-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2011-10-08
2013-10-21
2017-11-16
2019-08-22
Trzeci Mróz z rzędu. Wariactwo? Może. Ale cóż, powszechnie wiadomo, że jak człowiek ma coś pilnie zrobić - jak choćby, no nie wiem, dokończyć pisać pracę magisterską - to się łapie wszelakich bzdur, byleby tylko tego nie robić. A wszyscy doskonale wiemy, że dobrą bzdurą jest telenowela, a w polskiej literaturze od dawna nie było tak popularnego tasiemca jak perypetie Chyłki i Zordona.
W tym tomie cała kryminalna zagadka, całe prawnicze bongo, schodzi na plan drugi. Dziewiąty tom całkowicie poświęcony jest Chyłce i jej próbom zmierzenia się z chorobą, a konkretniej z tym, co w związku z tą chorobą należy przedsięwziąć. Starając się chronić Zordona i Magdę, swoją siostrę, Chyłka będzie gotowa na wiele. Nie tylko sięgnie ze swojego arsenału po liczne kłamstwa, ale też zdecyduje się na to, by podać rękę diabłu.
O dziwo, w tym tomie Joanna znów zaskarbiła sobie u mnie nić sympatii. Od kilku już części patrzyłyśmy na siebie wilkiem, ale tutaj coś się zmieniło. Może chodzi o to, że - wreszcie! - Joanna ujawnia tutaj miejscami swoje ludzkie oblicze, przez co w końcu zaczyna przypominać człowieka z krwi i kości.
Na lekką niekorzyś tej książki uznałabym fakt, że Mróz wplótł w główną fabułę perypetie bohaterów książki "Hashtag". Które nie czytalam. Więc chyba zasadzono mi trochę spoilerów. Ale! Polubiłam Tesę, więc może dla mnie przeczytam i tę lekturę.
Uwaga, napiszę to - tę część polecam!
Trzeci Mróz z rzędu. Wariactwo? Może. Ale cóż, powszechnie wiadomo, że jak człowiek ma coś pilnie zrobić - jak choćby, no nie wiem, dokończyć pisać pracę magisterską - to się łapie wszelakich bzdur, byleby tylko tego nie robić. A wszyscy doskonale wiemy, że dobrą bzdurą jest telenowela, a w polskiej literaturze od dawna nie było tak popularnego tasiemca jak perypetie Chyłki...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-27
"Ale to już było..." można by było zanucić po skończeniu lektury tej książki. I nie byłoby to żadną przesadą.
Jeżeli przeczytaliście już sporo kryminałów - a przede wszystkim tych, które wyszły spod polskiego pióra - to ciężko będzie Was w którymkolwiek miejscu "Ślebody" zaskoczyć.
Jest dziennikarz i pomagająca mu, choć niechętnie, młoda antropolożka. Jest wiejski - no, małomiasteczkowy - policjant. Są góry, odwołania do ciężkich wojennych czasów, kilka trupów w krótkim czasie na małej przestrzeni...Wam też z lekka zalatuje Puzyńską, czy Mrozem?
Chętnie sięgnęłam po tę książkę, bo miała być to dla mnie kompletna nowość - etnokryminał? O tym jeszcze nie słyszałam! Ale niestety. Wszelkie antropologiczne niuanse - bardzo mi zresztą bliskie ze względu na moje socjologiczne wykształcenie - okazały się być wyłącznie namiastką tej lektury, coś jak ilość truskawek w najtańszym jogurcie o smaku truskawkowo podobnym.
Rozwiązanie zagadki też nie jest czymś odkrywczym. Uważny czytelnik szybko może zacząć dodawać dwa do dwóch i - w porównaniu do Anki Serafin, książkowej antropolożki - nie wyjdzie mu z tego dwadzieścia dwa.
Wątki mafijne, narodowcy...no, nie. Za dużo farszu w jednym pierogu. W rezultacie zamiast fajnego, trzymającego w napięciu kryminału dostajemy nudnawą sensację rodem z niskobudżetowych amerykańskich filmów sprzed ćwierćwiecza.
I techniczna uwaga. Czytałam tę książkę na Legimi korzystając z czytnika inkBook Prime HD. W mojej wersji nie było zapewnionych odstępów pomiędzy przechodzeniem fabuły pośród różnych bohaterów. Przez to niejednokrotnie się pogubiłam w czytaniu.
"Ale to już było..." można by było zanucić po skończeniu lektury tej książki. I nie byłoby to żadną przesadą.
Jeżeli przeczytaliście już sporo kryminałów - a przede wszystkim tych, które wyszły spod polskiego pióra - to ciężko będzie Was w którymkolwiek miejscu "Ślebody" zaskoczyć.
Jest dziennikarz i pomagająca mu, choć niechętnie, młoda antropolożka. Jest wiejski - no,...
