-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2013-07-13
2013-09-10
2013-09-10
2013-11-01
2014-02-03
2014-03-16
2014-06-05
"Czytanie sprawia, że człowiek czuje się połączony z doświadczeniami innych i dzięki temu mniej dziwny".
Jest rok 2264. Mroczna Zima już minęła. Średnia długość życia to sto pięćdziesiąt lat. Większość prac wykonują roboty. Ludzie posługują się mózgołączem, które pozwala im na zapisywanie wspomnień w globalnej bazie danych. Zaimek osobowy „ja” wyszedł z użycia. W tym stechnokratyzowanym społeczeństwie miłość jest czymś niepożądanym. Finn Nordstrom, dwudziestosześcioletni historyk i tłumacz martwego języka niemieckiego zostaje poproszony o zbadanie tajemniczego znaleziska – dziennika dziewczyny z XXI wieku. Tymczasem w innej czasoprzestrzeni Eliana odwiedza ulubioną berlińską księgarnię. Spotka w niej przystojnego mężczyznę, który nie wie… do czego służy guma do żucia. Co połączy tych dwoje? Niezwykła opowieść o uczuciu rodzącym się wbrew rozumowi. [źródło: lubimyczytac.pl]
Piękna okładka, wysokie oceny na lubimyczytac.pl i zachęcający opis. To musi być dobra książka! … Fail.
Po pierwsze, fabuła wcale nie jest taka interesująca, na jaką wygląda po opisie. Wydawca sugeruje w nim wspaniałą opowieść o wielkiej miłości na przestrzeni wieków. Ciężko mi się z tym zgodzić, dla mnie opis wyglądałby mniej więcej tak: Eliana w 2004 roku miała 14 lat i wtedy spotkali się po raz pierwszy, zgodnie z zasadami matematyki, w 2007 ma 17 lat. A on wciąż ma 26, bo sobie mieszka w 2065, do 2000' robi sobie wycieczki. Jak tak to opisać, to to brzmi jeszcze głupiej. Ale czekajcie, to jeszcze nie koniec. Finn wraca do swoich czasów, czeka u siebie dwa miesiące, potem wraca znowu do Berlina, tym razem później. Teraz ona ma 17 lat, on wciąż 26 (pierwszy raz ją spotkał jak miała 3 lata temu i to wcale nie jest dziwne, że od tego czasu w ogóle się nie postarzał) No i teraz jest wielkie love story. The end. Ja wiem, spec od marketingu ze mnie żaden, opis jest do bani, ale trafniej przedstawia to, o czym tak naprawdę jest książka. Czyli o niczym.
Z tym wielkim love story to też nie do końca prawda. Przez większość czasu główny bohater tylko siedzi i tłumaczy pamiętnik Eliany z „wymarłego niemieckiego”. Kiedy już czasami wychodzi z domu, myśli tylko o swojej pracy i nie zauważa, że atrakcyjna koleżanka usilnie stara się mu zaimponować. Podsumowując, Finn to wielki pracoholik i introwertyk. Takim facetom mówimy nie.
Aaaaaa, już wiem! To love story miało być pomiędzy nim a Elianą! Kto by się przejmował biedną Rouge. Problem w tym, że miłość Eliany i Finna nosi znamiona pedofilii, ponieważ dziewczyna ma lat 13, Finn wiecznie 26. Dlatego później robi się trochę mniej niepoprawnie politycznie, ponieważ dziewczynie przybywa lat, chłopakowi oczywiście nie. Magia? Nie, podróże w czasie odmładzają :) Aha, i scena „erotyczna” skończyła się na zsunięciu ramiączka sukienki, potem były wymowne trzy kropki. Czyli wersja ocenzurowana. Rozumiem, że cały wątek romantyczny miał być poetycki, ale do mnie to po prostu nie trafia.
