-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-08-11
2020-08-27
2018-03-18
2018-07-02
2018-11-27
2018-12-14
2015-09-08
2015-06-24
2012-06-10
Niektórzy z nas oglądając programy typu reality show, chcieliby znaleźć się na miejscu ich uczestników. Przeprowadzić się do domu pełnego kamer, pewien czas spędzić z innymi ludźmi, zyskać popularność i wrócić do domu. Tak, to nie brzmi wcale najgorzej, w końcu czego się nie robi dla rozrywki i rozgłosu. Zupełnie inaczej mają się sprawy, gdy uczestnik zostaje przymusowo wcielony do programu.
Ostatnio w moich recenzjach wielokrotnie mogliście przeczytać o książkach rozgrywających się w przeszłości bądź bazujących na historycznych zdarzeniach. Teraz czas najwyższy, żebyśmy się przenieśli w przyszłość.
Wyobraźmy sobie współczesne Stany Zjednoczone niedługo po rewolucji, buncie ludności i ciężkich walkach. Zniszczone państwo przyjmuję nazwę Panem, a w ramach zemsty za okrutny atak na władzę, co roku organizuje Głodowe Igrzyska. Na czym one polegają? Dwudziestu czterech obywateli po dwóch z każdego dystryktu zamykanych jest na ogromnej, sztucznie wytworzonej arenie, genialnie odtwarzającej naturalne środowisko, gdzie muszą walczyć na śmierć i życie, bowiem jedyną możliwością wydostania się z tej pułapki jest zwycięstwo. A żeby zwyciężyć trzeba zabić pozostałych zawodników. Cała rozgrywka transmitowana jest na żywo w całym kraju, a mieszkańcy zakładają się o to kto, najdłużej wytrwa w polu walki.
W dwunastym okręgu, w którym ludność utrzymuje się głównie z górnictwa, mieszka Katniss. Ta szesnastoletnia dziewczyna, pomimo swojego młodego wieku wzięła na siebie całą odpowiedzialność za wyżywienie rodziny. Nastolatka wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Galem codziennie przekracza zakazaną strefę lasu i poluje na dzikie zwierzęta. Ojciec przed śmiercią nauczył ją posługiwania się łukiem i wynajdowania jadalnych roślin, dzięki czemu Katniss jest nie tylko doskonałym strzelcem, ale i potrafi sobie poradzić w najgorszych warunkach. Te umiejętności niezwykle się jej przydadzą, bowiem wkrótce dziewczyna aby chronić swoją młodszą siostrę, zgłasza się jako ochotnik na trybuta.
O „Igrzyskach śmierci” w ostatnim czasie bardzo wiele się słyszy, zarówno za sprawą książki jak i filmu. Przyznam się, że nie spodziewałam się wiele po tej powieści. Sugerując się bezpodstawną popularnością utworów, które według mnie w ogóle nie zasługują na miano bestsellerów, uznałam, że skoro historia została tak nagłośniona musi być płytka, co tu dużo ukrywać przeciętny, współczesny czytelnik nie jest zanadto wymagający. Moje domysły okazały się jednak całkowicie błędne, ponieważ książka naprawdę jest rewelacyjna!
Narracja jest prowadzona przez Katniss, co sprawiło, że od samego początku niezwykle zżyłam się z tą bohaterką. Znałam wszystkie jej myśli, wahania i przemyślenia. Dodatkowo autorka książki wcale nie wykreowała nastolatki na nieustraszoną wojowniczkę, którą dziwnym trafem omijają wszelkie nieszczęścia. Dziewczyna tak samo jak inni uczestnicy turnieju odnosi rany i musi zmierzyć się z wrogimi warunkami środowiska, które należy wspomnieć, są stale kontrolowane przez Kapitol.
Suzanne Collins stworzyła oryginalną i wciągającą powieść. Fabuła pochłonęła mnie bez reszty. Cały czas, nawet gdy nie czytałam książki, myślałam tylko o tym, co dalej zrobi główna bohaterka, jak potoczą się jej losy i przede wszystkim czy wygra igrzyska.
Pomimo że na razie zapoznałam się tylko z pierwszym tomem tej serii, już wiem że ciężko mi będzie ostatecznie rozstać się z bohaterami pod koniec ostatniej, trzeciej części. Wszyscy, którzy jeszcze się wahają, czy zapoznać się z tą książką, mogą bez najmniejszych wyrzutów sumienia udać się do księgarni i kupić od razu całą trylogię. Gwarantuję, że będą to dobrze wydane pieniądze i przede wszystkim wyśmienicie spędzony czas na lekturze tej fantastycznej powieści.
www.public-reading.blogspot.com
Niektórzy z nas oglądając programy typu reality show, chcieliby znaleźć się na miejscu ich uczestników. Przeprowadzić się do domu pełnego kamer, pewien czas spędzić z innymi ludźmi, zyskać popularność i wrócić do domu. Tak, to nie brzmi wcale najgorzej, w końcu czego się nie robi dla rozrywki i rozgłosu. Zupełnie inaczej mają się sprawy, gdy uczestnik zostaje przymusowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-27
Na reszcie! Opłacało się czekać tak długo. W końcu po raz kolejny natrafiłam na powieść, która całkowicie mnie pochłonęła. Książka “Wszechświat kontra Alex Woods” z całą pewnością zostanie zaszufladkowana jako “ulubiona” oraz “warta ponownego przeczytania”. Drugiej tak fantastycznej powieści należy szukać ze świeczką w ręku.
