-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
„Nie odkładasz aby czegoś na później?”
Autor, na którym jeszcze nigdy się nie zawiodłam. „Ślady” to cudowna kompozycja. Ciężko mi ubrać myśli w słowa po tej lekturze, dlatego swoje wrażenia podeprę cytatami.
„Ślady” to zbiór OPOWIADAŃ o życiu. Bo „Życie z powieścią nie ma nic wspólnego (...) Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne.”
„Ślady” to opowiadania o CZŁOWIEKU. I o tym, że w obliczu ostateczności człowiek człowiekowi równy. Nie ma pięknych ani brzydkich. Nie ma biednych ani bogatych. Człowiek w obliczu końca jest człowiekiem „I tak zostanie po nim zaledwie kilka bladych śladów.”
„Nie odkładasz aby czegoś na później?”
Autor, na którym jeszcze nigdy się nie zawiodłam. „Ślady” to cudowna kompozycja. Ciężko mi ubrać myśli w słowa po tej lekturze, dlatego swoje wrażenia podeprę cytatami.
„Ślady” to zbiór OPOWIADAŃ o życiu. Bo „Życie z powieścią nie ma nic wspólnego (...) Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne.”
„Ślady” to...
2018-01-25
Zbiór opowiadań stworzonych z okazji 30-tki Wiedźmina przez różnych autorów. Odmienne były koncepcje. Jedne przypadły mi do gustu bardziej, inne mniej. Pojawiło się kilku starych znajomych. Powstali też nowi bohaterowie. Sądzę, że warto przeczytać, bo w końcu, czemu nie? :)
Zbiór opowiadań stworzonych z okazji 30-tki Wiedźmina przez różnych autorów. Odmienne były koncepcje. Jedne przypadły mi do gustu bardziej, inne mniej. Pojawiło się kilku starych znajomych. Powstali też nowi bohaterowie. Sądzę, że warto przeczytać, bo w końcu, czemu nie? :)
Pokaż mimo to2018-01-03
1. "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" Magdalena Knedler
Powieść w duchu królowej kryminałów, Agathy Christie.
Przyjemna lektura. Styl autorki przystępny. Pomysł ciekawy. Intrygujące postaci.
Nie jest to powieść, gdzie akcja pędzi jak woda w górskim strumyku. Na całość składa się głównie rozmowa i dedukcja. Jednak fani panny Marple czy Herkulesa Poirot chyba nie będą mieli nic przeciwko? Jest ofiara, a nawet dwie i wielu podejrzanych. Z pozoru nic ich nie łączy. Ale każdy ma tajemnice. Tylko czy ktokolwiek miał motyw?
Przyznam, że autorce udało się mnie zwieść. Dość późno wytypowałam mordercę. Chociaż przy rozwiązaniu pojawił mi się lekki zgrzyt, to jednak nie na tyle poważny, aby odebrał mi przyjemność z lektury.
No i nie byłabym sobą gdybym nie czepnęła się kilku drobiazgów. Najbardziej nie podobało mi się, że dwóch doświadczonych stróżów prawa, już na samym początku włącza do drużyny obcą dziewczynę, która de facto powinna być jedną z głównych podejrzanych. Na szczęście poza tym "incydentem" wszystko się sprawnie układa w logiczną całość i prowadzi do ciekawego rozwiązania.
"Nie całkiem białe Boże Narodzenie" to lekka i interesująca propozycja nie tylko na długie, zimowe wieczory, ale sprawdzi się także jako wakacyjna lektura.
1. "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" Magdalena Knedler
Powieść w duchu królowej kryminałów, Agathy Christie.
Przyjemna lektura. Styl autorki przystępny. Pomysł ciekawy. Intrygujące postaci.
Nie jest to powieść, gdzie akcja pędzi jak woda w górskim strumyku. Na całość składa się głównie rozmowa i dedukcja. Jednak fani panny Marple czy Herkulesa Poirot chyba nie będą...
2017-02
„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”
Po zamknięciu ostatniej strony, zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem tej książki. Co w niej jest takiego, że zbiera same pozytywne recenzje? Ja chyba jeszcze nie natknęłam się na te negatywne. Owszem zdarzały się jakieś drobne uwagi, ale w rezultacie ocena i tak była wysoka.
A przecież to taka zwykła historia. O ludziach, o wyborach i ich konsekwencjach. O tolerancji, miłości i nienawiści. O strachu i cierpieniu. O przeżywaniu i umieraniu. O istnieniu i przeznaczeniu. Krótko mówiąc, to opowieść o życiu. Bardzo realistyczna, chociaż osnuta bardzo delikatną mgiełką tajemniczości, nierealności.
Nie dygotałam z emocji, czytając powieść Małeckiego. Ale i nie mogłam się oderwać od losów bohaterów. Sukces „Dygotu” tłumaczę tym, że lubimy czytać zwykłe – niezwykłe historie, jakie mogą się dziać tuż obok nas, za ścianą. Niemały wpływ na odbiór lektury ma również warsztat pisarza, a w przypadku pana Małeckiego, odważę się stwierdzić, że stoi on na wysokim poziomie. Ciężko mi oceniać po jednej powieści, ale „Dygot” pozwala mieć nadzieję, że także inne tytuły tego autora będą ucztą dla czytelnika.
Chcąc być obiektywna, powinnam się czegoś przyczepić. Może tylko tyle, że o ile bardzo wczułam się w losy Wiktora, Emilii i ich rodziców, o tyle historia Sebastiana przeleciała mi tak trochę za szybko, trochę od niechcenia. Tak jakby autor więcej serca włożył w dzieje seniorów niż najmłodszego pokolenia. Ale to naprawdę szukanie na siłę dziury w całym. Wszystko czego oczekuję po książce dostałam, łącznie z zapachem stron i przyciągającą uwagę okładką ;) .
Podsumowując, kawał dobrej literatury.