Kiedy w książce jest chociażby wspomniane (a tutaj jak wół na okładce, że rok 2667), że akcja toczy się w przyszłości, zawsze kluczową kwestią jest dla mnie to, jak autor przedstawia swoją wizję świata za jakiś czas. Pod tym względem na „Nieskończoności” również się zawiodłam, ponieważ autorka postanowiła przemilczeć kwestię tak ważną jak świat przedstawiony. Wprowadziła tylko kilka mądrze brzmiących neologizmów (transfokatory lunarne?), które nic czytelnikowi zresztą nie dają, skoro przecież nie zna ich znaczenia. Z nowinek technicznych pojawiają się tylko te cosie lunarne (wciąż nie wiadomo co to) i roboty kuchenne, które chodzą i same robią posiłki. A, no i Internet we łbie, ale to akurat byłoby całkiem fajne.
Kiedy skończyłam książkę, pomyślałam sobie tak: gruncie rzeczy „Nieskończoność” wcale nie była taka zła, ale niestety do bólu przewidywalna. W ogóle nie pokazano wizji przyszłości, nie było żadnych zamieszań w chronologii… Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że przez pierwsze 200 stron ciężko przebrnąć z uwagi na to, że kompletnie nic się nie dzieje. Ogólnie tak: ktoś chciał zrobić z Trylogii Czasu New Adult, ale nie wyszło.
"Czytanie sprawia, że człowiek czuje się połączony z doświadczeniami innych i dzięki temu mniej dziwny".
Jest rok 2264. Mroczna Zima już minęła. Średnia długość życia to sto pięćdziesiąt lat. Większość prac wykonują roboty. Ludzie posługują się mózgołączem, które pozwala im na zapisywanie wspomnień w globalnej bazie danych. Zaimek osobowy „ja” wyszedł z użycia. W tym...
2013-08-11
Gdy wszyscy wokół kłamią, komu zaufasz?
Świat Allie legł w gruzach. Jej ukochany brat zaginął, a ona została aresztowana – kolejny raz. Rodzice podejmują desperacką decyzję o wysłaniu dziewczyny do elitarnej szkoły z internatem. Akademia Cimmeria nie jest jednak zwyczajną szkołą. Panują tu dziwne zasady, a uczniowie to w większości bogate dzieci wpływowych rodziców. Kiedy jedna z uczennic zostaje zamordowana, Allie zaczyna rozumieć, że Akademia Cimmeria skrywa mroczny sekret. Czy w jego odkryciu pomoże dziewczynie przystojny Sylvain? A może outsider Carter?
Jaką tajemnicę kryje historia rodziny dziewczyny? Kim tak naprawdę jest Allie?
Po stracie brata, Allie zmieniła się w prawdziwą buntowniczkę. O, będzie fajnie. Może rozniesie szkołę w pył, czy coś? I rzeczywiście, Cimmeria nie pozostanie długo w jednym kawałku, ale już nie za sprawą Allie, gdyż wystarczyło kilka dni kary, żeby główna bohaterka straciła swój urok niegrzecznej dziewczynki. A szkoda.
Szczerze? Po tych wszystkich mega pozytywnych recenzjach spodziewałam się trochę więcej akcji, a tak naprawdę, przez pierwszą połowę książki Allie tylko wpada w ramiona któregoś ze swoich chłopaków. Muszę natomiast przyznać, ze jestem na plus zaskoczona końcówka książki, która rzeczywiście „wymiata”. Niestety nie rekompensuje to w całości wcześniejszych rozdziałów.
Podsumowując: całkiem fajne, ale bez fajerwerków. Mimo, ze akcja nie biegnie równomiernie szybko przez całą książkę, to C. J. Daughterty nadrabia zgrabnie przygotowaną, choć jeszcze nierozwiniętą intrygą. A na konsekwencję liczę w kolejnym tomie, po który oczywiście sięgnę. Ot, z czystej ciekawości.
Gdy wszyscy wokół kłamią, komu zaufasz?
Świat Allie legł w gruzach. Jej ukochany brat zaginął, a ona została aresztowana – kolejny raz. Rodzice podejmują desperacką decyzję o wysłaniu dziewczyny do elitarnej szkoły z internatem. Akademia Cimmeria nie jest jednak zwyczajną szkołą. Panują tu dziwne zasady, a uczniowie to w większości bogate dzieci wpływowych rodziców. Kiedy...
2012-04-09
„Właściwie to dziwne, że złamane serce w ogóle może jeszcze bić.”
„Choć w teraźniejszości to, co przeszłe, już się wydarzyło, należy zachować wszelką ostrożność, aby nie zagrozić teraźniejszości przeszłością, jak to się obecnie dzieje.”
