rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Piękna baśń dla dorosłych.

Piękna baśń dla dorosłych.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W ocenę obecnych wydarzeń w Puszczy Białowieskiej się już nie bawię. Ta książka utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że cała ta sytuacja jest głownie politycznym konfliktem, w którym sama przyroda gra niewielką rolę. Co do samej książki, polecam każdemu. Mnóstwo ciekawostek, wspaniałych historii, niezwykła magia niezwykłefo miejsca w Polsce. Zanim zabierzecie się za zagraniczne pozycje o tematyce ekologii, koniecznie sięgnijcie po książki Simony Kossak.

W ocenę obecnych wydarzeń w Puszczy Białowieskiej się już nie bawię. Ta książka utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że cała ta sytuacja jest głownie politycznym konfliktem, w którym sama przyroda gra niewielką rolę. Co do samej książki, polecam każdemu. Mnóstwo ciekawostek, wspaniałych historii, niezwykła magia niezwykłefo miejsca w Polsce. Zanim zabierzecie się za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Nie odkładasz aby czegoś na później?”
Autor, na którym jeszcze nigdy się nie zawiodłam. „Ślady” to cudowna kompozycja. Ciężko mi ubrać myśli w słowa po tej lekturze, dlatego swoje wrażenia podeprę cytatami.
„Ślady” to zbiór OPOWIADAŃ o życiu. Bo „Życie z powieścią nie ma nic wspólnego (...) Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne.”
„Ślady” to opowiadania o CZŁOWIEKU. I o tym, że w obliczu ostateczności człowiek człowiekowi równy. Nie ma pięknych ani brzydkich. Nie ma biednych ani bogatych. Człowiek w obliczu końca jest człowiekiem „I tak zostanie po nim zaledwie kilka bladych śladów.”

„Nie odkładasz aby czegoś na później?”
Autor, na którym jeszcze nigdy się nie zawiodłam. „Ślady” to cudowna kompozycja. Ciężko mi ubrać myśli w słowa po tej lekturze, dlatego swoje wrażenia podeprę cytatami.
„Ślady” to zbiór OPOWIADAŃ o życiu. Bo „Życie z powieścią nie ma nic wspólnego (...) Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne.”
„Ślady” to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„A we mnie samym wilki dwa.
Oblicze dobra, oblicze zła.
Walczą ze sobą nieustannie.
Wygrywa ten, którego karmię”
Luxtorpeda

Opowieść o człowieku i o poszukiwaniu człowieczeństwa. Trudna, a jednocześnie, chociaż na początku się nie zapowiadała, wciągająca. Skłania do przemyśleń egzystencjalnych. Nieco już przebrzmiała, a jednak ponadczasowa. Lektura warta uwagi. Oniryczna, metaforyczna, wymagająca skupienia.
Do tego skarbnica cytatów. Akurat powyższy oczywiście pochodzi ze współczesnego utworu grupy Luxtorpeda, ale skojarzył mi się z powieścią, z tym co w niej istotne, z wielowymiarowością duszy i natury człowieka.
No i nie byłabym sobą, gdybym nie przytoczyła jednego z cytatów, który szczególnie utkwił mi w pamięci. „A poza tym kupowanie jest przyjemnością, a jeśli coś sprawia przyjemność, to trzeba jej użyć do dna”. :)

„A we mnie samym wilki dwa.
Oblicze dobra, oblicze zła.
Walczą ze sobą nieustannie.
Wygrywa ten, którego karmię”
Luxtorpeda

Opowieść o człowieku i o poszukiwaniu człowieczeństwa. Trudna, a jednocześnie, chociaż na początku się nie zapowiadała, wciągająca. Skłania do przemyśleń egzystencjalnych. Nieco już przebrzmiała, a jednak ponadczasowa. Lektura warta uwagi. Oniryczna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zacznę od tego, że dla mnie w tej książce są dwie bohaterki. Pierwsza to oczywiście Wanda Rutkiewicz, a druga to sama autorka. Rzadko czytam biografie i nie czuję się mocna w ocenie tychże, ale „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci”, pochłonęła mnie zupełnie. Anna Kamińska stworzyła portret himalaistki, złożony niczym elementy układanki, ze wspomnień rodziny, znajomych, oraz z książek, artykułów prasowych, audycji radiowych. A raczej podaje te elementy czytelnikowi, pozostawiając możliwość samodzielnego wyrobienia sobie opinii na temat intrygującej i tajemniczej osoby, jaką była Rutkiewicz. Sama Kamińska nie ocenia swojej bohaterki, a jedynie obiektywnie analizuje źródła.

Ja chyba najbardziej skłaniam się ku opinii himalaisty Aleksandra Lwowa, który tak opisał Rutkiewicz: „Według mnie Wanda miała dwa oblicza. Była bezwzględną, silną twardą himalaistką, a jednocześnie wrażliwą, naiwną dziewczynką, która zachowywała się czasami jak dziecko we mgle.”

Czy ta książka, mnie laikowi, pozwoliła lepiej zrozumieć alpinistów? I tak i nie. Otóż, ja doskonale rozumiem pasję. I chociaż mi zupełnie wystarczą nasze tatrzańskie dwutysięczniki, to potrafię sobie wyobrazić, jakie to uczucie pokonać własne słabości, osiągnąć coś, co dla większości ludzi jest nieosiągalne. Góry są w stanie dać ogrom szczęścia i satysfakcji. Ale uczą też pokory, nie wybaczają błędów. Im wyższe, tym sroższe. Inną sprawą jest dążenie po trupach do celu, przecenianie swoich możliwości, narażanie nie tylko własnego, ale i cudzego życia. Tego nie rozumiem i raczej nigdy nie zrozumiem,, ale myślę, że to nie czas i miejsce na dyskusję w tym temacie.
A z drugiej strony ta biografia w fascynujący sposób przybliża szaremu obywatelowi środowisko pasjonatów wspinaczki wysokogórskiej. Nie zawsze bohaterskie, krystaliczne czy zjednoczone.

Wracając do głównej bohaterki, warto poznać jej losy, ponieważ była postacią nietuzinkową. Życie samo napisało scenariusz niczym z dramatu. Jaki był jego epilog? Tajemniczy, jak sama Wanda Rutkiewicz.
A Anna Kamińska potrafiła na kilkuset stronach to życie nam przybliżyć w godnym stylu. Polecam!

