-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2022-12-16
2022-09-30
2022-02-17
2021-06-10
Jedna z pierwszych książek, które przeczytałem. Trudno powiedzieć jak się broni w roku 2021, ale wspominam jako porywającą przygodę z ciekawymi motywami. Może trochę głupio przyznać, jak teraz patrzę na tę książkę, ale myślę, że zostałem przez nią do pewnego stopnia uformowany.
Jedna z pierwszych książek, które przeczytałem. Trudno powiedzieć jak się broni w roku 2021, ale wspominam jako porywającą przygodę z ciekawymi motywami. Może trochę głupio przyznać, jak teraz patrzę na tę książkę, ale myślę, że zostałem przez nią do pewnego stopnia uformowany.
Pokaż mimo to2020-04-18
Niektóre opisy kosmicznych zjawisk trochę się dłużą, ale nie przeszkadzało mi to specjalnie chłonąć niepokojącą atmosferę Domu i poczynań jego osobliwego mieszkańca - autora zapisków. Bardzo klimatyczna historia. Momentami mozna poczuć zapach wokół Domu, przerazić się bezkresem otchłani i poczuć egzystencjalne zwątpienie narratora.
Niektóre opisy kosmicznych zjawisk trochę się dłużą, ale nie przeszkadzało mi to specjalnie chłonąć niepokojącą atmosferę Domu i poczynań jego osobliwego mieszkańca - autora zapisków. Bardzo klimatyczna historia. Momentami mozna poczuć zapach wokół Domu, przerazić się bezkresem otchłani i poczuć egzystencjalne zwątpienie narratora.
Pokaż mimo to2020-03-13
To powieść graficzna z prawdziwego zdarzenia. Po „Portugalii” moje oczekiwania względem Pedrosy były spore i mogę z radością oświadczyć, że francuski twórca nie zawiódł ich, a nawet spełnił z nawiązką. „Złoty Wiek” to bowiem iście epicka historia kreująca złożony świat wraz z interesującymi bohaterami, zwrotami akcji i efektownymi rozwiązaniami fabularnymi. Każda składowa tego komiksu - rysunki, kolor, kadrowanie i zestawianie ze sobą kadrów, prowadzenie historii... - działają znakomicie. Dzieki dużemu formatowi i świetnej jakości papieru już na pierwszych stronach można wczuć się w klimat dawnych dziejów i zawiłych losów królestwa. Gorąco polecam i czekam na kolejną część.
To powieść graficzna z prawdziwego zdarzenia. Po „Portugalii” moje oczekiwania względem Pedrosy były spore i mogę z radością oświadczyć, że francuski twórca nie zawiódł ich, a nawet spełnił z nawiązką. „Złoty Wiek” to bowiem iście epicka historia kreująca złożony świat wraz z interesującymi bohaterami, zwrotami akcji i efektownymi rozwiązaniami fabularnymi. Każda składowa...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-25
Znacznie bardziej podobałaby mi się ta książka, gdyby podchodziła do Leonarda Cohena inaczej niż z nabożną czcią. Rozumiem, że autorce mogło być trudno, skoro Cohen ciągle żył, kiedy pisała jego biografię, ale jeśli ufać temu co napisane jest pod koniec, to sam nie chciał by tworzyła hagiografię. Tymczasem ta książka moim zdaniem właśnie tym jest. Portretem człowieka praktycznie bez skazy, artysty cierpiącego z niewiadomych przyczyn (może za nasze grzechy), namiętnego i czułego kochanka, który z jakichś, również dosyć tajemniczych powodów nie jest w stanie pozostać przy jednej kobiecie, mimo, że przecież kochał ją na zabój, troskliwego ojca, świetnego muzyka... Naprawdę w całej tej grubej książce można doszukać się jednej negatywnej opinii na temat Cohena i jest nią wypowiedź syna byłego menadżera piosenkarza, który nie bardzo mu ufał. Dlaczego, też do końca nie wiadomo, niby wykorzystywał jego ojca, ale wątek się urywa. Podobnie ma się sprawa z innymi postaciami, z którymi Cohen współpracował czy żył - magiczni, wspaniali ludzie. Osobą, o której autorka śmiało pisze krytyczniej jest niesławna sekretarka-złodziejka.
