-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel22
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel3
Biblioteczka
2020-09-01
2020-09-01
2015-09-09
Ta książka to było moje drugie zetknięcie z Cobenem. Już przy pierwszej książce tego autora, moje serce pokochało jego twórczość, ale po "Bez skrupułów" autor ten jest moim numerem 1!
Powieść ta jest ciekawa, wciągająca niemal już od pierwszych stron. Doskonale uknuta intryga. Wracanie do przeszłości, co autor na prawdę lubi, bo chyba w każdej jego książce są retrospekcje, które w pewnym stopniu pomagają w rozwiązaniu zagadki.
Głównym bohaterem jest Myron Bolitar. Uroczy, sympatyczny i jakże zabawny mężczyzna. Agent sportowy, były koszykarz, niestety kontuzja nie pozwoliła mu grać dalej. Wierzy w sprawiedliwość, nie lubi używać przemocy, nawet jeśli wydaje się to być konieczne. Nie da się go nie kochać. W dodatku jego przyjaciel, Windsor Horne Lockwood III potrafi podbić serce!
Bardzo lubię w książkach Cobena to, że rozwiązanie zagadki wcale nie jest takie proste. Podczas czytania w głowie buduje się tyle rozwiązań danej sprawy, a tu na końcu wielkie BUM! Autor nas zaskakuje rozwiązaniem, bo sami byśmy nie wpadli na taki koniec.
Tym, którzy jeszcze nie czytali jego książek, a zwłaszcza serii z Myronem Bolitarem, mogę je z całego serca polecić!
Ta książka to było moje drugie zetknięcie z Cobenem. Już przy pierwszej książce tego autora, moje serce pokochało jego twórczość, ale po "Bez skrupułów" autor ten jest moim numerem 1!
Powieść ta jest ciekawa, wciągająca niemal już od pierwszych stron. Doskonale uknuta intryga. Wracanie do przeszłości, co autor na prawdę lubi, bo chyba w każdej jego książce są retrospekcje,...
Z książkami Cartera jest tak, że już myślisz, że autor niczym Cię nie zaskoczy. Że kolejna książka nie może być lepsza od poprzedniej, bo przecież już tamta biła na głowę wcześniejsze tomy. A tu niespodzianka. Carter zaskakuje i z każdą kolejną książką ustawia poprzeczkę coraz wyżej. Aż się boję pomyśleć co będzie dalej.
Brutalne i wymyślne mordy, tak opisane, że aż wszystko boli. Świetna intryga i zakończenie... REWELACJA! W pewnym momencie dosłownie zapomniałam o tym, żeby oddychać. Przy książkach Cartera najlepiej sprawdza się powiedzenie: spodziewaj się niespodziewanego. On to potrafi zaskoczyć czytelnika.
Z książkami Cartera jest tak, że już myślisz, że autor niczym Cię nie zaskoczy. Że kolejna książka nie może być lepsza od poprzedniej, bo przecież już tamta biła na głowę wcześniejsze tomy. A tu niespodzianka. Carter zaskakuje i z każdą kolejną książką ustawia poprzeczkę coraz wyżej. Aż się boję pomyśleć co będzie dalej.
Brutalne i wymyślne mordy, tak opisane, że aż...
Po tego rodzaju książki sięgam ostatnimi czasy rzadko. Ale czasem najdzie mnie ochota na jakiś wyciskasz łez przepełniony po brzegi miłością, smutkiem, po prostu emocjami. A że tę książkę tak wiele osób mi polecało, to stwierdziłam, że czas najwyższy ją przeczytać.
Cherry potrafi pięknie pisać o emocjach, to wszystko się po prostu czuje w trakcie lektury. Nie wiem czy wpasowałam się w idealny moment, żeby ją przeczytać i przez to odczuwałam historię bohaterów jakoś bardziej, czy to sprawa tak dobrego pióra autorki. To okaże się kiedy sięgnę po kolejną jej powieść. Bo to, że tak zrobię, jest bardziej, niż pewne.
Dawno nie wylałam tylu łez przy książce. Dlatego wniosek jest jeden - to trzeba przeczytać.
Po tego rodzaju książki sięgam ostatnimi czasy rzadko. Ale czasem najdzie mnie ochota na jakiś wyciskasz łez przepełniony po brzegi miłością, smutkiem, po prostu emocjami. A że tę książkę tak wiele osób mi polecało, to stwierdziłam, że czas najwyższy ją przeczytać.
Cherry potrafi pięknie pisać o emocjach, to wszystko się po prostu czuje w trakcie lektury. Nie wiem czy...
"Prawda jest taka, że pomiędzy nami a nimi nie da się zaciągnąć żadnej firany, która skromnie nas osłoni. Nie ma żadnych nas oraz ich - jesteśmy tylko my."