„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”
Po zamknięciu ostatniej strony, zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem tej książki. Co w niej jest takiego, że zbiera same pozytywne recenzje? Ja chyba jeszcze nie natknęłam się na te negatywne. Owszem zdarzały się jakieś drobne uwagi, ale w rezultacie ocena i tak była wysoka.
A przecież to taka zwykła historia. O...
2017-01
Piętnaście lat sekretarzowania takiej osobie? Doprawdy, nie było w tym nic zwyczajnego.”
Nie czytam poezji, bardzo rzadko sięgam po biografie. Dlaczego zatem przeczytałam „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”? Znalazłam tę książkę pod choinką i właściwie od razu naszło mnie przeczucie, że to będzie dobra, bardzo dobra książka. Może podziałała na mnie niewyjaśniona magia osoby pani Szymborskiej? A może po prostu nie wypada tak mało wiedzieć o kimś, kto uczynił tak wiele dla polskiej literatury? A może ta piękna fotografia poetki zdobiąca okładkę sprawiła, że nie mogłam się doczekać lektury? Ale dość gdybania, teraz o samej książce.
Michał Rusinek towarzyszył Wisławie Szymborskiej przez piętnaście lat. Przez ten czas miał okazję poznać poetkę lepiej niż większość ludzi. Ona nazywała go swoim „pierwszym sekretarzem” („lepszym od Bieruta”) Swoje wspomnienia Rusinek zawarł właśnie w tej biografii.
„Mam łzy w oczach, kiedy wstaje pani Wisława. I wybucham śmiechem, kiedy wykonuje piruet, kłaniając się najpierw publiczności, a potem członkom Szwedzkiej Akademii, choć miało być na odwrót. Wzruszenie i rozbawienie – ta mieszanka będzie mi towarzyszyć jeszcze wiele razy.” (str. 44)
„Wzruszenie i rozbawienie” towarzyszyło także mnie w czasie lektury. Towarzyszą nawet teraz, kiedy próbuję opisać swoje wrażenia. Z biografii wyłania się portret niezwykłej, choć zupełnie zwyczajnej kobiety. Starszej pani, która zatrzymała się w innej epoce. Kiedy czytałam na przykład o organizowanych przez nią loteryjkach (w których między innymi, można było wygrać coś, co kiedyś się gospodyni osobiście wręczyło), miałam wrażenie jakby to wszystko działo się jeszcze w ubiegłym wieku. I to w pierwszej połowie. Wszystko takie trochę niedzisiejsze.
Zaryzykuję stwierdzenie, że ta pięknie napisana biografia, otworzyła mi oczy, nie tylko na twórczość Szymborskiej, ale też obudziła chęć poznania poezji w ogóle. I nie wydaje mi się, żeby to był chwilowy kaprys. Nadrabiam zaległości. Zapoznaję się z poezją noblistki i jestem zauroczona tym jak sprawnie, jak czytelnie i jak wnikliwie „wypowiada się” poprzez wiersze, za ich pomocą analizuje rzeczywistość.
„Dla niej wiersz jest wypowiedzią, głosem w dyskusji. Zamkniętą całością. A przede wszystkim – tematem ujętym w skondensowaną formę.” (str. 250)
Nic dodać, nic ująć.
„Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej.” to książka, którą polecam każdemu bez wyjątku. Nawet jeżeli poezja to nie jest Wasz ulubiony gatunek literacki. Nawet jeśli nie sięgacie po biografie. Zapewne każdy z Was wie kim była Szymborska i nawet to, że otrzymała nagrodę Nobla. Ale warto wiedzieć więcej, bo to Ktoś, kto na tę wiedzę, na pamięć i ogromny szacunek zasługuje.
A jeśli jeszcze Was nie przekonałam, to dodam, że w książce Rusinka znajdziecie też więcej o wspomnianych już loteryjkach i związanych z nimi ciekawych sytuacjach, o tym w jaki sposób jedna ze stworzonych przez Szymborską wyklejanek trafiła do Woody’ego Allena, a nawet jak Czesław Miłosz wytłumaczył fenomen Harrego Pottera.
Polecam!
Piętnaście lat sekretarzowania takiej osobie? Doprawdy, nie było w tym nic zwyczajnego.”
Nie czytam poezji, bardzo rzadko sięgam po biografie. Dlaczego zatem przeczytałam „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”? Znalazłam tę książkę pod choinką i właściwie od razu naszło mnie przeczucie, że to będzie dobra, bardzo dobra książka. Może podziałała na mnie niewyjaśniona...
2017-01
"Gdzie zaczyna się jeden człowiek, a kończy drugi. Zaprawdę, powiadam wam,nie ma czegoś takiego jak człowiek."
Okres międzywojenny. Warszawa podzielona na "polską" i "żydowską". Atmosfera przesiąknięta tytoniem, alkoholem, seksem i krwią. Brutalna rzeczywistość, miasto władane przez strach i przemoc, ludzie, którzy muszą walczyć o każdą sekundę życia i o zachowanie resztek godności.
Podoba mi się, że bohaterowie są niejednoznaczni. Nie ma podziału na dobrych i złych. Choć są gangsterzy i ich ofiary, to jednak role lubią się odwracać.
"Król" pozostawił we mnie poczucie wściekłości. Jestem zła na głównego bohatera za jego ostateczny wybór, ale jestem też wściekła na ludzi, którzy ludziom tworzyli/tworzą piekło na ziemi. Jeśli książka wywołuje we mnie tak silne emocje, to znaczy, że musi być dobra. I jest bardzo dobra, mocna i krwista.
Podoba mi się styl autora. Od tej historii ciężko było się oderwać. "Król" to moja pierwsza powieść Szczepana Twardocha. Ale na pewno nie ostatnia.
Polecam!
"Gdzie zaczyna się jeden człowiek, a kończy drugi. Zaprawdę, powiadam wam,nie ma czegoś takiego jak człowiek."
Okres międzywojenny. Warszawa podzielona na "polską" i "żydowską". Atmosfera przesiąknięta tytoniem, alkoholem, seksem i krwią. Brutalna rzeczywistość, miasto władane przez strach i przemoc, ludzie, którzy muszą walczyć o każdą sekundę życia i o zachowanie resztek...
