-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1159
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać415
Biblioteczka
2015-08-13
2015-04-14
Muzyka ciszy. Dźwięki pełne wzruszeń, znane i nieznane, kręcące w oku łzę. Dosłownie i w przenośni są one głównym bohaterem tej książki i czasu, który dla niej poświęciłam. Wtorkowe przedpołudnie, słońce zza rolety, cichy blok, pęd życia gdzieś dalej, ominął mnie łukiem.
Niedźwiedź marzyciel snuje swoją opowieść, której kanwę znam już z Radioty. Człowiek, który wybrał samotność, by móc realizować pasję życia i podróżować w miejsca, których pewnie nigdy nie zobaczę, choć tak bardzo bym chciała. Mówi, że to samotność wybrała jego, że to wolność wynikająca z konsekwentnych decyzji. A ja tak się jej bałam. Zrobiłam wszystko, by nie została ze mną na zawsze, poświęciłam najcenniejsze miejsca i ludzi, zyskując przysięgę, wiernego towarzysza, macierzyńską miłość. Widać tak miało być.
Marek, pasjonat, wrażliwiec, ciepły człowiek, odkrywca, głos jak balsam.
To nie tylko książka o jego karierze, ciekawym życiu, do którego doszedł ciężką pracą i ogromem wyrzeczeń. Między słowami, fragmentami pamiętnika, pocztówkami zdjęć, kryje się szczerość i prostota, dobro w kolorze nieba; przesłanie, by w życiu szukać piękna, wszędzie gdzie ono jest. I o tym, że muzyka to wierny przyjaciel.
Tak jak Pan Marek, nie wierzę w życie poza...książkowe...
A muzyka i dobre radio tak doskonale się komponują z czytaniem. Zaczytajcie się, koniecznie zasłuchując w muzyce, jaką kochacie. Może w tej, którą proponuje Marek Niedźwiecki.
Muzyka ciszy. Dźwięki pełne wzruszeń, znane i nieznane, kręcące w oku łzę. Dosłownie i w przenośni są one głównym bohaterem tej książki i czasu, który dla niej poświęciłam. Wtorkowe przedpołudnie, słońce zza rolety, cichy blok, pęd życia gdzieś dalej, ominął mnie łukiem.
Niedźwiedź marzyciel snuje swoją opowieść, której kanwę znam już z Radioty. Człowiek, który wybrał...
2015-01-08
Dziwnym zbiegiem okoliczności jakoś ominęłam tę ścieżkę, która prowadziła do Ernesta Nemeczka, Jonasza Boki i innych chłopców z Placu Broni. Odkryłam ją dopiero teraz i z wielkim zachwytem czytałam nawet nie tyle, o świecie, którego już nie ma, co o zasadach, jakie budowały stosunki międzyludzkie. Przyjaźń, honor, odwaga, poświęcenie, odpowiedzialność. Chciałabym się mylić, ale gdy patrzę na swoich uczniów, nie zauważam w nich takich cech; tego szczególnego ognia i oddania, który świadczy o niezwykłym pięknie duszy. Jest "zwała", zabawa, jest przemoc, są drwiny, jest każdy w swoją stronę. Oczywiście to uogólnienie, ale trend jest widoczny. Czy to ten świat się tak zmienił, czy Ferenc Molnar wykreował utopię?
Dziwnym zbiegiem okoliczności jakoś ominęłam tę ścieżkę, która prowadziła do Ernesta Nemeczka, Jonasza Boki i innych chłopców z Placu Broni. Odkryłam ją dopiero teraz i z wielkim zachwytem czytałam nawet nie tyle, o świecie, którego już nie ma, co o zasadach, jakie budowały stosunki międzyludzkie. Przyjaźń, honor, odwaga, poświęcenie, odpowiedzialność. Chciałabym się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-27
Kolejny repeat szkolnej lektury, przypomniany po latach na potrzeby pracy. Dość dobrze utkwiła mi w pamięci jako książka z obrazkami z dzieciństwa, czytana na jednym tchu. Klasyka i korzenie kulturowe.
Kolejny repeat szkolnej lektury, przypomniany po latach na potrzeby pracy. Dość dobrze utkwiła mi w pamięci jako książka z obrazkami z dzieciństwa, czytana na jednym tchu. Klasyka i korzenie kulturowe.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-01
Wybitna pozycja na temat autyzmu. Wiedziałam, że dla mnie będzie bardzo ważna. Przeczytałam w 1 dzień i chyba musiałabym całą podkreślić i ją tu przepisać, by przekazać ogrom prawd i mądrości, jakie mają do przekazania Ci niezwykli, bardzo mądrzy rodzice.
