-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-04-20
2015-05-21
Anna ma męża. I nowotwór. Przynajmniej nowotwór nie zdradza jej na prawo i lewo. Z sekretarką. I z tą Gośką z wielkim tyłkiem. A tak się z niej wyśmiewali. Teraz ona się śmieje, ta Gośka. I Wiesiek. Śmieją się razem, z niej, z jej błękitów, chusteczki na łysej głowie. Niech się śmieją. Anna ma własne problemy. Nie będzie się awanturować, nie będzie krzyczeć, płakać. Taka jest. Szara, cicha myszka. A raczej błękitna, niebieska, turkusowa. Z tymi swoimi holenderskimi kafelkami i filiżankami, kupowanymi na pchlich targach. W tym wielkim, pustym domu.
Gosia to co innego. Ona wie czego chce i potrafi się o to wykłócić. Zakręcić się, jakby powiedziała matka Anny. Anna nigdy tego nie umiała. Ale Gosia? Zachciała Wieśka. No i ma. Kochała się w nim jeszcze w szkole. Ale, co się odwlecze, to nie uciecze. Jej były mąż to pijak. Jedyna córka przeprowadziła się do chłopaka, a Gosia poczuła, że czas na zmiany. I nowe życie, z Wieśkiem. I z nowym biustem, ale to przed Świętami. Tak. Wtedy będzie już idealnie. Nowe życie, nowy mężczyzna, nowy biust.
A Wiesiek? Jak on się w to wszystko wplątał? W tą Gośkę z wielkim tyłkiem. To go zaślepiło. Ten tyłek. I te gorseciki i pończoszki, które nosiła na początku. A on posłusznie odszedł od swojej cichej Anny. Przed Gosią były inne kobiety, inne kochanki. Ale to nie były poważne związki. Z Gosią też nie miało być poważnie. Ale się zrobiło. Zakrzyczała go. Stłamsiła tym tyłkiem. A on się poddał. Zostawił chorą żonę. Wystraszył się.
więcej na http://portobellobazaar.blogspot.com/2015/05/ksiazka-jedenascie-tysiecy-dziewic.html
Anna ma męża. I nowotwór. Przynajmniej nowotwór nie zdradza jej na prawo i lewo. Z sekretarką. I z tą Gośką z wielkim tyłkiem. A tak się z niej wyśmiewali. Teraz ona się śmieje, ta Gośka. I Wiesiek. Śmieją się razem, z niej, z jej błękitów, chusteczki na łysej głowie. Niech się śmieją. Anna ma własne problemy. Nie będzie się awanturować, nie będzie krzyczeć, płakać. Taka...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-29
Ania mieszka z Sieriożą pod Moskwą. Nigdy nie sądziła, że czekała na tego mężczyznę całe życie, że będzie z nim taka szczęśliwa w tym pięknym ażurowym domu, który zbudował specjalnie dla nich. Wiodą spokojne życie, choć to nie brak trosk takim je uczyniło. Ania nie pyta. Wie przecież, że jej mężczyzna regularnie odwiedza swojego małego synka. No i ją. Jeździ do nich, bo mu zależy. Na chłopcu oczywiście. I jej mogłoby zależeć, ale Ira, była żona Sierioży, skutecznie zapobiega jakimkolwiek kontaktom między jej synem, a tą drugą, nową kobietą. Anna też ma syna, Miszkę, ale to już nastolatek, trochę zbuntowany chłopak, który odpycha jej, wyciągające się do matczynych pieszczot, ręce. Brakuje jej tego i z pewnością chętnie wpuściłaby do swojego życia tego małego chłopca, syna Sierioży. Ale tak to już jest, że nie wszystko zależy od nas, nie na wszystko mamy wpływ. Na to co stało się w Moskwie też nie miała żadnego wpływu. Wirus pojawił się znikąd i szybko pojawiały się nowe przypadki. Przypadki… W mieście mieszkała jej matka. Ona też zachorowała. Stała się przypadkiem, jedną z wielu ofiar. Chcieli ją stamtąd zabrać, ale kiedy się na to zdecydowali miasto było już otoczone wojskowym kordonem, drogi wjazdowe i wyjazdowe zablokowano. Kwarantanna. To straszne słowo podtrzymywało w narodzie iluzję kontroli. Bo przecież ktoś nad tym wszystkim czuwał. Ktoś odciął od świata to biedne miasto, ktoś próbował opanować sytuacje. Ten ktoś jednak zawiódł. Nie tylko w Moskwie, ale we wszystkich większych miastach świata. Nagle dotarło do nich, że sytuacja wyrwała się spod tej nieudolnej kontoli, której być może nawet nigdy nie było. I wtedy przyjechał ojciec Sierioży. Musieli uciekać – w ich pachnącym nowością i miłością domu nie było już bezpiecznie. Bezpiecznie było tam, gdzie byliby sami, z dala od ludzi i od wszechobecnej, bezlitosnej choroby…
Pandemia to książka drogi, o ile taki gatunek w ogóle istnieje. Jeśli nie, to z chęcią go stworzę tylko po to, by kolekcjonować kolejne pozycje pokroju tej, którą popełniła Jana Wagner. Okazuje się bowiem, że autorka stworzyła niezłą wizję, całkiem realnej wersji, apokalipsy.
