-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2015-09-09
Ta książka to było moje drugie zetknięcie z Cobenem. Już przy pierwszej książce tego autora, moje serce pokochało jego twórczość, ale po "Bez skrupułów" autor ten jest moim numerem 1!
Powieść ta jest ciekawa, wciągająca niemal już od pierwszych stron. Doskonale uknuta intryga. Wracanie do przeszłości, co autor na prawdę lubi, bo chyba w każdej jego książce są retrospekcje, które w pewnym stopniu pomagają w rozwiązaniu zagadki.
Głównym bohaterem jest Myron Bolitar. Uroczy, sympatyczny i jakże zabawny mężczyzna. Agent sportowy, były koszykarz, niestety kontuzja nie pozwoliła mu grać dalej. Wierzy w sprawiedliwość, nie lubi używać przemocy, nawet jeśli wydaje się to być konieczne. Nie da się go nie kochać. W dodatku jego przyjaciel, Windsor Horne Lockwood III potrafi podbić serce!
Bardzo lubię w książkach Cobena to, że rozwiązanie zagadki wcale nie jest takie proste. Podczas czytania w głowie buduje się tyle rozwiązań danej sprawy, a tu na końcu wielkie BUM! Autor nas zaskakuje rozwiązaniem, bo sami byśmy nie wpadli na taki koniec.
Tym, którzy jeszcze nie czytali jego książek, a zwłaszcza serii z Myronem Bolitarem, mogę je z całego serca polecić!
Ta książka to było moje drugie zetknięcie z Cobenem. Już przy pierwszej książce tego autora, moje serce pokochało jego twórczość, ale po "Bez skrupułów" autor ten jest moim numerem 1!
Powieść ta jest ciekawa, wciągająca niemal już od pierwszych stron. Doskonale uknuta intryga. Wracanie do przeszłości, co autor na prawdę lubi, bo chyba w każdej jego książce są retrospekcje,...
Z książkami Cartera jest tak, że już myślisz, że autor niczym Cię nie zaskoczy. Że kolejna książka nie może być lepsza od poprzedniej, bo przecież już tamta biła na głowę wcześniejsze tomy. A tu niespodzianka. Carter zaskakuje i z każdą kolejną książką ustawia poprzeczkę coraz wyżej. Aż się boję pomyśleć co będzie dalej.
Brutalne i wymyślne mordy, tak opisane, że aż wszystko boli. Świetna intryga i zakończenie... REWELACJA! W pewnym momencie dosłownie zapomniałam o tym, żeby oddychać. Przy książkach Cartera najlepiej sprawdza się powiedzenie: spodziewaj się niespodziewanego. On to potrafi zaskoczyć czytelnika.
Z książkami Cartera jest tak, że już myślisz, że autor niczym Cię nie zaskoczy. Że kolejna książka nie może być lepsza od poprzedniej, bo przecież już tamta biła na głowę wcześniejsze tomy. A tu niespodzianka. Carter zaskakuje i z każdą kolejną książką ustawia poprzeczkę coraz wyżej. Aż się boję pomyśleć co będzie dalej.
Brutalne i wymyślne mordy, tak opisane, że aż...
Choć z piłką nożną nie mam zbyt wiele do czynienia, poza oglądaniem gry naszej reprezentacji, to przeczytałam biografię Kuby Błaszczykowskiego. I muszę przyznać, że ta książka wywołała u mnie wiele emocji. Raz się do niej uśmiechałam, raz płakałam jak głupia. Ale ona tylko utwierdziła mnie w fakcie jakim wspaniałym człowiekiem jest Błaszczykowski. Mimo tego jak jego życie wyglądało, a nie było usłane różami, on potrafi być dobrym i po prostu normalnym mężczyzną. Jest niezwykle uparty i silny. Ciągle walczy żeby być lepszym i nie poddaje się kiedy coś nie wyjdzie. Naprawdę go podziwiam i szanuję, bo na ten szacunek w pełni sobie zasłużył.
Nigdy nie czytałam biografii bo jakoś nie ciągnęło mnie do tego rodzaju literatury, ale tę musiałam. I nie żałuję. Wciągnęłam się strasznie i cieszę się, że ją przeczytałam.
Choć z piłką nożną nie mam zbyt wiele do czynienia, poza oglądaniem gry naszej reprezentacji, to przeczytałam biografię Kuby Błaszczykowskiego. I muszę przyznać, że ta książka wywołała u mnie wiele emocji. Raz się do niej uśmiechałam, raz płakałam jak głupia. Ale ona tylko utwierdziła mnie w fakcie jakim wspaniałym człowiekiem jest Błaszczykowski. Mimo tego jak jego życie...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Prawda jest taka, że pomiędzy nami a nimi nie da się zaciągnąć żadnej firany, która skromnie nas osłoni. Nie ma żadnych nas oraz ich - jesteśmy tylko my."
Każdy z nas na co dzień słyszy o wydarzeniach z kraju, ze świata, które nie zawsze mają pozytywny wydźwięk. Przemoc, porwania, zabójstwa, to coś, o czym raczej nie chcemy słuchać. A jednocześnie to zło w jakiś sposób nas fascynuje. Chcemy wiedzieć skąd się wzięło, dlaczego, zadając sobie mnóstwo pytań i szukając odpowiedzi. Kerry Daynes od ponad dwudziestu lat jest psychologiem sądowym i w trakcie swojej kariery próbowała to zło zrozumieć. W książce "Oko w oko ze złem" opisuje skąd się ono bierze, jak można je wytłumaczyć. Przedstawia pojedyncze przypadki z którymi miała do czynienia przez lata swojej pracy. Porusza temat przemocy domowej, przemocy internetowej oraz problem stalkingu, którego swoją drogą sama doświadczyła, więc omawia go również na podstawie własnych doświadczeń. Ponadto opisuje problem stygmatyzacji przestępców, ale i ofiar takich przestępstw jak gwałt czy przemoc domowa. Tak łatwo jest nam osądzać, ale już znacznie trudniej zrozumieć. Większość z nas nawet nie próbuje, z góry krzycząc, że sprawca to potwór, zło wcielone, ofiara gwałtu przecież sama się prosiła swoim zachowaniem czy ubiorem, a ofiara przemocy domowej najwyraźniej to lubi, skoro nie uciekła przez tyle lat. Otóż trzy razy NIE! Wszystko bierze się z czegoś. Nie chodzi tutaj o usprawiedliwianie zła, a tego, że nie zawsze ktoś jest zły bo chce taki być. I właśnie to autorka próbuje przekazać w swojej książce.
