-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
Przede wszystkim zbiór ma zły i wprowadzający czytelnika w błąd tytuł. "Z nienawiści do kobiet" bardzo by pasowało w momencie, kiedy każdy z zamieszczonych tekstów traktowałby o krzywdzie wyrządzanej kobietom. Tak natomiast nie jest, ponieważ część tekstów dotyczy także mężczyzn czy obydwu płci naraz.
Do tego myślę, że teksty zamieszczone w tej książce były dobrane przypadkowo. O ile każdy z nich jest świetny i za każdy należą się autorce wielkie brawa, tak razem stanowią one taki groch z kapustą. Nie wszystko pasuje tutaj do siebie, a reportaż o Villas pasuje jak kwiatek do kożucha.
Niemniej jednak przeczytać warto, ponieważ autorka jest genialna i pisze naprawdę dobre rzeczy.
Przede wszystkim zbiór ma zły i wprowadzający czytelnika w błąd tytuł. "Z nienawiści do kobiet" bardzo by pasowało w momencie, kiedy każdy z zamieszczonych tekstów traktowałby o krzywdzie wyrządzanej kobietom. Tak natomiast nie jest, ponieważ część tekstów dotyczy także mężczyzn czy obydwu płci naraz.
Do tego myślę, że teksty zamieszczone w tej książce były dobrane...
Pierwsze spotkanie z literaturą chorwacką, jednocześnie spełnienie czytelniczego marzenia, jakim było przeczytanie "Ruty Tannenbaum". Na tę książkę polowałam kilka lat (na studiach, kiedy wolałam przeznaczać niewielkie zarobki na jedzenie, nie na książki), nie mogłam jej znaleźć w żadnej bibliotece. Z pomocą przyszła mi znajoma, studiująca kroatystykę - Joanno, dzięki Ci!
Mimo, iż powieść mnie rozczarowała.
Tytuł i opis z tyłu okładki wskazują na to, że główną bohaterką będzie Ruta Tannenbaum - młodziutka chorwacka aktorka żydowskiego pochodzenia, której życie zmienia się o 180 stopni po wybuchu drugiej wojny światowej. Nastawiłam się więc na to, że będzie to opowieść właśnie o Rucie.
Ekhm, nie była. Wątek, który powinien być głównym, miejscami był drugo-, a nawet trzecioplanowy. Autor dużą uwagę skupił na rodzinie i otoczeniu Ruty, nie umieszczając tytułowej postaci w centrum, robi to naprawdę bardzo rzadko. Poza tym, że Ruta była zdolnym dzieckiem, przejawiającym talent aktorski, a w późniejszym wieku arogancką dziewuchą, nie wiemy o niej właściwie nic, czego nie można powiedzieć o jej matce, ojcu (oooo, tutaj autor się popisał), dziadku czy sąsiadach.
Niby fabuła kręciła się wokół Ruty, a tak naprawdę nie bardzo. Zabrakło mi samej Ruty, zwłaszcza w wieku nastoletnim, kiedy to zmieniająca się sytuacja polityczna powinna mieć olbrzymi wpływ na dziewczynę. Eee, nie miała. Nie czułam tego.
Autor pozostałe wątki opisał w bardzo ciekawy sposób, ale styl w moim odczuciu jest nierówny, zdarzało mu się przynudzać (do tego stopnia, że już zniechęcona nieobecnością Ruty miałam ochotę rzucić lekturę w diabły). Debilizmów nie stwierdzam, ale mogę to powiedzieć jedynie o motywach żydowskich, na reszcie się nie znam (o historii i społeczeństwie chorwackim nie wspominam).
Czy warto? Jak człowiek się interesuje dziejami Chorwacji, wie coś na ten temat i chce przeczytać powieść bazującą na życiu Lei Deutsch (Lea była pierwowzorem Ruty, ale autor bardzo swobodnie podszedł do biografii dziewczyny), to niech po to sięgnie. Dla mnie osobiście była to tak naprawdę lektura zbędna.