Sięgając po nowy utwór z nakładu Wydawnictwa Literackiego przeczuwałam, że czeka mnie coś wyjątkowego, nie spodziewałam się jednak tak dopracowanego i wartościowego dzieła, jakie otrzymałam. Na pierwszy rzut oka zarówno okładka jak i sam tytuł nasuwały mi skojarzenia ze średniego typu literaturą młodzieżową z elementami fantasy. Aczkolwiek wstępne rozdziały szybko pokazały, że byłam w ogromnym błędzie.
Gavin Extence wykreował nie tylko świetną sylwetkę tytułowego bohatera, ale także otoczył go szeregiem innych, godnych uwagi postaci drugoplanowych. Prócz tego zaczynając lekturę, zupełnie nie spodziewałam się następującego przebiegu akcji. Byłam wręcz przekonana, że fabuła skupi się na Alexie oraz wydarzeniach związanych z uderzeniem mateorytu. Tymczasem wątek ten pełnił istotną rolę w utworze, ale nie był jej sednem.
Wydaje mi się, że najważniejszym elementem tej ksiażki jest przesłanie, jakie ona za sobą niesie. Angielski pisarz w swoim utworze porusza wiele interesujących i dyskusyjnych kwestii takich jak prawo do świadomej śmierci czy szkolna hierarchia uczniów. Jeśli chodzi o ten pierwszy temat to od zawsze popierałam tezę, przedstawioną przez Gavina Extence. Ponadto prócz spraw do przemyśleń autor poznaje też czytelnika z różnymi naukowymi zagadnieniami z najróźniejszych dziedzin.
Z wielką niecierpliwością czekam aż Gavin Extence napisze kolejną powieść. Jestem przekonana, że autor z tak niebywałym talentem oraz olbrzymią wyobraźnią stworzy jeszcze nie jedną fantastyczną historię.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Na reszcie! Opłacało się czekać tak długo. W końcu po raz kolejny natrafiłam na powieść, która całkowicie mnie pochłonęła. Książka “Wszechświat kontra Alex Woods” z całą pewnością zostanie zaszufladkowana jako “ulubiona” oraz “warta ponownego przeczytania”. Drugiej tak fantastycznej powieści należy szukać ze świeczką w ręku.
Sięgając po nowy utwór z nakładu Wydawnictwa...
2012-09-15
Współcześnie pojawia się koncepcja Boga, z którym można porozmawiać jak z najlepszym przyjacielem. Doskonałym potwierdzeniem tej tezy jest niedawno wydana, kontrowersyjna powieść kanadyjskiego twórcy Williama Younga pod tytułem „Chata”, w której to główny bohater pięćdziesięciosześcioletni MacKenzie nawiązuje kontakt „twarzą w twarz” z Najwyższym.
Czytelnik jest świadkiem rozmowy człowieka wątpiącego i doświadczonego przez życiowe dramaty z Wszechmocnym Bogiem w trzech osobach. W tym momencie należałoby pokrótce zaprezentować historię głównego bohatera i tym samym odpowiedzieć na pytanie „W jaki sposób doszło do nawiązania bezpośredniego dialogu między człowiekiem a Najwyższym?”. Wszystko zaczęło się w momencie traumatycznego przeżycia, którego przed czterema laty doświadczył MacKenzie. Było to porwanie i morderstwo jego ukochanej córeczki. Od tego czasu mężczyzna pogrążony jest w stanie, który nazywa Wielkim Smutkiem. Bohater jest w emocjonalnie zdruzgotany, zrozpaczony i niezdolny do miłości Boga, którego oskarża o ludzkie krzywdy i cierpienia.
Bóg w odpowiedzi na zachowanie mężczyzny kieruje do niego list z zaproszeniem na weekendowy wyjazd. Do spotkania między Bogiem a człowiekiem dochodzi w niewielkiej, opuszczonej chacie, która w mistyczny sposób przemienia się w najwytworniejszy pałac. Co ciekawe, Pan objawia się człowiekowi, któremu daleko jest do świętości. MacKenzie to osoba stroniąca od religijnych praktyk, nieufna, a przede wszystkim od lat nosząca w swoim sercu pretensje do Najwyższego za Jego niesprawiedliwość.
Stwórca na kartach książki ukazany jest jako pulchna czarnoskóra kobieta, słuchająca folkowej muzyki i piekąca ciasteczka. Jezusa poznajemy pod postacią mało przystojnego cieśli, a Ducha Świętego reprezentuje młoda Azjatka o wdzięcznym imieniu Sarayu. Dlaczego autor w taki właśnie sposób przedstawił Trójcę Świętą? Z pewnością po to, aby udowodnić, że Bóg jest duchem, którego żaden człowiek nie może ogarnąć rozumem.„Chata” zawiera próbę odpowiedzi na uniwersalne pytania trapiące każdego człowieka, nie tylko praktykującego katolika ale i zagorzałego ateistę. Narrator ukazuje boski i ludzki punkt widzenia tych samych zagadnień. Podkreślić należy, że głównego bohatera można utożsamić ze zwykłym, szarym człowiekiem, który, tak jak przeciętny Kowalski, jest pełen lęków i dręczących wątpliwości. Mężczyzna prócz tematów związanych z nadprzyrodzoną naturą Przedwiecznego, porusza też odwieczny problem odpowiedzialności Wszechmogącego za cierpienie i zło.