Ogromnym plusem jak dla mnie jest tutaj to, że z autorką mamy takie samo spojrzenie na problemy, które porusza w książce. W dodatku wszystko tłumaczy w sposób zrozumiały, popierając swoje argumenty doświadczeniami i/lub badaniami. Podkreśla ona fakt, że każdy przypadek należy traktować indywidualnie oraz jak ważne to jest w pracy psychologa. Każdy z nas jest inny, więc nie możemy osądzać kogoś bez jego poznania. I tu nie chodzi jedynie o psychologów, ale i o każdego z nas. Z tego właśnie rodzi się stygmatyzacja, często niezwykle krzywdząca i niemająca nic wspólnego z prawdą. Dodatkowo Daynes porusza temat placówek resocjalizacyjnych i tego, dlaczego resocjalizacja nie działa. Z czym również niestety się zgadzam. Niestety, bo chciałabym powiedzieć, że resocjalizacja jest sprawna, działa, ale nie mogę. Autorka uświadamia czytelnikowi, że w głównej mierze to my, jako społeczeństwo powinniśmy zmienić swoje nastawienie, myślenie. Od tego powinna zacząć się zmiana na lepsze. Dlatego uważam, że każdy powinien przeczytać tę pozycję. Może dotrze do niektórych ludzi, że nie powinni osądzać z góry, robić podziału na "nas i ich". Taki podział nie istnieje. Zło może czaić się wszędzie, nawet tam gdzie się tego nie spodziewamy. Dlatego jesteśmy MY, bez podziału.
Jedyną rzeczą, która niesamowicie mnie irytowała w trakcie lektury, to słowo "psycholożka". Nie rozumiem tego odmieniania zawodów na rodzaj żeński. No czyż "pani psycholog" nie brzmi lepiej? Za każdym razem dosłownie nóż w kieszeni mi się otwierał, a niestety to słowo pojawia się bardzo często. Rozumiem feminizm, podkreślanie roli kobiet, ale nie przesadzajmy... Na szczęście poza tym minusem, innych nie znalazłam.
Książkę uważam za godną polecenia i tak jak wspomniałam wcześniej myślę, że każdy powinien ją przeczytać. Zawiera mnóstwo ciekawostek i otwiera oczy na ważne aspekty. Z czystym sumieniem Wam ją polecam. Szczególnie fanom gatunku, będziecie zadowoleni.
"Prawda jest taka, że pomiędzy nami a nimi nie da się zaciągnąć żadnej firany, która skromnie nas osłoni. Nie ma żadnych nas oraz ich - jesteśmy tylko my."
Każdy z nas na co dzień słyszy o wydarzeniach z kraju, ze świata, które nie zawsze mają pozytywny wydźwięk. Przemoc, porwania, zabójstwa, to coś, o czym raczej nie chcemy słuchać. A jednocześnie to zło w jakiś sposób...
"Wszyscy mamy mnóstwo wad. Całe setki. Są jak malutkie dziurki rozsiane po skórze. [...] czasami za bardzo skupiamy się na swoich wadach. Jednak niektórzy ludzie starają się ignorować własne wady i koncentrują się na cudzych do tego stopnia, że nie widzą nic poza nimi. Stale się ich czepiają, jakby dłubali w nich palcem, aż wydrapują wielką dziurę i tylko tym się dla nich stajemy: jedną wielką ziejącą wadą."
Ci, którzy znają twórczość Colleen Hoover, wiedzą, że ma ona wypracowany swój styl, który przebiega dość schematycznie. A przynajmniej ja mam takie wrażenie. Oczywiście nie uważam tego za nic złego, bo osobiście uwielbiam jej powieści. Chodzi mi jednak o to, że w przypadku książki "Wszystkie nasze obietnice" ten styl jest całkiem inny. Powieść zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych. Jest bardziej... dojrzała. Cała uwaga skupia się wokół głównych bohaterów i ich problemów. Pozostali bohaterowie giną gdzieś w tle, są jedynie dodatkiem do fabuły. Mimo, że w poprzednich książkach nawet te postacie poboczne były często wyróżniające się, tutaj tak naprawdę nie zaprzątamy sobie nimi głowy. Autorka porusza naprawdę ważny, choć trudny, ale i dość powszechny problem. To wokół niego kręci się życie Quinn i Grahama. Z początku ich związek był przepełniony miłością, nie potrafili wytrzymać bez siebie minuty, a kiedy już się widzieli, nie potrafili utrzymać przy sobie rąk. Byli sobie przeznaczeni niemal od samego początku. Wzięli ślub i planowali stworzyć wspaniałą rodzinę. Niestety nie wszystko jest tak łatwe, jak się wydaje, a to co piękne i dobre, szybko się kończy. Problemy w ich związku narastają, a żadne z małżonków nie potrafi tego skonfrontować z drugim. Duszą wszystkie emocje w sobie, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację. W końcu przelewa się czara goryczy i Quinn oraz Graham stają przed wyborem, jak dalej ma się potoczyć ich małżeństwo. W wyborze kluczową rolę odgrywa szkatułka, którą wspólnie zamknęli w dniu ślubu. Jaka będzie ich ostateczna decyzja?
