-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2012-06-30
2012-07-20
Po tę książkę sięgnęłam całkowicie z nudów. Czasem jakaś powieść po prostu nas przyciąga, czy to niezwykłą okładką, czy też zachwycającym opisem. W tym przypadku nie do końca tak było. Po przeczytaniu opisu książka nie wydawała się porywająca, a okładka jest dość przeciętna. Jednak już kiedyś przekonałam się, że nie należy oceniać książki po oprawie. Z pewnością nie byłam przygotowana na to, co zastałam poznając kolejne rozdziały Player One.
Utwór jest debiutem literacki Ernesta Cline'a, scenarzysty filmu Fanboys. Jego hobby to zgłębianie nowinek technologicznych. Książka, choć spod pióra niedoświadczonego pisarza, wcale na taką nie wygląda. Ale o tym za chwilę.
Player One to historia nastoletniego chłopca, który w jednej chwili z nikomu nieznanego biedaka staje się powszechnie znanym bogaczem. Od samego początku nie miał łatwego życia. Wychowując się bez matki i ojca, zamieszkał u ciotki – razem z piętnastoma innymi osobami. Jego jedyną pociechą jest wirtualna rzeczywistość OASIS – tam Wade może być, kim tylko zechce. W OASIS uczęszcza do szkoły, spotyka się ze znajomymi, wiedzie życie normalnego nastolatka. Od lat zajmuje go poszukiwanie głównej nagrody w tym wirtualnym świecie – jaja wielkanocnego Hallidaya. Ten, kto ukończy OASIS – zdobywając trzy klucze i przechodząc przez trzy bramy – zdobędzie cały majątek twórcy tej gry - Hallidaya. Chłopak od 5 lat próbuje wszystkich możliwych sposobów, aby rozwiązać zagadkę, jednak nie ma żadnych postępów. Aż w końcu następuje przełom...
http://isztarbooks.blogspot.com/2012/07/player-one-ernest-cline-recenzja.html
http://paranormalbooks.pl/2012/07/20/recenzja-player-one/
Po tę książkę sięgnęłam całkowicie z nudów. Czasem jakaś powieść po prostu nas przyciąga, czy to niezwykłą okładką, czy też zachwycającym opisem. W tym przypadku nie do końca tak było. Po przeczytaniu opisu książka nie wydawała się porywająca, a okładka jest dość przeciętna. Jednak już kiedyś przekonałam się, że nie należy oceniać książki po oprawie. Z pewnością nie byłam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-01
http://isztarbooks.blogspot.com/2012/10/hinduskie-zaslubiny-sharon-maas-recenzja.html
http://isztarbooks.blogspot.com/2012/10/hinduskie-zaslubiny-sharon-maas-recenzja.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-06
Chyba wszyscy kojarzą „Alicję w Krainie Czarów”, bo kino wielokrotnie powracało do tego motywu. Różni aktorzy odgrywali role bohaterów. Niemniej jednak takiej wersji nikt się nie spodziewał. No bo „Alicja w krainie Zombie”?A jednak ktoś posunął się do tak szalonego pomysłu. Gena Showalter stworzyła opowieść, która mile mnie zaskoczyła, choć początkowo nie potrafiłam zdecydować się, czy czytać tę książkę czy nie. Pewnie czytaliście już mnóstwo opinii na temat tego utworu i zapewne moja nie będzie zbyt zaskakująca, niemniej postanowiłam powiedzieć kilka słów od siebie.
W tej opowieści poznajemy nastoletnią Alicję, która z pozoru wiedzie normalne życie. Niestety nie wszystko jest tak bajecznie jak wygląda na pierwszy rzut oka. Już po krótkim czasie przekonujemy się, że jej rodzina nie należy do tych przeciętnych. Ojciec jest paranoikiem, jak się potem okazuje, ma niestety dużo racji. Alicja wraz z młodszą siostrą nie mogą wychodzić z domu po zmroku. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia, niestety nie na lepsze. Bohaterowie przedstawieni są bardzo dobrze, każdy z nich posiada ciekawą osobowość. Nie są na pewno nudni. Każdy z nas znajdzie tutaj postać, którą polubi, ponieważ są to zwykli ludzie, którzy muszą zmagać się z niezwykłymi problemami.