Kiedy powiedziałam mężowi, że przeczytałam już tak wiele książek na temat autyzmu, zapytał mnie czy jestem dzięki temu mądrzejsza. Nie wiem czy jestem, ale wiem, że dzięki takim książkom jak ta jestem pewna, że nie zwariowałam, że nie tracę momentami kontroli nad rzeczywistością, że mam prawo do cierpienia, do zwątpienia, że to normalne, że człowiek boi się przyszłości...
Mogłabym tak wymieniać bez końca. Nawet jeśli to tylko na chwilę zastrzyk czystego tlenu, wymarzony oddech, wyimaginowane spa, zdejmujące z barków ten nieznośny ciężar.
Przecież wiem, że to moment, że życie nie znosi próżni, że zaraz znowu będzie tłukł w grającą zabawkę bezmyślnie, do zakręcenia i zacznę się bać co za rok, jak pójdzie do szkoły.
Jednak zyskuję tak wiele i w akceptacji dla niego i dla siebie samej, i w docenieniu tego, że jakoś, pomimo wszystko, wyboista droga, którą idziemy, taka niepewna i karkołomna, bywa piękna, i że wcale nie jestem takim najgorszym przewodnikiem. Takie książki uświadamiają mi, że pomimo wszystko udaje się osiągać stan, jaki każdy z nas nazwałby normalnym życiem; jak by to nie spalało (a spala!) psychicznie. Nawet jeśli cały świat nie rozumie i nawet nie chce się już nikomu tłumaczyć, a zniechęcenie zamienia się w agresję. Taka książka to zbiorowe- tak, rozumiem.
Wybitna pozycja na temat autyzmu. Wiedziałam, że dla mnie będzie bardzo ważna. Przeczytałam w 1 dzień i chyba musiałabym całą podkreślić i ją tu przepisać, by przekazać ogrom prawd i mądrości, jakie mają do przekazania Ci niezwykli, bardzo mądrzy rodzice.
Kiedy powiedziałam mężowi, że przeczytałam już tak wiele książek na temat autyzmu, zapytał mnie czy jestem dzięki temu...
2015-01-02
Dla wielbicieli talentu panów Stuhrów. Ja chyba jednak wolę podziwiać ich na ekranie. Ciekawostką jest scenariusz "Obywatela Bratka".
Dla wielbicieli talentu panów Stuhrów. Ja chyba jednak wolę podziwiać ich na ekranie. Ciekawostką jest scenariusz "Obywatela Bratka".
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-03
Porywająca, wybitna saga rodzinna z wielką historią w tle, na kształt powieści Stanisławy Fleszarowej - Muskat. Wyłączająca z życia, zajmująca myśli, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosząca do wykreowanej przez pisarkę rzeczywistości.
Nie przypuszczałam, że ktoś współcześnie żyjący potrafi jeszcze TAK pisać, że w polskiej literaturze trafi się taka perła. I nawet jeśli zdarzają się drobne niedociągnięcia i ryski warsztatowe czy konceptualne (choć nie tak ich znów wiele), to znikają po sekundach zawahania, dzięki ciepłu jakie wprost bije z tej historii.
Książka jest wspaniała, jestem nią oczarowana.
Saga rodu Winnych stała się mi bliska jak moja własna genealogia. Z ogromną niecierpliwością czekam na 2 tom, jak na spotkanie z dawno niewidzianymi, najbliższymi sercu osobami.
Tak pisać, to dar od Pana Boga!
Porywająca, wybitna saga rodzinna z wielką historią w tle, na kształt powieści Stanisławy Fleszarowej - Muskat. Wyłączająca z życia, zajmująca myśli, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosząca do wykreowanej przez pisarkę rzeczywistości.
Nie przypuszczałam, że ktoś współcześnie żyjący potrafi jeszcze TAK pisać, że w polskiej literaturze trafi się taka perła. I...
2015-01-08
Zawsze ciągnęło mnie do spraw bliskich człowiekowi, autentycznych, wołających o uwagę. Uważam, że trzeba się pochylać nad niesprawiedliwością, smutkiem, stratą, krzywdą, nieszczęściem. Nie zostawiać ludzi w ich cierpieniu samym sobie, wysłuchać.
Iza Michalewicz robi to po mistrzowsku, wykazując nie tylko rzetelność i dziennikarską skrupulatność, ale przede wszystkim niezmierzony ocean empatii. Bystre spojrzenie nie omija odtrąconych poza margines, ale ich właśnie czyni bohaterami dramatycznych, często porażających swoją wymową, reportaży. Ich tematy są trudne, bolesne, ale w jakimś stopniu- mnie przynajmniej- pokazują wiele drogowskazów jak żyć, gdy człowiekowi wszystko gwałtownie skręca ku zagładzie. Jak w mroku wypatrzyć tlącą się iskrę nadziei. I jak zapamiętać tych, którym zabrakło pomocnej dłoni. By może kiedyś, gdy życie z nas zadrwi, umieć się uratować.