Książka pisana jest z perspektywy "Wtedy" - gdzie poznajemy okoliczności poznania się tej dwójki, a także początki ich znajomości, związku, a także małżeństwa, oraz "Teraz" - gdzie dowiadujemy się jak obecnie wygląda ich małżeństwo i życie. Rozdziały z przeszłości coraz bardziej rozjaśniają nam obraz sytuacji, która ma miejsce w teraźniejszości i powoli odkrywamy co, i dlaczego, poszło nie tak. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten zabieg. Z każdym kolejnym rozdziałem miałam inne odczucia co do bohaterów, ale także do problemów, z którymi się zmagają. Oczywiście nie obyło się bez łez i złamanego serca. Na szczęście Hoover, tak jak potrafi złamać serce, tak potrafi je również zręcznie posklejać.
Colleen Hoover pokazuje jak ważna w każdym związku jest rozmowa. Nie można wszystkiego zamiatać pod dywan, szczególnie jeśli w grę wchodzą uczucia, emocje. Może to się wydaje logiczne i wiele z nas zdaje sobie z tego sprawę, że tak powinno być. Niestety w rzeczywistości coraz mniej ze sobą rozmawiamy... Lepiej problem zbagatelizować, bo przecież może rozwiąże się sam. Otóż nie i to właśnie udowadnia powyższa książka.
Dodatkowo uświadamia nam, jak z pozoru błahe pytanie, może przysporzyć drugiej osobie cierpienia. Wielu z nas nie zdaje sobie z tego sprawy, ale naprawdę, pomyślmy czasem zanim zapytamy kogoś o cokolwiek. Nawet nie mam już na myśli problemu poruszanego w książce (nie chcę Wam spoilerować, dlatego nie chcę pisać jaki to problem), ale mówię ogólnie. Coś, co nam może się wydawać bzdurą, niewinnym pytaniem, dla drugiego może być sporym problemem i powodem cierpienia, smutku...
Kiedy zaczynałam czytać, nie wiedziałam czego tak naprawdę spodziewać się po tej powieści. To, co otrzymałam bardzo chwyciło mnie za serce. Towarzyszyło mi mnóstwo uczuć w trakcie lektury: smutek, radość, złość, irytacja, szczęście, spokój... A po jej skończeniu nie wiedziałam co powiedzieć, dosłownie zabrakło mi słów, nawet nie wiedziałam jak opisać tę powieść. Ale to co wiedziałam na pewno, to to, że musicie przeczytać tę książkę! Zapewniam Was, że na pewno nie będziecie się przy niej nudzić. Myślę, że będziecie zachwyceni, tak samo jak ja. I wiecie co? Bardzo podoba mi się ta dojrzalsza Hoover. Mam nadzieję, że pozostanie w tym klimacie.
"Wszyscy mamy mnóstwo wad. Całe setki. Są jak malutkie dziurki rozsiane po skórze. [...] czasami za bardzo skupiamy się na swoich wadach. Jednak niektórzy ludzie starają się ignorować własne wady i koncentrują się na cudzych do tego stopnia, że nie widzą nic poza nimi. Stale się ich czepiają, jakby dłubali w nich palcem, aż wydrapują wielką dziurę i tylko tym się dla nich...
więcej mniej Pokaż mimo to
"W więzieniu trudno nie okazywać strachu. On jest wszechobecny. Najgorsze są noce, gdy czyjś krzyk lub płacz rozrywa ciszę i nie pozwala zasnąć do świtu. Ktoś szlocha, bo tęskni za domem, ktoś kogoś krzywdzi lub wiesza się w celi obok na prześcieradle. Strach udziela się wszystkim."
Zakład Karny - miejsce, które raczej nikomu nie kojarzy się z czymś dobrym. Nikt z własnej woli nie chce tam trafić. Jednak życie bywa na tyle przewrotne, że czasem wystarczy jedno małe niedopatrzenie, jeden z pozoru błahy błąd, który może nas kosztować pobytem właśnie w tej placówce. Nie wspomnę tutaj o poważnych przestępstwach, bo to akurat logiczne jakie są ich konsekwencje. Ale czasem wystarczy, że zaufamy złej osobie i to nas zgubi. I tak też było w przypadku głównej bohaterki książki "Skazane na potępienie". Beata Krygier - prawniczka, która niegdyś wydawała wyroki w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, a nagle znalazła się po drugiej stronie barykady.
***
Narratorką książki jest Beata Krygier. W rozmowie z Ewą Ornacką opowiada ona jak wyglądało życie w Zakładzie Karnym w Grudziądzu z jej perspektywy. Przedstawia historie kilku kobiet, które poznała w czasie odbywania swojej kary pozbawienia wolności. Wśród nich znalazły się kobiety mniej znane, ale i takie, które są znane nam z głośnych spraw, np. mama Madzi z Sosnowca czy siostra Bernadetta ze zgromadzenia boromeuszek. Beata opowiada w jakich okolicznościach poznała daną osobę, jakie były ich wspólne relacje, pokrótce przybliża nam sytuację danej kobiety, za co trafiła do placówki, jak się zachowywała, itd. Wspomina również jak wyglądał typowy dzień w tym miejscu, Służbę Więzienną, wyjaśnia niektóre grypsy, którymi posługują się osadzone. Porusza również tematy, które raczej uznaje się za tabu, czyli miłość i seks za kratami. Własną historię zostawia na sam koniec.