2019-12-07
2020-10-17
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co są w stanie przedstawiać sobą zdjęcia? Myślałeś o tym, jaka jest historia tych najsłynniejszych, kultowych już wręcz obrazów, jak choćby ta Cartera ukazująca sępa i głodujące dziecko? Czy fotografia jest w stanie w ogóle uchwycić jakąkolwiek prawdę, jakiekolwiek realne emocje?
Eryk Deryło jest w śpiączce. Lekarzom ciężko jest oszacować, czy lubelski komisarz obudzi się za kilka dni, miesięcy, czy lat. Jego partnerka, Tamara Haler, stara się odwiedzać go jak najczęściej i mówić do niego licząc na to, że któregoś dnia Deryło w końcu otworzy oczy. Kobieta będzie musiała jednak postarać się skupić i skierować swoje myśli na inne tory, bowiem Lublinem wstrząsa kolejna, brutalna śmierć. W opuszczonej kamienicy odnalezione zostają okrutnie zmasakrowane zwłoki małego dziecka. To, co zostaje znalezione zaraz przy nich pozwala przypuszczać, że na miasto znów padł blady strach i kolejny szaleniec terroryzuje mieszkańców. Haler we współpracy z Brzeskim będzie musiała rozwikłać tę sprawę. Czy możliwe jest, aby w całość był jakoś zaangażowany pozostający w śpiączce Deryło? Czy to one może być kluczem do rozwiązania zagadki?
Po kryminały Maxa Czornyja sięgam z przyjemnością już od jakiś dwóch lat. Pierwsze tomy znalazły u mnie spore uznanie, bo szybko się je czytało, a i wartka akcja oraz nieszablonowe rozwiązania fabularne zachęcały do sięgania po kolejne książki. Eryka Deryło całkiem polubiłam, choć z perspektywy czasu nie jestem już tak przekonana, czy to aby dobrze wykreowana postać i odnoszę wrażenie, że nie jest do końca takim „pełnokrwistym” bohaterem, jakim chciałabym go widzieć. Niemniej jednak po kolejne tomy z tej serii sięgam ciągle. Mam z Czornyjem trochę tak, jak mam już z Puzyńską i Mrozem – czytam, bo chcę wiedzieć, co tam słychać u poszczególnych bohaterów.
„Zjawy” nie ocenię jednak wysoko. Jasne, znów czytało się szybko, bo nie można zaprzeczyć, że autor dysponuje lekkim piórem. Ale to tyle. Akcji było jak na lekarstwo, bohaterowie jacyś tacy papierowi, a rozwiązanie całej zagadki tym razem nie spełniłoby oczekiwań chyba nawet najmniej wymagającego czytelnika. Kompletnie nie zadowoliło mnie to, jak Czornyj zdecydował się powiązać ze sobą pewne wątki. Wyszło straaasznie topornie. Nie mogę Wam nawet powiedzieć, o które konkretnie momenty w lekturze mi chodzi, bo byłby to spory spoiler, a tego jednak wolę uniknąć.
Mam nadzieję, że „Bestia” okaże się lepszą lekturą. Bo „Zjawa” to ewidentnie najsłabsza – obok „Córki nazisty” - książka w dorobku tego autora.
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co są w stanie przedstawiać sobą zdjęcia? Myślałeś o tym, jaka jest historia tych najsłynniejszych, kultowych już wręcz obrazów, jak choćby ta Cartera ukazująca sępa i głodujące dziecko? Czy fotografia jest w stanie w ogóle uchwycić jakąkolwiek prawdę, jakiekolwiek realne emocje?
Eryk Deryło jest w śpiączce. Lekarzom ciężko jest...
2021-12-07
Remek Mróz to ten typ pisarza, którego multum ksiażkoholików hejtuje, ale jednak wciąż do niego wraca i daj szansę kolejnym jego książkom. Ze mną tak zdecydowanie jest i przyznaję się do tego bez grama wstydu na swoich barkach. Wiem, że to co czytam nie jest żadnym mistrzostwem świata, ale jednak za każdym razem czuję się wciągnięta i przez jego książki po prostu płynę.
W “Wybaczam ci” próbujemy wraz z Iną i jej niby-szwagrem Gracjanem dowiedzieć się, co zmusiło męża kobiety, Rafała, do nagłej ucieczki. Mężczyzna jest zamieszany w morderstwo młodej kobiety, która na chwilę przed upozorowaną na samobójstwo śmiercią wysłała do niego wiadomość na facebook’u o treści “wybaczam ci”. Szybko okazuje się, że Rafał na sumieniu może mieć znacznie więcej, Ina jednak zdaje się wbrew wszystkiemu wciąż wierzyć ukochanemu, choć wiara ta może sporo kosztować ją i jej najbliższych.