Prócz tego William Young próbuje dać odpowiedź na takie kwestie jak sens przebaczenia nie tylko drugiemu człowiekowi, ale także i Bogu. Teologiczne dialogi, które MacKenzie prowadzi ze Stwórcą są żywe, barwne i pełne emocji, ich spotkanie przypomina relację rodzica z dzieckiem, pełną miłości i wzajemnego zrozumienia. Co więcej MacKenzie zwracając się do Najwyższego nie posługuje się żadnym ze znanych biblijnych, boskich określeń typu Pan, Ojciec czy chociażby Stwórca. Bohater nazywa Najwyższego po prostu „Tatą”.
Bóg opisany przez Younga charakteryzuje się także takimi cechami jak cierpliwość i łagodność. Spokojnie prowadzi MacKenziego ścieżką poznania i unikając moralizowania, odpowiada na wszelkie zadawane przez niego pytania. W wyniku doświadczonego spotkania główny bohater książki kanadyjskiego pisarza przeżywa greckie katharsis, oczyszcza swą duszę z wszelkich tłumionych wcześniej emocji.
William Young nie tylko całkowicie neguje typową wizję Boga jako starszego mężczyzny z białą, długą brodą, ale też łamie wszelkie stereotypy i formy, jakie dotychczas były przypisane Stwórcy. Poufałość i luźny sposób odnoszenia się do boskich spraw, adekwatnie pokazuje swobodę, z jaką współcześni literaci odnoszą się do kwestii wiary. Pisarz pokazuje, że Bóg nie daje się sprowadzić i zamknąć w ludzkich wyobrażeniach. „Chata” to przede wszystkim książka obrazująca, jak wielką i niepojętą tajemnicą jest dla człowieka Bóg.
www.public-reading.blogspot.com
Współcześnie pojawia się koncepcja Boga, z którym można porozmawiać jak z najlepszym przyjacielem. Doskonałym potwierdzeniem tej tezy jest niedawno wydana, kontrowersyjna powieść kanadyjskiego twórcy Williama Younga pod tytułem „Chata”, w której to główny bohater pięćdziesięciosześcioletni MacKenzie nawiązuje kontakt „twarzą w twarz” z Najwyższym.
Czytelnik jest świadkiem...
2013-05-12
Małżeństwo z przymusu musi być rzeczą straszną. Trudno bowiem jest wieść życie u boku osoby całkowicie obcej i być może dla nas okrutnej. Niestety w przeszłości aranżowane przez rodziców związki były codziennością, szczególnie wśród królewskich rodów dla których były one formą zawiązania pokoju pomiędzy dwoma skłóconymi państwami bądź po prostu szansą na polepszenie swego dotychczasowego materialnego statusu.
Jakobina Luksemburska, jak twierdzi legenda, wywodzi się z pradawnego rodu wodnej bogini Meluzyny. W związku z tym dziedzictwem dziewczyna posiada nadnaturalne umiejętności, do których zaliczyć można przepowiadanie przyszłości czy wyczuwanie śmierci. To właśnie jej nadzwyczajne zdolności sprawiły, że owdowiały i zafascynowany alchemią Jan Lancaster postanawia wziąć ją za drugą żonę. Biorąc pod uwagę jego wysoką społeczną pozycje i niewątpliwe korzyści, jakie niesie za sobą przyszły związek, rodzice dziewczyny od razu zgadzają się na oddanie ręki szesnastoletniej córki księciu Bedfordu. Jednak wspólne pożycie pary nie trwa długo. Dwa lata po ślubie Jan umiera, a Jakobina jako młoda wdowa popełnia mezalians i w sekrecie poślubia giermka swego zmarłego męża, którego od pierwszej chwili pokochała prawdziwą miłością.
Trudno jest choć pokrótce opisać zdarzenia mające miejsce w powieści. Życie Jakobiny to bowiem pasmo przygód. Ponad pięćset stron książki jest przepełnionych stałą akcją, wśród której nie ma ani chwili czasu na nudę. Bardzo podobało mi się włączenie do fabuły wątku fantastycznego, nadał on powieści zupełnie nowego, ciekawszego wymiaru. Ważnym atutem powieści są niezwykle sympatyczni bohaterowie. Mimo upływu akcji, która obejmuje okres ponad dwudziestu lat, bohaterowie wciąż pozostają w wyobrażeniach czytelnika tak samo młodzi jak na samym początku. Nie spodobał mi się jedynie fakt, że po małżeństwie z Ryszardem Woodvillem Jakobina stała się maszynką do rodzenia dzieci. Zadziwił mnie też sposób ich wychowywania, a raczej jego brak. Powiem w owych czasach wysoko urodzone kobiety takie jak księżna Luksemburska po narodzinach potomka oddawały go w ręce doświadczonej mamki, a same wracały na królewski dwór, aby służyć królowej.
„Władczyni rzek” niesamowicie mnie pochłonęła. Z racji tego, że zaczęłam ją czytać w okresie matur, wręcz bałam się po nią sięgać! Wszystko spowodowane było tym, że gdy tylko rozpoczynałam lekturę, całkowicie się w niej zatracałam, a cały otaczający świat jakby przestawał istnieć, ja tymczasem przenosiłam się daleko wstecz do XVwiecznej Anglii, ogarniętej wewnętrznym chaosem. Dlatego też, gdy przyszedł weekend zamiast uczyć się prezentacji na ustny egzamin z języka polskiego, ja siedziałam nosem w książce pani Gregory.