Muszę przyznać, że z początku nie wiedziałam czego do końca mam się spodziewać po tej książce, więc nie miałam wobec niej wielkich oczekiwań. Jednak kiedy zaczęłam czytać, to nieźle się wciągnęłam. Mnie osobiście bardzo ciekawią historie przestępców, więc "Skazane na potępienie" czytałam wręcz z wypiekami na twarzy. Bardzo spodobały mi się te historie zza krat i żałuję, że ta książka jest taka cienka. Pochłonęłam ją tak szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy. Naprawdę bym się nie obraziła, gdyby była trochę obszerniejsza.
Niektóre fragmenty tej książki są wstrząsające, tym bardziej, że wszystko co tu zawarte, to fakty. Myślę, że ta pozycja spodoba się każdemu, kto lubi taką tematykę. Ja osobiście polecam tę książkę, tym bardziej, że przestępczym kobietom poświęca się naprawdę mało uwagi. A niektóre historie, mimo że bywają okropne i brutalne, a nawet przerażające, to jednak są ciekawe.
"W więzieniu trudno nie okazywać strachu. On jest wszechobecny. Najgorsze są noce, gdy czyjś krzyk lub płacz rozrywa ciszę i nie pozwala zasnąć do świtu. Ktoś szlocha, bo tęskni za domem, ktoś kogoś krzywdzi lub wiesza się w celi obok na prześcieradle. Strach udziela się wszystkim."
Zakład Karny - miejsce, które raczej nikomu nie kojarzy się z czymś dobrym. Nikt z własnej...
"Echa przeszłości są ledwo słyszalne, ale nigdy do końca nie milkną."
Piętnaście lat temu w Westbridge zdarzyła się okropna tragedia. Na torach kolejowych zostają odnalezione poszarpane ciała pary nastolatków - Leo i Diany. Wtedy życie kilku mieszkańców dosłownie się zatrzymało. Wśród nich był Nap Dumas, brat bliźniak Leo. Jakby tego było mało, tej samej nocy zaginęła jego wielka miłość Maura.
Wydarzenia tamtej nocy wpłynęły na wybór ścieżki życiowej Napa. Aby odnaleźć swoją ukochaną i dowiedzieć się co się stało bratu, postanowił wstąpić do policji. Zdarzenia z tamtej nocy wszyscy biorą za nieszczęśliwy wypadek lub próbę samobójczą. W organizmach ofiar wykryto alkohol i narkotyki, więc nikt za bardzo nie drążył sprawy. Z kolei Maura przepadła nagle jak kamień w wodę i nikt nic nie wiedział na ten temat - ani matka dziewczyny, ani znajomi. Nap podejmował różne tropy, jednak żadne jego działania nie odniosły rezultatów. Aż do pewnego dnia, kiedy to dwójka policjantów puka do jego drzwi...
Nap rozpaczliwie chce dowiedzieć się, co wydarzyło się tamtej nocy. Niestety pytań jest coraz więcej - o dziewczynę, którą kochał, przyjaciół z dzieciństwa, o których myślał, że ich zna, o Leo i Dianę, a także o opuszczoną bazę wojskową, niedaleko której dorastał - a odpowiedzi zero. Nap jednak nie zamierza odpuszczać. Jak się okazuje, śmierć Leo i Diany skrywa dużo mroczniejszą tajemnicę, niż Nap przypuszczał.
***
Harlan Coben kolejny już raz udowadnia, że potrafi stworzyć genialny klimat. Fabuła wciąga dosłownie od pierwszej strony. Już od samego początku zaczyna się dziać i właśnie to uwielbiam w jego książkach. Nie mogę powiedzieć, że akcja nie zwalnia ani na moment. Coben ma to w zwyczaju, że właśnie stopuje ją na jakiś czas, by nagle znowu wrzucić piąty bieg i nas czymś zaskoczyć. W dodatku rozdziały kończy w taki sposób, że koniecznie chcemy czytać dalej, żeby wiedzieć co się tam dzieje. I przez to pochłaniamy powieść w zastraszającym tempie.
Muszę przyznać, że pomysł na tę historię bardzo mi się spodobał, a zakończenie nieźle mnie zaskoczyło. Niektóre tropy, którymi podążał Nap, były trochę naciągane i wiedziałam, że to na pewno nie ma nic wspólnego z rozwiązaniem zagadki. Miałam w głowie kilka swoich teorii na temat rozwiązania tej sprawy, ale to co się tam wydarzyło... No w życiu bym tego nie przypuszczała. Ale co tu dużo mówić... Coben to bez dwóch zdań mistrz w swoim fachu! Potrafi tak skonstruować intrygę, że mało kto jest w stanie się połapać o co chodzi.
Kolejna rzecz, którą uwielbiam w książkach Harlana, to zdolność do tworzenia bohaterów. Postacie są ciekawe, nie nudzą, a dodatkową są autentyczne. Nie są to wyidealizowani ludzie. Jak każdy posiadają wady, mają jakieś własne tajemnice, grzeszki. I to sprawia, że są tak interesujący. Nap mimo dręczących go demonów przeszłości jest zabawnym gościem, który uparcie dąży do wyznaczonego sobie celu. Jest wytrwały, miły i ma dobre serce (choć nie zawsze jest aniołkiem). Muszę przyznać, że główny bohater przywołał mi na myśl mieszankę moich dwóch ulubionych postaci, również stworzonych przez Cobena, a mianowicie Wina i Myrona. Jeśli znacie tę serię, to na pewno w trakcie lektury będziecie wiedzieli o co mi konkretnie chodzi. Nie wiem czy to było zamierzone, czy autor zrobił to nieumyślnie, ale grunt, że wyszło znakomicie.
