-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Książka, żeby naprawdę mnie zainteresowała, musi mieć wielowymiarowych, pełnokrwistych bohaterów. Niestety, nie tym razem.
Oliwia jest przemiła, Dominik sympatyczny. Oboje są dobrymi, wartościowymi ludźmi. Poznają się, zakochują w sobie na zabój. To historia z gatunku tych, w których od pierwszej strony wiemy, że będą żyli długo i szczęśliwie. Problemy pojawiają się rzadko i szybko zostają rozwiązywane. Mam wrażenie, że autorka tak bardzo polubiła swoich bohaterów, że pilnowała bardzo, aby nie skazić ich reputacji choćby najmniejszym przewinieniem.
Z jednej strony w trakcie czytania pojawiały się pozytywne uczucia. Fajnie było sobie przypomnieć, jak to jest zakochać się po raz pierwszy, przeżywać wszystkie te rozterki, fascynacje, emocje. Z drugiej - drażniły liczne stereotypy i schematyzmy. Jest bogaty zły chłopak i ten dobry biedny. Przewinie się praski dresiarz o gołębim sercu. Ojciec, który w oczach Oliwii wyrządził jej jakąś olbrzymią krzywdę, szybko okazuje się rodzicem roku - cierpliwym, troskliwym, zawsze gotowym do pomocy. Nawet słowem się nie zająknie, kiedy jego nastoletnia córka wpakuje się w związek z chłopakiem samotnie wychowującym dwoje dzieci. Dodajmy - dzieci, które pomimo przeżytej traumy, są grzeczne, słodkie i urocze. Dziewczynka bawi się lalkami, chłopiec samochodzikami. Jak trzeba upiec ciasto, to do roboty wraz z Oliwią zabiera się Hania; który pięciolatek płci męskiej zniżyłby się do pracy w kuchni? Jest zły pracownik pomocy społecznej, który niespodziewanie i wielokrotnie zmienia się w kuratora (jak powszechnie wiadomo, pracownika sądu). I tak dalej, i tak dalej...
Doczytałam do końca, ale po drugi tom już nie sięgnę.
Książka, żeby naprawdę mnie zainteresowała, musi mieć wielowymiarowych, pełnokrwistych bohaterów. Niestety, nie tym razem.
Oliwia jest przemiła, Dominik sympatyczny. Oboje są dobrymi, wartościowymi ludźmi. Poznają się, zakochują w sobie na zabój. To historia z gatunku tych, w których od pierwszej strony wiemy, że będą żyli długo i szczęśliwie. Problemy pojawiają się rzadko...
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Po przeczytaniu muszę jednak stwierdzić, że spodziewałam się po niej czegoś innego. Może stąd moje rozczarowanie.
Czego więc oczekiwałam? Miałam nadzieję przeczytać historię kobiety, którą okoliczności, sytuacja życiowa i skomplikowane relacje rodzinne doprowadzają do popełnienia niewyobrażalnych zbrodni. Liczyłam na portret psychologiczny bohaterki, próby wniknięcia w jej uczucia, motywy, może nawet w jakiś sposób zrozumienia jej sytuacji. Tego, niestety, w książce nie ma. O sytuacji Lidii dowiadujemy się bardzo niewiele. Właście to nawet nie ona jest główną bohaterką tej powieści, czego najlepszym przykładem jest fakt, iż już kilka minut po odłożeniu książki nie pamiętałam, jak kobieta miała na imię.
Co więc znajdziemy? Przebieg postępowania przygotowawczego, prowadzonego przez prokuraturę i policję. Szukanie dowodów, przesłuchiwanie świadków (z których większość i tak odmawia składania zeznań). Sylwetki prokuratorów i innych funkcjonariuszy. I gdzieś daleko, na marginesie tej historii kobietę, która powinna być w centrum tej opowieści.
Jeśli kogoś interesuje kryminologia, przebieg procesu, prowadzenie dochodzeń, książka jest dla niego. Jeśli, tak jak mnie, dużo bardziej fascynują go ludzie, może się zawieść.
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Po przeczytaniu muszę jednak stwierdzić, że spodziewałam się po niej czegoś innego. Może stąd moje rozczarowanie.
Czego więc oczekiwałam? Miałam nadzieję przeczytać historię kobiety, którą okoliczności, sytuacja życiowa i skomplikowane relacje rodzinne doprowadzają do popełnienia niewyobrażalnych zbrodni. Liczyłam na portret psychologiczny...
To mogłaby być dobra książka. Gdyby na przykład została napisana z dwóch perspektyw. Nauczycielki, bazującej na swoich doświadczeniach obrończyni życia oraz doradczyni - opowiadającej się za prawem do aborcji, a wręcz uznającej jej wyższość w pewnych sytuacjach. Obie kobiety walczyłyby o dobro, sumienie i duszę niewinnej Marii. Można by to przecież opisać obiektywnie, nie ujawniając stanowiska autora.