„Której części zdania ‘po prostu się zamknij’ nie rozumiesz?”
Po fenomenalnej „Czerwieni rubinu” i równie dobrym „Błękicie szafiru” nadszedł czas na „Zieleń szmaragdu! Po tak wspaniałych poprzedniczkach, nie da się ukryć, moje oczekiwania co do zwieńczenia Trylogii Czasu były ogromne, dlatego też niezmiernie mnie cieszy, że Kerstin Gier podołała zadaniu, a ja nie jestem ani trochę zawiedziona. Nawet zastanawiam się, czy „Zieleń...” nie jest najlepszą częścią historii o Gwendolyn.
W poprzednim tomie pożegnaliśmy Gwen w dosyć nieprzyjemnym momencie, już i tak pełnym problemów, a w tomie ostatnim, gdzie wszystko powinno zostać wyjaśnione, autorka wcale nie ma ochoty dziewczynie choć trochę odpuścić i zsyła na jej głowę masę nowych kłopotów.
Zastanawialiście się kiedyś, co robi dziewczyna ze złamanym sercem? Zapewne gada przez telefon z przyjaciółką, pochłaniając czekoladę w ilościach wskazujących na przedawkowanie. Gwenny może i by się tak zachowywała, gdyby nie była podróżniczką w czasie. Dlatego Gwen musi się czasami poświęcić i jednak zapomnieć o swoich rozterkach, na przykład po to, żeby przeżyć. Intrygi z przeszłości dają o sobie znać, a także hrabia de Saint Germain jest coraz bliżej swojego celu. I czy Lucy i Paul mieli rację, kradnąc chronograf?
Nadal nie mogę uwierzyć, że akcja całej Trylogii Czasu ma miejsce na przestrzeni zaledwie kilku tygodni. Świadczy to o tym, że Kerstin Gier ma niesamowity dar opowiadania, a także wymyślania historii, bo także w „Zieleni szmaragdu” wydarzenia ani przez chwilę nie stoją w miejscu. Nie mamy nawet chwili wytchnienia. Nie chciałabym zdradzać zbyt wiele z fabuły, ale wszystkich fanów trylogii mogę zapewnić, że tom trzeci jest równie zaskakujący jak pozostałe, Gideon wciąż taki przystojny, a poczucie humoru Gwendolyn i Xemeriusa nadal tak samo rozbrajające.
Także kreowanie postaci, tak, aby były oryginalne i pełne wyjątkowej osobowości, nie sprawia autorce większego problemu. Idealnym przykładem takiej osóbki jest sama główna bohaterka, Gwendolyn. Zdążyłam się już przyzwyczaić do nudnych amerykańskich nastolatek zupełnie wypranych z emocji, dlatego, gdy poznałam Gwen byłam zaskoczona jej błyskotliwością i trafnym poczuciem humoru. Gwenny zaskarbiła sobie moją sympatię już od pierwszej strony, będą po prostu sobą, czyli przyjazną, rozchichotaną osóbką, którą niestety łatwa zranić...
Xemeriusa polubiłam równie mocno, mimo że pojawił się dopiero w drugiej części. To nic, że miał nieco mniej czasu, jeśli potrafi strzelać tak ciętymi ripostami, czy komentować wszystko na swój własny sposób. Dlatego właśnie Xemerius zostaje moim własnym ideałem demona. A, i jeszcze jedno, niech Gwenny kupi mu wreszcie tego kota...
Ostatnia część pełna jest niesamowitego humoru serwowanego nie tylko przez Xemeriusa, ale także przez narrację umiejętnie prowadzoną przez Gwendolyn. Chyba po raz pierwszy nie zastanawiałam się podczas czytania czy może trzecioosobowy sposób przekazywania wydarzeń nie byłby lepszy. Myślę, że Gwenny przekazuje wszystko należycie i przejrzyście, nie szczędząc przy tym humoru i zabawnych komentarzy, nawet, gdy jest na granicy płaczu i najchętniej zamknęłaby się sama. Dlatego też „Zieleń szmaragdu” to skarbnica motywujących cytatów, oferująca zapas dobrego samopoczucia.
