-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-04
2014-09
2012-10-01
2014-10
Jeżeli Muminki czytają tylko dzieci - to znaczy że jestem dzieckiem. Jeśli lektura ta to poziom szkoły podstawowej - to znaczy, że właśnie na nim się zatrzymałam. Jeśli kogoś zdaniem mieć blisko trzydzieści lat na karku i zachwycać się twórczością Tove Jansson to obciach - trudno, przeżyję. Bo na mnie historie zgromadzone w tym dość pokaźnych rozmiarach tomie nadal mają ten sam czar, jaki przed laty. Ba, mogę nawet śmiało stwierdzić, że chyba udało mi się "wyciągnąć" z nich jeszcze więcej. Pisarka bowiem w kolejnych opowiadaniach między słowami ukryła pewne przesłania, których jako dziecko nie rozumiałam. Jak dla mnie - pozycja obowiązkowa ! Już przebieram nogami na myśl o kolejnym spotkaniu z "paczką" z Doliny Muminków i o chwili, kiedy moje córeczki będą na tyle duże, że będę mogła je zarazić tym tajemniczym światem.
Jeżeli Muminki czytają tylko dzieci - to znaczy że jestem dzieckiem. Jeśli lektura ta to poziom szkoły podstawowej - to znaczy, że właśnie na nim się zatrzymałam. Jeśli kogoś zdaniem mieć blisko trzydzieści lat na karku i zachwycać się twórczością Tove Jansson to obciach - trudno, przeżyję. Bo na mnie historie zgromadzone w tym dość pokaźnych rozmiarach tomie nadal mają ten...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-01
2016-09
Rzadko kiedy decyduję się przyznać jakiejś książce najwyższą z możliwych ocen. Rzadko - bo nie chcę szastać "dziesiątkami", zachwycać się (na pokaz) czymś, co tak naprawdę jak na moje gusta znacząco odbiega od ideału literackiego. Ale Ania Dydzik i jej nietypowy poradnik jak najbardziej na taką ocenę zasługują.
Cóż, też jestem mamą. Sprzątaczką, powierniczką, opiekunką, animatorką na prywatnej sali zabaw. Moje pocałunki leczą zadrapania. Moje ramiona są dla kogoś całym światem, 24 godziny na dobę. Istnieją na tym świecie dwie pary oczu, dla których (przynajmniej na dzień dzisiejszy) jestem niemalże WSZYSTKIM. Brzmi dumnie ? I tak też się zazwyczaj czuję, ale pamiętajmy, że jestem także człowiekiem. Z jego wadami i zaletami. Miewam gorsze momenty. Podnoszę głos. Bywa, że mam dosyć bałaganu i nieustającego wrzasku. Na Boga, chcę być sama w toalecie.. i ta pozycja uświadomiła mi właśnie, że MAM DO TEGO PRAWO.! Kocham moją rodzinę, ale czasem mam zwyczajnie, po ludzku dość, jak chyba każda mama. I to właśnie w ich imieniu przemawia Ania (bo autorka chce być na "Ty" z czytelnikiem, i już na pierwszej stronie jasno to określa). Można by też powiedzieć o genialnie wydanej książce, o dobrej jakości papierze i druku.. ale tym razem nie muszę doszukiwać się plusów na siłę, bo ten antyporadnik potrafi sam się obronić własną treścią. Polecam serdecznie !
Rzadko kiedy decyduję się przyznać jakiejś książce najwyższą z możliwych ocen. Rzadko - bo nie chcę szastać "dziesiątkami", zachwycać się (na pokaz) czymś, co tak naprawdę jak na moje gusta znacząco odbiega od ideału literackiego. Ale Ania Dydzik i jej nietypowy poradnik jak najbardziej na taką ocenę zasługują.
Cóż, też jestem mamą. Sprzątaczką, powierniczką, opiekunką,...
2015-10
2015-10
Do niedawna byłam przekonana, że "Ostatnie dni królika" to książka, opinią o której chciałabym podzielić się z pozostałymi czytelnikami (także tymi potencjalnymi). Teraz odkładam ją na półkę... i wiem już, że nie chcę o niej pisać. Nie chcę - mimo iż oceniam ją na możliwie największą ilość gwiazdek, dodaję na półkę "Ulubione" i wiem, że nikomu i za nic jej nie oddam. I pewnie do niej wrócę.