W oczekiwaniu na kolejną część historii polskich Piastów według pani Cherezińskiej, postanowiłam wreszcie sięgnąć po starsze powieści autorki. "Saga Sigrun" otwiera cykl "Północna droga", w którym miejscem akcji jest średniowieczna Skandynawia. Opowieść o wikingach? Tak , ale z perspektywy kobiet, żon, matek, sióstr i córek, które zostawały w domach podczas gdy mężczyźni podbijali świat. A konkretnie jednej kobiety, żony jarla - przywódcy. To właśnie oczami Sigrun poznajemy tamten świat, ludzi, zwyczaje.
Niby nie ma tu większych zrywów akcji, ale styl i język, w jaki autorka "ubrała" swoją powieść wyzwala ogromne emocje. Ustami głównej bohaterki przekazuje prawdziwe uczucia. Niemal lirycznym językiem oddaje wrażenia towarzyszące narodzinom dziecka, utracie bliskiej osoby a nawet sekretom małżeńskiej alkowy;).
Na koniec muszę przyznać, że o ile cykl "Odrodzone Królestwo", na które dotychczas składają się "Korona śniegu i krwi" oraz "Niewidzialna korona", polecam każdemu, bez względu na wiek, płeć czy upodobania, o tyle "Saga Sigrun" usatysfakcjonuje raczej romantyczne dusze.
W oczekiwaniu na kolejną część historii polskich Piastów według pani Cherezińskiej, postanowiłam wreszcie sięgnąć po starsze powieści autorki. "Saga Sigrun" otwiera cykl "Północna droga", w którym miejscem akcji jest średniowieczna Skandynawia. Opowieść o wikingach? Tak , ale z perspektywy kobiet, żon, matek, sióstr i córek, które zostawały w domach podczas gdy mężczyźni...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dziś zapraszam Was na kolejną pasjonującą lekcję historii z Elżbietą Cherezińską. Kontynuujmy wciągającą, pełną niebezpieczeństw i emocji przygodę zapoczątkowaną w "Koronie śniegu i krwi".
Po śmierci króla Przemysła II, kraj znów jest podzielony. Rozpoczyna się walka o tron i ponowne zjednoczenie królestwa. Przedstawiciele największych rodów pod przewodnictwem biskupa Jakuba Świnki, wybierają na władcę Starszej Polski kujawskiego księcia Władysława, zwanego Karłem. Jednak nie wszystkim ten wybór się podoba. Pretensje do tronu zgłasza książę Henryk Głogowski. Rozpoczynają się gierki i roszady, drobne utarczki i wielkie wojny, knowania i morderstwa. Książę Władysław odnosi porażkę za porażką, wkrótce zostaje skazany na banicję. Z bezkrólewia i chaosu postanawia skorzystać król Czech Vaclav II Przemyślida, któremu marzą się trzy korony czeska, węgierska i oczywiście polska. Wielcy królowie i pomniejsi książęta a także duchowieństwo i baronowie Starszej Polski kontynuują grę o tron, a każdy ma w tym swój własny interes. Dodatkową kartą przetargową staje się ręka królewny Rikissy, jedynego dziecka zmarłego króla. Sytuację zagęszcza stale rosnąca potęga zakonu krzyżackiego, a dziejom królestwa przygląda się bacznie tajemniczy lud Starszej Krwi.
W „Niewidzialnej koronie” poznajemy dalsze losy postaci znanych nam już z "Korony śniegu i krwi", jak książę Władysław, biskup Świnka, Vaclav Przemyślida, Michał Zaremba, Kalina, ale pojawiają się też nowi bohaterowie; miedzy innymi królewna Rikissa. Wszyscy ciekawi, barwni, wzbudzający skrajne emocje.
Druga część dzieła Elżbiety Cherezińskiej urzekła mnie podobnie jak pierwsza. Po raz kolejny spędziłam wiele satysfakcjonujących chwil przenosząc się w te niezwykłe czasy. Historia toczy się tu w myśl zasady, że na wojnie i w miłości, wszystkie chwyty są dozwolone. Dlatego też czekają nas wydarzenia rodem z najlepszych kryminałów czy nawet powieści fantasy, które miały, lub mogły mieć miejsce. Ponownie przed naszymi oczami ożyją i staną do walki bestie rodowe najznamienitszych panów. Nie zabraknie scen batalistycznych ani romantycznych. Dajcie się porwać tej magii i przeżyjcie wiele niezapomnianych chwil z pasjonującą lekturą.
Ciężko mi było oderwać się od tej książki. Pochłaniałam ją z wypiekami na twarzy. Kolejny raz autorka wykazała się kunsztem i zamiłowaniem do opisywanych dziejów. Bo taka historia może powstać tylko z głębi serca.
“Niewidzialna korona” należy do serii Odrodzone królestwo i stanowi jego drugą część. Każda z tych książek może być czytana oddzielnie, jednak zachęcam do zapoznania się najpierw z "Koroną śniegu i krwi". Pozwoli to być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami i odbiór kolejnego tomu na pewno będzie łatwiejszy. Ja czekam niecierpliwie na trzecią część tej fenomenalnej serii.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2015/01/niewidzialna-korona-elzbieta-cherezinska.html
Dziś zapraszam Was na kolejną pasjonującą lekcję historii z Elżbietą Cherezińską. Kontynuujmy wciągającą, pełną niebezpieczeństw i emocji przygodę zapoczątkowaną w "Koronie śniegu i krwi".
Po śmierci króla Przemysła II, kraj znów jest podzielony. Rozpoczyna się walka o tron i ponowne zjednoczenie królestwa. Przedstawiciele największych rodów pod przewodnictwem biskupa...