Fabularnie jest naprawdę ciekawie. Również temat poruszony przez autora trochę odbiega od tego, co zazwyczaj nam prezentuje. Morderstwo jest tutaj bowiem trochę na drugim, a może nawet trzecim planie, a zbrodnią, która zdaje się go najmocniej zajmować jest pedofilia (strasznie niepokojąco czytało mi się urywki “pamiętnika”, coś czuję, że lektury z tym wątkiem nie są na moją literacką wrażliwość). Poza tym, pojawia się też wątek wietnamskiej mafii, który średnio mi się podobał, ale został całkiem sprawnie ograny.
Nie chcę już więcej być hejterką Mroza. Zwłaszcza, że sięgam po niego dla rozrywki i trzeba przyznać, że za każdym razem tę rozrywkę mi zapewnia. Jest dobry na książkowego kaca, jego książki czyta się w dzień, góra dwa…To lekka, kryminalna lektura, która zaskakuje w jakimś momencie za każdym razem.
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to do tego, co za każdym razem Mrozowi zarzucam, czyli całkiem udany początek i środek kryminalnej intrygi i…zakończenie rodem z kosmosu. Tutaj jest nie inaczej. Poza tym, wiele wskazuje na to, że Mróz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, jeśli o Inę, Gracjana i Rafała chodzi. Nie zdziwię się, jak będą się przewijać przez kolejne książki, a może trafią na tapet serii z Chylką, tak jak to w jednym z tomów było w przypadku bohaterów “Hashtagu”.
Podsumowując, “Wybaczam ci” to klasyczny Mróz. Trochę zaskakujący, wciągający, lekko z kosmosu. Ale i tak wiem bestyjki, że przeczytacie, więc cóż będę polecać lub odradzać😛
Remek Mróz to ten typ pisarza, którego multum ksiażkoholików hejtuje, ale jednak wciąż do niego wraca i daj szansę kolejnym jego książkom. Ze mną tak zdecydowanie jest i przyznaję się do tego bez grama wstydu na swoich barkach. Wiem, że to co czytam nie jest żadnym mistrzostwem świata, ale jednak za każdym razem czuję się wciągnięta i przez jego książki po prostu płynę.
W...
2022-04-02
Zwieńczenie Trylogii Hejterskiej, której dwa pierwsze tomy zrobiły na mnie może nie spektakularne, ale jednak pewne wrażenie. Ciekawe zwłaszcza ujęcie problemu przemocy domowej, która u Mossa przyjmuje już szalenie skrajny, brutalny wydźwięk i nie jest typowym ukazaniem problemu, kiedy to mężczyzna jest oprawcą, a kobieta ofiarą. U Mossa jest kompletnie na odwrót.
Po wydarzeniach wieńczących drugi tom byłam szczerze zaintrygowana tym, jak autor pokieruje losami głównych bohaterów, bo wydawało się, że to zakończenie niejako zamyka nam już trochę powrót do tej historii, który nie wyszedłby dziwacznie i nie był czymś w rodzaju „zabili go i uciekł”.
W tej części cyklu akcja skupia się na czwórce bohaterów – Michale, Agacie, Ewie oraz Anicie. Z pozoru drogi tej czwórki nie powinny się przeciąć, ale Moss już niejednokrotnie dał się poznać jako twórca spektakularnych zakończeń, wywracających trochę do góry dnem wszystko, czego można by się spodziewać. Tutaj też tak jest, ale nie uprzedzajmy faktów.
Michał i Agata wciąż kiszą się we własnym sosie. Ich związek to normalnieje, to znów przechodzi ekstrema. Ciężko stwierdzić, czy Martyna – autorka profilu publikującego anonimowe wyznania internautów – bardziej przysłużą się ich relacji, czy też może kompletnie ją pogrążyła. Ewa, dawna psychoterapeutka Martyny, nie jest w stanie przestać myśleć o swojej pacjentce. Na każdym kroku widzi zagrożenie, a myśl o policjantach przekraczających próg jej gabinetu wręcz ją paraliżuje.
Trwa pandemia. Anita jest w fatalnym położeniu. Właściciel mieszkania podniósł jej czynsz, ona nie ma pracy, a próby zdobycia nowej kończą się co rusz niepowodzeniem. Przeglądając aktualności na Facebooku kobieta trafia jednak na pewną interesującą, acz enigmatyczną ofertę pracy. Nie mając nic do stracenia Anita postanawia skontaktować się z autorem posta i – ku swemu zaskoczeniu – w zasadzie od razu dostaje tę posadę. Czy jednak nie podjęła decyzji zbyt pochopnie? Wszak to co w sieci wydaje się idealne, proste i przyjemne może wcale takim nie być, a jad wylewany w komentarzach na Instagramie może łatwo wylać się na zewnątrz i przywdziać jak najbardziej realne zagrożenie.
