-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
2014-08-17
2014-08-10
Czytając książki nie raz zdarza mi się sytuacja, że uosabiam się z główną bohaterką powieści. Lubię wyobrażać sobie siebie w różnych rolach. Byłam już wampirem, wilkołakiem, sierotą, superbohaterką itp. a dzięki Rebecce Jane przez krótki czas miałam okazję wcielić się w prywatnego detektywa.
Od samego początku pokochałam główną bohaterkę utworu “Szpilki na tropie” jak i jej przezabawne przyjaciółki. Dzięki nim odkryłam wszystkie zakamarki życia prywatnego detektywa. Zaczynając od zalet, do których można zaliczyć podróże, pełne przepychu przyjęcia oraz pobyty w luksusowych hotelach, kończąc na nocnych telefonach od klientów i dziesiątkach, nudnych godzin przesiedzonych w samochodzie. Muszę przyznać, że cała powieść jest niezwykle dobrze napisana. Akcja toczy się płynnie, język jest przystępny dla każdego czytelnika, a całość nadzwyczaj wciągająca.
Niezwykle spodobał mi się sposób, w jaki autorka oraz tym samym założycielka Damskiej Agencji Detektywistycznej, podeszła do swojej nowej pracy. Jej celem była przede wszystkim pomoc zdesperowanym klientom, a nie zdarcie z nich jak największej sumy pieniędzy za usługi. Do każdego problemu Rebecca podchodzi w indywidualny sposób, nie bagatelizuje nawet najbardziej “nieprawdopodobnej” historii. Bohaterka, bazując na osobistych doświadczeniach, wie, że nawet niewiarygodna opowieść może okazać się prawdziwa. A jej dochodzenia tylko to potwierdzają.
Najlepsze w całej powieści jest to, że bazuje ona na prawdziwych wydarzeniach! Każda zarówno zabawna jak i wzruszająca sytuacja opisana w książce miała miejsce w rzeczywistości. Ponadto akcja utworu toczy się w Wielkiej Brytanii, gdzie od ponad roku mieszkam, dlatego mogłam jeszcze bardziej wczuć się w fabułę. Jakby tego było mało, jedna z “misji” bohaterek odbywała się w mieście, w którym obecnie przebywam.
Lektura debiutanckiej powieści Rebeccki Jane mnie oczarowała, brytyjka pokazała, że kobiety potrafią śledzić równie dobrze (a nawet lepiej) niż mężczyźni. Z miłą chęcią zapoznałabym się z dalszymi losami autorki. Jestem ciekawa jak potoczyło się dalej jej życie, a także niezwykle interesują mnie dalsze losy całej organizacji jaką jest Damska Agencja Detektywistyczna.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Czytając książki nie raz zdarza mi się sytuacja, że uosabiam się z główną bohaterką powieści. Lubię wyobrażać sobie siebie w różnych rolach. Byłam już wampirem, wilkołakiem, sierotą, superbohaterką itp. a dzięki Rebecce Jane przez krótki czas miałam okazję wcielić się w prywatnego detektywa.
Od samego początku pokochałam główną bohaterkę utworu “Szpilki na tropie” jak i...
2014-07-08
Co jest częstym zjawiskiem, gdy miasto dosięga kataklizm? O czym wspominają media w tym wyjątkowym okresie? Plądrowanie marketów, mówi wam to coś? Jedym z tego typu przypadków jest trzęsienie ziemii w Chile w 2010 roku. Wtedy też niektórzy ludzie zaczęli zajmować się wynoszeniem sklepowych towarów, akcesoriów oraz drogocennego sprzętu w czasie, gdy większość społeczeństwa zajęta była ratowaniem własnego życia. Można więc się domyślić, że duża większość obywateli uznałaby ogromne i co więcej dobrze zabarykadowane centrum handlowe za idealne schronienie przed katastrofą. Tego też “zaszczytu” doświadczyli bohaterowie najnowszej książki Emmy Laybourne.
Dzięki swojej odważnej opiekunce czternastka uczniów, która przeżyła kataklizm w Kolorado, zostaje uwięziona w wielkim centrum handlowym Greenway. Ogromny hipermarket daje im schronienie przez prawie tydzień, chociaż mógłby dawać im dach nad głową znacznie dłuzej. Jego półki były przecież zapełnione jedzeniem i innymi rzeczami niezbędnymi do życia. Jedyne czego tylko brakowało bohaterom to rozum, ponieważ często zapominali, że znajdują się w miejscu, gdzie jest absolutnie wszystko.
Początkowo “Monument 14” wywołał we mnie same pozytywne wrażenia, jednak wraz z lekturą książki mój entuzjazm stopniowo opadał. Każdy dzień dzieciaków wyglądał niemal identycznie. Byłam już znudzona czytaniem o tym, co serwowane jest na śniadanie, obiad, kolację, a platoniczna miłość głównego bohatera działała mi na nerwy. Co więcej, wszystkie postacie są niezwykle schematyczne: szkolna ciapa, licealny przystojniak i jego najlepszy kumpel, klasowa piękność, naukowiec itp. Jakby tego było mało autorka starała się ich wszystkich na siłę wydoraślać. Podkreślała ich samodzielność, pociąg do używek, a nawet umiejętność władania bronią.