Trylogia Czasu jest serią wartą uwagi, a tom trzeci uważam za jej godne zwieńczenie. „Zieleń szmaragdu” utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że to jeden z najlepszych cyklów, jakie miałam okazję czytać do tej pory, prześcigając nawet Dary Anioła, które darzę przecież wielką sympatią. Trylogię autorstwa Kerstin Gier podsunęłabym pewnie osobom, które na co dzień czytać nie lubią, a przy tak znakomitych książkach na pewno zmieniliby oni nastawienie. Dlatego też, serię mogę bez obaw polecić każdemu, niezależnie od wieku i upodobań, bo nie mam wątpliwości, że przygody Gwendolyn porwą każdego, kto tylko będzie chciał sięgną po tom pierwszy.
„Właściwie to dziwne, że złamane serce w ogóle może jeszcze bić.”
„Choć w teraźniejszości to, co przeszłe, już się wydarzyło, należy zachować wszelką ostrożność, aby nie zagrozić teraźniejszości przeszłością, jak to się obecnie dzieje.”
„Której części zdania ‘po prostu się zamknij’ nie rozumiesz?”
Po fenomenalnej „Czerwieni rubinu” i równie dobrym „Błękicie szafiru”...
2012-11-16
OFICJALNIE NIELETNI AGENCI NIE ISTNIEJĄ
„Rzeczywistość bywa złośliwa”[s. 336]
Dzieci są niewinne, nie wzbudzają podejrzeń. Wejdą w każdą dziurę, prześlizgną się pod czujnym okiem każdego ochroniarza. Przecież to tylko dziecko. W sumie, to jedynym ich ograniczeniem jest wiek, wraz z nim zdobywa się przecież nowe uprawnienia. Ale to także ich największa zaleta – przecież dorośli nie patrzą na dwunastolatka tak podejrzliwie. Dlatego powstał CHERUB, tajna organizacja zatrudniająca agentów w wieku od 10 do 17 lat. Jednak pojawiłby się nie lada problem, gdyby istnienie tej grupy wyszło na jaw. To wszystko sprawia, ze oficjalnie nieletni agenci nie istnieją.
Ryan jest jednym z najnowszych nabytków CHERUBA. Ma dwanaście lat, właśnie przeszedł szkolenie podstawowe i jest zielony jak wiosenna trawa. Nareszcie dostał swoją pierwszą misję – ma zaprzyjaźnić się z Ethanem Aramowem, rozpieszczonym bogatym dzieciakiem z Kalifornii, który przypadkiem jest także wnukiem przywódczyni azjatyckiego imperium przestępczego.
W tej części obserwujemy też losy innej bohaterki, młodej Chinki Ning, której ojciec okazuje się handlarzem żywym towarem. Gdy dziewczyna próbuje uciec z matką do Anglii na jej drodze staje wiele przeciwności. Jak potoczą się jej losy?
Seria CHERUB może i nie jest w Polsce za bardzo znana, ale te trzynaście tomów, które wyszły do tej pory, zdołały przysporzyć Robertowi Muchomorowi wielu nowych fanów. Do których od dzisiaj zaliczam się także i ja. Dlaczego? O tym za chwilę.
Miałam pewne obawy, sięgając po trzynasty z kolei tom serii. Mianowicie, nie chciałam pogubić się w fabule z tak prostego powodu, iż części poprzednich po prostu nie czytałam. Na szczęście, poszczególne tomy nie są ze sobą powiązane, a każdy z nich jest odrębną całość, które łączy jedynie wspólny temat – nastoletni agenci. Dodatkowo, na początku umieszczona została krótka informacja, wprowadzająca w klimat książki. Znajdziemy tam tak podstawowe informacje, które informują o tak ważnych rzeczach jak, chociażby, czym jest CHERUB, czy jaki kolor koszulki noszą osoby o poszczególnych uprawnieniach.