Czytając książki Cobena, czasem czuję się, jakbym spotykała się ze starymi, dobrymi znajomymi. Bardzo podoba mi się to, że mimo iż książki są pojedynczymi tomami, zupełnie odrębnymi historiami, które nie wiążą się ze sobą w żaden sposób, to autor przemyca czasem smaczki, które wyłapią czujni fani jego twórczości. Najczęściej są to bohaterowie, których znamy z innych powieści, a nagle pojawiają się niespodziewanie, choćby na krótką chwilę, w innej. Tak jest właśnie w tym przypadku. Myślę, że fani Cobena na pewno wyłapią kogo mam na myśli, a i sądzę że równie bardzo jak ja, ucieszą się z tych spotkań. W dodatku, nie wiem czy autor tylko droczy się z czytelnikiem, czy też podsuwa pewną myśl specjalnie, ale jeśli to drugie, to ja jestem bardzo na TAK! I naprawdę chciałabym Wam zdradzić o co mi chodzi, ale nie mogę, bo zaspoileruje Wam książkę, a tego byśmy nie chcieli.
Autor pokazuje tutaj, że nie wszystko jest takie, jakie nam się czasem wydaje. Ludzie nie zawsze są z nami szczerzy, często coś ukrywają i tak naprawdę nikomu nie można ufać w 100%. Choć czasem robią coś w dobrej wierze, to nie zawsze wychodzi z tego coś dobrego. Tak samo jest w sprawie, którą prowadzi Nap. Choć wydawała się prosta, jej rozwiązanie wcale nie jest takie oczywiste. Trzeba pogrzebać trochę głębiej, nawet jeśli prawda będzie bolesna.
Coben zwraca również uwagę tutaj na powszechne problemy, takie jak szykanowanie przez Internet, gdzie przez lekkomyślność jednej osoby, można zniszczyć komuś całe życie. Porusza również temat przemocy domowej, jak i sądzenia innych za jakieś postępowanie wedle własnego uznania. Ukazuje także, że czasem nasze głupie pomysły, które wydają się niegroźne, mogą doprowadzić do tragedii. Jak widać, Coben bawi i uczy.
Podsumowując, "Nie odpuszczaj" to fantastyczny, trzymający w napięciu thriller, z dobrym humorem i wielkim zaskoczeniem na końcu. Tego się nie czyta, to się pochłania! Jedyny problem, jaki miałam z tą książką, to taki, że z jednej strony chciałam już znać zakończenie, a z drugiej nie chciałam jej tak szybko kończyć. Wierni fani Cobena na pewno będą zadowoleni, bo książka trzyma poziom, z którego znamy autora. A ci z Was, którzy jeszcze nie zaczęli swojej przygody z tym Panem, spokojnie mogą ją zacząć właśnie od tej pozycji. Sądzę, że będziecie zadowoleni i być może zakochacie się w jego twórczości tak samo jak ja. Wiem, że mogę być nieobiektywna w ocenie, bo uwielbiam wszystko co wyjdzie spod pióra Cobena, ale wierzcie mi na słowo, że ta książka jest genialna!
"Echa przeszłości są ledwo słyszalne, ale nigdy do końca nie milkną."
Piętnaście lat temu w Westbridge zdarzyła się okropna tragedia. Na torach kolejowych zostają odnalezione poszarpane ciała pary nastolatków - Leo i Diany. Wtedy życie kilku mieszkańców dosłownie się zatrzymało. Wśród nich był Nap Dumas, brat bliźniak Leo. Jakby tego było mało, tej samej nocy zaginęła jego...
"Twoja mapa jest jeszcze pusta - jak ta czysta kartka. Jesteś zatem w sytuacji, w której nie wiesz, do czego dążysz i którędy biegnie Twoja droga. Nic dziwnego, że nie wiesz, co począć. [...] Pomyśl jednak o tym w inny sposób. Ponieważ kartka jest czysta, możesz narysować taką mapę, jaką tylko zechcesz, wytyczyć dowolną drogę. Wszystko zależy wyłącznie od Ciebie. Jesteś wolny i masz nieograniczone możliwości."
Każdy z nas ma w życiu jakieś problemy, rozterki, czy to większe, czy to mniejsze. Nie raz mamy problem z podjęciem jakiejś decyzji. Czasem ciężko jest nam poprosić o pomoc bliskich, albo po prostu nie chcemy ich zamartwiać własnymi problemami, bądź też nie chcemy zostać przez nich oceniani. Wtedy przychodzi taka potrzeba wyrzucenia tego z siebie przed kimś obcym, kto nas nie zna i będziemy mieli pewność, że ta rada będzie obiektywna. I właśnie w takich przypadkach ludzie przychodzili do pana Namii. Pytania i problemy były przeróżne, od tych błahych do poważnych, ten jednak żadnego nie bagatelizował i wszystkie traktował na równi. Odpowiadał na każdą wiadomość z równą skrupulatnością, bez wyjątków. To niesamowite jak kącik porad jednego mężczyzny może odmienić czyjeś życie.
"Cuda za rogiem" składają się z kilku części i każda poświęcona jest innemu bohaterowi. Jednak każda z tych historii w jakiś sposób się przeplata. I z czasem okazuje się, że to nie tylko sklepik pana Namii łączy je ze sobą. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten zabieg. Generalnie książka ta ma ogrom plusów, jest czarująca, wspaniała i momentami nawet wzruszająca. Nie widziałam tutaj żadnych minusów. No, może poza jednym... A mianowicie imiona i nazwiska bohaterów czasem mi się nieźle mieszały, ale to z tego względu, że były japońskie i ciężko mi było niektóre z nich zapamiętać. Jak wiadomo, to dość specyficzny język, więc i imiona takie są. Jednak nie jest to jakaś wielka wada, aż tak nie utrudnia to czytania.
Zanim sięgnęłam po tę książkę, to wszędzie ją widziałam. Dosłownie wołała do mnie z Bookstagrama, a i opinie były bardzo pozytywne. Dlatego stwierdziłam, że może warto się na nią skusić, choć nie ukrywam, że z początku podchodziłam do niej sceptycznie. I wiecie co? Nie żałuję ani trochę, że po nią sięgnęłam...
