pierwszych zdań Autorce udaje się przenieść nas w klimat powieści Jane bez nadmiaru...
2023-07-25
„The Night Shift” Alexa Finlaya to klasyczny kryminał, którego akcję najlepiej można określić popularnym w mediach społecznościowych stwierdzeniem „to skomplikowane”. Poznajemy dwie tragiczne historie – masowe morderstwo w wypożyczalni kaset video pod koniec lat 90. XX wieku oraz morderstwo w lodziarni mające miejsce po 15 latach. W obu przypadkach giną nastolatki. Wartko napisana akcja przedstawiana jest z punktu widzenia kilku bohaterów.
W 1999 roku w wypożyczalni ginie prawie cała obsługa, a jedyna ocalała osoba -Ella Monroe okazuje się pośrednio zamieszana w późniejsze morderstwo w lodziarni. Ella jako terapeutka zajmuje się uratowaną przy tej kolejnej zbrodni Jesse Duvall. Nawiązują ze sobą dziwną więź. Być może nie bez powodu...
Jednak najbardziej zaangażowaną bohaterką jest agentka specjalna FBI Sarah Keller, silna i zdeterminowana, w dodatku w zaawansowanej ciąży. Razem z przydzielonym jej, młodym policjantem Atticusem Singhem w kilka dni rozplątują tę pogmatwaną intrygę.
Podobały mi się krótkie rozdziały zatytułowane imieniem bohatera. To nadawało dynamiki oraz sprzyjało szybkiemu czytaniu. Jednak odkrywana co chwilę sieć powiązań pomiędzy różnymi bohaterami oraz nagromadzenie przypadków (czasem nieprawdopodobnych) nie ułatwiały przyswojenia tej historii. Ani nie dały satysfakcji z szybkiego odkrycia „kto zabił”? 😊
Ta książka to na pewno dobra pozycja rozrywkowa na wakacje. Dla fanów kryminałów, jak i osób, które lubią pokręcone (bardzo pokręcone) wątki psychologiczne, rozważania o wpływie przeżyć z dzieciństwa na nasze późniejsze postawy i decyzje. Lubią czuć silne emocje podczas lektury.
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za możliwość przeczytania książki.
„The Night Shift” Alexa Finlaya to klasyczny kryminał, którego akcję najlepiej można określić popularnym w mediach społecznościowych stwierdzeniem „to skomplikowane”. Poznajemy dwie tragiczne historie – masowe morderstwo w wypożyczalni kaset video pod koniec lat 90. XX wieku oraz morderstwo w lodziarni mające miejsce po 15 latach. W obu przypadkach giną nastolatki. Wartko...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-14
„Poszukiwacz zwłok” to taki tytuł, który daje po oczach. Czytelnik może pomyśleć, że właściwie wszystko jest jasne, z dużą dozą prawdopodobieństwa odgaduje, co zawiera treść. A jednak… Ta książka może przynieść zaskoczenie. Nawet kilka. Dla mnie przede wszystkim zaskoczeniem było, że, pomimo iż główni bohaterowie nie wzbudzają mojej sympatii, nie mogę oderwać się od lektury. Po drugie, że mimo braku sympatii, zaczynam im kibicować i chcę poznać prawdę. Autor bardzo sprawnie opisuje współczesność, sposób funkcjonowania różnych środowisk, w tym policji, zawirowania na styku władzy i społeczeństwa. Nie jest to obraz optymistyczny, może chwilami tylko przerysowany, ale niestety w większości prawdziwy. Kolejnym zaskoczeniem było dla mnie, że to jest pierwsza książka tego autora, jaką czytam. A przecież lubię sensację w polskim wydaniu i staram się śledzić nowości. Na pewno do nadrobienia.