Zaciekawiona historią Jakobiny Luksemburskiej, ukazaną przez Philippę Gregory, postanowiłam poszperać trochę w Internecie w poszukiwaniu prawdziwych faktów z życia owej księżnej. Jak się okazało, pochodząca z Kenii pisarka, w dużej mierze skrupulatnie oddała w swojej książce rzeczywiste fakty z życiorysu wdowy po Janie Bedfordzie. Nie obyło się jednak bez paru zmian. Przede wszystkim nie zgadza się kolejność przychodzenia na świat poszczególnych dzieci Jakobiny i ich ilość. Aczkolwiek wydaje mi się, że nie są to informacje nadto istotne, które w jakikolwiek sposób wpłynęłyby na bieg akcji. Co więcej wyżej wspominałam, że zirytował mnie fakt posiadania przez księżnę aż tak licznego potomstwa, tymczasem wikipedia informuje jakoby Jakobina miała jeszcze więcej dzieci niż pisała o tym Philippa Gregory!
Z twórczością Philippy Gregory zetknęłam się po raz pierwszy, jednak jestem nią całkowicie oczarowana! Z serią o Wojnie Dwu Róż z całą pewnością postaram się jak najszybciej zapoznać. Co więcej nie mam najmniejszych wątpliwości, co do tego czyje książki znajdą się na mojej czytelniczej liście powieści koniecznych do przeczytania.
www.public-reading.blogspot.com
Małżeństwo z przymusu musi być rzeczą straszną. Trudno bowiem jest wieść życie u boku osoby całkowicie obcej i być może dla nas okrutnej. Niestety w przeszłości aranżowane przez rodziców związki były codziennością, szczególnie wśród królewskich rodów dla których były one formą zawiązania pokoju pomiędzy dwoma skłóconymi państwami bądź po prostu szansą na polepszenie swego...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-24
2012-06-20
Wyobrażasz sobie, że miałbyś porzucić wszystko i przenieść się osiemset lat wstecz do średniowiecza? Poradziłbyś sobie bez wszystkich udogodnień, jakie przyniosła nam współczesność? Mi wyjątkowo trudno byłoby się zaaklimatyzować w nowym, tak odmiennym środowisku. Nie potrafię nawet myśleć o życiu bez elektryczności czy dostępu do ciepłej, bieżącej wody.
Daniel, jeden z głównych bohaterów książki, to prawdziwy pasjonata gier komputerowych, a konkretnie jednej – Hyperversum. Zaraził on swoim hobby nie tylko najbliższych znajomych, ale i przybranego, starszego brata. Z okazji powrotu Iana z Francji, gdzie chłopak studiuje historię rodu Montmayeur i Ponthieu, młodzież postanawia zorganizować wspólną sesję RPG. Autorem rozgrywki jest najstarszy z rodzenstwa, który sam wymyślił fabułę gry. Młodzieniec prezentuje przyjaciołom wirtualną reprodukcję zdarzeń z czasów Filipa II. W niebezpiecznej Europie tamtych czasów, w obliczu zbliżającej się wojny postacie, którymi grają bohaterowie muszą odnaleźć angielskiego szpiega.
W niewyjaśnionych okolicznościach Daniel, Ian, Jodie, Donna, Martin i Carl zostają wciągnięci w środek wydarzeń. Nie wiedzą, jakim sposobem nagle znaleźli się na miejscu wykreowanych przez siebie postaci. Dodatkowo nie posiadają ich umiejętność i nie mogą połączyć się z systemem Hyperversum.
Szóstce bohaterów grozi ogromne niebezpieczeństwo, nie znają oni dokładnie ówczesnych zwyczajów i praw. Ich język różni się od mowy tubylców, dlatego szybko wpadają w pierwsze tarapaty. Średniowieczna rzeczywistość doświadcza nastolatków w różnoraki sposób, stawia na ich drodze osoby wrogie, ale i dobroduszne jak na przykład Isabeau. Co ciekawe Ian wcześniej zgłębiał dzieje jej rodu, dlatego zna jej najbliższą przyszłość. Mężczyzna zakochuje się w kobiecie i nie jest w stanie przestać o niej myśleć, choć wie, że związek między nimi jest nierealny, ponieważ dziewczyna wyjdzie za mąż za innego. Los jednak całkowicie go zaskoczy i zmieni jego dotychczasowe plany.
Historia stworzona przez Cecilie Randall jest fenomenalna Trudno mi w sposób krótki opisać tak obszerną i ciekawą historię. Wiem, że 750 stron może przerażać szczególnie osoby, które preferują powieści krótsze, jednak muszę stwierdzić, że utwór czyta się niesamowicie szybko. „Hyperversum” jest jak tytułowa gra, jego akcja wciąga i wprost nie pozwala się wydostać.
Bez wątpienia tak właśnie powinna wyglądać literatura młodzieżowa. Ciekawa fabuła, pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji, bohaterowie, z którymi czytelnik od samego początku się zżywa i co najważniejsze spora dawka emocji. Mało tego, z rzetelnych opisów, zawartych w książce, można się sporo nauczyć o średniowiecznej codzienności.
W książce pierwsze skrzypce grają Ian i Daniel, choć „Hyperversum” przeniosło w przeszłość aż sześć postaci. Odgrywają one jednak całkowicie poboczne role i można nawet rzec, że nie wpływają na rozwój zdarzeń. Osobiście mi to wcale nie przeszkadzało, ponieważ właśnie tych dwóch bohaterów polubiłam najbardziej.
