Dobry ból to taki, który zmusza się do uniesienia się ponad wszystko - wówczas stajesz się silniejsza niż cierpienie.
Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński1
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać315
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Sharon Maas
Źródło: http://www.sharonmaas.co.uk/
1
7,5/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzona: 01.01.1951
Sharon Maas (ur. 1951 w Gujanie) w latach siedemdziesiątych podróżowała po Brazylii, Peru, Ekwadorze i Kolumbii, a także przez Anglię, Turcję, Iran, Afganistan i Pakistan do Indii. Po dwóch latach życia w Indiach przeniosła się do Niemiec. Swój czas dzieli między Anglię i Niemcy, mieszka z mężem i dwójką dzieci. Jest autorką trzech powieści, do których prawa sprzedano między innymi do Niemiec, Hiszpanii, Francji i Danii.http://www.sharonmaas.co.uk/
7,5/10średnia ocena książek autora
181 przeczytało książki autora
295 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Nienawiść jest jak maleńkie ziarenko kiełkujące w umyśle. Należy je usunąć, gdy tylko się pojawi. Wyrwać je z korzeniami, jak chwast!
Nienawiść jest jak maleńkie ziarenko kiełkujące w umyśle. Należy je usunąć, gdy tylko się pojawi. Wyrwać je z korzeniami, jak chwast!
5 osób to lubi-Miłość! Co to jest miłość! Nie ma czegoś takiego! -Poniekąd masz rację. To, co ludzie nazywają miłością, jest tylko namiętnością, która prz...
-Miłość! Co to jest miłość! Nie ma czegoś takiego! -Poniekąd masz rację. To, co ludzie nazywają miłością, jest tylko namiętnością, która przypływa i cofa się jak morska fala. Ale prawdziwa miłość nie wie, co to odpływ.
3 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Hinduskie zaślubiny Sharon Maas
7,5
Poznawałam bohaterów tej powieści i ich losy powoli, niespiesznie, wręcz leniwie tak, jak poznaje się szczerze opowiedzianą, trudną historię nowo poznanej osoby doświadczonej przez los, w cztery oczy, w intymnej atmosferze. Najlepiej podczas monotonnej czynności, która pomaga skupić myśli i odwrócić wzrok, by nie pokazać niebezpiecznie szklących się oczu, by w odpowiednim momencie, gdy ściśnięta krtań odmawia posłuszeństwa, móc udać, że czynność właśnie pochłania naszą uwagę na ten moment załamania się głosu. Autorka stworzyła ku temu odpowiednie warunki, tworząc na początek atmosferę podwójnej egzotyki, bo akcja fabuły dzieje się w Indiach i Gujanie Brytyjskiej w Ameryce Południowej.
Początkowo nie wiedziałam, co będę robić podczas słuchania narratora zewnętrznego i dlaczego w jedną rękę włożył mi opowieść o Nacie zaczynającą się w 1947 roku, w drugą o Saroj mającą początek w 1956 roku, a potem dołożył jeszcze trzecią o Savitri, rozpoczynającą się najwcześniej, bo aż w 1921 roku. Jednak kiedy zaczął naprzemiennie przekładać te trzy ludzkie losy, zrozumiałam, że będziemy wspólnie pleść bardzo trudną opowieść, niczym warkoczowy splot, bardzo długich, gęstych, prostych włosów indyjskiej dziewczyny. Dostałam więc do rąk mojej wyobraźni trzy bardzo różne pasma, które różniły się właściwie wszystkim. Wydawało mi się nawet, że zupełnie niepasujące do siebie ani miejscem akcji, ani czasem, ani pochodzeniem społecznym.
Nat był sierotą przygarniętą z indyjskiego przytułku dla dzieci przez białego doktora mieszkającego na indyjskiej wsi, który kazał nazywać siebie tatą. W tym paśmie czułam ból porzuconego dziecka, tęsknotę za nieznaną matką i pustkę braku matczynej miłości.
Saroj była wychowywana w rodzinie indyjskich emigrantów, w której przeznaczeniem każdego z jej członków "kształtowała tradycja, a nie jego charakter. Co więcej, tradycja modelowała charakter tak, by pasował do jej nakazów, przeto tradycja, charakter i przeznaczenie stawały się nierozdzielne, nierozerwalne ze sobą". W tym paśmie czułam bunt dojrzewającej nastolatki przeciwko takiej zniewalającej tradycji, niechęć do podporządkowania się jej, potrzebę wolności w decydowaniu o swojej przyszłości i ten charakterystyczny idealizm, który nieodłącznie towarzyszy młodości.
I wreszcie Savitri, która była córką indyjskiego kucharza pracującego w domu angielskiej rodziny osiadłej w Indiach. W tym paśmie czułam mądrość indyjskich kobiet, piękno i brzemię hinduskiej tradycji, cierpienie zakazanej miłości, dar uzdrawiania i rozmawiania ze zwierzętami.
Jak miałam z tych niepowtarzalnych, odmiennych historii ułożyć sobie jednorodną opowieść?