Powieść jest wielowątkowa. Znajdziemy wątek miłosny, nie obcy nam będzie motyw walki dobra ze złem, napotkamy też sytuację, w której nasza bohaterka jest nową osobą w szkole. Jak zatem widzicie autorka korzystała już z wcześniej sprawdzonych motywów i połączyła je w jeden, dodając do tego zombie, jakich wcześniej na pewno nie spotkaliście. Oczywiście wątek miłosny jest zbyt oklepany, by mógł nas czymś zaskoczyć, jednak czyta się go przyjemnie. Walka dobra ze złem to również nic nowego, jednak w każdym utworze, gdzie jest ten motyw wykorzystywany, lekturę czyta się przyjemniej. Tak też jest tutaj.
całą recenzja:
http://isztarbooks.blogspot.com/2013/12/alicja-w-krainie-zombi-gena-showalter.html
Chyba wszyscy kojarzą „Alicję w Krainie Czarów”, bo kino wielokrotnie powracało do tego motywu. Różni aktorzy odgrywali role bohaterów. Niemniej jednak takiej wersji nikt się nie spodziewał. No bo „Alicja w krainie Zombie”?A jednak ktoś posunął się do tak szalonego pomysłu. Gena Showalter stworzyła opowieść, która mile mnie zaskoczyła, choć początkowo nie potrafiłam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-29
N.K. Jemisin znam już z lektury „Stu tysięcy Królestw”, które bardzo mi się spodobały. Gdy usłyszałam, że na rynek wchodzi jej kolejna książka postanowiłam sięgnąć i po nią. Czy i teraz autorka zachwyciła mnie swoją wizją świata? No cóż, nie do końca.
Już od pierwszych stron jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń. Bez większego wyjaśnia kto, co i dlaczego. Jemisin na końcu książki umieściła Glosariusz, który ma za zadanie wyjaśnienie właśnie tych kwestii, niestety nie do końca spełnia on swoją funkcję, choć trzeba przyznać, że kilka wątpliwości wyjaśnia. To w sumie jest jedyny minus tej powieści, bo gdy się przyjżeć bliżej mogę wskazać wiele zalet, jakie zawiera w sobie ten utwór.
Zacznę od fabuły, która – fakt – jest nieco zagmatwana, niemniej bardzo ciekawa, a z pewnością można zaliczyć ją do nietuzinkowych. Sam pomysł zbieraczy snów, wyróżnia się na tle wielu powieści fantastycznych. Nie są oni przecież spotykani dość często. Szkoda tylko, że autorka opisując bohaterów zrobiła to na końcu książki a nie w samym tekście powieści. Kilka rzeczy możemy wywnioskować z treści, niemniej nie jest to łatwe zadanie. Akcję utworu można śmiało określić mianem wartkiej, aczkolwiek bywały chwile, gdy zdecydowanie zwalniała ona swoje tempo. Trzeba jednak przyznać, że nie brakuje tu zagadek, czy wszechobecnych intryg, które pozwalają czytelnikowi rozbudzić swoją wyobraźnię. Jednak nie do końca potrafiłam wczuć się w klimat powieści, zabrakło tej magicznej cząstki, która sprawia, że sami stajemy się bohaterami utworu, a nie tylko biernymi widzami.
http://isztarbooks.blogspot.com/2014/01/zabojczy-ksiezyc-nora-k-jemisin-recenzja.html
http://paranormalbooks.pl/2014/01/28/recenzja-zabojczy-ksiezyc-n-k-jemisin/
N.K. Jemisin znam już z lektury „Stu tysięcy Królestw”, które bardzo mi się spodobały. Gdy usłyszałam, że na rynek wchodzi jej kolejna książka postanowiłam sięgnąć i po nią. Czy i teraz autorka zachwyciła mnie swoją wizją świata? No cóż, nie do końca.
