-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2017-02
W oczekiwaniu na kolejną część historii polskich Piastów według pani Cherezińskiej, postanowiłam wreszcie sięgnąć po starsze powieści autorki. "Saga Sigrun" otwiera cykl "Północna droga", w którym miejscem akcji jest średniowieczna Skandynawia. Opowieść o wikingach? Tak , ale z perspektywy kobiet, żon, matek, sióstr i córek, które zostawały w domach podczas gdy mężczyźni podbijali świat. A konkretnie jednej kobiety, żony jarla - przywódcy. To właśnie oczami Sigrun poznajemy tamten świat, ludzi, zwyczaje.
Niby nie ma tu większych zrywów akcji, ale styl i język, w jaki autorka "ubrała" swoją powieść wyzwala ogromne emocje. Ustami głównej bohaterki przekazuje prawdziwe uczucia. Niemal lirycznym językiem oddaje wrażenia towarzyszące narodzinom dziecka, utracie bliskiej osoby a nawet sekretom małżeńskiej alkowy;).
Na koniec muszę przyznać, że o ile cykl "Odrodzone Królestwo", na które dotychczas składają się "Korona śniegu i krwi" oraz "Niewidzialna korona", polecam każdemu, bez względu na wiek, płeć czy upodobania, o tyle "Saga Sigrun" usatysfakcjonuje raczej romantyczne dusze.
W oczekiwaniu na kolejną część historii polskich Piastów według pani Cherezińskiej, postanowiłam wreszcie sięgnąć po starsze powieści autorki. "Saga Sigrun" otwiera cykl "Północna droga", w którym miejscem akcji jest średniowieczna Skandynawia. Opowieść o wikingach? Tak , ale z perspektywy kobiet, żon, matek, sióstr i córek, które zostawały w domach podczas gdy mężczyźni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dziś zapraszam Was na kolejną pasjonującą lekcję historii z Elżbietą Cherezińską. Kontynuujmy wciągającą, pełną niebezpieczeństw i emocji przygodę zapoczątkowaną w "Koronie śniegu i krwi".
Po śmierci króla Przemysła II, kraj znów jest podzielony. Rozpoczyna się walka o tron i ponowne zjednoczenie królestwa. Przedstawiciele największych rodów pod przewodnictwem biskupa Jakuba Świnki, wybierają na władcę Starszej Polski kujawskiego księcia Władysława, zwanego Karłem. Jednak nie wszystkim ten wybór się podoba. Pretensje do tronu zgłasza książę Henryk Głogowski. Rozpoczynają się gierki i roszady, drobne utarczki i wielkie wojny, knowania i morderstwa. Książę Władysław odnosi porażkę za porażką, wkrótce zostaje skazany na banicję. Z bezkrólewia i chaosu postanawia skorzystać król Czech Vaclav II Przemyślida, któremu marzą się trzy korony czeska, węgierska i oczywiście polska. Wielcy królowie i pomniejsi książęta a także duchowieństwo i baronowie Starszej Polski kontynuują grę o tron, a każdy ma w tym swój własny interes. Dodatkową kartą przetargową staje się ręka królewny Rikissy, jedynego dziecka zmarłego króla. Sytuację zagęszcza stale rosnąca potęga zakonu krzyżackiego, a dziejom królestwa przygląda się bacznie tajemniczy lud Starszej Krwi.
W „Niewidzialnej koronie” poznajemy dalsze losy postaci znanych nam już z "Korony śniegu i krwi", jak książę Władysław, biskup Świnka, Vaclav Przemyślida, Michał Zaremba, Kalina, ale pojawiają się też nowi bohaterowie; miedzy innymi królewna Rikissa. Wszyscy ciekawi, barwni, wzbudzający skrajne emocje.
Druga część dzieła Elżbiety Cherezińskiej urzekła mnie podobnie jak pierwsza. Po raz kolejny spędziłam wiele satysfakcjonujących chwil przenosząc się w te niezwykłe czasy. Historia toczy się tu w myśl zasady, że na wojnie i w miłości, wszystkie chwyty są dozwolone. Dlatego też czekają nas wydarzenia rodem z najlepszych kryminałów czy nawet powieści fantasy, które miały, lub mogły mieć miejsce. Ponownie przed naszymi oczami ożyją i staną do walki bestie rodowe najznamienitszych panów. Nie zabraknie scen batalistycznych ani romantycznych. Dajcie się porwać tej magii i przeżyjcie wiele niezapomnianych chwil z pasjonującą lekturą.
Ciężko mi było oderwać się od tej książki. Pochłaniałam ją z wypiekami na twarzy. Kolejny raz autorka wykazała się kunsztem i zamiłowaniem do opisywanych dziejów. Bo taka historia może powstać tylko z głębi serca.
“Niewidzialna korona” należy do serii Odrodzone królestwo i stanowi jego drugą część. Każda z tych książek może być czytana oddzielnie, jednak zachęcam do zapoznania się najpierw z "Koroną śniegu i krwi". Pozwoli to być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami i odbiór kolejnego tomu na pewno będzie łatwiejszy. Ja czekam niecierpliwie na trzecią część tej fenomenalnej serii.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2015/01/niewidzialna-korona-elzbieta-cherezinska.html
Dziś zapraszam Was na kolejną pasjonującą lekcję historii z Elżbietą Cherezińską. Kontynuujmy wciągającą, pełną niebezpieczeństw i emocji przygodę zapoczątkowaną w "Koronie śniegu i krwi".
Po śmierci króla Przemysła II, kraj znów jest podzielony. Rozpoczyna się walka o tron i ponowne zjednoczenie królestwa. Przedstawiciele największych rodów pod przewodnictwem biskupa...
Z pośród premier ostatnich miesięcy, jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie był właśnie " Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Mocno uzależniłam się od kryminalnych perypetii prokuratora Teodora Szackiego. "Gniew" to już ostatnie spotkanie z tym nietuzinkowym bohaterem, dlatego radość z dobrej lektury miesza się z poczuciem żalu, że oto nastąpił koniec. Mówią, że wszystko co dobre szybko się kończy. Trylogia Miłoszewskiego zaiste jest dobra, nawet bardzo dobra. Nie zawaham się wręcz posłużyć terminem - genialna. No dobrze, ale zaczynam roztkliwiać się już nad pożegnaniem a wypadałoby zacząć od początku.