PS. No i fotografie... uwielbiam

Zacznę od tego, że dla mnie w tej książce są dwie bohaterki. Pierwsza to oczywiście Wanda Rutkiewicz, a druga to sama autorka. Rzadko czytam biografie i nie czuję się mocna w ocenie tychże, ale „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci”, pochłonęła mnie zupełnie. Anna Kamińska stworzyła portret himalaistki, złożony niczym elementy układanki, ze wspomnień rodziny, znajomych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta książka zostawiła mnie z jednym wielkim znakiem zapytania. Co tu się właściwie wydarzyło? Albo, co się nie wydarzyło?
Pomijając tę zagadkę i całą historię realną, lub nie, „Legenda o samobójstwie” to ciekawy portret psychologiczny zagubionego człowieka. Emocjonalna huśtawka. Przy niełatwej opowieści o ludzkich relacjach, zwątpieniu, poszukiwaniu odpowiedzi, sam język i styl autora jest bardzo przystępny. Ale klimat raczej depresyjny, stąd przemyślcie dobrze czas i miejsce, zanim zagłębicie się w treść, którą mimo wszystko warto poznać.

Ta książka zostawiła mnie z jednym wielkim znakiem zapytania. Co tu się właściwie wydarzyło? Albo, co się nie wydarzyło?
Pomijając tę zagadkę i całą historię realną, lub nie, „Legenda o samobójstwie” to ciekawy portret psychologiczny zagubionego człowieka. Emocjonalna huśtawka. Przy niełatwej opowieści o ludzkich relacjach, zwątpieniu, poszukiwaniu odpowiedzi, sam język i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zapewne większość z Państwa kojarzy ten tytuł. Chyba nikomu nie muszę przedstawiać Scarlett O’Hara, czy Retta Buttlera? Ośmielę się też stwierdzić, iż wielu z Was oglądało, przynajmniej fragment, słynnego filmu. Ja tę historię znam już praktycznie od dziecka. I szczerze mówiąc zawsze kojarzyła mi się głównie z opowieścią o miłości, wręcz z ckliwym melodramatem. Aż pewnego dnia obejrzałam cały film nieco uważniej. I odkryłam w nim coś więcej. Ale dopiero teraz, po lekturze książki, jestem pewna, że „Przeminęło z wiatrem” to nie tylko romans. W tej powieści kryje się o wiele więcej. Ze stron dzieła Margaret Mitchell wysnuwa się obraz ewoluującej, silnie podzielonej Ameryki, ze szczególnym uwzględnieniem mieszkańców Południa. To także ilustracja przemian poszczególnych jednostek, lub przeciwnie, uparta próba pozostania w dobrze znanych „ramach”, pomimo zmian zachodzących dookoła.
„Przeminęło z wiatrem” to nie tylko Scarlett i Rett (którzy de facto dla mnie zawsze będą mieli twarze Vivien Leigh i Clarka Gable’a), to cała plejada postaci, które można polubić, lub znienawidzić. A później, po analizie ich sytuacji, znowu obdarzyć szacunkiem lub zmieszać z błotem. Te niejednoznaczności dodają smaku i autentyczności całej powieści. W moim odczuciu, każdy z bohaterów odgrywa tu istotną rolę, także postaci drugoplanowe, czy nawet te, które pojawiają się tylko na chwilkę. Emocji, zachowań, charakterów jest tu cała gama. A wszystko to, niczym doskonała układanka, tworzy wizerunek społeczeństwa Georgii i Atlanty z czasów wojny secesyjnej i kilku lat po niej.
Żeby nie było tak słodko i kolorowo, to ja skróciłabym powieść o kilka stron. Po wciągającym początku, doskonałym rozwinięciu, epilog wydawał się nieco mdły i przeciągnięty. Ale tylko nieco ;)
„Przeminęło z wiatrem” to klasyka, którą warto poznać. Polecam.

Zapewne większość z Państwa kojarzy ten tytuł. Chyba nikomu nie muszę przedstawiać Scarlett O’Hara, czy Retta Buttlera? Ośmielę się też stwierdzić, iż wielu z Was oglądało, przynajmniej fragment, słynnego filmu. Ja tę historię znam już praktycznie od dziecka. I szczerze mówiąc zawsze kojarzyła mi się głównie z opowieścią o miłości, wręcz z ckliwym melodramatem. Aż pewnego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wiedźmin. Szpony i kły Nadia Gasik, Katarzyna Gielicz, Przemysław Gul, Piotr Jedliński, Sobiesław Kolanowski, Beatrycze Nowicka, Andrzej W. Sawicki, Michał Smyk, Barbara Szeląg, Jacek Wróbel, Tomasz Zliczewski
Ocena 6,8
Wiedźmin. Szpo... Nadia Gasik, Katarz...

Na półkach: , , , ,

Zbiór opowiadań stworzonych z okazji 30-tki Wiedźmina przez różnych autorów. Odmienne były koncepcje. Jedne przypadły mi do gustu bardziej, inne mniej. Pojawiło się kilku starych znajomych. Powstali też nowi bohaterowie. Sądzę, że warto przeczytać, bo w końcu, czemu nie? :)

Zbiór opowiadań stworzonych z okazji 30-tki Wiedźmina przez różnych autorów. Odmienne były koncepcje. Jedne przypadły mi do gustu bardziej, inne mniej. Pojawiło się kilku starych znajomych. Powstali też nowi bohaterowie. Sądzę, że warto przeczytać, bo w końcu, czemu nie? :)

Pokaż mimo to

Okładka książki Śpiące królewny Owen King, Stephen King
Ocena 6,7
Śpiące królewny Owen King, Stephen ...

Na półkach: , , ,

Historia całkiem ciekawa. Czyta się szybko. A jednak jakiś lekki niedosyt pozostawiła. Nie wiem ile w tej powieści Stephena a ile Owena, ale Kinga seniora stać na więcej. Niemniej polecam, fanom Kinga chyba nie muszę, ale poszukującym niebanalnych powieści też może się spodobać.