Już od pierwszych stron jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń. Bez większego wyjaśnia kto, co i dlaczego. Jemisin na końcu...
2014-02-27
Nastał ten moment, gdy możemy w końcu zasiąść do lektury. Dziś chciałabym Wam polecić „Odzyskaną Magię” Karen Miller. Zapewne znacie ją z „Nieświadomego Maga”, czy też kontynuacji „Przebudzonego Maga”. Tym razem ten utwór jest zwieńczeniem historii rozpoczętej w „Utraconej Magii” - historii Rafela i Deenie, a także całego Lur.
Myslę, że nie muszę dokładnie przedstawiać Wam bohaterów, jednak jest kilka nowych faktów, o których chciałabym opowiedzieć. Kilku bohaterów pokaże swoje nowe oblicze, którego z pewnością się nie spodziewacie. Ja byłam bardzo zaskoczona. Otóż Rafel, będzie zmagał się z największym wyzwaniem w swoim życiu, i od tego czy pokona wszystkie przeciwności zależą losy Lur. Deenie natomiast będzie musiała szybko pozbierać się po stacie kogoś bliskiego. Od tej niewinnej dziewczyny zależeć będą losy Rafela oraz wielu innych ludzi. W tej części okaże się czy ta dwójka sprosta oczekiwaniom wszystkich ludzi oraz czy uratują to co pozostało z ich kraju. W tej części poznamy bliżej złowieszczego Morga, czarnoksiężnika, który pragnie podbić cały świat.
Fabuła utworu nie jest skomplikowana – tak jak było to w poprzedniej części. Akcja utworu ma dość żwawe tempo, przez co czytelnik nie będzie się nudził – choć muszę przyznać, że były momenty, gdy po prostu mijałam długie opisy, choć zdarzało się to bardzo rzadko. Kilkukrotnie zaskoczy nas zwrot akcji, który sprawi, że wydarzenia przybiorą drastyczny obrót. Styl jaki prezentuje autorka nie pozostaje bez zmian, język jest barwny i obrazowy, a całość czyta się szybko i bez problemów. Kolejne strony bardzo szybko uciekają pomiędzy palcami.
Tym razem nieco zmieni się krajobraz w jaki rozgrywają się wydarzenia. Lur jest zdewastowane, ludzie mają bardzo trudną sytuację, powoli zaczyna brakować jedzenia, kolejne osoby umieją, panują śmiertelne choroby. Społeczność jest wyniszczona psychicznie i fizycznie. Coraz częśćiej kraj nawiedzają burze i trzęsienia ziemi, a nie ma nikogo, kto by nad tym zapanował. Za granicami Lur natomiast przemierzać będziemy krainę wraz z Morgiem i jego świtą. Będziemy mieli okazję przyjrzec się bliżej zniszczonej i zapomnianej przez wielu Doranie – rodzimych stron każdego Doranina. Natomiast znajdzie się także coś dla wielbicieli mórz. Dennie zaserwuje nam wyprawę jakiej z pewnością nikt się nie spodziewa. Emocje gwarantowane.
„Odzyskana Magia” to bardzo dobre zakończenie historii. Emocjonujące wydarzenia sprawiają, że czytelnik chętnie rozpoczyna kolejne rozdziały, a nieprzewidywalna akcja trzyma w napięciu do samego końca. Każdy kto rozpoczął przygodę w Lur, powinien zakończyć ją właśnie tym utworem. Po raz kolejny Karen pokazała, że trzyma się wyznaczonej sobie ścieżki a poziom jej utworów nie spada. Polecam gorąco każdemu, kto lubi fantastykę okraszoną intrygami. Tej części wystawiam 5/6.
