-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2016-05-26
2016-04-25
Początek nie zapowiadał wybitnej książki. Ale zaufałam intuicji i opiniom i przebrnęłam przez parę pierwszych stron. Potem robiło się już coraz lepiej i ciekawiej, ale o szczegółach opowiem potem.
Historia wcale nie banalna, ja się na taką przynajmniej nie natknęłam. Nasza młoda bohaterka, Cass, to imprezowiczka i buntowniczka. Pewnego dnia zostaje zgwałcona przez irygującego mężczyznę,przez co potem obiecała sobie "Nigdy więcej zielonych oczu". Zabiera potem pieniądze i ucieka z domu. W Nowym Orleanie poznaje nowych przyjaciół, chłopaka i znajduje pracę. Życie upływa jej beztrosko, do czasu, gdy zielonooki nieznajomy powraca.
Dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, bo dziewczyna nagle trafia do czasów Hunów, o których wiele wiedziała z lekcji historii. Żyjąc więc w roku 451, poznaje przyczynę dziwnych zawikłań czasoprzestrzeni. Okazuje się bowiem, że czeka na nią zemsta.
O innowacyjnym pomyśle już wspomniałam, choć połączenie historii z fantastyka samo w sobie oryginalne nie jest. Jednak dobre połączenia zawsze się sprawdzą, a już na pewno wtedy, gdy zostaną prawidłowo przeprowadzone. A w tym przypadku tak było. Ciekawe przenikanie się dwu światów, a gdzieś w głębi książki fantastyka rodem z tajemniczych opowieści. Język adekwatny do naszej bohaterki, choć miejscami przypominał kiczowate wstawki w stylu Katarzyny Michalak. Nie zmienia to jednak faktu, że narracja to przede wszystkim rola młodej dziewczyny, a skąd biedna ma wziąć wyszukane słownictwo żyjąc z dnia na dzień i niczym się nie przejmując? Poza tym, ciekawy wątek dwóch głównych bohaterów, bo na tym książka się przecież opiera.
Zakończenie nie jest przewidywalne, jak w wielu tego typu książkach. Prawdę mówiąc miejscami nie można było odgadnąć co stanie się za dwie strony. Nie zmienia to faktu, że niedociągnięcia też tam znajdziemy. Fabuła lekko nuży i zamyka oczy, bo wartkość (jest takie słowo?) akcji potyka się kilka razy, a więc doskonała nie jest.
A więc w ramach małego podsumowanka, książkę gorąco polecam, bo, mimo że mnie czytanie zajęło długo (czytam cztery książki na raz, brawo ja), to czyta się ją błyskawicznie, wciąga i pozostawia po sobie ślad.
Moja ocena: 7/10
Początek nie zapowiadał wybitnej książki. Ale zaufałam intuicji i opiniom i przebrnęłam przez parę pierwszych stron. Potem robiło się już coraz lepiej i ciekawiej, ale o szczegółach opowiem potem.
Historia wcale nie banalna, ja się na taką przynajmniej nie natknęłam. Nasza młoda bohaterka, Cass, to imprezowiczka i buntowniczka. Pewnego dnia zostaje zgwałcona przez...
2016-03-20
Cóż, nie pomyślałabym raczej, że spodoba mi się książka - bądź co bądź - młodzieżowa, z fantastycznymi przystojniakami (ach, Zmierzch mi się przypomina) i trudną miłością człowieka i owej istoty. Ostatnio jednak zaskakuję sama siebie, a raczej zaskakują mnie książki, po których bym się tego nie spodziewała. Jednak po Gorących i przychylnych recenzjach Olgi z Wielkiego Buka oraz Anity z Book Reviews, postanowiłam, że muszę, no muszę ją przeczytać. A pamiętam, jak w poprzednim roku zarzekałam się, ze jej nie tknę, bo opis nie zachęca. Jak dobrze, że postąpiłam inaczej!
Opis książki mówi nam, że będziemy mieć do czynienia z wielką tajemnicą, polityką podziemnych mieszkańców i walką z rzuconym na Trollus zaklęciem. Zaklęciem, przez które trolle uwięzione są pod gruzami góry, utrzymującymi się dzięki magii. Jedynym ratunkiem okazuje się być związek księżniczki słońca - wiejskiej dziewczyny, Cecile i trollowego księcia, Tristana. Bardzo przystojnego i pociągającego, tak tylko wspominam. O ile pierwszą myślą dziewczyny po porwaniu do podziemnego miasta jest ucieczka, czas pokazuje jej, że wszystko jest zupełnie inne, niż mogłoby się wydawać. Poznaje bowiem nowe fakty z historii miasta, a także plany niektórych z jego mieszkańców, co zmienia przecież wszystko.