Była już Warszawa, był także Sandomierz, a teraz przyszedł czas na Olsztyn. Tym razem to właśnie w tym niedużym, warmińskim mieście, prokurator Szacki zmierzy się z kolejną zagadką do rozwiązania. Początkowo sprawa wydaje się być szybka i łatwa. W starym bunkrze zostaje znaleziony szkielet, prawdopodobnie pochodzący z czasów wojny. Ale badania wykazują coś zupełnie zaskakującego. Kości należą do mężczyzny, który żył jeszcze zaledwie kilka dni temu. Głębsze analizy wykazują, że szkielet skrywa dodatkowe niespodzianki. Szackiego czeka nie lada wyzwanie. Znalezienie sprawcy będzie niezmiernie trudne. Z każdym nowym tropem śledztwo komplikuje się coraz bardziej a kiedy dojdą do tego względy osobiste napięcie sięgnie zenitu.
Zawikłana kryminalna zagadka przeplata się z problematyką przemocy domowej, tak fizycznej jak i psychicznej. Autor jak zwykle sumiennie przygotował się do tematu. W "Gniewie" nie ma miejsca na banały czy infantylne historyjki. To rasowy, trzymający w napięciu kryminał, od którego ciężko się oderwać. Do tego bohaterowie, którzy zapadają w pamięć.
380 stron, dla jednych to dużo, dla innych, tak średnio. Ale 380 stron drobnym druczkiem może zmęczyć. Jednakże nie w tym przypadku. Tej książki się nie czyta, ją się pochłania. W recenzjach "Uwikłania" i " Ziarna prawdy" rozpływałam się już w "ochach" i "achach" nad stylem Miłoszewskiego, więc tu tylko potwierdzę, że styl ów jest nie do pobicia.
Coś się kończy aby coś mogło się zacząć. „Gniew” to zaiste godne zakończenie doskonałej serii. Oczekuję zatem na kolejne porywające powieści pana Miłoszewskiego. Chętnie poznam nietuzinkowych, mam nadzieję, bohaterów i podelektuję się wyrafinowaną prozą. Chociaż... zakończenie "Gniewu" pozostawia autorowi otwartą furtkę dla dalszych przygód Szackiego, więc może jednak kiedyś...?
Wszystkim natomiast polecam "Uwikłanie", "Ziarno prawdy" i "Gniew". Niekoniecznie w podanej kolejności, ponieważ każda część to zupełnie inna historia, inna zagadka, inni bohaterowie. Podpowiem jednak, że ze względu na wątek obyczajowy, dotyczący prywatnego życia Teodora Szackiego, prawidłowa kolejność ułatwia lepsze poznanie bohatera.
[Książka wygrana w konkursie na lubimyczytac.pl ]
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2015/01/gniew-zygmunt-mioszewski.html
Z pośród premier ostatnich miesięcy, jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie był właśnie " Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Mocno uzależniłam się od kryminalnych perypetii prokuratora Teodora Szackiego. "Gniew" to już ostatnie spotkanie z tym nietuzinkowym bohaterem, dlatego radość z dobrej lektury miesza się z poczuciem żalu, że oto nastąpił koniec. Mówią, że wszystko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kiedy zgarniałam z bibliotecznej półki kolejną powieść Zafona, zastanawiałam się czym jeszcze autor może mnie oczarować. Seria "Cmentarz Zapomnianych Książek" to wysoko postawiona poprzeczka. A "Marina" to powieść skierowana do młodzieży. Czy zaspokoiła moje wymagające gusta?
"Czasami to co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni. Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło."
Oscar Drai uczy się i mieszka w internacie. Po lekcjach poszukuje urozmaicenia wśród pięknych, starych willi Barcelony. Pewnego dnia, podążając za dziwnym kotem, trafia do jednej z nich i przez przypadek zabiera ze sobą pamiątkowy zegarek. Wyrzuty sumienia nie pozwalają mu spać. Kiedy w końcu decyduje się zwrócić zabrany przedmiot, poznaje mieszkańców willi, swoją rówieśniczkę Marinę oraz jej ojca, niegdyś wspaniałego malarza. Oscar od pierwszego wejrzenia zakochuje się w dziewczynie i staje się stałym bywalcem w jej domu. Pewnego dnia nastolatkowie trafiają w dziwne miejsce, do szklarni pełnej manekinów. Z przerażeniem odkrywają, że to co ich otacza to nie sztuczne lalki, ale makabryczne twory złożone z ludzkich ciał. Na domiar złego manekiny ożywają i omal nie uśmiercają naszych bohaterów. Ta mrożąca krew w żyłach przygoda, stanie się dla przyjaciół wstępem do odkrycia mrocznego sekretu człowieka opętanego szaleństwem. Zaangażowany w tą niezwykłą historie Oscar nie wie, że swoją tajemnicę ma także Marina.
Znacie te powieści, od których, jeśli już musicie się oderwać, to czynicie to z wielkim bólem i rozpaczą? Dla mnie do takich właśnie należy "Marina". Gdybym mogła przeczytałabym na jednym wdechu. Niestety obowiązki dnia codziennego zmuszały do rozstań i powrotów. A każde rozstanie przyprawiało niemal o rozpacz. Po prostu musiałam wiedzieć, musiałam poznać rozwiązanie tej zagadki. Za to wszystko odpowiedzialna była świetnie skonstruowana fabuła, ciekawa historia połączona z tajemnicą ocierającą się o świat zupełnie nierealny, a do tego niezawodnie mroczna i piękna Barcelona.
"Na murach tańczyły cienie nieprawdopodobnych łuków. Znajdowaliśmy się w sercu magicznej Barcelony, w labiryncie duchów, gdzie w nazwach ulic pobrzmiewały echa starych legend, a za naszymi plecami czaiły się baśniowe stwory."
Czy trzeba pisać coś więcej o stylu i języku autora? Kto zna Zafona ten wie, a kto jeszcze nie zna zachęcam bo warto. Jego utwory działają na wyobraźnię.
Jeśli miałaby się do czegoś przyczepić, to może do tego, że watek samej Mariny był przewidywalny. Jednak poradziłam sobie i z tym. Po prostu wczułam się w bohaterkę. Ja i ona miałyśmy tajemnicę, którą Oscar miał dopiero odkryć.
"Marina" to wszystko co kocham w Zafonie, niepowtarzalny klimat, nieprzeciętni bohaterowie, trzymające w napięciu sceny, a to wszystko owiane mgłą romantyzmu. Książka dla młodzieży? Ha, ja, zaliczająca się do troszkę starszej młodzieży miałam ciary na plecach. Dziesięć lat temu mogłabym mieć problemy z zaśnięciem:). Naprawdę, miejscami wieje grozą ze starych horrorów. Podsumowując, wśród książek autora, które przeczytałam, ta z pewnością zajmie jedno z najwyższych miejsc. Polecam miłośnikom mrocznych klimatów z romantyczną duszą, wielbicielom Zafona (to bezwzględnie), i wszystkim tym, którzy chcą poczuć się jak w baśni (bardziej tych w stylu braci Grimm), obojętnie do której kategorii "młodzieży" się zaliczacie:)
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/12/marina-carlos-ruiz-zafon.html
Kiedy zgarniałam z bibliotecznej półki kolejną powieść Zafona, zastanawiałam się czym jeszcze autor może mnie oczarować. Seria "Cmentarz Zapomnianych Książek" to wysoko postawiona poprzeczka. A "Marina" to powieść skierowana do młodzieży. Czy zaspokoiła moje wymagające gusta?