W tej książce sporo się dzieje, ale dzieje się w „mossowy” sposób. Początkowo nic zdaje się ze sobą nie wiązać, a kiedy pojawia się rozwiązanie wszystkich wątków nagle zaczynają się zapalać wszystkie możliwe żarówki w głowie. Jest tu kilka głupot i nieścisłości, a rozwiązanie całej intrygi może nie do końca się broni. Ale!
Choć poprzednie dwa tomy oceniłam stosunkowo nisko, to temu przyznam większą liczbę gwiazdek. Głównie dlatego, że staram się teraz trochę inaczej postrzegać lektury, po które sięgam. I jeśli coś kwalifikuje się jako ewidentne czytadło na rozluźnienie – a, umówmy się, większość kryminałów i thrillerów tym właśnie jest – to czemu mam zaniżać książce oceny, skoro zasadnicza ona zadanie, które jej powierzyłam?
„Nie krzycz” to okej lektura na książkowy zastój, na poczytanie do niedzielnej kawki, na zakokonienie się pod kocem i podjadanie przy lekturze czekoladek. Jest w porządku. Nie zostanie ze mną, nic nie zmieni w moim światopoglądzie, ale fajnie spędziłam przy niej czas, więc zasadniczo – a co! – polecam.
Zwieńczenie Trylogii Hejterskiej, której dwa pierwsze tomy zrobiły na mnie może nie spektakularne, ale jednak pewne wrażenie. Ciekawe zwłaszcza ujęcie problemu przemocy domowej, która u Mossa przyjmuje już szalenie skrajny, brutalny wydźwięk i nie jest typowym ukazaniem problemu, kiedy to mężczyzna jest oprawcą, a kobieta ofiarą. U Mossa jest kompletnie na odwrót.
Po...
2022-04-21
Kolejne spotkanie z Leszkiem Hermanem za mną. Polski autor, Szczecinianin (a do Szczecina mam sentyment wielki!) po raz kolejny zabiera nas na tajemniczą przejażdżkę, której początków upatrywać możemy się w fascynującej historii Zachodniego Pomorza i jego okolic. Tym razem Igor, Paulina i ich brytyjscy przyjaciele zostaną wciągnięci w intrygę tajemniczego zamachowca, samego siebie nazywającego Zbawicielem Świata.
Jest upalne lato. Do szczecińskich brzegów dopływa Pandora, a Igor i Paulina szykują się na przygodę życia. Na dniach mają wraz z brytyjskimi przyjaciółmi wypłynąć na Morze Bałtyckie i nurkować do wraku, którego nie tak dawno podczas innej swojej eskapady udało im się odkryć. Sprawy szybko zaczynają się jednak komplikować.
W redakcji Paulina następuje czasowa zmiana na stanowisku naczelnego gazety. Nowa redaktorka wyraźnie nie lubi Pauliny i co rusz rzuca jej kłody pod nogi faworyzując Ulkę, dziennikarkę z bardzo prawicowo-katolickimi poglądami. Igor zmaga się z nowym, rzuconym mu w ostatniej chwili zleceniem. Niedługo po tym znika zleceniodawca tegoż zlecenia, znajomy Igora. Na Pandorze sytuacja też nie wygląda najlepiej. Nowy marynarz w załodze zdaje się być co najmniej podejrzany…
Jak to u Hermana – dzieje się dużo, dzieje się tajemniczo i dzieje się szybko. Przez te ponad pół tysiąca stron dosłownie się płynie. Autor w usta bohaterów wkłada mnóstwo informacji z różnych dziedzin wiedzy. To plus, ale i minus, bo momentami wychodzi to straszliwie nienaturalnie, kiedy dostajemy wiedzę wręcz encyklopedyczną w takich wypowiedziach. Ale to chyba reguła w tego typu książkach, więc przymykam już na to oczy.
Czy to wybitna lektura? Nie. Czy zostanie ze mną na lata? Również nie. Niemniej jednak spędziłam przy niej bardzo przyjemnie czas, trzymała mnie w napięciu (zwłaszcza pod koniec!) i ponownie – dzięki barwnym opisom autora – pozwoliła mi przenieść się myślami do Szczecina. Wszystko to sprawia, że na pewno sięgnę jeszcze po coś autorstwa Leszka Hermana, bo jego pióro absolutnie pozwala mi się zrelaksować…i trochę postresować, ale to akurat ten dobry stres!