Z pośród premier ostatnich miesięcy, jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie był właśnie " Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Mocno uzależniłam się od kryminalnych perypetii prokuratora Teodora Szackiego. "Gniew" to już ostatnie spotkanie z tym nietuzinkowym bohaterem, dlatego radość z dobrej lektury miesza się z poczuciem żalu, że oto nastąpił koniec. Mówią, że wszystko co dobre szybko się kończy. Trylogia Miłoszewskiego zaiste jest dobra, nawet bardzo dobra. Nie zawaham się wręcz posłużyć terminem - genialna. No dobrze, ale zaczynam roztkliwiać się już nad pożegnaniem a wypadałoby zacząć od początku.
Była już Warszawa, był także Sandomierz, a teraz przyszedł czas na Olsztyn. Tym razem to właśnie w tym niedużym, warmińskim mieście, prokurator Szacki zmierzy się z kolejną zagadką do rozwiązania. Początkowo sprawa wydaje się być szybka i łatwa. W starym bunkrze zostaje znaleziony szkielet, prawdopodobnie pochodzący z czasów wojny. Ale badania wykazują coś zupełnie zaskakującego. Kości należą do mężczyzny, który żył jeszcze zaledwie kilka dni temu. Głębsze analizy wykazują, że szkielet skrywa dodatkowe niespodzianki. Szackiego czeka nie lada wyzwanie. Znalezienie sprawcy będzie niezmiernie trudne. Z każdym nowym tropem śledztwo komplikuje się coraz bardziej a kiedy dojdą do tego względy osobiste napięcie sięgnie zenitu.
Zawikłana kryminalna zagadka przeplata się z problematyką przemocy domowej, tak fizycznej jak i psychicznej. Autor jak zwykle sumiennie przygotował się do tematu. W "Gniewie" nie ma miejsca na banały czy infantylne historyjki. To rasowy, trzymający w napięciu kryminał, od którego ciężko się oderwać. Do tego bohaterowie, którzy zapadają w pamięć.
380 stron, dla jednych to dużo, dla innych, tak średnio. Ale 380 stron drobnym druczkiem może zmęczyć. Jednakże nie w tym przypadku. Tej książki się nie czyta, ją się pochłania. W recenzjach "Uwikłania" i " Ziarna prawdy" rozpływałam się już w "ochach" i "achach" nad stylem Miłoszewskiego, więc tu tylko potwierdzę, że styl ów jest nie do pobicia.
Coś się kończy aby coś mogło się zacząć. „Gniew” to zaiste godne zakończenie doskonałej serii. Oczekuję zatem na kolejne porywające powieści pana Miłoszewskiego. Chętnie poznam nietuzinkowych, mam nadzieję, bohaterów i podelektuję się wyrafinowaną prozą. Chociaż... zakończenie "Gniewu" pozostawia autorowi otwartą furtkę dla dalszych przygód Szackiego, więc może jednak kiedyś...?
Wszystkim natomiast polecam "Uwikłanie", "Ziarno prawdy" i "Gniew". Niekoniecznie w podanej kolejności, ponieważ każda część to zupełnie inna historia, inna zagadka, inni bohaterowie. Podpowiem jednak, że ze względu na wątek obyczajowy, dotyczący prywatnego życia Teodora Szackiego, prawidłowa kolejność ułatwia lepsze poznanie bohatera.
[Książka wygrana w konkursie na lubimyczytac.pl ]
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2015/01/gniew-zygmunt-mioszewski.html
Z pośród premier ostatnich miesięcy, jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie był właśnie " Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Mocno uzależniłam się od kryminalnych perypetii prokuratora Teodora Szackiego. "Gniew" to już ostatnie spotkanie z tym nietuzinkowym bohaterem, dlatego radość z dobrej lektury miesza się z poczuciem żalu, że oto nastąpił koniec. Mówią, że wszystko...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zaginiony obraz, sekret, którego odkrycie może zmienić losy świata, czworo śmiałków, w poszukiwaniu odpowiedzi... i cała reszta, która próbuje im w tym przeszkodzić. Powiało klimatem Dana Browna. Czy taki był zamysł autora, tego nie wiem. Ale wyszło jak wyszło.
Kim są osoby tego dramatu? Zofia Lorentz, urzędniczka, której praca polega na odnajdywaniu i odzyskiwaniu zaginionych dzieł sztuki, Anatol Gmitruk agent Służb Kontrwywiadu Wojskowego, od niedawna na emeryturze, Karol Boznański marszand i znawca sztuki a jednocześnie były partner Zofii, oraz Lisa Tolgfors, słynna złodziejka, najlepsza w swym fachu. Różni ich niemal wszystko, razem tworzą mieszankę wybuchową. Teraz muszą współdziałać aby osiągnąć cel, którym jest odzyskanie zaginionego w czasie wojny Portretu Młodzieńca Rafaela Santi. Uzbrojeni w znikome informacje na temat miejsca przechowywania obrazu, oraz niewielką ilość czasu i poinformowani o konieczności zachowania ścisłej tajemnicy, wyruszają w świat. Szybko okaże się, że bardzo wielu ludziom zależy na tym, aby ich misja się nie powiodła. Śladem bohaterów podążają tajni agenci i wyrafinowani „likwidatorzy”. Czy tej nie do końca dobranej czwórce uda się wyjść cało z opresji, odnaleźć zaginiony skarb i nie wywołać kolejnej wojny światowej?
Fabuła wydaje się ciekawa, ale treść, dla kogoś, kto nie interesuje się malarstwem jest ciężkostrawna. Dla mnie męczące były przeciągane opisy dotyczące technik tworzenia czy konserwacji obrazów. Ożywiałam się bardziej w momentach dotyczących szpiegostwa i kradzieży dzieł sztuki. No i wychodzi na to, że wywyższam złodziei nad artystów. Ale co zrobię, bardziej mnie to zaintrygowało.
Nie mogę powiedzieć, żeby w trakcie lektury towarzyszyły mi większe emocje. Niby wszystko w porządku, jest zagadka, są gangsterzy, groźne sytuacje, ale czegoś jednak zabrakło. Być może tym drobnym ale jakże ważnym aspektem był pazur sensacji, w "Bezcennym" mocno spiłowany.