"Czasami to co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni. Wspominamy tylko to, co...
Dziany, Nadziany, Gianni... taki zlepek nazwisk musi oznaczać ciekawą i nieco zaplątaną przygodę. Najnowsze dzieło Olgi Rudnickiej po prostu musiało trafić na moją półkę. Rudnicka jest dla mnie mistrzynią kryminału z przymrużeniem oka.
Filip Nadziany i Krystian Dziany, to koledzy ze szkoły policyjnej, których drogi się rozeszły. Obu bohaterów poznajemy w niezbyt fortunnych okolicznościach. Ten pierwszy padł ofiarą zemsty kobiety, która ośmieszyła go przed znajomymi i rodziną. Nadziany postanowił zmienić środowisko i miejsce pracy i przeniósł się do małej wsi Paszcze, do odziedziczonego po pradziadku domu, totalnej ruiny. Natomiast Dziany, zwany Krysiem, traktował swoje policyjne obowiązki z zaangażowaniem dużo większym od swych kolegów, co jednak wcale nie przysparzało mu zaszczytów. Przeciwnie, koledzy się od niego odsuwali, a kiedy wlepił mandat żonie komendanta, określając ją przy tym niezbyt pochlebnymi epitetami, miarka się przebrała i Kryś został chłopcem od najgorszej roboty, do której nikt się nie garnął. Oburzony tak jawną niesprawiedliwością bohater postanowił porzucić szeregi policji i zostać prywatnym detektywem. W rozwinięciu działalności pomaga mu brat Gianni, który para się specyficznym zajęciem. Jest, hmm... jak to określić? Porządkowym na usługach mafii;). Kolejne sploty wydarzeń doprowadzają braci do niewielkiej miejscowości, gdzie Kryś spotyka dawnego kolegę. Od tej pory ta niezwykła trójka prowadzi niebezpieczną grę ze światem przestępczym wywołując przy okazji wojnę mafii. Oj będzie się działo.
Luźny, gładki i przyjemny styl Olgi Rudnickiej nie zawodzi i tym razem. Do tego pomysłowo zafiksowana fabuła. Uśmiech mi z twarzy nie schodził. Przy czym cała farsa nic nie ujmuje zagadce kryminalnej. Szkoda tylko, że taka krótka ta książka. To chyba jej główna wada.
Nadziany, Dziany, Gianni... Policjanci i przestępca? Przestępcy i policjant? Czy trzech bohaterów w walce z przestępczym światem? W tej farsie nie ma miejsca na czerń i biel. Mamy tu całą gamę szarości. Czy może raczej kolorów wszelakich. Sprzyjał im fart w sytuacjach bez wyjścia? A może mieli pecha, że w ogóle się w nie pakowali? Cóż, własne zdanie na ten temat możecie sobie wyrobić po przeczytaniu tej powieści. A warto. Dla relaksu, uśmiechu ale i dla prawdziwej kryminalnej historii.
Polecam książkę, a ja czekam na kolejne powieści pani Rudnickiej.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/10/fartowny-pech-olga-rudnicka.html
Dziany, Nadziany, Gianni... taki zlepek nazwisk musi oznaczać ciekawą i nieco zaplątaną przygodę. Najnowsze dzieło Olgi Rudnickiej po prostu musiało trafić na moją półkę. Rudnicka jest dla mnie mistrzynią kryminału z przymrużeniem oka.
Filip Nadziany i Krystian Dziany, to koledzy ze szkoły policyjnej, których drogi się rozeszły. Obu bohaterów poznajemy w niezbyt...
2014-07-01
„Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych! Na imię mi Legion, bo nas jest wielu. Dzisiaj przysięgacie na ten poświęcony sztandar 1 Pułku Partyzanckiego Legii Nadwiślańskiej. Od dzisiaj to my jesteśmy Legion i ile sił w piersiach służyć będziemy Rzeczpospolitej!”
W szkole historia nie należała do moich ulubionych przedmiotów. Zapamiętywanie dat, postaci, wydarzeń. Kto, gdzie z kim, dlaczego i po co... brr nuda. I nagle teraz kiedy lata szkolne dawno już minęły, ja odkrywam historię na nowo. Między innymi dzięki powieściom Elżbiety Cherezińskiej właśnie. Po każdej książce autorki mam ochotę wertować temat dalej, poznawać kolejne fakty, zagłębiać się w wydarzenia minionych epok. Nie inaczej było z „Legionem” – powieścią traktującą o Brygadzie Świętokrzyskiej, która walczyła o wolność i honor ojczyzny. Jej członkowie w czasie wojny ale i po niej budzili kontrowersje. Zapomniani bohaterowie? A może zdrajcy, o których nie warto pamiętać? Postaci przedstawione w książce Cherezińskiej, historia oceniła bardzo różnie. Warto przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie. Jedno nie ulega wątpliwości, „Legion” to osiemset stron doskonałej, trzymającej w napięciu opartej na faktach powieści, która wciąga w wir wydarzeń od pierwszego do ostatniego wersu.
Głównych bohaterów poznajemy poprzez kolejne rozdziały. Każdy poświęcony konkretnym postaciom. W końcu ich drogi się krzyżują. Dzięki takiemu zabiegowi, mamy szansę wszystkich dobrze poznać, zaznajomić się z ich uczuciami, dostrzec różnice poglądów, zaobserwować w jaki sposób każdy z nich dąży do celu, którym jest wyzwolenie Ojczyzny. Wraz z nimi przypatrujemy się wydarzeniom, której miały miejsce przecież nie tak dawno temu. Bierzemy udział w intrygach, niebezpiecznych, heroicznych akcjach, przeżywamy wzloty i upadki, krótkie chwile radości i niewyobrażalne nam współczesnym cierpienia.
W książkach Elżbiety Cherezińskiej nie da się nie odczuć pasji i serca jakie autorka wkłada w swoje dzieła. Tworzy pełne emocji i trzymające w napięciu swoiste mieszanki kryminału, intrygi, romansu, czasami z lekkim zabarwieniem fantastycznym (jak w "Koronie śniegu i krwi"), starając się przy tym nie ingerować zbyt mocno w fakty historyczne. "Legion" doskonale wpisuje się w wymienione powyżej kryteria. Do tego napisany przystępnym językiem, z całym wachlarzem emocji, z prawdziwymi ludźmi, i niepozbawiony ironii staje się idealną lekturą dla miłośników powieści historycznej, dla tych, którzy chcą poznać mniej znane wydarzenia Drugiej Wojny Światowej oraz dla każdego, kto szuka literackich wrażeń na wysokim poziomie.