Nastał ten moment, gdy możemy w końcu zasiąść do lektury. Dziś chciałabym Wam polecić „Odzyskaną Magię” Karen Miller. Zapewne znacie ją z „Nieświadomego Maga”, czy też kontynuacji „Przebudzonego Maga”. Tym razem ten utwór jest zwieńczeniem historii rozpoczętej w „Utraconej Magii” - historii Rafela i Deenie, a także całego Lur.
Myslę, że nie muszę dokładnie przedstawiać...
2014-03-18
Po „Tajemnicę szkoły dla panien” sięgnęłam z czystej ciekawości. Opis bardzo mnie zachęcił i nastawiłam się na ciekawą powieść, która niejednokrotnie mnie zaskoczy. Czy otrzymałam taki kryminał, jaki obiecuje wydawca? Czy po odłożeniu książki nadal byłam pod wrażeniem świetnej lektury? Cóż, nie do końca.
Ale zacznę od początku. „Tajemnica Szkoły dla panien” zapowiadała się całkiem interesująco. Samobójstwo? A może morderstwo? Co też naprawdę wydarzyło się w tej placówce? Moje myśli kłębiły się wokół tych pytań. Niestety, choć początkowo lektura naprawdę mnie zainteresowała, to z upływem stron byłam coraz bardziej zniechęcona do tego utworu. Pod hasłem „kryminał retro” spodziewałam się czegoś więcej, niż otrzymałam. Utwór bardziej sklasyfikowałabym jako powieść obyczajową w wątkiem kryminalnym. Morderstwa na jakie natykamy się w książce, dla mnie były bardziej wymówką do ukazania życia w małym miasteczku, gdzie wszyscy znają się bardziej niż by wypadało. W utworze widzimy niewielką społeczność, która posiada swoje obyczaje oraz przyzwyczajenia.
Plusem jest opis epoki w jakiej rozgrywają się wydarzenia. Autorka dość dobrze oddała klimat lat 20. XX wieku. Odnosząc się do opisu z okładki, mogę powiedzieć, że szukając stylu retro z pewnością takowy tu znajdziemy. Szwechłowicz ciekawie opisuje życie swoich bohaterów, nie brakuje sarkazmu czy też poczucia humoru. Styl jakim posługuje się autorka nie powalił mnie na kolana, jednak ma w sobie coś pociągającego. Fabuła „Tajemnicy...” jest zawiła, choć niestety czasem akcji brakuje żywego tempa.
W interesujący sposób przedstawione zostały relacje damsko-męskie. Z jednej strony mamy konserwatywne mężatki, bogobojne i potępiające rozwiązłość, a w opozycji do nich są piękne, młode i wolne dziewczyny, które korzystają z życia. Mężczyźni muszą poradzić sobie z nie lada pokusami, gdyż Ci, którzy mają żony muszą bardzo uważać by ich grzeszki nie wyszły na światło dzienne. A w tak małej miejscowości jest to praktycznie niemożliwe.
„Tajemnica szkoły dla panien” to lektura – która pomimo tego, że jej opis mija się nieco z rzeczywistością – jest ciekawą pozycją literacką. Szukając wątku kryminalnego możecie czuć się nieco zawiedzeni, jeśli jednak poszukujecie powieści obyczajowej będziecie w pełni zadowoleni. To lektura mówiąca o tym jak wyglądało niegdyś życie w podobnych miejscach. Z pewnością książka jest pouczająca i niesie ze sobą wiele przesłań, które dla każdego z Was będzie miało inną wymowę. Ja oceniam na 4/6 i polecam osobom, które szukają nowych ciekawych powieści.
http://isztarbooks.blogspot.com/2014/03/tajemnica-szkoy-dla-panien-joanna.html
Po „Tajemnicę szkoły dla panien” sięgnęłam z czystej ciekawości. Opis bardzo mnie zachęcił i nastawiłam się na ciekawą powieść, która niejednokrotnie mnie zaskoczy. Czy otrzymałam taki kryminał, jaki obiecuje wydawca? Czy po odłożeniu książki nadal byłam pod wrażeniem świetnej lektury? Cóż, nie do końca.