Nie chodzi mi o to, że chciałbym przeczytać jakiś paszkwil na Cohena, czy wnikliwą psychoanalizę ujawniającą jego demony. Jestem wielkim fanem jego piosenek. Po prostu kiedy zabieram się do takiego opasłego tomu, oczekuję, że przedstawi mi naprawdę złożony, nieoczywisty obraz życia i umysłu człowieka z którego wypłynęła ta wspaniała sztuka. A tymczasem mam wrażenie, że po lekturze nie jestem dużo mądrzejszy. Znam wiele faktów i ciekawostek z życia Leonarda Cohena, owszem, poczułem atmosferę różnych epizodów jego życia, ale nie wydaje mi się bym choć na chwilę głębiej wniknął w istotę jego egzystencji.
Może zwyczajnie liczyłem na zbyt wiele i nie od tego są biografie znanych artystów.
Ocena nie jest niższa, ponieważ muszę oddać autorce, że pierwszą połowę życia Cohena zarysowała barwnie (choć dosyć powierzchownie) i ze sporą liczbą biograficznych szczegółów. Do tego mam ładne wydanie i lekko się czytało.
Znacznie bardziej podobałaby mi się ta książka, gdyby podchodziła do Leonarda Cohena inaczej niż z nabożną czcią. Rozumiem, że autorce mogło być trudno, skoro Cohen ciągle żył, kiedy pisała jego biografię, ale jeśli ufać temu co napisane jest pod koniec, to sam nie chciał by tworzyła hagiografię. Tymczasem ta książka moim zdaniem właśnie tym jest. Portretem człowieka...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-05
2019-06-20
"Po piśmie" to zbiór sześciu esejów, w których Jacek Dukaj próbuje opisać technologiczny moment w jakim znaleźliśmy się jako cywilizacja.
Diagnozy teraźniejszości i przyszłości, które w tej książce przedstawia z pomocą tytułowej teorii zdają się trafnie ujmować pewne kwestie, które w jakiś sposób dotyczą chyba niemal każdej osoby żyjącej w dzisiejszym, rozwiniętym technologicznie, świecie. Nie można odmówić autorowi erudycji, nieszablonowego, analitycznego myślenia i oryginalnego, bardzo indywidualnego języka, który tutaj, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w jego publikacjach, staje się językiem filozofa (kogoś kto sądzi, że posiadł wiedzę). W mojej opinii jednak rozważania, które snuje zbyt często skręcają w stronę osobistych spostrzeżeń ekstrapolowanych do totalizujących sądów na temat rzeczywistości, tak naprawdę dosyć luźno opartych na licznych, skądinąd, referencjach (filozoficznych, socjologicznych, neurobiologicznych, psychologicznych, literackich, et cetera). Weźmy na przykład esej "Trzecia Wojna Światowa Ciała z Umysłem". Dukaj podaje tutaj definicję schizofrenii jako "jedno ciało, zbyt wiele umysłów". Tymczasem schizofrenia jest przypadłością dużo bardziej złożoną, nie zawsze pokrywającą się z dysocjacyjnym zaburzeniem osobowości. Podobnie eksperymenty na UCL, o których Dukaj pisze, wyglądały trochę inaczej niż on to przedstawia. Odnoszę wrażenie, że podciąga te rozmaite, przytaczane przez siebie teksty, pod swoją tezę. Niekiedy siłą przykrawając je tak by pasowały.
Mój problem z "Po piśmie" polega więc na tym, że o ile pomysły krakowskiego pisarza science fiction w rodzaju "myślunków" czy "technologii bezpośredniego transferu przeżyć" w interesujący sposób ujmują relację człowieka z technologią i jej wpływ na tegoż, to odnoszę wrażenie, że w pewnym momencie trochę za bardzo się rozpędza. Rozciąga teorię post-piśmienności na ekonomię, czy politykę i przedstawia ją jako wizję absolutną ogarniającą nas wszystkich wszędzie, teraz zaraz. A z takimi wizjami, jak to bywa, problem jest taki, że upraszczają wiele spraw i w konsekwencji ujmują wyjściowej myśli.