„- Nie, nie ma zagrożenia terrorystycznego! – krzyknęła. - A przy sprawności, z jaką działacie, to nawet dobrze się składa!” [s. 302]
Nasi główni bohaterowie są, jacy są, w sumie nic specjalnego. Potrafią czasami powiedzieć coś mądrego, czy zabawnego, ale nie poczułam z nimi więzi. Są to po prostu postacie, które towarzyszą nam podczas czytania książki, ale niestety, później już nie. Zaraz po zamknięciu książki ich charaktery ulatniają się, a ja pamiętam tylko bezosobowe imiona. Mimo tego, uwagę przykuwa postać Ning – może i nie jest to kreacja bohatera, która zapiera dech w piersi, ale miło czytało mi się fragmenty poświęcone właśnie jej. A to ze względu na nieprzeciętne umiejętności znacznie wykraczające poza stereotyp grzecznej dziewczynki. Takimi samymi epitetami nie obarczę niestety Ryana. Jako postać jest nawet sympatyczny i całkiem niegłupi, ale to wciąż nic specjalnego. Takich postaci jest przecież na pęczki w wielu książkach dla młodzieży.
Tego samego, co o bohaterach nie mogę jednak powiedzieć o fabule. Tutaj jest ona nawet interesująca, dzięki czemu „Republikę” czyta się zaciekawieniem o dalsze wydarzenia. Wpływają na to przede wszystkim pierwsze rozdziały, czyli czas, w którym jeszcze dokładnie nie wiemy, o co w „Republice” chodzi. Dalej jest niestety nieco gorzej, książka zaczyna robić się przewidywalna. Nadal jednak miałam ochotę czytać, co sprawiło, ze książkę miałam za sobą już po niespełna tygodniu. Zawdzięczam to także niebanalnemu pomysłowi na książkę. Sama przyznam, że nie wpadłabym na coś takiego. Chyba wciąż jeszcze nie wyrosłam z okresu, kiedy moją ulubioną kreskówką były Odlotowe Agentki i chciałam zostać szpiegiem. Jednak rzeczywistość „Republiki” jest zupełnie inna, młodzi agenci dopuszczają się wielu przewinień, a przez kartki nierzadko prześwituje brutalność. Najbardziej uderzyło mnie chyba poruszenie tematu handlu kobietami na potrzeby seksbiznesu, a jednocześnie był ty tylko zalążek z tego, co umieścił w książce Robert Muchamore.
Podsumowując, „Republika” nie jest może mistrzostwem w swoim gatunku, jednak z pewnością będzie plasowała się w czołówce ulubionych książek osób niewymagających. Tak jak głosi napis na okładce z tyłu, trzynasty tom CHERUBA nie jest polecany dla osób poniżej dwunastego roku życia, z czy raczej się zgadzam – a to przez dużo brutalności, wokół której często kręci się akcja. Kreacja bohaterów też może nie jest mistrzostwem, wszystkie niedociągnięcia neutralizuje niebanalna i wciągająca fabuła, dzięki której „Republikę” czyta się bardzo szybko, a sama lektura stanowi skuteczną odskocznię od poważniejszych książek.
[marcepankowy-swiat-ksiazek.blogspot.com]
OFICJALNIE NIELETNI AGENCI NIE ISTNIEJĄ
„Rzeczywistość bywa złośliwa”[s. 336]
Dzieci są niewinne, nie wzbudzają podejrzeń. Wejdą w każdą dziurę, prześlizgną się pod czujnym okiem każdego ochroniarza. Przecież to tylko dziecko. W sumie, to jedynym ich ograniczeniem jest wiek, wraz z nim zdobywa się przecież nowe uprawnienia. Ale to także ich największa zaleta – przecież...
2013-07-13
2013-05-07
2013-07-13
2013-11-01
2014-03-03
Zimne kalkulacje i porywy serca.
Wielka polityka i szkolne troski.
Drugi tom bestsellerowej sagi Wybrani zabierze Was ponownie do najbardziej ekskluzywnej szkoły w Wielkiej Brytanii i odkryje jej kolejne sekrety.
Czy Allie pozna wreszcie największą tajemnicę swojego życia i rozwiąże zagadkę Nocnej Szkoły? Kim jest tajemniczy szpieg działający w Akademii Cimmeria? Czy szkoła jest gotowa na kolejny atak Nathaniela? [źródło: lubimyczytac.pl]
„ – Ta dziewczyna, którą opisałaś, w niczym nie przypomina tej, która teraz przede mną siedzi – stwierdził. – W ogóle jej nie rozpoznaję.