Trochę może zniechęcić (lub rozśmieszyć) kilka momentów, gdy bohaterowie prezentują jakieś nadnaturalne możliwości w sytuacjach ekstremalnych. To znaczy, mnie to zawsze zniechęca -mam zwykle wtedy wrażenie, że autor idzie na łatwiznę, nie wie, jak wyplątać bohatera z danej sytuacji. Jednak równoważy to bardzo sprawny opis psychologicznych zmagań Macieja Lesickiego- tytułowego poszukiwacza zwłok. Opis i analiza przeżyć osoby być może chorej psychicznie, niepewnej swojej tożsamości, a na pewno z nerwicą natręctw. Świetnie zresztą opisaną.
Powieść podobała mi się ze głównie ze względu na swoją dynamikę oraz zakończenie… właściwie otwarcie dla kolejnej części.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca oraz PRart Media za egzemplarz recenzencki.
„Poszukiwacz zwłok” to taki tytuł, który daje po oczach. Czytelnik może pomyśleć, że właściwie wszystko jest jasne, z dużą dozą prawdopodobieństwa odgaduje, co zawiera treść. A jednak… Ta książka może przynieść zaskoczenie. Nawet kilka. Dla mnie przede wszystkim zaskoczeniem było, że, pomimo iż główni bohaterowie nie wzbudzają mojej sympatii, nie mogę oderwać się od...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-17
Cóż, tytuł właściwie podpowiada, jak wyrażać siebie. O tym jest ta książka. Wznowiona po wielu latach, poszerzona więc o nowe doświadczenia autorki, która na co dzień jest trenerem asertywności i styka się z ludźmi, dla których często jest to trudny temat.
Asertywność to dzisiaj termin bardzo popularny, wręcz modny. Zastanawiam się dlaczego. Myślę, że powodem może być między innymi to, że czasy sprzyjają budowaniu samoświadomości człowieka.
„Stanowczo łagodnie bez lęku. Dziś” autorstwa Marii Król-Fijewskiej, to jest dobry poradnik.
Jest konkretny, zawiera dużo przykładów z bogatej praktyki autorki, nie jest to książka napompowana teorią. Interesująca jest mapa asertywności kończąca książkę. Można spokojnie zastanowić się w wolnej chwili, w jakich sytuacjach mamy kłopot z asertywnością, a dzięki wcześniejszym rozdziałom możemy uświadomić sobie, jak inaczej moglibyśmy reagować.
Nie jestem fanką poradników, jednak nie żałuję tej lektury. Przystępny, jasny sposób pisania Marii Król-Fijewskiej oraz rzeczowość w podejściu i praktyczność proponowanych rozwiązań powodują, że warto sięgnąć po tę niedługą książeczkę i "potrenować asertywność".
Dziękuję za możliwość przeczytania książki PRart Media oraz Wydawnictwu Bookolika.
Cóż, tytuł właściwie podpowiada, jak wyrażać siebie. O tym jest ta książka. Wznowiona po wielu latach, poszerzona więc o nowe doświadczenia autorki, która na co dzień jest trenerem asertywności i styka się z ludźmi, dla których często jest to trudny temat.
Asertywność to dzisiaj termin bardzo popularny, wręcz modny. Zastanawiam się dlaczego. Myślę, że powodem może być...
2023-06-13
Po lekturze „Atlasu dziur i szczelin” Michała Książka już nie wyjdę tak po prostu na ulicę. Obawiam się, że zaraził mnie uważnością. 😊
Tym bardziej że wszystkie zaskakujące obserwacje, jakie czyni w różnych miejscach Warszawy, dotyczą miejscówek, gdzie również ja bywam na co dzień. Z tej książki dowiedziałam się nie tylko zadziwiających szczegółów z życia ptaków (w tym moich ulubionych jerzyków), roślin czy różnych małych żyjątek o dziwnie brzmiących nazwach. Przede wszystkim dotarło do mnie, że są wokół mnie ludzie – jak Michał Książek właśnie, ale nie tylko- którzy widzą więcej.
Mnie również zdarzyło się obserwować przez dłuższy czas balkon sąsiada, gdzie bliżej nieznana z nazwy roślina uparcie wyrastała z jakiejś szczeliny pomiędzy podłogą a balustradą. Była coraz bujniejsza i trzymałam za nią kciuki. Potem spółdzielnia zarządziła remont wszystkich balkonów…
Po lekturze Atlasu już wiem, że nie muszę tracić nadziei. Jeśli tylko robotnicy kładący nową podłogę zostawili jakąś szczelinę, jest szansa na kolejny sezon z dziko rosnącą siewką.
