-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-08
2015-08
2015-08
2015-08
2015-08
2015-08
2015-07
2015-07
Dla tej powieści zarwałam noc. Ja - matka dwójki maluchów poniżej piątego roku życia, dla której każda minuta snu jest na wagę złota. I mimo że dziś ziewam od ucha do ucha i nie wiem w jaki sposób zapanuję nad rodzinnym chaosem- wiem że warto było ! :) Polecam ! :)
Dla tej powieści zarwałam noc. Ja - matka dwójki maluchów poniżej piątego roku życia, dla której każda minuta snu jest na wagę złota. I mimo że dziś ziewam od ucha do ucha i nie wiem w jaki sposób zapanuję nad rodzinnym chaosem- wiem że warto było ! :) Polecam ! :)
Pokaż mimo to2015-07
2015-07
2015-06
2015-06
2015-06
2015-06
"Biorę sobie Ciebie" kupiłam, bo główna bohaterka tej powieści miała być drugą Bridget Jones, do której do dziś mam sentyment. Pamiętam jak w zamierzchłych, gimnazjalnych czasach dorwałam się do bestselleru, jakim wówczas były książki autorstwa Helen Fielding i podczas długiej przerwy na korytarzu wręcz pożerałam przygody pewnej sympatycznej Brytyjki. I albo mi się coś pomieszało przez ostatnie kilkanaście lat albo obie te pozycje łączy tylko to, że główną rolę odgrywa postać kobieca.
Lily na pewno jest singielką poszukującą rozpaczliwie miłości. Nie ma marnych zarobków a niepowodzeń nie zajada lodami czekoladowymi. Nie waży się obsesyjnie, nie ma przyjaciół-homoseksualistów i nie zastanawia się nieustannie, czy jej tyłek nie wymaga spłaszczających majtek. Nie. Lubi za to seks. Z każdym i wszędzie. Dziki, wyuzdany obdarty z miłości i uczuć. Niemalże każda wizyta w barze/knajpie/sklepie kończy się podrywem i namiętnym stosunkiem. W różnych konstelacjach i konfiguracjach. I fakt noszenia na palcu pierścionka zaręczynowego niewiele w tych kwestiach zmienia. Powiem więcej - fakt że oto już za kilka dni ma odbyć się ceremonia ślubna też niewiele zmienia. Tak naprawdę - nie zmienia absolutnie, totalnie NIC.
Jak się mówi na tego rodzaju Panie, wszyscy wiedzą. Ja nie będę tutaj przytaczała najbardziej powszechnych określeń. Mimo że pani prawnik broni się przed taką etykietą i próbuje uświadomić społeczeństwu że oto jest głosem sprawiedliwości i równości między płciami - do mnie to nie trafia. Trudno, może jestem staroświecka.
Ze strony stylistycznej i językowej - powieść jest jak najbardziej w porządku. Łatwo się czyta. Nie trzeba się głębiej zastanawiać nad treścią, jak to zwykle bywa w przypadku tego rodzaju literatury, pospolicie zwanej kobiecą. Autorka nie próbuje przekombinować ani używać górnolotnych wyrażeń (i chwała jej chociaż za to). Momentów naprawdę śmiesznych brakuje - ja naliczyłam podczas lektury tej powieści ich zaledwie kilka. A szkoda, bo okładka obiecuje coś innego.
Generalnie jestem dość neutralna, jeśli chodzi o odbiór tej historii. Ani mnie nie znudziła do tego stopnia że miałam ochotę nią rzucić (mimo wkurzającej bohaterki) ani mnie nie wciągnęła tak, że zapomniałam o całym świecie. Była .. przeciętna. Mocno przeciętna. Szkoda kupować, jeśli można wypożyczyć. Bo przysłowiowej d..y bynajmniej nie urywa.