- No cóż, kiedy twoje życie rozpada się na kawałki, czasem rozpadasz się razem z nim. Nigdy ci się to nie przytrafiło?” [s. 206]
Uwaga, to nie będzie pozytywna recenzja. Ani trochę.
Najzabawniejsze jest to, że w książce o szkole (powtarzam: szkole) z internatem o wysokim standardzie nauczania to wcale nie nauka stoi na pierwszym miejscu. Ani na drugim. Trzecim też zresztą nie. A wspaniałe oceny magicznym sposobem się utrzymują. Wniosek: Allie to geniusz! Szkoda, że nie widać tego w jej codziennych poczynaniach. Ale dobsz, można jej wybaczyć, przecież ma taaaaaaakie trudne życie sercowe. Całe jej procesy myślowe składają się z zastanawiania się, czy wybrać pięknego numer 1, czy pięknego numer 2. Mam pomysł! Rzućmy monetą. Orzeł – Allie wybiera Cartera, reszka – Sylvaina. Może to choć trochę pomoże jej w wyborze, bo naprawdę, to dopiero drugi tom, a dziewczyna zdążyła zmienić wybranka swojego serca przynajmniej ze trzy razy. Jej trudne wybory życiowe są dosyć błahe w porównaniu z rolą, jaką szkoła teoretycznie odgrywa w świecie. Zaczyna mnie to wkurzać. Najlepiej by było, gdyby w ogóle usunąć z całej książki ten cały trójkącik miłosny, bo nic nie wnosi do fabuły. Nic a nic. Zero. Istnieje tylko ku uciesze płci pięknej, acz niezbyt bystrej. Nawet miałabym problem, żeby zdecydować, do którego teamu chciałabym dołączyć, bo obydwaj panowie reprezentują mniej więcej ten sam typ, który uwielbiają nastolatki. Uwaga, podaję przepis na idealnego bohatera książkowego według C. J. Daughterty:
Jest wysportowany
I przystojny
Chodzi w perfekcyjnie skrojonym mundurku szkolnym
Ma jakiś sekret
Jest bohaterem – ratuje Allie przed utonięciem lub marną śmiercią w płomieniach (niepotrzebne skreślić)
Łazi po dachach, żeby tylko dostać się do pokoju swojej ukochanej, łamiąc przy tym (o zgrozo) ciszę nocną
I cecha opcjonalna: ma francuskie korzenie. Obcy akcent zawsze spoko.
Ktoś mi wskaże, gdzie pojawia się ta „wielka polityka” reklamowana na okładce? Bo chyba nie chcecie mi zasugerować, że opiera się ona na ganianiu po lesie za cieniami.
Ale żeby nie było, że cała książka jest zła, bo można znaleźć też coś pozytywnego. Po pierwsze (i niestety ostanie), nareszcie coś się dzieje. W pierwszym tomie godna uwagi była TYLKO końcówka, bo tylko tam można było mówić o czymś w rodzaju akcji, bo przez resztę książki Allie tylko wymieniała chłopaków. Ta intryga, w której mówiłam przy „Wybranych” rzeczywiście się troszkę rozwinęła, dzięki czemu powieść już taka nudna nie jest i choć wciąż nie ma fajerwerków, to na to można przymknąć oko i wierzyć, że skoro w tej przestrzeni seria podnosi swój poziom względem pierwszego tomu, to w trzecim tomie te fajerwerki wreszcie się pojawią i będę mogła nie żałować, że dałam tej serii szansę. Co nie zmienia faktu, że cieszę się, że „Akademia Cimmerii” ma tylko trzy części, bo z tych ciekawych elementów już więcej wycisnąć nie można, więc wydłużeniu uległby wątek romantyczny. A tego nie chcę. Tyle w zupełności wystarczy. I jeszcze dużo zostanie.
Z czego składa się ta książka: szkolenie do Nocnej Szkoły (zakładam, że w tym momencie powinniśmy być zachwyceni, że naszą Allie przyjęto do takiej prestiżowej organizacji), „niebezpieczne” wyprawy do lasu i mnóstwo tajemnic… które od razu można było rozszyfrować. Bo przecież nikt się nie domyśla, że Nathaniel to ten zUy gościu, dlatego mu ufamy. Skoro nasza mądra Allie ufa jego wysłannikom, to nie ma się czego bać. Absolutnie niczego.