Książka Emmy Laybourne z pewnością może poszczycić się wyjątkową i przykuwającą wzrok okładką. Zwróciłam już na nią uwagę jeszcze zanim dowiedziałam się, że powieść ta zostanie wydana w Polsce. Chciałam ją nawet umieścić w cyklu swojej serii “Kiedy polskie wydanie?”, jak widać wydawnictwo Rebis mnie wyprzedziło.
Z tego co się domyślam to kolejna część zapewne będzię podzielona na dwie części, a co za tym idzie dojdzie nam kolejny narrator. Nie widzę innego rozwiązania, ponieważ historia opisywana tylko z perspektywy osoby, która zdecydowała się na podróż do Denver bądź tylko z perspektywy bohatera, który został w Greenway'u byłaby niekompletna. Chętnie sięgnę po kontynuację “Monumetu 14”, ponieważ zakończenie pierwszego tomu było bardzo zaskakujące.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Co jest częstym zjawiskiem, gdy miasto dosięga kataklizm? O czym wspominają media w tym wyjątkowym okresie? Plądrowanie marketów, mówi wam to coś? Jedym z tego typu przypadków jest trzęsienie ziemii w Chile w 2010 roku. Wtedy też niektórzy ludzie zaczęli zajmować się wynoszeniem sklepowych towarów, akcesoriów oraz drogocennego sprzętu w czasie, gdy większość społeczeństwa...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-29
No nareszcie! Wkońcu udało mi się przeczytać w całości książkę po angielsku. Od deski do deski. Moje wcześniejsze próby zawsze kończyły się na rzuceniu powieści w kąt, bo przecież w międzyczasie trzeba przeczytać coś ciekawszego po polsku. Oczywiście do porzuconej lektury już nie po drodze było mi wrócić. Teraz jednak wiedząc, że od października zacznę naukę na uniwersytecie w Birmingham i chcąc nie chcąc będę zmuszona czytać w całości po angielsku, dopiełam swego.
Książkę “Y” sprezentował mi jakiś czas temu mój narzeczony. Od samego początku zaintrygował mnie tytuł owej powieści, składający się zaledwie z jednej litery. Jak się okazało nazwa książki genialnie komponuje się z jej treścią. Dodatkowo ma też ukryte znaczenie, mianowicie literę Y w angielskim czyta się tak samo jak słówko “why” czyli “dlaczego”.
Akcja powieści skupia się na Shannon, dorastającej nastolatce, która próbuje odnaleźć samą siebie oraz własne pochodzenie. Tuż po narodzeniu dziewczyna została porzucona przez matkę pod drzwiami jednej z miejskich placówek. Od tego czasu bohaterka aż do 5 roku życia wciąż zmieniała rodziny zastępcze, borykała się ze swoją wadą wzroku oraz pracownikami opieki społecznej. Dopiero w domu Mirandy i jej córki Lydii-Rose dziewczyna naprawdę się zadomawia. Jednak mimo otaczających ją życzliwych ludzi, bohaterka stale szuka odpowiedzi na pytania: “Dlaczego moja rodzina mnie porzuciła?”, “Dlaczego jestem inna?”, “Dlaczego nie potrafię nawiązań relacji międzyludzkich?”.
Prócz zmagań młodej blondwłosej nastolatki Marjorie Celona zdecydowała się również na przedstawienie czytelnikowi losów jej prawdziwej rodziny. W powieści co jakiś czas natrafiamy na rozdział, w którym narracje przejmuje jej rodzona matka. W ten sposób mamy okazję poznać przeszłe wydarzenia, a także powody, dla których główna bohaterka została porzucona. Opowieść, która z początku wydaje się dość zwyczajna, zupełnie niespodziewanie przyjmuje wzruszający, pełen bólu scenariusz.
Początkowo książka wydawała mi się kolejną powieścią o porzuconym dziecku, szukającym swojej rodziny. Jednak w miarę upływu akcji zdałam sobie sprawę, że ta lektura to coś znacznie więcej – to historia każdego zagubionego człowieka, szukającego własnej tożsamości. Ponadto autorka przedstawiła akcję w piękny, chwytający za serce sposób oraz ukazała emocje ukryte głębko w zakamarkach ludzkiej duszy. Muszę przyznać, że Marjorie Celona stworzyła genialną debiutancką powieść, która miejmy nadzieję szybko ukaże się w Polsce.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
No nareszcie! Wkońcu udało mi się przeczytać w całości książkę po angielsku. Od deski do deski. Moje wcześniejsze próby zawsze kończyły się na rzuceniu powieści w kąt, bo przecież w międzyczasie trzeba przeczytać coś ciekawszego po polsku. Oczywiście do porzuconej lektury już nie po drodze było mi wrócić. Teraz jednak wiedząc, że od października zacznę naukę na ...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-05
Gdzie leży Morze Spokoju? Na Ziemi z pewnością nie znajdziemy tego akwenu, jednak na Księżycu owszem. Nie jest to jednak, jak wskazuje nazwa, obszar, w którym poczujemy się błogo oraz bezpiecznie. Z naukowego punktu widzenia Mare Tranquillitatis to skupisko kraterów, powstałych w wyniku licznych uderzeń materii o powierzchnie Księżyca. Do w tego właśnie miejsca można porównać główną bohaterkę książki Katji Millay.
