-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-02-23
2014-07-23
Ostatnio zauważyłam, że boom na wszelkiej maści powieści paranormalne jakoś osłabł. Może się mylę i niezbyt uważnie obserwuję trendy czytelnicze. A może mam dobre oko. Jednak dzięki temu miałam małą przerwę od wampirów, wilkołaków i innych dziwów. Nawet za nimi nie tęskniłam, jednak wszystko zmieniła jedna niepozorna książka. I dobrze, ponieważ „Czarownice z Wolfensteinu” obudziły we mnie miłość do wszystkiego co ciemne, mroczne i całkowicie paranormalne.
Prawdę powiedziawszy na początku nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej książce. Zwykle nie czytam zbyt dokładnie opisów na odwrocie, gdyż nie cierpię się sugerować i wolę sama w swoim tempie odkrywać wszystkie smaczki i sekrety. Moje pierwsze skojarzenie z tytułem – jakiś mix czarownic i wilków z realiami II wojny światowej. Wilków może w aż takiej ilości nie uświadczymy, za to historii, i to przyznaję porządnej, w książce jest tyle, że zapaleni historycy i badacze mitów będą zadowoleni.
Dla niewtajemniczonych historia może zaczynać się banalnie. Ona, młoda dziewczyna, licealistka nawet nie przeczuwa, że w jej krwi płynie moc i dziedzictwo starego rodu Hohenstauf. Los wyjątkowo jej nie sprzyja, nie dość, że wychowywana była pod kloszem i żyła w całkowitej niewiedzy na temat alternatywnego świata, nagle musi poznać czym jest siła, miłość i przywiązanie do rodziny. Na jej magiczną krew czatują krwiożercze wampiry, niecałkowicie prawi strażnicy czci i porządku – Kosiarze oraz trójka dosyć nieprzyjemnych demonów tworzących historyczny związek wspólnych celów i idei – Triumwirat.
Młoda czarownica – Amelka, jednak nie jest pierwszą naiwną czarownicą. Jest po pierwsze nastolatką, w której ciele oprócz magii buzują hormony. Przeżywa pierwsze zauroczenia oraz stara się w końcu zrozumieć i dogadać z matką. Wniosek jest jeden: czarownice z rodu Hohenstauf nie mają lekko, nie ważne czy pod uwagę weźmiemy najnowsze pokolenie, czy cofniemy się w czasie do XIII wieku i krwawego okresu krucjat. Magia nie jest tylko darem, czasami może być i przekleństwem. Przekonują się o tym matka Amelki – Martyna i babka – Adela. Pierwsza jest młoda ciałem, ale duchem zachowuje się jak udręczona starowinka. Nie dziwię się, ciężko jest nieść takie brzemię i jednocześnie chronić córkę przed zakusami innego świata i jego istnień. Z kolei babcia jest całkowitym przeciwieństwem Martyny, energiczna i śmiała, nie bojącą się trudnych tematów i tak naprawdę spajającą tę rodzinę w jedność. Bez niej po prostu nie byłoby Wolfensteinu – ich rodowego dworku i miejsca, w którym bije źródło magii.
Tak naprawdę ta historia jest o kobietach i związkach między nimi. Trzy kobiety, trzy pokolenia i trzy różne osobowości. Każda bohaterka jest inna, ale zarazem wszystkie są takie same. Jakby nie było, geny przechodzą z pokolenia na pokolenie. W ten sposób Amelka jest młodszą wersją Adeli. Niepohamowana i nie bojącą się własnych instynktów, żyjąca chwilą. Wszystkie jednak łączy jedno – bezgraniczna miłość do dziecka i nieustanny konflikt z matką. Mimo wszystko ich relacje są znacznie bardziej skomplikowane, oparte nawet nie na wzajemnym szacunku, ale na więzach krwi. Ten konflikt pokoleń pokazuje, że nawet czarownice nie są wolne od problemów współczesnego świata.
