Reporterka Dużego Formatu „Gazety Wyborczej”. Laureatka nagrody Grand Press 2011 za reportaż Jolanta i ogień (DF). Dwukrotnie nominowana do tej nagrody kolejno w 2012 i 2013 roku. Studio Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia nominowało ją dwukrotnie do nagrody Melchiorów w kategorii Inspiracja Roku. W 2014 otrzymała wyróżnienie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za reportaż Zakochaj się w Warszawie. Współautorka bestsellerowej biografii Violetty Villas – Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia (Świat Książki, 2011). Autorka zbioru reportaży Życie to za mało (Zwierciadło, 2014) i książki Rozpoznani o bezimiennych do niedawna uczestnikach Powstania Warszawskiego, rozpoznanych na kadrach powstańczej kroniki filmowej (Agora, 2014). Finalistka Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego (2015).https://www.izamichalewicz.pl/
Kiedy ukazała się książka Pani Izy Michalewicz z cyklu "Ballady morderców. Kryminalny Wrocław" od razu zwróciła moją uwagę. Liczyłam na podróż ulicami Wrocławia podczas której zobrazuję sobie wydarzenia zbrodni przedstawionych w książce. I o ile "Kryminalny Wrocław" przymoniał mi o niektórych zbrodniach, a o kolejnych dowiedziałam się pierwszy raz, o tyle forma opisu czy przedstawienie wydarzeń była trudna w odbiorze. Oczekiwałam reportażu z parafrazowanymi wyciągami z akt, bardziej usystematyzowanych wydarzeń. A było tu dużo chaosu, mało chronologii i niestety nie zainteresowała mnie ta książka jak myślałam.
"Kryminalny Wrocław" może jednak posłużyć jako wstęp do gatunku true crime, dzięki któremu czytelnik pozna zbrodnie z konkretnego miasta.
Z jednej strony widać ilość pracy włożonej w wywiady i zbieranie materiałów. Widać też realizm: to nie są kryminały Agaty Christie gdzie wiadomo, że zabił ktoś z ograniczonej grupy osób w odciętym od świata miejscu, a detektyw może wszystko wydedukować. Są tu źle zabezpieczone dowody, świadkowie którzy kłamią/mylą się/nie pamiętają, brak pieniędzy na biegłych, ciała odnalezione po upływie czasu czy brak jasnego motywu przez co na początku podejrzany jest cały świat. A mimo to się udaje wskazać sprawcę. Jednak wydaje mi się, że autorka mogła inaczej zredagować swoje rozdziały, bo z perspektywy czytelnika czułem się zawiedziony kiedy okazywało się że mordercą był stryjek Józio, który wystąpił raz na początku rozdziału mówiąc "A to miłe dziecko było, wielka szkoda", a 15 lat później (i 50 stron dalej) wydały go ślady DNA. To że śledczy muszą się przekopać przez taki chaos, nie powoduje że ja muszę to robić jako czytelnik i trochę zabrakło mi takiego poprowadzenia za rękę.