Historia całkiem ciekawa. Czyta się szybko. A jednak jakiś lekki niedosyt pozostawiła. Nie wiem ile w tej powieści Stephena a ile Owena, ale Kinga seniora stać na więcej. Niemniej polecam, fanom Kinga chyba nie muszę, ale poszukującym niebanalnych powieści też może się spodobać.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

1. "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" Magdalena Knedler
Powieść w duchu królowej kryminałów, Agathy Christie.
Przyjemna lektura. Styl autorki przystępny. Pomysł ciekawy. Intrygujące postaci.
Nie jest to powieść, gdzie akcja pędzi jak woda w górskim strumyku. Na całość składa się głównie rozmowa i dedukcja. Jednak fani panny Marple czy Herkulesa Poirot chyba nie będą mieli nic przeciwko? Jest ofiara, a nawet dwie i wielu podejrzanych. Z pozoru nic ich nie łączy. Ale każdy ma tajemnice. Tylko czy ktokolwiek miał motyw?
Przyznam, że autorce udało się mnie zwieść. Dość późno wytypowałam mordercę. Chociaż przy rozwiązaniu pojawił mi się lekki zgrzyt, to jednak nie na tyle poważny, aby odebrał mi przyjemność z lektury.

No i nie byłabym sobą gdybym nie czepnęła się kilku drobiazgów. Najbardziej nie podobało mi się, że dwóch doświadczonych stróżów prawa, już na samym początku włącza do drużyny obcą dziewczynę, która de facto powinna być jedną z głównych podejrzanych. Na szczęście poza tym "incydentem" wszystko się sprawnie układa w logiczną całość i prowadzi do ciekawego rozwiązania.
"Nie całkiem białe Boże Narodzenie" to lekka i interesująca propozycja nie tylko na długie, zimowe wieczory, ale sprawdzi się także jako wakacyjna lektura.

1. "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" Magdalena Knedler
Powieść w duchu królowej kryminałów, Agathy Christie.
Przyjemna lektura. Styl autorki przystępny. Pomysł ciekawy. Intrygujące postaci.
Nie jest to powieść, gdzie akcja pędzi jak woda w górskim strumyku. Na całość składa się głównie rozmowa i dedukcja. Jednak fani panny Marple czy Herkulesa Poirot chyba nie będą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od lektury pierwszego tomu minął już prawie rok i to chyba wpłynęło na mój odbiór drugiej części. Mianowicie trochę czasu zajęło mi wczucie się w losy kolejnych pokoleń rodziny Jaszi. Gdzieś tam w zakamarkach umysłu, krążyłam wokół tego co działo się wcześniej, co spotkało Stazję, Kristine, Kitty i Kostię.
W końcu jednak wciągnęłam się i w tę historię, aczkolwiek tym razem nie towarzyszyły mi tak silne emocje jak wcześniej (kiedy przypomnę sobie historię Kitty, nadal mam ciarki). Jedno muszę przyznać autorce, ma talent do przelewania uczuć bohaterów na czytelnika. Rola przekładu też jest w tym przypadku niemała.
Podoba mi się również sposób kreowania postaci przez H. Autorka nie stworzyła postaci jednoznacznie pozytywnych lub negatywnych. To zwyczajni ludzie, kształtowani w pewien sposób przez rzeczywistość, w jakiej przyszło im żyć. Podejmują wybory i ponoszą ich konsekwencje.
"Ósme życie" to piękna saga rodzinna, ukazująca społeczeństwo gruzińskie w ciągu niemal całego stulecia. Bardzo ciekawa i mądra pozycja. Skłania do refleksji. Wydaję mi się, że warto poświęcić uwagę tej powieści.

Od lektury pierwszego tomu minął już prawie rok i to chyba wpłynęło na mój odbiór drugiej części. Mianowicie trochę czasu zajęło mi wczucie się w losy kolejnych pokoleń rodziny Jaszi. Gdzieś tam w zakamarkach umysłu, krążyłam wokół tego co działo się wcześniej, co spotkało Stazję, Kristine, Kitty i Kostię.
W końcu jednak wciągnęłam się i w tę historię, aczkolwiek tym razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”

Po zamknięciu ostatniej strony, zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem tej książki. Co w niej jest takiego, że zbiera same pozytywne recenzje? Ja chyba jeszcze nie natknęłam się na te negatywne. Owszem zdarzały się jakieś drobne uwagi, ale w rezultacie ocena i tak była wysoka.
A przecież to taka zwykła historia. O ludziach, o wyborach i ich konsekwencjach. O tolerancji, miłości i nienawiści. O strachu i cierpieniu. O przeżywaniu i umieraniu. O istnieniu i przeznaczeniu. Krótko mówiąc, to opowieść o życiu. Bardzo realistyczna, chociaż osnuta bardzo delikatną mgiełką tajemniczości, nierealności.
Nie dygotałam z emocji, czytając powieść Małeckiego. Ale i nie mogłam się oderwać od losów bohaterów. Sukces „Dygotu” tłumaczę tym, że lubimy czytać zwykłe – niezwykłe historie, jakie mogą się dziać tuż obok nas, za ścianą. Niemały wpływ na odbiór lektury ma również warsztat pisarza, a w przypadku pana Małeckiego, odważę się stwierdzić, że stoi on na wysokim poziomie. Ciężko mi oceniać po jednej powieści, ale „Dygot” pozwala mieć nadzieję, że także inne tytuły tego autora będą ucztą dla czytelnika.
Chcąc być obiektywna, powinnam się czegoś przyczepić. Może tylko tyle, że o ile bardzo wczułam się w losy Wiktora, Emilii i ich rodziców, o tyle historia Sebastiana przeleciała mi tak trochę za szybko, trochę od niechcenia. Tak jakby autor więcej serca włożył w dzieje seniorów niż najmłodszego pokolenia. Ale to naprawdę szukanie na siłę dziury w całym. Wszystko czego oczekuję po książce dostałam, łącznie z zapachem stron i przyciągającą uwagę okładką ;) .
Podsumowując, kawał dobrej literatury.

„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”

Po zamknięciu ostatniej strony, zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem tej książki. Co w niej jest takiego, że zbiera same pozytywne recenzje? Ja chyba jeszcze nie natknęłam się na te negatywne. Owszem zdarzały się jakieś drobne uwagi, ale w rezultacie ocena i tak była wysoka.
A przecież to taka zwykła historia. O...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Przecież mówiłem ci o niedobrych książkach. Trudno sobie wyobrazić większy ból głowy.”