Muszę przyznać, że w tej historii najbardziej urzekło mnie wykonanie. Jest tu wszystko to, co dla mnie cechuje dobrą powieść. Wyraziści bohaterowie z krwi i kości, niebanalna akcja dziejąca się w ciemnym i mrocznym Krakowie. Jednak nie jest to Kraków jaki znamy z folderów turystycznych, ale taki, który ma w sobie nutkę tajemniczości i awangardy. Jeśli jeszcze lubicie legendy, bajania i stare baśnie to również nie będziecie zawiedzeni – magia historii, i to całkiem fajnej, aż sączy się z kolejnych stron. Nie zabraknie tu także rodzinnych problemów (dramatu nigdy za wiele), uroków czających się za pięknymi obrazami (C.D.Friedrich i jego romantyczno - gotycka wizja świata), szczypty romansu (a nawet i dwóch i to szalenie gorących), iście czarnego poczucia humoru (czarownice i ich żarciki!) i kawałka krwawej jatki (bez dobrej walki, nie ma dobrej książki). Jednak muszę was ostrzec – ta historia niebezpiecznie wciąga i nawet się nie spostrzeżecie jak z niecierpliwością będziecie oczekiwać na kolejną część. Dlatego jeśli przejadły wam się wszelkie schematy, a na widok kolejnej paranormalnej pseudo-bajki (czytaj szmiry) odechciewa się wam czytać wszystko to, co zawiera w sobie nastolatkę, wampira i wilkołaka, to zapewniam was, że zmienicie zdanie po przeczytaniu tej książki. Albo inaczej – zobaczycie, że w gąszczu nic nie wartych historii czasami można znaleźć perełkę!
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2014/07/z-magia-im-do-twarzy-czarownice-z.html
Ostatnio zauważyłam, że boom na wszelkiej maści powieści paranormalne jakoś osłabł. Może się mylę i niezbyt uważnie obserwuję trendy czytelnicze. A może mam dobre oko. Jednak dzięki temu miałam małą przerwę od wampirów, wilkołaków i innych dziwów. Nawet za nimi nie tęskniłam, jednak wszystko zmieniła jedna niepozorna książka. I dobrze, ponieważ „Czarownice z Wolfensteinu”...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie ukrywam, że od czasu do czasu lubię czytać fantastykę. Zwłaszcza kiedy za oknem ciemno i szaro, mrozik zabija wszelkie ciepło, a na horyzoncie pojawia się niewdzięczna sesja. Taki czas jest dla mnie najlepszy, by choć na chwilę przenieść się tam, gdzie świat toczy się w trochę innym rytmie a codzienne problemy nie mają racji bytu, gdyż to, co jest ważne ma zabarwienie paranormalne, więc jest tak bardzo oderwane od mojej szarej codzienności. Dlatego niesamowicie cieszyłam się na kolejne spotkanie z polskimi Czarownicami, znającymi ból normalnego życia, które starały się godzić z całym tym nadnaturalnym światem – lustrzaną, ale znacznie bardziej pokręconą i fantastyczną rzeczywistością.
Główną postacią, która spaja całą historię jest teraz Amelka – młodziutka czarownica, która niedawno dowiedziała się, że pochodzi z rodu znanych czarownic. Dziewczyna się buntowała, wpadała w kolejne konflikty z matką, zakochiwała i walczyła – ale głównie z samą sobą. Przeznaczenie czasami jednak daje po kościach i to, co powinno mieć happy end, najzwyczajniej w świecie kończy się tragedią. Perun, stary i potężny słowiański bóg od piorunów zabija najbliższą rodzinę Amelki, niszczy jej rodową siedzibę Wolfenstein oraz na dokładkę wiąże ze sobą Diega, bratnią duszę dziewczyny. Dla Amelii świat się kończy, pozbawiona opieki najbliższych musi pogodzić się ze sobą, nauczyć się nagle żyć samodzielnie oraz … dojrzeć w iście ekspresowym tempie. Mówi się, że koniec jest początkiem czegoś nowego, czasami lepszego, czasami gorszego, a wszystko zależy tylko od intencji danej osoby.