Elżbietę Cherezińską wpisuję w poczet moich ulubionych autorów, gdyż jak do tej pory na żadnej książce autorki się nie zawiodłam. To niezwykłe w jak ciekawy sposób można zachęcić do lekcji historii nawet takich maruderów jak ja.
Naprawdę gorąco polecam!!!
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/09/po-duuugiej-przerwie-legion-elzbieta.html
„Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych! Na imię mi Legion, bo nas jest wielu. Dzisiaj przysięgacie na ten poświęcony sztandar 1 Pułku Partyzanckiego Legii Nadwiślańskiej. Od dzisiaj to my jesteśmy Legion i ile sił w piersiach służyć będziemy Rzeczpospolitej!”
W szkole historia nie należała do moich ulubionych przedmiotów. Zapamiętywanie dat, postaci, wydarzeń. Kto, gdzie z...
2014-06-01
„W walce dobra ze złem zło znacznie lepiej się bawi.”
Cięcie to, mocny, trzymający w napięciu thriller Veita Etzolda, o którym ostatnio dużo się mówiło, pisało, czytało. Czas dorzucić swoje trzy grosze. Dałam się porwać. Nie mogło być inaczej. Co jedna recenzja to bardziej kusząca. A jeżeli w grę wchodzi akurat ten gatunek po prostu muszę przeczytać. Zakupiłam, przeczytałam i muszę przyznać, że jak na tak mocno chwaloną i polecaną powieść… faktycznie spełnia oczekiwania.
Już sama pocięta okładka (dosłownie), robi wrażenie. Prosta forma a działa na wyobraźnię. Genialne.
Przejdźmy zatem do fabuły. W „Cięciu” autor przedstawia nam dwa, pozornie zupełnie niezwiązane ze sobą wątki, po pierwsze bezwzględnego i nieuchwytnego mordercy, oraz próbujących go dopaść policjantów, po drugie pewnego kontrowersyjnego reality show oraz jego twórców.
Zacznijmy od wątku pierwszego. Nadkomisarz Clara Vidalis otrzymuje anonimową przesyłkę, w której znajduje się płyta ze wstrząsającym nagraniem. Kobieta na filmie przekazuje funkcjonariuszce krótką wiadomość po czym tajemnicza osoba podrzyna jej gardło.
„Jestem Jasmin.
Ja już nie żyję, lecz chaos będzie trwał.
Nie jestem pierwsza i nie jestem ostatnia.”
Wkrótce policjantom udaje się ustalić tożsamość ofiary. Okazuje się, że w ostatnim czasie dziewczyna podróżowała po świecie, o czym informowała rodzinę i znajomych na internetowych stronach społecznościowych. Ale kiedy ekipa śledcza zjawia się w jej mieszkaniu, ze zgrozą odkrywają, że Jasmin nie żyje od wielu miesięcy. Znalezione na miejscu ślady, wskazują potencjalnego sprawcę, ale sytuacja okaże się bardziej zawikłana. Kolejne poszlaki nie przynoszą żadnych rezultatów. Zbrodniarz pozostaje nieuchwytny. A tymczasem Clara otrzymuje od tajemniczego mordercy kolejne wiadomości. Kobieta próbuje odnaleźć prawdę wśród gąszczu fałszywych tropów i dowiedzieć się, dlaczego właśnie ją wybrał Bezimienny?
„Tam gdzie inni są tylko cieniami, ja jestem gęstym mrokiem.
Gdzie inni są tylko mordercami, ja ucieleśniam śmierć.
Jestem ponurym kosiarzem.
Jestem agonią i śmiercią.
Jestem Bezimienny.”
W tym samym czasie Albert Torino wprowadza w życie swój genialny, w jego mniemaniu, projekt innowacyjnego reality show „Shebay”, w którym młode dziewczęta walczą o tytuł miss. Niby żadna nowość, a jednak. O zwycięstwie konkretnej osoby decydują głównie widzowie, a największy szczęściarz, będzie miał okazję spędzić z nowo wybraną miss całą noc wedle własnych pragnień. Program wzbudza kontrowersje, ale zainteresowanie jest ogromne. Torino i jego współpracownicy odnoszą sukces.
„Szekspir mówił, że świat to scena. Dziś rzeczywistość nie jest już sceną, a raczej planem filmowym jakiegoś zwariowanego reality show.”
Dwie historie, które przez większą część powieści biegną własnym torem. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy jedno z drugim w jakiś sposób się połączy. W końcu się doczekałam, ale szczegółów nie zdradzę.
Muszę przyznać, że czytając „Cięcie” naszło mnie lekkie uczucie irytacji. Dlaczego? Chyba dlatego, że ostatnio mam szczęście do bardzo podobnych motywów w książkach. W niedługim czasie, to już chyba trzecia powieść, w której mamy seryjnego mordercę wplątującego w swoją grę policjantkę, sugerującego związek jego zbrodni z jej przeszłością. Autentycznie, po raz kolejny ten sam schemat. Na szczęście, każda z tych powieści czymś się wyróżnia. Nie inaczej jest z „Cięciem”, które przede wszystkim napisane jest najbardziej brutalnym językiem, jeśli mogę się tak wyrazić. Być może dlatego, że autorem jest mężczyzna? Powiewem świeżości w tej powieści jest wplątanie w akcję bezwzględnego świata telewizji i internetu, który rządzi się własnymi prawami. Internet może zapewnić anonimowość tym, którzy wiedzą jak się w nim poruszać, lub też zdradzić wszystko o konkretnej osobie. To wstrząsające, ale „Cięcie” ukazuje najprawdziwszą prawdę o dzisiejszym świecie zdominowanym przez media.
Veit Etzold stworzył powieść dopracowaną w najdrobniejszym szczególe. Ciężko wskazać jakiekolwiek błędy czy niedociągnięcia. Jeśli nawet takowe były, to całkowicie zamaskował je wciągający styl i trzymająca w napięciu akcja. Nie mam też zastrzeżeń do bohaterów, żadne życiowe niedorajdy, ale pełnokrwiści ludzie, wyposażeni w odpowiadające ich rolom cechy. Kolejny plusem według mnie jest to, jak autor zmyślnie myli czytelnika, nie podając w konkretnych rozdziałach daty wydarzeń. Zwłaszcza na początku nie możemy być pewni czy to o czym czytamy dzieje się teraz, czy miało miejsce w przeszłości. I na zakończenie moich zachwytów - finał, który zmusza do zastanowienia, był happy end, czy jednak nie do końca? Tak czy siak „chaos będzie trwał”.