312 stron prawdziwego życia.
Zawsze ciągnęło mnie do spraw bliskich człowiekowi, autentycznych, wołających o uwagę. Uważam, że trzeba się pochylać nad niesprawiedliwością, smutkiem, stratą, krzywdą, nieszczęściem. Nie zostawiać ludzi w ich cierpieniu samym sobie, wysłuchać.
Iza Michalewicz robi to po mistrzowsku, wykazując nie tylko rzetelność i dziennikarską skrupulatność, ale przede wszystkim...
2015-01-10
Do przeczytania książki autorstwa Jennifer Teege (z domu Goeth), wnuczki komendanta Obozu w podkrakowskim Płaszowie, skłonił mnie akurat teraz jeden z reportaży I. Michalewicz pt. "Kochana i święta", opowiadający wojenne i powojenne losy Rebeki i Józefa Bau'ów, więźniów tegoż obozu. Reportaż niezwykły, wzruszający, zapadający w serce.
Wspomnienia wnuczki Amona Goetha miałam na "liście do przeczytania" już dawno, po wysłuchaniu w radiowej Trójce audycji "Godzina prawdy", autorstwa Michała Olszańskiego, której była gościem.
Historia Jenny nie pozwala się od siebie uwolnić. Idziesz po słowach jak po stopniach- najpierw szok- znajduje książkę, w której dociera do niej, że matka, która oddała ją do adopcji gdy Jenny miała 4 tygodnie, miała na nazwisko Goeth, a potem, że była córką słynnego Amona, postrachu płaszowskich Żydów. Niedowierzanie, strach, przerażenie...
Potem niczym detektyw tropi i odkrywa swoje korzenie, analizuje relacje z matką, babką Ruth Irene, próbuje wyjaśniać i ustalać ich stosunek wobec Holocaustu, jednocześnie próbując rozumieć jego wpływ i znaczenie nie tylko dla swojej psychiki, ale i całej rodzinnej genealogii. Opowiada nam o swoim życiu; pobycie w domu dziecka, rodzinie zastępczej, byciu osobą z odmiennym kolorem skóry pośród ludzi o jasnej karnacji, o licznych depresjach; prowadzi nas od dzieciństwa, poprzez dorastanie, studia, podróże, po małżeństwo i macierzyństwo. Wspomina spotkania z matką i babką, ich próby wypierania zła, jaki wyrządził ich przodek.
Autorka w niesamowicie przenikliwy sposób skupia się poprzez soczewkę własnej rodziny na kalejdoskopie całego niemieckiego, powojennego społeczeństwa, socjologicznie próbując pokazywać i wyjaśniać postawy, traumy, uniki i wyparcia.
Zabiera nas w podróż do Izraela, w czasie studiów i już po odkryciu rodzinnej tajemnicy, pozwala nam przyjrzeć się jak przyznaje się do rodzinnej historii swoim izraelskim przyjaciołom, by na końcu, przed klasą syna swojej przyjaciółki, pod płaszowskim pomnikiem ofiar zagłady, pojednać się ostatecznie z historią i własną przeszłością.
Niesamowita lekcja dla każdego, kto interesuje się historią, psychologią, człowiekiem. To musisz przeczytać!
Do przeczytania książki autorstwa Jennifer Teege (z domu Goeth), wnuczki komendanta Obozu w podkrakowskim Płaszowie, skłonił mnie akurat teraz jeden z reportaży I. Michalewicz pt. "Kochana i święta", opowiadający wojenne i powojenne losy Rebeki i Józefa Bau'ów, więźniów tegoż obozu. Reportaż niezwykły, wzruszający, zapadający w serce.
Wspomnienia wnuczki Amona Goetha miałam...
2015-01-25
Panie Martin! Przydługa ta podróż, choć niejedno ma imię... I smoków na niej prawie ani widu, ani słychu... Jednak jak tu zawrócić z drogi? ;)
Panie Martin! Przydługa ta podróż, choć niejedno ma imię... I smoków na niej prawie ani widu, ani słychu... Jednak jak tu zawrócić z drogi? ;)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-06
Wreszcie drgnęło i ruszyła wyobraźnia, odgrywając w głowie wszystkie te sceny jakby to był film. Jestem usatysfakcjonowana, może dlatego, że naiwnie wierzę, że już niedługo przyjdzie nam czekać na "Wichry zimy". Więcej nie napiszę, bo za każdym słowem czai się spojler ;)
Wreszcie drgnęło i ruszyła wyobraźnia, odgrywając w głowie wszystkie te sceny jakby to był film. Jestem usatysfakcjonowana, może dlatego, że naiwnie wierzę, że już niedługo przyjdzie nam czekać na "Wichry zimy". Więcej nie napiszę, bo za każdym słowem czai się spojler ;)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-07
W wyczekany piątkowy wieczór z wielką przyjemnością oddałam się lekturze 2 tomu sagi Ałbeny Grabowskiej pt. "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli". Gdyby nie całotygodniowe zmęczenie pochłonęłabym ją w jeden wieczór, ale i tak zajęło mi to zaledwie kilka godzin.