Popłakałam się.Tak właśnie - popłakałam. A to mi się bardzo rzadko zdarza podczas lektury, zwłaszcza jeśli w dłoniach mam pozycję z gatunku fikcji literackiej. Jednak tym razem to było silniejsze ode mnie. Targają mną emocje, ciężko mi się otrząsnąć i kontynuować moją literacką przygodę z inną powieścią. I nie chcę opowiadać o fabule, oceniać walorów językowych itd.. nie mam zwyczajnie na to ochoty. Napiszę tylko tyle: jeśli macie ochotę na literackiego "emocjonalnego rolercoastera" którego obiecuje okładka i na zarwaną noc.. powinniście sięgnąć po historię Mii Hayes. Naprawdę warto.
Do niedawna byłam przekonana, że "Ostatnie dni królika" to książka, opinią o której chciałabym podzielić się z pozostałymi czytelnikami (także tymi potencjalnymi). Teraz odkładam ją na półkę... i wiem już, że nie chcę o niej pisać. Nie chcę - mimo iż oceniam ją na możliwie największą ilość gwiazdek, dodaję na półkę "Ulubione" i wiem, że nikomu i za nic jej nie oddam. I...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03
Macierzyństwo. Posiadanie maleńkiego dziecka. Bycie "młodą mamą". Gdy większość z nas słyszy powyższe zdania od razu pojawia się jedno skojarzenie - promieniująca radością i wewnętrznym blaskiem kobieta, która właśnie powitała na świecie swego potomka. Zakochana w maluszku osoba, będąca w stanie znieść wszystko; nieprzespane noce, bolesne piersi czy też konieczność bezwzględnego podporządkowania się. Taki bowiem wizerunek kreowany jest przez media, przez społeczeństwo. O baby bluesie, który bez stosownej ingerencji we właściwym czasie może przejść w stany depresyjne mówi się niewiele. Ukrywa się jego istnienie jako coś wstydliwego, temat "tabu" a nieszczęsne, świeżo upieczone mamusie, zapadające na tę dolegliwość nie chcą o niej głośno informować reszty rodziny bądź przyjaciół. Zostają ze swoim problemem zwykle same. A to niejednokrotnie może doprowadzić do tragedii.
Oto Anna. Młoda mężatka z dwuletnim ponad stażem. Wreszcie, przed sześcioma tygodniami spełniło się jej marzenie - na świat przyszedł syn, Jack. Po ponad rocznych staraniach, ciąży i trudnym porodzie wreszcie powitała na świecie prawdziwy cud. Jej teoretyczna wiedza o macierzyństwie jest perfekcyjna, wręcz książkowa. Wie już, w jaki sposób chciałaby pielęgnować swoje niemowlę, jak karmić (oczywiście wyłącznie piersią!) i jak spędzać z nim czas. Jednak rzeczywistość, w momencie gdy posiada się dzieciątko często potrafi ostro zakpić z planów i założeń. Nieprzespane noce dają się we znaki, piersi bolą niemiłosiernie, a partner zdaje się nie dostrzegać problemu. I wtedy to bohaterka zaczyna słyszeć "głosy" które podszeptują jej najgorsze z możliwych rozwiązań.
Moim zdaniem książkę śmiało można uznać za wybitną. Autorka nie boi się pisać o sprawach trudnych i robi to na tyle wprost, jak tylko jest to możliwe. Stworzyła na kartach swojej powieści genialny portret psychologiczny kogoś, kogo dotknęła przypadłość depresji poporodowej i opisała w wręcz mistrzowski sposób w jaki sposób ów problem odcisnął swe piętno na pozostałych członkach najbliższej rodziny. Posługuje się plastycznym i łatwym do przyswojenia językiem, co sprawia opowieść "sama się czyta". Zdecydowanie polecam - i to nie tylko członkiniom klubu "Kobiety to czytają". Naprawdę WARTO.