Każdy z nas na co dzień słyszy o wydarzeniach z kraju, ze świata, które nie zawsze mają pozytywny wydźwięk. Przemoc, porwania, zabójstwa, to coś, o czym raczej nie chcemy słuchać. A jednocześnie to zło w jakiś sposób nas fascynuje. Chcemy wiedzieć skąd się wzięło, dlaczego, zadając sobie mnóstwo pytań i szukając odpowiedzi. Kerry Daynes od ponad dwudziestu lat jest psychologiem sądowym i w trakcie swojej kariery próbowała to zło zrozumieć. W książce "Oko w oko ze złem" opisuje skąd się ono bierze, jak można je wytłumaczyć. Przedstawia pojedyncze przypadki z którymi miała do czynienia przez lata swojej pracy. Porusza temat przemocy domowej, przemocy internetowej oraz problem stalkingu, którego swoją drogą sama doświadczyła, więc omawia go również na podstawie własnych doświadczeń. Ponadto opisuje problem stygmatyzacji przestępców, ale i ofiar takich przestępstw jak gwałt czy przemoc domowa. Tak łatwo jest nam osądzać, ale już znacznie trudniej zrozumieć. Większość z nas nawet nie próbuje, z góry krzycząc, że sprawca to potwór, zło wcielone, ofiara gwałtu przecież sama się prosiła swoim zachowaniem czy ubiorem, a ofiara przemocy domowej najwyraźniej to lubi, skoro nie uciekła przez tyle lat. Otóż trzy razy NIE! Wszystko bierze się z czegoś. Nie chodzi tutaj o usprawiedliwianie zła, a tego, że nie zawsze ktoś jest zły bo chce taki być. I właśnie to autorka próbuje przekazać w swojej książce.
Ogromnym plusem jak dla mnie jest tutaj to, że z autorką mamy takie samo spojrzenie na problemy, które porusza w książce. W dodatku wszystko tłumaczy w sposób zrozumiały, popierając swoje argumenty doświadczeniami i/lub badaniami. Podkreśla ona fakt, że każdy przypadek należy traktować indywidualnie oraz jak ważne to jest w pracy psychologa. Każdy z nas jest inny, więc nie możemy osądzać kogoś bez jego poznania. I tu nie chodzi jedynie o psychologów, ale i o każdego z nas. Z tego właśnie rodzi się stygmatyzacja, często niezwykle krzywdząca i niemająca nic wspólnego z prawdą. Dodatkowo Daynes porusza temat placówek resocjalizacyjnych i tego, dlaczego resocjalizacja nie działa. Z czym również niestety się zgadzam. Niestety, bo chciałabym powiedzieć, że resocjalizacja jest sprawna, działa, ale nie mogę. Autorka uświadamia czytelnikowi, że w głównej mierze to my, jako społeczeństwo powinniśmy zmienić swoje nastawienie, myślenie. Od tego powinna zacząć się zmiana na lepsze. Dlatego uważam, że każdy powinien przeczytać tę pozycję. Może dotrze do niektórych ludzi, że nie powinni osądzać z góry, robić podziału na "nas i ich". Taki podział nie istnieje. Zło może czaić się wszędzie, nawet tam gdzie się tego nie spodziewamy. Dlatego jesteśmy MY, bez podziału.
Jedyną rzeczą, która niesamowicie mnie irytowała w trakcie lektury, to słowo "psycholożka". Nie rozumiem tego odmieniania zawodów na rodzaj żeński. No czyż "pani psycholog" nie brzmi lepiej? Za każdym razem dosłownie nóż w kieszeni mi się otwierał, a niestety to słowo pojawia się bardzo często. Rozumiem feminizm, podkreślanie roli kobiet, ale nie przesadzajmy... Na szczęście poza tym minusem, innych nie znalazłam.
Książkę uważam za godną polecenia i tak jak wspomniałam wcześniej myślę, że każdy powinien ją przeczytać. Zawiera mnóstwo ciekawostek i otwiera oczy na ważne aspekty. Z czystym sumieniem Wam ją polecam. Szczególnie fanom gatunku, będziecie zadowoleni.
"Prawda jest taka, że pomiędzy nami a nimi nie da się zaciągnąć żadnej firany, która skromnie nas osłoni. Nie ma żadnych nas oraz ich - jesteśmy tylko my."
Każdy z nas na co dzień słyszy o wydarzeniach z kraju, ze świata, które nie zawsze mają pozytywny wydźwięk. Przemoc, porwania, zabójstwa, to coś, o czym raczej nie chcemy słuchać. A jednocześnie to zło w jakiś sposób...