Kiedy w jednym z marketów zauważysz w koszu takiego „grubasa” (623 strony), do tego powieść historyczną i to jeszcze o książkach w cenie 4,99 zł, to czy przejdziesz obojętnie? Dla mnie to była zbyt silna pokusa. W sumie okazało się, że to całkiem dobrze wydane prawie 5 złotych.

„Warsztat książek zakazanych” to powieść nawiązująca do historii powstania prasy drukarskiej. Jest to jedynie fikcja literacka, ale ciekawie ukazująca XV – wieczną Kolonię i obowiązujące w niej reguły.

Nie do końca przekonał mnie język tej powieści. Nie wiem czy to wina przekładu, czy styl autora, ale momentami umykało mi, że te wydarzenia dzieją się w średniowieczu. Zabrakło specyficznej atmosfery, a niektóre dialogi wręcz wyprzedzały swoją epokę według mnie.

Ponadto akcja płynie raczej spokojnym nurtem, bez większych zrywów. Może pod koniec nieznacznie przyśpiesza, ale nie ma się co nastawiać na galopadę, raczej powolny kłusik ;). Mimo wszystko ta powieść mnie pochłonęła. Być może ten prosty, łatwy w odbiorze styl, może nieskomplikowana fabuła, pozwoliły mi dobrnąć do samego końca i nawet poczuć satysfakcję z lektury.

„Warsztat książek zakazanych” polecałabym szczególnie osobom, które lubią powieść historyczną, średniowiecze, tematykę związaną z wynalazkami w dziejach świata (w tym przypadku – druk). Jednocześnie nie oczekują nagłych zwrotów akcji, wielkich uniesień czy wachlarza emocji.
I na koniec jeszcze taka ciekawostka, z noty autora możemy się dowiedzieć, że ta książka „jest hołdem dla wynalazców. Oni wybiegają myślą naprzeciw potrzebom ludzkości, podejmują wyzwania, wspomagają postęp. Do innych należy właściwe stosowanie ich wynalazków.”

„Przecież mówiłem ci o niedobrych książkach. Trudno sobie wyobrazić większy ból głowy.”

Kiedy w jednym z marketów zauważysz w koszu takiego „grubasa” (623 strony), do tego powieść historyczną i to jeszcze o książkach w cenie 4,99 zł, to czy przejdziesz obojętnie? Dla mnie to była zbyt silna pokusa. W sumie okazało się, że to całkiem dobrze wydane prawie 5...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Proste czytadło o tym, że biednemu zawsze wiatr w oczy, ale kiedy ma się kogoś, dla kogo warto żyć, nie ma rzeczy niemożliwych. Nawet jeśli tym kimś jest kot.

Żadna tam górnolotna literatura, co akurat w tym przypadku jest na miejscu. W końcu to wspomnienia chłopaka z ulicy, więc zagmatwany styl i wyszukany język byłyby mało wiarygodne i zbyt szorstkie. A tak mamy przyjemną w odbiorze historię nieciekawego życia Jamesa Bowena, którego los odmienia się gdy na jego drodze staje rudy kot Bob.

Polecam jako przerywnik pomiędzy „cięższymi” tytułami. Czyta się błyskawicznie. Wydaje mi się, że ta książka najbardziej spodoba się miłośnikom kotów, ponieważ zdecydowanie, podobnie jak na ulicach Londynu, tak i na kartach tej powieści większość uwagi kradnie zwierzak.

Proste czytadło o tym, że biednemu zawsze wiatr w oczy, ale kiedy ma się kogoś, dla kogo warto żyć, nie ma rzeczy niemożliwych. Nawet jeśli tym kimś jest kot.

Żadna tam górnolotna literatura, co akurat w tym przypadku jest na miejscu. W końcu to wspomnienia chłopaka z ulicy, więc zagmatwany styl i wyszukany język byłyby mało wiarygodne i zbyt szorstkie. A tak mamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Piętnaście lat sekretarzowania takiej osobie? Doprawdy, nie było w tym nic zwyczajnego.”

Nie czytam poezji, bardzo rzadko sięgam po biografie. Dlaczego zatem przeczytałam „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”? Znalazłam tę książkę pod choinką i właściwie od razu naszło mnie przeczucie, że to będzie dobra, bardzo dobra książka. Może podziałała na mnie niewyjaśniona magia osoby pani Szymborskiej? A może po prostu nie wypada tak mało wiedzieć o kimś, kto uczynił tak wiele dla polskiej literatury? A może ta piękna fotografia poetki zdobiąca okładkę sprawiła, że nie mogłam się doczekać lektury? Ale dość gdybania, teraz o samej książce.

Michał Rusinek towarzyszył Wisławie Szymborskiej przez piętnaście lat. Przez ten czas miał okazję poznać poetkę lepiej niż większość ludzi. Ona nazywała go swoim „pierwszym sekretarzem” („lepszym od Bieruta”) Swoje wspomnienia Rusinek zawarł właśnie w tej biografii.
„Mam łzy w oczach, kiedy wstaje pani Wisława. I wybucham śmiechem, kiedy wykonuje piruet, kłaniając się najpierw publiczności, a potem członkom Szwedzkiej Akademii, choć miało być na odwrót. Wzruszenie i rozbawienie – ta mieszanka będzie mi towarzyszyć jeszcze wiele razy.” (str. 44)

„Wzruszenie i rozbawienie” towarzyszyło także mnie w czasie lektury. Towarzyszą nawet teraz, kiedy próbuję opisać swoje wrażenia. Z biografii wyłania się portret niezwykłej, choć zupełnie zwyczajnej kobiety. Starszej pani, która zatrzymała się w innej epoce. Kiedy czytałam na przykład o organizowanych przez nią loteryjkach (w których między innymi, można było wygrać coś, co kiedyś się gospodyni osobiście wręczyło), miałam wrażenie jakby to wszystko działo się jeszcze w ubiegłym wieku. I to w pierwszej połowie. Wszystko takie trochę niedzisiejsze.