A jednak, z czasem te przeplatane naprzemiennie trzy biografie głównych bohaterów powoli zaczęły tworzyć jedno, równomiernie plecione pasmo. Losy początkowo odrębne, poplątane, trudne do powiązania okazały się ostatecznie nierozerwalnymi i niemożliwymi do zaistnienia bez siebie nawzajem. Nawet nie wiem, kiedy powieść nabrała tempa, kiedy słowa narratora zaczęły płynąć równo, a ja zaczęłam pleść z tych słów rozdzierającą serce historię, w której nie miłość, jak sugeruje tytuł, była głównym czynnikiem skupiającym moją uwagę, ale skomplikowane dzieje trojga bohaterów i ich rodzin, pełne sekretów z przeszłości i teraźniejszości. Odkrycie jednego prowadziło mnie do następnych dwóch. Poznanie jednej tajemnicy odkrywało trzy kolejne, jeszcze bardziej sekretne, a stopień ich komplikacji zaskakiwał za każdym razem, przerastając moją wyobraźnię. Labirynt zależności, koligacji, splotów, w jakim niespodziewanie się znalazłam, przypominał korytarz z wieloma drzwiami, za którymi może kryła się prawda, a może kolejne drzwi, do innego korytarza. Pozostawało mi tylko iść dalej, zbierając po drodze personalne wskazówki, pasujące do siebie elementy, naprowadzające wątki, niepozorne szczegóły, które podsuwał mi narrator, ułatwiając w ten sposób pracę mojej wyobraźni.
Efekt był porażający swoją urodą!
Otrzymałam przepięknie opowiedzianą bolesną historię, z której wyszłam z bagażem emocji. To, co zaczęło się spokojnie, jeśli wręcz nie leniwe, zakończyło burzą uczuć towarzyszących tych przy śmierci i tych przynależnych szeroko pojętej miłości. Nieraz wpadałam w zachwyt nad precyzją opisów pełnych barw, zapachów i dotyku. Czasami byłam wzruszona natłokiem lub ciężarem kłębiących się emocji, a momentami bezradna, kiedy poznawałam dychotomię Indii – "ludzkość w łachmanach i drogich ubraniach, w brudnych koszulach i w koszulach jedwabnych, z nagimi plecami, półnaga i owinięta od stóp do głów w sari, w nieskazitelnie białych, zwiewnych kurtach lub w niedopasowanych spodniach i koszulach bez guzików, porozrywanych i połatanych albo bogato zdobionych", zdrowa i chora, bogata i żebrząca, niepiśmienna i wykształcona, nowoczesna i tradycyjna. Czasami tylko kiwałam głową, przyglądając się walce imigrantów w Gujanie Brytyjskiej o zachowanie tradycji i obyczajów na obczyźnie, kosztem szczęścia kolejnych pokoleń. A wszystko to na tle przemian polityczno-społecznych prowadzących do wyzwolenia się spod władzy Anglików obu krajów.
Jednak w tym otrzymanym bagażu emocji, wiedzy i przemyśleń najcenniejszym było dla mnie przesłanie Savitri, czyniące z tej powieści przekaz uniwersalny. Autorka ukazując głębokie podziały ludzkie (społeczne, rasowe, polityczne, ekonomiczne, światopoglądowe) między białymi, Afrykańczykami i Hindusami, a wśród tych ostatnich pogłębione przez system kast, dała możliwość zrozumienia ich przyczyny i jednocześnie receptę na ich przezwyciężenie – ignorancja, którą pokonać może tylko empatia. Współodczuwanie czyni metodą na burzenie przeszkód w porozumiewaniu się ludzi na całym świecie. Savitri te budowane mury nazywała ciałami myślowymi, które otaczając człowieka niczym gęste, ciemne chmury pełne uprzedzeń, brzemienne złą wolą, wypełnione błędną wiedzą, przeszkadzały w komunikacji, w możliwości wniknięcia w czyjąś duszę. Wtedy słów nie potrzeba, wtedy milczenie jest wszystkim. Są tacy, którzy to potrafią, gdy są zakochani – "wślizgnąć się do wnętrza innej istoty i poczuć piękno bycia tym samym co ona, piękno tej chwili, gdy nie ma się już nic do powiedzenia".
Wiem, wiem – idealizm.
Jednak gdyby tak chociaż troszeczkę spróbować pozwolić sobie na małe szczeliny w tych chmurach myślowych? Tak na początek, zaczynając od zwykłego uśmiechu w kontakcie z każdym człowiekiem?
naostrzuksiazki.pl
Hinduskie zaślubiny Sharon Maas
7,5
Dość skomplikowana (przynajmniej do czasu) historia trzech osób, z początku nie mających ze sobą nic wspólnego - a z czasem przekonałam się, jak bardzo się pomyliłam.
XX wiek, czasy przed II wojną światową i po niej (aż do lat 70.). Gratka dla zainteresowanych kulturą hinduską, historiami wielopokoleniowymi i kobietami walczącymi o własną niezależność. Wielowątkowość historii z jednej strony utrudnia lekturę, z drugiej zaś nie pozwala oderwać się od książki.
Byłby z tego świetny film bollywoodzki, 3h jak znalazł, koniecznie z paczką chusteczek obok.