No tak się jednak nie stało. Mamy tu jedną prawdę, tylko jedna z kobiet to "ta dobra", która wie jak postąpić właściwie i od początku pewne jest, że zostanie za to sowicie wynagrodzona.
Co jeszcze nie zachwyca w tej książce? Przewidywalność, ale taka do bólu zębów. Liczne zbiegi okoliczności, których nie powstydzili by się scenarzyści "Mody na sukces". Łatwość przyjmowania przez bohaterów nawet najbardziej szokujących informacji i natychmiastowe przechodzenie nad nimi do porządku dziennego.
A przecież mogło być inaczej. Trochę szkoda.
To mogłaby być dobra książka. Gdyby na przykład została napisana z dwóch perspektyw. Nauczycielki, bazującej na swoich doświadczeniach obrończyni życia oraz doradczyni - opowiadającej się za prawem do aborcji, a wręcz uznającej jej wyższość w pewnych sytuacjach. Obie kobiety walczyłyby o dobro, sumienie i duszę niewinnej Marii. Można by to przecież opisać obiektywnie, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trudno mi było oderwać się od tej książki. Małgorzata Warda zabrała mnie w niesamowitą podróż po ośnieżonych górskich szczytach i ludzkich emocjach. Tak sugestywnie, że niejednokrotnie musiałam się szczelniej owijać kocem podczas czytania.
Uprowadzenie rodzicielskie rozrywa dziecku duszę. Bo ranią osoby najbliższe, które powinny zapewniać miłość i bezpieczeństwo. Nadia została skrzywdzona. Zarówno przez matkę, która ukryła przed wszystkimi pochodzenie swojej córki, jak i przez ojca, który pewnego dnia postanowił, że po prostu ją sobie zabierze.
Młoda kobieta się miota. Rozdarta wobec lojalnością wobec matki, poczuciem winy, potrzebą spokoju, normalności. I skomplikowanymi, lecz jakże silnymi uczuciami do ojca, ale także do gór, przyrody i całego życia, które razem zbudowali. W tym samym czasie Jakub toczy dramatyczną, nierówną walkę na śmierć i życie. Z żywiołem i z samym sobą.
Czytając tom pierwszy czułam pewien niedosyt. Chciałam wiedzieć więcej o codzienności Jakuba i Nadii, ich relacjach, małym wspólnym świecie. Autorka powraca do tych chwil, a każdy rozdział oznaczony jako "dawniej" był dla mnie jak prezent.
Jak to się wszystko dalej potoczy? Co jeszcze może nam ofiarować ta historia? Będę z ogromną niecierpliwością czekać na tom trzeci.
Trudno mi było oderwać się od tej książki. Małgorzata Warda zabrała mnie w niesamowitą podróż po ośnieżonych górskich szczytach i ludzkich emocjach. Tak sugestywnie, że niejednokrotnie musiałam się szczelniej owijać kocem podczas czytania.
Uprowadzenie rodzicielskie rozrywa dziecku duszę. Bo ranią osoby najbliższe, które powinny zapewniać miłość i bezpieczeństwo. Nadia...
2021-06-11
2021-05-05
Czego tu nie było? Totalny misz - masz narracyjny, mnóstwo postaci, jeszcze więcej historii... Autorka jest instruktorką pisania wspomnień i miałam wrażenie, że po prostu zebrała prace swoich kursantów, przemieszała je byle jak i złożyła w książkę. Mamy więc jednego bohatera, drugiego, trzeciego. Potem znowu pojawia się pierwszy, a następnie kolejny. I jeszcze jeden. Gdzieś tam, około dwusetnej strony, trzecioplanowa postać wysuwa się na plan pierwszy. Niektóre z tych historii są naprawdę ciekawe, chciałoby się dowiedzieć o nich czegoś więcej, jednak większość z nich ogranicza się do kilku stron. Myślę, że gdyby autorka wybrała cztery, góra pięć z nich i opisała je jak należy, książka bardzo by zyskała. A tak - niestety, gubiłam się kompletnie. Jeszcze na ostatnich stronach zdarzało mi się zastanawiać: "a ten to kto?". Szkoda, bo język i styl pisania są na naprawdę wysokim poziomie.