więcej na http://portobellobazaar.blogspot.com/2015/06/ksiazka-pandemia-jana-wagner.html
Ania mieszka z Sieriożą pod Moskwą. Nigdy nie sądziła, że czekała na tego mężczyznę całe życie, że będzie z nim taka szczęśliwa w tym pięknym ażurowym domu, który zbudował specjalnie dla nich. Wiodą spokojne życie, choć to nie brak trosk takim je uczyniło. Ania nie pyta. Wie przecież, że jej mężczyzna regularnie odwiedza swojego małego synka. No i ją. Jeździ do nich, bo mu...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-09
Emma znów jest sama. Jej najlepsza przyjaciółka Sara wyjechała do Francji. Evan? Jego zostawiła już dawno temu. Nie mogła ciągnąć go ze sobą w dół. Zrobiła to dla jego dobra. Nie chciała już nikogo krzywdzić. Nigdy już tego nie zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo skrzywdzi jednocześnie samą siebie.
Bo jej nie można kochać. Ona też tego nie potrafi. Tak już jest. Jest odbiciem swojej destrukcyjnej, egoistycznej matki, jej wierną kopią; pustą skorupą; cieniem człowieka; cieniem samej siebie. Gdyby inni znali ją taką, jaką ona siebie zna, nie miała by nawet tej garstki trwających przy niej ludzi. Ale tą tajemnicę przywiązała do swojego serca niczym głaz, który teraz wciągał ją w ciemność, zabierając powietrze, nie pozwalając oddychać. Czy jeszcze kiedyś będzie w stanie zaczerpnąć powietrza i nie czuć tego bólu, czy przestanie tonąć w tej pustce?
"Biorąc oddech", to już trzeci, ostatni tom serii Oddechy, która przebojem wdarła się w serca wielu nastolatek i wielu dam w nieco już starszym wieku. Autorce znów udało się wycisnąć z czytelnika (czytaj mnie) łzy, wywołać uśmiech i wzbudzić jeszcze wiele innych uczuć, cały ich wachlarz. I właśnie takiego efektu, emocjonalnej huśtawki, wzruszeń, oburzenia i radości, oczekiwałam sięgając po ostatnią część tej pięknej historii. Już przy "Oddychając z trudem" nie wierzyłam, że autorce uda się utrzymać intrygę, nie powtarzając schematu pierwszej części, "Powód by oddychać". Ale udało się i tym większym rozczarowaniem byłaby dla mnie porażka części trzeciej. Okazało się jednak, że najgorszego potwora autorka zachowała właśnie na tom Biorąc oddech.
więcej na http://portobellobazaar.blogspot.com/2015/08/ksiazka-biorac-oddech-rebecca-donovan.html
Emma znów jest sama. Jej najlepsza przyjaciółka Sara wyjechała do Francji. Evan? Jego zostawiła już dawno temu. Nie mogła ciągnąć go ze sobą w dół. Zrobiła to dla jego dobra. Nie chciała już nikogo krzywdzić. Nigdy już tego nie zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo skrzywdzi jednocześnie samą siebie.