Kolejne spotkanie z Leszkiem Hermanem za mną. Polski autor, Szczecinianin (a do Szczecina mam sentyment wielki!) po raz kolejny zabiera nas na tajemniczą przejażdżkę, której początków upatrywać możemy się w fascynującej historii Zachodniego Pomorza i jego okolic. Tym razem Igor, Paulina i ich brytyjscy przyjaciele zostaną wciągnięci w intrygę tajemniczego zamachowca, samego...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-11
Tegoroczny czerwiec to dla mnie mocno intensywny i nerwowy miesiąc. Nowe wyzwania w pracy, remont mieszkania na ostatniej prostej…To wszystko sprawia, że nie mam aktualnie głowy do literatury choćby aspirującej do tego, aby być czymkolwiek więcej aniżeli rozrywką. Po fenomenalnym spotkaniu z jedną z pozycji z serii ZROZUM postanowiłam zatem rzucić się na ten rodzaj książek, który chyba relaksuje mnie najbardziej, czyli – a jakże – po kryminał. W zawiłościach śledztwa i pośród mniej lub bardziej zdegenerowanych morderców moje zszargane nerwy czuję się chyba najlepiej, ot co.
Na pierwszy rzut poszedł Max Czornyj i jego ostatnio wydaną książkę, zapowiadającą zresztą nowy cykl tego autora, czyli „Mortalistę”. Co ciekawe, tym razem autor nie wprowadza do gry żadnego grubo ciosanego przez los i charakter komisarza, a dystyngowanego dżentelmena jakby żywcem wyciągnięto z powieści Agathy Christie, czyli Honoriusza Monda, mężczyznę pełnego tajemnic, specjalizującego się w niedocenianej sztuce śmierci oraz umierania i mającego zamiłowanie do renowacji starych mebli, jedwabnych kamizelek i absyntu w dowolnej ilości. Obok niego Czornyj stawia Allegrę vel Felicję Szmit, właścicielkę firmy sprzątającej specjalizującej się w najtrudniejszych czyszczeniach, a prywatnie wyznawczynię chyba każdej możliwej religii znanej historii.
Akcja powieści dzieje się w moim rodzinnym Krakowie oraz jego okolicach, choć miasto nie jest tu jednym z głównych bohaterów jak to niekiedy bywa, choć fakt faktem szczerze polecam Wam chętnie odwiedzany przez Honoriusza CK Browar, w którym można napić się całkiem dobrego piwa i zagryź je dobrze wysmażonymi frytkami. Ale nie o tym!
Podczas wykonywania zlecenia oczyszczenia domu po nagle zmarłym starszym mieszkańcu wsi niedaleko Krakowa, Mond i Szmit odkrywają skrzętnie ukrytą piwnicę. Ku ich przerażeniu znajdują się w nim zwłoki kilkorga dzieci zaginionych wiele lat wcześniej w okolicy. Honoriusz, który wielokrotnie w swojej przeszłości współpracował z policją nie jest w stanie wyzbyć się swoich starych nawyków i zaczyna węszyć wokół całej sprawy nie wiedząc, że sprowadzi to niebezpieczeństwo tak na niego, jak i na Allegrę.
Przez początkowe rozdziały (swoją drogą, bardzo krótkie) ciężko było mi znaleźć nić porozumienia z naszym duetem Mond & Szmit. Głównie dlatego, że obie te postaci wydają się szalenie wręcz karykaturalni i absolutnie nierealni. Z każdym kolejnym przewróceniem strony zaczynałam jednak darzyć ich coraz większą sympatią i w ostateczności bardzo szybko przekonali mnie oni do siebie. Naprawdę ciekawie było dostać wreszcie inne postacie aniżeli te, do których już tak bardzo przywykliśmy w polskich kryminałach. Honoriusz jest zupełnie inny i może dlatego tak szybko kradnie serca czytelników.
Intryga kryminalna, która znajduje ujście w bardzo nieoczekiwanym – przynajmniej dla mnie – finale momentami autentycznie mrozi krew w żyłach i daje poczucie zagrożenia. Jednocześnie jednak sprawia, że chce się jak najszybciej dowiedzieć, co będzie dalej i jak autor poprowadzi swoich bohaterów i nas przez kolejne zagadki oraz zbrodnie. Ja byłam zaintrygowana praktycznie przez całą książkę i miałam ogromne problemy z tym, żeby oderwać się od niej choć na chwilę, rezultatem czego było to, że połknęłam ją w półtora dnia, co ostatnio praktycznie mi się nie zdarzało.
„Mortalista” zapewnił mi to, czego od niego oczekiwałam. Rozrywkę, rozluźnienie, ciekawego głównego bohatera i nieoczywiste rozwiązanie sprawy kryminalnej. Czekam na więcej!