Nastya Kashnikov z wyglądu przypomina wyuzdaną buntowniczkę, czarne włosy, prowokacyjny ubiór sprawiają, że dziewczyna budzi w uczniach nowej szkoły strach. Co więcej, bohaterka nie odzywa się do nikogo ani słowem. Już od blisko dwóch lat, od czasu tragicznego wypadku, nie otworzyła ust do żadnej osoby ze swego otoczenia. Jednak rodzina wciąż łudzi się, że pewnego dnia Nastya przemówi i opowie wszystkim, co zdarzyło się owego pamiętnego dnia.
Lektura “Morza Spokoju” bardzo mnie wciągnęła, każdą wolą chwilę wykorzystywałam na dalsze zapoznawanie się z fabułą ksążki. Jestem przekonana, że wystarczy, że raz sięgniesz po tę powieść i nie będziesz w stanie się oderwać. Katja Millay wykreowała niezwykle realistyczny świat, w którym odnajdzie się absolutnie każdy. Dodatkowo charakterystyczni i zabawni bohaterowie na pewno podbiją serca nie jednego czytelnika. Mnie osobiście najbardziej spodobał się język, którym posługuje się autorka. Nie jest on koloryzowany ani upiększany, znajdziemy tutaj sporo przekleństw, ale i pełno humoru.
Skończymy jednak o zaletach książki, a skupmy się na jej wadach, a raczej na jednej konkretnej. Niestety mimo że powieść jest nadzwyczaj intrygująca to nie zmienia faktu, że autorka dalej powiela schemat typowej literatury młodzieżowej. Od samego początku można się domyślić, w jaki sposób dalej potoczy się akcja. Fabuła zawiera bardzo mało niespodzianek i jest całkowicie przewidywalna. Osoba, która w swojej czytelniczej karierze czytała wiele “młodzieżówek” ewidentnie to zauważy.
Aczkolwiek pomimo przewidywalnej, typowo młodzieżowej fabuły “Morze spokoju” jest lekturą wartą polecenia. Wyróżnia się ona na tle innych powieści m.in. bogactwem emocji oraz żywymi dialogami. Niech mi ktoś tylko powie, dlaczego piękną zagraniczną okładkę zastąpiono … tym czymś?
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Gdzie leży Morze Spokoju? Na Ziemi z pewnością nie znajdziemy tego akwenu, jednak na Księżycu owszem. Nie jest to jednak, jak wskazuje nazwa, obszar, w którym poczujemy się błogo oraz bezpiecznie. Z naukowego punktu widzenia Mare Tranquillitatis to skupisko kraterów, powstałych w wyniku licznych uderzeń materii o powierzchnie Księżyca. Do w tego właśnie miejsca można...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-27
Na reszcie! Opłacało się czekać tak długo. W końcu po raz kolejny natrafiłam na powieść, która całkowicie mnie pochłonęła. Książka “Wszechświat kontra Alex Woods” z całą pewnością zostanie zaszufladkowana jako “ulubiona” oraz “warta ponownego przeczytania”. Drugiej tak fantastycznej powieści należy szukać ze świeczką w ręku.
Sięgając po nowy utwór z nakładu Wydawnictwa Literackiego przeczuwałam, że czeka mnie coś wyjątkowego, nie spodziewałam się jednak tak dopracowanego i wartościowego dzieła, jakie otrzymałam. Na pierwszy rzut oka zarówno okładka jak i sam tytuł nasuwały mi skojarzenia ze średniego typu literaturą młodzieżową z elementami fantasy. Aczkolwiek wstępne rozdziały szybko pokazały, że byłam w ogromnym błędzie.
Gavin Extence wykreował nie tylko świetną sylwetkę tytułowego bohatera, ale także otoczył go szeregiem innych, godnych uwagi postaci drugoplanowych. Prócz tego zaczynając lekturę, zupełnie nie spodziewałam się następującego przebiegu akcji. Byłam wręcz przekonana, że fabuła skupi się na Alexie oraz wydarzeniach związanych z uderzeniem mateorytu. Tymczasem wątek ten pełnił istotną rolę w utworze, ale nie był jej sednem.