Zygmunt Miłoszewski przyzwyczaił mnie do wymagającego stylu, dopracowanego w każdym detalu. To mocna strona jego książek. „Bezcenny” pod tym względem nie zawodzi. Autor posługuje się językiem z wyższej półki. Każdy opis, każdy dialog, każda myśl bohaterów, jest przemyślana i inteligentna. I zapewne to, co dla mnie okazało się wadą, czyli wnikliwe przedstawienie malarskiej tematyki, dla znawców i amatorów tejże, może okazać się dużym plusem.
Do bohaterów w zasadzie nie mam większych zastrzeżeń, z jednym wyjątkiem. Dawno już nie spotkałam się z tak irytująca postacią jak Zofia Lorentz. Co mnie tak bardzo denerwowało? Naiwność, świętoszkowatość, bezpłciowość postaci. Wybierajcie co chcecie. Dla mnie Zofia stanowiła najsłabsze ogniwo „fantastycznej czwórki”, ale przecież w każdym teamie ktoś „dyńda na końcu łańcucha”.
Jak już wspomniałam na początku, cała historia bardzo przypominała mi powieści Dana Browna. I o ile autora "Kodu Leonarda da Vinci" polubiłam za te nieco odrealnione historie, to Zygmunt Miłoszewski serwował do tej pory znacznie lepsze kąski.
Mimo mało ciekawej całości, zakończenie było logiczne i poprawne. No i nie powiem, ucieszyłam się kiedy przewróciłam ostatnią stronę. I tyle w temacie.
Moim subiektywnym zdaniem, za dużo informacji o obrazach za mało dramatyzmu. Do tego bardzo dużo stron (prawie 500), bardzo małą czcionką (właściwie typowe dla Miłoszewskiego i wydawnictwa W.A.B.). Zazwyczaj mi to nie przeszkadza, a tym razem i owszem.
Nie odkryłam w sobie nagłej miłości do sztuk pięknych. Nie rozumiem tego całego zamieszania wokół obrazów. Nie mówię, że nie są cenne, ale grube miliony i takie akcje? Przesada. Oj, gdybym ja te miliony miała, wiedziałabym już na co je wydawać. Kolejne książki na przykład:) Muszę być jednak sprawiedliwa i przyznać, ze pod względem merytorycznym jest to literatura na wysokim poziomie.
Cóż, pozostawiam "Bezcennego" amatorom sztuki, zafascynowanym tajemnicami wielkich dzieł, tudzież ich autorów, oraz osobom poszukującym odpowiedzi czy choćby domysłów dotyczących obrazów zaginionych w wojennej zawierusze. Ja wracam do serii o prokuratorze Szackim, bo to jest ten Miłoszewski, który bardziej mi odpowiada.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/12/bezcenny-zygmunt-mioszewski.html
Zaginiony obraz, sekret, którego odkrycie może zmienić losy świata, czworo śmiałków, w poszukiwaniu odpowiedzi... i cała reszta, która próbuje im w tym przeszkodzić. Powiało klimatem Dana Browna. Czy taki był zamysł autora, tego nie wiem. Ale wyszło jak wyszło.
Kim są osoby tego dramatu? Zofia Lorentz, urzędniczka, której praca polega na odnajdywaniu i odzyskiwaniu...
Bieguni (strannicy) to odłam staroobrzędowców, którzy wierzyli, iż aby ratować dusze przed Antychrystem, człowiek musi wyzbyć się swej tożsamości i pozostać w nieustannej podróży.
"Bieguni" Olgi Tokarczuk to najbardziej niezwykła powieść drogi, jaką dane mi było przeczytać. Bohaterowie to ludzie, dla których podróż była celem, sposobem życia lub koniecznością. Jedni podróżowali dla przyjemności poznawania nowych miejsc, kultur, tradycji inni przed czymś uciekali lub próbowali odnaleźć swoje miejsce na ziemi.
Drugim, ważnym aspektem tej książki była podróż do ludzkiego ciała. Przy czym nie tylko w pojęciu metaforycznym. Autorka poruszyła bowiem bardzo intymny, często zakazany temat ciała po śmierci, ale także zwróciła uwagę na wszelkie ułomności, wynaturzenia. Tokarczuk nie skupia się na pięknie ciała, ale przede wszystkim na tym co inne, nienaturalne, czy po prostu brzydkie.
"Bieguni" to powieść, która daje możliwość poznania podstaw filozofii podróżowania. Pomaga zrozumieć potrzebę ludzi do bycia w ciągłym ruchu i niechęć do stagnacji.
To niezwykła powieść, która zabrała mnie w podróż mimo iż nie ruszyłam sie z fotela. Po prostu magia.
I wreszcie "Bieguni" to refleksyjna, wymagająca skupienia historia. Olga Tokarczuk po raz kolejny zaserwowała mi szczere, bezpośrednie i bardzo intymne zagłębienie się w tajniki ludzkiego umysłu i ciała.
Bieguni (strannicy) to odłam staroobrzędowców, którzy wierzyli, iż aby ratować dusze przed Antychrystem, człowiek musi wyzbyć się swej tożsamości i pozostać w nieustannej podróży.
"Bieguni" Olgi Tokarczuk to najbardziej niezwykła powieść drogi, jaką dane mi było przeczytać. Bohaterowie to ludzie, dla których podróż była celem, sposobem życia lub koniecznością. Jedni...
Dziany, Nadziany, Gianni... taki zlepek nazwisk musi oznaczać ciekawą i nieco zaplątaną przygodę. Najnowsze dzieło Olgi Rudnickiej po prostu musiało trafić na moją półkę. Rudnicka jest dla mnie mistrzynią kryminału z przymrużeniem oka.