Jak już wspomniałam, domeną opowieści jest tajemnica. Mroczna, ale jakże wciągająca i zachęcająca do czytania. Wybory bohaterów, z jednej strony oczywiste, czasem pozostawiały w głowie cień wątpliwości, a akcja z jednego zdarzenia do drugiego przechodziła w większości przypadków płynnie i z napięciem czekałam na dalszy ciąg historii. Nawet miłość i romans nie były całkiem drętwe i sztuczne, pozwoliłam sobie w nie uwierzyć i autentycznie wczuwałam się w to, co co czują bohaterowie. Kibicowałam ich działaniom, a czasem miałam ochotę krzyknąć do nich, że to co robią, jest złe. Okazali się rozważniejsi, niż myślałam.
Naprawdę godna uwagi pozycja, nie tylko dla młodzieży, bo to historia mądra, ciekawa, pełna trudnych, nie zawsze oczywistych wyborów. Czekam z niecierpliwością na część kolejną, więc, lipcu, nadchodź szybko!
Moja ocena: 8/10
Cóż, nie pomyślałabym raczej, że spodoba mi się książka - bądź co bądź - młodzieżowa, z fantastycznymi przystojniakami (ach, Zmierzch mi się przypomina) i trudną miłością człowieka i owej istoty. Ostatnio jednak zaskakuję sama siebie, a raczej zaskakują mnie książki, po których bym się tego nie spodziewała. Jednak po Gorących i przychylnych recenzjach Olgi z Wielkiego Buka...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-17
"Kochany Czytelniku, który właśnie wziąłeś do ręki tę książkę, nie bój się, to nie jest kolejna nudna książka o filmach i kinie, pisana językiem zrozumiałym tylko dla kilkunastu osób. To nie jest lista arcydzieł. To nie jest też lista filmów, które "musisz obejrzeć, zanim umrzesz"."
Filmy to moja największa miłość, mieszcząca się hierarchicznie tuż obok książek. Jeśli nie wiedzieliście, to już wiecie. A więcej o tej miłości znajdziecie w zakładce "o mnie".
Tę książkę chciałam mieć, gdy tylko dowiedziałam się o jej istnieniu. Nie doczytałam jeszcze opisu każdego filmu, ale jedno muszę przyznać. Jestem zauroczona.
Bo wiecie, każdy, kto kocha filmy, potrafi gadać o nich godzinami. A pani Korwin Piotrowska postanowiła o nich napisać. I bardzo dobrze zrobiła. Bo - jak sama pisze - zabiera nas we wspaniałą, emocjonalną podróż po świecie filmów i pięknych wrażeń. Zaznacza pozycje, które są jej bliskie i takie, które powinien obejrzeć każdy szanujący się filmoholik. Legendarne produkcje, łzy po seansie i powrót do czasów młodości - wszystko to znajdziecie w tej grubaśnej książce.
"Co to więc jest? To książka o miłości, ogromnych i niezapomnianych emocjach, które kino wywołuje. O moich emocjach."
Wiele znajdę tu filmów, które widziałam i kocham (Whiplash, Forrest Gump),a także tych, które widziałam, ale mnie do siebie nie przekonały (Gwiazd naszych wina), a panią Karolinę owszem. Ale to jest właśnie najlepsze. Obie kochamy kino, obie mamy o nim wiedzę, lecz każda z nas ma swoje subiektywne spojrzenie na każdą produkcję. Piękna rzecz w kinie. Są tu też filmy, których nie widziałam, ale nadrobię je jak najszybciej, bo ich opisy są niesamowicie zachęcające.
Cóż ja mogę więcej napisać? 664 strony pięknej wyprawy wgłąb kina, poprzez wiele łez śmiechu i smutku, okraszonych genialnymi cytatami z genialnych filmów. Wyprawy, w którą dałam się zabrać i wiem, ze dobrze zrobiłam.
"Kochany Czytelniku, który właśnie wziąłeś do ręki tę książkę, nie bój się, to nie jest kolejna nudna książka o filmach i kinie, pisana językiem zrozumiałym tylko dla kilkunastu osób. To nie jest lista arcydzieł. To nie jest też lista filmów, które "musisz obejrzeć, zanim umrzesz"."
