-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2019-07-17
2018-03-19
"Sprawa Zegarmistrza" jest drugim tomem, który wprowadza nas w świat Obrzeży i przybliża wydarzenia skumulowane wokół Kolegium Iluzji i Manipulacji. Bardzo niepokojący proces rekrutacji do Praskiej Szkoły Lalkarzy, zakończony w tomie pierwszym, gładko przenosi Nas do realiów nauki w tejże instytucji i przedstawia ciąg kolejnych niepokojących wydarzeń.
Co może zrobić główny bohater, kiedy okazuje się, że w pogoni za marzeniem, znalazł się w miejscu pełnym nieufności, zagadek i śmierci? Czy przeciwstawi się Mistrzom Manipulacji i zagrożeniu ze strony Króla Demonów, wychylającego z cienia?
Wiele osób porównuje książkę Ani Karnickiej do Harrego Pottera i być może dałoby radę podciągnąć ją pod ten wagonik, gdyby ostrym (niewidzialnym) nożem można by odciąć mrok, niepokój, śmierć i wszechobecną manipulację. Jeżeli spodziewacie się latających sówek i niezachwianej przyjaźni, nic bardziej mylnego, ponieważ seria "Paradoks Marionetki" jest raczej mroczna, a świat magiczny w rzeczywistości pełen niebezpieczeństw, niesprawiedliwości i walki o przetrwanie. Warto przeczytać obie części jedna po drugiej, żeby uzyskać pełny obraz skomplikowanych światów przeplatających się na stronach powieści. Polecam :)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
"Sprawa Zegarmistrza" jest drugim tomem, który wprowadza nas w świat Obrzeży i przybliża wydarzenia skumulowane wokół Kolegium Iluzji i Manipulacji. Bardzo niepokojący proces rekrutacji do Praskiej Szkoły Lalkarzy, zakończony w tomie pierwszym, gładko przenosi Nas do realiów nauki w tejże instytucji i przedstawia ciąg kolejnych niepokojących wydarzeń.
Co może zrobić główny...
2022-03-06
„Wszystkie twoje słabości” to debiutancka powieść Krzysztofa Myślińskiego, zaledwie 17-letniego chłopaka. Zostałam poproszona o recenzję przez autora i mimo, że książka o podobnej tematyce pewnie nie miałaby wielkich szans, aby mnie przyciągnąć, to jednak postanowiłam dać jej szansę.
Fabuła oscyluje głównie wokół Toma White’a, muzyka, który po przybyciu do Ameryki, zaprzepaścił swoją karierę i tonąc w długach, gra w podrzędnych barach, próbując zarobić na jedzenie. Podczas jednego z takich koncertów, jest świadkiem morderstwa i podsłuchana przypadkiem rozmowa o udziale mafii, stawia go w nieciekawym położeniu.
„Poklepał się po policzkach, jakby chciał wybić sobie z głowy te niepotrzebne głosy, natrętne myśli – nieodłączne towarzyszki nędznych ludzi.”
Książka jest pisana w trzeciej osobie i skupia się głównie wokół trzech postaci, których przeszłość dokładnie poznajemy. Mowa tutaj o Tomie, muzyku będącym świadkiem morderstwa, Jamesie Garcia, policjancie, który postanawia przyjrzeć się sprawie i Jannette, młodej kobiecie, która śledzi naszego muzyka na zlecenie biura detektywistycznego. I chyba za dużo tej przeszłości postaci dostawaliśmy zaraz na wstępie i jeszcze nawet gdzieś w połowie książki dowiadywaliśmy się o bohaterce, którą tatuś zostawił na lodzie po przygodzie z prostytułowaniem się. Miałam wrażenie, że większość fabuły to wątki obyczajowe skupiające się na postaciach, a te porachunki mafijne układają się trochę naiwnie, w niezbyt skomplikowaną historię. Generalnie niewiele mnie tutaj mogło zaskoczyć.
Książka jest dość krótka, z ładną okładką, co na plus. Myślę, że brakuje w niej krwi, pościgów i prawdziwego oblicza mafii, które nie wykorzystuje losowego mężczyzny do wykonywania ich brudnej roboty. Pewne posunięcia w fabule kompletnie mi zgrzytały, podobnie jak zakończenie przez które bohater został przeprowadzony jak po sznurku. Ta ostatnia deska ratunku przyszła mu zdecydowanie zbyt łatwo i znikąd. Natomiast jeśli chodzi o narrację to muszę powiedzieć, że pozytywnie się zaskoczyłam, bo mimo wszystko czyta się to bardzo lekko. Należałoby w przyszłości popracować nad bardziej skomplikowaną i mięsistą fabułą, z jakimś ciekawym zwrotem akcji, a byłabym sprzedana.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Wszystkie twoje słabości” to debiutancka powieść Krzysztofa Myślińskiego, zaledwie 17-letniego chłopaka. Zostałam poproszona o recenzję przez autora i mimo, że książka o podobnej tematyce pewnie nie miałaby wielkich szans, aby mnie przyciągnąć, to jednak postanowiłam dać jej szansę.
Fabuła oscyluje głównie wokół Toma White’a, muzyka, który po przybyciu do Ameryki,...
2022-02-01
„Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” od Adele Parks to mój pierwszy thriller od dłuższego czasu. Myślę, że w przypadku tego typu książek, oszczędny opis przyciąga, bo czegóż możemy się spodziewać za zamkniętymi drzwiami?
„Człowiek mający tajemnice nie wie co to spokojny sen.”
Daisy i Simon po wielu latach starań, drogich wizyt w kolejnych klinikach i zastrzyków, wreszcie doczekali się upragnionej córki. Wydaje się, że do szczęścia nic więcej im nie trzeba. Jednak słowa nieopatrznie wypowiedziane przez lekarza spowodują pęknięcie na tym idealnym obrazie i niepowstrzymaną lawinę tragicznych zdarzeń.
„Zaczęło stawać się dla niego jasne, że uzależnienie to dziwka, daje każdemu.”
Książka jest pisana w bardzo ciekawy sposób, który od razu zwrócił moją uwagę. Rozdziały z punktu widzenia Daisy i Simona przeplatają się, ale co więcej, perspektywa żony jest przedstawiona za pomocą narracji w pierwszej osobie, natomiast męża w trzeciej osobie. Nie kojarzę podobnego zabiegu w żadnej z książek które czytałam, więc dodatkowy punkcik za wykonanie jak najbardziej zasłużony. Jednym z głównych aspektów wokół których się kręcimy, nie będący zbytnim spojlerem, jest alkoholizm. Straszna choroba, wycieńczająca głównego bohatera i wpływająca na otoczenie, z dużym naciskiem na stanowisko żony i ich małą córeczkę. Daisy wydaje się nieśmiałą, zamkniętą w sobie kobietą i walka z mężem o jego późniejsze wracanie z pracy czy porannego kaca, nie jest dla niej oczywistością. Kobieta godzi się z sytuacją, a Simon popada w spiralę myśli i podejrzeń, które jeszcze popychają go do kieliszka. Generalnie uważam, że portret psychologiczny męża był w punkt. W ogóle mamy do czynienia z bardzo głęboką analizą uczuć i kolejnych wydarzeń, przemian w bohaterach i tytułowych kłamstw, które ich definiują.
„Poza tym seks nie umywa się do alkoholu. Seks jest zawiły i wymagający, wiąże się z sekretami, niewypowiedzianymi warunkami i żądaniami. Seks kłamie. A alkohol jest czysty, szczodry, łatwy.”
Fabuła nie jest nadmiernie skomplikowana i można powiedzieć, że skupia się bardziej wokół bohaterów niż przełomowych zdarzeń, ale z drugiej strony odnajdziemy też kilka zaskoczeń. Jeden wątek szczególnie mnie zaszokował, ale dzięki niemu zachowania bohaterów miały w perspektywie więcej sensu. Myślę, że może chciałabym trochę bardziej rozwiniętego zakończenia, znowu wpadającego w melancholijne tony, ale nie kłócę się z wizją autorki. Jeżeli lubicie ‘domestic thrillers’ to myślę, że ta pozycja powinna Wam podpasować :)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” od Adele Parks to mój pierwszy thriller od dłuższego czasu. Myślę, że w przypadku tego typu książek, oszczędny opis przyciąga, bo czegóż możemy się spodziewać za zamkniętymi drzwiami?
„Człowiek mający tajemnice nie wie co to spokojny sen.”
Daisy i Simon po wielu latach starań, drogich wizyt w kolejnych klinikach i zastrzyków, wreszcie...
2021-10-20
Seria „Rock Chick” mimo wzlotów i upadków w dalszym ciągu przyciąga mnie przez osobę autorki. Styl Pani Ashley mi odpowiada, a historia z tego tomu miała potencjał żeby mieć nieco inny rozdźwięk.
„Patrzył na mnie ciepło, łagodnie, z uśmiechem w oczach. Zrobiło mi się ciepło, łagodnie i też się uśmiechnęłam. Na szczęście wyłącznie w środku.”
Mace jest jednym z detektywów w Nightingale Investigations. W jego przeszłości królują demony, związane z tragiczną śmiercią siostry, a w dodatku źli ludzie postanawiają zapolować na rockowe laski i ich partnerów. W ten cały bałagan uczuciowy wpada Stella, która jako była dziewczyna Mace’a, również znalazła się na celowniku. Czy kiedy wokalistka ‘The Gypsies’ zostanie postrzelona, dawne uczucia powrócą wraz z instynktem obrońcy naszego macho?