Filip Nadziany i Krystian Dziany, to koledzy ze szkoły policyjnej, których drogi się rozeszły. Obu bohaterów poznajemy w niezbyt fortunnych okolicznościach. Ten pierwszy padł ofiarą zemsty kobiety, która ośmieszyła go przed znajomymi i rodziną. Nadziany postanowił zmienić środowisko i miejsce pracy i przeniósł się do małej wsi Paszcze, do odziedziczonego po pradziadku domu, totalnej ruiny. Natomiast Dziany, zwany Krysiem, traktował swoje policyjne obowiązki z zaangażowaniem dużo większym od swych kolegów, co jednak wcale nie przysparzało mu zaszczytów. Przeciwnie, koledzy się od niego odsuwali, a kiedy wlepił mandat żonie komendanta, określając ją przy tym niezbyt pochlebnymi epitetami, miarka się przebrała i Kryś został chłopcem od najgorszej roboty, do której nikt się nie garnął. Oburzony tak jawną niesprawiedliwością bohater postanowił porzucić szeregi policji i zostać prywatnym detektywem. W rozwinięciu działalności pomaga mu brat Gianni, który para się specyficznym zajęciem. Jest, hmm... jak to określić? Porządkowym na usługach mafii;). Kolejne sploty wydarzeń doprowadzają braci do niewielkiej miejscowości, gdzie Kryś spotyka dawnego kolegę. Od tej pory ta niezwykła trójka prowadzi niebezpieczną grę ze światem przestępczym wywołując przy okazji wojnę mafii. Oj będzie się działo.
Luźny, gładki i przyjemny styl Olgi Rudnickiej nie zawodzi i tym razem. Do tego pomysłowo zafiksowana fabuła. Uśmiech mi z twarzy nie schodził. Przy czym cała farsa nic nie ujmuje zagadce kryminalnej. Szkoda tylko, że taka krótka ta książka. To chyba jej główna wada.
Nadziany, Dziany, Gianni... Policjanci i przestępca? Przestępcy i policjant? Czy trzech bohaterów w walce z przestępczym światem? W tej farsie nie ma miejsca na czerń i biel. Mamy tu całą gamę szarości. Czy może raczej kolorów wszelakich. Sprzyjał im fart w sytuacjach bez wyjścia? A może mieli pecha, że w ogóle się w nie pakowali? Cóż, własne zdanie na ten temat możecie sobie wyrobić po przeczytaniu tej powieści. A warto. Dla relaksu, uśmiechu ale i dla prawdziwej kryminalnej historii.
Polecam książkę, a ja czekam na kolejne powieści pani Rudnickiej.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/10/fartowny-pech-olga-rudnicka.html
Dziany, Nadziany, Gianni... taki zlepek nazwisk musi oznaczać ciekawą i nieco zaplątaną przygodę. Najnowsze dzieło Olgi Rudnickiej po prostu musiało trafić na moją półkę. Rudnicka jest dla mnie mistrzynią kryminału z przymrużeniem oka.
Filip Nadziany i Krystian Dziany, to koledzy ze szkoły policyjnej, których drogi się rozeszły. Obu bohaterów poznajemy w niezbyt...
2014-07-01
„Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych! Na imię mi Legion, bo nas jest wielu. Dzisiaj przysięgacie na ten poświęcony sztandar 1 Pułku Partyzanckiego Legii Nadwiślańskiej. Od dzisiaj to my jesteśmy Legion i ile sił w piersiach służyć będziemy Rzeczpospolitej!”
W szkole historia nie należała do moich ulubionych przedmiotów. Zapamiętywanie dat, postaci, wydarzeń. Kto, gdzie z kim, dlaczego i po co... brr nuda. I nagle teraz kiedy lata szkolne dawno już minęły, ja odkrywam historię na nowo. Między innymi dzięki powieściom Elżbiety Cherezińskiej właśnie. Po każdej książce autorki mam ochotę wertować temat dalej, poznawać kolejne fakty, zagłębiać się w wydarzenia minionych epok. Nie inaczej było z „Legionem” – powieścią traktującą o Brygadzie Świętokrzyskiej, która walczyła o wolność i honor ojczyzny. Jej członkowie w czasie wojny ale i po niej budzili kontrowersje. Zapomniani bohaterowie? A może zdrajcy, o których nie warto pamiętać? Postaci przedstawione w książce Cherezińskiej, historia oceniła bardzo różnie. Warto przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie. Jedno nie ulega wątpliwości, „Legion” to osiemset stron doskonałej, trzymającej w napięciu opartej na faktach powieści, która wciąga w wir wydarzeń od pierwszego do ostatniego wersu.
Głównych bohaterów poznajemy poprzez kolejne rozdziały. Każdy poświęcony konkretnym postaciom. W końcu ich drogi się krzyżują. Dzięki takiemu zabiegowi, mamy szansę wszystkich dobrze poznać, zaznajomić się z ich uczuciami, dostrzec różnice poglądów, zaobserwować w jaki sposób każdy z nich dąży do celu, którym jest wyzwolenie Ojczyzny. Wraz z nimi przypatrujemy się wydarzeniom, której miały miejsce przecież nie tak dawno temu. Bierzemy udział w intrygach, niebezpiecznych, heroicznych akcjach, przeżywamy wzloty i upadki, krótkie chwile radości i niewyobrażalne nam współczesnym cierpienia.
W książkach Elżbiety Cherezińskiej nie da się nie odczuć pasji i serca jakie autorka wkłada w swoje dzieła. Tworzy pełne emocji i trzymające w napięciu swoiste mieszanki kryminału, intrygi, romansu, czasami z lekkim zabarwieniem fantastycznym (jak w "Koronie śniegu i krwi"), starając się przy tym nie ingerować zbyt mocno w fakty historyczne. "Legion" doskonale wpisuje się w wymienione powyżej kryteria. Do tego napisany przystępnym językiem, z całym wachlarzem emocji, z prawdziwymi ludźmi, i niepozbawiony ironii staje się idealną lekturą dla miłośników powieści historycznej, dla tych, którzy chcą poznać mniej znane wydarzenia Drugiej Wojny Światowej oraz dla każdego, kto szuka literackich wrażeń na wysokim poziomie.
