-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel25
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik3
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-05-15
2022-01-14
"Fanfik" to... taki fanfik. ;) Przynajmniej podczas czytania czułam się, jakbym zgłębiała treść bardzo dobrze napisanego fanfika.
Co prawda coś mi w wątku transseksualizmu nie pasowało - dochodzenie do prawdy było gwałtowne, szybkie, nie wiem, czy tak się da i czy takie sytuacje faktycznie występują w rzeczywistości (innymi słowy - nie znam się), ale poza tym jednym aspektem wszystko inne było w porządku i lektura była dla mnie prawdziwą przyjemnością.
Wielkie brawa dla autorki za oddanie młodzieńczych rozterek i histerii. Aż sobie przypomniałam, jak wyglądało moje dorastanie :)
"Fanfik" to... taki fanfik. ;) Przynajmniej podczas czytania czułam się, jakbym zgłębiała treść bardzo dobrze napisanego fanfika.
Co prawda coś mi w wątku transseksualizmu nie pasowało - dochodzenie do prawdy było gwałtowne, szybkie, nie wiem, czy tak się da i czy takie sytuacje faktycznie występują w rzeczywistości (innymi słowy - nie znam się), ale poza tym jednym...
Oj, długo mi przyszło czekać na pierwszy tom light novel.
*Dorota, wcale długo nie czekałaś, no bez przesady, mogłaś czekać latami*
*sumienie, zamknij się*
Co to ja... A, że przyszło mi czekać. No ale się doczekałam prequelu opowieści o szkockim yaoilandzie!!!
Aczkolwiek muszę powiedzieć, że Kawaii Scotland w wersji komiksowej jest jednak lepszym pomysłem, niż pisane prozą. Wielu scen i sposobu ich przedstawiania goły tekst nie odda, nie wybrzmią one w paru zdaniach czy akapitach. Do dopełnienia fragmentu humorystycznego czy absurdu wy*ebanego w kosmos (taka kategoria opisu jest jak najbardziej wskazana) potrzebna jest ilustracja lub szereg komiksowych kadrów.
DLatego też wielce doceniam Drankę, która stworzyła parę ilustracji do tegoż przedsięwzięcia. Chwała jej za to.
Co do fabuły jako takiej - jestem cholernie ciekawa, w jakim kierunku Ilonę i spółkę poniosą wyobraźnia i siła przypału. Jak dla mnie pierwsza novelka ma parę niedociągnięć fabularnych, ale zwalam to na siłę przypału (wszak pod jej wpływem logika rozpływa się w powietrzu) i dobre chęci, a z tymi przecież różnie bywa.
Nie śmiałam się co prawda tak, jak przy mandze (innymi słowy: moje serce nie robiło doki-doki co dwie, trzy strony), ale wychwalam to dzieło vel dzieuo i jako wielka fanka ilonizmów czekam na więcej.
I moja rada na koniec: tego nie wolno, NIE WOLNO traktować poważnie oraz pod żadnym pozorem analizować. No bo raz, że po co, dwa to się nie uda (ewentualnie "Andrzeju, to jebnie", cytując klasyka polskich memów).
Oj, długo mi przyszło czekać na pierwszy tom light novel.
*Dorota, wcale długo nie czekałaś, no bez przesady, mogłaś czekać latami*
*sumienie, zamknij się*
Co to ja... A, że przyszło mi czekać. No ale się doczekałam prequelu opowieści o szkockim yaoilandzie!!!
Aczkolwiek muszę powiedzieć, że Kawaii Scotland w wersji komiksowej jest jednak lepszym pomysłem, niż pisane prozą....
Do treści przyczepić się nie mogę (no dobra, czasami aż za bardzo czuć, że ma się do czynienia z politykiem, ale na to akurat nie da się nic poradzić), natomiast moim zdaniem warto napomknąć o tym, jak wygląda strona techniczna audiobooka.
"Pod prąd" czytają wspólnie Marta Grzywacz (za Wikipedią: dziennikarka radiowa i telewizyjna, autorka książki o Estreicherze, lektorka audiobooków z dość dużą listą tytułów) oraz sam Robert Biedroń. Z Biedroniem był to bardzo fajny pomysł. Na początku jest jednak trochę sztucznie, ale dość szybko Biedroń łapie rytm i czyta swoje wypowiedzi w miarę naturalnie.