Verity Crawford to sławna autorka thrillerów. W skutek tragicznego wypadku zostaje sparaliżowana. Nie jest w stanie samodzielnie dokończyć bestsellerowej serii swoich książek. W tym celu, jej mąż zatrudnia pisarkę Lowen Ashleigh. Aby zacząć pracę, Lowen musi zapoznać się z materiałami, które mogą przydać jej się w kreowaniu historii. Wśród notatek natrafia na coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego... Niepublikowany do tej pory materiał. Tekst, który miał pozostać tajemnicą, okazuje się być szokującą historią Verity.
Z każdym kolejnym rozdziałem, Lowen pogrąża się w coraz większym mroku. Przeraża ją to, co przeczytała, a w domu nagle zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jednocześnie niebezpiecznie zbliża się do Jeremy'ego - męża Verity. Z czasem staje się częścią życia Crawfordów. Życia, które jest zdecydowanie bardziej niepokojące i przerażające, niż thrillery Verity... Lowen musi podjąć decyzję, co zrobić z wiedzą którą posiada. A także dotrzeć do prawdy tego, co się tak naprawdę dzieje w posiadłości pisarki.
Co jest prawdą, a co kłamstwem? "Coraz większy mrok" to historia o małżeństwie, manipulacji i obsesji.
***
Colleen Hoover do tej pory dała nam się poznać z zupełnie innej strony. Dotychczas pisała powieści obyczajowe/romanse, w których poruszała dość trudne tematy. Tą odsłoną zyskała sobie wielu fanów na całym świecie. Jak to wyszło z jej pierwszym thrillerem psychologicznym? Muszę przyznać, że podeszłam do tej powieści dość sceptycznie. Po pierwsze dlatego, że jestem ogromną fanką tego gatunku i czytałam już wiele naprawdę świetnych thrillerów. Obawiałam się więc, że Hoover zwyczajnie nie podoła moim oczekiwaniom, gustom. A po drugie, uwielbiam jej styl do którego nas przyzwyczaiła w poprzednich książkach. Jednak ciekawość wygrała z obawami i zdecydowałam się sięgnąć po ten tytuł. Jak Hoover wypadła tym razem?
Z początku miałam mieszane uczucia. Czytałam, czytałam i w sumie nie mogłam się zbytnio wkręcić. Nie było żadnych rewelacji. Ale po setnej stronie, przepadłam! Pojawiły się fragmenty historii Verity, co zdecydowanie urozmaiciło książkę i nadało jej charakteru. W końcu zaczęło się dziać, bohaterka trochę wariowała bo sama już nie wiedziała co się tutaj dzieje, a czytelnik wraz z nią. Podobał mi się klimat, jaki stworzyła tutaj Hoover. Mroczny, duszny, czytając fragmenty książki Verity człowieka momentami aż ciarki przechodzą, a ciśnienie skacze. Ale to one właśnie robią całą robotę. Im było dalej, tym lepiej, człowiek zastanawiał się co się tutaj dzieje. Czy to wszystko prawda, a może tylko wyobraźnia pisarki? Co za tym idzie, czytelnik układa sobie w głowie swój scenariusz i zakończenie...
Więcej znajdziecie tutaj: https://dominika-m.blogspot.com/2019/06/colleen-hoover-coraz-wiekszy-mrok.html
Verity Crawford to sławna autorka thrillerów. W skutek tragicznego wypadku zostaje sparaliżowana. Nie jest w stanie samodzielnie dokończyć bestsellerowej serii swoich książek. W tym celu, jej mąż zatrudnia pisarkę Lowen Ashleigh. Aby zacząć pracę, Lowen musi zapoznać się z materiałami, które mogą przydać jej się w kreowaniu historii. Wśród notatek natrafia na coś, co nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
"To straszne, jak bardzo obecny jest ktoś, kogo kochamy, kiedy go już nie ma."
Trójka przyjaciół - Hope, Josh i Luke - to studenci neurobiologii. Łączy ich nie tylko przyjaźń, ale i pewna wyjątkowa idea, którą chcą wprowadzić w życie. Gdy Hope dopada nieuchronne spotkanie ze śmiercią, postanawiają zabawić się w alchemików życia i wprowadzić swoją teorię do praktyki.
Czy naszą świadomość można przenieść i przechować, aby po latach znów ją wykorzystać? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć trójka bohaterów, chcąca prześcignąć śmierć. Czy znajdą taką odpowiedź jakiej pragną?