To, co mnie zaskoczyło przy lekturze chyba najbardziej, że są takie rośliny (komosa, rdest), których nasiona mogą do czterdziestu lat przeczekać w glebie, aż uznają, że tak-to jest moment, teraz mam szansę wykiełkować.
Drugim wątkiem zaskakującym dla mnie był ten o pszczołach. Koniecznie to przeczytajcie. Pracowite pszczółki – ha, ha! Tylko które?
Ujęły mnie opisy suszy w mieście, a bardziej to, że są ludzie, którzy nie są obojętni na ten temat. Z książki możemy dowiedzieć się jak podlewać drzewa, że by im pomóc, nie zaszkodzić.
Michał Książek ma talent ciekawego opowiadania, używa prostego języka, nie komplikuje, nie popada w nadmierną „naukowość” opisów. Dlatego łatwo przyswaja się wiedzę na temat fauny i flory, którą mamy na wyciągnięcie ręki. Chwilami jego opowieści ocierają się wręcz o poezję, taka czułość do otaczającej nas przyrody z nich przebija.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova oraz Agencji PRart Media za egzemplarz do recenzji.
Po lekturze „Atlasu dziur i szczelin” Michała Książka już nie wyjdę tak po prostu na ulicę. Obawiam się, że zaraził mnie uważnością. 😊
Tym bardziej że wszystkie zaskakujące obserwacje, jakie czyni w różnych miejscach Warszawy, dotyczą miejscówek, gdzie również ja bywam na co dzień. Z tej książki dowiedziałam się nie tylko zadziwiających szczegółów z życia ptaków (w tym...
2023-06-10
2023-06-05
Lubię sposób pisania i książki Izabeli Szylko oraz to, że każda kolejna książka znacznie odbiega od poprzednich. Tym razem autorka poszła w stronę przygodówki z wątkami sensacyjnymi, mocno podbitej odniesieniami do historii. Nie byle jakiej historii-razem z głównymi bohaterami zajmujemy się poszukiwaniami nigdy nieopublikowanej siódmej księgi rękopisu Mikołaja Kopernika „O Obrotach Ciał Niebieskich”.
Niestety nie jestem fanką literatury przygodowej, więc głównie duża sympatia do autorki powodowała, że jednak nie odłożyłam książki (i zobowiązanie do zrecenzowania w ramach Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl, oczywiście 😊).
Na pewno nie jest to książka zła, autorka ma świetny warsztat i pisze ciekawie, pięknym językiem, ale coś mi zgrzytało podczas lektury. Przez gęsto wplatane wątki wyjaśniające nam okoliczności historyczne oraz zawiłości życiorysów Mikołaja Kopernika, Jana Brożka czy Galileusza miałam wrażenie, że książka jest złożona z niezbyt starannie poskładanych puzzli. Rozdziały krótkie, ale w każdym z nich przydługie akapity z odniesieniami do historii. Na pewno potrzebne, ale zbyt rozwlekłe.
Na szczęście Izabela Szylko ma talent do kreowania interesujących i charakterystycznych bohaterów. I ma poczucie humoru, więc sytuacje, w jakich stawia postacie, jak również ich dialogi nadają lekkości całej historii.
Na pierwszym miejscu oczywiście Czesiuchna – bardzo smakowita postać. Moja ulubiona.
Wiele osób porównuje tę pozycję z książkami o Panu Samochodziku. No nie. Ani to Nienacki, ani Dan Brown to też nie jest.
Pani Izabela na pewno tworzy swoją własną literaturę. Ta książka nie jest literaturą młodzieżową, a od przygód Roberta Langdona zasadniczo różni się objętością i zawiłością fabuły.