Ale zacznę od początku. „Tajemnica Szkoły dla panien” zapowiadała...
2014-05-08
Za książką rozglądałam się dłuższy czas. Początkowo sądziłam, iż będzie to kolejna nudna historyjka o bohaterskiej dziewczynie. Gdy tylko przeczytałam hasło: „Najbardziej niepokojąca książka od czasów „Igrzysk śmierci”!” – pomyślałam: No nie, znowu porównanie do tych Igrzysk. Daliby sobie już z tym spokój. Z obawą rozpoczęłam lekturę. Jakież było moje zaskoczenie, gdy książka zainteresowała mnie tak, iż ciężko było się od niej oderwać.
Młoda, bo zaledwie mająca nieco ponad dwadzieścia lat, pisarka stworzyła niesamowitą i przerażającą wizję przyszłości. Setki, a nawet tysiące umierających dzieciaków i zaledwie garstka ocalałych, których boi się każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie. Dzieci, które przeżyły zagadkową chorobę posiadają nadnaturalne talenty. System, jaki ich klasyfikuje dzieli się na kilka grup, które nazwano kolorami: Niebiescy, Zieloni, Żółci, Pomarańczowi i Czerwoni. Każda grupa dziekanów ma inne zdolności: żółci potrafią wpływać na elektryczność, niebiescy potrafią przenosić przedmioty, mają dar telekinezy, zieloni są ponadprzeciętnie inteligentni, czerwoni mogą ot tak wzniecać pożary i na końcu są Pomarańczowi – tych każdy boi się najbardziej, gdyż potrafią wedrzeć się do cudzego umysłu i narzucić innym swoją wolę.
ta okładka podoba mi się
znacznie bardziej :)
Główna bohaterka, którą poznajemy na początku utworu, należy do Pomarańczowych. Jednak trafiając do obozów rehabilitacyjnych, udaje jej się ukryć ten fakt. Przez 6 lat przebywania w takim miejscu niejeden by się załamał, ona jednak jest wytrwała i gdy nadarza się okazja wyrwania stamtąd, korzysta z niej.
więcej:
http://isztarbooks.blogspot.com/2014/05/mroczne-umysy-alexandra-bracken-recenzja.html
http://paranormalbooks.pl/2014/05/07/recenzja-mroczne-umysly-alexandra-bracken/
Za książką rozglądałam się dłuższy czas. Początkowo sądziłam, iż będzie to kolejna nudna historyjka o bohaterskiej dziewczynie. Gdy tylko przeczytałam hasło: „Najbardziej niepokojąca książka od czasów „Igrzysk śmierci”!” – pomyślałam: No nie, znowu porównanie do tych Igrzysk. Daliby sobie już z tym spokój. Z obawą rozpoczęłam lekturę. Jakież było moje zaskoczenie, gdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-05-26
Do tej pory słychać echo tragedii wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu 28 lat temu. Prypeć – miasto leżące w cieniu, reaktora nadal jest wyludnione i nikt nie kwapi się, by tam wrócić. Takie miejsca są świetnym tłem dla rozgrywających się na łamach powieści wydarzeń. Autorzy coraz chętniej i częściej czerpią inspiracje właśnie z takich miejsc. Michał Gołkowski róznież postanowił umieścić swoich bohaterów w tym opuszczonym i zapomnianym, przez Boga i ludzi, świecie. Tak oto otrzymaliśmy S.T.A.L.K.E.R.A.
Niestety nie miałam okazji przeczytać pierwszej części zatytułowanej „Ołowiany świt”, niemniej bardzo chętnie postanowiłam poznać twórczość rodzimego pisarza i sięgnęłam po „Drugi Brzeg”. Choć na początku miałam spore trudności w odnalezieniu się w tym uniwersum – i w sumie do końca lektury nie zawsze wiedziałam, co z czym połączyć, to bardzo szybko utwór pochłonął całą moją uwagę.