Kiedyś już czytałem esej "Sztuka w czasach Sztucznej Inteligencji" i zrobił na mnie spore wrażenie. Kiedy zetknąłem się z nim tutaj jego perswazyjna siła rozmyła się w natłoku innych tekstów i koncepcji. Kłopot z "Po piśmie" polega może po prostu na tym, że Dukaj trochę intelektualnie przeszarżował i kolokwialnie mówiąc, chciał złapać zbyt wiele srok za ogon. Może więc rozwiązaniem dla czytelnika byłoby czytanie esejów w dużych odstępach, na wyrywki? Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, żeby stanowiły zupełnie niespójny korpus tekstów - autor żongluje pomysłami, ale kluczowe myśli powracają.
Może ja po prostu wolę Dukaja jako autora prozy niż myśliciela przedstawiającego twory swojego umysłu bez fabularnej otoczki. Ta katedra na jakiej się tutaj usadawia jakoś mi nie leży.
"Po piśmie" to zbiór sześciu esejów, w których Jacek Dukaj próbuje opisać technologiczny moment w jakim znaleźliśmy się jako cywilizacja.
Diagnozy teraźniejszości i przyszłości, które w tej książce przedstawia z pomocą tytułowej teorii zdają się trafnie ujmować pewne kwestie, które w jakiś sposób dotyczą chyba niemal każdej osoby żyjącej w dzisiejszym, rozwiniętym...
2019-05-19
Twardoch, jak to ma w zwyczaju, pisze po swojemu i na tematy jakie podyktuje mu serce. Okazuje się, że w przytłaczającej większości są to historie o złych, zagubionych mężczyznach, którzy mają niepokolei w głowie i nie potrafią nawiązywać stabilnych relacji z kobietami. Te kobiety zresztą nie są często w dużo lepszej kondycji niż bohaterowie twardochowych historii. W tomiku "Ballada o pewnej panience" jest nie inaczej. W prawie każdym z jedenastu opowiadań bohaterowie (lub bohaterki) wchodzą w toksyczne relacje, które doprowadzają ich na skraj obłędu, pomieszania zmysłów. Oczywiście te relacje nie są raczej ich jedynym problemem i zmagają się z własnym ego (tytułowe opowiadanie, Uderz mnie i Fade: to black), z traumami wojennymi (Gerd), z urazami psychicznymi doznanymi przez rodziców (Dwie przemiany Włodzimierza Kurczyka), czy z własnym ciałem i tożsamością (Masara). Te tematy można znaleźć również w powieściach śląskiego autora, co sprawia, że jeśli przeczytało się trochę jego prozy te opowiadania mogą wydawać się poniekąd wprawkami, echem form dłuższych. Nie czyni to "Ballady o pewnej panience" złą lekturą, bo przyznaję, że zostałem przez tą książkę całkiem pochłonięty i niektóre historie naprawdę trzymały w napięciu. Momentami po prostu wzdychałem, z poczuciem, że mam do czynienia z jakimś rodzajem autoterapii autora, jego sposobem na poradzenie sobie z szepczącymi demonami. Jeśli to prawda, to podejrzewam, że tak osobiste podejście do pisarstwa czyni jego twórczość bardziej autentyczną, mocniejszą. Przez to niestety nie mogę czytać Twardocha zbyt często, bo utonę w tej montonii mroku.
Najlepsze opowiadania w tomie to moim zdaniem:
1. "Moje życie z Kim" (dowcipne i tragiczne zarazem, tak jak lubię),
2. "Masara" (psychika żyjącej w piekle bohaterki skonstruowana, moim zdaniem, po mistrzowsku, aż ma się ciarki czytając),
3. "W piwnicy" (już kiedyś słyszałem je tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=iYKEm5KTAvM więc nie zrobiło już na mnie takiego wrażenia, ale za pierwszym razem mocno na mnie zadziałało, polecam)
4. Ku mojemu zaskoczeniu "Fade: to black" (krótkie i intensywne, podoba mi się pomysł z przeplataniem, "zapadaniem" w scenariusz, adult fear wykonuje tutaj, że tak powiem, całą robotę).
