-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Książka, żeby naprawdę mnie zainteresowała, musi mieć wielowymiarowych, pełnokrwistych bohaterów. Niestety, nie tym razem.
Oliwia jest przemiła, Dominik sympatyczny. Oboje są dobrymi, wartościowymi ludźmi. Poznają się, zakochują w sobie na zabój. To historia z gatunku tych, w których od pierwszej strony wiemy, że będą żyli długo i szczęśliwie. Problemy pojawiają się rzadko i szybko zostają rozwiązywane. Mam wrażenie, że autorka tak bardzo polubiła swoich bohaterów, że pilnowała bardzo, aby nie skazić ich reputacji choćby najmniejszym przewinieniem.
Z jednej strony w trakcie czytania pojawiały się pozytywne uczucia. Fajnie było sobie przypomnieć, jak to jest zakochać się po raz pierwszy, przeżywać wszystkie te rozterki, fascynacje, emocje. Z drugiej - drażniły liczne stereotypy i schematyzmy. Jest bogaty zły chłopak i ten dobry biedny. Przewinie się praski dresiarz o gołębim sercu. Ojciec, który w oczach Oliwii wyrządził jej jakąś olbrzymią krzywdę, szybko okazuje się rodzicem roku - cierpliwym, troskliwym, zawsze gotowym do pomocy. Nawet słowem się nie zająknie, kiedy jego nastoletnia córka wpakuje się w związek z chłopakiem samotnie wychowującym dwoje dzieci. Dodajmy - dzieci, które pomimo przeżytej traumy, są grzeczne, słodkie i urocze. Dziewczynka bawi się lalkami, chłopiec samochodzikami. Jak trzeba upiec ciasto, to do roboty wraz z Oliwią zabiera się Hania; który pięciolatek płci męskiej zniżyłby się do pracy w kuchni? Jest zły pracownik pomocy społecznej, który niespodziewanie i wielokrotnie zmienia się w kuratora (jak powszechnie wiadomo, pracownika sądu). I tak dalej, i tak dalej...
Doczytałam do końca, ale po drugi tom już nie sięgnę.
Książka, żeby naprawdę mnie zainteresowała, musi mieć wielowymiarowych, pełnokrwistych bohaterów. Niestety, nie tym razem.
Oliwia jest przemiła, Dominik sympatyczny. Oboje są dobrymi, wartościowymi ludźmi. Poznają się, zakochują w sobie na zabój. To historia z gatunku tych, w których od pierwszej strony wiemy, że będą żyli długo i szczęśliwie. Problemy pojawiają się rzadko...
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Po przeczytaniu muszę jednak stwierdzić, że spodziewałam się po niej czegoś innego. Może stąd moje rozczarowanie.
Czego więc oczekiwałam? Miałam nadzieję przeczytać historię kobiety, którą okoliczności, sytuacja życiowa i skomplikowane relacje rodzinne doprowadzają do popełnienia niewyobrażalnych zbrodni. Liczyłam na portret psychologiczny bohaterki, próby wniknięcia w jej uczucia, motywy, może nawet w jakiś sposób zrozumienia jej sytuacji. Tego, niestety, w książce nie ma. O sytuacji Lidii dowiadujemy się bardzo niewiele. Właście to nawet nie ona jest główną bohaterką tej powieści, czego najlepszym przykładem jest fakt, iż już kilka minut po odłożeniu książki nie pamiętałam, jak kobieta miała na imię.
Co więc znajdziemy? Przebieg postępowania przygotowawczego, prowadzonego przez prokuraturę i policję. Szukanie dowodów, przesłuchiwanie świadków (z których większość i tak odmawia składania zeznań). Sylwetki prokuratorów i innych funkcjonariuszy. I gdzieś daleko, na marginesie tej historii kobietę, która powinna być w centrum tej opowieści.
Jeśli kogoś interesuje kryminologia, przebieg procesu, prowadzenie dochodzeń, książka jest dla niego. Jeśli, tak jak mnie, dużo bardziej fascynują go ludzie, może się zawieść.
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Po przeczytaniu muszę jednak stwierdzić, że spodziewałam się po niej czegoś innego. Może stąd moje rozczarowanie.
Czego więc oczekiwałam? Miałam nadzieję przeczytać historię kobiety, którą okoliczności, sytuacja życiowa i skomplikowane relacje rodzinne doprowadzają do popełnienia niewyobrażalnych zbrodni. Liczyłam na portret psychologiczny...
To mogłaby być dobra książka. Gdyby na przykład została napisana z dwóch perspektyw. Nauczycielki, bazującej na swoich doświadczeniach obrończyni życia oraz doradczyni - opowiadającej się za prawem do aborcji, a wręcz uznającej jej wyższość w pewnych sytuacjach. Obie kobiety walczyłyby o dobro, sumienie i duszę niewinnej Marii. Można by to przecież opisać obiektywnie, nie ujawniając stanowiska autora.
No tak się jednak nie stało. Mamy tu jedną prawdę, tylko jedna z kobiet to "ta dobra", która wie jak postąpić właściwie i od początku pewne jest, że zostanie za to sowicie wynagrodzona.