Zaryzykuję stwierdzenie, że ta pięknie napisana biografia, otworzyła mi oczy, nie tylko na twórczość Szymborskiej, ale też obudziła chęć poznania poezji w ogóle. I nie wydaje mi się, żeby to był chwilowy kaprys. Nadrabiam zaległości. Zapoznaję się z poezją noblistki i jestem zauroczona tym jak sprawnie, jak czytelnie i jak wnikliwie „wypowiada się” poprzez wiersze, za ich pomocą analizuje rzeczywistość.

„Dla niej wiersz jest wypowiedzią, głosem w dyskusji. Zamkniętą całością. A przede wszystkim – tematem ujętym w skondensowaną formę.” (str. 250)

Nic dodać, nic ująć.
„Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej.” to książka, którą polecam każdemu bez wyjątku. Nawet jeżeli poezja to nie jest Wasz ulubiony gatunek literacki. Nawet jeśli nie sięgacie po biografie. Zapewne każdy z Was wie kim była Szymborska i nawet to, że otrzymała nagrodę Nobla. Ale warto wiedzieć więcej, bo to Ktoś, kto na tę wiedzę, na pamięć i ogromny szacunek zasługuje.
A jeśli jeszcze Was nie przekonałam, to dodam, że w książce Rusinka znajdziecie też więcej o wspomnianych już loteryjkach i związanych z nimi ciekawych sytuacjach, o tym w jaki sposób jedna ze stworzonych przez Szymborską wyklejanek trafiła do Woody’ego Allena, a nawet jak Czesław Miłosz wytłumaczył fenomen Harrego Pottera.
Polecam!

Piętnaście lat sekretarzowania takiej osobie? Doprawdy, nie było w tym nic zwyczajnego.”

Nie czytam poezji, bardzo rzadko sięgam po biografie. Dlaczego zatem przeczytałam „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”? Znalazłam tę książkę pod choinką i właściwie od razu naszło mnie przeczucie, że to będzie dobra, bardzo dobra książka. Może podziałała na mnie niewyjaśniona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Gdzie zaczyna się jeden człowiek, a kończy drugi. Zaprawdę, powiadam wam,nie ma czegoś takiego jak człowiek."

Okres międzywojenny. Warszawa podzielona na "polską" i "żydowską". Atmosfera przesiąknięta tytoniem, alkoholem, seksem i krwią. Brutalna rzeczywistość, miasto władane przez strach i przemoc, ludzie, którzy muszą walczyć o każdą sekundę życia i o zachowanie resztek godności.

Podoba mi się, że bohaterowie są niejednoznaczni. Nie ma podziału na dobrych i złych. Choć są gangsterzy i ich ofiary, to jednak role lubią się odwracać.

"Król" pozostawił we mnie poczucie wściekłości. Jestem zła na głównego bohatera za jego ostateczny wybór, ale jestem też wściekła na ludzi, którzy ludziom tworzyli/tworzą piekło na ziemi. Jeśli książka wywołuje we mnie tak silne emocje, to znaczy, że musi być dobra. I jest bardzo dobra, mocna i krwista.

Podoba mi się styl autora. Od tej historii ciężko było się oderwać. "Król" to moja pierwsza powieść Szczepana Twardocha. Ale na pewno nie ostatnia.

Polecam!

"Gdzie zaczyna się jeden człowiek, a kończy drugi. Zaprawdę, powiadam wam,nie ma czegoś takiego jak człowiek."

Okres międzywojenny. Warszawa podzielona na "polską" i "żydowską". Atmosfera przesiąknięta tytoniem, alkoholem, seksem i krwią. Brutalna rzeczywistość, miasto władane przez strach i przemoc, ludzie, którzy muszą walczyć o każdą sekundę życia i o zachowanie resztek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny " krzyczący" tytuł, powieść o której dopiero co było głośno, hit, bestseller, książka życia. "Shantaram" - tajemniczy, egzotyczny tytuł, piękna, kolorowa okładka, orientalny klimat. Do tego doskonała rekomendacja samego Jonathana Carrolla i gros pozytywnych recenzji w sieci. Czy można się oprzeć? Nie. Te wszystkie czynniki razem wzięte, wrzucone do jednego kosza i wymieszane zadziałały jak magnes na moją osobę. Nie dałam rady się oprzeć, mimo wewnętrznym ostrzeżeniom, że przecież nie mam teraz czasu na tak opasłe tomiszcze, że się na długi czas zablokuję, a tyle fajnych nowych tytułów zawitało do mnie ostatnio. Nic nie pomagało, żadne tłumaczenia. Wzięłam, przeczytałam, i niniejszym prezentuję moje subiektywne odczucia.

"Shantaram" to historia zbiegłego więźnia, którego los rzuca do Indii, a konkretnie do Bombaju. Pozbawiony przeszłości i tożsamości bohater musi odbudować swoje życie w miejscu tak różnym od tego, które znał. Inna kultura, inni ludzie, język, religia. Nawet zupełnie odmienne prawa ulicy. I w tej nieznanej rzeczywistości naszemu bohaterowi przyjdzie rozprawić się z własnym sumieniem. Tu pozna przyjaciół i wrogów. Spotka miłość. Stanie sie bohaterem dla biednych mieszkańców Bombaju oraz narzędziem w rękach mafii.

"Shantaram" to faktycznie niesamowita historia. Do tego oparta na autentycznych przeżyciach autora. Barwna i egzotyczna jak same Indie. Brutalna i bezwzględna. A chwilami zabawna, delikatna, efemeryczna.

Powieść Robertsa urzeka swym klimatem. Chociaż w głównej mierze autor podsuwa czytelnikowi pod nos brudne, ubogie, chore, zgniłe opary indyjskich dzielnic, to jednak, robi to w taki sposób, że nie odstręcza, a przeciwnie, zachęca żeby zobaczyć wszystko na własne oczy. I wrażenie trochę takie jest, jakbyś towarzyszył głównemu bohaterowi na każdym kroku. Stał tuż za jego plecami, patrzył jego oczami, oddychał jego płucami, słyszał jego uszami, smakował jego ustami, dotykał jego palcami.

"Shantaram" to przede wszystkim opowieść o ludziach, ich uczuciach, wyznawanych wartościach, różnicach kulturowych i związanych z tym sytuacji. Do tego bogata w cały wachlarz sentencji, przemyśleń, prawd opisujących egzystencję człowieka.

