recenzja całego cyklu tu - https://rysava-czyta.blogspot.com/2024/01/jednym-ciagiem-1-wojna-makowa-rebecca-f.html
Pierwszy tom „Wojny makowej” oceniłam średnio. To, co wówczas dostałam, nie sprostało sporym oczekiwaniom, które miałam dzięki licznym zachwytom, jakich się nasłuchałam na temat tej książki. Historia zaintrygowała mnie jednak na tyle, że chciałam dalej ją kontynuować. Nie bez znaczenia był również fakt, że jest to już zamknięta trylogia, która nie została rozwałkowana na piętnaście tomów, które musiałabym czytać przez lata. O „Republice smoka” wielu booktuberów mówiło, że to ta słabsza część, że jest w przypadku mowa o tej słynnej klątwie drugiego tomu. Tymczasem dla mnie…ta książka była zdecydowanie lepsza od poprzedniczki. Ale po kolei.
Drugi tom zaczynamy krótko po wydarzeniach z „Wojny makowej”. Rin, jako dowódczyni cike, stara się wywalczyć sobie drogę do cesarzowej Su Daji. Ma tylko jeden cel – zabić ją i zrobić to tak, aby Daji cierpiała jak najbardziej. Póki co jednak dziewczyna i jej ludzie są najemnikami pirackiej królowej i zabijają na jej zlecenie. Wszystko ulega jednak zmianie, kiedy na ich drodze staje przepotężny, ogromny okręt. Cike zdają się żegnać już z życiem, ale okazuje się, że osoby, których na owym statku spotkają, wcale nie chcą ich śmierci, wręcz przeciwnie – potrzebują ich pomocy.
Zasadniczo tyle można powiedzieć o fabule tej książki, żeby za wiele nie zdradzić. Akcja bowiem szybko tutaj pędzi, a wśród bohaterów przewijają nam się tak dawno niewidziane twarze, jak i zupełnie nowe postacie, które na pewno będą w stanie nieźle namieszać w życiu Rin, ale i całego cesarstwa. Na nią i jej sojuszników czeka sporo potyczek, niemało mistycznej mocy i magii, ale również śmierci, dramatów. I zdrady.
Rin jest bohaterką, która zaczęła mnie już w tej książce bardzo mocno irytować. Włączył się jej jakiś syndrom Harry’ego Pottera. Jest wybrana i każdemu o tym mówi, marudząc, jak to inni nie wiedzą, jak jej ciężko, a jednocześnie podejmuje ciąg głupich decyzji, z których to właśnie całe otoczenie musi ją później ratować, nierzadko przy tym cierpiąc czy nawet ginąc, a Rin i tak jest przekonana, że to w sumie nie jej wina, a ich, bo jej pomysł był doskonały, ale to oni wszystko zepsuli. Jakimś totalnym kuriozom są relacje, jakie bohaterka umacnia tutaj z innymi postaciami. Podobała mi się ta z Kitajem oraz Venką. Dwa przykłady przyjaźni, choć niełatwej, które jednak zdawały się idealnie odwzorowywać to, jak buduje się zażyłość w obliczu wojny. Natomiast „to coś” pomiędzy Rin, a Nezhą, to jest jakiś żart. Całkiem okej ukazanie przyjaźni zmienia się w pewnym momencie w jakiś twór, w którym nie do końca wiadomo, kim bohaterowie dla siebie są, jakie mają wobec siebie nadzieje, ale nawet co o sobie myślą. Byłam tym wątkiem bardzo nieusatysfakcjonowana i mam nadzieję, że trzeci tom wypleni ze mnie ten niesmak. Jak na złość mamy też ciągle do czynienia z flashbackami Rin dotyczącymi Altana, które są chyba najmniej interesującymi dla mnie w całej powieści.
Sporo osób narzekało na dużo wątków militarnych w „Republice smoka”, ale moim zdaniem wcale nie było ich jakoś specjalnie dużo, a kiedy już się pojawiały, to były interesujące oraz wprowadzały sporo akcji. Opisy walk, bitew, czy pomniejszych potyczek czytało mi się bardzo dobrze i doceniam mocno fakt, że autorka nie starała się ułagadzać, czy romantyzować obrazy brutalności i gwałtu.
Zakończenie bardzo mocno mnie zaskoczyło. A nawet nie tyle samo zakończenie, co poszczególne jego elementy. To, kto zdradził i kto zginął, pokazało, ze Rebecca Kuang nie boi się podejmować brutalnych decyzji (na pewno lubi „Grę o tron”, jak nic) i potrafi mocno przeorać emocjonalnie i fizycznie swoich bohaterów. Było ciekawie, a wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze ciekawiej w trzecim, wieńczącym już tę serię tomie. Myślę, że dosyć prędko zabiorę się i za niego.
Oceniam wyżej niż pierwszy tom, mam nadzieję, że tom trzeci dostanie ode mnie jeszcze większą liczbę gwiazdek.
recenzja całego cyklu tu - https://rysava-czyta.blogspot.com/2024/01/jednym-ciagiem-1-wojna-makowa-rebecca-f.html
Pierwszy tom „Wojny makowej” oceniłam średnio. To, co wówczas dostałam, nie sprostało sporym oczekiwaniom, które miałam dzięki licznym zachwytom, jakich się nasłuchałam na te...
Rozwiń
Zwiń