Po raz kolejny nie mogłam się oderwać, przełykałam łzy i wzruszenie ściskało mnie za gardło.
Losy brwinowskiej rodziny Winnych przyciągają jak magnes, lgną do serca, zaciekawiają i dają poczucie niezwykłej bliskości.
Dla mnie samej, wychowanej na wsi, w dużej, wielopokoleniowej rodzinie, rzuconej w samotny bezkres blokowiska wielkiego miasta, śledzenie ich historii było jak powrót do domu. Jak smak swojskiego chleba, jak przytulenie się do mamy, której na co dzień tak mi brak.
Wojenne losy Winnych, ich znajomych i powinowatych ściskają serce. A i po wojnie rodzina nie zazna spokoju, jak na to wskazuje zawieszające w próżni zakończenie.
A jednak muszę ubrać w słowa coś, co zakłóca mi w pełni hurraoptymistyczny odbiór powieści. Niesamowite zbiegi okoliczności łączące ze sobą postaci w nie tak małym znów świecie przedstawionym, w pewnym momencie dają uczucie przesytu i sprawiają wrażenie, że wszystko kręci się wokół Winnych. Wiem, że taki styl tej powieści, ale mnie to jednak trochę przeszkadza, tak samo, jak częste wybieganie w przyszłość i dopowiadanie losów bohaterów.
Autorka ma jednak niezaprzeczalnie swój rozpoznawalny styl, markę, szlif. Dla tych wzruszeń jakich mi dostarczyła, dla skojarzeń z domem, dzięki tęsknocie jaką we mnie obudziła, jestem w stanie przymknąć oko na wspomniane wrażenia. A przecież dla kogoś innego mogą być one plusem. Jednego jestem pewna- wiosną popędzę do księgarni po trzeci tom!
W wyczekany piątkowy wieczór z wielką przyjemnością oddałam się lekturze 2 tomu sagi Ałbeny Grabowskiej pt. "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli". Gdyby nie całotygodniowe zmęczenie pochłonęłabym ją w jeden wieczór, ale i tak zajęło mi to zaledwie kilka godzin.
Po raz kolejny nie mogłam się oderwać, przełykałam łzy i wzruszenie ściskało mnie za gardło.
Losy brwinowskiej...
2015-02-10
"Widzę rzeczy, o których pisałem, ludzi, o których pisałem, i wiesz, co jest dla mnie absolutnie jasne, Grigorij? Chociaż przypuszczam, że już wtedy tak myślałem lub, że znałem to od urodzenia. Że są tylko dwie rzeczy, które naprawdę coś w życiu znaczą. Literatura i miłość. Grigorij się uśmiechnął. - Chyba się z Tobą zgadzam."
Przemawia to do mnie absolutnie. Jak głoszą rekomendacje z okładki to elegancka i piękna literatura i nie zgodzę się z opinią czytelniczki, że brak tu rosyjskiej duszy. Urzeka ona w wierszach Wiktora Jelsyna, w umiłowaniu do baletu (skojarzenia z "Czarnym łabędziem"), w porażającym poprzez oszczędność słów przedstawieniu stalinowskiego terroru. Melodię rosyjskiej duszy słyszysz w śpiewie słowika, dostrzegasz ją w uwikłaniu w przeszłość starzejącej się primabaleriny Niny Rijewskiej i zanim się spostrzeżesz, zagłębiasz się między słowa po to, by wreszcie rozsupłać węzeł bólu i tajemnicy naszyjnika z bursztynem.
To nie kryminał, nie thrriler, nie poskaczesz po słowach, nie przemkniesz niepostrzeżenie. Smakujesz ich ostrożnie jak kawioru, a i tak zostawiają na języku gorzki posmak soli. I ta zachwycająca puenta z dziennika dziadka Drew. Wszystkie drogi prowadzą ku miłości. Tylko czasem za szybko się kończy... Zachwyćcie się wraz ze mną, a na zachętę przepiękny wiersz z książki, zamykający chwilę, tak jak kocham, w kadrze słów...