Podsumowując: wielkie rozczarowanie. Nie znalazłam niczego, czego mogłabym się złapać, żeby podciągnąć tę książkę do góry. Chyba przy pierwszym tomie byłam trochę zbyt pobłażliwa. Naiwnie myślałam, że autorka się rozkręci, dlatego też z nadzieją sięgnęłam po drugi tom… a tu nic godnego uwagi. Jednak jestem już raczej bliżej niż dalej do końca tej serii, więc po trzeci tom pewnie sięgnę. Ale jeśli nie będzie lepiej, sama sobie sprzedam kopa. Może przynajmniej zapamiętam, ze w przypadku takich książek pierwsze wrażenie jest zwykle trafne.
Zimne kalkulacje i porywy serca.
Wielka polityka i szkolne troski.
Drugi tom bestsellerowej sagi Wybrani zabierze Was ponownie do najbardziej ekskluzywnej szkoły w Wielkiej Brytanii i odkryje jej kolejne sekrety.
Czy Allie pozna wreszcie największą tajemnicę swojego życia i rozwiąże zagadkę Nocnej Szkoły? Kim jest tajemniczy szpieg działający w Akademii Cimmeria? Czy szkoła...
„Czasami na kłamstwach można polegać bardziej niż na prawdzie.” [s.9]
Czy jesteśmy we wszechświecie sami? Czy życie istnieje tylko na Ziemi? To pytania, które ludzkość zadaje sobie od wielu lat. W naszej rzeczywistości kosmos wciąż jest niezbadany i chociaż poczyniliśmy znaczne postępy w tym kierunku, to środowisko poza naszą planetą jest dla nas nieznajome. Wyobraźcie sobie natomiast świat, w którym nie tylko wiemy, że gdzieś tam daleko stąd mieszka ktoś inny - ten ktoś chce nas zaatakować, przejąć nasz dom. A my jesteśmy z nim w stanie wojny. Z góry przegranej wojny.
„Kto się wcześnie położy i wcześnie z łóżka wyskoczy, ten od tego głupieje i nie widzi na oczy.” [s. 248]
Wobec śmiertelnego zagrożenia nadciągającego z kosmosu Ziemia przygotowuje swoją broń ostatniej nadziei. Jest nią chłopiec, w którym odkryto zalążki niezwykłego geniuszu wojskowego. Czas nagli, a przyszłość dwóch cywilizacji spoczywa w rękach dziecka... [opis z okładki]
We wcale nie tak bardzo odległej przyszłości, Ziemia jest przeludniona, dlatego w wielu krajach wprowadzono ograniczenie liczby dzieci na rodzinę do dwóch. Jednak Rząd postanowił nagiąć zasady, dlatego w rodzinie pochodzącego z Polski Jana Pawła Wieczorka rodzi się Trzeci - chłopiec będący połączeniem swojego starszego rodzeństwa, agresywnego Petera i delikatnej Valetine. Chłopiec niezwykle inteligentny i uzdolniony. Czyli dokładnie taki, jakiego potrzebuje ludzkość, dlatego zwrócił uwagę zarządców Szkoły Bojowej już w wieku sześciu lat. Także wtedy przyszło mu podjąć pewnie najtrudniejszą decyzję życia. Mimo wszystko, młody Andrew postanawia opuścić rodzinę i udać się na szkolenie. I właśnie w tym miejscu zaczyna się ta niesamowita historia.