W tej części Ami, wygnana z Polski rusza w podróż do Włoch, by poukładać swoje rozsypane i zniszczone życie. Dziewczyna jest pełna pretensji do świata i przez większą część książki pokazuje dosyć roszczeniową postawę. Ma być tak jak ona chce i nie inaczej. Uważa siebie za najmądrzejszą i najodważniejszą, nie widząc, że zachowuje się jak mała smarkula, która jeszcze raz przechodzi młodzieńczy bunt. Oczywiście, jej zachowanie można w jakiś sposób wytłumaczyć, gdyż jest to kolejny etap pogodzenia się ze śmiercią najbliższych, ale nic nie poradzę na to, że jej postawa niesamowicie mnie irytowała. Może miał na to wpływ jej destrukcyjny styl życia, może chęć „narkotyzowania” się magią rodowych pereł, może jej pokręcona relacja z Diegiem i negatywny stosunek do wszystkich otaczających ją ludzi. Nawet jej stopniowa przemiana, która spowodowała wyjście z tego swoistego destrukcyjnego letargu mną nie ruszyła i dalej traktowałam ją jako głupiutką nastolatkę.
Autorka w tej części wprowadza troszkę więcej magii niż to było w pierwszym tomie. Poznajemy nową czarownicę oraz innych drugoplanowych bohaterów, którzy stając się nową rodziną Ami starają się naprowadzić ją na nową, lepszą i bardziej racjonalną drogę życia. Oczywiście nie mogło również zabraknąć starych i znanych bohaterów - milutkiego Diega, który stara się pogodzić z nową i dosyć niewygodną sytuacją marionetki boga; Peruna, który kreuje siebie na nowego najlepszego kumpla dla wilkołaka, a w istocie realizuje przewrotny, iście szalony i złowrogi plan oraz zepchniętych daleko w tył Welesa i Roda, którzy małymi kroczkami knują jakby tu znowu wrócić do panteonu słowiańskich bogów i przeciągnąć kolejne samotne duszyczki w swoją stronę.
Na „Czarownice” czekałam długo, ale niestety trochę rozczarowałam się tą książką. Oczywiście czytało się przyjemnie, ale „Wstęga i kamień” nie wciągnęła mnie tak bardzo jak na to liczyłam. Miałam nadzieję na rozwiązanie wątku z Małgorzatą, ale się przeliczyłam. Z drugiej strony, rozumiem, że Ami nie była gotowa, by mierzyć się ze swoją duchową rodziną, ani tym bardziej, by stawić czoło Perunowi. Małymi kroczkami najpierw musiała zaakceptować to kim jest. Jednak obawiam się, że zakończenie obecnej części wprowadzi jeszcze większy zamęt w jej życie. Chociaż kto wie? Może to co znowu zrobił jej Perun da jej większego kopa do działania? Ale tego racjonalnego i przemyślanego, gdyż w jej wypadku działanie pod wpływem emocji z reguły przynosiło więcej szkód niż pożytku. Dlatego nie ukrywam, że z niecierpliwością czekam na ostateczne zwieńczenie historii. A na chwilę obecną dalej pozostaje mi się tylko cieszyć ciętym językiem jakim posługują się bohaterowie, gdyż nie raz ich ostre docinki powodowały olbrzymi uśmiech na mojej twarzy i sprawiały, że dzień stawał się od razu weselszy.
http://pozytywnie-zaczytana.blogspot.com/2015/02/magiczna-depresja-czarownice-z.html
Nie ukrywam, że od czasu do czasu lubię czytać fantastykę. Zwłaszcza kiedy za oknem ciemno i szaro, mrozik zabija wszelkie ciepło, a na horyzoncie pojawia się niewdzięczna sesja. Taki czas jest dla mnie najlepszy, by choć na chwilę przenieść się tam, gdzie świat toczy się w trochę innym rytmie a codzienne problemy nie mają racji bytu, gdyż to, co jest ważne ma zabarwienie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to