***
Kiedy pierwszy raz czytałam opis tej książki i zauważyłam słowa neurobiologia, świadomość, laboratorium, to pomyślałam sobie "kurczę, pewnie będzie dużo fachowego nazewnictwa, będzie sporo naukowych teorii". Ale szybko przypomniałam sobie książkę "Jak w niebie" tego autora i bez dalszego wahania zdecydowałam, że chcę ją przeczytać. I bardzo dobrze, że pierwsza myśl mnie nie zniechęciła bo ta pozycja jest rewelacyjna. Co prawda trafiają się tutaj opisy przy których czasem się gubiłam i nie wiedziałam o co chodzi, ale na szczęście w większości przypadków zaraz wszystko było objaśniane. Swoją drogą, bardzo podoba mi się tutaj wizja, którą autor zamieścił na kartach powieści. Jest innowacyjna, ale naprawdę ciekawa. Jakby tak pomyśleć, że stałoby się to kiedyś rzeczywistością... No byłoby to coś imponującego, nie powiem. Ale nic Wam nie zdradzę, po szczegóły musicie udać się do tejże powieści. Do czego zresztą Was serdecznie zachęcam.
Autor wykreował trójkę przyjaciół, których łączy chęć zmieniania świata, ulepszenia przyszłości. Każdy z nich jest na swój sposób inny, przez co uzupełniają się wzajemnie. Muszę przyznać, że polubiłam bohaterów niemalże od samego początku, szczególnie Josha. Jedynie z Hope miałam mały problem bo bywały momenty, kiedy wyjątkowo mnie irytowała. Ale koniec końców i tak darzę jej postać sympatią. Czytając miałam wrażenie, że to tacy bohaterowie, których chciałabym poznać w realnym świecie. Dodatkowo ich chęć odkrycia czegoś wielkiego co zmieni przyszłość, ludzkie życie, naprawdę mi imponowała. Upór w dążeniu do tego celu, niepoddawanie się i parcie do przodu - to daje motywację, aby samemu działać.
Podobało mi się również poczucie humoru jakie Levy tutaj zawarł. Szczególnie cięty język Hope, za który to właśnie ją jednak polubiłam. Ale najbardziej wyjątkowy był tutaj wątek miłosny. Mimo, że zazwyczaj te przewidywalne romanse działają mi nerwy i mam ochotę przewracać oczami w trakcie lektury, tak tutaj byłam totalnie zauroczona. Autor niejednokrotnie wywołał u mnie łzy wzruszenia. Co w sumie nie jest żadnym zaskoczeniem, bo nie trudno mnie wzruszyć, ale w tym przypadku łzy leciały jak szalone. Naprawdę, dawno się tak nie spłakałam. To piękna i niezwykła historia o ponadczasowym uczuciu, której finał jest niesamowity. Dlatego tak zapada w pamięci i pewnie na długo pozostanie w moim sercu. Marc Levy ma szczególny talent do pisania o miłości. "(Nie)pamięć" będzie więc idealna dla wszystkich osób o niezwykle romantycznej duszy. Zresztą dla tych, którzy chcą odpocząć od krwawych kryminałów, też będzie dobra. Ja osobiście polecam ją z całego serca.
"To straszne, jak bardzo obecny jest ktoś, kogo kochamy, kiedy go już nie ma."
Trójka przyjaciół - Hope, Josh i Luke - to studenci neurobiologii. Łączy ich nie tylko przyjaźń, ale i pewna wyjątkowa idea, którą chcą wprowadzić w życie. Gdy Hope dopada nieuchronne spotkanie ze śmiercią, postanawiają zabawić się w alchemików życia i wprowadzić swoją teorię do praktyki.
Czy...
"U nas jest takie powiedzenie: "Nie angażuj się, bo świata nie zmienisz". Może i jest w nim trochę prawdy. Bo świata się nie zmieni. Ale czyjeś życie tak. Czyjeś życie można zmienić."
Policjanci - funkcjonariusze, którzy na co dzień, często z narażeniem życia, utrzymują porządek publiczny i strzegą bezpieczeństwa społecznego. Nie jest to łatwa służba, niesie ze sobą wiele konsekwencji oraz odpowiedzialności, jednak na pewno daje równie dużo satysfakcji. Społeczeństwo różnie odbiera policjantów, jedni nastawieni są wobec nich roszczeniowo, agresywnie, inni wręcz przeciwnie, z szacunkiem i uznaniem, a nawet wsparciem. Dla mnie, z pewnością jest to zawód godny podziwu, bo funkcjonariusze robią naprawdę świetną robotę! A dzięki książce "Policjanci. Ulica" miałam okazję nieco bliżej poznać kulisy ich służby, a także jak oni sami oceniają niektóre aspekty tej ciężkiej pracy. Autorka skupiła się tutaj na funkcjonariuszach z patroli, z Oddziałów Prewencji oraz Wydziału Ruchu Drogowego. Przeprowadziła wywiady z siedmioma funkcjonariuszami - sześcioma mężczyznami oraz jedną kobietą - a ich przebieg znajdziemy właśnie w tej pozycji.