Jednak oczywiście fani ww. autorów na pewno łatwo odnajdą się w tej książce. Tym bardziej że autorka zostawia nas w pewnym niedopowiedzeniu, z konkretną nadzieją na ciąg dalszy przygód fajnych bohaterów. Ja akurat nie czekam na ciąg dalszy, ale czasu poświęconego na lekturę pierwszej części nie uważam za stracony. Ciekawe czym zaskoczy nas Izabela Szylko, gdy zakończy już przygodę z Kopernikiem w tle.
Książkę, jak już napisałam wyżej, otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Lubię sposób pisania i książki Izabeli Szylko oraz to, że każda kolejna książka znacznie odbiega od poprzednich. Tym razem autorka poszła w stronę przygodówki z wątkami sensacyjnymi, mocno podbitej odniesieniami do historii. Nie byle jakiej historii-razem z głównymi bohaterami zajmujemy się poszukiwaniami nigdy nieopublikowanej siódmej księgi rękopisu Mikołaja Kopernika „O...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sklejanie prawdziwej historii wątkami fikcyjnymi tak, by nie było widać fastrygi, to wcale nie jest łatwa rzecz. Niejednokrotnie odrzucało mnie od podobnie skonstruowanej książki, bo drażniła mnie nieudolność zastosowanego zabiegu. Nie jest łatwo wpasować fikcyjnych bohaterów w często powszechnie znane i powtarzane wątki tak, by dialogi nie brzmiały sztucznie albo byśmy nie wyczuwali, że niektóre postacie są stworzone wyłącznie na potrzeby pociągnięcia fabuły. Joannie Jodełce bardzo sprawnie to poszło. Wprawdzie już sama historia ratowania wybitnego dzieła Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” jest gotowcem na film sensacyjny, to wplatając ją w wymyśloną fabułę, udało się autorce napisać niezwykle wciągającą powieść.
Autorka stworzyła dwóch bohaterów działających po przeciwnych stronach. Zupełnie różnych, z innych światów – pospolitego cwaniaczka i złodziejaszka, zwanego Dziurawcem oraz potomka rodziny o krzyżackich korzeniach-Gerharda von Lossow. Co ciekawe, obaj nie są zbyt sympatyczni, ale jednocześnie tak interesujący, że chcemy śledzić ich przygody.
Także postaci poboczne są bardzo ciekawe. Joanna Jodełko w równie ciekawy sposób obrazuje środowisko warszawskich artystów, przedwojennych Żydów, jak i lubelski półświatek czy sposób życia i bycia nazistów.
Podoba mi się, że akcja posuwa się do przodu w dużym tempie, przeskakujemy pomiędzy Warszawą, Wiedniem, Krakowem, Lublinem, Berlinem bez kłopotu i pomimo mnogości wątków nie gubimy się wcale. Także to, że, mimo iż wiemy, że Niemcom nie udało się ostatecznie zniszczyć tego wielkiego dzieła, wcale nie zmniejsza to napięcia, jakie nam towarzyszy przy czytaniu. Sama złapałam się na tym, że przejmuję się i wręcz wątpię, czy uda się na czas ukryć to wielkie i tak strasznie ciężkie płótno. 😊
Joanna Jodełka musiała wykonać ogromną pracę, by tak sprawnie wprowadzać nas w realia ówczesnych czasów. Książka skrzy się od detali, drobiazgów, które łatwo wprowadzają nas w atmosferę przed- i wojennych czasów. Jest bardzo filmowo napisana. Gdzieś czytałam, jak autorka w wywiadzie mówiła, że Amerykanie już dawno stworzyliby ze trzy filmy na ten temat. A my? No właśnie!
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Sklejanie prawdziwej historii wątkami fikcyjnymi tak, by nie było widać fastrygi, to wcale nie jest łatwa rzecz. Niejednokrotnie odrzucało mnie od podobnie skonstruowanej książki, bo drażniła mnie nieudolność zastosowanego zabiegu. Nie jest łatwo wpasować fikcyjnych bohaterów w często powszechnie znane i powtarzane wątki tak, by dialogi nie brzmiały sztucznie albo byśmy...
więcej Pokaż mimo to