"Wszyscy podjęliśmy się ogromnej odpowiedzialności i uciążliwych obowiązków, lecz nikt się nie wahał. To typowe dla ludzkiej natury, że często najlepsze cechy, które w kryzysie ujawniają się szybko, trudno znaleźć w czasach dobrobytu. Wszystkie nasze cnoty nabierają kształtu w walce."

Prawdziwe, zgadzacie się? A podobnych stwierdzeń i refleksji znajdziecie tu dużo więcej. Zapewne niejednokrotnie w trakcie lektury pomyślicie, jak Roberts trafnie ujmuje rzeczywistość świata i rządzących nim praw.

W skrócie, porządna proza pełna ciekawych scen i naładowana emocjami różnego gatunku. Wszystko to zapewne sprawiło, że "Shantaram" odniosła taki sukces. Ale, ponieważ nie byłabym sobą, gdyby nie pomarudziła trochę, to teraz pozwolę sobie ponarzekać i mam nadzieję, że zagorzali fani tej powieści nie pożrą mnie żywcem.

Wiecie, kiedy czytam tak opasłe tomiszcze zapisane drobnym druczkiem, to chcę, inaczej, wymagam, żeby każda z tych stron, każde zdanie i każda literka trzymała mnie przy niej mocnymi więzami. Jeśli więc zaczynam natykać się na nieco rozciągniętą i przy tym nudnawą rozprawkę filozoficzną, zaczynam odczuwać zmęczenie i irytację. A znalazło się kilka fragmentów, które mnie nużyły do tego stopnia, że zastanawiałam się nawet czy nie odłożyć książki na półkę, bo żałowałam czasu, który mogłabym poświęcić innej lekturze. Ale dałam radę. W sumie, jeżeli byłam już grubo za połową, to głupio byłoby się poddać, prawda? Doczytałam do końca i jestem dumna z tego osiągnięcia. Tak to już bywa że w tej samej powieści jeden aspekt mnie zachwyca inny odrzuca. O sukcesie mogę mówić wtedy gdy ten pierwszy przeważa nad drugim. Niby nic nadzwyczajnego, normalna sprawa, która jednak zwłaszcza przy tak obszernych powieściach odgrywa zasadniczą rolę.

Ach, jeszcze jeden drobny, ale to naprawdę drobniusieńki, taki czepialski strasznie, minusik za to polubienia przez bohatera niemal wszystkich od pierwszego wejrzenia. Serio? Nawet najbardziej podejrzanych typów?

Czy zatem będę polecać "Shantaram" każdemu? Nie, na pewno nie. Ta książka wymaga absolutnego i całkowitego poświęcenia wielu chwil, dni, może nawet tygodni (w zależności jak szybko się czyta, w moim przypadku trwało to dwa tygodnie) na przeczytanie, zrozumienie, polubienie. Jeżeli wiec nie jesteście zainteresowani zupełnemu oddaniu jednej lekturze na dłużej, może powinniście odpuścić. Natomiast wszystkim pozostałym, polecam, bo to wartościowa, inteligentna powieść o orientalnym klimacie pełna nagłych zwrotów akcji. Ciekawostka na polu czytelniczym, choć gruba i zapisana drobnym druczkiem :).

Kolejny " krzyczący" tytuł, powieść o której dopiero co było głośno, hit, bestseller, książka życia. "Shantaram" - tajemniczy, egzotyczny tytuł, piękna, kolorowa okładka, orientalny klimat. Do tego doskonała rekomendacja samego Jonathana Carrolla i gros pozytywnych recenzji w sieci. Czy można się oprzeć? Nie. Te wszystkie czynniki razem wzięte, wrzucone do jednego kosza i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Życie składa się z chwil. Ulotnych, niezapomnianych, takich, których nie chce się pamiętać i takich, które wgryzają się w świadomość nie mając za żadną cenę ochoty jej opuścić"

Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, miejsce w środku lasu owiane nutką tajemnicy. Kiedyś był tam dom. Ale pewnego dnia wszystko stanęło w płomieniach.

Dziś otoczenie tętni życiem. Zarośnięte, zielone, obleczone radosnym świergotem ptaków. Taka ironia losu. O dawnych zabudowaniach przypominają jedynie wystające gdzieniegdzie fragmenty fundamentów i stare jabłonki.

W rzeczywistości to co się tam wydarzyło, to nieszczęśliwy wypadek. Ale teraz wyobraźcie sobie wakacje, grupkę dzieciaków z wyobraźnią i miejsce, w którym "coś" się stało. Przepis na przygodę gotowy.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ właśnie są wakacje. A ja jestem po lekturze książki, która przywołała wspomnienia wakacyjnych dreszczy, opowieści przy zgaszonym świetle, i tego "czegoś" czającego się w mroku...

Marek Leśniewski, wykładowca uniwersytecki, po rozwodzie postanawia odetchnąć, ułożyć swoje życie na nowo. Opuszcza więc gwarne miasto i zamieszkuje na odludziu. W domu na Wyrębach. Jedynym sąsiadem jest typ, który podobno ma nieczyste sumienie. Tak ludzie mówią, chociaż nigdy niczego mu nie udowodniono. Kiedy w domu Leśniewskiego zaczynają dziać się podejrzane rzeczy, ten w pierwszej kolejności podejrzewa sąsiada. Jednak wkrótce wydarzy się coś, co karze bohaterowi zweryfikować swoje domysły. Z mroku nocy wyłania się zło w czystej postaci, a każde jego nadejście zwiastuje pohukiwanie puszczyka...

"Dom na Wyrębach" przypadkiem wpadł w moje ręce w bibliotece. Zaciekawiła mnie okładka. Przeczytałam opis i notkę o autorze, z której wynikała jego fascynacja opisami przyrody i wierzeniami ludowymi. "W moim klimacie", pomyślałam sobie i bez wahania zabrałam do domu. Oczekiwałam grozy, obgryzania palców, lęków przed wstawaniem w nocy do łazienki. Ale nie było tak źle. Albo tak dobrze, bo w sumie oczekiwałam gęsiej skórki.