Bo jej nie można kochać. Ona też tego nie potrafi. Tak już jest. Jest...
2016-01-10
Chłód i Jesper. To oni towarzyszyli mi całe życie, odkąd pamiętam, odkąd mogę pamiętać. Nie mam imienia. W tej opowieści nie jest mi potrzebne, bo długo jestem tylko jej narratorem, jakbym stanowiła dodatek do fabuły, a moim zadaniem było jedynie zapamiętanie. Istnieję dzięki mojemu starszemu bratu i nieustającemu uczuciu chłodu.
Jestem chłopczycą i rozczarowaniem. Choć mam najlepsze stopnie w klasie i piękne, brązowe loki, nie spełniam oczekiwań mojej bogobojnej, religijnej matki. Z resztą, spełniałabym je pewnie tylko, gdybym zmieniła się w samego Jezusa na Krzyżu... Dla ojca z kolei nie istnieję. Są oczywiście pewne znaki, świadectwa, pewne chwile, które pozwalają mi przypuszczać, że fakt posiadania dwójki dzieci jest mu znany. Wydaje się jednak nie być to fakt zbyt istotny.
Żyliśmy spokojnie, na naszym skraju Danii, który długo był całym moim światem, mimo że plany zakładały zmianę tej sytuacji. Kiedyś, w przyszłości, A potem nadeszła wojna. Wkroczyła dudniącymi od niemieckich oddziałów i pojazdów drogami; przedarła się przez granice śmiercią pięciu duńskich żołnierzy. Podobno zainscenizowaną, zaplanowaną, tak twierdził Jasper. To wtedy zaczęłam zauważać samą siebie. Byłam dumna i nieustępliwa. Matka przepowiadała, że taka wywyższająca się pannica będzie zawsze sama. Ale ja się nie wywyższałam i wcale nie byłam sama. Byłam sobą i nie chciałam o nic prosić. Nie chciałam też, żeby Jasper wyjechał z Danii. Musiał, a ja to zrozumiałam.
Po wojnie wyjechałam i ja, choć nie na Syberię o której marzyłam. Oboje zniknęliśmy, ale ja krążyłam wciąż blisko domu, kraju, naszego zakątka świata. On zaś wkroczył całą swoją młodością i werwą do Maroka, o którym marzył już od dziecka. Rozdzieliliśmy się. Ja w końcu wróciłam, on nie...
Ta historia wnika w czytelnika, niczym sączący się przez okienną szparę chłód, wciąż towarzyszący głównej bohaterce, której imienia nie znamy, To też historia jak wiele innych, jedna z, powtarzalna - niepowtarzalna, zwykła i niezwykła zarazem. To opowieść o rodzinie z małego miasteczka: rodzice, dwójka dzieci, dziadkowie, wujostwo. Każdy z własnymi problemami, każdy zapatrzony w siebie, każdy niewysłuchany i niezrozumiany, niezrealizowany, każdy będący czyimś rozczarowaniem, każdy jakby bez głosu, jakby ten chłód zamienił się w mróz i skuł lodem wszystkie niewypowiedziane pretensje i żale, aby nigdy nie wydostały się z ich gardeł.
Czytając Na Syberię odwiedzamy tak na prawdę kilka współistniejących światów, bo każdy opisywany przez narratorką bohater żyje we własny. Niby to się wszystko łączy, bo przecież razem jedzą, razem mieszkają, ale znów jakby osobno, jakby nic prócz tych formalności ich nie łączyło. I to dodatkowo potęguję uczucie chłodu, sprawia, że nic nie jest nas w stanie ogrzać, ale też że czytamy. Czytamy, bo chcemy w końcu znaleźć tę iskierkę, zapowiedź ciepła, coś co roznieci w tym chłodnym krajobrazie pożar. Ale przyzwyczajona do zimna bohaterka zdaje się w dorosłym życiu świadomie przysypywać białym puchem tlącą się nadzieję. Zamyka się w sobie i czytelnik ma wrażenie, jakby obcował z dojrzałą już kobietą, stanowczą, opanowaną i chłodną, mimo że swoją opowieść kończy w wieku zaledwie 24 lat.