Zarówno sposób pisania autorki, jak i cały wykreowany świat zasługuje na oklaski. Czytając powieść miałam wrażenie, jakbym naprawdę znalazła się w średniowieczu! Bardzo żałuję, że w Polsce opublikowana została jak na razie jedynie jedna powieść tej pisarki. Z niesamowitą radością przeczytałabym coś jeszcze spod pióra pani Randall, szczególnie że w jej ojczystych Włoszech wydano kolejny tom „Hyperversum”.
www.public-reading.blogpot.com
Wyobrażasz sobie, że miałbyś porzucić wszystko i przenieść się osiemset lat wstecz do średniowiecza? Poradziłbyś sobie bez wszystkich udogodnień, jakie przyniosła nam współczesność? Mi wyjątkowo trudno byłoby się zaaklimatyzować w nowym, tak odmiennym środowisku. Nie potrafię nawet myśleć o życiu bez elektryczności czy dostępu do ciepłej, bieżącej wody.
Daniel, jeden z...
2012-11-06
Wyniszczająca wojna między Imperium Rzymskim a Kartaginą trwa już nieprzerwanie od wielu lat. Obie z walczących stron są zmęczone przedłużającym się sporem, jednak szala zwycięstwa wciąż nie przechyla się na korzyść żadnego z wodzów, a konflikt dalej pozostaje nierozwiązany.
Nieoczekiwana śmierć i Gajusza Scypiona jest dla młodego Publiusza nie tylko zaskoczeniem, ale i wielką próbą. Młodzieniec zostaje postawiony w niezwykle trudnej sytuacji. Musi on przejąć obowiązki głowy domu, zaopiekować świeżo poślubioną Emilią a także poradzić sobie z niepokojącą sytuacją w mieście. W imponującym akcie odwagi zgłasza swoją kandydaturę na wodza rzymskiej armii na terenie Hiszpanii. W ten sposób chce pomścić zabójstwo członków swojej rodziny. Misja ta, patrząc z boku, wydaje się samobójcza. Mężczyzna ma bowiem zmierzyć się z ogromną armią kartagińską liczącą ponad siedemdziesiąt pięć tysięcy wykwalifikowanych wójów, podczas gdy on sam dysponuje siłą jedynie dwóch legionów.
Santiago Posteguillo raczy czytelnika zapierającymi dech w piersi opisami bitew i potyczek. Każda z nich to ogrom wartkiej akcji oraz emocji. Finałowe przedstawienie oblężenia Kartaginy bezpardonowo uważam za majstersztyk. Relacja ta była zdumiewająco realistyczna i nie pozwoliła mi nawet na chwilę oderwać wzroku od książki. Aby jeszcze dokładniej zobrazować czytelnikowi przebieg zmagań, na ostatnich kartach utworu zostały zamieszczone szczegółowe mapki oraz objaśnienia. Bez wątpienia ułatwia to współczesnemu człowiekowi odnalezienie się w antycznej rzeczywistości.
Tekst hiszpańskiego pisarza to nie tylko epickie zobrazowanie militarnych zmagań. Między kartkami powieści przewijają się także wątki dotyczące codziennego życia mieszkańców Rzymu. Rzeczywistość poznajemy głównie z perspektywy trzech postaci: Publiusza, Hannibala oraz Tytusa. Wszyscy ci bohaterowie są nam doskonale znani z poprzedniego tomu. Losy byłego legionisty, które wcześniej nie wydawały mi się zanadto wciągające, teraz całkowicie mnie porwały. Podziwiałam postawę tego mężczyzny, który mimo wszelkich utrudnień, jakie stawia przed nim jego status społeczny, realizuje się w swojej pasji. Zamiłowanie do teatru łączy Tytusa bezpośrednio z osobą rzymskiego edyla - Publiusza Scypiona, tym sposobem dwóch głównych narratorów powieści po raz pierwszy się spotyka.
Barwnie i charakterystycznie bohaterowie to niewątpliwy atut „Africanusa”. Przyczepić mogę się jednak to widocznego podziału osób na te dobre i złe. Ponadto dużo bym dała, aby książka została wydana w twardej oprawie. W prawdzie miękka obwoluta w żadnym stopniu nie utrudnia czytania, aczkolwiek dość łatwo ulega zagięciom i innym uszczerbkom, a byłoby mi niesamowicie żal, gdyby tak zachwycający utwór uległ zniszczeniu.
„Wojna w Italii” to powieść, którą wypatrywałam z wielką niecierpliwością. Po fantastycznej pierwszej części serii, wręcz nie mogłam się doczekać poznania dalszych przygód rodu Scypionów Książka w stu procentach spełniła wszystkie moje oczekiwania i bez najmniejszych wyrzutów sumienia mogę ją zarekomendować każdemu czytelnikowi. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko szybko spodziewać publikacji kolejnego tomu sagi.
www.public-reading.blogspot.com
Wyniszczająca wojna między Imperium Rzymskim a Kartaginą trwa już nieprzerwanie od wielu lat. Obie z walczących stron są zmęczone przedłużającym się sporem, jednak szala zwycięstwa wciąż nie przechyla się na korzyść żadnego z wodzów, a konflikt dalej pozostaje nierozwiązany.
Nieoczekiwana śmierć i Gajusza Scypiona jest dla młodego Publiusza nie tylko zaskoczeniem, ale i...
2012-07-29
Prawdziwy fan fantastyki nie może przejść obojętnie obok cyklu „Gra o tron”. Ta niezwykła seria bije rekordy popularności nie tylko w wersji pisanej czy filmowej, dużą sławą cieszy się też gra komputerowa bazująca na fabule, przedstawionej w książce. Nie da się ukryć, że ogarnęła nas swojego rodzaju mania, która na razie wydaje się nie słabnąć.
Długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Leżała na półce dobre parę miesięcy zanim wreszcie odważyłam się po nią sięgnąć. Nie będę zaprzeczać, że te osiemset stron nie działało na mnie trochę zniechęcająco. W końcu nie często sięgam po takie „cegły”.
Jak można było się spodziewać, powieść jest wielowątkowa i nie brakuje w niej różnorakich postaci. Każdy rozdział to opowieść innej osoby. Łącznie widzimy akcje z perspektywy aż ośmiu bohaterów, jednak żadnego z nich nie możemy nazwać głównym. Żaden narrator nie jest wysunięty ponad innych. Prócz osób mówiących książka obfituje w masę innych indywidualności, których ilość czasem może przyprawiać o zawrót głowy bądź zagubienie w akcji utworu.
Zaczynając lekturę utworu George'a Martina miałam wrażenie jakbym przeniosła się w przeszłość - do średniowiecza, pełnego rycerzy, zamków oraz historycznych władców. Czy jednak akcja na pewno obsadzona jest w przeszłości, tego nie wiadomo. Kraina Westeros, wykreowana przez pisarza, to kraj podzielony na Siedem Królestw, rządzonych przez siedem szlacheckich rodów. Jednak nadrzędnym panem, sprawującym władzę nad wszystkimi obszarami jest Robert Baratheon, który paręnaście lat wcześniej pokonał Aerysa z dynastii Targanyenów i zasiadł na żelaznym tronie. Nowy król odwiedza swego przyjaciela lorda Eddarda Starka, pana Winterfell i zimnych, północnych części kraju. Podczas wizyty monarcha informuje go o nagłej śmierci Jona Arryna i proponuje Edd'owi przejęcie jego obowiązków. W rezultacie bohater zostaje mianowany Królewskim Namiestnikiem i wraz z częścią rodziny, wyrusza na południe do posiadłości władcy. Wkrótce okaże się, że Westeros stoi na progu kolejnej walki o tron, a krainie grożą nie tylko ludzie, ale i być może dawne, mityczne stworzenia z północy.
Książka jest zbiorem tylu przeróżnych przygód, że w mojej recenzji, nawet gdybym bardzo chciała, nie byłabym w stanie zawrzeć choćby połowy z nich. Utwór jest pełen intryg, spisków i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Mnogość bohaterów od czasu do czasu bywa przytłaczająca, jednak to właśnie oni nadają powieści specyficzny klimat. Każda z postaci jest inna od poprzedniej, w utworze nie znajdziemy dwóch podobnych charakterów. Trudno było mi zdecydować, którą z indywidualności obdarzyłam największą sympatią. Wybór padł jednak na Aryę, Jona i Daenerys. Przygody trójki tych bohaterów czytałam z zapartym tchem.
Jedyny zarzut, jaki mam do opisanej książki to drobiazgowość. Wiadomo dobrze jest znać świat przedstawiony w najdokładniejszych szczegółach, aczkolwiek w pewnych momentach miałam zwyczajnie dość czytania o mało istotnych kwestiach, wręcz pragnęłam, aby akcja wkońcu ruszyła do przodu.
„Gra o tron” to pierwsza powieść z siedmiotomowej serii „Pieśń Lodu i Ognia”. Autor nie skąpił w słowa i każda książka nie liczy mniej niż pięćset stron. Jak widać przeczytanie całego cyklu stanowi nie małe wyzwanie. Dodajmy jeszcze fakt, że autor pracuje nad kolejnymi częściami. Aczkolwiek świat stworzony przez Georga Martina to prawdziwa perła literatury, która zadowoli nawet najbardziej wymagającego czytelnika.
www.public-reading.blogspot.com
Prawdziwy fan fantastyki nie może przejść obojętnie obok cyklu „Gra o tron”. Ta niezwykła seria bije rekordy popularności nie tylko w wersji pisanej czy filmowej, dużą sławą cieszy się też gra komputerowa bazująca na fabule, przedstawionej w książce. Nie da się ukryć, że ogarnęła nas swojego rodzaju mania, która na razie wydaje się nie słabnąć.
Długo zwlekałam z...
2012-07-12
Często słyszy się, że miłość jest chorobą duszy. W zależności od tego, czy jest odwzajemniona czy nie, wyzwala w człowieku wiele odmiennych emocji. Poprzez nieopisaną radość do głębokiej depresji. Nie da się jednak zaprzeczyć, że poczucie silnej więzi z drugą osobą jest czymś niezbędnym w naszym obecnym, codziennym życiu.
Pomyślmy jednak, że za paręnaście lat miłość mogłaby zostać oficjalnie wpisana na listę chorób społecznych. Każdy młody obywatel, wkraczający w dorosłe życie, musiałby obowiązkowo poddać się zabiegowi, który wyplewiłby z jego umysłu wszelkie emocje. Ludzie staliby się bezduszni oraz obojętni na innych, a zarażeni amor deliria nervosa uznawani byliby za najgorszych wrogów państwa.
W takim alternatywnym świecie żyje Lena. Siedemnastoletnia dziewczyna z niecierpliwością odlicza kolejne dni, dzielące ją od otrzymania remedium i ostatecznego uwolnienia się od zalążków tkwiącej w niej choroby, przez którą zginęła jej matka. Zaraz po zabiegu ma zostać sparowana z wybranym przez władzę chłopakiem, z którym spędzi resztę swojego życia. Nie zaznawszy nigdy uczucia bliskości ani zrozumienia.