Pobieżnie mówiąc, taki świat kreuje nam Orson Scott Card w „Grze Endera”. Chłopcu przyszło żyć w trudnych czasach, bo w tej odległej przyszłości państwa współpracują ze sobą, żeby stworzyć jak największą flotę statków zdolną do pokonania kosmicznego najeźdźcy i obrony planety. Do sprawowania pieczy nad tą chwiejną sytuacją wyznaczony zostaje Hegemon, którego rządy, choć skuteczne, są rygorystyczne i surowe – jednakże tego przecież wymaga sytuacja. Z tego samego powodu Rząd chwyta się ostatniej deski ratunku i na szkolenia wojenne wysyła dzieci (głównie chłopców), które nie zdążyły nawet zasmakować życia. Muszą nauczyć się, jak walczyć z nieznanym wrogiem. Jednym z takich chłopców jest Ender. We wspomnianej Szkole Bojowej bierze udział w intensywnym, brutalnym szkoleniu. Nauczyciele czasami próbują „oszukać” rzeczywistość i podsuwają swoim uczniom gry fantasy, czyli proponują naukę w formie zabawy, ale prawdziwa rozgrywka odbywa się na salach treningowych, gdzie młodzi rekruci podzieleni na armie (Salamandry, Szczura…) toczą ze sobą bitwy z zastosowaniem różnych broni dostępnych w przyszłości.
A teraz wyobraźcie sobie, że tak wygląda każdy dzień sześcioletniego Endera. Dlatego wartą uwagi częścią książki są obrazy psychologiczne tych dzieci. Od dawna dziecko kojarzy nam się z niewinnością, jednak Card daje nam zupełnie inny przekaz. Już samo osadzenie kilkulatków w tej twardej, wojennej rzeczywistości robi wrażenie. Każdy współczesny nastolatek prawdopodobnie załamałby się pod ogromem wymagań, ale tutaj dzieci, a w szczególności Ender, prezentują coś zupełnie innego. Czytając książkę zapominamy o wieku bohaterów, ponieważ są oni niezwykle silni. Wyrwani ze swoich rodzin i od razu rzuceni na głęboką wodę radzą sobie z brakiem bliskich i choć wtedy, kiedy nikt nie widzi, mają chwile zwątpienia, to sami zakazują sobie wszelkich słabości. Nie załamują się i idą dalej. Ciężko byłoby wykreować wiarygodnie taką dorosłą osobę, a co dopiero dziecko i myślę, że właśnie tu najlepiej widać talent autora.
Tak naprawdę, to spodziewałam się zupełnie innej książki. Miałam wrażenie, że w powieści o takiej tematyce nie będzie miejsca na psychologiczne rozważania, ponieważ najważniejsze będą typowe dla science fiction bitwy. Zamiast tego, otrzymujemy dobrze zbilansowaną pod tym względem opowieść – oczywiście, Ziemia jest przecież w stanie wojny, więc nie mogło się obejść bez opisów szkolenia i w ramach tego bitew, ale w „Grze Endera” równie ważni są bohaterowie i to, co oni czują. Każdy z nich jest na swój sposób unikalny, każdy zapada nam głęboko w pamięć. Mam tu na myśli w szczególności Petrę. Najlepsza snajperka w całej akademii i jeszcze dziewczyna? Tak, ja to kupuję. W całej książce nie brakuje podobnych charakterów, jednak wszystkich łączy jedno: każde z nich zostało rzucone na głęboką wodę i mimo to, wciąż się nie załamali, a to zasługuje na pochwałę.
Nie lada gratką dla polskich fanów Orsona Scotta Carda będzie zamieszczone na końcu najnowszego wydania „Gry Endera” opowiadanie pod tytułem „Chłopiec z Polski”. Opowiada ono o pięcioletnim Janie Pawle Wieczorku, u którego Rząd również zauważył interesujące umiejętności… Jednak wracając do głównej części książki, chcę jeszcze powiedzieć, że to książka uniwersalna i ponadczasowa. „Gra Endera”, mimo że opowiada o zaledwie sześcioletnim chłopcu, to zmusza do refleksji, nie jest jedynie pustą lekturą, dlatego mogę ją polecić zarówno miłośnikom science fiction, jak i fanom rozbudowanych powieści psychologicznych.
[marcepankowy-swiat-ksiazek.blogspot.com]
„Czasami na kłamstwach można polegać bardziej niż na prawdzie.” [s.9]
więcej Pokaż mimo toCzy jesteśmy we wszechświecie sami? Czy życie istnieje tylko na Ziemi? To pytania, które ludzkość zadaje sobie od wielu lat. W naszej rzeczywistości kosmos wciąż jest niezbadany i chociaż poczyniliśmy znaczne postępy w tym kierunku, to środowisko poza naszą planetą jest dla nas nieznajome. Wyobraźcie...