Tegoroczny czerwiec to dla mnie mocno intensywny i nerwowy miesiąc. Nowe wyzwania w pracy, remont mieszkania na ostatniej prostej…To wszystko sprawia, że nie mam aktualnie głowy do literatury choćby aspirującej do tego, aby być czymkolwiek więcej aniżeli rozrywką. Po fenomenalnym spotkaniu z jedną z pozycji z serii ZROZUM postanowiłam zatem rzucić się na ten rodzaj książek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-05
I oto moja przygoda z Jakubem Szamałkiem dobiegła końca. Pościg za prawdą Julity Wójcickiej wreszcie się dopełnił i wiemy już kto, jak i dlaczego. Czy było to dla mnie satysfakcjonujące zakończenie? Zapraszam do lektury mojej opinii.
Julita Wójcicka i Janek Tran wyruszają prowadzą ze sobą dziwaczną grę w podchody. Seks jest przyjemny, ale tym, co faktycznie zdaje się ich łączyć, jest sprawa mężczyzny, który zapoczątkował pedofilskie forum – o którym czytaliśmy w poprzednich tomach – i który zdaje się bezpośrednio odpowiadać za sytuację, która ostatnio miała miejsce w Polsce. W jednej ze wsi następuje niebezpieczny wyciek na terenie kopalni. Ginie jeden człowiek, a prasa rozpisuje się o katastrofie ekologicznej. W oko cyklonu dostaje się wówczas jedna z dyrektorek prezesa kopalni, która ma możliwie najciszej zamieść sprawę pod dywan. Kobieta jest jednak sceptycznie do tego nastawiona, a jej obawa rośnie, gdy do spółki zgłasza się amerykańska firma reprezentowana przez niejakiego Daniela Królaka, który obiecuje prezesowi, że zajmie się sprawą wycieku za śmieszne pieniądze.
W tym samym czasie Julita i Janek docierają do informacji, gdzie i kiedy odbędzie się spotkanie „złoli na szczycie”. Nasza dwójka decyduje się tam wyruszyć, by dowieść wreszcie prawdy i odzyskać spokój. W nowym miejscu czeka ich jednak sporo wyzwań, w tym tych technologicznych. Okazuje się, że sztuczna inteligencja może być naprawdę niebezpieczna, a stuprocentowe poleganie na nowych technologiach może skończyć się bardzo, bardzo źle.
W tym tomie dostajemy również pewną nowość, bowiem autor serwuje nam rozdziały z przeszłości, w których głównym bohaterem jest pewien rosyjski naukowiec, specjalizujący się w rozwoju sztucznej inteligencji i absolutnie tym tematem zafascynowany. Pech polega na tym, że zaczyna się nowa era w historii Rosji i jego praca nie znajduje już poklasku u przełożonych. Pomocną rękę wyciąga jednak do niego pewien człowiek z rządu, będący polskiego pochodzenia…
Jakub Szamałek nie oszczędza czytelników i ponownie sprawia, że po przeczytaniu jego książki mamy ochotę wyrzucić komputer przez okno, wyinstalować wszystkie aplikacje z telefonu i na zawsze odciąć się od Internetu. Trzeba jednak przyznać, że w tym strachu, którego napędza nam autor, jest coś więcej aniżeli tylko makabryczna rozrywka bowiem Jakub Szamałek uświadamia też swoich czytelników, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nich w dzisiejszym świecie nowoczesnych technologii i próbuje objaśniać, jak się przed nimi bronić. Pokazuje nam również, co może czekać nas w przyszłości, jeśli rozwój techniczny będzie nadal szedł tak szybko jak teraz. Nie robi tego jednak przez jakieś sceny „z przyszłości”, ale wkładając wypowiedzi dotyczące tego tematu w usta Janka Trana, czyli technologicznego guru w jego powieściach, który wspiera Julitę już od samego początku.
Tom trzeci był moim zdaniem lepszy od drugiego (mniej biegania na bosaka po Las Vega podczas ucieczki przed napakowanym Rosjaninem, który celuje do Ciebie z broni), ale jednak gorszy od pierwszego. Tutaj jednak większość akcji dzieje się nie na naszym rodzimym podwórku, a i brak tu zasadniczo nowej sprawy kryminalnej – ba, w sumie to wcale jej nie ma. Podążamy po prostu za złoczyńcami z poprzednich tomów, czekając na spektakularny finał (który faktycznie ma miejsce, choć może nie jest aż tak spektakularnie jakbyśmy sobie jako czytelnicy życzyli).
Dla mnie było w porządku. Ciekawy pomysł na fabułę, skupiający się na trochę innych tematach do których polscy „kryminaliści” zdążyli nas przyzwyczaić. Bardzo ciekawi bohaterowie, zwłaszcza Janek, którego uwielbiam! Brak stereotypowych policjantów (pijus zniszczony przez życie, ale jednak świetny glina) to naprawdę w tym wypadku dodatkowe pół gwiazdki w ocenie.