Muszę przyznać, że książka zaciekawiła mnie odkąd tylko pojawiła się na rynku wydawniczym. Zacierałam rączki, żeby ją kupić i się z nią zapoznać. Miałam spore oczekiwania, bo idealnie wpisuje się w moje zainteresowania. Kiedy w końcu przysiadłam do lektury, cieszyłam się jak dziecko. Niestety, do czasu... O ile dwa, trzy pierwsze wywiady czyta się z żywym zainteresowaniem, tak kolejne już się nieco dłużą. Może to wina pytań? Niestety ale większość z nich się powtarza, przez co i odpowiedzi mimo, iż ubrane w inne słowa, to mówią o tym samym. Szczególnie w kwestii kobiet w Policji czy używaniu broni na służbie (te dwie kwestie akurat najbardziej zapamiętałam). Odpowiedzi na te tematy często były bardzo podobne. To sprawia, że lektura staje się monotonna, a czasem nawet irytująca. Bo ileż można czytać o jednym i tym samym? Rozumiem, że autorka chciała poznać punkt widzenia każdego z rozmówcy na dany temat, jednak moim zdaniem, ostatecznie wyszło to średnio. Dodatkowo panuje lekki chaos wprowadzony przez autorkę, kiedy pyta o coś, po czym kilka pytań później nagle do tego wraca, jakby nie można było od razu wyczerpać tematu. Ale muszę przyznać, że wielkie gratulacje należą się bohaterom tej książki, czyli policjantom, bo to oni robią tutaj najlepszą robotę. Opowieści z różnych interwencji są takim odświeżeniem, bo to jedyne co się nie powtarza w wypowiedziach. Bohaterowie wprowadzili także trochę humoru do swoich opowieści, choć i wzruszyć mi się zdarzyło. Dodatkowo opowiadają jak radzą sobie ze stresem, który jest nieodłącznym towarzyszem na służbie, a także o jasnych i ciemnych pracy w Policji, gdzie na szczęście również odpowiedzi raczej się nie powtarzają. Poruszonych zostało jeszcze kilka innych kwestii, ale nie będę Wam tutaj zdradzać wszystkiego.
Pozycja ta bez wątpienia ma swoje plusy i minusy. Na pewno można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, zapoznać się z tym, jak wygląda służba w Wydziale Prewencji i że jest to jednak ciężki kawałek chleba. Myślę, że powinni sięgnąć po tę książkę szczególnie ci, którzy myślą o wstąpieniu w szeregi Polskiej Policji. Niewątpliwym plusem jest również to, że dzięki tej lekturze, wielu z nas może zmienić postrzeganie wobec funkcjonariuszy policji. W końcu to tylko (albo i aż!) ludzie, którzy wykonują swoją pracę, tak samo jak np. kasjerka w sklepie, z tym że, w dużo bardziej niebezpiecznych warunkach. Codziennie narażają swoje życie, ani oni, ani ich rodziny nie wiedzą, czy wrócą ze służby do domu. Dlatego należy im się choć odrobina szacunku i nieco lepsze podejście do nich, choćby w trakcie kontroli. Dlatego jeśli macie negatywne nastawienie, myślę, że i Wy powinniście sięgnąć po tę książkę. Może Wasze podejście choć trochę ulegnie zmianie.
Jednak nie róbcie tak jak ja i nie czytajcie wszystkich wywiadów na raz. Najlepiej dawkować sobie tę pozycję i czytać naprzemiennie z czymś innym. W przeciwnym razie możecie czuć lekki przesyt i znudzenie.
Mam nieco mieszane uczucia i szczerze powiedziawszy nie wiem jak ją ocenić. Już minęło trochę czasu odkąd ją przeczytałam, a dalej mam mętlik w głowie. Jednak myślę, że ocena, którą wystawię będzie adekwatna. Bo książka była dobra, owszem, ale bez fajerwerków.
"U nas jest takie powiedzenie: "Nie angażuj się, bo świata nie zmienisz". Może i jest w nim trochę prawdy. Bo świata się nie zmieni. Ale czyjeś życie tak. Czyjeś życie można zmienić."
Policjanci - funkcjonariusze, którzy na co dzień, często z narażeniem życia, utrzymują porządek publiczny i strzegą bezpieczeństwa społecznego. Nie jest to łatwa służba, niesie ze sobą wiele...
"Wszyscy mamy mnóstwo wad. Całe setki. Są jak malutkie dziurki rozsiane po skórze. [...] czasami za bardzo skupiamy się na swoich wadach. Jednak niektórzy ludzie starają się ignorować własne wady i koncentrują się na cudzych do tego stopnia, że nie widzą nic poza nimi. Stale się ich czepiają, jakby dłubali w nich palcem, aż wydrapują wielką dziurę i tylko tym się dla nich stajemy: jedną wielką ziejącą wadą."