Pytanie z poprzedniego akapitu oczywiście możecie uznać za retoryczne. Książki pani Ashley pisane w większości w pierwszej osobie czasu przeszłego, zawsze w pewnym sensie dążą do happy endu, z kilkoma problemami, kłótniami i strzelaninami po drodze. Ten tom różnił się delikatnie narracją, ponieważ otrzymaliśmy wstawki i sceny z udziałem pozostałych par, nie skupiając się jedynie na głównym wątku miłosnym. Wydaje mi się, że ten zabieg, włącznie z epilogiem z typu ‘pięć lat później’, miał w pewnym sensie podomykać niektóre wątki, a nawet być może zakończyć cykl (którego powstały kolejne trzy tomy). Postaci jest już taka mnogość, że wręcz ciężko je śledzić i tylko niektórzy charakterystyczni bohaterowie wybijają się na tle rodziców czy pobocznych przyjaciół głównego teamu. Lekko i swojsko w tym temacie i moje serduszko mknie ku Daisy, która idealnie wszystkich spina, ogarniając kawę i śniadanka w swoim zamku (tak, to uosobienie Dolly Parton w cekinach, mieszka w zamku!).
„Powietrze w garderobie zrobiło się tak gęste, jakbyśmy oddychali zupą. Gęstą, z kawałkami marchewki i selera, którymi można by się zadławić.”
Fabuła w tym tomie jest mniej wybuchowa, nie ma zbyt wielu porwań, a strzelaniny i trudne sytuacje, rozwiązują się szybko i bezinwazyjnie. Myślę, że z tego powodu autorka skupiła się na relacji Mace’a i Stelli. Jest to pierwsza para, która była już w związku do którego po roku wracają. Są rozterki, niepewność i strach przed zranieniem, czyli prawdziwe ludzkie uczucia. Ogólnie nie czytało się to źle, a nawet całkiem przyjemnie, no i sporo ciekawych kawałków muzycznych zostało wykorzystanych podczas koncertów bohaterki, co było małym plusikiem. Ogólnie całkiem przyzwoicie, ale skoro powoli domknęliśmy watki, sądzę, że jest to idealny moment na zakończenie serii. Poznałam już historię wszystkich przystojniaków na których czekałam i czas na poszukiwanie nowej serii :)
http://angeliconpoint.blogspot.com/
Seria „Rock Chick” mimo wzlotów i upadków w dalszym ciągu przyciąga mnie przez osobę autorki. Styl Pani Ashley mi odpowiada, a historia z tego tomu miała potencjał żeby mieć nieco inny rozdźwięk.
„Patrzył na mnie ciepło, łagodnie, z uśmiechem w oczach. Zrobiło mi się ciepło, łagodnie i też się uśmiechnęłam. Na szczęście wyłącznie w środku.”
Mace jest jednym z detektywów w...
2021-07-01
„Topieliska” to druga książka Pani Ewy Przydrygi, którą miałam okazję przeczytać. Bardzo lubię thrillery, kryminały i tego typu klimaty są mi bliskie, a sam opis książki był mocno zachęcający. Jak zakończyła się moja przygoda z powieścią? Zaraz się dowiecie.
Pola przeżywa ogromną tragedię. Samochód z jej mężem i synkiem spada z mostu wprost do Wisły. Ciało martwego mężczyzny zostaje wyciągnięte, natomiast poszukiwania chłopca trwają tygodniami. Zrozpaczona kobieta zapada się w sobie, szukając wsparcia u siostry bliźniaczki. Na jaw wychodzą niezrozumiałe fakty z przeszłości Kuby. Pola nie wie czy doszło do nieszczęśliwego wypadku, a może próby morderstwa. Rozpacz i samotność potrafią zabrać człowieka w bardzo złe miejsca, jednak czy bohaterce uda się rozwikłać zagadkę i podnieść z życiowej tragedii?
„Potrzeba życia w obliczu śmierci najbliższych to pewien paradoks, który trudno zrozumieć. Na właściwą reakcję nikt nie jest nas w stanie przygotować. Pozostaje tylko jedno – rzucić kostką, a potem samemu przemierzyć planszę, nie zważając na liczbę wyrzuconych oczek i na kierunek, który wskazują kolejne pola.”
Książka jest pisana w pierwszej osobie, w dość dziwnej narracji, głównie w czasie teraźniejszym. Główna bohaterka przedstawia nam cały obraz wydarzeń. Nie bardzo wiem co mam napisać o samej Poli. Chyba się z nią nie polubiłam, co sprawiło, że odbiór całości mógł nie być zbyt szczęśliwy. Decyzje, które podejmowała, tropy, rozmowy, były jakieś niespójne i chaotyczne, podobnie jak poboczne postaci i szczegóły osobistego śledztwa, które prowadziła bohaterka. Wydaje mi się, że zbyt dużo wątków wrzucono na raz do garnka, a nie warto łapać tylu srok za ogon. Niektóre wątki urwały się pod koniec, a inne zostały zbytnio rozbudowane, więc zabrakło zaskakującego zakończenia, a trzonu historii domyśliłam się niestety dość szybko.
„Dobre wspomnienia potrafią ukoić ból teraźniejszości, wiesz? Ale jeśli ich nie ma i nigdy nie było, te powroty są jak rozdrapywanie niezagojonej rany. Potrafisz znieczulić ją tylko wtedy, gdy pędzisz na oślep, byle dalej, byle przed siebie.”
Ostatnim zarzutem o którym muszę wspomnieć jest okładka. Nie mam pojęcia jak ona ma się do treści. Czekałam żeby jakaś chata na moczarach odegrała główną rolę, ale bohaterka żyła w domu w dużym mieście i nawet sam dobór tytułu książki jest dla mnie niejasny. Całość czyta się szybko, to prawda. Książka jest napisana w przejrzysty sposób, ma nawet kilka niezłych cytatów, ale ogólnie uważam, że nie wnosi niczego nowego do gatunku. To wszystko widziałam już gdzieś indziej. Jeśli thrillery to wasza bajka, możecie się zawieść, jednak dla osoby raczkującej w temacie, fabuła może zaciekawić i całość powinna wypaść przyzwoicie również ze względu na szybkość czytania.
http://angeliconpoint.blogspot.com/
„Topieliska” to druga książka Pani Ewy Przydrygi, którą miałam okazję przeczytać. Bardzo lubię thrillery, kryminały i tego typu klimaty są mi bliskie, a sam opis książki był mocno zachęcający. Jak zakończyła się moja przygoda z powieścią? Zaraz się dowiecie.
Pola przeżywa ogromną tragedię. Samochód z jej mężem i synkiem spada z mostu wprost do Wisły. Ciało martwego...
2021-06-23
Andy Weir jest autorem „Marsjanina”. Książki nie czytałam, ale film mi się podobał. Wprawdzie nie jestem ani znawcą, ani nadmierną fanką literatury sci-fi, natomiast jeśli opis książki jest zachęcający, to jej zaszeregowanie w gatunku nie ma większego znaczenia. I tak oto zaczęłam czytać „Projekt Hail Mary” and boy, it was a ride.
„Tak oto doszło do pierwszego nieporozumienia między ludzkością, a inteligentnymi formami życia z kosmosu. Cieszę się, że mogłem przyłożyć do tego rękę.”
Ryland Grace budzi się ze śpiączki w bardzo dziwnym pomieszczeniu, nie pamiętając jak się tam znalazł i co się dzieje. Już pierwsze ogarnięcie wzrokiem otaczającej go rzeczywistości wydaje się złowieszcze, ponieważ na pozostałych dwóch, owalnych łóżkach, spoczywają zwłoki jego towarzyszy podróży. Z czasem dowiadujemy się, że mężczyzna znajduje się na statku kosmicznym, lata świetlne od ziemi, a misja w którą jest zaangażowany, ma za zadanie ocalić ludzkość. Wszystko wydaje się trudne i przytłaczające do momentu nawiązania kontaktu z innym statkiem, który nieprzypadkowo znalazł się w tej części galaktyki.
„Kiedy alternatywą jest zagłada całego naszego gatunku, wszystko staje się bardzo proste.”
Książka jest pisana z perspektywy Grace’a w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, co jak wiadomo ma swoje wady, ale w tym przypadku nie raziło nadmiernie. Mamy przeskoki czasowe do okresu przed misją, podczas gdy Doktor Grace po prostu uczył w szkole, a następnie całą spiralę zdarzeń, która doprowadziła go do udziału w ekspedycji. Z drugiej strony próby ocalenia świata, zrozumienia podstaw misji czy przypomnienia sobie jej celu, stanowią mocne tło całej książki. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale oprócz naszego głównego bohatera, mamy oczywiście „obcego” z drugiego, tajemniczego statku, który wspólnymi siłami chce odkryć sposób na uratowanie swojej planety. I samo stworzenie takiej postaci, jej wyglądu, sposobu postrzegania świata, porozumiewania się, jest niesamowitą rzeczą, którą otrzymaliśmy od autora. Interakcje, różnice, a nawet podobieństwa pomiędzy dwoma różnymi gatunkami, które mogą dobrze ze sobą współpracować, sprawiała, że książka była tak dobra. Ta więź przyjaźni to miód na moje serduszko.
„Po chwili ogarnia mnie senność. Jakoś nieswojo mi zasypiać, kiedy nikt przy mnie nie czuwa.”
Przez całą książkę, o czym warto wspomnieć, mamy do czynienia z pojęciami naukowymi, przeliczeniami i wyjaśnianiem skomplikowanych zjawisk. Wszystko jest spójne, ale dla kogoś kto nie podziela smykałki do przedmiotów ścisłych, niektóre ustępy mogą się wydać męczące. Do fabuły autor wrzucił wiele zwrotów akcji i niebezpieczeństw, które sprawiały, że na chwilę zamierałam i dodawały dynamiki, przeplatanej ze spokojniejszą narracją. Czytałam tą książkę mega długo, a mimo wszystko prawie przez cały czas bawiłam się z nią znakomicie. Myślę, że warto jeśli tematy podróży kosmicznych was interesują, śledzicie odkrycia NASA z zapartym tchem i śnicie o własnym kosmicznym kombinezonie ;)
http://angeliconpoint.blogspot.com/
Andy Weir jest autorem „Marsjanina”. Książki nie czytałam, ale film mi się podobał. Wprawdzie nie jestem ani znawcą, ani nadmierną fanką literatury sci-fi, natomiast jeśli opis książki jest zachęcający, to jej zaszeregowanie w gatunku nie ma większego znaczenia. I tak oto zaczęłam czytać „Projekt Hail Mary” and boy, it was a ride.