Czego tu nie było? Totalny misz - masz narracyjny, mnóstwo postaci, jeszcze więcej historii... Autorka jest instruktorką pisania wspomnień i miałam wrażenie, że po prostu zebrała prace swoich kursantów, przemieszała je byle jak i złożyła w książkę. Mamy więc jednego bohatera, drugiego, trzeciego. Potem znowu pojawia się pierwszy, a następnie kolejny. I jeszcze jeden. Gdzieś...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ona - niemłoda już dama polskiej poezji. W historycznym momencie, który przewrócił jej uporządkowane życie do góry nogami. I on - młody człowiek u progu zawodowej kariery. Miał być przez chwilę, pomóc jej przetrwać ten najbardziej intensywny czas. Został do końca, na piętnaście lat. I chociaż z założenia miała to być zawodowa relacja, bez wątpienia tę nietypową parę połączyła piękna przyjaźń.
Książka nie jest biografią. Poznajemy tylko wycinek życia Wisławy Szymborskiej. Zbiór wspomnień, anegdot, zabawnych sytuacji i powiedzonek, skrzętnie notowanych przez - jak sama o nim mówiła - jej Pierwszego Sekretarza. Michał Rusinek pisze, że nie potrafi o Niej myśleć bez zachwytu. To się czuje w każdym zdaniu jego książki. Miłość, fascynacja, odrobiną nostalgii. Tak pięknie o Wisławie Szymborskiej mógł napisać tylko on.
Ona - niemłoda już dama polskiej poezji. W historycznym momencie, który przewrócił jej uporządkowane życie do góry nogami. I on - młody człowiek u progu zawodowej kariery. Miał być przez chwilę, pomóc jej przetrwać ten najbardziej intensywny czas. Został do końca, na piętnaście lat. I chociaż z założenia miała to być zawodowa relacja, bez wątpienia tę nietypową parę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przez 3/4 książki miałam z nią pewien problem. Owszem, to piękna historia miłości dwojga nastolatków. Myślę, że gdybym miała 15 lat, pokochałabym tę opowieść całym sercem. Mojemu dorosłemu ja jednak czegoś brakowało. Postać Adama, chłopaka po przejściach, z ogromnymi problemami, wydawała mi się zbyt idealna. Czuły, troskliwy nastolatek, mający świetny kontakt z dziećmi, będący zawsze dokładnie tam, gdzie powinien... Brakowało mi w nim jakiegoś mroku, skazy, być może nieumiejętności panowania nad emocjami, czegokolwiek, co wskazywałoby na trwały ślad po przeżyciach, których doświadczał od wczesnego dzieciństwa.
Ale jest też druga część książki. Jest pazur, o który mi chodziło, jest niejednoznaczność, wszystko się komplikuje, na czym cała ta historia zdecydowanie zyskuje.
Oceniając całość - polecam. Myślę, że nie jest to powieść, która szybko uleci z głowy.
Przez 3/4 książki miałam z nią pewien problem. Owszem, to piękna historia miłości dwojga nastolatków. Myślę, że gdybym miała 15 lat, pokochałabym tę opowieść całym sercem. Mojemu dorosłemu ja jednak czegoś brakowało. Postać Adama, chłopaka po przejściach, z ogromnymi problemami, wydawała mi się zbyt idealna. Czuły, troskliwy nastolatek, mający świetny kontakt z dziećmi,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-28
To była moja ukochana książka, kiedy byłam nastolatką. Przeczytałam ją jednym tchem, kończąc około czwartej nad ranem. Miałam wtedy pewnie ze 12 lat, i chociaż teraz mam ich trzy razy więcej, nadal pamiętam obszerne jej fragmenty.
Często jest tak, że kiedy wracamy do czegoś co zachwycało nas w dzieciństwie, czujemy się rozczarowani. To, co kiedyś wydawało się głębokie, ważne i odkrywcze, w życiu dorosłym okazuje się naiwne, płaskie, zbyt uproszczone. Z "Zapałką..." zdecydowanie tak nie jest. Czytana po latach, nadal dostarcza mi silnych wzruszeń.
Nie wiem czy współczesne nastolatki znajdą w niej coś dla siebie. Możliwe, że niewiele. Ale ja kocham każde zdanie. Dla mnie jest idealna.
To była moja ukochana książka, kiedy byłam nastolatką. Przeczytałam ją jednym tchem, kończąc około czwartej nad ranem. Miałam wtedy pewnie ze 12 lat, i chociaż teraz mam ich trzy razy więcej, nadal pamiętam obszerne jej fragmenty.
Często jest tak, że kiedy wracamy do czegoś co zachwycało nas w dzieciństwie, czujemy się rozczarowani. To, co kiedyś wydawało się głębokie,...