Jeśli czytaliście poprzednie dwa tomy, to pewnie nie trzeba Was specjalnie zachęcać do finałowej części. Jeśli jednak drugi tom trochę Was zawiódł i zastanawiacie się, czy warto sięgać po trzeci – to polecam, bo fajnie domyka on wszystkie wątki i jest mniej sensacyjny, więc i wypada bardziej realistycznie.
Poza tym – to nie Mróz, że czeka Was jeszcze 125478 tomów, a i tak się nie dowiecie kto zabił i dlaczego!
I oto moja przygoda z Jakubem Szamałkiem dobiegła końca. Pościg za prawdą Julity Wójcickiej wreszcie się dopełnił i wiemy już kto, jak i dlaczego. Czy było to dla mnie satysfakcjonujące zakończenie? Zapraszam do lektury mojej opinii.
Julita Wójcicka i Janek Tran wyruszają prowadzą ze sobą dziwaczną grę w podchody. Seks jest przyjemny, ale tym, co faktycznie zdaje się ich...
2023-10-21
Prozę Marcela Mossa całkiem lubię, choć jest ona dosyć nierówna. Dwa ostatnie tomy serii o liceum Freuda podobały mi się bardzo, ale już „Trylogia Hejterska” była średnia, podobnie jak „Furia”. Co się tyczy jego książek, które nie są kryminałami, to ich nie czytałam i nie będę raczej tego robić. Oceny na Lubimy Czytać pozwalają jednak przypuszczać, że zdecydowana większość czytelników jednak jego powieści lubi bardzo, więc jestem raczej w mniejszym obozie wyjątków, które uznają jego twórczość za dobrą, a może nawet przeciętną, choć bardzo rozrywkową…choć to chyba bardzo nietrafione stwierdzenie, jeśli weźmiemy pod uwagę krwawe, brutalne kryminały.
„Już nikt mnie nie skrzywdzi” to już piąty tom cyklu o liceum, choć tutaj szkoła i jej uczniowie pojawiają się jako wzmianka w paru, może parunastu momentach. Głównym bohaterem i jednym z narratorów powieści jest Maks Hajder, licealista, który został oskarżony o zamordowanie z zimną krwią swoich rodziców oraz o próbę zabicia swojego młodszego brata. Przesłuchaniem chłopaka zajmuje się policjantka stołecznej policji, która jest drugą narratorką. Zdradzę Wam, że historię poznajemy na sam koniec jeszcze z perspektywy jednej osoby, ale nie ma co tu jej zdradzać, bo może byłby to już lekki spoiler dla kogoś.
Maks opowiada kobiecie przejmująca historię swojego życia, które naznaczone były okrutnym bólem i cierpieniem. Wydaje się, że obecna w domu chłopaka skrajna przemoc doprowadziła go w końcu do ostateczności, ale czy aby na pewno tak było? Co więcej, okazuje się, że w ostatnich tygodniach przed tragedią, Maks był szantażowany przez innego ucznia swojej szkoły, który groził, że wypuści w Internecie upokarzające Maksa filmiki. Może to też przyczyniło się do masakry?
W książce Marcela Mossa wiele się dzieje. Sprawa zabójstwa rodziny chłopaka wydaje się być jednak na dalszym planie, a sam autor pokazuje nam raczej destrukcyjny wpływ przemocy domowej na rodzinę, ale i też jej otoczenie. Moss rzuca czytelnikowi w twarz sceny, które mrożą krew w żyłach, a czytelnika jeszcze bardziej uderza to, że takie rzeczy pewnie dzieją się w wielu domach dotkniętych tak skrajną przemocą. Powieść wypełniona jest też pomiędzy rozdziałami statystykami, które pozwalają uzmysłowić sobie, jak sporym problemem jest nie tylko zło, które dzieje się w domu, ale i to w szkole oraz w Internecie. Jest tu dużo ważnych tematów, ale sama książka jest…słaba.
Samo poruszanie naprawdę mocnego kalibru spraw nie może sprawić, że automatycznie uznam tę książkę za świetną, czy choćby bardzo dobrą. Jest mocno chaotyczna, a bohaterowie skrajni. Od początku wiemy, kto jest dobry, a kto zły i postawy poszczególnych postaci w żadnym momencie nie ewoluują. I jasne, możemy to zrzucić na karb tego, że mamy do czynienia z historią opowiadaną w zasadzie tylko z jednej strony, ale za tą opowieścią kryje się jednak fabuła wymyślona przez autora, przez co całość powinna być bardziej dopracowana.
Gwoździem do trumny są tu jednak dialogi, szczególnie te, które mają miejsce pomiędzy nastolatkami. Są tak mocno nienaturalne, że aż oko gnije (albo ucho puchnie, jeśli poznajecie tę opowieść przez audiobooka jak ja) czytając je. Najgorsza jest chyba scena w szatni szkolnej, gdzie rozmowa pomiędzy dwoma chłopcami wypada najbardziej sztucznie.