Nocne pływanie
Czarna noc z aksamitu, poprzypinanego
szeroko i wysoko gwoździkami gwiazd.
Twarze w świetle księżyca, niewyraźne echa
płyną po rzecznej toni; nasz beztroski plusk
odpędza je daleko, nierozważnie, w świat.
Jacyż byliśmy młodzi, choć dopiero rok
upłynął, kiedy rzeka moczyła nam włosy.
W powietrzu świerszczy szum, błagalny śpiew,
którego słuchać wcaleśmy nie chcieli.
Odeszły w dal wspaniałe, czarne lasy,
mieszanka cieni, dywan z igieł sosny,
kropelki słońca barwy ochry i żywicy. Powietrza brzęk...
I niewidoczny słowik, nazbyt późno
swą pieśń upartą słodko wyśpiewywał
schwytany między czerń wody i nieba.
"Widzę rzeczy, o których pisałem, ludzi, o których pisałem, i wiesz, co jest dla mnie absolutnie jasne, Grigorij? Chociaż przypuszczam, że już wtedy tak myślałem lub, że znałem to od urodzenia. Że są tylko dwie rzeczy, które naprawdę coś w życiu znaczą. Literatura i miłość. Grigorij się uśmiechnął. - Chyba się z Tobą zgadzam."
Przemawia to do mnie absolutnie. Jak głoszą...
2015-03-09
Choć należę do czytelników wybierających trudną i zmuszającą do myślenia lekturę, nie wiem czy jakakolwiek książka tak mną wstrząsnęła, jak autobiograficzna powieść M. Schofielda pt. "Pomóc Jani".
Wzięta do ręki w niełatwym pooperacyjnym czasie, pozwoliła zapomnieć o bólu fizycznym, gdyż bolała mnie całościowo: psychika, dusza, wszystko wyło. Może i dlatego, że sama wiem jak to jest mieć "inne" dziecko, które nie spełnia stawianych mu wymagań, o które trzeba walczyć z systemem, całym światem, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew nieczułym lekarskim ekspertyzom, strachowi i bezradności.
Miłość niejedno ma imię, a miłości rodzica do dziecka nic nie może zatrzymać. Tylko ona jest sprzymierzeńcem i pozwala po stokroć wymyślać proch i zmieniać porządek świata.
Olbrzymi ukłon w stronę niezwykłych- zwykłych ludzi, jakimi są rodzice Jani. Nigdy się nie poddali i nie dali sobie wmówić, że schizofrenia z racji swojej nieuleczalności zabierze im dziecko. Wytrzymali zwierzęcą agresję, walkę z systemem zdrowotnym, ubezpieczeniowym, samotność i milion innych prób, które zmiażdżyły by niejednego człowieka. Ich niepokonaną siłą, jak wspominałam, była miłość.
Autor cudownie puentuje swoją porażającą i jednocześnie niosącą nadzieję opowieść. "Beautiful day"- piękny dzień, nie piękne życie, ale ta chwila, która trwa, tu i teraz.
To trudna nauka dla każdego człowieka, który z różnych powodów boi się przyszłości. Innej drogi jednak nie ma. Żyj chwilą, łap ją jak mydlane bańki, zanim bezpowrotnie zniknie.
Choć należę do czytelników wybierających trudną i zmuszającą do myślenia lekturę, nie wiem czy jakakolwiek książka tak mną wstrząsnęła, jak autobiograficzna powieść M. Schofielda pt. "Pomóc Jani".
Wzięta do ręki w niełatwym pooperacyjnym czasie, pozwoliła zapomnieć o bólu fizycznym, gdyż bolała mnie całościowo: psychika, dusza, wszystko wyło. Może i dlatego, że sama wiem...
2015-04-09
Leżąc w wannie udającej słone morze, doczytywałam ostatnie strony najnowszej książki Joanny Bator- "Wyspy łzy". Wiele się spodziewałam po lekturze i muszę przyznać- dostałam jeszcze więcej, tak dużo, że trudno mi to ubrać w słowa.
Czytanie trwało niezmiernie długo, odkładałam książkę po kilkunastu stronach, bo nie umiałam w sobie pomieścić tych wszystkich pulsujących słów, barokowych konstrukcji ociekających złotem i ostrych jak właśnie naostrzona brzytwa.
Joanna Bator jest dla mnie od dawna wirtuozem słowa, a ta książka jest ucztą dla jego wielbiciela. Jednak gdyby ktoś zapytał mnie, tak po prostu, o czym była ta historia, nie umiałabym jednoznacznie odpowiedzieć.