„Tak oto doszło do pierwszego...
2021-04-23
“Zawalcz o mnie” to drugi tom serii ‘The Arrowood Brothers’ od Corinne Michaels. Ta historia miała w moim odczuciu większy potencjał niż tom pierwszy, dlatego zdecydowałam się po nią sięgnąć. W dalszym ciągu wracam myślami do Consolation Duet tej autorki, które bardzo mi się podobało i miałam nadzieję powtórzyć szczęśliwy traf.
Declan próbuje uciec przed tragicznymi wydarzeniami, które odcisnęły się piętnem zarówno na nim, jak i jego braciach. Decyzja o nie mieszaniu w tragiczną sytuację, miłości życia - Sydney, owocuje wieloletnim życiem pracoholika w wielkim mieście. Jednak kiedy Declan powraca na farmę, jedno spojrzenie wystarcza aby uczucie powróciło. Czy brak zaufania w obliczu dawnych tajemnic i utraconego szczęścia, może zostać odbudowany?
“Nie kontaktować się z nią, kiedy jest tak blisko, to jak nie oddychać. Mogę próbować, ale potrzeba zaczerpnięcia powietrza jest silniejsza.”
Generalnie mamy do czynienia z narracją w pierwszej osobie czasu teraźniejszego jak to ma miejsce we wszystkich dotychczasowych książkach Corinne Michaels. Większa część odbyła się z punktu widzenia Sydney, jednak Declan dołożył do tego swoje trzy grosze. Generalnie fabuła kręci się w kółko i całość problemów między bohaterami, którzy dobiegają 30-stki można by zakończyć jedną krótką, szczerą rozmową. Z tego powodu książka mocno mnie irytowała. Dostawaliśmy wieczny rollercoaster, najpierw zbliżenie, potem jednak nie, taniec na koncercie, ucieczka. A najgorszy był niestety wątek ciąży, w którą przypadkowo zaszła bohaterka (nie jest to zbyt wielki spojler, wiedzieliśmy o tym częściowo z poprzedniego tomu). Odpowiedzialna, dorosła Pani adwokat, postanawia się wyprowadzić i sprzedać farmę, zamiast powiedzieć Declanowi o dziecku i skonfrontować z nim sytuację. Jasne, facet może nie chcieć być ojcem i mężem, ale do jakiegoś konsensusu można przecież dojść. Nie polubiłam bohaterów, bo zachowywali się jak nastolatki, a nie dorośli ludzie.
“Życie bez miłości to nie życie. To tylko egzystencja, a ty urodziłeś się, by żyć.”
Całościowo dla mnie było słabo, ale końcówka trochę się obroniła, bo jakiś zwrot akcji otrzymaliśmy. Ten tom miał więcej seksualnego napięcia niż poprzedni, ale oprócz tego było dziwnie. Niekoniecznie słodko, bo główny bohater się zarzekał, że nie chce rodziny, a bohaterka płakała i uciekała. No ja chyba jestem zbyt konkretna na takie rzeczy. Po prostu wolę szczerze porozmawiać i dlatego takie niedojrzałe zachowanie mnie rozbraja. Zdecydowanie jest to seria dla młodszego odbiorcy, który lubi lekkie romanse. Jedyny plus to, że czyta się dosyć szybko, bo książka jest krótka.
http://angeliconpoint.blogspot.com/
“Zawalcz o mnie” to drugi tom serii ‘The Arrowood Brothers’ od Corinne Michaels. Ta historia miała w moim odczuciu większy potencjał niż tom pierwszy, dlatego zdecydowałam się po nią sięgnąć. W dalszym ciągu wracam myślami do Consolation Duet tej autorki, które bardzo mi się podobało i miałam nadzieję powtórzyć szczęśliwy traf.
Declan próbuje uciec przed tragicznymi...
2021-04-05
„Idealny detektyw” to kolejna odsłona serii Rock Chick od Kristen Ashley. Znowu będziemy mięli do czynienia z kobietą w tarapatach, która zostaje ocalona przez przystojniaka z agencji detektywistycznej. I wszystko to w tonie rockowych brzmień.
„Najlepszym sposobem na chronienie własnego serca jest powierzenie jego ochrony porządnemu facetowi, żeby się o nie troszczył.”
Najlepsza przyjaciółka Avy ma kłopoty z mężem, który znęca się nad nią psychicznie i nie stroni od innych kobiet. Postanawia pomóc w znalezieniu na niego jak najwięcej dowodów do sprawy rozwodowej. Jej kroki zmierzają do Nightingae Investigations, gdzie planuje poprosić o pomoc Luke’a, w którym podkochiwała się od kiedy skończyła osiem lat. Jednak z pozoru proste przeszukanie domu zamienia się w strzelaninę i Luke już więcej nie pozwoli aby Ava przysporzyła sobie jakichś kłopotów.
„ciastka nie ważą dużo, dopóki są ciastkami. Ich waga zwiększa się znacząco, kiedy wchłaniają się w twój tyłek.”
Narracja odbywa się w pierwszej osobie czasu przeszłego z punktu widzenia Avy. I jest to kolejny tom, w którym najchętniej wysłałabym główną bohaterkę do psychiatryka. Tym razem spotkamy się z ‘Dobrą’ i ‘Złą’ Avą, które po prostu siedzą głównej bohaterce na ramionach w formie aniołka i diabełka w seksownej bieliźnie i non stop podpowiadają co powinna zrobić i jak odczytywać sytuacje. Na serio, to było tak bardzo irytujące, że nie uwierzycie. Teksty w stylu „Dobra Ava wychyliła się nad moim ramieniem i rzuciła aureolą w Złą Avę” były na porządku dziennym. Nie znoszę tego typu wstawek, bo jeśli poznajemy wydarzenia z punktu widzenia bohaterki, to jak trudno napisać co ona teraz czuje, albo chociaż co jej się wydaje, że czuje? Zamiast tego, wyobrażając sobie te absurdalne sytuacje, po prostu co chwilę przewracałam oczami. Sama bohaterka to taka niczym niewyróżniająca się mimoza, która dosłownie pozwala Lukowi na decydowanie o wszystkim i udaje po drodze, że się na niego dąsa. Mamy trochę wspólnych historii z dzieciństwa, kiedy to macho-detektyw bronił Avę przed dzieciakami, które się nad nią znęcały, jeździł z nią na motorze czy pocieszał. Te fragmenty były akurat całkiem słodkie i przyjemne. Jeśli natomiast chodzi o obecną postać Luke’a, strasznie mnie wkurzał. Dość mocno czekałam na jego książkę, ponieważ widzieliśmy go w akcji z Jules i Roxi, podczas dosyć usilnych flirtów, niestety w tej odsłonie porażka. Kiedy Ava pojawiła się w jego życiu, natychmiast zerwał z obecną dziewczyną, a kiedy bohaterka wyszła na kolację z innym facetem, we wspaniały wprost sposób się do niej odezwał, ale przytoczę cytat aby nie być gołosłowną: „Zano może cię mieć dopiero wówczas, kiedy ja już z tobą skończę” – no szczyt romantyzmu, kobitki, bierta go! Przykuł ją też kajdankami do łóżka i zniknął na wiele godzin. Generalnie takie zachowanie nie jest w ogóle śmieszne. Trójkąt miłosny wnosi trochę dramatyzmu, ale chyba było to dla mnie za mało. Czułam monotonię i zmęczenie ciągle powtarzanymi wątkami. Trochę krócej by się zdało, żeby to tak nie zmęczyło!
„Co prawda w Biblii jest powiedziane, że oko za oko i tak dalej, ale także znajduje się tam wzmianka, że przebaczenie jest miłe Bogu. Nie ma to jak niezgodność przekazu.”
Ogólnie fabuła brnie w podobnych kierunkach jak poprzednie tomy. Musi być jakieś porwanie, pościg, strzelanina, bo bez tego nie byłoby zabawy. Natomiast takie to było wymuszone i niezbyt emocjonujące. Chyba mi się to przejadło albo zwyczajnie problem tkwił w głównych bohaterach, których chemia tym razem nie przekonywała. Jeżeli lubicie miłosne zawirowania, pościgi, porwania i tego typu zawirowania fabuły, to z serii Rock Chick polecam tom 2 („Zmysłowy anioł stróż”) i 3 („Od pierwszego wejrzenia”). Skoro część 4 i 5 nie do końca mi pasowały, no to 6 to już musi być sztos, albo stracę wiarę w autorkę!
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Idealny detektyw” to kolejna odsłona serii Rock Chick od Kristen Ashley. Znowu będziemy mięli do czynienia z kobietą w tarapatach, która zostaje ocalona przez przystojniaka z agencji detektywistycznej. I wszystko to w tonie rockowych brzmień.
„Najlepszym sposobem na chronienie własnego serca jest powierzenie jego ochrony porządnemu facetowi, żeby się o nie...
2021-03-19
„Jak ogarniać emocje w pracy” to książka autorstwa dwóch kobiet po 30-stce Liz Fosslien i Mollie West Duffy. Obie odnosiły sukcesy zawodowe i pracowały na stanowiskach kierowniczych. Książką zainteresowałam się ze względu na fakt, że osobiście jestem osobą bardzo emocjonalną. Jak to mówią – wszystko mam wypisane na twarzy i chciałam się dowiedzieć czy są jakieś techniki bądź sposoby działania, aby tą powszechną ekspresję ograniczyć i stać się osobą bardziej profesjonalną.