(moim skromnym zdaniem fajnie by było kiedyś zrobić jakiś podcast z Biedroniem. Słuchałabym jak głupia)
Natomiast z Martą Grzywacz miałam ten problem, że (mimo, iż jest świetną lektorką, ma bardzo dobrą dykcję) brzmiała sztucznie. Od razu było widać, że czyta cudze wypowiedzi i nie wczuła się w nie (czasem jej wychodziło, ale tylko czasem). Wynika to wg mnie tylko ze specyfiki czytanego tekstu i ciężko tu kogokolwiek za to winić.
Audiobook broni się tym, że jest dobrze zrealizowany i samą treścią. Dość szybko się do niego przyzwyczaiłam i byłam w lekkim szoku, że mi się książka skończyła.
Nie, żebym "Pod prąd" obrzucała łajnem i odradzała innym słuchania, bo jestem daleka od tego. Uważam, że takie rzeczy powinno się mówić, by potencjalny słuchacz wiedział, z czym ma do czynienia.
***
Co do samego wywiadu - potrzeba nam więcej takich polityków, jak Biedroń. Zdecydowanie.
Do treści przyczepić się nie mogę (no dobra, czasami aż za bardzo czuć, że ma się do czynienia z politykiem, ale na to akurat nie da się nic poradzić), natomiast moim zdaniem warto napomknąć o tym, jak wygląda strona techniczna audiobooka.
"Pod prąd" czytają wspólnie Marta Grzywacz (za Wikipedią: dziennikarka radiowa i telewizyjna, autorka książki o Estreicherze, lektorka...
Genialna biografia, pełna anegdot, opowieści z perspektywy różnych osób znających zarówno Waldorffa, jak i jego wielką miłość, Mieczysława Jankowskiego.
Okazuje się, że po człowieku może zostać naprawdę wiele, zwłaszcza po Waldorffie, który był inicjatorem wielu słusznych akcji. Dzięki niemu bowiem rozpoczęto słynne już kwesty na warszawskich Powązkach.
Śmiem stwierdzić, że o życiu Jerzego Waldorffa powinien powstać film :)
Genialna biografia, pełna anegdot, opowieści z perspektywy różnych osób znających zarówno Waldorffa, jak i jego wielką miłość, Mieczysława Jankowskiego.
Okazuje się, że po człowieku może zostać naprawdę wiele, zwłaszcza po Waldorffie, który był inicjatorem wielu słusznych akcji. Dzięki niemu bowiem rozpoczęto słynne już kwesty na warszawskich Powązkach.
Śmiem stwierdzić, że...
Pierwszą część, czyli "Geja w wielkim mieście" przeczytałam kilka lat temu. Pamiętam, że mi się podobała, ba, nawet się nad nią śmiałam.
Z drugim tomem miałam już jednak lekkie problemy - raz, że wróciłam do perypetii głównego bohatera po długim czasie, dwa, w tak zwanym międzyczasie zdążyłam paru gejów poznać.
W moim środowisku funkcjonuje sformułowanie "jednoosobowa ciotodrama". Zjawisko ciotodramy generalnie wymaga dwóch osób, konkretnie gejów będących w związku. No i te osoby muszą raz na jakiś czas strzelać fochy na siebie, krzyczeć, rozchodzić się, spać oddzielnie, utrudniać sobie nawzajem życie. Potem się schodzić, przepraszać - do czasu następnej ciotodramy, czyli wyolbrzymionego kryzysu związku, wywołanej zwykle przez totalną pierdołę.
"Jednoosobowa ciotodrama" rozumiana jest w moim otoczeniu jako wyolbrzymianie niewielkich problemów przez osobę orientacji homo- lub biseksualnej. Wiecie, że świat jest zły, że ten i ten robi mi krzywdę, że ktoś śmiał skrytykować moją fryzurę i tak dalej, i tak dalej. Aż do przesady i ogólnej irytacji.
I jak tak sobie czytałam "Chyba strzelę focha!" to doszłam do wniosku, że to powieść o jednoosobowej ciotodramie, urozmaicanej takimi standardowymi dwuosobowymi.
Niespecjalnie mnie to bawiło.
Muszę jednak przyznać, iż pod niektórymi względami była to lektura fascynująca - akcja dzieje się przed kilkunastu laty w Warszawie, kiedy to Kwaśniewskiemu kończyła się prezydentura. Przypominanie sobie tego, co działo się w stolicy i ogólnie w Polsce te ileś lat temu było genialnym doświadczeniem.