Dla mnie przede wszystkim o ucieczce i o paradoksalnym odnajdywaniu w niej samego siebie. O zasłuchaniu w swoje wewnętrzne ego, próbie uchwycenia jego nieostrej twarzy, o skupieniu na doznaniach, smakach, wrażeniach, próbie przyszpilenia ulotnych niuansów zdarzeń, chwil, obserwacji.
Sandra Valentine; dziennikarka, której tropem rusza w tropiki pisarka; kobieta która zniknęła bez śladu, jest takim właśnie nieuchwytnym kłębkiem, który potoczył się za daleko i nie sposób już dotrzeć do sedna poszukiwań, tak absorbujące stało się to, co po drodze.
Zahaczka jak mawia Bator, strzępek wspomnień, skojarzenie, nagły przebłysk, na którym buduje się narracja.
To niezwykły dziennik podróży, którego nie sposób traktować tylko dosłownie, choć i to jest ważne, bo autorka kreśli słowa tak, jak impresjonista kreuje swoje dzieło. To przede wszystkim metafizyczna podróż wgłąb, którą pojmie sercem każdy marzyciel i indywidualista. Dla tych, którzy mają odwagę wyjść naprzeciw nieznanemu, będzie to potwierdzeniem słuszności podjętych kiedyś trudnych decyzji. Dla innych, którym nie starczyło tego cennego pierwiastka charakteru, to sen, który budzi bolesną tęsknotę za nieznanym i być może nigdy nie odnalezionym. Tak wielką, że człowiek rozgląda się wokół siebie i czuje niezmierzony smutek. Czymże jest życie jeśli nie złapiemy w garść swoich marzeń?
W klimacie rozważań sugestywne zdjęcia. Dla mnie całość to majstersztyk, choć niełatwy w odbiorze, ale nie sposób się w nim nie zanurzyć, pomimo wiedzy o ryzyku utonięcia. Bez wątpienia zostawia w człowieku otwarte drzwi, a potem hula niespokojny wiatr...
Leżąc w wannie udającej słone morze, doczytywałam ostatnie strony najnowszej książki Joanny Bator- "Wyspy łzy". Wiele się spodziewałam po lekturze i muszę przyznać- dostałam jeszcze więcej, tak dużo, że trudno mi to ubrać w słowa.
Czytanie trwało niezmiernie długo, odkładałam książkę po kilkunastu stronach, bo nie umiałam w sobie pomieścić tych wszystkich pulsujących słów,...
2015-04-10
"- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś, że jestem nieślubnym dzieckiem?- spytałam w domu, a moja siedemdziesięcioczteroletnia mama nagle się zaczerwieniła.
- Wstydziłam się?- odparła z małym znakiem zapytania.
- Czego?- dociekałam.
- No bo wszyscy...- zaczęła ona, a ja machnęłam ręką:
- Wszyscy...!- powiedziałam lekceważąco.- Chyba fajnie być trochę innym niż wszyscy?- powiedziałam i uścisnęłam ją."
W tym fragmencie jednego z felietonów autorstwa Doroty Terakowskiej, zebranych w książce pt. "Dobry adres to człowiek", zawiera się cała istota jej spojrzenia na świat. Jakże mi bliska, bo ja też zawsze byłam inna, ale stosunkowo późno zrozumiałam, że to może być fajne. Przeczytajcie, a może zostaną wam oszczędzone lata poczucia niższości, wstyd, depresja, świadomość niedopasowania i inne takie nieprzyjemne rzeczy.
Książeczka krótka, ot w sam raz na słoneczne półgodziny na ławce w parku, a jakże głęboka w treść.
"- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś, że jestem nieślubnym dzieckiem?- spytałam w domu, a moja siedemdziesięcioczteroletnia mama nagle się zaczerwieniła.
- Wstydziłam się?- odparła z małym znakiem zapytania.
- Czego?- dociekałam.
- No bo wszyscy...- zaczęła ona, a ja machnęłam ręką:
- Wszyscy...!- powiedziałam lekceważąco.- Chyba fajnie być trochę innym niż wszyscy?-...
2015-04-13
Na samym początku ustrzelona w bibliotece, potem odczekała swoje na półce, bo właśnie szykowałam się do operacji, nie wiedząc co mnie czeka. Bałam się po nią sięgnąć.
Chyba niepotrzebnie. Choć nie jest to łatwa lektura i chłonie się ją przez łzy. Zupełnie mokra poduszka. Odkładanie jej na raty to chleb powszedni.
Agnieszka Kaluga, autorka bloga Zorkownia, niegdyś polonistka, dziś studentka psychologii, felietonistka Wysokich Obcasów i przede wszystkim wolontariuszka poznańskiego hospicjum Pallium. Kobieta, która poznała ból straty i doświadczyła światła nadziei.