Ale zakładam, że mogę się nie znać i mogę to źle ocenić (z racji zainteresowania innym okręgiem kulturowym).
Pierwsze spotkanie z literaturą chorwacką, jednocześnie spełnienie czytelniczego marzenia, jakim było przeczytanie "Ruty Tannenbaum". Na tę książkę polowałam kilka lat (na studiach, kiedy wolałam przeznaczać niewielkie zarobki na jedzenie, nie na książki), nie mogłam jej znaleźć w żadnej bibliotece. Z pomocą przyszła mi znajoma, studiująca kroatystykę - Joanno, dzięki...
więcej mniej Pokaż mimo to
Oj jak dobrze, że ktoś wpadł na pomysł spisania tych wszystkich historii. Nie tylko ich obozowych fragmentów, ale także tych powojennych.
Gorąco polecam.
Oj jak dobrze, że ktoś wpadł na pomysł spisania tych wszystkich historii. Nie tylko ich obozowych fragmentów, ale także tych powojennych.
Gorąco polecam.
Powinnam czytać więcej klasyki. Zwłaszcza tej fantastycznej.
"Czarnoksiężnik z Archipelagu" spodobał mi się do tego stopnia, że z rozpędu zaopatrzyłam się w dalsze części jeszcze przed jego skończeniem.
Powinnam czytać więcej klasyki. Zwłaszcza tej fantastycznej.
"Czarnoksiężnik z Archipelagu" spodobał mi się do tego stopnia, że z rozpędu zaopatrzyłam się w dalsze części jeszcze przed jego skończeniem.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Szczygielski to bardzo wszechstronny i niestroniący od ciężkich tematów pisarz. Pisząc "ciężkich", mam na myśli naprawdę mocny i kontrowersyjny kaliber (jak chociażby sytuacja gejów w Polsce, szeroko pojęta nietolerancja). Tym razem autor postanowił sięgnąć po coś, co w Polsce w niektórych środowiskach robi sporo zamętu - dzieci z in vitro.
Bohaterem powieści jest tytułowy Leo. Chłopiec urodził się w Mieście kilka lat po śmierci swojego ojca (był przechowywany jako zamrożony zarodek do momentu, kiedy jego matka zdecydowała się go urodzić). Mimo, iż rozwija się i wygląda jak zwyczajne dziecko (którym w końcu jest), okoliczni mieszkańcy wiedzą, w jakich okolicznościach został poczęty i przypominają sobie o tym przy każdej możliwej okazji.
Jednocześnie "Leo..." to nie jest powieść tylko i wyłącznie o pochodzeniu bohatera. To stanowi jedynie część większej całości i czytającym starszym dzieciom oraz młodzieży nie musi się to aż tak w oczy rzucać. Ich prędzej zaciekawi przygoda Leo, jego koledzy oraz misja, której się podejmuje.
Szczygielski nie pisze rzeczy banalnych i łatwo przyswajalnych. Kolejne wydawane przez Latarnika powieści tego autora są coraz mniej oczywiste, zaskakują, są odpowiednie nie tylko dla dzieci, ale także dla ich rodziców i ogólnie dorosłych z otoczenia.
Nie mam dzieci, ale gdybym je miała, na pewno bym im jego książki podsuwała do czytania.
Jedyne, co do mnie nie przemówiło, to wplątanie pewnego "kapryśnego, skrzydlatego boga". Moim zdaniem było już tego wszystkiego trochę za dużo (aczkolwiek to moje zdanie, innym ta postać mogłaby się spodobać). Zakończenie natomiast jest... Nieoczywiste. Niedopowiedziane. Nie wiem, co mam o nim sądzić, po zamknięciu książki pozostałam z mieszanymi uczuciami.
Ciekawa jestem, czy wyjdzie kontynuacja. Chętnie bym ją przeczytała, przez te ponad dwieście stron zżyłam się z Leo i jego rodziną.