Czyli, krótko mówiąc, najbardziej podobały mi się opowiadania o grubasach i te, które wydawały mi się jakoś odbiegać od standardowego modelu jakim operuje Twardoch.
Twardoch, jak to ma w zwyczaju, pisze po swojemu i na tematy jakie podyktuje mu serce. Okazuje się, że w przytłaczającej większości są to historie o złych, zagubionych mężczyznach, którzy mają niepokolei w głowie i nie potrafią nawiązywać stabilnych relacji z kobietami. Te kobiety zresztą nie są często w dużo lepszej kondycji niż bohaterowie twardochowych historii. W tomiku...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-30
Ta z pośród wszystkich książek Twardocha, które czytałem podobała mi się chyba najbardziej. Obraz cierpienia i rozpaczy, jak zwykle u tego autora, jest bardzo wyrazisty i momentami trudny do zniesienia. Hipnotyczna narracja wprowadziła mnie w rodzaj transu, przez który ciężko mi się było od tej powieści oderwać, a męki jakich doświadczają bohaterowie stały sie jeszcze bardziej dotkliwe. Zakończenie (ostatni rozdział) to już turlanie się w żyletkach.
Poza tym cenię sobie bardzo to, że Twardoch pokazuje te momenty Historii, które u nas w Polsce zostały setki razy przewałkowane poprzez martyrologiczną, narodową narrację, z perspektywy jednostek, dzięki czemu nabierają nowego, emocjonalnego wydźwięku.
Ta z pośród wszystkich książek Twardocha, które czytałem podobała mi się chyba najbardziej. Obraz cierpienia i rozpaczy, jak zwykle u tego autora, jest bardzo wyrazisty i momentami trudny do zniesienia. Hipnotyczna narracja wprowadziła mnie w rodzaj transu, przez który ciężko mi się było od tej powieści oderwać, a męki jakich doświadczają bohaterowie stały sie jeszcze...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-20
Poczytywalem sobie ten zbiór przez ostatnie trzy lata i końcu udało mi się go skończyć. Ze wszystkich rzeczy Dukaja podobało mi się chyba najmniej, ale jest pare opowiadań, które uważam za bardzo ciekawe. Na przykład Katedrę, In patronie infidelium i Irrehaare. To ostatnie jest moim ulubionym z tego tomu i uważam, że w sposób niezwykle błyskotliwy i pomysłowy ujmuje temat.
Poczytywalem sobie ten zbiór przez ostatnie trzy lata i końcu udało mi się go skończyć. Ze wszystkich rzeczy Dukaja podobało mi się chyba najmniej, ale jest pare opowiadań, które uważam za bardzo ciekawe. Na przykład Katedrę, In patronie infidelium i Irrehaare. To ostatnie jest moim ulubionym z tego tomu i uważam, że w sposób niezwykle błyskotliwy i pomysłowy ujmuje temat.
Pokaż mimo to2019-03-18
Tak naprawdę przeczytałem tą książkę w wakacje 2018, jakoś w lipcu czy sierpniu. Nie wiem dlaczego nie wstawiłem wtedy opinii. Całkiem mnie wciągnęła i podobała mi się niemal reporterska dbałość o szczegóły. W ogólnym zarysie czegoś jednak zabrakło. To ciekawy zabieg, żeby być bardzo blisko bohatera, tylko może ten bohater okazał się trudny do polubienia (rozumiem, że straumatyzowany, ale może jakoś zbyt zwykły?). Wciągająca podróż przez współczesną Europę.