„Tańcz tak, jakby nikt cię nie widział. Ale e-maile pisz tak, jakby pewnego dnia miały zostać odczytywane w sądzie.”
Książka jest podzielona na osiem rozdziałów dotykających różnych sfer emocjonalnego współgrania w pracy. Jest przepełniona schematami i rysunkami, które w zabawny sposób mają oderwać nas od czytania i poważniejszych kwestii. W wielu miejscach przytaczane są sytuacje i wypowiedzi prawdziwych managerów, którzy korzystają z uczuć, aby umocnić swój zespół i być bardziej transparentnymi. Na końcu znajdziemy również Quizy, które podpowiedzą jak czujemy się w naszym zespole, w firmie i czy możemy poprawić swoją emocjonalną świadomość, aby wpłynąć pozytywnie na otoczenie.
„Po to właśnie tworzymy zespoły: potrzebujemy pomysłów i umiejętności więcej niż jednej osoby, aby rozwiązywać problemy. Jeśli nie pozwalasz ludziom się odezwać albo dajesz im do zrozumienia, że ich pytania są głupie, ograniczasz szanse swojego zespołu na stworzenie czegoś magicznego.”
Całość spina się dobrze i mimo, że częściowo zdajemy sobie sprawę z ogólnych prawd takich jak konieczność odpoczynku, odcięcia się od pracy dla naszego zdrowia psychicznego, patrząc na siebie czy niektórych kolegów, wiem, że często jest to bardzo trudne. Z kolejnych rozdziałów dowiemy się jak podejmować decyzje, zainspirować się do pracy, jak pracować w zespole czy w jaki sposób prawidłowo go prowadzić i być mentorem dla innych. Wystąpiły rady dla introwertyków, ekstrawertyków i sposobie rozwiązywania problemów z kolegami, którzy się lenią. Podobała mi się historia kierownika, któremu nagle zmarł brat i podzielił się tą sytuacją z zespołem, aby mogli lepiej zrozumieć jego przygnębienie i ewentualny spadek wydajności. Bardzo ciekawe były również wyniki ankiet, które przedstawiły autorki i przykłady sytuacji z ich codziennych doświadczeń. Z powodu rysunków, prawdziwych historii i cytatów, czytało się lekko i szybko. Zdecydowanie polecam tą lekturę dla każdego, kto pracuje w większej firmie, zespole, jak również na stanowisku kierowniczym. Warto przełożyć sytuacje z książki na własne środowisko i zastanowić się jak my reagujemy w podobnych kwestiach, czy nie sprawiamy, że nasi współpracownicy czują się nieswojo? Może wzajemne relacje można poprawić w prosty sposób?
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Jak ogarniać emocje w pracy” to książka autorstwa dwóch kobiet po 30-stce Liz Fosslien i Mollie West Duffy. Obie odnosiły sukcesy zawodowe i pracowały na stanowiskach kierowniczych. Książką zainteresowałam się ze względu na fakt, że osobiście jestem osobą bardzo emocjonalną. Jak to mówią – wszystko mam wypisane na twarzy i chciałam się dowiedzieć czy są jakieś techniki...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-18
„Wróć do mnie” Corinne Michaels to pierwsza część romantycznej serii o braciach Arrowood. Generalnie znałam autorkę wcześniej z ‘Consolation duet’, który polecam, więc chciałam zobaczyć czy kolejne powieści w jej wydaniu sprostają oczekiwaniom.
Czterej bracia uciekli od okrutnych wydarzeń na rodzinnej farmie. Jednak po raz kolejny będą musieli stawić czoła traumie, kiedy okaże się, że ojciec ma dla nich szczególne plany. Aby przejąć majątek, każdy z nich musi przez pół roku mieszkać w rodzinnym domu. Connor jako najmłodszy brat, jako pierwszy przejmuje pałeczkę, aby doprowadzić do porządku zaniedbaną nieruchomość. Wspomnienia wracają i dziewczyna z którą spędził noc lata temu, okazuje się nie być snem ani ułudą. Ellie mieszka nieopodal, jest mężatką, zajmującą się domem i córeczką. Niestety jej mąż to agresywny typ, który lubi wypić i znęca się nad żoną. Jak potoczy się historia tej pary, która spotyka się po tak długim czasie w niesprzyjających okolicznościach?
„Ofiarą nie zostaje się na chwilę. To chodzi za człowiekiem w każdej sekundzie.”
Książka jest pisana w pierwszej osobie, z punktu widzenia Connora i Ellie. Dowiadujemy się, że dziewczyna straciła rodziców w wypadku, co popchnęło ją do niefortunnego małżeństwa, podczas gdy Connor próbował uciec od ojca, poprzez wstąpienie do wojska. Historie Ellie i Connora mają sporo wspólnego. Ojciec Connora po śmierci żony zmienia się w potwora, znęcającego się nad synami, podobnie jak robi to mąż Ellie. Oboje przeszli traumę, z którą muszą sobie poradzić. Są to trudne doświadczenia, ale mimo wszystko nie wiem czy aż tak bardzo sympatyzowałam z bohaterami. Wydaje mi się, że książka była dość krótka i przez to ich charaktery nie miały możliwości rozwoju. Byli po prostu zbyt wycofani, ostrożni, a we wzajemnej relacji ułożeni i cukierkowi. Inne postacie pojawiały się na tak krótko, że chyba nawet nie warto o nich wspominać.
„Dramatyzm dodaje realizmu. Życie jest pełne wzlotów i upadków. Bez bólu nie czulibyśmy szczęścia.”
Całość jest dość typowym i przewidywalnym romansem. Jednak początek znajomości bohaterów nieco mi ciążył. Upojna noc, którą przeżyli, miała miejsce dzień przed ślubem bohaterki, co nie pozwoliło mi patrzeć na nią pozytywnie. Następnie pojawiła się Hadley, córka Ellie, o niebieskich oczach Arrowoodów, reszty domyślcie się sami. Sytuacja z przemocą szybko zakończyła się więzieniem małżonka, więc niewiele dreszczyku wyciągniemy z tego wątku. Na koniec mały plot twist, którego się nie spodziewałam, ale zakończony szybkim happy endem. Cóż, chyba za dużo tu było słodyczy, miłości od pierwszego wejrzenia i spijania sobie z dziubków, abym mogła mnie to wciągnąć. Dla niepoprawnych romantyczek, szukających odskoczni, będzie w sam raz. Ja osobiście wolę dreszczyk i zawiłości fabuły.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Wróć do mnie” Corinne Michaels to pierwsza część romantycznej serii o braciach Arrowood. Generalnie znałam autorkę wcześniej z ‘Consolation duet’, który polecam, więc chciałam zobaczyć czy kolejne powieści w jej wydaniu sprostają oczekiwaniom.
Czterej bracia uciekli od okrutnych wydarzeń na rodzinnej farmie. Jednak po raz kolejny będą musieli stawić czoła traumie, kiedy...
2021-02-26
„Dwadzieścia lat ciszy” to powieść Przemysława Wilczyńskiego, którego osobiście nie znam z poprzedniej twórczości. Wydawniczo był to jeden kryminał i opowiadanie w niedawno wydanym zbiorku, więc można powiedzieć, że trafiliśmy na autora raczkującego. Ojć miałam zaćmienie czytając opis, bo cóż, jakoś w głowie szykowałam się na kryminał, a nie koniecznie na horror.
Raciborzem przed dwudziestu laty wstrząsnęła seria zaginięć dzieci. Sprawcy nie odnaleziono i miasto po raz drugi musi zmierzyć się z falą strachu. Po porwanych dzieciach nie pozostaje ślad, a jedyni świadkowie podają opis czarnej, złowrogiej furgonetki.
„Podobno nadzieja umiera ostatnia, to prawda, chociaż nie do końca. Ona może dokonać żywota nieco wcześniej, wtedy, kiedy pole bitwy rozbrzmiewa krzykami i jękami konających.”
Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego, w formie krótkich rozdziałów. Każdy z nich skupia się na jednym z czterech bohaterów, których przeznaczenie połączy wokół dziwnych, niezrozumiałych wydarzeń. Mamy chłopaka, który ma zdolność wyczuwania zła, ojciec znęca się nad nim psychicznie, a koledzy wykorzystują. Mamy matkę, której życie zawaliło się przed dwudziestu laty, kiedy straciła córkę. Mamy byłego wojskowego, który żyje jak bezdomny z powodu odsiadki w więzieniu. I na koniec, wisienka na torcie – mamy psychola, który uciekł z zakładu zamkniętego, słyszy głosy i ma misję do wykonania. Wszyscy bohaterowie zostali w moim odczuciu dobrze przedstawieni, ich życie, motywacje, działania i uczucia, miały swoisty sens i nie wywodziły się z niczego. A nasz świr, może to głupie, ale czekałam na jego rozdziały, bo miał w sobie taką pierwotną prostotę, czyste szaleństwo napędzane nieznanym celem i nierzadko potrzebami ciała. Zupełnie prymitywne, zerojedynkowe zachowanie, ciekawie opisane, za co brawo.
„- Co robimy?
- Jedź – polecił.
- Bałam się, że to powiesz.
Wzruszył ramionami.
- Mogłaś nie pytać.”