Bohaterem „Drugiego Brzegu” jest Miszka, który wędruje po skażonym terenie. Dla stalkera jest to nie lada wyzwanie, gdyż przetrwanie w Zonie nie należy do najłatwiejszych. Co rusz napotyka się na dziwne zjawiska, spowodowane promieniowaniem z reaktora. Spotkanie ''normalnego'' człowieka w tamtych rejonach jest prawie niemożliwe, nawet doświadczeni Stalkerzy rzadko zapuszczają się tak daleko. Spowodowane jest to tym, że Zona żyje według własnych zasad, nie ograniczają ją prawa fizyki czy też innych dziedzin nauki. Wszystko jest tam po prostu nieobliczalne. Miszka musi być uważny na każdym kroku.
Narratorem jest sam główny bohater, który opowiada historię w sposób dość osobliwy, niemniej bardzo zachęcający. Powieść można odebrać jak opowiadanie znajomego, który przeżył niesamowite przygody. Tło wydarzeń – czasem będące na pierwszym planie – jest bardzo wiarygodne. Zona zapewnia czytelnikowi wiele atrakcji, które nadaje tempo akcji biegnącej raz żwawiej, raz nieco wolniej. Dzięki temu czytelnik nie nudzi się i kolejne strony czyta z zainteresowaniem.
„Drugi Brzeg” to powieść, która zainteresowała mnie tematyką Czarnobyla, czy też wcale nie tak odległej w czasie Fukushimy. Autor interesująco opisuje świat przedstawiony, w barwny sposób przedstawia nam swoje wyobrażenia rzeczywistości, która dla niektórych nie jest tylko fikcją literacką. Gołkowski napisał świetną książkę, którą polecam każdemu. Jednak najpierw zalecam poznanie tej opowieści od początku, gdyż niełatwo odnaleźć się w świecie Stalkera. Książka bardzo mnie zainteresowała, jednak nie wbiła w fotel, czego - nieukrywam – oczekiwałam. Utwór będzie świetną lekturą dla miłośników takiegoż świata. Dla kogoś, kto sięga pierwszy raz po taką książkę może być albo miłym zaskoczeniem, albo może całkowicie zniechęcić do dalszego czytania. Dla mnie książka zasłużyła na 4/6, gdyż niewielu mamy polskich twórców, którzy potrafią stworzyć tak ciekawą historię.
http://isztarbooks.blogspot.com/2014/05/stalker-drugi-brzeg-micha-gokowski.html
Do tej pory słychać echo tragedii wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu 28 lat temu. Prypeć – miasto leżące w cieniu, reaktora nadal jest wyludnione i nikt nie kwapi się, by tam wrócić. Takie miejsca są świetnym tłem dla rozgrywających się na łamach powieści wydarzeń. Autorzy coraz chętniej i częściej czerpią inspiracje właśnie z takich miejsc. Michał Gołkowski róznież...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-22
„Krzyk Icemarku” to kolejna powieść fantasy, w której ważą się losy królestwa. Można by pomyśleć, że sporo w ostatnim czasie ukazało się podobnych utworów, i nic nowego już nas ani nie zaskoczy, ani nie zachwyci. Stuart Hill stworzył natomiast historię, która porywa za serce Czytelnika, i nawet może nas chwilami zaskoczyć.
Czytając ten utwór miałam wrażenie, że Stuart stworzył swój świat czerpiąc z bajki o królowej śniegu dodając do tego kilka interesujących elementów. Kaina skuta lodem, stojąca na pograniczu wielkiej wojny staje się nam bliższa niż mogłoby się początkowo wydawać. Przekrój postaci jest naprawdę różnorodny, są wilkoludzie (nieco inne od wilkołaków jakie do tej pory poznaliśmy), wampiry (które z pewnością nie iskrzą się w słońcu), czarownice, tajemniczy mieszkańcy lasu posiadający dwóch władców – Króla Ostrokrzewu i Króla Dębu, wielki śnieżne pantery, a pomiędzy tym całym dziwnym zbiorowiskiem żyją ludzie.