Ci, którzy znają twórczość Colleen Hoover, wiedzą, że ma ona wypracowany swój styl, który przebiega dość schematycznie. A przynajmniej ja mam takie wrażenie. Oczywiście nie uważam tego za nic złego, bo osobiście uwielbiam jej powieści. Chodzi mi jednak o to, że w przypadku książki "Wszystkie nasze obietnice" ten styl jest całkiem inny. Powieść zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych. Jest bardziej... dojrzała. Cała uwaga skupia się wokół głównych bohaterów i ich problemów. Pozostali bohaterowie giną gdzieś w tle, są jedynie dodatkiem do fabuły. Mimo, że w poprzednich książkach nawet te postacie poboczne były często wyróżniające się, tutaj tak naprawdę nie zaprzątamy sobie nimi głowy. Autorka porusza naprawdę ważny, choć trudny, ale i dość powszechny problem. To wokół niego kręci się życie Quinn i Grahama. Z początku ich związek był przepełniony miłością, nie potrafili wytrzymać bez siebie minuty, a kiedy już się widzieli, nie potrafili utrzymać przy sobie rąk. Byli sobie przeznaczeni niemal od samego początku. Wzięli ślub i planowali stworzyć wspaniałą rodzinę. Niestety nie wszystko jest tak łatwe, jak się wydaje, a to co piękne i dobre, szybko się kończy. Problemy w ich związku narastają, a żadne z małżonków nie potrafi tego skonfrontować z drugim. Duszą wszystkie emocje w sobie, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację. W końcu przelewa się czara goryczy i Quinn oraz Graham stają przed wyborem, jak dalej ma się potoczyć ich małżeństwo. W wyborze kluczową rolę odgrywa szkatułka, którą wspólnie zamknęli w dniu ślubu. Jaka będzie ich ostateczna decyzja?
Książka pisana jest z perspektywy "Wtedy" - gdzie poznajemy okoliczności poznania się tej dwójki, a także początki ich znajomości, związku, a także małżeństwa, oraz "Teraz" - gdzie dowiadujemy się jak obecnie wygląda ich małżeństwo i życie. Rozdziały z przeszłości coraz bardziej rozjaśniają nam obraz sytuacji, która ma miejsce w teraźniejszości i powoli odkrywamy co, i dlaczego, poszło nie tak. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten zabieg. Z każdym kolejnym rozdziałem miałam inne odczucia co do bohaterów, ale także do problemów, z którymi się zmagają. Oczywiście nie obyło się bez łez i złamanego serca. Na szczęście Hoover, tak jak potrafi złamać serce, tak potrafi je również zręcznie posklejać.
Colleen Hoover pokazuje jak ważna w każdym związku jest rozmowa. Nie można wszystkiego zamiatać pod dywan, szczególnie jeśli w grę wchodzą uczucia, emocje. Może to się wydaje logiczne i wiele z nas zdaje sobie z tego sprawę, że tak powinno być. Niestety w rzeczywistości coraz mniej ze sobą rozmawiamy... Lepiej problem zbagatelizować, bo przecież może rozwiąże się sam. Otóż nie i to właśnie udowadnia powyższa książka.
Dodatkowo uświadamia nam, jak z pozoru błahe pytanie, może przysporzyć drugiej osobie cierpienia. Wielu z nas nie zdaje sobie z tego sprawy, ale naprawdę, pomyślmy czasem zanim zapytamy kogoś o cokolwiek. Nawet nie mam już na myśli problemu poruszanego w książce (nie chcę Wam spoilerować, dlatego nie chcę pisać jaki to problem), ale mówię ogólnie. Coś, co nam może się wydawać bzdurą, niewinnym pytaniem, dla drugiego może być sporym problemem i powodem cierpienia, smutku...
Kiedy zaczynałam czytać, nie wiedziałam czego tak naprawdę spodziewać się po tej powieści. To, co otrzymałam bardzo chwyciło mnie za serce. Towarzyszyło mi mnóstwo uczuć w trakcie lektury: smutek, radość, złość, irytacja, szczęście, spokój... A po jej skończeniu nie wiedziałam co powiedzieć, dosłownie zabrakło mi słów, nawet nie wiedziałam jak opisać tę powieść. Ale to co wiedziałam na pewno, to to, że musicie przeczytać tę książkę! Zapewniam Was, że na pewno nie będziecie się przy niej nudzić. Myślę, że będziecie zachwyceni, tak samo jak ja. I wiecie co? Bardzo podoba mi się ta dojrzalsza Hoover. Mam nadzieję, że pozostanie w tym klimacie.