Jeśli weźmiemy pod lupę rozwój fabuły to już nie będzie aż tak kolorowo. Miałam wrażenie, że zło czające się w czarnej jak smoła ciężarówce ma większy potencjał i powinno być bardziej „teatralne” i wręcz niemożliwe do skontrowania. Chyba liczyłam na jakieś totalnie negatywne, krwawe zakończenie. Nie do końca to dostałam, ale nie było znowu tak źle, chyba po prostu za prosto i jakoś niezbyt strasznie. Okładka ładnie skomponowana i dopasowana do treści. Całość sama w sobie nie jest zła, jeśli lubicie studium charakterów i niezłą narrację, skupioną na bohaterach. Takim osobom polecam.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Dwadzieścia lat ciszy” to powieść Przemysława Wilczyńskiego, którego osobiście nie znam z poprzedniej twórczości. Wydawniczo był to jeden kryminał i opowiadanie w niedawno wydanym zbiorku, więc można powiedzieć, że trafiliśmy na autora raczkującego. Ojć miałam zaćmienie czytając opis, bo cóż, jakoś w głowie szykowałam się na kryminał, a nie koniecznie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-13
„Gorąca oferta” Charlotte Mils skusiła mnie chyba niezdradzającym zbyt wiele opisem i całkiem przyjemną dla oka okładką. Zazwyczaj nie spodziewam się zbyt wiele po romanso-erotykach, ale pewien minimalny standard musi zostać zachowany, co niestety nie miało miejsca w tym przypadku.
Emily to młoda kobieta, która otrzymała wymarzoną pracę i dziwnym zbiegiem okoliczności wplątała się w relację z bogatym, przystojnym Markusem. Tym jednym zdaniem niestety można podsumować fabułę.
„(..) gdy tylko dotykał moich pleców, zaczynało mi brakować tchu. Nie wiem, jak mogłabym normalnie przy nim funkcjonować. Z butla tlenową?”
Całość jest pisana w pierwszej osobie czasu przeszłego z punktu widzenia Emily i dosłownie w kilku krótkich akapitach z punktu widzenia Markusa. Zdania są bardzo proste, podobnie jak frazy użyte w książce, mocno dziwno-młodzieżowe. Naprawdę ciężko ugryźć tą narrację, bo była zwyczajnie niedojrzała i słaba. Mało opisów, dużo wiecznie powtarzających się motywów. Bohaterowie pierwszoplanowi, podobnie jak fabuła, to jakaś pomyłka. Przypadkowo poznany facet puknął samochód bohaterki, ona jedzie do niego z bratem, po czym okazuje się, że Markus chciał tego właśnie brata zwabić w ten wyrafinowany sposób do swojego domu. Okazuje się, że Leo (brat) spotyka się z szesnastoletnią bratanicą Markusa. Nie zakrawa to wcale na jakąś pedofilię, zważywszy, że podobno Leo jest tym starszym bratem, a Emily skończyła studia, to ile on ma lat? 25? I spotyka się z 16-latką? No nic. Idźmy dalej. Dziewczyną Marcusa jest cycata blondyna, która okazuje się być nową szefową Emily, więc na tym froncie mamy wojnę. W ramach zemsty blondi publikuje artykuł w którym nasza Emily zostaje przedstawiona jak panienka do towarzystwa za kasę (była z naszym macho-manem na jednej imprezie charytatywnej na którą się wprosiła). W międzyczasie drama się dzieje – Leo włamuje się wkurzony do domu Markusa i go demoluje, zabiera go policja. No a siostra chcąc wyciągnąć go z tarapatów i wpłacić kaucję, idzie za kasę na imprezę z Markusem czyli robi dokładnie to za co się wściekała, że została obsmarowana w gazecie. I gdzie tu logika? Mogła wybłagać, żeby facet-marzenie wycofał zarzuty, ale po co. Miłość mamy od samego patrzenia na absy, bo Emily to chyba przy trzecim spotkaniu mówiła, że jest zakochana. Nie chcę dalej brnąć w fabułę, ale mamy jedną scenę zbliżenia, bohaterka oczywiście zachodzi w ciążę, ale przez dziewięć miesięcy nie pozwala się dotknąć, żeby nie wyjść na łatwą. Pytam się znowu: Gdzie tu logika? Przecież już jest z nim w ciąży! Jest jeszcze była żona z psychiatryka, ukrywana tajemnica o córce i więzienie. Wszystkie dziwne i głupawe motywy zostały zawarte w tej książce.
Prychałam i na głos zwracałam się chyba już tylko do siły wyższej o pomoc, jak czytałam tą książkę. Bohaterka była głupia jak but. Po nie wiem, czterech spotkaniach ma pretensje do faceta, że nie zdradził jej wszystkich sekretów i historii rodzinnej, no błagam. Mogłabym głupoty fabularne i nieścisłości wymieniać do jutra, ale nie mam siły. Moi drodzy, nie marnujcie czasu, są dużo lepsze książki od tej, w podobnym tonie, a w o nieba lepszym wykonaniu. NIE POLECAM!
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Gorąca oferta” Charlotte Mils skusiła mnie chyba niezdradzającym zbyt wiele opisem i całkiem przyjemną dla oka okładką. Zazwyczaj nie spodziewam się zbyt wiele po romanso-erotykach, ale pewien minimalny standard musi zostać zachowany, co niestety nie miało miejsca w tym przypadku.
Emily to młoda kobieta, która otrzymała wymarzoną pracę i dziwnym zbiegiem okoliczności...
2020-12-28
Zanim zabrałam się do pisania recenzji, musiałam zrobić czytelniczy rachunek sumienia. W tym celu weszłam na stronę zadedykowaną Kristen Ashley i okazało się, że „Zabójczy kusiciel” to moja szósta książka tej autorki, co dla mnie jest wynikiem niecodziennym. W literaturze romansowej z nutką erotyzmu, zazwyczaj doszukuję się negatywów i dryfuję w kierunku przetestowania czegoś innego. Jednak z Panią Ashley zostaję na dłużej i zaraz zamierzam powiedzieć Wam dlaczego.
„Serce zatrzymało mi się na chwilę i poczułam coś dziwnego, dobrego i nieprzyjemnego zarazem. Strach i nadzieję.”
Jules Lawler jest pracowniczką opieki społecznej, bardzo skupioną na dzieciakach, które trafiają na ulice. Po utracie jednego z podopiecznych, postanawia wytoczyć ciężkie działa w walce z handlem narkotykami. Kiedy jej poczynania zaczynają przynosić nieodpowiednią sławę w pewnych kręgach, na ratunek przybywa Vance Crowe, pracownik Nightingale Investigations, świetnie wyszkolony, przystojny rdzenny amerykanin, któremu waleczna Jules kompletnie zawróciła w głowie.
„Walczyłam, przysięgam, że tak było, ale trzymał mnie za nadgarstki przy głowie i zaczął całować. Szarpałam się, ale nie dałam rady. Chciałam z tym walczyć i… przegrałam.”
Książka w znaczącej większości jest pisana z punktu widzenia Jules, w pierwszej osobie czasu przeszłego. Uczucia kobiety są ukazane poprzez „emocjonalnego rottweilera” co jest nie tyle komiczne, co zdecydowanie irytujące. Dwudzieste nawiązanie w stylu „rzuciłam mu soczysty stek, żeby się uciszył, a ja mogła całować Vance’a” było dla mnie raczej prośbą o skierowanie na leczenie psychiatryczne niż śmieszną anegdotą. Od razu mam przed oczami wewnętrzną boginię z trylogii o Greyu (o zgrozo!). To coś ‘wewnętrzne’, co do nas mówi i decyduje o zachowaniu jest dla mnie przejawem braku zdolności opisywania uczuć w sposób spójny. Pod koniec książki rottweiler stał się słodkim mopsem, jakby czytelnicy byli niepełnosprytni i nie potrafili w inny sposób ogarnąć zmiany podejścia bohaterki. Jeśli chodzi o samca alfa to jest trochę nietypowym gościem i mimo, że włamuje się do domu Jules i mówi o niej ‘Moja’ przy każdej okazji, to przynajmniej nie godzi się na gierki i daje jej czas na ochłonięcie. Podejście inne niż w poprzednich tomach, w których słowo ‘zerwanie’ po prostu nie istniało dla głównych bohaterów, ale cóż, może i ta przerwa wyszła Vanco’wi bokiem. Na obrazku bowiem pojawia się Luke jako idealne dopełnienie trójkąta. Kolejny superprzystojny koleś w walce o serce naszej heroiny. Chyba główna para jakoś mnie nie przekonywała, a Luke nie mając od początku żadnych szans (nasza bohaterka zakochała się wszak na zabój po pięciu dniach), wcale sytuacji nie poprawił. Postacie drugoplanowe jak zawsze barwne, a przede wszystkim Daisy, żona bossa mafijnego uwielbiająca róż i Tex, brodaty facet, który zapewni opiekę waszym kotom i zaparzy świetną latte, dodają uroku i wypełniają inne niedociągnięcia.
„Stąpałam po kruchym lodzie. I cholera, nie miałam zamiaru znowu się pod nim znaleźć. Tam było zimno. Można było zmarznąć na kość.”
Ogólnie rzecz ujmując, jest to chyba najsłabsza do tej pory odsłona serii „Rock Chick”. Dzieje się tak głównie dlatego, że szybkie akcje i niebezpieczeństwo, które towarzyszyło bohaterkom z poprzednich części, jakoś mało przekłada się na postać Jules. Otrzymujemy jedną szybką, poważną akcję dopiero na koniec, ale emocji w tym jak na lekarstwo, przynajmniej dla mnie. „Zabójczy kusiciel” ma więc w sobie więcej zawirowań miłosnych, a jakby mniej akcji na którą w tych książkach czekam. Nie zrozumcie mnie źle, ta akcja jest zazwyczaj mocno naciągana i bohaterzy zawsze wychodzą z niej obronną ręką, ale mimo wszystko jest to element wyróżniający Kristen Ashley od innych autorek piszących w podobnym klimacie. Uważam, że jeśli lubicie miłosne zawirowania, pościgi, porwania i tego typu historie, to polecam od razu udanie się do tomu 2 („Zmysłowy anioł stróż”) i 3 („Od pierwszego wejrzenia”). Te dwa polecam z czystym sumieniem, a jest pewna dowolność w czytaniu, jako, że osobno te książki też się bronią i nie stracicie na historii.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Zanim zabrałam się do pisania recenzji, musiałam zrobić czytelniczy rachunek sumienia. W tym celu weszłam na stronę zadedykowaną Kristen Ashley i okazało się, że „Zabójczy kusiciel” to moja szósta książka tej autorki, co dla mnie jest wynikiem niecodziennym. W literaturze romansowej z nutką erotyzmu, zazwyczaj doszukuję się negatywów i dryfuję w kierunku przetestowania...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-28
„Grzeszne święta” to pierwsza świąteczna propozycja, po którą sięgnęłam w tym roku. Tego typu antologie są dla mnie kuszące praktycznie jedynie w odsłonie festywnej, oczywiście, jeśli nie mają kryminalnego podłoża. Drugim aspektem jest wykorzystanie talentu polskich autorek, który wcale nie odstaje od ich zagranicznych odpowiedniczek.