Pięknie pochyla się nad człowiekiem w jego ostatniej drodze, towarzysząc mu w słowie, geście i modlitwie, w najprostszym trwaniu obok. Jej nienachalne historie, drobinki opowieści, czasem momenty uchwycone w kadr słów, to tchnienie nigdy nie gasnącej nadziei, to wzbierająca rzeka siły, na przekór śmierci, na pohybel umieraniu. To hołd oddany opisanym ludziom i wielkie misterium życia.
Dla mnie czytanie tej książki to terapia, mierzenie się z demonami, remedium na strach. O tym mówi ksiądz Jan Kaczkowski- że trzeba sobie takie graniczne sytuacje wizualizować, ćwiczyć mentalnie, przygotowywać się, by mieć siłę unieść to całe piekło, kiedy przyjdzie godzina próby. To mój pierwszy krok w ramach takiego treningu.
Pani Agnieszko, dziękuję za to niezwykle ważne świadectwo i za ten dar, który emanuje z pani książki. Jest piękny i kruchy jak żonkile trzymane w wyciągniętych dłoniach, które widzimy na okładce- zwiastun zielonej nadziei z obnażonymi cebulkami. Wystawiony na słabość i pełen witalnej siły.
Na samym początku ustrzelona w bibliotece, potem odczekała swoje na półce, bo właśnie szykowałam się do operacji, nie wiedząc co mnie czeka. Bałam się po nią sięgnąć.
Chyba niepotrzebnie. Choć nie jest to łatwa lektura i chłonie się ją przez łzy. Zupełnie mokra poduszka. Odkładanie jej na raty to chleb powszedni.
Agnieszka Kaluga, autorka bloga Zorkownia, niegdyś...
2015-04-16
Wspomnieniowa książka-wywiad, autorstwa Joanny Racewicz, dziennikarki TVP i żony oficera BOR, Pawła Janeczka, który zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, została napisana 4 lata temu, w 1 rocznicę katastrofy.
Dwanaście wywiadów z dwunastoma różnymi kobietami, które łączy wspólny pierwiastek. Wszystkie straciły najbliższe sercu osoby jednego dnia, w tym samym miejscu. Autorka rozmawia z nimi jak z przyjaciółkami, bo wspólnota nieszczęścia dała im poczucie więzi. Kilkanaście urzekających historii, w której miłość jest alfą i omegą. Kilkanaście żyć brutalnie zatrzymanych w miejscu i prób poskładania świata na nowo. Książka tak szczera, że aż intymna; trzeba obok niej przechodzić na palcach, by nie spłoszyć ciszy, by nie zranić złym słowem. A potem rozważyć w swoim sercu to, co dla nas ważne.
... "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"...
Wspomnieniowa książka-wywiad, autorstwa Joanny Racewicz, dziennikarki TVP i żony oficera BOR, Pawła Janeczka, który zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, została napisana 4 lata temu, w 1 rocznicę katastrofy.
Dwanaście wywiadów z dwunastoma różnymi kobietami, które łączy wspólny pierwiastek. Wszystkie straciły najbliższe sercu osoby jednego dnia, w tym samym...
2015-04-17
Zadaję sobie pytanie po co wybrałam tę książkę...Wiedząc mniej więcej o czym jest...
Po przeczytaniu jestem zdruzgotana. Takie historie nie zdarzają się tylko w filmach, tylko w książkach. One dzieją się naprawdę i nikt, kto decyduje się na dziecko nie powinien mieć poczucia, że jest bezpieczny, że jemu na pewno nie przytrafi się nic złego. Choć każda kochająca się para ma optymistyczną wizję przyszłości, czasem, bez niczyjej winy, ta wizja obraca się w proch...
Wracam do naszych traumatycznych początków, widzę podobieństwa (na szczęście w skali mikro) i sporo różnic.
Jedno dotkliwie boli- odsuwanie się ludzi, którzy wyczuwają inność i ze strachu przed nią uciekają gdzie pieprz rośnie.
Tak jak goście wielkiego domu Harriet i Davida stopniowo odchodzą do swojego przewidywalnego świata.
Matka jest w tym wszystkim zupełnie sama. Bohaterka cierpiąca z powodu walki płodu w swoim brzuchu, czująca się winną z powodu tego, że urodziła tak inne i przerażające w swojej dzikości dziecko, nie potrafi go jednak porzucić i wydać na pewną śmierć. Ryzykując utratę pozostałych czworga dzieci i męża trwa przy Benie obserwując, jak mimo jej starań schodzi na złą drogę. Jest w tym wszystkim tak rozpaczliwie samotna...