Thirrin jest jeszcze dziewczynką gdy ją poznajemy. Mając naście lat musi zmierzyć się z ogromnym brzemieniem. Na szczęście jest w tym wszystkim osamotniona. Ma u boku doradców, którzy wykazali się wiedzą i instynktem, i którzy z pewnością nie pozwolą jej zginąć. Po śmierci ojca, staje na czele armii i kraju, musi dorosnąć i stać się odpowiedzialną osobą w dość krótkim czasie.
Kroniki Icemarku
Jeśli chodzi o moje prywatne odczucia co do powieści to muszę powiedzieć, że byłam miło zaskoczona, choć czasem odczuwałam, iż niektóre sytuacje są wymuszone i mało prawdopodobne. Niemniej ogólna ocenia wypada pozytywnie. Pierwszą rzeczą jaka mnie nieco odrzuciła, było to, że nasza główna bohaterka jest jeszcze tak młoda. Moim zdaniem, to że udało jej się zdobyć tylu sojuszników jest mocno naciągane i mało prawdopodobne. Drugą sprawą jest walka jaką toczy w ostatecznym starciu z dowódcą wrogich wojsk. Nie wydaje mi się, aby dziewczynka podołała takiemu starciu. No dobrze, to w sumie tyle jeśli chodzi o to czego mogłabym się czepiać. Jeśli natomiast chodzi o resztę nie mam nic do zarzucenia. Akcja dzieje się bardzo szybko, wydarzenia rozgrywają się w równomiernym tempie prowadząc nas do punktu kulminacyjnego.
Podsumowując utwór Stuarta Hilla mogę śmiało stwierdzić, że jestem
pozytywnie zaskoczona poziomem powieści oraz samym opowiedzeniem historii. Utwór jest ciekawy, choć nie trzyma nas w ciągłym napięciu i wiele spraw da się przewidzieć, czyta się go przyjemnie i szybko. Jest to dobra książka dla kogoś kto szuka niewymagającej lektury, która oderwie go od codzienności. Jest to fantastyka w nieco lżejszym wydaniu. polecam osobom, którym spodobały się książki Cindy Williams-Chimy, to będzie coś dla Was. Według mnie książka powinna otrzymać 4.5/6, mam jednak nadzieję poznać dalsze losy Thirrin i jej przyjaciół, ponieważ szczerze ich polubiłam.
http://isztarbooks.blogspot.com/2014/06/krzyk-icemarku-stuart-hill-recenzja.html
„Krzyk Icemarku” to kolejna powieść fantasy, w której ważą się losy królestwa. Można by pomyśleć, że sporo w ostatnim czasie ukazało się podobnych utworów, i nic nowego już nas ani nie zaskoczy, ani nie zachwyci. Stuart Hill stworzył natomiast historię, która porywa za serce Czytelnika, i nawet może nas chwilami zaskoczyć.
Czytając ten utwór miałam wrażenie, że Stuart...
2012-04-09
Dla normalnego człowieka nie ma różnicy pomiędzy zabójstwem, a morderstwem. Normalna osoba oba te pojęcia traktuje jak słowa pokrewne, synonimy używane zamiennie. Podkreślam słowo normalna, gdyż po lekturze Nie jestem seryjnym mordercą długo się zastanowiłam, co jest wytyczną owej normalności. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię może oba pojęcia. Zatem morderstwo to zamierzone i przemyślane pozbawienie kogoś życia, natomiast zabójstwo może być nieumyślnym działaniem, spowodowanym silnym wzburzeniem emocjonalnym.