PEŁNĄ OPINIĘ ZNAJDZIECIE NA: http://dominika-m.blogspot.com/2018/09/przedpremierowo-keigo-higashino-cuda-za.html
"Twoja mapa jest jeszcze pusta - jak ta czysta kartka. Jesteś zatem w sytuacji, w której nie wiesz, do czego dążysz i którędy biegnie Twoja droga. Nic dziwnego, że nie wiesz, co począć. [...] Pomyśl jednak o tym w inny sposób. Ponieważ kartka jest czysta, możesz narysować taką mapę, jaką tylko zechcesz, wytyczyć dowolną drogę. Wszystko zależy wyłącznie od Ciebie. Jesteś...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Wszyscy, nie wyłączając ekspertów, jesteśmy narażeni na ich oszustwa, kłamstwa i manipulację. Zręczny psychopata potrafi w każdym znaleźć czułą stronę i zagrać na niej koncert."
Robert D. Hare jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie i pionierem w badaniach nad psychopatią. Opracował jedną z najpowszechniej stosowanych metod oceny tego zaburzenia, tj. Skalę Obserwacyjną Skłonności Psychopatycznych.
Wielu z nas, słysząc w wiadomościach o kolejnych zbrodniach czy przestępstwach, z początku reaguje z oburzeniem, odrazą, ale na pewno pojawia się również jakaś ciekawość. "Dlaczego?", "Jak?", "Było planowane, czy nie?" - takie i pewnie wiele innych pytań wtedy kołacze się w głowie, a przynajmniej w mojej tak się dzieje. Wielu seryjnych morderców, ale i innych przestępców, jest psychopatami. Osoby z tym zaburzeniem osobowości są bardzo niebezpieczne. Są w pełni świadome konsekwencji swoich czynów, a jednak nie przejmują się nimi, a już szczególnie uczuciami innych osób. Wykazują przerażający egocentryzm, nie mają skrupułów nie posiadają zdolności do odczuwania empatii czy troski o innych. Jednak to co najbardziej przeraża, to fakt, że osobom postronnym wydają się całkowicie normalni.
Doktor Hare przedstawia nam tutaj charakterystykę niebezpiecznych kobiet i mężczyzn będących psychopatami, opartych na podstawie dwudziestopięcioletnich badań naukowych. Opisuje świat bezwzględnych oszustów, złodziei, gwałcicieli i najgorszych drapieżców. Czy da się przed nimi uchronić? Jak ich rozpoznać? Czy psychopatów powinniśmy uznawać za ludzi chorych czy złych? Na te i wiele innych pytań autor stara się odpowiedzieć w książce "Psychopaci są wśród nas".
Ta książka już od dawna była w mojej biblioteczce i w końcu udało mi się ją przeczytać. I wiecie co? Żałuję, że tak długo kazałam jej czekać! To świetna lektura i można się z niej dowiedzieć naprawdę wielu interesujących rzeczy. Autor nie posługuje się specjalistycznym żargonem, więc język jest łatwy, zrozumiały dla każdego. W przystępny sposób wyjaśnia czym jest psychopatia, jak się objawia a także na co zwracać uwagę. Próbuje również ustalić skąd się bierze, choć tak naprawdę nadal do końca nie wiadomo co jest przyczyną powstawania psychopatii. Przytacza również mnóstwo przypadków, które miał okazję badać. Wskazuje wiele cech i zachowań, którymi charakteryzują się psychopaci, a których my, jako ludzie, na co dzień nie dostrzegamy. Przyznam, że ta pozycja daje wiele do myślenia i nie raz w trakcie czytania zastanawiałam się, czy aby na pewno byłabym w stanie rozpoznać psychopatę.
Pewnie nie raz myśleliście, że gdyby ktoś taki stanął przed wami, od razu umielibyście rozpoznać, że to na bank psychopata. I przyznam szczerze, że też tak myślałam. Otóż nie, prawda jest taka, że nawet najlepsi specjaliści czasem dają się nabrać urokowi psychopatów i sam autor to potwierdza. Robert D. Hare w tej książce uświadamia czytelnikom, że wcale nie tak łatwo jest to rozpoznać i dosłownie każdy może paść ofiarom psychopaty. Oni w zręczny sposób potrafią manipulować ludźmi, czarować swym urokiem i wykorzystywać słabości swych ofiar. Nie mają skrupułów, gdyż nie zależy im na niczym ani na nikim, jedynie na swoim szczęściu i dobrobycie. A jak już kogoś wykorzystają, to porzucają i idą szukać kolejnych naiwnych, twierdząc, że to oczywiście wina ofiary, że dała się nabrać...
Resztę opinii znajdziecie tutaj: http://dominika-m.blogspot.com/2018/09/robert-d-hare-psychopaci-sa-wsrod-nas.html
"Wszyscy, nie wyłączając ekspertów, jesteśmy narażeni na ich oszustwa, kłamstwa i manipulację. Zręczny psychopata potrafi w każdym znaleźć czułą stronę i zagrać na niej koncert."
Robert D. Hare jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie i pionierem w badaniach nad psychopatią. Opracował jedną z najpowszechniej stosowanych metod oceny tego...
"- [...] Wie pan, co jest największym grzechem ludzkości? [...]
- Nieświadomość."
Kiedy pewnego wieczoru Dona Jonson wraca do domu, strach zaciska pętle na jej szyi i paraliżuje całe ciało. Nie może uwierzyć w to, co widzi, a to, momentalnie przywołuje demony przeszłości. Kiedy za oknem dostrzega sylwetkę mężczyzny, barykaduje się w domu i próbuje wezwać pomoc.