„Cięcie” kwalifikuję do bardzo dobrych powieści, które powinien przeczytać każdy fan mocnych wrażeń. Polecam!
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/06/ciecie-viet-etzold.html
„W walce dobra ze złem zło znacznie lepiej się bawi.”
Cięcie to, mocny, trzymający w napięciu thriller Veita Etzolda, o którym ostatnio dużo się mówiło, pisało, czytało. Czas dorzucić swoje trzy grosze. Dałam się porwać. Nie mogło być inaczej. Co jedna recenzja to bardziej kusząca. A jeżeli w grę wchodzi akurat ten gatunek po prostu muszę przeczytać. Zakupiłam,...
2014-06-01
Jakie są Twoje ulubione rzeczy? Przypomnij sobie. Zrób listę, bo być może, będzie to klucz do rozwiązania zagadki.
„Ulubione rzeczy” – thriller brytyjskiej autorki thrillerów i kryminałów, zmasakrował mnie totalnie. Oczywiście w jak najbardziej pozytywnym sensie. Uwielbiam ten gatunek literacki, a podany w takiej postaci jest po prostu wyborny.
Kuba Rozpruwacz przez kilka lat siał terror i panikę w XIX – wiecznej Anglii. Nigdy nie został schwytany. Nigdy też nie odkryto jego tożsamości. Historia tego okrutnego mordercy stała się idealną podkładką, dla wielu teorii, legend, książek i filmów. Każdy mógł być sprawcą, wśród poszczególnych typów znalazły się nawet osoby z królewskiego rodu. Czy ktokolwiek, kiedykolwiek chociaż otarł się o prawdę?
„Martwa kobieta osuwała się na mój samochód. (…) Sekundę później odwróciła się i jej oczy spojrzały w moje. Martwe oczy. W poprzek jej szyi ziała okrutna rana, jej brzuch był plamą szkarłatu. Chwyciła mnie za rękę, a ja nie mogłam się ruszyć. Ściskała mnie kurczowo. Mocno jak na martwą kobietę.”
Na rękach młodej policjantki Lacey Flint, umiera kobieta. Jej oprawca czai się w pobliżu. Dokonał swego czynu niemal za plecami Lacey, szybko i sprawnie, tak, że ta niczego nie zauważyła. Okazuje się, że ofiara jest pierwszą z serii „zdobyczą” bezwzględnego mordercy. Następne przestępstwa wykazują podobieństwa do tych popełnianych przez legendarnego Kubę Rozpruwacza, tyle, że naśladowca, w przeciwieństwie do pierwowzoru, za cel obiera nie prostytutki, ale szanowane i dobrze sytuowane obywatelki. Flint, która niemal od zawsze fascynowała się seryjnymi zabójcami, a o słynnym Rozpruwaczu wie prawie wszystko, staje się główną podporą ekipy rozwiązującej sprawę, co ma pomóc przewidzieć kolejny krok zabójcy. Sytuacja staje się dla Lacey nieciekawa, kiedy dalsze etapy śledztwa wskazują na powiązanie jej osoby z tymi morderstwami. Policjantka skrywa mroczną tajemnicę.
Wartkie tempo wydarzeń od pierwszej do ostatniej strony, nagłe zwroty akcji, niespodziewane rozwiązania, do tego postać głównej bohaterki, nie do końca jasna i przejrzysta. To tylko niektóre elementy składające się na kryminał idealny, porywający i w pełni satysfakcjonujący. Dodatkowym plusem według mnie, jest to, że poza głównym wątkiem czytelnik dostaje możliwość poznania wielu faktów i mitów dotyczących najsłynniejszego chyba seryjnego mordercy w dziejach, Kuby Rozpruwacza.
Właściwie nie dostrzegam nic, czego mogłabym się w tej powieści przyczepić, a starałam się szukałam. „Ulubione rzeczy” są dobre, mocne, napisane tak, że ciężko się oderwać. Moje wszystkie życzenia i oczekiwania względem lektury zostały zaspokojone, tak więc nie mogłam dać innej oceny. Nawet nie będę się zastanawiać przed sięgnięciem po kolejne części serii z Lacey Flint, do czego i Was, moi Drodzy serdecznie zachęcam!!!
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/06/ulubione-rzeczy-s-j-bolton.html
Jakie są Twoje ulubione rzeczy? Przypomnij sobie. Zrób listę, bo być może, będzie to klucz do rozwiązania zagadki.
„Ulubione rzeczy” – thriller brytyjskiej autorki thrillerów i kryminałów, zmasakrował mnie totalnie. Oczywiście w jak najbardziej pozytywnym sensie. Uwielbiam ten gatunek literacki, a podany w takiej postaci jest po prostu wyborny.
Kuba Rozpruwacz przez...
2014-06-01
„Milczałem tak długo, że wypłynie to ze mnie z hukiem wezbranej wody, a wy pewnie pomyślicie, że facet, który to opowiada bredzi, cholera i majaczy; pomyślicie, że to wszystko jest zbyt straszne, żeby mogło się wydarzyć naprawdę, zbyt potworne, żeby było prawdziwe! Zrozumcie proszę, że trudno mi jest zachować jasność myśli, kiedy do tego wracam. Ale to wszystko prawda, nawet jeśli nie miało miejsca.”
Życie w pewnym szpitalu psychiatrycznym w USA, jest podporządkowane zasadom wprowadzanym przez siostrę Ratched. Wszystko ma swój czas i miejsce. Wszelkie odchylenia od normy są natychmiast eliminowane. Pacjenci bezwolnie poddają się temu ładowi. Każdy żyje w przekonaniu, że taki stan rzeczy utrzymywany jest dla ich dobra. Jeżeli ktoś łamie reguły, może trafić na „wstrząsówkę” lub na oddział furiatów, a tego nie chce nikt. Cały system działa jak w zegarku do czasu pojawienia się na oddziale nowego pacjenta, McMurphyego awanturnika i hazardzisty, który aby uniknąć więzienia i ciężkich robót, postanawia udawać chorobę psychiczną, licząc na „przyjemne”, nie wymagające wysiłku odbycie swojej kary w szpitalu. Nowy, wprowadza w życie oddziału chaos i bałagan, bawiąc się przy tym przednio. Pozostali pacjenci, z początku nieufni, wkrótce coraz śmielej przyłączają się do jego nietuzinkowych działań. Dochodzi do buntów i łamania regulaminu, a to bardzo nie podoba się siostrze Ratched. Wkrótce McMurphy przekona się, że ta kobieta ma w swoich rękach większą władzę niż się spodziewał. To ona zadecyduje czy mężczyzna w ogóle kiedykolwiek będzie jeszcze wolnym człowiekiem. Czy bohater ugnie się pod pręgierzem Wielkiej Oddziałowej czy też pozostanie wierny własnym przekonaniom?