Stefan Darda uraczył mnie powieścią z ciekawym pomysłem, dobrą fabułą, dobrze wykreowanymi bohaterami. Przypadł mi do gustu styl autora, konkretny i dopracowany. Jednak dla mnie trochę za dużo było wynurzeń głównego bohatera, a za mało scen mających budzić przerażenie. Te wydawały mi się tak za krótkie. Szybko mijały. Nie zdążyłam nawet pomyśleć o tym żeby się trochę pobać. Po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że popełniłam zasadniczy błąd. Otóż, książki takie jak "Dom na Wyrębach" NIE CZYTA SIĘ za dnia, w pełnym słońcu. Nie działa ona tak na wyobraźnię. Ale, gdybym zabrała ją na wakacje, zwłaszcza spędzone w domu w lesie, albo jeszcze lepiej, pod namiotem i czytałabym w świetle świec, lub w czasie burzy szalejącej na zewnątrz, wtedy odbiór tej powieści mógłby być właściwy.

Podsumowując, "Dom na Wyrębach" to powieść z klimatem, do tego taka nasza słowiańska. Ciekawa propozycja nie tylko na letnie wieczory. Dla tych co lubią się czasem przestraszyć. Dla wielbicieli tajemniczych miejsc ukrytych w pięknych, polskich lasach i nie tylko. Także dla tych, których interesują wierzenia ludowe, bo na nich właśnie wszystko się opiera.

"Życie składa się z chwil. Ulotnych, niezapomnianych, takich, których nie chce się pamiętać i takich, które wgryzają się w świadomość nie mając za żadną cenę ochoty jej opuścić"

Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, miejsce w środku lasu owiane nutką tajemnicy. Kiedyś był tam dom. Ale pewnego dnia wszystko stanęło w płomieniach.

Dziś otoczenie tętni życiem. Zarośnięte,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja ze strony: http://interpretacje-magdy.blogspot.com/2016/06/osme-zycie-dla-brilki-nino-haratischwili.html

"Historie nakładają się, zachodzą na siebie, są z sobą zrośnięte, a ja próbuję rozsupłać ten kłąb, bo przecież rzeczy trzeba opowiadać po kolei. Nie da się ująć w słowa jednoczesności świata"

Obiecałam sobie, że nie będę się rzucać na nowości czytane i zachwalane aktualnie przez wszystkich. A mam słabość do takich. Łatwo daję się przekonać zapewnieniom o kolejnym " bestsellerze". Niestety już nie raz się zawiodłam. "Ósme życie" to kolejny przykład mojej słabej woli. Czy jednak żałuję, że nie oparłam się pokusie? Absolutnie nie. Dawno już żadna książka nie wywołała we mnie tak wielu emocji jak powieść Nino Haratischwili.

Po zakończonej lekturze byłam tak przeładowana uczuciami w głównej mierze pozytywnymi, że musiałam odczekać chwilę aby na spokojnie zebrać myśli i przeanalizować chłodno plusy jak i minusy tej powieści. Zacznę od tego, że sama historia oryginalna nie jest. Ileż to sag rodzinnych, przeróżnych, tych z przeszłości, z historią w tle przewija się przez rynek czytelniczy? Mnóstwo. Dzieje rodów na przestrzeni lat, "urozmaicane" dodatkowo różnymi nieszczęściami typu wojny to idealny motyw wciągającej powieści. Trzeba tylko dobrze podejść do tematu. Stworzyć nieszablonowych bohaterów. A przy tym warto znać ówczesne realia, aby także tło historyczne uwierzytelniało opisywane wydarzenia. Nino Haratischwili udało się stworzyć właśnie taką powieść. Barwną, ciekawą, inteligentną. I bardzo realną.

"Jak mało wiemy - pomyślała. - My, którzy pozostaliśmy, my, niemi, jak bardzo boimy się tego, co czeka nas na końcu. Jak bardzo nienawidzimy, gdy nasi bliscy nas pozostawiają, i jak mało możemy uczynić, żeby tak się nie stało."

Nica należy do starego, szanowanego gruzińskiego rodu. Kobieta postanawia opowiedzieć historię familii swej niepokornej siostrzenicy, Brilce. Opowieść rozpoczyna od prapradziadka, fabrykanta czekolady i jego czterech córek. Tłem dla dziejów rodziny staną się burzliwe wydarzenia początku XX wieku, w tym Pierwsza Wojna Światowa. Ówczesne realia weryfikują marzenia młodych ludzi oraz kształtują losy tych, jak i następnych pokoleń. Dodatkowego smaczku dodaje przepyszna i aromatyczna gorąca czekolada. Napój o kojących właściwościach, który może też okazać się zdradziecki i niebezpieczny.

A co mogę powiedzieć o bohaterach powieści Haratischwili? Cóż, można ich polubić lub znienawidzić. Rozumieć ich postępowanie, lub je potępiać. Ale na pewno nie można określić ich papierowymi, mdłymi, bezpłciowymi. To ludzie z krwi i kości, kreowani przez otaczające realia. Brutalnie skonfrontowani z życiem.
W losy fikcyjnych bohaterów, autorka wplotła autentyczne postaci, dobrze znane z kart historii. Nie wymienia ich z nazwiska, ale ktoś kto choć troszeczkę orientuje się w dziejach XX wieku, bez trudu odgadnie o kogo chodzi. Moim zdaniem to bardzo trafny zabieg, dzięki któremu chce się aż powiedzieć; "To sama prawda".

O fabule można jeszcze dużo pisać, ale ja się powstrzymam. Nie chcę więcej zdradzać, niech każdy sam się zagłębi w treść i rozkoszuje tą opowieścią.

Chociaż bardzo się staram, to nie potrafię wskazać słabych stron "Ósmego życia". Naprawdę podobała mi się ta powieść. Nie mogę nic zarzucić ani fabule ani bohaterom, ani tym bardziej stylowi autorki. Ten jest inteligentny, dojrzały. Haratischwili doskonale oddaje uczucia towarzyszące bohaterom jej powieści. Każdej sytuacji nadaje bardzo trafną oprawę emocjonalną. Przy tym wystrzega się przesadyzmu. Każdy wątek poprowadzony jest z wyczuciem, czy to chodzi o drobne i krótkie chwile szczęścia, czy sceny brutalne jak przesłuchanie jednej z bohaterek przez NKWD.