Polecam. Jako dorosła dałam się wciągnąć i oczarować stworzoną przez Szczygielskiego rzeczywistością.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Szczygielski to bardzo wszechstronny i niestroniący od ciężkich tematów pisarz. Pisząc "ciężkich", mam na myśli naprawdę mocny i kontrowersyjny kaliber (jak chociażby sytuacja gejów w Polsce, szeroko pojęta nietolerancja). Tym razem autor postanowił sięgnąć po coś, co w Polsce w niektórych środowiskach robi sporo zamętu -...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wpierw obejrzałam film, po kilku latach wreszcie zabrałam się za książkę.
Ekhm... Nie przypadła mi do gustu. Nie jest zła, Boże broń! Wprost przeciwnie, jest tam co analizować.
Niemniej troszkę się zawiodłam. Nie mój styl widocznie.
Wpierw obejrzałam film, po kilku latach wreszcie zabrałam się za książkę.
Ekhm... Nie przypadła mi do gustu. Nie jest zła, Boże broń! Wprost przeciwnie, jest tam co analizować.
Niemniej troszkę się zawiodłam. Nie mój styl widocznie.
To jest tak popaprane, że aż dobre.
Pokochałam ten komiks już po pierwszych trzech stronach. Tu jest wszystko - konflikt międzyrasowy (i międzyplanetarny), zakazana miłość, owoc tejże, sporo seksu (ale bez przesady, mogło być gorzej), najemnicy, pościg...
Jeżeli myślicie, że właśnie streściłam pierwszy tom "Sagi", to jesteście w błędzie. Lepiej to sami przeczytajcie :)
To jest tak popaprane, że aż dobre.
Pokochałam ten komiks już po pierwszych trzech stronach. Tu jest wszystko - konflikt międzyrasowy (i międzyplanetarny), zakazana miłość, owoc tejże, sporo seksu (ale bez przesady, mogło być gorzej), najemnicy, pościg...
Jeżeli myślicie, że właśnie streściłam pierwszy tom "Sagi", to jesteście w błędzie. Lepiej to sami przeczytajcie...
Jakie to jest przyjemne w lekturze!!!
Jedyny przejaw twórczości Jadowskiej, z jakim do tej pory miałam do czynienia, to heksalogia o Dorze Wilk oraz dwa tomy o Witkacym ("Szamański blues" oraz "Szamańskie tango"). Tak więc mam niewielkie pojęcie na temat fantastyki uprawianej przez tę panią.
Ale kryminał? Do tego utrzymany w dość lekkim tonie? Z okładką wskazującą na coś z szeroko pojętej literatury kobiecej? No, no, no, to dla mnie totalna nowość! Musiałam spróbować.
Fabułę streszcza już sama okładka, podobnie rzesze recenzujących, dlatego pominę te kilka zdań wprowadzenia.
Ogromnie podobał mi się styl. Inny niż ten przy Dorze i Witkacym, lżejszy, bardziej przystępny. Sprawa kryminalna również została ujęta w lżejszym tonie (co nie znaczy, że przedstawiona historia brzmiała niepoważnie, oj nie), niż w przypadku powieści z Thorne Universe.
Czyta się to świetnie. Czuć ten ciepły, wakacyjny klimat. Aczkolwiek - co było dla mnie zaskoczeniem - tę powieść można (ba, nawet trzeba) czytać też w okresie tuż przed Bożym Narodzeniem. Ponieważ jest to opowieść o rodzinie, o wzajemnym przywiązaniu i chęci pomocy (tego ostatniego jest tutaj baaaardzo dużo).
Chcę więcej. A także chcę jechać do Ustki. Jak mnie nie ciągnie do typowo turystycznych miejscowości nadmorskich, tak tam bym teraz chętnie pojechała. Tak działa ta książka!
Jakie to jest przyjemne w lekturze!!!
Jedyny przejaw twórczości Jadowskiej, z jakim do tej pory miałam do czynienia, to heksalogia o Dorze Wilk oraz dwa tomy o Witkacym ("Szamański blues" oraz "Szamańskie tango"). Tak więc mam niewielkie pojęcie na temat fantastyki uprawianej przez tę panią.