Wstrząsająca historia od której nie mogłam się oderwać, klimatem i troszkę tematyką przywodząca mi na myśl „Skazanych na Shawshank” Stephena Kinga, tyle że w „Locie…” rzecz dzieje się nie w więzieniu a w szpitalu psychiatrycznym. Mamy tu przeciwstawione sobie dwa światy – Kombinatu, wprowadzającego ład i zasady rządzące światem na zewnątrz, oraz ludzi, którzy nie potrafią, lub nie chcą się temu podporządkować, czyli pacjentami szpitala. Przedstawicielką Kombinatu w szpitalu jest Wielka Oddziałowa, siostra Ratched, pozornie uosobienie dobrej cioteczki, w rzeczywistości skrywana pod maską tyranka. Zadaniem siostry Ratched jest pilnowanie ustalonego porządku i przywrócenie zagubionych mężczyzn do prawidłowego funkcjonowania w nienagannym świecie, o ile to oczywiście możliwe.
„Jesteśmy tu przyjacielu ofiarami matriarchatu, a lekarz jest równie bezsilny jak my wszyscy.”
Co się dzieje gdy nagle w trybach tej idealnej maszyny pojawia się zgrzyt? Rozpoczyna się walka, w której stawką jest honor człowieka a nawet życie.
Naszym przewodnikiem po tym dziwnym świecie jest jeden z pacjentów, pół Indianin, zwany Wodzem lub „Szczotą” Bromdenem, który udaje głucho-niemego, dzięki czemu poznaje wiele sekretów personelu szpitala.
„Lot nad kukułczym gniazdem” to dla mnie 295 stron (czemu tak mało?) wciągającej i pasjonującej przygody. W tej książce wszystko jest ciekawe, nawet posłowie, z którego dowiadujemy się skąd autor czerpał inspirację. Sam był sanitariuszem na oddziale szpitala psychiatrycznego i kilka postaci z rzeczywistości przeniósł na karty swej powieści. Poza tym aby jak najlepiej oddać przeżycia i nastroje pacjentów, niektóre fragmenty ponoć pisał po LSD, a nawet poddał się zabiegowi elektrowstrząsów. To się nazywa poświęcenie sztuce :). Faktycznie, w książce przewijają się pomiędzy realistycznymi zdarzeniami, także psychodeliczne wizje. W niektórych fragmentach można się lekko zagubić, co jednak według mnie przydaje tej powieści autentyczności, pozwala wejść w położenie pacjentów szpitala psychiatrycznego, w ich specyficzny świat, oraz zrozumieć lepiej niektóre zachowania. Odczucia niesamowite.
„Lot nad kukułczym gniazdem” to wspaniały klasyk, pełen emocji i wartościowych przekazów, wobec którego żaden szanujący się mól książkowy nie powinien przejść obojętnie.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/06/lot-nad-kukuczym-gniazdem-ken-kesey.html
„Milczałem tak długo, że wypłynie to ze mnie z hukiem wezbranej wody, a wy pewnie pomyślicie, że facet, który to opowiada bredzi, cholera i majaczy; pomyślicie, że to wszystko jest zbyt straszne, żeby mogło się wydarzyć naprawdę, zbyt potworne, żeby było prawdziwe! Zrozumcie proszę, że trudno mi jest zachować jasność myśli, kiedy do tego wracam. Ale to wszystko prawda,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-01
„- Więc to jest historia o książkach.
- O książkach?
- O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach żyjących w cieniu wiatru.”
Daniel Sempere ma dziesięć lat, kiedy ojciec zabiera go w niezwykłe miejsce, na Cmentarz Zapomnianych Książek. Chłopiec spośród niezliczonej liczby znajdujących się tam woluminów wybiera jeden, który od tej pory stanie się częścią jego życia zmieniając je w pełne niebezpieczeństw i mrocznych tajemnic. „Cień wiatru” mało znanego pisarza Juliana Caraxa wywrze na Danielu tak ogromne wrażenie, że chłopiec zapragnie poznać dalszą twórczość autora, a także będzie chciał dowiedzieć się więcej o jego życiu. Ciekawość wzrasta jeszcze bardziej z chwilą kiedy dowiaduje się, że książki Caraxa są niemożliwe do zdobycia. Niemal wszystkie egzemplarze zostały w spalone przez tajemniczego mężczyznę przedstawiającego się nazwiskiem jednej z powieściowych postaci, w dodatku samego diabła. Osobie tej bardzo zależało na wymazaniu z kart historii wszelkiego śladu pisarza. Mijają lata w czasie których Daniel dorasta, przeżywa pierwsze namiętności i rozczarowania oraz nieustannie dąży do poznania sekretu autora „Cienia wiatru”. Demony przeszłości zbierają się nad młodym Sempere. Im więcej elementów zagadki poznaje, tym większe ściąga na siebie zagrożenie. Jego śladem podąża tajemniczy mężczyzna bez twarzy oraz okrutny, pozbawiony wszelkich skrupułów inspektor Fumero.
Labirynt tajemnic, zakazana miłość, ogromna nienawiść, niespełnione pragnienia, a to wszystko owiane delikatnie magiczną aurą. Oto „Cień wiatru” w pigułce. Właściwie cytat, który przytoczyłam na wstępie, idealnie oddaje treść tej powieści. Carlos Ruiz Zafon urzekł mnie swoją historią już nie pierwszy raz. Jest w stylu tego pisarza coś nieziemskiego, coś co sprawia, że czytając niemal każdą z jego książek zupełnie odrywam się od rzeczywistości. Niby proste historie, a jednak zaplątane niczym węzeł gordyjski. Bardzo przemawia do mnie język tej książki, jak i postacie, choć czasem nieco wyidealizowane (np. kobiety w „Cieniu wiatru”, co jedna to piękniejsza), ale to mi zupełnie nie przeszkadza. Przeciwnie, bardzo pasuje do klimatu powieści. Jednocześnie są to osoby bardzo tajemnicze, które odkrywamy powolutku z coraz większym zaciekawieniem.
„Cień wiatru” wymaga skupienia i poświęcenia się w pełni lekturze. Ale wynagradza to wieloma chwilami wzruszeń, przeżyciami tak mrocznymi jak i pokrzepiającymi, momentami zagryzania paznokci a nawet odrobinką uśmiechu. Szczerze polecam tę książkę.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/06/cien-wiatru-carlos-ruiz-zafon.html
„- Więc to jest historia o książkach.
- O książkach?
- O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach żyjących w cieniu wiatru.”