Zdarzyło mi się zaśmiać, ale chyba raz na rozdział.
Nie, że by to był Bóg wie jak ważny głos w polskiej literaturze LGBT, ale to, że sama nie bawiłam się aż tak dobrze nie oznacza, że ktoś inny będzie miał podobny odbiór "Chyba strzelę focha". Czy warto, nie wiem, ale na pewno można.
Pierwszą część, czyli "Geja w wielkim mieście" przeczytałam kilka lat temu. Pamiętam, że mi się podobała, ba, nawet się nad nią śmiałam.
Z drugim tomem miałam już jednak lekkie problemy - raz, że wróciłam do perypetii głównego bohatera po długim czasie, dwa, w tak zwanym międzyczasie zdążyłam paru gejów poznać.
W moim środowisku funkcjonuje sformułowanie "jednoosobowa...
Nie polubię się z twórczością Witkowskiego. Po "Lubiewie", przez które przeszłam... A, zresztą, opiszę, jak wyglądała u mnie lektura "Lubiewa":
- pierwsze 50 stron: o matko, mam do czynienia z dobrą książką, czemu ludzie na to psioczą, ja nie wiem
- co poniektóre szokujące sceny: matko jedyna, widziało/czytało się gorsze rzeczy, o co ludziom chodzi
- reszta powieści to równia pochyła, ze strony na stronę spadało moje zainteresowanie i zachwyt.
W przypadku "Margot" nastawiłam się na sprawdzenie, czy inne dzieła tego autora nadają się do czegokolwiek. Otóż nadają się - "Margot" czytało mi się niepomiernie lepiej, ze dwa czy trzy razy zdarzyło mi się nawet zaśmiać. Ba, przy czytaniu o perypetiach Waldka przypomniało mi się dzieciństwo, kiedy to Ich Troje było na fali :)
Dlaczego więc nie polubię się z tym, co Witkowski tworzy? Zarówno w "Lubiewie", jak i w "Margot" było skakanie z tematu na temat. Chaos. Momentami czytało mi się to dobrze (święta Asia od tirowców!!!), momentami nie wiedziałam, kto z kim i dlaczego tak obscenicznie. Nie mój styl pisania po prostu.
Ale nie czujcie się zniechęceni - spróbujcie, może Wy akurat nie będziecie mieli z tym problemu.
Nie polubię się z twórczością Witkowskiego. Po "Lubiewie", przez które przeszłam... A, zresztą, opiszę, jak wyglądała u mnie lektura "Lubiewa":
- pierwsze 50 stron: o matko, mam do czynienia z dobrą książką, czemu ludzie na to psioczą, ja nie wiem
- co poniektóre szokujące sceny: matko jedyna, widziało/czytało się gorsze rzeczy, o co ludziom chodzi
- reszta powieści to...
Czasy komunizmu aż do momentu jego upadku to był naprawdę dziwny okres. Zewsząd docierają do mnie historie, jak to ludzie wiązali się i brali ślub jedynie dlatego, że po krótkim stażu znajomości rodziło im się dziecko. Obecnie ludzie z mojego pokolenia często i gęsto postrzegają to jako głupotę i coś nielogicznego - przyrzekanie wierności człowiekowi, którego ledwo się zna, a do którego uczucie wygasa maksymalnie po dwóch, trzech latach?
Moim zdaniem nie to jest najgorsze. O wiele bardziej tragiczną sprawą jest to, iż tacy ludzie rzadko kiedy biorą rozwód. Bo przyzwyczaili się do siebie. Bo znane jest lepsze od nieznanego. Rozwód, a co to takiego, przecież to hańba, nie wolno się rozwodzić?
Znacie to skądś, prawda?
Szczygielski pokazał nieco bardziej zmodyfikowane oblicze tej tragedii. W trzeciej części swoich "Kronik nierówności" przedstawia postać Pawła, mężczyzny, który wskutek jednego wydarzenia nagle zaczyna zastanawiać się nad swoją orientacją seksualną oraz nad tym, czy jego małżeństwo od samego początku nie było fikcją.
Temat kryptogejów, ukrywających się przed światem, zakładających rodziny i tak dalej znamy nie od dziś. Ale czy wiemy, dlaczego niektórzy z nich prowadzą takie a nie inne życie?