Ale kryminał? Do tego utrzymany w dość lekkim tonie? Z okładką wskazującą na coś z...
Książka ta przeleciała przeze mnie, dając mi parę razy po uczuciach. Gdybym miała powiedzieć, o czym jest, podsumowałabym ją zdaniem, że jest o życiu. O uczuciach z nim związanych, o emocjach, o przemijania, o wszystkich mniej lub bardziej przyjemnych dla psychiki rzeczach. Po paru godzinach zaczęłam zapominać poszczególne historie, ale pamiętam, co mi towarzyszyło podczas czytania, z czym się zmagałam (po tylu latach od powstania tej książki!). Nie polecam na chandrę, można się dobić jeszcze bardziej. (w przypadku tej konkretnej pozycji nie jestem w stanie wykrztusić z siebie nawet próby analizy, ponieważ podjęte starania nie dały mi nic. Dlatego też dałam się ponieść z prądem. Niezwykłe doświadczenie).
Książka ta przeleciała przeze mnie, dając mi parę razy po uczuciach. Gdybym miała powiedzieć, o czym jest, podsumowałabym ją zdaniem, że jest o życiu. O uczuciach z nim związanych, o emocjach, o przemijania, o wszystkich mniej lub bardziej przyjemnych dla psychiki rzeczach. Po paru godzinach zaczęłam zapominać poszczególne historie, ale pamiętam, co mi towarzyszyło podczas...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie spodziewałam się, że "Noce krymskie" przyniosą mi takie rozczarowanie...
Posłowie autorstwa Karoliny Szymaniak wciągnęło mnie bardziej, niż teksty Segałowicza.
Nie bardzo wiem, z czego to wynika. "Tłomackie 13" pochłonęłam. Być może to kwestia tego, kiedy autor to pisał... I jakie miał doświadczenia za sobą...
Widzę wiele, wiele ciekawych wątków w tych opowiadaniach (oj, aż czułam ten krymski gorąc bijący z kartek), natomiast ogólnie jako czytelniczce niespecjalnie mi to przypadło do gustu.
Nie spodziewałam się, że "Noce krymskie" przyniosą mi takie rozczarowanie...
Posłowie autorstwa Karoliny Szymaniak wciągnęło mnie bardziej, niż teksty Segałowicza.
Nie bardzo wiem, z czego to wynika. "Tłomackie 13" pochłonęłam. Być może to kwestia tego, kiedy autor to pisał... I jakie miał doświadczenia za sobą...
Widzę wiele, wiele ciekawych wątków w tych opowiadaniach...
Generalnie to trzymam się stwierdzenia, że zbiory opowiadań bywają nierówne. W tym przypadku jednak to się nie sprawdza.
"Krótki piątek" łyknęłam w dwa dni przebywania na L4. W wielkim skrócie mogę powiedzieć, że to świetna rzecz, kiedy potrzebuje się poczytać o sztetlach (ja akurat miałam taką potrzebę).
A, ważna sprawa - zbiorek ten zawiera opowiadanie, na podstawie którego został nakręcony film "Yentl" Barbry Streisand. Co było dla mnie wielkim zaskoczeniem - kilka lat temu poszukiwałam tego jako oddzielnej książki, dorwałam egzemplarz w bibliotece Żydowskiego Instytutu Historycznego po angielsku. Nie wpadłam na pomysł, by szukać w zbiorach opowiadań.
Generalnie to trzymam się stwierdzenia, że zbiory opowiadań bywają nierówne. W tym przypadku jednak to się nie sprawdza.
"Krótki piątek" łyknęłam w dwa dni przebywania na L4. W wielkim skrócie mogę powiedzieć, że to świetna rzecz, kiedy potrzebuje się poczytać o sztetlach (ja akurat miałam taką potrzebę).
A, ważna sprawa - zbiorek ten zawiera opowiadanie, na podstawie...