Wydaje mi się, że najważniejszym elementem tej ksiażki jest przesłanie, jakie ona za sobą niesie. Angielski pisarz w swoim utworze porusza wiele interesujących i dyskusyjnych kwestii takich jak prawo do świadomej śmierci czy szkolna hierarchia uczniów. Jeśli chodzi o ten pierwszy temat to od zawsze popierałam tezę, przedstawioną przez Gavina Extence. Ponadto prócz spraw do przemyśleń autor poznaje też czytelnika z różnymi naukowymi zagadnieniami z najróźniejszych dziedzin.
Z wielką niecierpliwością czekam aż Gavin Extence napisze kolejną powieść. Jestem przekonana, że autor z tak niebywałym talentem oraz olbrzymią wyobraźnią stworzy jeszcze nie jedną fantastyczną historię.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Na reszcie! Opłacało się czekać tak długo. W końcu po raz kolejny natrafiłam na powieść, która całkowicie mnie pochłonęła. Książka “Wszechświat kontra Alex Woods” z całą pewnością zostanie zaszufladkowana jako “ulubiona” oraz “warta ponownego przeczytania”. Drugiej tak fantastycznej powieści należy szukać ze świeczką w ręku.
Sięgając po nowy utwór z nakładu Wydawnictwa...
2014-04-16
Ile razy można czytać tą samą historię tylko w innej scenerii? Dwa, cztery, dziesięć razy? W przypadku amerykańskiej autorki Sary Shepard na pewno więcej niż dwanaście, bowiem seria Pretty Little Liars zakończyć ma się dopiero na szesnastym tomie. Tymczasem już od sześciu tomów (jak nie lepiej) czytelnik raczony jest identyczną fabułą, jedynie z drobnymi zmianami.
Po pierwsze nawiązując do sytuacji, w jakiej znalazły się Aria, Emily, Spencer i Hanna w tej części, z całą pewnością nie nadałabym jej tytułu “Rozpalone”. Rozważyłabym natomiast “Podtopione”, “Zanurzone” lub cokolwiek co nasuwałoby skojarzenia z wodą. Ok, rozpalone brzmi zachęcająco, jednak związek z treścią utworu ma naprawdę niewielki. W końcu cała akcja książki rozgrywa się na statku.
Żeby bardziej wszystko zobrazować dodam, że jest to okręt niezwykle ekskluzywny, pełen wszelkich udogodnień i niesamowitych atrakcji. Ponadto organizatorzy ekologicznego rejsu byli nadzwyczaj hojni oraz spostrzegawczy, dlatego już za wczasu przygotowali dla każdego uczestnika szeroką gamę zajęć do wyboru, począwszy od kursu surfingu do poszukiwania skarbów. Oczywiście nie zabrakło tu też drogocennych nagród w postaci vespy czy kuponów do sklepu Apple. Jednym słowem w Polsce na pewno statku takiego nie znajdziemy (z resztą gdzie indziej też jest to chyba mało prawdopodobne) i bez dwóch zdań nasza szkoła nie zorganizuje nam takiej luksusowej wycieczki.
W każdym razie pomarzyć zawsze można i w tym momencie z pomocą przychodzi nam Sara Shepard, która wyobraźnie ma niezwykle bogatą. Dwunasty tom jest pełen intryg, domysłów oraz spekulacji, czyli tak jak zawsze. Po raz kolejny schemat się powtarza. Przyjaciółki znajdują kolejnego podejrzanego o bycie A., wszystkie dowody wskasują na to, że dana osoba z całą pewnością jest tym prawdziwym prześladowcą, a na koniec okazuje się, że oczywiście dziewczyny się myliły. Co za niespodzianka.
Podsumowując, seria Pretty Little Liars stała się aż do bólu przewidywalna, jednak mimo wszystko dalej jest to w miarę przyjemna lektura, przy której można się rozluźnić i miło spędzić czas.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Ile razy można czytać tą samą historię tylko w innej scenerii? Dwa, cztery, dziesięć razy? W przypadku amerykańskiej autorki Sary Shepard na pewno więcej niż dwanaście, bowiem seria Pretty Little Liars zakończyć ma się dopiero na szesnastym tomie. Tymczasem już od sześciu tomów (jak nie lepiej) czytelnik raczony jest identyczną fabułą, jedynie z drobnymi zmianami.
Po...
2014-04-13
Alice Munro to zdecydowanie jedna z moich ulubionych pisarek. To dzięki niej przekonałam się do opowiadań, do których wcześniej byłam dość negatywnie nastawiona i to dzięki jej historiom zainteresowałam się Kanadą, która w większość opowiadań jest głównym miejscem rozwoju akcji.