Macierzyństwo. Posiadanie maleńkiego dziecka. Bycie "młodą mamą". Gdy większość z nas słyszy powyższe zdania od razu pojawia się jedno skojarzenie - promieniująca radością i wewnętrznym blaskiem kobieta, która właśnie powitała na świecie swego potomka. Zakochana w maluszku osoba, będąca w stanie znieść wszystko; nieprzespane noce, bolesne piersi czy też konieczność...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10
2015-06
Twarze najbliższych. Rodzinne wspomnienia. Własne mieszkanie – sypialnia urządzona własną ręką, kuchnia w której piecze się samodzielnie pyszne ciasta dla domowników, ogród. Codzienność. Podstawowe umiejętności, takie jak prowadzenie samochodu, wykonywanie pracy zarobkowej, zajmowanie się domem. Brzmi zwyczajnie, prawda? Nie zastanawiamy się raczej głębiej nad tym, co nas otacza. Nad rzeczywistością. A co jeśli w którymś momencie pewne połączenia w mózgu przestaną odpowiednio pracować i kontakt z otoczeniem zostanie zaburzony? Jeśli twarz ukochanego mężczyzny bądź kobiety nagle nie będzie oznaczała żadnych uczuć, ukochane oczy przestaną być takowymi, a imię wyczekiwanej pociechy „zawieruszy” się gdzieś wśród wspomnień ?
Claire nie jest zgrzybiałą staruszką. Nie porusza się o lasce, potrafi załatwiać potrzeby fizjologiczne i nie pamięta czasów około wojennych. Nie ma siwych włosów i chustki na głowie; przeciwnie, to płomiennoruda piękność, odważnie nosząca ubrania w czerwonym kolorze – matka dwóch dziewcząt, spełniona kobieta i matka. Niestety, jest obciążona dziedzicznie wczesnym Alzhaimerem. Z dnia na dzień coraz bardziej odcina się od otaczającej ją rzeczywistości i nie do końca zdaje sobie sprawę, co się z nią dzieje. Aby w jakiś sposób uporządkować codzienność, za radą terapeutki rodzina zaczyna tworzyć „Księgę pamięci” na kartach której każdy wpisuje (rysuje/wkleja) swoje wspomnienia. Wszyscy są świadomi tego, że już niedługo może nadejść moment, kiedy ów pamiętnik będzie jedynym śladem i najcenniejszą pamiątką , jaką kobieta pozostawi po sobie córkom i mężowi.
Jak na każdą nowość w klubie „Kobiety to czytają” rzuciłam się niemal od razu. I pochłonęłam całą w niespełna dwa dni. Przypuszczam, że zajęłoby mi to jeszcze mniej czasu, gdyby nie konieczność dopełnienia pewnych obowiązków domowych. Nie wiem co zrobiłabym na miejscu głównej bohaterki, członków jej rodziny, najbliższych. Nie wiem – i stąd mój jeszcze większy szacunek dla pani Coleman, za umiejętność empatii i wczucia się w trudną sytuację człowieka, który zapadł na jedną z wg mnie najgorszych chorób umysłowych jakie znam. Sam język jest łatwy i przystępny w formie, autorka nie używa jakiś niezrozumiałych zwrotów czy terminologii medycznej. O problemach trudnych i kwestiach nieraz „tabu” dla współczesnego społeczeństwa mówi tak jasno i wprost, jak tylko jest to możliwe. Polecam i zachęcam do lektury każdego – nie tylko kobiety, które mają stanowić docelowych odbiorców tej serii.
Twarze najbliższych. Rodzinne wspomnienia. Własne mieszkanie – sypialnia urządzona własną ręką, kuchnia w której piecze się samodzielnie pyszne ciasta dla domowników, ogród. Codzienność. Podstawowe umiejętności, takie jak prowadzenie samochodu, wykonywanie pracy zarobkowej, zajmowanie się domem. Brzmi zwyczajnie, prawda? Nie zastanawiamy się raczej głębiej nad tym, co nas...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07
Kim jest położna? To pytanie, w obecnych czasach, można uznać za czysto retoryczne. Chyba każda kobieta, jak i mniej zainteresowany bezpośrednią opieką poporodową mężczyzna może odpowiedzieć. Są pierwszym skojarzeniem, gdy mówimy o prowadzeniu ciąży, o pobycie na bloku porodowym czy też później, w oddziale położniczym. Pomagają w opiece nad noworodkiem, kontrolują stan położnicy, wspierają lekarzy podczas przyjmowania kolejnych cudów narodzin. Coraz modniej jest także opłacić sobie specjalny pakiet, gwarantujący stałą i nieprzerwaną opiekę przedstawicielki takiej profesji podczas nieraz bolesnych, trudnych i długich godzin wydawania na świat kolejnego człowieka.