Bohaterem utworu jest piętnastoletni John, u którego zdiagnozowana została socjopatia, czyli antyspołeczne zaburzenia osobowości. Jakby tego było mało chłopak ma dość osobliwe hobby, otóż obsesyjnie interesuje się seryjnymi mordercami. Być może to dlatego, że ze śmiercią styka się praktycznie każdego dnia, jego matka prowadzi zakład pogrzebowy, w którym zajmuje się między innymi balsamowaniem zwłok, a John z chęcią pomaga jej przy tych czynnościach. Wychowywany bez ojca, w szkole nie ma kolegów, a tym bardziej dziewczyny – choć tutaj później sprawa się trochę komplikuje. John szuka podobieństw, jakie łączą go z innymi znanymi seryjnymi mordercami – i je znajduje. Gdy w jego miasteczku pojawia się ktoś, kto zabija ludzi, ''coś'' nakazuje mu, aby wczuł się w rolę mordercy i rozwiązał sprawę tajemniczych i dziwnych zgonów.
Autorem tej powieści jest Dan Wells, który mieszka w stanie Utah z rodziną. Nie jestem seryjnym mordercą to jego debiut. Przyznam, że jak na debiutowy utwór Wells wywarł na mnie – i po innych recenzjach widzę, że nie tylko na mnie – oszałamiające wrażenie.
Czym mnie tak zaskoczył? Na samym początku pomysłem na powieść. Młody chłopak, jeszcze dziecko, i jego nietypowa fascynacja to intrygujący pomysł wyjściowy na książkę. Autor zadziwił mnie swoją zdolnością wczuwania się w sytuację swojego nastoletniego bohatera, w jego odczucia, przemyślenia. Niezwykła kreacja napięcia i grozy w powieści powoduje , że włos jeży się na karku. Sama postać tajemniczego mordercy zaskakuje. Autor z pewnością przemyślał cały przebieg historii od początku do końca i to w jego utworze widać. Nic nie jest oczywiste. Z każdą kolejną stroną czytelnik jest bombardowany niezwykle dokładnymi opisami. Niejednokrotnie musiałam odłożyć książkę na bok, gdyż po prostu nie mogłam czytać dalej.
CAŁOŚC:
http://isztarbooks.blogspot.com/2012/04/nie-jestem-seryjnym-morderca-dan-wells.html
Dla normalnego człowieka nie ma różnicy pomiędzy zabójstwem, a morderstwem. Normalna osoba oba te pojęcia traktuje jak słowa pokrewne, synonimy używane zamiennie. Podkreślam słowo normalna, gdyż po lekturze Nie jestem seryjnym mordercą długo się zastanowiłam, co jest wytyczną owej normalności. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię może oba pojęcia. Zatem morderstwo to zamierzone...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
fragment:
trzygonia to kilkanaście zebranych w jedno miejsce opowiadań oraz podań, które jak się okazuje mają kilka wspólnych elementów. Poznajemy doskonale znane nam historie z dzieciństwa, które teraz przedstawione są w nieco bardziej dosadny sposób. Niektórych bohaterów znamy właśnie z wcześniejszych lat naszej edukacji, jako, że większość z historii, w których występują były to lektury szkolne. Jeśli jednak spodziewacie się stereotypowego podejścia do tematu, możecie mocno się zdziwić. Okazuje się bowiem, że postacie (tak doskonale znane, które nie mają nic do ukrycia) zaskakują nas swoim postępowaniem. Nie sposób nie domyślić się, jakiego bohatera autor właśnie nam przedstawia, gdyż każdy posiada tak charakterystyczne cechy – nie tylko charakteru, ale i wyglądu – iż z łatwością rozpoznajemy, kogo w danym momencie widzimy.
http://isztarbooks.blogspot.com/2012/06/przedpremierowo-strzygonia-sawomir.html
http://paranormalbooks.pl/2012/06/30/przedpremierowa-recenzja-strzygonia/
fragment:
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo totrzygonia to kilkanaście zebranych w jedno miejsce opowiadań oraz podań, które jak się okazuje mają kilka wspólnych elementów. Poznajemy doskonale znane nam historie z dzieciństwa, które teraz przedstawione są w nieco bardziej dosadny sposób. Niektórych bohaterów znamy właśnie z wcześniejszych lat naszej edukacji, jako, że większość z historii, w których występują...