Czytając, sama czułam się, jakbym tańczyła na rozbitym szkle. Chciałam przeczytać książkę podejmującą temat choroby afektywnej dwubiegunowej. To schorzenie zawsze bardzo mnie ciekawiło. Spotkałam w swoim życiu ludzi zmagających się z cyklofrenią i widziałam, jak potrafi demolować ich życie. Ze zdumieniem patrzyłam, jak spokojny i zrównoważony człowiek, którego poznałam, zmienia się nie do poznania - nie potrafi zapanować nad gonitwą myśli, nie jest w stanie usiedzieć czy choćby normalnie porozmawiać, bezkrytycznie, z błyskiem oka opowiada o swoich zamierzeniach i planach, które dla mnie w sposób oczywisty są nierealne i zupełnie abstrakcyjne. A kilka tygodni później ten sam człowiek nie ma siły wstać z łóżka.
Czy z taką osobą można układać sobie życie? Lucy uznała, że można. Widziała w Mickey'u coś znacznie więcej, niż jego chorobę. Pokochała niezwykłego mężczyznę, któremu co pewien czas przytrafiał się bardzo zły okres. Na ile była w stanie, pomagała, wspierała i cierpliwie czekała. Ale nie zawsze była w stanie. Bo Lucy też miała pewien defekt. Zapisaną w genach złośliwą mutację, która jej życie czyniła niezwykle kruchym i niepewnym. I o ile we dwoje jakoś byli w stanie mierzyć się ze swoimi problemami, o tyle pojawienie się dziecka w tym układzie oznaczało prawdziwe trzęsienie ziemi.
Dwie rzeczy poruszyły mnie w tej historii najbardziej. Pierwsza, to właśnie sposób, w jaki Lucy patrzyła na Mickey'a. Jak bardzo była pewna, że wybór, jakiego dokonała, był jedyny i słuszny. Bardzo nietypowe spojrzenie na związek z osobą chorą psychicznie.
Druga rzecz, to jak bardzo Lucy była samotna w tym związku. Pomimo, że sama wymagała wsparcia, zawsze to ona musiała być tą silniejszą. Nawet jak świat walił jej się na głowę, nie mogła mieć pewności, że jej mąż stanie na wysokości zadania. I to chyba była najwyższa cena, jaką zapłaciła za decyzję, że chce iść przez życie z Mickey'em, bez względu na wszystko.
Piękna opowieść. Chociaż bezgranicznie smutna.
Czytając, sama czułam się, jakbym tańczyła na rozbitym szkle. Chciałam przeczytać książkę podejmującą temat choroby afektywnej dwubiegunowej. To schorzenie zawsze bardzo mnie ciekawiło. Spotkałam w swoim życiu ludzi zmagających się z cyklofrenią i widziałam, jak potrafi demolować ich życie. Ze zdumieniem patrzyłam, jak spokojny i zrównoważony człowiek, którego poznałam,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Miałam ochotę przeczytać coś w zimowym, świątecznym klimacie. Początek książki nawet dawał nadzieję. Zakopane, góry, zbliżające się święta... Niestety, styl mnie pokonał. Poległam około setnej strony.
Po pierwsze: notoryczne powtarzanie w kółko tych samych treści. Przykład? Ciocia prosi Maję, żeby pomogła sąsiadce z fakturami - zawsze robił to wnuk kobiety, którego teraz nie ma. Maja idzie do sąsiadki i na wstępie rozdziału jest opis tego, że sąsiadka ma problem z fakturą i że zawsze pomagał jej w tym wnuk. Przewracamy stronę i - tadam! - góralka bardzo dziękuje Mai za pomoc w fakturach, tłumacząc - jakże by inaczej - że zawsze mogła liczyć na pomoc wnuka, niestety tym razem nie może na niego czekać. I tak mniej więcej to wygląda przez całą książkę (a przynajmniej przez przeczytane przeze mnie sto stron). Plus jest taki, że jak ktoś ma początki demencji to może się nie pogubi w akcji...
I druga rzecz: dialogi. Sztuczne do bólu zębów. Pisane w sposób w jaki absolutnie nikt nie rozmawia. No takie typu: Wojtek, ty nie znasz Mai, bo jak ona się wprowadziła to ty przecież wyjechałeś do internatu w Krakowie, a potem jeszcze studiowałeś tam przez następne kilka lat... No ludzie! Zakładam, że Wojtek wie, gdzie spędził młodość i nie trzeba mu tego tłumaczyć...
Redaktor chyba przespał to zlecenie. A szkoda, bo może porządna redakcja uratowałaby tę książkę.
Miałam ochotę przeczytać coś w zimowym, świątecznym klimacie. Początek książki nawet dawał nadzieję. Zakopane, góry, zbliżające się święta... Niestety, styl mnie pokonał. Poległam około setnej strony.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze: notoryczne powtarzanie w kółko tych samych treści. Przykład? Ciocia prosi Maję, żeby pomogła sąsiadce z fakturami - zawsze robił to wnuk kobiety, którego teraz...