Daniel Sempere ma dziesięć lat, kiedy ojciec zabiera go w niezwykłe miejsce,...
2014-05-01
Barcelona, miasto z ciekawą historią i pięknymi zabytkami. A wśród nich Kościół Santa Maria del Mar. I właśnie o tym jest ta książka, o Barcelonie i niezwykłej świątyni wzniesionej rękami ludu, która zajęła szczególne miejsce w sercu głównego bohatera.
Arnau Estanyol nie urodził się w Barcelonie, ale całe jego życie związane było z tym miastem, od kiedy jego ojciec zmuszony był porzucić swą ziemię wraz z całym dobytkiem i uciekać przed gniewem pana Navarcles. W Barcelonie Arnau dorasta, poznając co to ciężka praca, głód, upokorzenie, niesprawiedliwość. Szybko uczy się, że wolność potrafi być tylko iluzją.
„Człowiek głodny nie wie, co to wolność.”
Wkrótce młody Estanyol zaczyna buntować się przeciwko okrucieństwu, krzywdzie ludzkiej i rządom bogaczy, wykorzystujących niższe warstwy społeczne ku własnym celom.
„Jesteśmy zabawką w rękach możnych, którzy w trosce o własne interesy ściągają zgubę i cierpienie na maluczkich”
Staje się niepokornym młodzieńcem, który niejednokrotnie ośmieli się dokonać czynów zakazanych. Poznaje też smak pierwszych namiętności, które z czasem przerodzą się w zawikłane romanse. Nie ominie go wojenna zawierucha. Wkrótce bohater przekona się, że życie to sztuka dokonywania wyborów, z których każdy może zaważyć na jego przyszłości. Swymi działaniami zapracuje na szacunek jednych ale i zawiść innych ludzi. Osiągnie szczyty, lecz także wiele straci. Pozna smak zemsty i nieustannie będzie musiał walczyć o swój honor i prawo do miłości. Ucieczką od całego świata stanie się dla niego Kościół Matki Boskiej od Morza, w którego budowę się zaangażuje, poświęcając swe młodzieńcze lata ciężkiej pracy i wyrzeczeniom.
Ildefonso Falcones historią jednego człowieka, ukazuje nam XIV – wieczną Barcelonę, targaną nieustającymi konfliktami zbrojnymi, wielkim głodem i zarazą. Poznajemy realia ówczesnego życia; podziały społeczne, obowiązujące prawo, kto je tworzył i w jaki sposób egzekwował. Przyglądamy się tajnikom niektórych zawodów. Jesteśmy też świadkami budowy świątyni, wznoszonej rękami zwykłych ludzi i dla zwykłych ludzi poświęconej. Świątyni, która istnieje naprawdę i była świadkiem wielu historycznych wydarzeń, między innymi tych opisanych w książce. W powieści nie zabrakło również wątku Świętej Inkwizycji.
„Katedra w Barcelonie” to napisana przystępnym stylem, bardzo ciekawa i pełna emocji powieść, zawierająca wiele cennych wartości. Dla mnie plusem był brak przeciągających się opisów wojen czy polityki, jakie zdarzają się w tego typu książkach. Nie ma tu też lukrowanych miłosnych historyjek. Treść jest przemyślana i zrównoważona. Autor wykreował szereg wyrazistych postaci, które polubiłam lub znienawidziłam. Z którymi się utożsamiałam, których postępowanie próbowałam zrozumieć lub którym życzyłam jak najgorzej. Ta historia wciągnęła mnie tak bardzo, że sama się zdziwiłam kiedy już przyszedł koniec.
Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli powieści historycznych, oraz tych, którzy lubią dobrze napisaną przygodę. Zwłaszcza zamiłowanych w dziejach tej części świata. Czytając „Katedrę w Barcelonie” można się zapomnieć, przenieść w czasie i na kilka chwil wcielić w XIV – wiecznego Katalończyka. Zachęcam do tej wycieczki. Naprawdę warto!
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/05/katedra-w-barcelonie-ildefonso-falcones.html
Barcelona, miasto z ciekawą historią i pięknymi zabytkami. A wśród nich Kościół Santa Maria del Mar. I właśnie o tym jest ta książka, o Barcelonie i niezwykłej świątyni wzniesionej rękami ludu, która zajęła szczególne miejsce w sercu głównego bohatera.
Arnau Estanyol nie urodził się w Barcelonie, ale całe jego życie związane było z tym miastem, od kiedy jego ojciec...
2014-05-01
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/05/niepamiec-krzysztof-kotowski.html
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/05/niepamiec-krzysztof-kotowski.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-05-01
Życie wiedźmina to ciągłe pasmo walki z potworami, mierzenia się z wszechobecną wrogością i podejmowania nie zawsze opłacalnych zleceń. Geralt z Riwii wie to aż za dobrze. Tym razem los rzuca go do miasta Kerack gdzie, jak to już bywa, czekają same kłopoty. Skradziono mu miecze, aresztowano, niesłusznie oskarżono a do tego uwikłał się w nie do końca jasny związek z pewną czarodziejką. To wszystko tylko wstęp do poważniejszych problemów. Wkrótce okaże się, że wiedźmin stanie się niezbędny czarodziejom, z którymi nie pozostaje w najlepszych stosunkach. Geralt będzie musiał także stawić czoła demonom, oraz chronić pewnego króla przed żądnymi władzy potomkami. Dużo tego na jednej głowie, nawet wiedźmińskiej. O tym jak bohater poradzi sobie z tym nagromadzeniem niefortunnych zdarzeń czytajcie – zachęcam.
W „Sezonie burz” znajdziemy akcję, przygodę, walki na miecze, uganianie się za potworami, będzie oczywiście romans, trochę magii, a także spora dawka dobrego humoru. Pojawi się kilkoro znanych nam już bohaterów oprócz Geralta, rzecz jasna, powraca Jaskier i Yennefer, ale w większości to wiele nowych, oryginalnych i ekscentrycznych osobowości.