Polecam. Można czytać poza kolejnością (jak wszystkie tomy). Wielkie brawa dla autora za podjęcie tematu oraz tzw. korpolengłydż.
Dłuższa opinia tutaj: --->
https://czechozydek.wordpress.com/2015/07/11/z-innej-beczki-marcin-szczygielski-bingo/
Czasy komunizmu aż do momentu jego upadku to był naprawdę dziwny okres. Zewsząd docierają do mnie historie, jak to ludzie wiązali się i brali ślub jedynie dlatego, że po krótkim stażu znajomości rodziło im się dziecko. Obecnie ludzie z mojego pokolenia często i gęsto postrzegają to jako głupotę i coś nielogicznego - przyrzekanie wierności człowiekowi, którego ledwo się zna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-29
Trochę się bałam, że wyjdzie z tego kontynuacja "Berka", a tymczasem dostałam naprawdę fajną historię zupełnie innych bohaterów. Do tego autorowi poprawił się styl względem pierwszej części, także czytanie to czysta przyjemność.
Poza tym... Ostatnia scena miłosna rządzi. Tak pięknego połączenia dwóch zdarzeń nigdy nie widziałam! Chociażby dla tego warto to przeczytać :)
Trochę się bałam, że wyjdzie z tego kontynuacja "Berka", a tymczasem dostałam naprawdę fajną historię zupełnie innych bohaterów. Do tego autorowi poprawił się styl względem pierwszej części, także czytanie to czysta przyjemność.
Poza tym... Ostatnia scena miłosna rządzi. Tak pięknego połączenia dwóch zdarzeń nigdy nie widziałam! Chociażby dla tego warto to przeczytać...
Mam wrażenie, że "Berek" jest wstępem do dłuższej historii. Ciekawa jestem kontynuacji.
Mam wrażenie, że "Berek" jest wstępem do dłuższej historii. Ciekawa jestem kontynuacji.
Pokaż mimo to
O ile "Fanfik" czytałam z podejściem "o, jaka fajna historia, trochę niewiarygodna, ale tak się wpisuje w klimaty fanfików, że w ogóle mi to nie przeszkadza", tak "Slash" od pierwszych stron traktowałam bardziej poważnie.
Kontynuacja "Fanfika" skupia się na Leonie, partnerze Tośka. Poznajemy go bliżej, możemy się przyjrzeć jego relacji z Tośkiem (który wprowadza zamęt w życie każdego, kto mu się nawinie pod rękę), a także poznajemy genezę jego mocno ograniczonych kontaktów z rodziną i wyprowadzki do Poznania.
Tyle opisu fabuły. Moim zdaniem zbrodnią by było poruszenie kolejnych wątków, najlepiej jest samemu się z nimi zapoznać (a co za tym idzie, dać się im zaskoczyć).
"Slash" mnie kupił od samego początku. Nie tylko dlatego, że jestem zadeklarowaną yaoistką <3 Jest to naprawdę świetnie napisana powieść dla młodzieży, wpisująca się w nurt young adult (co mnie ogromnie cieszy. Wreszcie mamy coś w tych klimatach na polskim rynku!), czyta się ją szybko, ALE (to trzeba mocno zaakcentować) nie jest trywialna. Porusza naprawdę mocne i ciężkie tematy - nie pamiętam, kiedy ostatnio w polskiej literaturze dla młodzieży spotkałam się z chociażby 1/3 tego, co autorka zawarła w "Slashu".
Oczywiście, nie jest to powieść bez wad. Niektóre wątki wydają się być kompletnie niepotrzebne, część jest rozpisana bez sensu, nad niektórymi aż chce się zakrzyknąć "Co to, ku*wa, jest?!", niemniej jest tego tak niewiele, że nie należy się tym specjalnie przejmować.
Polecam. Czytać, kupować, pożyczać, polecać, dawać w prezencie, wciskać z uporem maniaka. :)
O ile "Fanfik" czytałam z podejściem "o, jaka fajna historia, trochę niewiarygodna, ale tak się wpisuje w klimaty fanfików, że w ogóle mi to nie przeszkadza", tak "Slash" od pierwszych stron traktowałam bardziej poważnie.
więcej Pokaż mimo toKontynuacja "Fanfika" skupia się na Leonie, partnerze Tośka. Poznajemy go bliżej, możemy się przyjrzeć jego relacji z Tośkiem (który wprowadza zamęt w...