Jak jednak było kiedyś? Medycyna stała na zdecydowanie niższym poziomie, zadbane oddziały szpitalne należały do rzadkości (same młode matki ewentualną konieczność pobytu na takowym traktowały jako istną karę!), a porody odbywały się w domach. Rzadko kiedy kończyło się na jednym bądź dwójce dzieci – pomimo trudnych warunków lokalowych, marnych płac i braku udogodnień w życiu codziennym, kobiety decydowały się na sporą liczbę maluchów. Brud na ulicach, zaniedbane mieszkania czynszowe, bezrobocie – w takich warunkach Jenny Lee, młoda adeptka szkoły medycznej rozpoczynała swoją karierę położnej. Mało tego – robiła to pod skrzydłami Domu Donnata – zakonu, mimo iż sama nigdy nie chciała zbliżać się do Boga bliżej, niż było to konieczne.
Książkę kupiłam, bo zaintrygował mnie tytuł i opis na tylnej stronie okładki. Ponadto jestem po niedawnej lekturze książki pt. „Położna. 3350 cudów narodzin” autorstwa Jeanette Kalyty, kobiety, która sporo zmieniła w standardach opieki okołoporodowej w naszym kraju. Jakże inne wydają się zapiski tej Pani, porównując je do tych, tworzonych przez osobę, której przyszło żyć w Londynie lat 50 XX wieku! I jakże wiele zmian zaszło w międzyczasie !
Powieść trafia pomiędzy moje ulubione pozycje, i wiem, że nieraz do niej wrócę. Otworzyła mi oczy na jedno: w każdej epoce, w każdym czasie i przestrzeni ponadczasową wartością jest serce matki. Głęboka miłość do własnego maleństwa, chęć zapewnienia mu jak najbardziej godziwych warunków, jak najlepszego startu w przyszłość. Nie chcę tutaj rozwodzić się nad wartościami literackimi tej historii, mimo że językowi autorki nie mogę nic zarzucić; nie będę także pisała o wartkości akcji, bo nie o to chodzi. Jedno jest pewne – książka niesie za sobą duży ładunek emocji, pobudza do myślenia i refleksji. Profesor Ryszard Poręba, ordynator Oddziału Ginekologiczno – Położniczego w Tychach powiedział słowa, które do dziś wywieszone są na bloku porodowym w tymże: ‘Spośród wszystkich radości i wzruszeń największe daje uczestnictwo przy narodzinach dziecka.” Myślę, że te słowa w najdoskonalszy sposób streszczają wszystko to, co na kartach swoich wspomnień chciała zawrzeć Jennifer Worth.
Kim jest położna? To pytanie, w obecnych czasach, można uznać za czysto retoryczne. Chyba każda kobieta, jak i mniej zainteresowany bezpośrednią opieką poporodową mężczyzna może odpowiedzieć. Są pierwszym skojarzeniem, gdy mówimy o prowadzeniu ciąży, o pobycie na bloku porodowym czy też później, w oddziale położniczym. Pomagają w opiece nad noworodkiem, kontrolują stan...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-01
2011-06-01
Najbardziej wstrząsająca książka, z jaką miałam do czynienia od dłuższego czasu. Nie potrafię, czy może raczej nie chcę zrozumieć motywów, jakimi mogła kierować się matka Dave'a, urządzając mu z życia piekło.
Dzieciństwo. Jeden z najpiękniejszych okresów w życiu każdego człowieka. Czas beztroski, niczym nie zmąconego szczęścia, ufności w dobro drugiego człowieka, zabawy. Czas spędzany na podwórku z przyjaciółmi, pierwsze kroki w szkole, pierwsze nieporadnie postawione w zeszycie litery. Tak właśnie powinno wyglądać kilka najwcześniejszych lat życia istoty ludzkiej. Niestety - w przypadku autora "Dziecka zwanego niczym" wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Stał się On bowiem ofiarą swojej matki, która doszła do wniosku, że wszelkie niepowodzenia w jej życiu są spowodowane tylko i wyłącznie Jego przyjściem na świat. Ogrom tortur, jakim poddawała swojego syna jest nie do zrozumienia przez normalnego człowieka. Kilka razy miałam ochotę zamknąć książkę i nigdy do niej nie powrócić - jednak wiedziałam, że nic by to nie zmieniło, bowiem pozycja ta zdążyła już od pierwszych stron na stałe wyryć się w moim umyśle. Najbardziej żałosną i godną potępienia postacią pozostaje dla mnie ojciec - patrzący z założonymi rękami na krzywdę ukochanego dziecka i pozwalający matce wyczyniać z nim nieludzkie rzeczy.