Zakończenie i rozwiązanie zagadki są przewidywalne, niestety.
Słabiznę książki podbija jeszcze bardziej to, że czytałam ją zaraz po „Ranie” Wojciecha Chmielarza, która podobała mi się niesamowicie, a do której „Już nikt mnie nie skrzywdzi” jest naprawdę bardzo daleko.
Daję tej książce pięć gwiazdek i mocno liczę na to, że kolejne powieści Marcela Mossa będą lepsze. Jeśli jednak dalej będę obserwować tendencję spadkową i jego książki będą dla mnie tylko i wyłącznie meh, to chyba przyjdzie pora nam się pożegnać. Podobno jednak cykl „Echo” jest bardzo dobry, więc to sprawdzę na pewno!
Prozę Marcela Mossa całkiem lubię, choć jest ona dosyć nierówna. Dwa ostatnie tomy serii o liceum Freuda podobały mi się bardzo, ale już „Trylogia Hejterska” była średnia, podobnie jak „Furia”. Co się tyczy jego książek, które nie są kryminałami, to ich nie czytałam i nie będę raczej tego robić. Oceny na Lubimy Czytać pozwalają jednak przypuszczać, że zdecydowana większość...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-27
To moja druga książka Christie w tym roku i mój drugi nad autorką zachwyt. Wciąż nie mogę przeboleć, że kiedyś uznałam, że to na pewno nie jest autorka dla mnie.
Pióro autorki było świetne, a o suspensie i zagadkach kryminalnych powinni się od niej uczyć wszyscy współcześni autorzy kryminałów i thrillerów.
Doskonała rozrywka dla wymagających, trzymająca w napięciu, a wisienką na tym smakowitym torcie jest jeszcze fenomenalny Krzysztof Gosztyła czytający audiobooka.
W tym tomie niezrównany Hercules Poirot i jego przyjaciel kapitan Hastings jadą do Francji, gdzie o pomoc prosi ich pewien milioner. Niestety, kiedy panowie docierają na miejsce okazuje się, ze rzeczony mężczyzna od parunastu godzin jest już martwy, a historia jego morderstwa elektryzuje całą okolicę.
Jak zwykle u Christie wszyscy wydają się winni, a rozwiązania całej zagadki naprawdę ciężko przewidzieć.
Kim tak naprawdę był zmarły milioner? Kim jest tajemnicza aktorka z pociągu, którą spotyka Hastings? I jak miłość może doprowadzić człowieka do zbrodni lub oszustwa? Odpowiedzi ma dla Was "Morderstwo na polu golfowym".
To moja druga książka Christie w tym roku i mój drugi nad autorką zachwyt. Wciąż nie mogę przeboleć, że kiedyś uznałam, że to na pewno nie jest autorka dla mnie.
Pióro autorki było świetne, a o suspensie i zagadkach kryminalnych powinni się od niej uczyć wszyscy współcześni autorzy kryminałów i thrillerów.
Doskonała rozrywka dla wymagających, trzymająca w napięciu, a...
Trylogia z Forstem, która potem stała się tetralogią, a biorąc pod uwagę zakończenie tomu czwartego możemy spodziewać się jeszcze co najmniej tomu piątego.
Jeżeli w poprzednich częściach przyłapywaliście się na myślach typu "no, w tej książce brakuje jeszcze ***", to w te trzy gwiazdki śmiało możecie sobie włożyć co chcecie i znajdziecie to tutaj. Mróz ma tendencję do taniej sensacji. Ładuje w swoje powieści wszystkie elementy znane z amerykańskich filmów akcji i już nawet nie dba o rozwój swoich bohaterów, których z tomu na tom lubi się coraz mniej i których autor świadomie degraduje tworząc ich postaciami tak bardzo antypatycznymi, że aż szok!
Po ten tom sięgnęłam z czystej ciekawości. Żeby zobaczyć, co jeszcze można napisać po zakończeniu, które było naprawdę zaskakujące i mogło się podobać. Tą książką Mróz jednak kompletnie zabił aurę tajemnicę, którą mieliśmy w tomach poprzednich. Okej, zakończenie jakoś do tego jeszcze nawiązuje, ale cała reszta - klops.
Polecam tylko wiernym fanom Mroza. Bardzo oddanym fanom.
Trylogia z Forstem, która potem stała się tetralogią, a biorąc pod uwagę zakończenie tomu czwartego możemy spodziewać się jeszcze co najmniej tomu piątego.
więcej Pokaż mimo toJeżeli w poprzednich częściach przyłapywaliście się na myślach typu "no, w tej książce brakuje jeszcze ***", to w te trzy gwiazdki śmiało możecie sobie włożyć co chcecie i znajdziecie to tutaj. Mróz ma tendencję do...