Dwa dni później, policja z Cleveland, odnajduje jej ciało w wannie. Jedynym śladem, który może rzucić nieco światła na okoliczności jej śmierci jest dwudziestoletnie zdjęcie, na którym stoi ta sama kobieta w habicie zakonnym wśród gromadki dzieci. Trop prowadzi do sierocińca, w którym pracowała przed wieloma laty.
W trakcie trwania śledztwa, zaczynają ginąć kolejne osoby. Początkowo prosta sprawa z czasem komplikuje się i na światło dzienne wychodzą przerażające fakty. Dwaj detektywi z wydziału zabójstw - James Adams i David Ross - szybko uświadamiają sobie, że ostateczna prawda została przed nimi ukryta dużo głębiej, niż z początku myśleli.
***
Thomas Arnold, to polski autor piszący pod pseudonimem. I wiecie co? Pisze w taki sposób, że gdybym wcześniej się nie dowiedziała, że autor jest Polakiem, to chyba bym w to nie uwierzyła. Takie książki kojarzą mi się z amerykańskimi pisarzami. Ale to tylko daje do myślenia, że cudze chwalicie, swego nie znacie. "33 dni prawdy" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Thomasa Arnolda, ale na pewno nie ostatnie. Dawno nie czytałam tak dobrego kryminału! Ostatnio naprawdę ciężko mnie czymś zaskoczyć i zaciekawić, jeśli chodzi o tego typu książki. Często zdarza się, że schematy są powielane lub są po prostu nudne. W tym przypadku się miło zaskoczyłam.
Powieść czyta się w zasadzie jednym tchem. Akcja nie zwalnia tempa, niemalże cały czas się coś dzieje. Mamy kilka wątków, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, po czym okazuje się, że jednak wręcz przeciwnie. Z początku myślałam, że może wprowadzić to pewien chaos, ale tak się nie stało. Nieprzewidywalność, brutalność i bohaterowie - wszystko tutaj jest takie, jakie być powinno, czyli świetne! Morderstwa, które w żaden sposób wydają się ze sobą nie łączyć, są ciągiem jednego wydarzenia sprzed lat. Żeby poznać rozwiązanie, trzeba się cofnąć kilkanaście lat wstecz. Coś Wam to przypomina? Już przed sięgnięciem po tę pozycję słyszałam porównanie, że autor pisze książki w stylu Cobena i jest ono w pełni trafne. Pewnie też właśnie dlatego tak bardzo mi się spodobała.
Czytając, z początku miałam w głowie jedną myśl: "co tu się dzieje!?", po czym w trakcie kiełkowała się pewna teoria i już myślałam, że wiem co się stało, że już rozszyfrowałam autora, po czym zagrano mi na nosie i uświadomiono, że tak naprawdę nic nie wiedziałam. Po skończeniu lektury byłam w takim szoku, dosłownie nie wierzyłam w to, co się tam wydarzyło. Jakbym dostała obuchem w głowę. I właśnie to uwielbiam w kryminałach! Kiedy nie potrafię rozgryźć zakończenia. Bo cóż to za frajda z czytania, kiedy książka jest przewidywalna?
Jeśli szukacie dobrego kryminału, który pochłonie Was bez reszty, to z czystym sumieniem mogę Wam polecić "33 dni prawdy". Myślę, że fanom Cobena na pewno przypadnie do gustu. A fakt, że autor jest polakiem, jest tu ogromnym plusem. Thomas Arnold udowadnia, że mamy równie świetnych autorów, których możemy stawiać na równi z zagranicznymi. Jak wcześniej wspominałam, to było moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, ale na pewno nie ostatnie!
"- [...] Wie pan, co jest największym grzechem ludzkości? [...]
- Nieświadomość."
Kiedy pewnego wieczoru Dona Jonson wraca do domu, strach zaciska pętle na jej szyi i paraliżuje całe ciało. Nie może uwierzyć w to, co widzi, a to, momentalnie przywołuje demony przeszłości. Kiedy za oknem dostrzega sylwetkę mężczyzny, barykaduje się w domu i próbuje wezwać pomoc.
Dwa dni...
"Prawda nikogo nie obchodzi, dopóki kłamstwa są kolorowe."
Po wydarzeniach z "Aorty" Gabriel Byś trafia do nieciekawego miejsca, a jest nim szpital psychiatryczny w Tworkach. Tam czas płynie zupełnie inaczej, tym bardziej, jeśli jest się pod wpływem leków. Pewnego dnia rutyna zostaje przerwana makabrycznym odkryciem na terenie szpitala, które zmienia życie Bysia. Nie da się go racjonalnie wyjaśnić. Na miejscu zbrodni zaczynają zbierać się ludzie przekonani, że to cud. Jakby tego było mało, zostaje popełniona kolejna zbrodnia. Gabriel już sam nie wie czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy może zwariował? A może to wina leków, które przyjmuje? Zamierza się tego dowiedzieć, jednak czy za wszelką cenę?
Po przeczytaniu "Aorty" w mojej głowie zrodziło się tylko jedno pytanie: "Co tu się do jasnej cholery wydarzyło!?" i czekałam na uzyskanie odpowiedzi. Jednak kiedy już mogłam się tego dowiedzieć, to zwlekałam. I wiecie co? To był błąd, że pozwoliłam tej książce tak długo czekać. Kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać. Chociaż z początku miałam mieszane uczucia i zastanawiałam się o co chodzi, to z każdą kolejną stroną wszystko wracało na odpowiednie tory i układanka powoli zaczęła nabierać kształtów. Autor potrafi budować napięcie i urywać w takich momentach, że jesteśmy dosłownie zmuszeni czytać dalej, żeby wiedzieć co się stanie dalej. Takie wzbudzanie ciekawości w czytelniku to już połowa sukcesu. Mam wrażenie, że ta powieść była bardziej brutalna, od debiutu i że zdecydowanie więcej się działo. Pokuszę się nawet o zdanie, że ta część była znacznie lepsza. Aż się boję myśleć jaka będzie kolejna!