Cały czas się zastanawiam dlaczego Alice Munro nie zdecyduje się napisać pełnej powieści, a nie tylko krótkich opowiadań. Wyraźnie widać, że autorka ma bogatą wyobraźnie i fantastyczny styl pisania, więc stworzenie całej fabuły od początku do końca nie byłoby dla niej problemem. Jednak z drugiej strony, opowiadania mają w sobie coś magicznego. Nie jesteśmy pewni, co miało miejsce przed opisywanymi zdarzeniami, ani jak konkretnie potoczyły się losy bohaterów w przyszłości. Według mnie to właśnie tej tajemniczości kandyjska pisarka zyskała swoją popularność.
Niestety, ale muszę stwierdzić, że ze wszystkich książek autorstwa Alice Munro ten zbiór opowiadań podobał mi się najmniej. Nie dlatego, że styl pisania kanadyjskiej pisarki nagle znacznie się pogorszył, wręcz przeciwnie jej dobór słów i sposób nakreślania sytuacji dalej jest znakomity, jednak w przypadku “Zbyt wiele szczęścia” tematyka opowiadań niezbyt trafiła w mój gust. Historie zaprezentowane w tym utworze były dość … dziwne, pomysłowe ale dziwne.
Jeśli miałabym wybrać swoje ulubione opowiadanie z całego zbioru z pewnością byłaby to “Twarz”. Przedstawiona historia, początkowo wydawała mi się mało interesująca, jednak wraz z rozwojem akcji moje zaciekawienie wzrastało. Dodatkowo wydarzenia mające miejsce w życiu głównego bohatera tego opowiadania były bardzo wzruszające. Najmniej natomiast podobała ,o się historia zatytuowana “Las, która według mnie była zanadto wyolbrzymiona.
Jestem przekonana, że żaden fan twórczości Alice Munro nie przejdzie obojętnie koło tego zbioru opowiadań. Jednak osobom, które do tej pory jeszcze nie miały styczności z pisarką zwaną “kanadyjskim Czechowem” na sam początek poleciłabym jednak inny tom spod pióra tej autorki.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Alice Munro to zdecydowanie jedna z moich ulubionych pisarek. To dzięki niej przekonałam się do opowiadań, do których wcześniej byłam dość negatywnie nastawiona i to dzięki jej historiom zainteresowałam się Kanadą, która w większość opowiadań jest głównym miejscem rozwoju akcji.
Cały czas się zastanawiam dlaczego Alice Munro nie zdecyduje się napisać pełnej powieści, a nie...
2014-01-22
Bóg – istota wyższa, o której człowiek nigdy nie będzie miał jednego, sprecyzowanego zdania. Jedni sądzą, że On nie istnieje, że jest jedynie ludzkim wymysłem, powstałym w minionych wiekach i stworzonym dla naszych potrzeb. Inni głęboko wierzą w opisane w Biblii wydarzenia, postacie i starają się żyć zgodnie z przedstawionymi w Piśmie prawami. Od stuleci między jednymi a drugimi trwa spór. Przedstawiciele poszczególnych grup starają się podważyć argumenty swoich przeciwników i tak bez ustanku.
Szymon Hołownia oraz Marcin Prokop to telewizyjna para prezenterów, którzy na antenie świetnie czują się w swoim towarzystwie, jednak w realnym życiu ich postrzeganie świata i Stwórcy diametralnie się różni. Pierwszy z dziennikarzy jest zagorzałym chrześcijaninem i w każdej możliwej sytuacji pozwala swoim opiniom ujrzeć światło dzienne, drugi natomiast jest zdystansowany co do treści wypowiadanych przez swojego kolegę. W książce „Bóg, kasa i rock'n'roll” obaj panowie stają do dyskusji na temat Boga, religii i poglądów na życie.
Przedstawiony utwór przyjmuje formę dialogu, w której na zmianę w zależności od rozdziału, na pytania, zadawane przez swojego rozmówce, odpowiada albo pan Marcin albo pan Szymon. Dwumetrowy prezenter w swoich wypowiedziach często stosuje dość zaskakujące ale za to bardzo obrazowe porównania, bazuje także na słowach piosenek, znanych z polskich i zagranicznych rozgłośni. Jego kompan natomiast posługuje się nieco bardziej wyszukanym słownictwem, jak można też się domyślić, często cytuje on fragmenty Pisma Świętego, a także wspomina swój dwukrotny pobyt w zakonie.
Książkę przeczytałam z wielką przyjemnością. Bardzo się cieszę, że jej współautorem jest Marcin Prokop a nie tylko sam Szymon Hołownia. Dzięki obecności tego pierwszego treść utworu nabiera humoru i większej realności. Z całą pewnością „Bóg, kasa i rock'n'roll” nie jest wyłącznie książką przeznaczoną dla wierzących, również ateiści mogą z niej sporo wynieść. Dialog dwóch znanych dziennikarzy jest znakomitym, współczesnym przedstawieniem odwiecznego sporu między wierzącymi a ateistami.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Bóg – istota wyższa, o której człowiek nigdy nie będzie miał jednego, sprecyzowanego zdania. Jedni sądzą, że On nie istnieje, że jest jedynie ludzkim wymysłem, powstałym w minionych wiekach i stworzonym dla naszych potrzeb. Inni głęboko wierzą w opisane w Biblii wydarzenia, postacie i starają się żyć zgodnie z przedstawionymi w Piśmie prawami. Od stuleci między jednymi a...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-17
Gdy jeszcze mieszkałam w Polsce, marzyłam o wyjeździe do innego kraju. Każde odmienne terytorium wydawało mi się o niebo lepsze od ojczystej ziemi. W naszym państwie nie widziałam nic pozytywnego. Z każdej strony widziałam wszechobecną nędzę i usilną pogoń za pieniądzem. Dopiero, gdy zdecydowałam się na emigracje i przeżyłam trochę czasu z dala od rodziny i Polski, zdałam sobie sprawę, jak ogromną wartością jest ojczyzna.