Odnoszę wrażenie, że to jedna z pierwszych powieści autorki - napisanych, nie wydanych.
Wieje banałem, styl momentami jest wręcz irytujący, nie buduje napięcia (powtarzanie co rozdział zdań typu "ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że robię źle i że rozwalę sobie życie" buduje co najwyżej napięcie porównywalne z tym, które część kobiet ma przed okresem, kiedy to irytuje cię wszystko, co stanie na Twojej drodze. Tutaj irytują kolejne rozdziały), postaci szablonowe i płaskie...
Widać jednak, że pisała to Witkiewicz, naprawdę dobra pisarka - niektóre banały nagle znikają, zastąpione przez coś ciekawego i pozytywnie zaskakującego. Są to jednak tylko momenty, które powieści jako całości w moich oczach nie ratują.
Niemniej - nie zniechęcajcie się! Jeśli nie znacie twórczości Witkiewicz, poczytajcie wpierw "Milaczka" czy "Balladę o ciotce Matyldzie", a dopiero potem zobaczcie, czy "Cześć, co słychać" Wam podejdzie. Mi nie podeszło i to odradzam, ale inne książki tej pisarki bardzo lubię i do nich zachęcam.
Odnoszę wrażenie, że to jedna z pierwszych powieści autorki - napisanych, nie wydanych.
Wieje banałem, styl momentami jest wręcz irytujący, nie buduje napięcia (powtarzanie co rozdział zdań typu "ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że robię źle i że rozwalę sobie życie" buduje co najwyżej napięcie porównywalne z tym, które część kobiet ma przed okresem, kiedy to irytuje cię...
Nie powaliło mnie to. Mam wrażenie, że przydałaby się jeszcze dodatkowa redakcja (nie, żeby jej tutaj całkowicie nie było, ale cześć pomysłów wydaje się być niedokończona, czegoś mi brakuje).
Nie powaliło mnie to. Mam wrażenie, że przydałaby się jeszcze dodatkowa redakcja (nie, żeby jej tutaj całkowicie nie było, ale cześć pomysłów wydaje się być niedokończona, czegoś mi brakuje).
Pokaż mimo to
Doceniam wysiłek, jak autor podjął przy napisaiu tej powieści, ale średnio mi przypadła do gustu.
Tak się ciągle tłuką lub gwałcą.
Nie wiem, co mam o tym myśleć ani czy mam to polecać.
Doceniam wysiłek, jak autor podjął przy napisaiu tej powieści, ale średnio mi przypadła do gustu.
Tak się ciągle tłuką lub gwałcą.
Nie wiem, co mam o tym myśleć ani czy mam to polecać.
Kiedy przyszło co do czego i kiedy miałam wreszcie przeczytać "Weisera Dawidka", podeszłam do lektury z nastawieniem, że będę czytała powieść o statusie już kultowym. Miałam wrażenie, że już cały świat to czytał, a ja jestem ostatnia.
No i kiedy przewróciłam ostatnią stronę spojrzałam na książkę i stwierdziłam, że nie wiem, o co ludziom chodzi.
Jako pseudorecenzentka myślę, że jest to ciekawy materiał do analizy literackiej. Jako szary czytelnik - nie porwało mnie to, miejscami trochę się nudziłam.
Ale być może styl mi po prostu nie leżał.
W trakcie przyczepiłam się rozpaczliwie obrazu Trójmiasta, tego, w jaki sposób autor opisywał Wrzeszcz już mocno powojenny. Nie znam historii tych terenów po zakończeniu wojny (poza standardowymi faktami ze szkoły), więc to mnie zaciekawiło. Co do fabuły... Czuję, że narzekaniem zrobiłabym tej powieści krzywdę. Ale się nie zachwyciłam.
Może powinnam to przeczytać za kilka lat i wtedy to docenię? Nie wykluczam.
Kiedy przyszło co do czego i kiedy miałam wreszcie przeczytać "Weisera Dawidka", podeszłam do lektury z nastawieniem, że będę czytała powieść o statusie już kultowym. Miałam wrażenie, że już cały świat to czytał, a ja jestem ostatnia.