Elżbietę Cherezińską wpisuję w poczet moich ulubionych autorów, gdyż jak do tej pory na żadnej książce autorki się nie zawiodłam. To niezwykłe w jak ciekawy sposób można zachęcić do lekcji historii nawet takich maruderów jak ja.
Naprawdę gorąco polecam!!!
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/09/po-duuugiej-przerwie-legion-elzbieta.html
„Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych! Na imię mi Legion, bo nas jest wielu. Dzisiaj przysięgacie na ten poświęcony sztandar 1 Pułku Partyzanckiego Legii Nadwiślańskiej. Od dzisiaj to my jesteśmy Legion i ile sił w piersiach służyć będziemy Rzeczpospolitej!”
W szkole historia nie należała do moich ulubionych przedmiotów. Zapamiętywanie dat, postaci, wydarzeń. Kto, gdzie z...
2014-06-01
Kryminalny romans? Romantyczny kryminał? Dziś chciałabym podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami na temat „Szóstego” Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.
Po raz pierwszy wpadają na siebie w pewnej restauracji, po raz drugi los łączy ich drogi w traumatycznych okolicznościach w szpitalu. Jednak dopiero sześć lat później przyjdzie im się poznać i pokochać.
Marcin Langer, szef Śląskiej Grupy Śledczej rozpracowuje sprawę seryjnego mordercy, który za cel obiera sobie zielonookie blondynki. Wszystkie ofiary zostały zamordowane szóstego dnia od zaginięcia. Poza tym nic ich nie łączy, a sprawca nie pozostawia po sobie żadnych śladów z wyjątkiem jednej krótkiej wiadomości;
„W szóstym dniu Bóg stworzył człowieka – mężczyznę i kobietę. W szóstym dniu… odbiorę Ci życie, bo ja jestem Twoim bogiem…”
Sprawa jest niezwykle skomplikowana. Langer postanawia ściągnąć do pomocy najlepszego profilera. W ten sposób w jego biurze pojawia się piękna aspirant Alicja Szymczak. Pierwsze spotkanie będzie dla obojga niemałym szokiem, bo, choć właściwe się nie znają, to jednak żadne nie może oprzeć się wrażeniu, że już kiedyś się spotkali. Między Marcinem i Alicją niemal od razu zaiskrzy. Oboje poczują, że połączyło ich coś znacznie więcej, niż zwykły pociąg fizyczny. Zawirowania życia prywatnego będą musieli pogodzić z trudnym i wymagającym śledztwem. Bezwzględny przestępca, nazwany przez policjantów „Szóstym”, pozbawia życia kolejne ofiary. Wydaje się być nieuchwytny. Langer i Szymczak wraz z całym zespołem zwierają szeregi walczą z czasem aby uratować następną porwaną.
Równocześnie z przeżyciami głównych bohaterów, śledzimy losy tajemniczego mordercy oraz jego ofiar. Powoli poznajemy tego mężczyznę i z każdym fragmentem dowiadujemy się więcej o motywach jego postępowania. Szósty jest nie tylko pewny siebie, ale wręcz uważa siebie za boga. Ma swoją religię i swoją misję.
„Na razie był… nietykalny. Nie do wytropienia. Nie do złapania. Bo był cholernie inteligentny. I sprytny. Bo był pierdolonym geniuszem. Bo był… boski… Tylko tyle i aż tyle… I miał swoją misję do wykonania.”
„Szósty” to moja pierwsza styczność z twórczością Agnieszki Lingas – Łoniewskiej. Do tego tytułu skusiły mnie bardzo pozytywne opinie, a ja obok dobrych kryminałów nie mogę przejść obojętnie. Tymczasem, kiedy tylko zaczęłam czytać coś mi podpowiedziało, że to chyba nie zupełnie będzie mój ulubiony klimat. Ale po kolei.
Fabuła mało oryginalna, aczkolwiek zdarza się, że nawet oklepane tematy przedstawione w ciekawy sposób mogą zaskoczyć. Niestety w tej książce trochę za mało elementu zaskoczenia.
Powieść zawiera wątek kryminalny i wątek romantyczny. Dobrze by było gdyby były one bardziej zrównoważone. Tymczasem przez pierwszą połowę miałam wrażenie, że czytam zwykłą obyczajówkę. Jak dla mnie było trochę zbyt ckliwie i trochę nierealnie. Irytowały mnie naciągane zbiegi okoliczności. Do tego chyba do końca życia nie zapomnę jakiego koloru oczy miał Marcin, bynajmniej nie dlatego, że mnie urzekł, ale dlatego, że niemal na każdej stronie autorka o tym arcyważnym fakcie przypominała. Nie będę ukrywać, że drażni mnie takie idealizowanie i nieustanne podkreślanie perfekcji bohaterów. Wolę ludzi… hmm, cóż, bardziej ludzkich.
Powyższe składa się, według mnie, na największe minusy powieści. Trzeba jednak podkreślić, że zawiera ona wnikliwe i bardzo dobrze przedstawione uczucia i emocje poszczególnych bohaterów. Podobało mi się, że autorka dała czytelnikowi możliwość przyjrzenia się sprawie z dwu, a nawet trzech stron; śledczych, mordercy oraz jego ofiar. Nie mogę też zarzucić powieści zupełnego braku akcji, która rozwija się mniej więcej w połowie i prowadzi do dość przewidywalnego ale logicznego rozwiązania. Ponadto książka napisana jest łatwym i przyjemnym stylem.
Cóż, jestem może nieco wybredna, ale czytając konkretną książkę nastawiam się z góry na to, że pochłonie mnie ona bez reszty i oderwie od rzeczywistości, że spowoduje silniejsze bicie serducha. „Szósty” nie usatysfakcjonował mnie w pełni, ale nie jest to zła lektura. Powiedziałabym, że to taki typowo kobiecy kryminalik. Mnie osobiście spora dawka romantyzmu nieco w całej historii przeszkadzała, ale jeżeli lubicie powieści o miłości, o pięknych książętach i nie do końca bezbronnych księżniczkach, okraszone scenami rodem z kryminalnego serialu, „Szósty” może Wam się spodobać.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/06/szosty-agnieszka-lingas-oniewska.html
Kryminalny romans? Romantyczny kryminał? Dziś chciałabym podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami na temat „Szóstego” Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.