Powieść Teresy Oleś-Owczarkowej to pełna najrozmaitszych wspomnień opowieść autorki o Blanowicach – dzisiejszej dzielnicy Zawiercia, a niegdyś jednej z wielu polskich wsi. Pisarka cofa się myślami do czasów dzieciństwa, kiedy jako mała dziewczynka spędzała ogromne ilości czasu w domu swojej babci. To właśnie tam poznała miejscowe zwyczaje, mowę oraz sposób pojmowania rzeczywistości. Teraz, z perspektywy czasu, kobieta konfrontuje ówczesny wizerunek wsi z teraźniejszym, a także porównuje życie mieszkańców miast i małych miejscowości.
Muszę jednak z przykrością przyznać, że utwór „Mrówki w płonącym ognisku” zupełnie mnie nie zachwycił. Najbardziej raziła mnie przerażająca wręcz niespójność wypowiedzi. Raz autorka przedstawiała czytelnikowi historię wsi, a zaraz snuła jakieś filozoficzne rozważania, które zupełnie nie były powiązane ze wcześniejszym tematem. Co więcej w trakcie lektury powieści wielokrotnie natkniemy się na identyczne zdania czy powtarzające się myśli. W książce nie znajdziemy też poszczególnych rozdziałów. Utwór napisany jest jednym ciągiem z dodatkiem licznych akapitów.
Autorka zdecydowała się też zastosować stylizację językową. Bohaterowie, mieszkający na wsi, posługują się w powieści typową podmiejską gwarą, którą jednak nie tak trudno zrozumieć. Za duży plus tekstu pani Teresy można uznać liczne fragmenty dawnych piosenek, które występują tutaj bardzo często. Z pewnością nieco starsi czytelnicy będą pamiętać je ze swojej własnej młodości i wraz z autorką przeniosą się w przeszłe czasy.
Przed lekturą „Mrówek w płonącym ognisku” radziłabym dobrze przemyśleć ów wybór. Książka ta bowiem nie jest lekturą dla każdego. Może ona wywołać w czytelnikach różne emocje. Bez wątpienia na jednej osobie wywrze ona niesamowite wrażenie, podczas gdy drugiego zanudzi na śmierć. Dlatego też dobrze się zastanów, czy książka Teresy Oleś-Owczarkowej jest w stanie trafić w Twój czytelniczy gust.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Gdy jeszcze mieszkałam w Polsce, marzyłam o wyjeździe do innego kraju. Każde odmienne terytorium wydawało mi się o niebo lepsze od ojczystej ziemi. W naszym państwie nie widziałam nic pozytywnego. Z każdej strony widziałam wszechobecną nędzę i usilną pogoń za pieniądzem. Dopiero, gdy zdecydowałam się na emigracje i przeżyłam trochę czasu z dala od rodziny i Polski, zdałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-14
Obecnie nastoletnie dziewczyny w ciąży nie są żadnym szczególnym zjawiskiem. Wydaje mi się, że większość z nas ma w swoim otoczeniu przynajmniej jedną taką nastolatkę, która pomimo młodego wieku odgrywa już rolę mamy. Kiedyś natomiast takie sytuacje były raczej rzadko spotykane, dlatego więc Lara Carson po osiemnastu latach nieobecności niechętnie wraca do rodzinnego miasta Bath. Bohaterka nie chce mieć nic wspólnego z miejscowością, w której nie przytrafiło się jej nic dobrego i nie podoba jej się myśl o konfrontacji ze starymi znajomymi. Jednak namowy jej córki przyczyniają się do tego, że kobieta decyduje się zamieszkać w odziedziczonym po śmierci ojca domu.
“Spacer w parku” to jedna z nielicznych książek, która pomimo dość typowej i raczej niewymyślnej fabuły niesamowicie mnie wciągnęła. Przeczytanie całej powieści zajęło mi zaledwie półtora dnia, a jestem przekonana, że gdyby nie fakt, że miałam jednego popołudnia wiele spraw do załatwienia, to lektura tego utworu zajęłaby mi około kilku godzin. Przyznam, że nie spodziewałam się, że ta dość błaha historia aż tak bardzo mnie zaciekawi. Dowodzi to jedynie temu, że Jill Mansel ma ogromny talent do przedstawiania nawet zwykłej opowieści w magiczny sposób. Jej styl pisania naprawdę zasługuje na uznanie.