No i kiedy przewróciłam ostatnią stronę spojrzałam na książkę i stwierdziłam, że nie wiem, o co ludziom chodzi.
Jako pseudorecenzentka myślę,...
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Rankov poprowadził swoich bohaterów przez wydarzenia wielkiej historii. Mogła się z tego zrobić sztampa (jeden z chłopaków w partyzantce, Żyd po wojnie wyjechał do Izraela i nie wrócił etc.), tymczasem o żadnej sztampie nie może być mowy.
Do tego zabieg z imionami (wersje zmieniające się w zależnośc od miejsca przebywania czy wpływów innych państw) to było mistrzostwo świata.
Jeżeli miałabym się do czegokolwiek przyczepić to do zakończenia, które wydało mi się dziwne i rozmyte, ale innym może się ono spodobać.
Gorąco polecam.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Rankov poprowadził swoich bohaterów przez wydarzenia wielkiej historii. Mogła się z tego zrobić sztampa (jeden z chłopaków w partyzantce, Żyd po wojnie wyjechał do Izraela i nie wrócił etc.), tymczasem o żadnej sztampie nie może być mowy.
Do tego zabieg z imionami (wersje zmieniające się w zależnośc od miejsca przebywania czy wpływów...
Jestem pełna podziwu dla autora, widać, że długo i skrupulatnie zbierał materiały do tej książki. Miejscami jednak przeszkadzał mi język, był zbyt... banalny? Taki, który widziałam już w wielu podobnych publikacjach, nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle innych książek.
Niemniej uważam, że jest to wartościowa pozycja, ponieważ da się ją analizować z kilku różnych perspektyw. Moim zdaniem najciekawsze mogą być te dwie:
- Klimontów jako miejsce, gdzie nawet po wielu latach pamięć o żydowskich sąsiadach próbuje być zacierana przez miejscowych (w zestawieniu z Jedwabnem chociażby)
oraz
- Klimontów jako miejsce, gdzie ta pamięć nie daje się za nic w świecie zatrzeć.
Polecam, podobało mi się.
Jestem pełna podziwu dla autora, widać, że długo i skrupulatnie zbierał materiały do tej książki. Miejscami jednak przeszkadzał mi język, był zbyt... banalny? Taki, który widziałam już w wielu podobnych publikacjach, nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle innych książek.
Niemniej uważam, że jest to wartościowa pozycja, ponieważ da się ją analizować z kilku różnych...
Fascynująca rzecz. Co prawda moje wydanie byłoby jeszcze ciekawsze o uzupełnienia (co się stało po wojnie, nie wszędzie to jest), ale absolutnie nie narzekam.
Fascynująca rzecz. Co prawda moje wydanie byłoby jeszcze ciekawsze o uzupełnienia (co się stało po wojnie, nie wszędzie to jest), ale absolutnie nie narzekam.
Pokaż mimo toZdecydowanie polecam to opracowanie osobom, które niewiele wiedzą o Auschwitz, a chciałyby zmienić stan swojej wiedzy. Na początek jest to świetna lektura.
Zdecydowanie polecam to opracowanie osobom, które niewiele wiedzą o Auschwitz, a chciałyby zmienić stan swojej wiedzy. Na początek jest to świetna lektura.
Pokaż mimo to
Mocne. Bardzo mocne.
Za moment minie tydzień od przeczytania, a ja dalej o tych reportażach myślę. O żonie Trynkiewicza, o siostrze Bernadetcie, o kobiecie zgwałconej na służbowym wyjeździe...
Warto, a nawet trzeba.
Mocne. Bardzo mocne.
Pokaż mimo toZa moment minie tydzień od przeczytania, a ja dalej o tych reportażach myślę. O żonie Trynkiewicza, o siostrze Bernadetcie, o kobiecie zgwałconej na służbowym wyjeździe...
Warto, a nawet trzeba.