Tę nostalgiczną, napisaną pięknym językiem historię polecam na spokojny, zimowy wieczór, a sama z pewnością sięgnę po kolejne książki Per Pettersona.
http://portobellobazaar.blogspot.com/2016/01/ksiazka-na-syberie-per-petterson.html
Chłód i Jesper. To oni towarzyszyli mi całe życie, odkąd pamiętam, odkąd mogę pamiętać. Nie mam imienia. W tej opowieści nie jest mi potrzebne, bo długo jestem tylko jej narratorem, jakbym stanowiła dodatek do fabuły, a moim zadaniem było jedynie zapamiętanie. Istnieję dzięki mojemu starszemu bratu i nieustającemu uczuciu chłodu.
Jestem chłopczycą i rozczarowaniem. Choć...
2014-11-06
W życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym wystarczy już tylko usiąść na krześle w kuchni, z kawą w jednym i gazetą w drugim ręku i czekać na śmierć. Osiemdziesięciodwuletni Sheldon Horowitz, który po stracie ukochanej żony, zostawił za sobą przeszłość i z Nowego Jorku przeprowadził się do Oslo, do swojej wnuczki, w takiej mniej więcej pozycji czekał na swój kres. Sądził, że w tym obcym, nieprzyjaznym kraju, niewiele go już spotka. Jednak zamiast odzianej na czarno postaci, której się spodziewał, pewnego dnia, do jego drzwi zapukała przerażona, młoda cudzoziemka. Wraz z nią, staruszek zaprosił do swojego domu małego chłopca, z wizerunkiem misia Paddingtona na kaloszach, oraz brutalnego mordercę. Sheldon nie zdołał uratować matki malca, ale jednocześnie, w chwili jej śmierci, zyskał misję: ukryć i ocalić dziecko przed zabójcą jego matki, prawdopodobnie będącym też ojcem chłopca.
To nie tylko pusty kryminał, dla żądnych wartkiej akcji. To książka-spowiedź, próba pogodzenia się z przeszłością i wybaczenia samemu sobie. Książka o każdym...
więcej na http://portobellobazaar.blogspot.com/2014/11/ksiazka-norweskie-noce-derek-miller.html
W życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym wystarczy już tylko usiąść na krześle w kuchni, z kawą w jednym i gazetą w drugim ręku i czekać na śmierć. Osiemdziesięciodwuletni Sheldon Horowitz, który po stracie ukochanej żony, zostawił za sobą przeszłość i z Nowego Jorku przeprowadził się do Oslo, do swojej wnuczki, w takiej mniej więcej pozycji czekał na swój kres....
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-02
Czy place budowy są przygnębiające? A place destrukcji? A jeśli tak, to czyż ta destrukcja, te unicestwienie nie służy jakiejś przyszłej idei? Czyż nie ma tam celu? Zamysłu? Czy nikt nad tym nie czuwa? Bo przecież ktoś musi.
Jean-Baptiste Baratte to doprawdy utalentowany młody człowiek. Inżynier. A to przecież coś znaczy. To dla niego ogromna szansa. I oczywiście, nie ma tu miejsca na skrupuły. Jeśli nie on, to kto? Ktoś inny, to rzecz jasna. Nie może więc odmówić, choć całe przedsięwzięcie nie napawa optymizmem. Ba! Z pewnością nie będzie chwalił się tym projektem. A przynajmniej na razie. Lepiej zachować to w tajemnicy. Oczywiście nie jest to coś zdrożnego, inaczej w ogóle nie byłoby o tym mowy. Przecież oddaje to miejsce w ręce ludu, to praca dla społeczeństwa, dla społeczności; jest tam więc jakiś wyższy cel, jakieś dobro, które osiągnie na końcu drogi. Choć droga będzie to z pewnością wyboista. Ale cicho sza! Nic nikomu nie mówić. Bo chociaż cmentarz stał się już dawno uciążliwy, zarówno dla miasta, jak i dla bezpośrednich swoich sąsiadów, to cmentarzem wciąż pozostaje. I choć sąsiedztwo wyżej już wspomniane, z pewnością będzie później ukontentowane, to samo przedsięwzięcie może wzbudzić pewne… niepokoje. Bo to jednak zmarli. Czyż nie należy im się wieczny spoczynek? Czyż nie za nimi już te wszystkie przeprowadzki, podróże, przemieszczanie się jako takie? Czyż nie powinni mieć wiekuistego spokoju? Ależ przecież będą go mieć; kości zostaną godnie przetransportowane w inne, uświęcone miejsce. Pojadą wozami, pod eskortą modlących się mnichów. Nocą. Nie z powodu tajemnicy. Po prostu. Dla ogólnego spokoju. Spokoju tych wciąż żywych…
Tuż przed wybuchem Rewolucji Francuskiej Paryż borykał się z ogromnym problemem przepełnionych cmentarzy miejskich. Tak na prawdę była to bolączka wielu europejskich stolic, ale chyba tylko francuska metropolia zmagała się z nią na taką skalę. I nie chodziło jedynie o zapach, wciąż unoszący się nad mogiłami...