Jill Mansel w swojej najnowszej książce nie skupiła się tylko i wyłącznie na opisie życia głównej bohaterki Lary Carson. „Spacer w parku” zawiera też historię paru innych, związanych z tą kobietą osób. Przykładem mogą być tutaj: Evie, którą nazywam w myślach „uciekającą panną młodą”, Gigi – wkraczająca w dorosłość córka Lary lub też Flynn – szkolna miłość bohaterki. Wszystkie te postacie wywarły przeogromny wpływ na życie i decyzje, które podejmowała Lara.
W powieści nie zabrakło również dobrego humoru. Niejednokrotnie śmiałam się z tekstów i zabawnych sytuacji, które spotykały Harrego. Ten wbrew pozorom poważny bohater mógł się poszczycić szeregiem niecodziennych przygód. Jednak trochę na wyrost wydał mi się wątek związany z amerykańskim celebrytą. Po prostu trudno mi uwierzyć w możliwość takiego niewiarygodnego zbiegu okoliczności i dodatkowo chęci nawiązania kontaktu gwiazdora ze zwykłymi, szarymi obywatelami.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o żadnej powieści autorstwa Jill Mansel, jednak jak się okazało ta brytyjska pisarka ma już na swoim koncie nie jeden utwór. Od razu więc zaciekawiłam się innymi jej publikacjami. Z radością przyjęłam też informację o tym, że wydawnictwo literackie planuje w najbliższym czasie wydanie następnej książki pani Mansel. Jestem przekonana, że „Nie traćmy ani chwili” również wpadnie w moje ręce i będzie dla mnie kolejną wartościową lekturą.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Obecnie nastoletnie dziewczyny w ciąży nie są żadnym szczególnym zjawiskiem. Wydaje mi się, że większość z nas ma w swoim otoczeniu przynajmniej jedną taką nastolatkę, która pomimo młodego wieku odgrywa już rolę mamy. Kiedyś natomiast takie sytuacje były raczej rzadko spotykane, dlatego więc Lara Carson po osiemnastu latach nieobecności niechętnie wraca do rodzinnego miasta...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-20
2014-01-12
Czytelnicy mają słabość do charakterystycznych i sympatycznych detektywów. Wielu popularnych szpiegów swoją sławę zawdzięcza przede wszystkim pomysłowości, poczuciu humoru i nadzwyczaj ciekawej zagadce, którą za wszelką cenę starają się rozwikłać. Czy więc Cormoran Strike, główny bohater najnowszej powieści J.K. Rowling, ma szansę na zdobycie szerokiej sympatii wśród miłośników kryminałów i fascynatów innych gatunków literackich?
Przyjrzyjmy się sprawie, którą ma do rozwikłania „emerytowany” żołnierz. Piękna, światowego formatu modelka w nieznanych okolicznościach traci życie przez upadek ze znacznej wysokości. Opinia publiczna oraz policja twierdzą, że przyczyną zgonu kobiety było samobójstwo. Inne zdanie ma jednak brat zmarłej, który upiera się przy tym, że jego krewna musiała zostać zamordowana. Nie przekonują go wszelkie zgromadzone przez władze dowody na to, że cierpiąca na zaburzenia osobowości modelka mogła rzeczywiście sama odebrać sobie życie. W tym celu zwraca się z prośbą do Cormorana Strike'a o ustalenie prawdziwych zdarzeń.
Detektyw zachęcony ogromnym honorarium, pomimo wcześniejszych wątpliwości, zgadza się po raz kolejny zbadać okoliczności śmierci Luli Landry. Dzięki pomocy nowej, tymczasowej sekretarki Cormorana – Robin, a także niezwykłemu instynktowi mężczyzny, na jaw wychodzą całkowicie nowe fakty. Z wielką przykrością muszę stwierdzić, że akcja „Wołania kukułki” okazała się dla mnie bardzo przewidywalna. Już po pierwszych stronach zaczęłam się domyślać, kto może być prawdziwym zabójcą. Dodatkowo muszę przyznać, że bardzo irytowało mnie zachowanie jednego z głównych bohaterów, który najpierw zleca detektywowi odnalezienie przyczyn zgonu siostry, po czym niemal natychmiast zaczyna mu to śledztwo utrudniać.
Szczerze przyznam, że powieść mnie nie zachwyciła. Początek bardzo mnie rozczarował, a po setnej stronie miałam chwilę zwątpienia, wydawało mi się bowiem, że nie dotrwam do końca książki. Zawiodło mnie także tłumaczenie, a konkretnie ogromna ilość spolszczeń. W utworze aż roi się od wyrażeń typu „lancz” czy „mejl”. Naprawdę Polacy są aż tak wielkimi patriotami, żeby nie mogli znieść angielskich sformułowań popularnych zwrotów? Wątpię. Co więcej, wydaje mi się, że użycie poprawnych wyrażeń lepiej wpłynęłoby na oczy i estetykę czytelnika.