"Wszyscy mamy mnóstwo wad. Całe setki. Są jak malutkie dziurki rozsiane po skórze. [...] czasami za bardzo skupiamy się na swoich wadach. Jednak niektórzy ludzie starają się ignorować własne wady i koncentrują się na cudzych do tego stopnia, że nie widzą nic poza nimi. Stale się ich czepiają, jakby dłubali w nich palcem, aż wydrapują wielką dziurę i tylko tym się dla nich...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Liść ma w sobie coś wspaniałego - powiedział. - Mówi człowiekowi, żeby żył jak najlepiej i jak najdłużej, do czasu, gdy trzeba będzie odpuścić i pozwolić sobie na to, by odfrunąć z gracją."
Na jednej z plaż w Karolinie Północnej ukryte jest pewne wyjątkowe miejsce zwane Bratnią Duszą. Niby to nic specjalnego, bo miejsce składa się z ławki i skrzynki pocztowej. Każdy może napisać list, swoją historię, czy cokolwiek chce i zostawić właśnie w tej skrzynce. Również każdy może przeczytać jej zawartość i znaleźć zwykłą listę zakupów, albo wyjątkowy list przepełniony tęsknotą i miłością. To także miejsce, gdzie mogą spotkać się ludzie rozdzieleni przez czas i odległość...
Pewnego wrześniowego dnia 1990 roku, Bratnią Duszę odwiedzają Tru i Hope. Poznali się zaledwie dzień wcześniej. On, przewodnik safari w Zimbabwe, przyjechał by poznać swojego umierającego ojca. Ona, rozczarowana życiem pielęgniarka, przyjechała na ślub przyjaciółki. To, co wydarzy się między nimi w ciągu kilku dni, każe im już zawsze wracać myślami do tej wyjątkowej skrzynki pocztowej, zwanej Bratnią Duszą.
***
Twórczość Sparksa towarzyszy mi już od dość dawna, bo od gimnazjum. Może nie przeczytałam jeszcze wszystkich jego powieści, ale trochę mam ich już za sobą. Jedne podobały mi się mniej, drugie bardziej, jednak tych lepszych było zdecydowanie więcej. Także jak tylko zobaczyłam, że premierę będzie miała jego kolejna pozycja wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Już po samym opisie czułam, że to będzie dobre. I wiecie co? Nie zawiodłam się!
Tru i Hope - obydwoje znajdują się w tym samym miejscu, o tej samej porze, akurat gdy życie obojga nie jest takie, jak sobie wyobrażali. Hope ma wrażenie, że utknęła w miejscu. Wszystkie jej przyjaciółki wyszły już za mąż, lub zaraz to zrobią, mają dzieci, a ona nie ma ani męża, ani dzieci. Nie ma nawet narzeczonego. Ma poczucie, że nic się w jej życiu nie zmienia. Tru z kolei dowiedział się, że jego biologiczny ojciec umiera i chciałby się z nim spotkać. Mimo, że sam nie jest pewien czy tego chce, wyrusza z Afryki do Ameryki, by poznać odpowiedzi na swoje pytania. Los sprawia, że ta dwójka trafia na siebie i od pierwszego spotkania coś iskrzy. Mają dla siebie jedynie kilka dni, po czym przyjdzie im podjąć decyzję: czy każdy idzie dalej w swoją stronę, czy pójdą wspólnie w jedną. I jak to u Sparksa bywa, musi być trochę cierpienia, tęsknoty, łez. Ale nie zabraknie także radości i prawdziwej miłości. Jednak nie będę Wam więcej opisywała, żeby nie zdradzić za dużo.
"Z każdym oddechem" to cudowna opowieść o wyjątkowej miłości, która przetrwała lata rozłąki, bez jakiegokolwiek kontaktu i pomimo ogromnej odległości. Sparks pokazuje jak wielka więź może się wytworzyć między dwojgiem ludzi i jeśli już się to stanie, to jest ona nierozerwalna. I muszę przyznać, że w wielu książkach irytuje mnie motyw tej miłości od pierwszego wejrzenia, cała ta przewidywalność, jednak w książkach Sparska mi to nie przeszkadza. Wręcz odwrotnie, zachwycam się każdym słowem, a jego historie chwytają mnie za serce. Mam wrażenie, że jest w nich jakaś magia. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale myślę, że jeśli znacie jego twórczość, lub poznacie, to będziecie wiedzieli o co mi chodzi.
Jest to książka idealna na obecne jesienne, chłodne wieczory przy kubku gorącej herbaty. Choć oczywiście nie tylko. Autor stworzył taką historię, która pochłania czytelnika bez reszty. Porusza do głębi, nie tylko wątkiem miłości, ale i straty ukochanych osób. Chyba właśnie to mi się podoba w powieściach Sparksa, że nigdy nie jest zbyt słodko, uroczo i kolorowo. Nikt nie ma idealnego życia jak z bajki. Jest tak jak w życiu, raz dobrze, raz źle. I właśnie to sprawia, że wszystko jest bardziej realne. Człowiek ma wrażenie, że ta historia mogła się komuś przydarzyć naprawdę.