Co jeszcze nie zachwyca w tej książce? Przewidywalność, ale taka do bólu zębów. Liczne zbiegi okoliczności, których nie powstydzili by się scenarzyści "Mody na sukces". Łatwość przyjmowania przez bohaterów nawet najbardziej szokujących informacji i natychmiastowe przechodzenie nad nimi do porządku dziennego.
A przecież mogło być inaczej. Trochę szkoda.
To mogłaby być dobra książka. Gdyby na przykład została napisana z dwóch perspektyw. Nauczycielki, bazującej na swoich doświadczeniach obrończyni życia oraz doradczyni - opowiadającej się za prawem do aborcji, a wręcz uznającej jej wyższość w pewnych sytuacjach. Obie kobiety walczyłyby o dobro, sumienie i duszę niewinnej Marii. Można by to przecież opisać obiektywnie, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trudno mi było oderwać się od tej książki. Małgorzata Warda zabrała mnie w niesamowitą podróż po ośnieżonych górskich szczytach i ludzkich emocjach. Tak sugestywnie, że niejednokrotnie musiałam się szczelniej owijać kocem podczas czytania.
Uprowadzenie rodzicielskie rozrywa dziecku duszę. Bo ranią osoby najbliższe, które powinny zapewniać miłość i bezpieczeństwo. Nadia została skrzywdzona. Zarówno przez matkę, która ukryła przed wszystkimi pochodzenie swojej córki, jak i przez ojca, który pewnego dnia postanowił, że po prostu ją sobie zabierze.
Młoda kobieta się miota. Rozdarta wobec lojalnością wobec matki, poczuciem winy, potrzebą spokoju, normalności. I skomplikowanymi, lecz jakże silnymi uczuciami do ojca, ale także do gór, przyrody i całego życia, które razem zbudowali. W tym samym czasie Jakub toczy dramatyczną, nierówną walkę na śmierć i życie. Z żywiołem i z samym sobą.
Czytając tom pierwszy czułam pewien niedosyt. Chciałam wiedzieć więcej o codzienności Jakuba i Nadii, ich relacjach, małym wspólnym świecie. Autorka powraca do tych chwil, a każdy rozdział oznaczony jako "dawniej" był dla mnie jak prezent.
Jak to się wszystko dalej potoczy? Co jeszcze może nam ofiarować ta historia? Będę z ogromną niecierpliwością czekać na tom trzeci.
Trudno mi było oderwać się od tej książki. Małgorzata Warda zabrała mnie w niesamowitą podróż po ośnieżonych górskich szczytach i ludzkich emocjach. Tak sugestywnie, że niejednokrotnie musiałam się szczelniej owijać kocem podczas czytania.
Uprowadzenie rodzicielskie rozrywa dziecku duszę. Bo ranią osoby najbliższe, które powinny zapewniać miłość i bezpieczeństwo. Nadia...
Miałam ochotę przeczytać coś w zimowym, świątecznym klimacie. Początek książki nawet dawał nadzieję. Zakopane, góry, zbliżające się święta... Niestety, styl mnie pokonał. Poległam około setnej strony.
Po pierwsze: notoryczne powtarzanie w kółko tych samych treści. Przykład? Ciocia prosi Maję, żeby pomogła sąsiadce z fakturami - zawsze robił to wnuk kobiety, którego teraz nie ma. Maja idzie do sąsiadki i na wstępie rozdziału jest opis tego, że sąsiadka ma problem z fakturą i że zawsze pomagał jej w tym wnuk. Przewracamy stronę i - tadam! - góralka bardzo dziękuje Mai za pomoc w fakturach, tłumacząc - jakże by inaczej - że zawsze mogła liczyć na pomoc wnuka, niestety tym razem nie może na niego czekać. I tak mniej więcej to wygląda przez całą książkę (a przynajmniej przez przeczytane przeze mnie sto stron). Plus jest taki, że jak ktoś ma początki demencji to może się nie pogubi w akcji...
I druga rzecz: dialogi. Sztuczne do bólu zębów. Pisane w sposób w jaki absolutnie nikt nie rozmawia. No takie typu: Wojtek, ty nie znasz Mai, bo jak ona się wprowadziła to ty przecież wyjechałeś do internatu w Krakowie, a potem jeszcze studiowałeś tam przez następne kilka lat... No ludzie! Zakładam, że Wojtek wie, gdzie spędził młodość i nie trzeba mu tego tłumaczyć...
Redaktor chyba przespał to zlecenie. A szkoda, bo może porządna redakcja uratowałaby tę książkę.
Miałam ochotę przeczytać coś w zimowym, świątecznym klimacie. Początek książki nawet dawał nadzieję. Zakopane, góry, zbliżające się święta... Niestety, styl mnie pokonał. Poległam około setnej strony.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze: notoryczne powtarzanie w kółko tych samych treści. Przykład? Ciocia prosi Maję, żeby pomogła sąsiadce z fakturami - zawsze robił to wnuk kobiety, którego teraz...