Bardzo zastanawia mnie, dlaczego autorka Harrego Pottera zdecydowała się wydać swoją nową książkę pod pseudonimem, a nie pod własnym nazwiskiem. Czyżby bała się fali krytyki, która spotkała ją po publikacji „Trafnego wyboru”? Czy też chciała się przekonać, jak utwór odbiorą czytelnicy nie zdając sobie sprawy, że jego autorką jest J.K. Rowling?
„Wołanie kukułki”, co dla mnie okazało się niezwykle zadziwiające, otwiera cały cykl przygód jednonogiego detektywa. Jeśli wierzyć zapewnieniem autorki, kolejny tom z serii został już ukończony i prawdopodobnie niedługo ukaże się na półkach naszych księgarni. Myślę, że z czystej ciekawości po niego sięgnę, a kto wie, może tym razem zostanę pozytywnie zaskoczona?
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Czytelnicy mają słabość do charakterystycznych i sympatycznych detektywów. Wielu popularnych szpiegów swoją sławę zawdzięcza przede wszystkim pomysłowości, poczuciu humoru i nadzwyczaj ciekawej zagadce, którą za wszelką cenę starają się rozwikłać. Czy więc Cormoran Strike, główny bohater najnowszej powieści J.K. Rowling, ma szansę na zdobycie szerokiej sympatii wśród...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jakiś czas temu miałam przyjemność zapoznania się z powieścią Katarzyny Mlek pt: “Zapomnij patrząc na słońce”. Książka ta wręcz mnie oczarowała (chociaż nie wiem czy jest to odpowiednie słowo, biorąć pod uwagę dość drastyczną tematykę utworu) i już od tamtej pory wiedziałam, że nie spocznę dopóki nie zapoznam się z innymi dziełami tej pisarki. Możecie więc sobie wyobrazić, jak wielka była moja radość, gdy w skrzynce pocztowej znalazłam najnowszy, czwarty utwór autorki i to z autografem!
W “Na wietrze diabeł przyjechał” znajdziemy sześć osobnych opowieści, z których wszystkie rozgrywają się w beskidzkiej wsi – Laliki. Zmorą tej osady jest nieustający wiatr, który momentami tak bardzo przybiera na sile, że jest w stanie zniszczyć wszystko, co znajdzie się na jego drodze. Miejscowi twierdzą, że przyczyną owego zjawiska jest tytułowy diabeł. Kontrolę nad sytuacją zdaje się utrzymywać probosz Michał Buba oraz jego tajemniczy medalik. Za każdym razem, gdy wieś znajduje się w niebezpieczeństwie, na miejscu pojawia się ksiądz ze swoim talizmanem i cała zagrożenie nagle ustępuje. Gdy jednak proboszcz zostaje odesłany do innej parafii, jego misję przejmuje Zbigniew Linert, inżynier, który z początku wprost nie znosi Lalik, jednak jakaś niezwykła siła wciąż, go zwabia w to miejsce.
Przyznam, że miejscowość Laliki niezwykle przypominała mi miejsce, w którym mieszka moja babcia, dlatego powieść ta tym bardziej wydawała mi się bliska. Dodatkowo uwielbiam słuchać legend oraz starych opowieści, a wszystkie znajdujące się w tej książce są właśnie stylizowane na ten sposób. Do mojego gustu najbardziej przypadły opowiadania gadatliwego dziadka Pysza oraz historia Heńka Kociniaka oraz jego zawziętego konia Łobuza. Oczywiście już od samego początku wiadome jest, że sytuacje przedstawione w książce są stuprocentową fikcją. Mimo to jednak nie tracą one swego uroku. Mogę nawet posunąć się do wysunięcia wniosku, że właśnie ta absurdalność sprawia, że w powieści panuje wręcz baśniowa atmosfera.
Jestem przekonana, że miłośnicy folkloru oraz góralskiego klimatu będą zachwyceni najnowszą książką polskiej autorki. Katarzyna Mlek ma niezwykły talent i z pewnością jeszcze nie raz nas zadziwi. Wierzę, że na jej koncie znajdzie się jeszcze wiele genialnych powieści.
WWW.PUBLIC-READING.BLOGSPOT.COM
Jakiś czas temu miałam przyjemność zapoznania się z powieścią Katarzyny Mlek pt: “Zapomnij patrząc na słońce”. Książka ta wręcz mnie oczarowała (chociaż nie wiem czy jest to odpowiednie słowo, biorąć pod uwagę dość drastyczną tematykę utworu) i już od tamtej pory wiedziałam, że nie spocznę dopóki nie zapoznam się z innymi dziełami tej pisarki. Możecie więc sobie wyobrazić,...
więcej Pokaż mimo to