"Liść ma w sobie coś wspaniałego - powiedział. - Mówi człowiekowi, żeby żył jak najlepiej i jak najdłużej, do czasu, gdy trzeba będzie odpuścić i pozwolić sobie na to, by odfrunąć z gracją."
Na jednej z plaż w Karolinie Północnej ukryte jest pewne wyjątkowe miejsce zwane Bratnią Duszą. Niby to nic specjalnego, bo miejsce składa się z ławki i skrzynki pocztowej. Każdy może...
"Ludzie jednak czasem się zmieniają. Widać wystarczy tylko odpowiednio mocno ich przeczołgać."
Trochę kazał na siebie czekać, ale powrócił - Gabriel Byś, a wraz z nim, Kaśka. Przyznam Wam, że nie mogłam się doczekać dnia, aż w końcu poznam finał pruszkowskiej trylogii. "Aorta" i "Krew" wysoko podniosły poprzeczkę i byłam ciekawa jak autor sobie z tym poradzi. I wiecie co? Poradził sobie po mistrzowsku! Sprytnie podzielił fabułę na cztery kolory. Im ciemniejszy odcień, tym bardziej gra robi się niebezpieczna, a akcja nabiera tempa. Początek jest co prawda niepozorny, ale jak już się rozkręciło, to przepadłam bez reszty. Akcja może nie pędzi na łeb, na szyję przez całą powieść. Bywają spokojniejsze momenty, ale tylko po to, by Szczygielski zaraz znów nas czymś zaskoczył. Autor doskonale to wyważył, przez co książka ani się nie dłużyła, ani też nie było zbędnego chaosu.
W trakcie lektury towarzyszył mi istny emocjonalny rollercoaster. W jednej chwili było mi szkoda bohaterów, po czym byłam na nich nieźle wkurzona, by zaraz dopingować im w działaniu. Śmiech, smutek i złość to byli moi nieodłączni towarzysze przy lekturze. Choć im byłam bliżej końca, tym smutek narastał, bo wiedziałam, że to już koniec przygody, że będzie trzeba się rozstać z Gabrielem i Kaśką. Nie będę ukrywać, że zżyłam się z bohaterami wykreowanymi przez Szczygielskiego, więc nie obyło się bez łez. Dodatkowo autor zaserwował takie zakończenie, że dosłownie kapcie spadają a szczęka opada! Już miałam różne scenariusze w głowie jak to się wszystko poukłada, ale nieee... nic z tych rzeczy. Autor kolejny raz wbija czytelnika w fotel i zaskakuje. Uwierzcie mi, że takiego końca nikt się nie spodziewa, jestem tego wręcz pewna. Po odłożeniu książki jeszcze przez dobrych kilka godzin, (gdzie tam godzin... dni!), nie mogłam pozbierać myśli. Trzeba jednak przyznać, że to idealny finał trylogii.
Duży plus muszę przyznać za poczucie humoru, które autor zręcznie przemyca, choćby w jakichś zwykłych docinkach. Ale ja właśnie takie, wręcz czarne momentami, poczucie humoru uwielbiam. Podejrzewam, że może nie każdego będzie to bawić, ale ja byłam zachwycona. Zresztą jak całą książką. Czytając odnosi się wrażenie, że tutaj nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko jest przemyślane. Jedno jest konsekwencją drugiego. Wiecie co? Naszła mnie taka refleksja, że w tym przypadku idealnie sprawdza się powiedzenie, że cudze chwalicie, swego nie znacie. My Polacy również mamy genialnych pisarzy, których niestety się nie docenia. A mam wrażenie, że właśnie pióro Bartosza jest dość niedocenione wśród polskich czytelników. Dlatego zachęcam Was do sięgnięcia po jego książki, natychmiast! Jeśli lubicie krwawe, niebanalne kryminały, to pokochacie tę trylogię tak samo jak ja.
"Ludzie jednak czasem się zmieniają. Widać wystarczy tylko odpowiednio mocno ich przeczołgać."
więcej Pokaż mimo toTrochę kazał na siebie czekać, ale powrócił - Gabriel Byś, a wraz z nim, Kaśka. Przyznam Wam, że nie mogłam się doczekać dnia, aż w końcu poznam finał pruszkowskiej trylogii. "Aorta" i "Krew" wysoko podniosły poprzeczkę i byłam ciekawa jak autor sobie z tym poradzi. I wiecie co?...