Pragnienie jak najszybszego poddania się zabiegowi mija, gdy na drodze Leny pojawia się Alex - Odmieniec. Dzięki niemu nastolatka odkrywa nieznane dotąd szczęście i radość. Zakochani planują ucieczkę w głąb Głuszy, skąd pochodzi Alex i gdzie nie dosięgnie ich władza rządu. Czy jednak bohaterowie są na tyle sprytni i potrafią udawać „niezarażonych”? W innym wypadku nie zdołają umknąć przed restrykcyjnym systemem.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, po przeczytaniu kilku wstępnym rozdziałów, to podobieństwo kreacji świata przedstawionego do znanych wszystkim "Igrzysk Śmierci". Autorka książki również umiejscawia akcję w przyszłych, zrujnowanych Stanach Zjednoczonych, gdzie obywatelowie są stale nadzorowani przez państwo i nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym, znajdującym się za elektryczną siatką. W mieście panuje zakłamanie i strach, aczkolwiek nikt nie próbuje się sprzeciwić, panującemu prawu. Lauren Oliver roztacza przed nami wizję świata antyutopijnego. Należy też wspomnieć, że motyw ten w ostatnim czasie jest coraz chętniej używany przez twórców powieści młodzieżowych.
Bohaterowie powieści to postacie znakomicie wykreowane i wzbudzające wiele emocji. Choć w pierwszym momencie strachliwa osobowość Leny po prostu działała mi na nerwy, to wraz z rozwojem zdarzeń darzyłam nastolatkę coraz większą sympatią. Sam pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny, a co najważniejsze został genialnie zaprezentowany. ”Delirium” wciągnęło mnie bez reszty. Razem z Leną i Alexem przeżywałam wszystkie przygody, tak jakby miały one miejsce w faktycznym świecie.
Bardzo mi się spodobał fakt, że każdy kolejny rozdział rozpoczynał się cytatem, a raczej fragmentem któregoś z powszechnie znanych praw, obowiązujących na terenie kraju. Nadało to tekstowi bardzo realnego wydźwięku. Nie należy zapominać też o oprawie graficznej powieści, która z pewnością zachęca do zapoznania się z tekstem, zawartym w środku.
Utwór Lauren Olivier nie bez powodu zbiera tak wiele pozytywnych opinii i jest szeroko wychwalany. Wszystkich fanów „Delirium” na pewno ucieszy wiadomość, że kolejna część trylogii - „Pandemonium”, zagości na półkach polskich księgarni już pierwszego października!
www.public-reading.blogspot.com
Często słyszy się, że miłość jest chorobą duszy. W zależności od tego, czy jest odwzajemniona czy nie, wyzwala w człowieku wiele odmiennych emocji. Poprzez nieopisaną radość do głębokiej depresji. Nie da się jednak zaprzeczyć, że poczucie silnej więzi z drugą osobą jest czymś niezbędnym w naszym obecnym, codziennym życiu.
Pomyślmy jednak, że za paręnaście lat miłość mogłaby...
Historia nie raz utwierdza nas w przekonaniu, że kobiety nigdy nie pełniły w społeczeństwie ważnej roli. Od zawsze traktowane były gorzej i bez należytego szacunku. XXI wiek przyniósł wiele pozytywnych zmian w tej kwestii, jednak nic nie jest w stanie wymazać wcześniej doznanego bólu i cierpienia.
Chiny to państwo z bardzo zaskakującymi, a czasami nawet i przerażającymi, zwyczajami. Jeszcze sprzed dwustu laty dziewczęta, przychodzące na świat w tym kraju, miały ściśle określoną życiową drogę. Za priorytet stawiano im posłuszeństwo przyszłemu mężowi oraz urodzenie męskiego potomka. Dodatkowo musiały one perfekcyjnie spełniać wszelkie domowe obowiązki.
Szczegółowo zaznajamiamy się z codziennością chińskiej kobiety na podstawie opisu życia głównej bohaterki - Lilii. Poznajemy ją już jako kilkuletnie dziecko, jeszcze przed obrzędem krępowania stóp. Ten brutalny ceremoniał, polegający na umyślnym zdeformowaniu kształtu stopy, w celu zmniejszenia jej rozmiaru, był jedynym sposobem na zapewnienie córce dobrego zamążpójścia. Im krótsze okazywały się stopy, na tym lepsze małżeństwo można było liczyć. Dziewczęta, które nie przeszły tego nieludzkiego zabiegu, skazane były na rolę przyszłych konkubin bądź służących.
Lilia miała sporo szczęścia, jej idealne, siedmiocentymetrowe „złote lilie” uczyniły z niej perfekcyjny materiał na przyszłą żonę. Dodatkowym atutem był związek laotong. Tą niezwykłą relację mogły nawiązać jedynie dwie„takie same”przedstawicielki płci pięknej. Lilia i Kwiat Śniegu spełniały powyższy warunek, zostały dobrane na podstawie identycznej daty narodzin i tego samego dnia skrępowania stóp. Dziewczęta pochodziły jednak z dwóch odległych wiosek, dlatego ich głównym sposobem komunikacji stał się wachlarz, na którym używając sekretnego pisma kobiet – nu shu – pisywały do siebie wiadomości.