„Zimowy miękki podmuch otulił nas niczym szalik. Nagle jakaś niezrozumiała dla mnie siła pociągnęła mnie w jego kierunku i nasze wargi się złączyły.”
Całość jest podzielona na dziesięć opowiadań, z których każde jest zakończone przepisem świątecznym, nawiązującym do pysznego wypieku/dania/koktajlu, który odegrał rolę w fabule. Mamy też odręcznie wypisane życzenia od autorek, co osobiście uważam za całkiem miły akcent. Myślę, że sama otoczka świąt, czy tego specjalnego czasu, była jedynym spoiwem pomiędzy historiami, ponieważ część z nich działa się na krótko przed świętami, a część w same święta, z założeniem, że choinka majacząca w tle, mogła być jedynym wyznacznikiem tego niezwykłego czasu. O stylu nie ma co dyskutować, ponieważ każdy autor ma swoje przyzwyczajenia i sposób narracji, który najbardziej mu odpowiada.
„Znowu targały mną sprzeczne emocje, których nie potrafiłam zrozumieć. Nie chciałam ich chyba zrozumieć. Jedyne, o czym wtedy marzyłam, to powrót do domu.”
Oczywiście w przypadku antologii, lubię wybrać najlepsze trzy i napisać o nich kilka słów, co zrobię i tym razem:
• „BIESz/iCZADY” Paulina Świst – taki trochę love-hate przekomarzanki pomiędzy bohaterami, którzy są wieloletnimi przyjaciółmi. Odpowiedni balans napięcia erotycznego i ostry seks, naprawdę dobrze opisany. Jeśli dołożymy element legendy i nadnaturalnych bytów, to czegóż można chcieć więcej.
• „Lista niegrzecznych” Marta W. Staniszewska – bardzo fajna, ciepła, świąteczna narracja, ukazująca postać Świętego Mikołaja, w troszkę innej odsłonie. Magia Świąt, renifery i miła niespodzianka w postaci domkniętego zakończenia.
• „Druga Szansa” J.B. Grajda – można powiedzieć, że historia miłości od pierwszego zwyzywania (:D). Bohaterka bardzo prawdziwa, niepewna siebie, zagubiona i facet, który też nie jest idealny. A pomiędzy tym wszystkim bardzo fajne napięcie i dobrze opisany romans.
„-To znak – stwierdziłam, gdy zarzuciło nami na jakimś rondzie. (..) – Bogowie od śniegu uważają, że powinniśmy siedzieć teraz w domu i piec pierniczki.”
Całość jest przyjemna, mimo, że niektóre historie nie otrzymałyby w moim odczuciu plakietki „grzeszne”. Znalazły się w tej antologii opowiadania bardziej wciągające i te trochę mniej. Bardzo trudno jest oddać emocje pierwszego spotkania i zrobić to w sposób wiarygodny w tak krótkiej formie literackiej, ale niektórym z autorek się to udało. Natomiast te, które porwały się na wieloletnie przyjaźnie, przekute w związek podczas magii świąt, również wykonały swoją robotę, łatwiejszą, ale zawsze. Myślę, że książka nada się na prezent dla kobiety lubiącej historie miłosne i erotyki, tym bardziej, że okładka jest naprawdę ładna i przyciąga wzrok.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Grzeszne święta” to pierwsza świąteczna propozycja, po którą sięgnęłam w tym roku. Tego typu antologie są dla mnie kuszące praktycznie jedynie w odsłonie festywnej, oczywiście, jeśli nie mają kryminalnego podłoża. Drugim aspektem jest wykorzystanie talentu polskich autorek, który wcale nie odstaje od ich zagranicznych odpowiedniczek.
„Zimowy miękki podmuch otulił nas...
2020-11-15
Haruki Murakami to japoński autor, który tworzy już przeszło czterdzieści lat. Mam na półce cztery jego książki (nietknięte), bo moja przyjaciółka jest nim niezaprzeczalnie zauroczona. Kiedy nadarzyła się okazja zrecenzowania „Pierwszej osoby liczby pojedynczej”, zobaczyłam w tym szansę na dobry start tej przygody.
„Do tego, że znaleźliśmy się razem w łóżku, doszło w zasadzie siłą rozpędu. Ani ja jej specjalnie nie pragnąłem, ani ona specjalnie nie pragnęła mnie (tak sądzę).”
Całość składa się z ośmiu dosyć krótkich opowiadań, które łączy narracja w pierwszej osobie czasu przeszłego. Jak tylko zaczęłam czytać, od razu w pewnym sensie skojarzyło mi się to z samym tytułem, mimo, że jedno z opowiadań również jest w ten sposób nazwane. Historie są przedstawione jak wspomnienia z przeszłości, krótkie epizody, które mimo, że nie są znaczące dla narratora, to często powodują powrót specyficznego dreszczyku, przelotnego uczucia, podskórnego mrowienia.
„Czas to zawsze ten sam czas. Minuta jest minutą, godzina godziną. Musimy go cenić. Musimy osiągnąć porozumienie z czasem, żeby zostały nam po nim jak najlepsze wspomnienia – to jest najważniejsze.”
Jak to bywa w przypadku antologii, jedno opowiadanie przypadnie nam do gustu bardziej, drugie mniej, a jest to już uzależnione od indywidualnej oceny. Osobiście dla mnie najlepsze były:
• „Do kamiennej poduszki” – historia przelotnie spędzonej nocy, która być może bardzo powierzchownie dotyka znaczenia miłości, ale też sentymentu dla głębszego poznania drugiego człowieka, poprzez jego twórczość.
• „Karnawał” – przypadkowo poznana osoba może się okazać bratnią duszą, z którą tak łatwo się rozmawia i dzieli pasje. To opowiadanie również w ciekawy sposób rozbija brzydotę na części pierwsze.
• „Wyznanie Małpy z Shinagawy” – bardziej senno-majakalne podejście do okazjonalnego spotkania w niewielkim motelu. To chyba wątki bardziej znane Murakamiemu. Niezwykłość, fantazja i prostota w jednym.
„Zakochanie się w kimś przypomina chorobę psychiczną, której nie pokrywa ubezpieczenie.”
Mam nieodparte wrażenie, że te opowiadania mogą bardziej spodobać się męskiemu odbiorcy, gdyż wiele z nich nawiązuje do muzyki jazzowej, zespołu The Beatles, kibicowaniu drużynie baseballowej czy poznawaniu pierwszej dziewczyny. Ja sama też miałam z nimi sporo zabawy, ale kiedy czytam o czymś o czym nie mam pojęcia, jak symfonie Chopina czy Bacha, może się zdarzyć, że w ferworze całości, nie wyłapię jakiegoś istotnego szczegółu. Ogólnie rzecz biorąc, polecam, i czuję się zachęcona do eksplorowania Murakamiego w innych odsłonach.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Haruki Murakami to japoński autor, który tworzy już przeszło czterdzieści lat. Mam na półce cztery jego książki (nietknięte), bo moja przyjaciółka jest nim niezaprzeczalnie zauroczona. Kiedy nadarzyła się okazja zrecenzowania „Pierwszej osoby liczby pojedynczej”, zobaczyłam w tym szansę na dobry start tej przygody.
„Do tego, że znaleźliśmy się razem w łóżku, doszło w...
2020-11-14
Ilona Gołębiewska jest autorką, która od kilku lat wydaje kolejne książki i jest obecna na polskiej scenie czytelniczej. Nie miałam do tej pory styczności z jej twórczością, bo jeśli sięgam po literaturę obyczajową, to tylko kiedy naprawdę oczekuję jakiegoś „wow”. W tym przypadku słowa z opisu „Wciągająca. Seksowna. Pełna emocji.” stały się mocno sugestywne.
Janek jest młodym chłopakiem, który marzy o zawodowej karierze koszykarskiej. Kiedy wraz z drużyną wygrywają mistrzostwa, kontynuacja studiów w USA staje się możliwa. Jednak szczęście nie trwa długo, ponieważ pijany kierowca tira zabija rodziców Janka, a jego samego pozostawia z uszkodzeniem nogi, które już nigdy nie pozwoli mu grać. Po drugiej stronie historii mamy Wiktorię, młodą dziewczynę pracująca w firmie ojca, która czuje się zaszczuta w rodzinie pozbawionej miłości. Jak los tej dwójki bohaterów zostanie ze sobą spleciony? Czy będą potrafili znaleźć szczęście?
„Fotografia była lekiem na całe zło. Miała w sobie coś z pogranicza magii. Za pomocą zdjęcia można było zatrzymać czas. Uwiecznić ludzi, przyrodę, wyjątkowe miejsca. Na długo zachować najpiękniejsze wspomnienia i wracać do nich zawsze wtedy, gdy człowiekowi jest źle i ma wrażenie, że świat jest taki okrutny.”
Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego, w dość standardowym stylu. Raz widzimy co dzieje się w życiu Janka, aby po chwili zgłębić dylematy Wiktorii. Pierwsza połowa książki skupia się na chłopaku i jego próbach poradzenia sobie z trudną rzeczywistością po wypadku. W tle przewija się Laura, obecna partnerka Janka, która chyba została potraktowana mocno niesprawiedliwie. Janek warczał na nią, odrzucał próby pomocy i porady, jakoby wyszedł do ludzi czy zrobił coś z własnym życiem. Moim zdaniem dziewczyna miała anielską cierpliwość i nawet jeśli rozumiem jego rozgoryczenie, to nie zasłużyła na takie traktowanie. Z kolei jeśli chodzi o Wiktorię i jej dylematy, sama nie wiem, jakoś tego nie czułam. Miałam też problem z relacją naszej głównej pary. Oboje byli mocno uprzywilejowani, pochodzący z bogatych domów. W takiej sytuacji zmiana życia czy odpoczynek od zmartwień, wydają się bezproblemowe. Przez to wszystko trudno było mi naprawdę współczuć bohaterce, która po prostu mogła się spakować i wynieść do chłopaka, który ma jeden dom w Warszawie i domek letniskowy do własnej dyspozycji na babcinym podwórku. Jedynym światełkiem w tunelu był Czarny, chłopak poznany przez Janka podczas remontu. Jego humor był rozbrajający, a szczerość chyba w każdym wzbudziłaby sympatię.
„A to ty nie wiesz, że każda baba jest jak szewc i z każdego kozaka zrobi pantofla?”
Dramatyzmu akcji miał dodać wątek byłego partnera Wiktorii, który pracował w firmie jej ojca i miał chrapkę na ziemię babci Janka. Mamy więc do czynienia z podpaleniem i oszustwami, które mają doprowadzić starszą panią na skraj rozpaczy. Książka jakoś bardzo mnie nie wciągnęła, po prostu dlatego, że to taka zwykła, raczej spokojna historia, a na pewno w taki sposób opowiedziana. Chyba nie określiłabym jej jako wciągającą, seksowną czy pełną emocji, a raczej stonowaną, romantyczną i zrównoważoną. Osobiście nie sięgam po takie lektury, ponieważ w książce potrzebuję dramatyzmu, nawet takiego napuszonego, zamiennie z hektolitrem krwi. Jednak jeśli lubicie spokojne historie, z niewielkimi wybojami po drodze, może to właśnie coś dla was.
http://angeliconpoint.blogspot.com/
Ilona Gołębiewska jest autorką, która od kilku lat wydaje kolejne książki i jest obecna na polskiej scenie czytelniczej. Nie miałam do tej pory styczności z jej twórczością, bo jeśli sięgam po literaturę obyczajową, to tylko kiedy naprawdę oczekuję jakiegoś „wow”. W tym przypadku słowa z opisu „Wciągająca. Seksowna. Pełna emocji.” stały się mocno sugestywne.
Janek jest...
2020-10-30
Alex North w powieści „W cieniu zła”, po raz kolejny próbuje wciągnąć czytelnika w szereg zagadek i niedopowiedzeń. Thriller z elementami paranormalnymi to gatunek niewdzięczny i trudny, ale niektórzy po prostu mają do niego smykałkę.
„Miejsca są jak ludzie: muszą wiedzieć, skąd się wzięły i gdzie się teraz znajdują, bo inaczej nie wiadomo dokąd zmierzają.”
Paul wraca do rodzinnej miejscowości, po 25-ciu latach, z powodu choroby matki. Nawet już jako dorosły mężczyzna, nie może odciąć się od brutalnej zbrodni, popełnionej przez Billa i Charliego, chłopaków z którymi był blisko przez dłuższy czas. Na domiar złego Charlie jakby rozpływa się w powietrzu, podsycając fascynację rytualnym zabójstwem. Jednak koszmary przeszłości wydają się bardziej niż realne, kiedy to na drzwiach Paula zostają wyryte krwawe znaki, a w kartonach na strychu znajdują się artykuły dotyczące podobnych morderstw. Czy to maniakalni naśladowcy chcą powtórzyć rytuał, żeby przedostać się do świata snów czy może Charlie przeżył i szuka zemsty na niedoszłych przyjaciołach?
„Jeżeli sami dojdziemy do jakichś wniosków, to jesteśmy bardziej skłonni uważać je za prawdziwe i bronimy ich z większym zaangażowaniem.”
Książka jest podzielona na rozdziały pisane w pierwszej osobie, kiedy przybliżona nam zostaje historia przeszłości i teraźniejszości Paula oraz trzeciej osobie, kiedy podążamy za śledztwem, wraz z policjantką Amandą. Główny bohater próbuje odciąć się od przeszłości, która wywołuje w nim strach, ale też do pewnego stopnia chce się z nią zmierzyć, żeby ruszyć dalej. Jego relacja z matką ma ogromne znaczenie i wywołuje w nim żal i wyrzuty sumienia. Miałam wrażenie, że mimo tak dokładnego zarysowania postaci Paula, akcja przyciąga bardziej niż sam bohater. Odbierałam go raczej neutralnie, ani nie polubiłam, ani nie znienawidziłam. Jeśli natomiast skupimy się na Pani Policjant, mimo, że została dość powierzchownie przedstawiona, to wydała mi się ona postacią która ożywiała nieco książkę. Warto też zwrócić uwagę, że w młodości Paula funkcjonuje paczka przyjaciół, składająca się z czterech chłopaków. Jest to motyw dość mocno eksploatowany przez autorów ostatnimi czasy, ale tutaj został pokazany zgrabnie i niezbyt nachalnie. Dwa mocne charaktery, walczące o władzę, niepewna ofiara zaczepek i chłopak z domowymi problemami, łatwy do zmanipulowania. Te relacje była zdecydowanie dynamiczne.
„Była jak małe światełko rozjaśniające mrok. Chciałbym osłonić je dłońmi i lekko dmuchnąć, żeby jeszcze bardziej rozniecić płomień. Wiedziałem jednak, że gdybym tak zrobił, musiałbym też podjąć ryzyko. Ryzyko, że dmuchnę za mocno i światło zgaśnie.”
Alex North ma tą zdolność splatania wątków tak, abyśmy nie wiedzieli czy mamy do czynienia z demonami, duchami czy po prostu okrutnymi ludźmi. Na każdym kroku są jakieś niedopowiedzenia i zagadki, które w tej otoczce ze snów, naprawdę robią wrażenie. Początek pędzi, a pod koniec trochę zwalniamy, aby każda kolejna odpowiedź ułożyła się w całość. Jedna rzecz kompletnie mnie zaskoczyła, muszę przyznać. Czytało się szybko i całość jest napisana dobrze i ciekawie. Dla fanów thrillerów z dreszczykiem i elementem kryminalnego śledztwa, zdecydowanie polecam ;)
http://angeliconpoint.blogspot.com/
Alex North w powieści „W cieniu zła”, po raz kolejny próbuje wciągnąć czytelnika w szereg zagadek i niedopowiedzeń. Thriller z elementami paranormalnymi to gatunek niewdzięczny i trudny, ale niektórzy po prostu mają do niego smykałkę.
„Miejsca są jak ludzie: muszą wiedzieć, skąd się wzięły i gdzie się teraz znajdują, bo inaczej nie wiadomo dokąd zmierzają.”
Paul wraca do...
2020-10-25
„Morderców tropimy w czwartki” to intrygująca komedia kryminalna, napisana przez niezwykłego angielskiego autora, którego kariera jest związana z telewizją i różnego rodzaju projektami komediowymi. Co ciekawe, powieść zadebiutowała w wielu krajach jednocześnie, a prawa do ekranizacji zostały sprzedane Stevenowi Spielbergowi.
„Słońce świeci, niebo jest niebieskie, a w powietrzu wisi morderstwo.”
Historia skupia się na czwórce emerytów, którzy zamieszkując malownicze osiedle Coopers Chase, organizują cotygodniowe spotkania „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, skupiając się na niezbadanych sprawach sprzed lat. Trafia im się jednak prawdziwa gratka, bo niebezpieczny mężczyzna, silnie związany z rozbudową osiedla, zostaje zamordowany we własnym domu.
„Zawsze wiemy, kiedy robimy coś po raz pierwszy, prawda? Ale bardzo rzadko zdajemy sobie sprawę, kiedy coś dzieje się po raz ostatni.”
Książka w większości jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego, przedstawiając nam wydarzenia z punktu widzenia bardzo różnych bohaterów. Są jednak rozdziały w formie pamiętnika, pisane przez Joyce, jedną z nowych członkiń klubu zbrodni. Jeśli zastanowimy się nad samymi postaciami, to zarówno postronne osoby, kręcące się wokół naszych ofiar, mogą otrzymać swoisty czas antenowy, ale jednak czwórka emerytów i para policjantów (nie mogąca opędzić się od nachalnej pomocy), będą stanowić trzon ukazanych charakterów. Elizabeth, Ron, Ibrahim i Joyce to cztery bardzo indywidualne osobowości, które jednak posiadają swoisty spryt i spokój, rozumiejąc otaczający świat i wykorzystując swoje atuty do osiągnięcia celu. Trzeba wskoczyć do samolotu na Cypr, żeby uruchomić znajomości, nic trudnego, przekopanie grobu, pestka, przecież zawsze można wymigać się demencją, jeśli policja zacznie zadawać zbyt wiele pytań. Jednak nie tylko śledztwo zostało podkreślone w tej powieści, a wiele trudnych tematów, relacje seniorów z dziećmi, radzenie sobie ze śmiercią bliskich, demencja, a wreszcie, konieczność czerpania z życia jak najwięcej, do samego końca.
„W zeszłym tygodniu aresztowała złodzieja (..) i gdy się z nią szarpał, powaliła go na ziemię uderzeniem pałki. Dużo mocniejszym niż powinna. Czasem po prostu trzeba kogoś walnąć.”