"Biorę sobie Ciebie" kupiłam, bo główna bohaterka tej powieści miała być drugą Bridget Jones, do której do dziś mam sentyment. Pamiętam jak w zamierzchłych, gimnazjalnych czasach dorwałam się do bestselleru, jakim wówczas były książki autorstwa Helen Fielding i podczas długiej przerwy na korytarzu wręcz pożerałam przygody pewnej sympatycznej Brytyjki. I albo mi się coś...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06
Twarze najbliższych. Rodzinne wspomnienia. Własne mieszkanie – sypialnia urządzona własną ręką, kuchnia w której piecze się samodzielnie pyszne ciasta dla domowników, ogród. Codzienność. Podstawowe umiejętności, takie jak prowadzenie samochodu, wykonywanie pracy zarobkowej, zajmowanie się domem. Brzmi zwyczajnie, prawda? Nie zastanawiamy się raczej głębiej nad tym, co nas otacza. Nad rzeczywistością. A co jeśli w którymś momencie pewne połączenia w mózgu przestaną odpowiednio pracować i kontakt z otoczeniem zostanie zaburzony? Jeśli twarz ukochanego mężczyzny bądź kobiety nagle nie będzie oznaczała żadnych uczuć, ukochane oczy przestaną być takowymi, a imię wyczekiwanej pociechy „zawieruszy” się gdzieś wśród wspomnień ?
Claire nie jest zgrzybiałą staruszką. Nie porusza się o lasce, potrafi załatwiać potrzeby fizjologiczne i nie pamięta czasów około wojennych. Nie ma siwych włosów i chustki na głowie; przeciwnie, to płomiennoruda piękność, odważnie nosząca ubrania w czerwonym kolorze – matka dwóch dziewcząt, spełniona kobieta i matka. Niestety, jest obciążona dziedzicznie wczesnym Alzhaimerem. Z dnia na dzień coraz bardziej odcina się od otaczającej ją rzeczywistości i nie do końca zdaje sobie sprawę, co się z nią dzieje. Aby w jakiś sposób uporządkować codzienność, za radą terapeutki rodzina zaczyna tworzyć „Księgę pamięci” na kartach której każdy wpisuje (rysuje/wkleja) swoje wspomnienia. Wszyscy są świadomi tego, że już niedługo może nadejść moment, kiedy ów pamiętnik będzie jedynym śladem i najcenniejszą pamiątką , jaką kobieta pozostawi po sobie córkom i mężowi.
Jak na każdą nowość w klubie „Kobiety to czytają” rzuciłam się niemal od razu. I pochłonęłam całą w niespełna dwa dni. Przypuszczam, że zajęłoby mi to jeszcze mniej czasu, gdyby nie konieczność dopełnienia pewnych obowiązków domowych. Nie wiem co zrobiłabym na miejscu głównej bohaterki, członków jej rodziny, najbliższych. Nie wiem – i stąd mój jeszcze większy szacunek dla pani Coleman, za umiejętność empatii i wczucia się w trudną sytuację człowieka, który zapadł na jedną z wg mnie najgorszych chorób umysłowych jakie znam. Sam język jest łatwy i przystępny w formie, autorka nie używa jakiś niezrozumiałych zwrotów czy terminologii medycznej. O problemach trudnych i kwestiach nieraz „tabu” dla współczesnego społeczeństwa mówi tak jasno i wprost, jak tylko jest to możliwe. Polecam i zachęcam do lektury każdego – nie tylko kobiety, które mają stanowić docelowych odbiorców tej serii.