"Dlaczego wspominam o tym szczególe? Bo przełożenie terminu ślubu Kostii doprowadziło do mojego obecnego spotkania z tobą, Brilko. Jego rezultatem było bowiem wiele ważnych wydarzeń, których konsekwencją jesteśmy ty i ja."

Nie od dziś wiadomo, że "z własną rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach", "rodziny się nie wybiera" i inne tego typu trafne mniej lub bardziej stwierdzenia. Jedno nie ulega wątpliwości. To jaką drogę obiorą nasi przodkowie, nie pozostaje bez wpływu na nasze życie, na to z jakiego miejsca w świecie wystartujemy. Ale trzeba pamiętać także o tym, że na wybory naszych rodziców, dziadków, pradziadków, wpływ miało też środowisko i realia w jakich przyszło im żyć. Powieść Haratischwili skłania do takich przemyśleń. Zwraca też uwagę na to, że pamięć o własnym pochodzeniu jest bardzo ważna i powinna być pielęgnowana.

Nie wiem co jeszcze pisać, czym jeszcze Was przekonać, że po "Ósme życie" warto sięgnąć. Ja niecierpliwie czekam na dalsze losy rodziny Jaszi i jej kolejnych pokoleń, które prawdopodobnie ukarzą się już jesienią. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznać tej historii, jeśli macie wątpliwości, gorąco zachęcam, dajcie się porwać.W internecie traficie na wiele pozytywnych opinii i tej powieści. Ja się do nich z czystym sumieniem przyłączam. "Ósme życie" to nie jest kolejna podpucha, ale naprawdę wartościowa książka.

Recenzja ze strony: http://interpretacje-magdy.blogspot.com/2016/06/osme-zycie-dla-brilki-nino-haratischwili.html

"Historie nakładają się, zachodzą na siebie, są z sobą zrośnięte, a ja próbuję rozsupłać ten kłąb, bo przecież rzeczy trzeba opowiadać po kolei. Nie da się ująć w słowa jednoczesności świata"

Obiecałam sobie, że nie będę się rzucać na nowości czytane i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętacie swoje marzenia z czasów szkolnych? Planowaliście swoją przyszłość, snuliście przypuszczenia kim będziecie, gdzie zamieszkacie, jak potoczy się Wasze życie. Podobne było z trzema bohaterkami tej powieści. Najlepsze przyjaciółki, nierozłączne. "Te Trzy". Bliższe sobie niż własne rodzeństwo. Prawie siostry.

Teodorę, Jolę i Aleksandrę poznajemy w czasie kiedy ich drogi mają się rozejść. Dziewczyny właśnie zdały maturę i wybieramy się na studia. Każda wybrała inny kierunek. Teo miała nawet wyjechać z rodzinnej Bydgoszczy do Poznania. Przyjaciółki postanowiły jednak utrzymać łączącą ich więź. Każda z nich miała też marzenia. Niby prozaiczne, o domku z ogródkiem, o szczęśliwej rodzinie. A życie zweryfikowało te plany.

Pomysł autorki, może mało oryginalny, jednak ciekawy. Mądrze poprowadzona fabuła mogła by stworzyć miejscami ciepłą a miejscami wzruszającą historię o tym jak życie potrafi dać w kość, o sile prawdziwej przyjaźni, o radością i skutkach dnia codziennego. Niestety "Prawie siostry" to powieść nudna, infantylna i właściwie zupełnie o niczym. Przykro mi to pisać, bo miałam przyjemność czytać tej autorki "Kamienicę przy Kruczej" i urzekła mnie ta historia. Miała w sobie "coś". Natomiast "Prawie siostry" zaczęłam czytać z zapałem a skończyłam z poczuciem znużenia i irytacji.

Zacznę od bohaterów. Na pierwszym planie są trzy przyjaciółki, dookoła których przewijają się rodziny, kochani mniej lub bardziej mężczyźni, znajomi, dzieci, psy i koty też. Joli nie polubiłam od początku. Takie ciepłe kluchy z niej. Właściwie to nawet była mi obojętna. Aleksandrę nawet darzyłam pewną sympatią i zrozumieniem, do pewnego momentu (naprawdę bywają tak durne kobiety?). Najjaśniejszą gwiazdą na tym nieudolnym firmamencie postaci świeciła jeszcze Teodora. Jej jako jedynej właściwie nie mam powodu się specjalnie czepiać. O postaciach drugoplanowych nie ma się co rozpisywać. Są, mieszają w losach przyjaciółek, ale nie wyróżniają się niczym szczególnym.

Całej historii brak polotu a sytuacje są naiwne do bólu. I te powtarzalne sceny, niemal te same dialogi w różnych sytuacjach. Do tego często musiałam sobie uświadamiać, że większość wydarzeń ma miejsce w XXI wieku. Bo klimat jest taki jakby z przeszłości, niedzisiejszy, odrealniony. Swoją drogą, może właśnie w tym trzeba upatrywać wyższość "Kamienicy przy Kruczej" nad tą powieścią? Widać autorka zdecydowanie lepiej czuje się pisząc o przeszłości. A może też taki styl i język bardziej pasują do ubiegłego wieku.

Czuję lekki zawód, bo bardzo chciałam cieszyć się tą książką. Wynieść coś wartościowego z jej treści. Polecić Wam dobrą i mądra powieść obyczajową, a nie mogę tego zrobić. Pozostaje mi tylko dać autorce jeszcze jedną szansę i sięgnąć po inna jej powieść. Na półce czeka już "Ostatni list" wygrany w konkursie na zakurzonapolka.pl. Chciałabym wierzyć, że "Prawie siostry" to chwilowy spadek formy autorki a inne jej książki okażą się lepsze.

Pamiętacie swoje marzenia z czasów szkolnych? Planowaliście swoją przyszłość, snuliście przypuszczenia kim będziecie, gdzie zamieszkacie, jak potoczy się Wasze życie. Podobne było z trzema bohaterkami tej powieści. Najlepsze przyjaciółki, nierozłączne. "Te Trzy". Bliższe sobie niż własne rodzeństwo. Prawie siostry.

Teodorę, Jolę i Aleksandrę poznajemy w czasie kiedy ich...

więcej Pokaż mimo to