Wydarzenia przeplatają się jak w dobrym kryminale i kiedy już wydaje się, że mamy w garści motyw, okazuje się, że jednak coś nam umknęło i mordercą jest ktoś inny. Kilka rzeczy zaskakuje na plus, a metodyczne prowadzenie śledztwa, naprawdę miło się ogląda. Fakt, że nasz klub zbrodni, ma wiele znajomości i możliwości otrzymania potrzebnych informacji, jakoś w ogóle nie razi. Całość czyta się dosyć lekko, kiedy w tle opisywane jest ciasto agrestowe, czy spacer nad jeziorem. Tak sielsko i spokojnie, że nawet można się umówić na kawę z podejrzanym i przy ciastku zapytać o alibi. Polecam dla fanów spokojnych historii z ciekawymi bohaterami :)
http://angeliconpoint.blogspot.com/
„Morderców tropimy w czwartki” to intrygująca komedia kryminalna, napisana przez niezwykłego angielskiego autora, którego kariera jest związana z telewizją i różnego rodzaju projektami komediowymi. Co ciekawe, powieść zadebiutowała w wielu krajach jednocześnie, a prawa do ekranizacji zostały sprzedane Stevenowi Spielbergowi.
„Słońce świeci, niebo jest niebieskie, a w...
2020-10-11
„Od pierwszego wejrzenia” to trzeci tom serii ‘Rock Chick’, pióra amerykańskiej autorki Kristen Ashley. Jest to pozycja bezpieczna, jeśli zna się którąkolwiek z poprzednich powieści autorki. Osobiście zawsze mam taki dreszczyk ekscytacji, kiedy sięgam po jej książki, bo po prostu kiedy polubię autora, jestem w tym bardzo wierna.
Kolejna odsłona historii grupy przyjaciół mieszkających w Denver, którzy wydają się magnesem na kłopoty. Roxie to dziewczyna, która związała się z nieodpowiednim facetem. Bezskutecznie próbuje wyplątać się z toksycznego związku i w tym celu udaje się po pomoc do wujka Texa. W ten sposób w jej życie zaczynają się angażować pracownicy kawiarni, biura detektywistycznego, ale też przystojny policjant, Hank Nightingale, który za wszelką cenę postanawia jej pomóc.
„Ale każda dziewczyna ma swoją granicę wytrzymałości. (..) Ale jeśli da się ciała, to trzeba to przyznać, jakoś przez to przejść i ruszyć do przodu.”
Książka jest pisana w pierwszej osobie czasu przeszłego, z punktu widzenia głównej bohaterki, co jest kompletnym standardem dla tej serii. Roxie to uparta dziewczyna, która wiele przeszła. Chce być szczęśliwa, jednak jej były chłopak nie przyjmuje do wiadomości zakończenia związku. Jest agresywny i zawsze znajduje kobietę, która próbuje przed nim uciekać, ciągle zmieniając miejsce zamieszkania. Stale towarzyszą jej przeprowadzki, strach i wspomnienia przeżytej traumy. Kiedy bohaterka wpada na całą grupę ludzi z „Fortnum”, już wiemy, że otrzyma odpowiednie wsparcie i pomoc. Z kolei Hank Nightingale jest przystojnym, zdecydowanym facetem, jak zresztą każdy męski bohater u Kristen Ashley. Tak idealnych mężczyzn nie ma i kropka, ale można się oddać krainie fantazji choćby na moment. W każdym kolejnym tomie, jak również tutaj, poznajemy nowych, barwnych i nieco przerysowanych bohaterów. Rodzice Roxie to nietuzinkowa para, która uosabia stwierdzenia ‘kto się czubi, ten się lubi’, podczas kłótni o konieczność posiadania w domu mąki i maślanki. Dostajemy też imprezę w najprawdziwszym zamku i Daisy jako królową wieczoru w masie cekinów i natapirowanych włosach. Bohaterowie bardzo dużo dają tej historii, bo to mega pozytywni ludzie, trzymający się razem jak perfekcyjny obraz rodziny z jej wadami i zaletami.
„Wiedziałam, jak to jest czuć się zbrukanym, choć nie wskoczyło się w błoto samowolnie. Nieważne, że zostało się wepchniętym - brud przywarł.”
Akcja toczy się chyba trochę spokojniej niż w poprzednich tomach i nie zdarza się codziennie, że ktoś bohaterce grozi nożem, jednak mimo wszystko, zagrażające jej sytuacje, są chyba nieco poważniejsze. Natomiast warstwa romantyczna, bardzo mi się podobała. Prawdziwa randka, długie rozmowy, przejażdżka bryczką. Tego typu książkom często brakuje tej emocjonalnej warstwy, poznawania się, bo bohaterowie od razu przechodzą do płomiennej miłości, niczego o sobie nie wiedząc. Tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie, za co plusik się należy. I ta okładka, naprawdę udana, kolorystyka i rozmieszczenie czcionek zdecydowanie cieszy oko, mimo że jest to sprawa drugorzędna. Należałoby rozpocząć od pierwszego tomu serii, aby być na bieżąco z masą bohaterów, którzy się w powieści przewijają, ale całą serię, fanom romansu z dreszczykiem, zdecydowanie polecam ;)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Od pierwszego wejrzenia” to trzeci tom serii ‘Rock Chick’, pióra amerykańskiej autorki Kristen Ashley. Jest to pozycja bezpieczna, jeśli zna się którąkolwiek z poprzednich powieści autorki. Osobiście zawsze mam taki dreszczyk ekscytacji, kiedy sięgam po jej książki, bo po prostu kiedy polubię autora, jestem w tym bardzo wierna.
Kolejna odsłona historii grupy przyjaciół...
„Siedmiopiętrowa góra” została mi przedstawiona jako książka o poszukiwaniu wiary, własnego miejsca w świecie, pokazująca historię człowieka, którego życiowa ścieżka została uwieńczona wstąpieniem do zakonu trapistów.
„Ale jeśli ty jesteś w błędzie, czy to znaczy, że ja mam słuszność? Jeśli ty jesteś zły, czy to dowodzi, że ja jestem dobry?”
Thomas Merton to postać niesamowita. Z kart powieści wynurza się człowiek prawdziwy, do bólu szczery, otwarty na własne błędy i nie stroniący od samokrytyki. Powieść jest pisana w pierwszej osobie czasu przeszłego i przedstawia poniekąd biografię autora, opisującą jego życie od lat najmłodszych. Z początku poruszamy się pomiędzy krajami, szkołami i przeróżnymi ludźmi wraz z chłopcem, który nie ma nic wspólnego z wiarą. Podpatruje pewne wzorce religijne i przygląda się im z boku, jednak na dłuższą metę nie zajmuje go ani modlitwa ani potrzeba określonego wyznania. W pierwszej części książki widzimy jak kształtuje się ten człowiek i co popycha go ku konkretnym celom. Dopiero z czasem Thomas orientuje się, że być może jego doktorat, współtworzenie czasopisma, chadzanie wieczorami do pubów i drzemanie na podłodze, nie dają mu żadnej satysfakcji czy szczęścia. Jako człowiek o wszechstronnej wiedzy, spotykający różnych ludzi na swojej drodze, ma okazje zetknąć się z różnymi wyznaniami, prawosławiem, zborem kwakrów czy też chrześcijaństwem, które go z czasem mocno przyciąga. Cała ta podróż, niezdecydowanie, szukanie powołania, rozwija się od momentu chrztu świętego, którego dostąpił już jako dorosły człowiek. Nie bez znaczenia jest też utrata bliskich, która występuje często na jego życiowej ścieżce. To wahanie bohatera, wzbranianie się przed wiarą i powołaniem, było bardzo szczere i prostolinijne, przez co naprawdę przyjemnie poznawało się tą historię, właśnie historię człowieka inteligentnego, dobrodusznego, przepełnionego łaską obcowania z Bogiem.
„Przez dar wiary dotykasz Boga, wchodzisz w kontakt z samą Jego substancją i rzeczywistością, ale w pomroku – bo nic dosięgalnego, nic zrozumiałego dla naszych zmysłów i naszego rozumu nie może uchwycić Jego istoty takiej, jaką ona jest sama w sobie. Ale wiara przekracza wszystkie te granice i czyni to bez trudu, bo w niej samej Bóg się nam objawia i wszystko, czego od nas żąda, to pokora przyjęcia jego objawienia – i przyjęcia go na takich warunkach, na jakich On nam je daje.”
Myślę, że jest to książka dla dojrzałego czytelnika i wcale nie do końca chrześcijanina, bo każdy umysł otwarty na dobro i chęć niesienia pomocy innym, również znajdzie w niej jakieś własne przesłanie. Nie ukrywam, że język powieści jest często ciężki i nużący, a objętość dość znaczna (460 stron większego formatu i małej czcionki). Ponadto warto podkreślić, że występuje tu snucie opowieści, więc dialogi są właściwie nieistniejącym dodatkiem i cały czas mamy do czynienia z opisową narracją. Twarda oprawa, w przepięknej odsłonie, zdecydowanie dodaje uroku. Mimo wszystko polecam, bo lektura zdołała mnie przekonać i pozwolić na kontemplację własnego życia duchowego, co spodobałoby się zapewne autorowi.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Siedmiopiętrowa góra” została mi przedstawiona jako książka o poszukiwaniu wiary, własnego miejsca w świecie, pokazująca historię człowieka, którego życiowa ścieżka została uwieńczona wstąpieniem do zakonu trapistów.
więcej Pokaż mimo to„Ale jeśli ty jesteś w błędzie, czy to znaczy, że ja mam słuszność? Jeśli ty jesteś zły, czy to dowodzi, że ja jestem dobry?”
Thomas Merton to postać...