Swatka Wang, aranżując małżeństwo Lilli z Dalangiem, przyczynia się do jej społecznego awansu. Córka ubogiego rolnika weszła w krąg wpływowej rodziny Lu, los nie był natomiast równie łaskawy dla jej przyjaciółki. Kwiat Śniegu została żoną porywczego mężczyzny, pracującego w nieczystym zawodzie rzeźnika.
Życie nie oszczędza żadnej z kobiet, zmagają się one z trudną, domową hierarchią, atakiem buntowników i klęską głodu, jednak to nieporozumienie, wynikające z błędnego odczytania „wachlarzowej” wiadomości, okazuje się wydarzeniem najbardziej dotkliwym i bolesnym. Dwukrotne przeczytanie owej powieści sprawiło, że niezwykle zżyłam się z główną bohaterką i razem z nią przeżywałam wszystkie emocje, towarzyszące jej na poszczególnych etapach życia.
Kiedy rozpoczniemy lekturę opisanej książki, trudno nam będzie odłożyć ją na bok. Historia dwóch laotong absolutnie wciąga. Duży wpływ ma na to mistrzowski sposób pisania autorki. Czytelnik ma wrażenie, jakby zapoznawał się z prawdziwą historią, opisaną przez prawdziwą kobietę.
Sądzę, że niewiele jest powieści, które budzą pasję, wywołują ciekawość czy chęć poznania. Dla mnie taką książką był „Kwiat śniegu i sekretny wachlarz”. Pomimo tego, że już przed jego lekturą interesowała mnie kultura krajów dalekiego wschodu, dopiero zapoznanie z działem Lisy See było bezpośrednim bodźcem do narodzenia się aktualnej fascynacji.
www.public-reading.blogspot.com
Historia nie raz utwierdza nas w przekonaniu, że kobiety nigdy nie pełniły w społeczeństwie ważnej roli. Od zawsze traktowane były gorzej i bez należytego szacunku. XXI wiek przyniósł wiele pozytywnych zmian w tej kwestii, jednak nic nie jest w stanie wymazać wcześniej doznanego bólu i cierpienia.
Chiny to państwo z bardzo zaskakującymi, a czasami nawet i przerażającymi,...
Osobiście nigdy nie marzyłam o długim życiu, wręcz przeciwnie uważałam, że lepiej odejść wcześniej niż być komuś ciężarem. Starość kojarzyła mi się z chorobami, niedołężnością i nudą, których nie chciałabym doświadczać. Moje nastawienie zmieniło się jednak po przeczytaniu „Stulatka, który wyszedł przez okno i zniknął”, dostrzegłam wtedy, że jesień życia wcale nie musi być taka straszna, jak to sobie wyobrażałam.
W dniu swoich setnych urodzin Allan Karlsson wyskakuje przez okno na grządkę rabatek przed domem spokojnej starości i w swoich obszykapciach powolnym krokiem zmierza w kierunku dworca. Nie ma pojęcia, gdzie zamierza się udać ani tym bardziej do kogo, jednak wie na pewno, że nie zamierza dłużej pozostać w domu starców stale kontrolowany przez zaborczą siostrę Alice. Pozwala, aby jego losami po raz kolejny pokierował przypadek. A ten jak zwykle go nie zawodzi.
Jonas Johanson fantastycznie wykreował postać tytułowego bohatera, którego pokochałam od pierwszych stron. Allan Karlsson to niepozorny człowiek, który przez sto lat swojego życia wiele podróżował, wiele doświadczył, wielu ludzi poznał, jednak do niczego tak naprawdę się nie przywiązywał.. Kierując się mottem "Co jest to jest, a co będzie to będzie" oraz nadzwyczajnym zamiłowaniem do wysokoprocentowych trunków przeszedł przez życie z lekkim przymrużeniem oka. Muszę przyznać, że szczerze zazdroszczę stulatkowi podejścia, bo sama chciałabym być do wszystkiego tak bardzo zdystansowana.
Książka to połączenie kryminału, komedii a także powieści przygodowej. Jest w niej tak wiele różnorodnych wątków, że każdy czytelnik bez wątpienia odnajdzie coś dla siebie, a co najważniejsze z pewnością poprawi sobie humor, bo czytając przygody Allana nie sposób się nie uśmiać. Akcja książki toczy się dwutorowo. Z jednej strony obserwujemy bieżące wydarzenia, jakie mają miejsce po ucieczce Allana z domu spokojnej starości, a z drugiej cofamy się lata wstecz i wysłuchujemy historii z młodości i późniejszych lat życia bohatera, w których nie brak nie tylko niesamowitych i często też groteskowych przygód, ale i mnóstwa postaci historycznych takich jak Stalin czy amerykański prezydent Harry Truman. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu dla inwencji autora co do sposobów rozwiązania problemów Allana.
„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” zdecydowanie trafia na listę moich ulubionych i zarazem najlepszych książek, jakie do tej pory czytałam. Jestem przekonana, ze dużo czasu minie zanim innej powieści uda się mnie zachwycić równie mocno jak miało to miejsce w tym konkretnym przypadku.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Osobiście nigdy nie marzyłam o długim życiu, wręcz przeciwnie uważałam, że lepiej odejść wcześniej niż być komuś ciężarem. Starość kojarzyła mi się z chorobami, niedołężnością i nudą, których nie chciałabym doświadczać. Moje nastawienie zmieniło się jednak po przeczytaniu „Stulatka, który wyszedł przez okno i zniknął”, dostrzegłam wtedy, że jesień życia wcale nie musi być...
więcej Pokaż mimo to