Historia nie ma happy endu i to dosłownie mrozi krew w żyłach. Czasem w życiu nie ma happy endu, a niezawinione cierpienie pogrąża człowieka na samym dnie rozczarowania i rozpaczy.
Autorka oddała doskonale i angielską obyczajowość, i klimat grozy, i wewnętrzne rozterki bohaterów. Z sielanki przy ogromnym stole wszystko zmierza ku ostatecznemu pogrzebaniu nadziei. Nie wiem czy znajdę odwagę, by sięgnąć po kolejną część. Jeśli już, to by dostać dowód, że się myliłam i poświęcenie Harriet miało sens, że Ben odnajdzie się w świecie, w którym przyszło mu żyć.
Zwróciłam jeszcze uwagę na cytat:
„Arystokraci, owszem, oni mogą rozmnażać się jak króliki, tego się też spodziewają, ale mają na to pieniądze. Biedacy mogą mieć dzieci, z których połowa umiera, ale oni tego się spodziewają. Jednak ludzie jak my, pośrodku, muszą przywiązywać wagę do tego, ile mają dzieci, żeby móc się o nie troszczyć...”.
Dokładnie się z tym zgadzam, odpowiedzialność przede wszystkim, a parze bohaterów wyraźnie jej brakuje, gdyż żyją na koszt rodziny, a dzieci powołują na świat jedno po drugim, nie zastanawiając się jak sobie dadzą radę z opieką. Zresztą pod tym względem też wykorzystują najbliższych.
W głowie zostaje mi pytanie- jak przedstawiona w książce symboliczna sytuacja świadczy o nas, jako o społeczeństwie? Wiele się zmieniło jeśli chodzi o akceptację inności, o edukację, o metody pracy z niepełnosprawnymi i zaburzonymi ludźmi. Jednak czy aż tak wiele? Czy nie żyją w nas odwieczne atawizmy, które kazały Spartanom zrzucać "odmieńców" ze skały w przepaść?
Porażająca w braku szafowania emocjami przez autorkę książka.
Zadaję sobie pytanie po co wybrałam tę książkę...Wiedząc mniej więcej o czym jest...
Po przeczytaniu jestem zdruzgotana. Takie historie nie zdarzają się tylko w filmach, tylko w książkach. One dzieją się naprawdę i nikt, kto decyduje się na dziecko nie powinien mieć poczucia, że jest bezpieczny, że jemu na pewno nie przytrafi się nic złego. Choć każda kochająca się para ma...
2015-04-20
Poprzednia książka G. Jagielskiej zabolała do szpiku kości, ta zmęczyła tak, że zabrakło miejsca na oddech. Klaustrofobiczna narracja z koszmaru sennego, którego każdy z nas się obawia- zamknięcia w szpitalu psychiatrycznym.
Jak tak dobrze przyjrzeć się życiu, każdy z nas jest od "wariatkowa" na wyciągnięcie ręki.
Książka nie tylko o spustoszeniu jakie w ludziach zostawia wojna, ale o tym, że często "radzić sobie z życiem", to zadanie ponad siły przeciętnego człowieka.
Może lepiej nie zapuszczać się w takie rejony zupełnie bezkarnie...
Poprzednia książka G. Jagielskiej zabolała do szpiku kości, ta zmęczyła tak, że zabrakło miejsca na oddech. Klaustrofobiczna narracja z koszmaru sennego, którego każdy z nas się obawia- zamknięcia w szpitalu psychiatrycznym.
Jak tak dobrze przyjrzeć się życiu, każdy z nas jest od "wariatkowa" na wyciągnięcie ręki.
Książka nie tylko o spustoszeniu jakie w ludziach zostawia...
Zaczęło się interesująco, konwencja ciekawa, ale... z każdym pościgiem i ucieczką robiło się nudno i coraz nudniej. Chciałabym skończyć całą Trylogię, ale nie wiem czy dam radę. Plus za wyobraźnię i odtworzenie, bądź imitację tamtych czasów.
Rok 2022. Wróciłam, tym razem do słuchowiska. Mam za sobą kilka lat podróży po Dolnym Śląsku, polskim i czeskim. I teraz to czyste złoto! Może poprzednim razem to nie był odpowiedni czas..
Zaczęło się interesująco, konwencja ciekawa, ale... z każdym pościgiem i ucieczką robiło się nudno i coraz nudniej. Chciałabym skończyć całą Trylogię, ale nie wiem czy dam radę. Plus za wyobraźnię i odtworzenie, bądź imitację tamtych czasów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRok 2022. Wróciłam, tym razem do słuchowiska. Mam za sobą kilka lat podróży po Dolnym Śląsku, polskim i czeskim. I teraz to czyste...