Dave nigdy nie zapomni tego, co przeżył. Będzie pamiętał bicie, dźgnięcie nożem, kradzieże żywności. Stara się jednak żyć normalnie, jak każdy człowiek. Jednak czy jest to w ogóle możliwe? Czy szkody wyrządzone przez patologiczne ponad miarę dzieciństwo są do naprawienia ? Trzymam kciuki za tego mężczyznę i mam nadzieję że uda mi się przeczytać kolejne części tej opowieści.
Najbardziej wstrząsająca książka, z jaką miałam do czynienia od dłuższego czasu. Nie potrafię, czy może raczej nie chcę zrozumieć motywów, jakimi mogła kierować się matka Dave'a, urządzając mu z życia piekło.
Dzieciństwo. Jeden z najpiękniejszych okresów w życiu każdego człowieka. Czas beztroski, niczym nie zmąconego szczęścia, ufności w dobro drugiego człowieka, zabawy....
2016-06
Książki takie jak ta trudno jednoznacznie oceniać. Trudno upatrywać się w nich wartości literackich, analizować ich składnię językową, czy też sposób formułowania przekazu przez autora. Tutaj chodzi o coś zgoła innego - o przekazanie pewnych wartości otoczeniu, otworzenie oczu na palące problemy, dramaty, które być może rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami w najbliższym sąsiedztwie. W tej kwestii "Mama kazała mi chorować" spełniło swoje zadanie w stopniu wybitnym.
Julie jest chora. Ma anemię, skazę białkową, alergię pokarmową, częste, nawracające zapalenia dróg oddechowych - a co gorsza, cierpi na poważną, trudną do zdiagnozowania i uleczenia chorobę serca. Zdaniem jej matki jedyną szansą na wyleczenie są kolejne, bolesne zabiegi mające w konsekwencji doprowadzić do operacji na otwartym sercu. Zaczyna więc pielgrzymkę po kolejnych lekarzach, specjalistach przyjmujących w gabinetach w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Wydawać by się mogło - poświęcająca się, zmartwiona stanem zdrowia ukochanej córki kobieta, która dla uleczenia dziewczynki mogłaby poświęcić wszystko.. prawda przedstawia się jednak zgoła inaczej. Sandy cierpi bowiem na zastępczy zespół Münchhausena, który objawia się wywoływaniem i wmawianiem symptomów ciężkich chorób najbliższym, i czerpaniu satysfakcji z przeprowadzanych na nich nieraz ciężkich i bolesnych procedur medycznych. Najczęściej pojawia się w relacji rodzic - dziecko, trudny do wychwycenia i mogący doprowadzić do tragedii.
Książka mną wstrząsnęła. Nie wiem, czy zachowanie matki głównej bohaterki nie było gorsze, niż niektóre z przejawów psychicznego i fizycznego znęcania się. Na te przynajmniej łatwiej zdobyć dowody, i wyzwolić ofiarę spod niszczycielskiego wpływu. A jak udowodnić rodzicom, iż prowadząc swoje dziecko do kolejnych specjalistów nie działają w szeroko pojętej trosce o zdrowie swojego malucha ? jak udowodnić, iż ból głowy/żołądka/brzucha istnieje tylko w czyjejś wyobraźni; ba! wyobraźni kogoś innego, niż sam zainteresowany .. ? Wydaje się to wręcz niemożliwym. Lekturę polecam każdemu, niezależnie od wieku i płci. Każdemu, kto ma w sobie cząstkę empatii i współczucia. Pozostawia niezatarte wrażenia w pamięci i trudno ją zapomnieć. Jak dla mnie - powieść bolesna i wstrząsająca, niemniej w najmniejszym nawet stopniu nie żałuję, iż po nią sięgnęłam.
Książki takie jak ta trudno jednoznacznie oceniać. Trudno upatrywać się w nich wartości literackich, analizować ich składnię językową, czy też sposób formułowania przekazu przez autora. Tutaj chodzi o coś zgoła innego - o przekazanie pewnych wartości otoczeniu, otworzenie oczu na palące problemy, dramaty, które być może rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami w najbliższym...
więcej Pokaż mimo to