więcej na http://portobellobazaar.blogspot.com/2016/06/ksiazka-oczyszczenie-andrew-miller.html
Czy place budowy są przygnębiające? A place destrukcji? A jeśli tak, to czyż ta destrukcja, te unicestwienie nie służy jakiejś przyszłej idei? Czyż nie ma tam celu? Zamysłu? Czy nikt nad tym nie czuwa? Bo przecież ktoś musi.
Jean-Baptiste Baratte to doprawdy utalentowany młody człowiek. Inżynier. A to przecież coś znaczy. To dla niego ogromna szansa. I oczywiście, nie ma...
Mały Palestyńczyk, Ahmed, żyje wraz z rodziną w Izraelu, w zapomnianej przez Boga i ludzi, wiosce. Zapomnianej niestety nie przez wszystkich, ponieważ regularnie ostrzeliwanej przez izraelskie wojsko i po woli okrawanej z otaczających ją żyznych ziem przez pobliski moszaw. Tłoczący się na coraz mniejszym skrawku ziemi, odgrodzeni od świata, żyjący w skrajnej nędzy Palestyńczycy z wioski Ahmeda regularnie spotykają się w miejscowej herbaciarni. Przy partyjce tryktraka słuchają audycji radiowych i w bieżących wiadomościach szukają nadziei na lepsze czasy. W tej trudnej sytuacji żyją tak, jak potrafią i czekają. Pewnej bezsennej nocy, ogarnięty chęcią działania, wciąż bardzo jeszcze młody i niewiele rozumiejący Ahmed, pomaga terroryście zakopać broń w pobliżu swojego domu, położonego na wzgórzu, osłoniętego gałęziami tytułowego drzewa migdałowego, budyneczku. Ta decyzja odmieni życie chłopca i jego rodziny, która zostanie wkrótce brutalnie rozdzielona, pozbawiona i tak już skromnego dobytku i środków do życia. Od tej chwili, kierowany wyrzutami sumienia Ahmed, poświęci swoje życie bliskim, których kiedyś tak bardzo zawiódł. Po latach ciężkiej i często upokarzającej pracy fizycznej okaże się, że dzięki ogromnej determinacji i niezwykłej bystrości umysłu, szesnastoletni palestyński chłopiec może stawiać się na równi, a nawet przewyższyć zdolnościami izraelskich rówieśników, a nauka i postęp stoją ponad wszelkimi podziałami. Życie nie oszczędzi jednak Ahmedowi kolejnych rozczarowań i smutków, które ostatecznie ukształtują jego charakter i zahartują ducha.
więcej na http://portobellobazaar.blogspot.com/2015/04/ksiazka-drzewo-migdaowe-michelle-cohen.html
Mały Palestyńczyk, Ahmed, żyje wraz z rodziną w Izraelu, w zapomnianej przez Boga i ludzi, wiosce. Zapomnianej niestety nie przez wszystkich, ponieważ regularnie ostrzeliwanej przez izraelskie wojsko i po woli okrawanej z otaczających ją żyznych ziem przez pobliski moszaw. Tłoczący się na coraz mniejszym skrawku ziemi, odgrodzeni od świata, żyjący w skrajnej nędzy...
więcej Pokaż mimo to