Po raz pierwszy wpadają na siebie w pewnej restauracji, po raz drugi los łączy ich drogi w traumatycznych okolicznościach w szpitalu. Jednak dopiero sześć lat później przyjdzie im się poznać i pokochać.
Marcin Langer, szef...
2014-05-01
Krwawe zabójstwa, tajemnice z przeszłości, jeden człowiek przeciwko całemu miastu. Miejsce akcji – Sandomierz. I nie, tym razem to nie ojciec Mateusz będzie bohaterem. Rozwikłanie kryminalnej zagadki spadnie na barki prokuratora Teodora Szackiego.
Elżbieta Budnik była wzorową obywatelką Sandomierza. Żona wieloletniego radnego, szanowana działaczka społeczna, ciepła, sympatyczna kobieta i niezrównana przyjaciółka. Pewnego dnia ten wzór wszelkich cnót zostaje zamordowany i to w dość perfidny sposób. W pobliżu jej ciała znaleziono sztylet służący w żydowskim procederze rytualnego mordu zwierząt. Miasto słynące z antysemickich poglądów, zostaje wystawione na ciężką próbę. Wkrótce pojawiają się nowe ofiary. Morderstwa przypominają sceny z pewnego obrazu przedstawiającego społeczność żydowską w jak najgorszym świetle. Opinia publiczna zaczyna wrzeć. Czy za zbrodniami faktycznie stoją Żydzi? Czy komuś zależy na skompromitowaniu owej społeczności? A może prawdy należy szukać zupełnie gdzie indziej?
Oj, nie będzie miał łatwo prokurator Szacki. Mężczyzna sam zmagający się z prywatnymi zawirowaniami, przenosi się z Warszawy do niewielkiego Sandomierza, gdzie każdy się zna, niemal każdy wszystko o wszystkich wie. Przyjezdni traktowani są, delikatnie mówiąc z lekką dozą nieufności. Do tego prowadzenie śledztwa utrudniają media, które niekoniecznie szukają prawdy, a raczej sensacji. Nawet wspólniczka Szackiego, prokurator Barbara Sobieraj, rodowita sandomierzanka, do tego bliska przyjaciółka zamordowanej, nie jest na początku przychylna ich współpracy. Jednak kolejne wydarzenia i fakty spowodują, że oboje staną ramię w ramię przeciwko bezwzględnemu mordercy. Szacki wniesie do tego duetu doświadczenie a Sobieraj znajomość terenu oraz obycie z małomiasteczkowymi prawidłami. Zagmatwane, pełne pułapek i zwrotów akcji śledztwo doprowadzi do zaskakującego rozwiązania.
Z każdą przeczytaną książką staję się coraz większą fanką pana Miłoszewskiego. Po „Uwikłaniu” to już kolejna wciągająca i trzymająca w napięciu przygoda z powieścią tego autora. Zygmunt Miłoszewski wprowadza nas w krwawy świat zbrodni, nie wahając się przy tym poruszać drażliwych tematów. Tworzy szereg dobrze dopracowanych, charakterystycznych postaci, ludzi z krwi i kości. Nakreśla postawy i nastroje społeczności małego miasta wobec traumatycznych wydarzeń i drażliwych tematów.
Podobają mi się też rozpoczynające każdy rozdział wstawki przypominające autentyczne wydarzenia z danego dnia, zarówno te, którymi żył cały świat, Polska, czy nawet wiadomości lokalne. Fajnie sobie czasem powspominać, albo i czegoś nowego dowiedzieć sprzed zaledwie kilku lat :)
Lektura „Ziarna prawdy” nie była prosta. Długie wywody na temat przeszłości, życia i historii Żydów i Polaków w Sandomierzu, i temu podobne historie niekiedy wydawały mi się troszeczkę rozwleczone. Ponadto dość mała czcionka przyczyniała się do tego, że spędziłam nad tą książką trochę więcej czasu niż się spodziewałam. Ale na pewno nie był to czas stracony. Faktem jest, że aby nic nie umknęło naszej uwagi trzeba się skupić, wyłączyć i oddać całkowicie tej powieści do czego bezwzględnie zachęcam.
Uważam, że ten dobrze skrojony, dopracowany w każdym szczególe kryminał przypadnie do gustu nawet wybrednym wielbicielom gatunku.
http://czytam-nie-przeszkadzac.blogspot.com/2014/06/ziarno-prawdy-zygmunt-mioszewski.html
Krwawe zabójstwa, tajemnice z przeszłości, jeden człowiek przeciwko całemu miastu. Miejsce akcji – Sandomierz. I nie, tym razem to nie ojciec Mateusz będzie bohaterem. Rozwikłanie kryminalnej zagadki spadnie na barki prokuratora Teodora Szackiego.
Elżbieta Budnik była wzorową obywatelką Sandomierza. Żona wieloletniego radnego, szanowana działaczka społeczna, ciepła,...
W ocenę obecnych wydarzeń w Puszczy Białowieskiej się już nie bawię. Ta książka utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że cała ta sytuacja jest głownie politycznym konfliktem, w którym sama przyroda gra niewielką rolę. Co do samej książki, polecam każdemu. Mnóstwo ciekawostek, wspaniałych historii, niezwykła magia niezwykłefo miejsca w Polsce. Zanim zabierzecie się za zagraniczne pozycje o tematyce ekologii, koniecznie sięgnijcie po książki Simony Kossak.
W ocenę obecnych wydarzeń w Puszczy Białowieskiej się już nie bawię. Ta książka utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że cała ta sytuacja jest głownie politycznym konfliktem, w którym sama przyroda gra niewielką rolę. Co do samej książki, polecam każdemu. Mnóstwo ciekawostek, wspaniałych historii, niezwykła magia niezwykłefo miejsca w Polsce. Zanim zabierzecie się za...
więcej Pokaż mimo to