A zatem co można zaliczyć do drugiej połowy sukcesu? Oczywiście dobrze wykreowani bohaterowie. Strasznie się cieszyłam na ponowne spotkanie z Bysiem, no i oczywiście z Kaśką, która jak zwykle nie przestaje wpadać w tarapaty. Halo, Panie Bartoszu, czy nie można jej potraktować trochę delikatniej? Bardzo ładnie proszę! Ale tak czy inaczej, nie przestaję jej kibicować i nieustannie darzę ją sympatią. Z kolei Gabriel, mimo, że znajduje się w psychiatryku, nadal nie przestaje bawić swoim czarnym humorem. Został pozbawiony swojej odznaki, jednak nie przeszkadza mu to w podjęciu własnego śledztwa ku prawdzie. Chociaż nie raz miewał wątpliwości, to nie poddawał się i właśnie za ten upór go sobie cenię.
Jeśli szukacie dobrego, krwawego kryminału, to "Krew" jak najbardziej zaspokoi wasze oczekiwania. Jednak jeśli nie czytaliście wcześniej "Aorty" to polecam zacząć od niej. A jeśli macie ją już za sobą, to nie pozwólcie "Krwi" czekać i czytajcie. Polecam Wam ją z całego serca!
"Prawda nikogo nie obchodzi, dopóki kłamstwa są kolorowe."
Po wydarzeniach z "Aorty" Gabriel Byś trafia do nieciekawego miejsca, a jest nim szpital psychiatryczny w Tworkach. Tam czas płynie zupełnie inaczej, tym bardziej, jeśli jest się pod wpływem leków. Pewnego dnia rutyna zostaje przerwana makabrycznym odkryciem na terenie szpitala, które zmienia życie Bysia. Nie da...
"Ludzie jednak czasem się zmieniają. Widać wystarczy tylko odpowiednio mocno ich przeczołgać."
Trochę kazał na siebie czekać, ale powrócił - Gabriel Byś, a wraz z nim, Kaśka. Przyznam Wam, że nie mogłam się doczekać dnia, aż w końcu poznam finał pruszkowskiej trylogii. "Aorta" i "Krew" wysoko podniosły poprzeczkę i byłam ciekawa jak autor sobie z tym poradzi. I wiecie co? Poradził sobie po mistrzowsku! Sprytnie podzielił fabułę na cztery kolory. Im ciemniejszy odcień, tym bardziej gra robi się niebezpieczna, a akcja nabiera tempa. Początek jest co prawda niepozorny, ale jak już się rozkręciło, to przepadłam bez reszty. Akcja może nie pędzi na łeb, na szyję przez całą powieść. Bywają spokojniejsze momenty, ale tylko po to, by Szczygielski zaraz znów nas czymś zaskoczył. Autor doskonale to wyważył, przez co książka ani się nie dłużyła, ani też nie było zbędnego chaosu.
W trakcie lektury towarzyszył mi istny emocjonalny rollercoaster. W jednej chwili było mi szkoda bohaterów, po czym byłam na nich nieźle wkurzona, by zaraz dopingować im w działaniu. Śmiech, smutek i złość to byli moi nieodłączni towarzysze przy lekturze. Choć im byłam bliżej końca, tym smutek narastał, bo wiedziałam, że to już koniec przygody, że będzie trzeba się rozstać z Gabrielem i Kaśką. Nie będę ukrywać, że zżyłam się z bohaterami wykreowanymi przez Szczygielskiego, więc nie obyło się bez łez. Dodatkowo autor zaserwował takie zakończenie, że dosłownie kapcie spadają a szczęka opada! Już miałam różne scenariusze w głowie jak to się wszystko poukłada, ale nieee... nic z tych rzeczy. Autor kolejny raz wbija czytelnika w fotel i zaskakuje. Uwierzcie mi, że takiego końca nikt się nie spodziewa, jestem tego wręcz pewna. Po odłożeniu książki jeszcze przez dobrych kilka godzin, (gdzie tam godzin... dni!), nie mogłam pozbierać myśli. Trzeba jednak przyznać, że to idealny finał trylogii.
Duży plus muszę przyznać za poczucie humoru, które autor zręcznie przemyca, choćby w jakichś zwykłych docinkach. Ale ja właśnie takie, wręcz czarne momentami, poczucie humoru uwielbiam. Podejrzewam, że może nie każdego będzie to bawić, ale ja byłam zachwycona. Zresztą jak całą książką. Czytając odnosi się wrażenie, że tutaj nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko jest przemyślane. Jedno jest konsekwencją drugiego. Wiecie co? Naszła mnie taka refleksja, że w tym przypadku idealnie sprawdza się powiedzenie, że cudze chwalicie, swego nie znacie. My Polacy również mamy genialnych pisarzy, których niestety się nie docenia. A mam wrażenie, że właśnie pióro Bartosza jest dość niedocenione wśród polskich czytelników. Dlatego zachęcam Was do sięgnięcia po jego książki, natychmiast! Jeśli lubicie krwawe, niebanalne kryminały, to pokochacie tę trylogię tak samo jak ja.
"Ludzie jednak czasem się zmieniają. Widać wystarczy tylko odpowiednio mocno ich przeczołgać."
więcej Pokaż mimo toTrochę kazał na siebie czekać, ale powrócił - Gabriel Byś, a wraz z nim, Kaśka. Przyznam Wam, że nie mogłam się doczekać dnia, aż w końcu poznam finał pruszkowskiej trylogii. "Aorta" i "Krew" wysoko podniosły poprzeczkę i byłam ciekawa jak autor sobie z tym poradzi. I wiecie co?...