„Sezon burz” to zupełnie odrębne przygody wiedźmina. Nie trzeba znać całej sagi aby cieszyć się tą lekturą. Jeszcze przed premierą i zaraz po wydaniu powieści, spotkałam się z wieloma negatywnymi opiniami wieszczącymi, że będzie to kolejna marna kontynuacja, gniot napisany wyłącznie dla kasy. Nic bardziej mylnego. Ta powieść to gwarancja dobrej zabawy. Naprawdę cieszę się, że Geralt z Riwii powrócił i… panie Sapkowski, pan pisze dalej :)
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/05/sezon-burz-andrzej-sapkowski.html
Życie wiedźmina to ciągłe pasmo walki z potworami, mierzenia się z wszechobecną wrogością i podejmowania nie zawsze opłacalnych zleceń. Geralt z Riwii wie to aż za dobrze. Tym razem los rzuca go do miasta Kerack gdzie, jak to już bywa, czekają same kłopoty. Skradziono mu miecze, aresztowano, niesłusznie oskarżono a do tego uwikłał się w nie do końca jasny związek z pewną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-04
Któż z Was nie słyszał o pierwszym królu Polski Bolesławie Chrobrym, Zjeździe Gnieźnieńskim, na którym spotkał się on z cesarzem niemieckim Ottonem III, czy o męczeńskiej śmierci świętego Wojciecha? Bohaterowie owych wydarzeń ożywają na kartach powieści Elżbiety Cherezińskiej. Postaci znane z podręczników do historii, stają się ludźmi z krwi i kości. Każdy z własnymi emocjami i pragnieniami, zaletami i przywarami. Każdy na swój sposób dążący do wyznaczonego celu. A to wszystko w czasach wszechobecnych dzikich puszczy, mężnych wojów, gdzie jeden Bóg chrześcijański toczył walkę z wieloma pradawnymi bóstwami. W czasach krwawej polityki, w której bezwzględnym narzędziem jest religia.
Polityka, religia, układy, intrygi, wszystko takie ponadczasowe. „Gra w kości” to gra o wysoką stawkę, w której nikt nie może czuć się pewnie, przyjaciel może w jednej chwili okazać się najgorszym wrogiem. Zdrady, fałszerstwa, zabójstwa są na porządku dziennym. Ekscytująca lektura, w której autorka wypełnia nieznane luki historii niezwykle realistycznymi wydarzeniami. Nic tu nie jest przesadzone, wątki łączą się w logiczną całość. Tak naprawdę mogło być. Ci ludzie rzeczywiście mogli myśleć w ten sposób.
Nie będę ukrywać, że „Gra w kości” nie porwała mnie aż tak jak „Korona śniegu i krwi”. Akcja toczy się powoli, trochę brakuje większych zrywów, ale sam styl i fabuła wciągają i nie pozwalają się oderwać do samego końca.
Śmiało przyznaję, że jest to kolejna udana lekcja historii, która podobnie jak „Korona…” zachęciła mnie do przypomnienia sobie mniej znanych fragmentów z dziejów naszego kraju. A, że ciekawie było, to nie ulega wątpliwości.
Realizmowi powieści dodaje fakt, że została ona stworzona pod kontrolą mediewisty archeologa, profesora Przemysława Urbańczyka, który czuwał nad tym aby wydarzenia nie wykraczały zbyt mocno poza realia.
„Grę w kości” polecam zarówno miłośnikom historii, jak i tym, którzy do tej pory podobnych tematów unikali, ponieważ to nie tylko suche fakty jakie wpajają nam w szkołach, ale prawdziwe życie, o zgrozo nie tak różne od dzisiejszego politycznego świata, choć dziejące się w tak odmiennych czasach.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/04/gra-w-kosci-elzbieta-cherezinska.html
Któż z Was nie słyszał o pierwszym królu Polski Bolesławie Chrobrym, Zjeździe Gnieźnieńskim, na którym spotkał się on z cesarzem niemieckim Ottonem III, czy o męczeńskiej śmierci świętego Wojciecha? Bohaterowie owych wydarzeń ożywają na kartach powieści Elżbiety Cherezińskiej. Postaci znane z podręczników do historii, stają się ludźmi z krwi i kości. Każdy z własnymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-22
„Próbuję zapomnieć, ale wiem, że wszystko zaczęło się od pociągu, śniegu i kaszlu mojego braciszka. Tego dnia ukradłam pierwszą w życiu książkę.”
Dawno już nie miałam w rękach tak porywającej i pełnej emocji powieści.
Zachęcam do przeczytania „Złodziejki książek” każdego, bez względu na wiek czy płeć. To historia dostarczająca tak uśmiechu jak i wzruszeń. Jednego mniej drugiego więcej. Samo życie…
„Próbuję zapomnieć, ale wiem, że wszystko zaczęło się od pociągu, śniegu i kaszlu mojego braciszka. Tego dnia ukradłam pierwszą w życiu książkę.”
Dawno już nie miałam w rękach tak porywającej i pełnej emocji powieści.
Zachęcam do przeczytania „Złodziejki książek” każdego, bez względu na wiek czy płeć. To historia dostarczająca tak uśmiechu jak i wzruszeń. Jednego mniej...
2014-02-16
2014-02-13
„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”
Po zamknięciu ostatniej strony, zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem tej książki. Co w niej jest takiego, że zbiera same pozytywne recenzje? Ja chyba jeszcze nie natknęłam się na te negatywne. Owszem zdarzały się jakieś drobne uwagi, ale w rezultacie ocena i tak była wysoka.
A przecież to taka zwykła historia. O ludziach, o wyborach i ich konsekwencjach. O tolerancji, miłości i nienawiści. O strachu i cierpieniu. O przeżywaniu i umieraniu. O istnieniu i przeznaczeniu. Krótko mówiąc, to opowieść o życiu. Bardzo realistyczna, chociaż osnuta bardzo delikatną mgiełką tajemniczości, nierealności.
Nie dygotałam z emocji, czytając powieść Małeckiego. Ale i nie mogłam się oderwać od losów bohaterów. Sukces „Dygotu” tłumaczę tym, że lubimy czytać zwykłe – niezwykłe historie, jakie mogą się dziać tuż obok nas, za ścianą. Niemały wpływ na odbiór lektury ma również warsztat pisarza, a w przypadku pana Małeckiego, odważę się stwierdzić, że stoi on na wysokim poziomie. Ciężko mi oceniać po jednej powieści, ale „Dygot” pozwala mieć nadzieję, że także inne tytuły tego autora będą ucztą dla czytelnika.
Chcąc być obiektywna, powinnam się czegoś przyczepić. Może tylko tyle, że o ile bardzo wczułam się w losy Wiktora, Emilii i ich rodziców, o tyle historia Sebastiana przeleciała mi tak trochę za szybko, trochę od niechcenia. Tak jakby autor więcej serca włożył w dzieje seniorów niż najmłodszego pokolenia. Ale to naprawdę szukanie na siłę dziury w całym. Wszystko czego oczekuję po książce dostałam, łącznie z zapachem stron i przyciągającą uwagę okładką ;) .
Podsumowując, kawał dobrej literatury.
„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo zamknięciu ostatniej strony, zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem tej książki. Co w niej jest takiego, że zbiera same pozytywne recenzje? Ja chyba jeszcze nie natknęłam się na te negatywne. Owszem zdarzały się jakieś drobne uwagi, ale w rezultacie ocena i tak była wysoka.
A przecież to taka zwykła historia. O...