Tak naprawdę przeczytałem tą książkę w wakacje 2018, jakoś w lipcu czy sierpniu. Nie wiem dlaczego nie wstawiłem wtedy opinii. Całkiem mnie wciągnęła i podobała mi się niemal reporterska dbałość o szczegóły. W ogólnym zarysie czegoś jednak zabrakło. To ciekawy zabieg, żeby być bardzo blisko bohatera, tylko może ten bohater okazał się trudny do polubienia (rozumiem, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-28
Czytając "Niksy" miałem wrażenie, że zostałem porwany przez falę i że będę płynąć na jej szczycie póki nie skończę tej książki. Płynąc czułem na zmianę nostalgię, przygnębienie i rozbawienie - Hill moim zdaniem bardzo umiejętnie gra nastrojem, bardzo świadomie oddziaływując nim na emocje czytelnika. Fabuła to takie rodzinne śledztwo, idące wgłąb czasu i zdradzające nam coraz więcej szczegółow poprzez prowadzenie akcji na trzech planach: w roku 2011, 1988 i 1968. Autor dawkuje napięcie jak w dobrym kryminale, zawieszając wątki tam gdzie trzeba i wplatając inne tak, że wszystko do siebie pasuje. Do tego w mojej opinii "Niksy" świetnie uchwycają jakąś prawdę na temat rzeczywistości, jej słodko gorzkiego smaku, a szczególnie współczesności - z jej pięknem i szaleństwem.
Czytając "Niksy" miałem wrażenie, że zostałem porwany przez falę i że będę płynąć na jej szczycie póki nie skończę tej książki. Płynąc czułem na zmianę nostalgię, przygnębienie i rozbawienie - Hill moim zdaniem bardzo umiejętnie gra nastrojem, bardzo świadomie oddziaływując nim na emocje czytelnika. Fabuła to takie rodzinne śledztwo, idące wgłąb czasu i zdradzające nam...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-31
2019-01-30
Dawno temu, kiedy tylko zobaczyłem "Dom z liści" na półce w empiku (może to było z trzy lata temu?) coś mnie w tym tomiszczu zaintrygowało, coś mnie do niego przyciągnęło. Jedno to, że lubię cegły, druga sprawa to gra z tym czym jest fikcja, jaką prowadzi autor i to, że ten temat jest mi bardzo bliski. Książka chodziła za mną przez długi czas - czasem znalazłem jakieś zdanie o niej w internecie, innym razem jakieś nawiązanie, recenzja.
W końcu zebrałem się w sobie i dostałem egzemplarz w swoje ręce.
Czytałem w oryginale przez co wydaje mi się, że czasem trudności w zrozumieniu pełni książki były nieco trudniejsze niż samo jej skomplikowanie koncepcyjne. Mimo to dawno żadna książka tak mnie nie oczarowała.
Nie zawsze się przez "House of Leaves" płynie i to nie tylko przez język, ale samą mroczną, tajemniczą opowieść - zarówno tą o Navidsonach jak i pierwszoosobową historię Johnny'ego Truanta. Czytając często nachodziło mnie uczucie jak gdybym zagłębiał się w labirynt i wiele więcej kryło się przede mną niż byłem w stanie dostrzec. Moim zdaniem to rzeczywiście książka-przeżycie, oferujące bardzo szczególny rodzaj doświadczenia - narracja ze stron łatwo przenosi się na umysł i jak w przypadku najlepszych powieści można zacząć myśleć "nią", co oznacza wystawienie się na pewien rodzaj szaleństwa.
Na pewno będę szukać kolejnych książek Danielewskiego.
Dawno temu, kiedy tylko zobaczyłem "Dom z liści" na półce w empiku (może to było z trzy lata temu?) coś mnie w tym tomiszczu zaintrygowało, coś mnie do niego przyciągnęło. Jedno to, że lubię cegły, druga sprawa to gra z tym czym jest fikcja, jaką prowadzi autor i to, że ten temat jest mi bardzo bliski. Książka chodziła za mną przez długi czas - czasem znalazłem jakieś...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ładna elegancka konstrukcja. Interesująco się czyta. Dobry wstęp do tajników tarota.
Szkoda, że opowieści uplecionych z kart nie podtrzymują fascynujące charaktery. Jest w tych dwóch narracjach, które składają się na "Zamek krzyżujących się losów" coś zbyt akademickiego i monotonnego.
Ładna elegancka konstrukcja. Interesująco się czyta. Dobry wstęp do tajników tarota.
Pokaż mimo toSzkoda, że opowieści uplecionych z kart nie podtrzymują fascynujące charaktery. Jest w tych dwóch narracjach, które składają się na "Zamek krzyżujących się losów" coś zbyt akademickiego i monotonnego.