Twarze najbliższych. Rodzinne wspomnienia. Własne mieszkanie – sypialnia urządzona własną ręką, kuchnia w której piecze się samodzielnie pyszne ciasta dla domowników, ogród. Codzienność. Podstawowe umiejętności, takie jak prowadzenie samochodu, wykonywanie pracy zarobkowej, zajmowanie się domem. Brzmi zwyczajnie, prawda? Nie zastanawiamy się raczej głębiej nad tym, co nas...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06
2015-06
Najkrótsza możliwa opinia o tej pozycji, to stwierdzenie że powieść ta wpisuje się w nurt typowej literatury kobiecej - łatwej, lekkiej i przyjemnej w odbiorze. Teoretycznie przedstawiać ma realia małżeńskie i życie rodzinne z punktu widzenia typowego faceta, jednakże nie wyobrażam sobie swojego męża z nosem w "Najlepsze dla mężczyzny". Czytało się miło, ale sądzę że już raptem za kilka tygodni (najdalej miesięcy) nie będę pamiętała o co właściwie "kaman". Nie żałuję bo mimo wszystko czasem taka odskocznia jest potrzebna :)
Najkrótsza możliwa opinia o tej pozycji, to stwierdzenie że powieść ta wpisuje się w nurt typowej literatury kobiecej - łatwej, lekkiej i przyjemnej w odbiorze. Teoretycznie przedstawiać ma realia małżeńskie i życie rodzinne z punktu widzenia typowego faceta, jednakże nie wyobrażam sobie swojego męża z nosem w "Najlepsze dla mężczyzny". Czytało się miło, ale sądzę że już...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06
2015-06
Pani Katarzyna Kołczewska to zdecydowanie moje odkrycie literackie tego roku :)) A wszystko to za sprawą klubu "Kobiety to czytają", pod którego patronatem na rynku pojawiła się powieść "Wbrew sobie". Po jej lekturze niemalże od razu sięgnęłam po pozostałe pozycje tej autorki. Zatraciłam się w jej historiach. Dosłownie.
Ewelinę poznajemy w bardzo trudnym momencie jej życia. Oto właśnie długotrwałe leczenie zaowocowało ciążą. Wyczekiwaną, upragnioną. Niestety, mimo iż kobieta żyje zgodnie z wszelkimi przykazaniami dobrej przyszłej matki i dba o siebie jak nikt dochodzi do śmierci maleństwa. Bohaterka nie potrafi sobie poradzić z emocjami, które zaczynają być jej udziałem, nawet nie próbuje zakończyć procesu żałoby nad straconymi nadziejami i zaczyna być.. po prostu.. wstrętna. Tak, to chyba jest właściwe słowo. Egoistyczna, momentami chamska, niegrzeczna. Skupia się tylko na sobie, nie chce bądź nie potrafi dostrzec jak mocno potrafi zranić najbliższych, zwłaszcza męża, który oddałby za nią życie. I do czego ją to doprowadzi ?
Nie udzielę w tym miejscu odpowiedzi na zadane powyżej pytanie, ponieważ nie mam ochoty oznaczać swojej opinii jako spojlera ani tym bardziej zepsuć komukolwiek potencjalnej satysfakcji z lektury. Napiszę natomiast tyle, że pani Kołczewska jak dla mnie jest pisarzem w swoim segmencie wręcz wybitnym. Rzadko kiedy spotykam się podczas czytania z postaciami, które potrafią wzbudzić tak skrajne emocje. Niejednokrotnie podczas lektury miałam ochotę rzucić książką w kąt,w jakiś paranormalny sposób wyciągnać z jej kart Ewelinę i porządnie nią trzepnąć. Bo jej zachowanie wykracza poza szeroko pojęte normy. Sam ten fakt najlepiej świadczy o tym, jak intensywnie wymalowano główną bohaterkę. Całość napisano językiem prostym i zrozumiałym, pozycja "sama się czyta" a trudne sprawy omawiane są wprost - tak, aby każdego skłonić do przemyśleń.
Polecam! Polecam absolutnie każdemu :) Naprawdę warto !
Pani Katarzyna Kołczewska to zdecydowanie moje odkrycie literackie tego roku :)) A wszystko to za sprawą klubu "Kobiety to czytają", pod którego patronatem na rynku pojawiła się powieść "Wbrew sobie". Po jej lekturze niemalże od razu sięgnęłam po pozostałe pozycje tej autorki. Zatraciłam się w jej historiach. Dosłownie.
więcej Pokaż mimo toEwelinę poznajemy w bardzo trudnym momencie jej...