Filmy to moja największa miłość, mieszcząca się hierarchicznie tuż obok książek. Jeśli...
2016-05-15
CHYBA MIESZKAMY POD ZIEMIĄ
No tak. Bo Glukhovsky przeniósł nasz świat i pod przykrywką wyolbrzymionych zachowań każe nam czytać o nas samych. W gruncie rzeczy bowiem, to nie jest płytka historyjka o mutantach, podziemnych nacjach i potworach. To opowieść o współczesnym świecie, w którym sami nie możemy być już pewni, czy nasze czasy są w końcu spokojne.
Są książki, które przeczytać trzeba. Ja miałam tak z tą właśnie książką i to z kilku powodów. Po pierwsze, kazał mi trener. A z trenerem sztuk walki się nie dyskutuje. Po drugie, hasło 'metro' jest ściśle powiązane ze słowem 'fantastyka'. Tak więc oto jestem i piszę tę recenzję.
Zacznę może od tego, jaka jestem głupia. Kupiłam wydanie, w którym trzeciej części trylogii już nie znajdę. Muszę więc kupić tę samą książkę raz jeszcze (mimo że jest lepsza niż te nowe, trudno).
Przechodząc już do właściwej części recenzji, jestem trochę zmieszana. Książkę skończyłam dwa czy trzy dni temu, a emocje dalej kryją się gdzieś po kątach mojej świadomości, może nawet mojego serca. Rzecz w tym, że nie umiem tej książki ocenić. Genialny pomysł na samą fabułę, świetnie skonstruowani główni bohaterowie no i to, co lubię najbardziej, czyli morał. Morał, a właściwie nauka. Bo po całej już lekturze człowiek leży i nie wie, co ma począć. Po skończeniu Futu.re wiedziałam już, że i Metro będzie miało podobną formę. Czyli początek ciekawy, ze środkiem różnie bywa, a końcówka robi dżem z mózgu.
Największym problemem w tej książce jest ten środeczek właśnie. Bo dzieje się tam wiele, bardzo wiele, ale, kurczę, jakoś nierówno. Były momenty, gdy dosłownie przysypiałam, ale i takie, który trzymały w napięciu przez długi czas. Cała książka jest takim fazowym uwalnianiem emocji, ale jednak niektóre momenty mnie pokonały i czytałam je nie z takim zainteresowaniem, jak resztę.
"Nie wiadomo, który z nich dwóch miał rację, ale uwierzyć, że każde pytanie może mieć jedną, jedynie prawdziwą odpowiedź, Artem już nie potrafił."
Podobał mi się język, bo Glukhovsky świetnie sobie poradził z różnymi nacjami, warstwami społecznymi czy po prostu poszczególnymi jednostkami. Każdy ma bowiem swój własny, charakterystyczny sposób mówienia i prowadzenia dialogów, co jest przecież częścią jego postaci. Co więc mi się nie podobało? Długaśnie psychologiczne opisy, przy których oczy się zamykają, no ale do końca się nie zamkną, bo zaraz wracamy do fazy "lepszej". O ile książka mówi o rzeczach ważnych i prawdziwych, to nie zawsze w adekwatny sposób.
"- Ale przecież jeśli mają latarkę, to znaczy, że to ludzie, a nie jakieś potwory z powierzchni - zaoponował Artem.
- Nie wiadomo, co gorsze"
Odbywamy więc wraz z Artemem podróż przed będące odbiciem naszego świata metro. Wydarzenia pod ziemią subtelnie przemycają polityczną sytuację w czasie, w którym żyjemy. Ciągłe wojny, taktyczne sojusze, przekrój wielu światopoglądów, wiar, religii. To my, niewdzięczni mieszkańcy dzisiejszej Ziemi. Tylko przeniesieni do ciemnych, moskiewskich stacji metra.
"Pełny sejf dolarów i rubli i nie ma co z nimi zrobić. Dziwne. Okazuje się, ze to po prostu papierki."
Moja ocena: 8/10, ale czuję, że jest to książka, do której wrócę.
CHYBA MIESZKAMY POD ZIEMIĄ
No tak. Bo Glukhovsky przeniósł nasz świat i pod przykrywką wyolbrzymionych zachowań każe nam czytać o nas samych. W gruncie rzeczy bowiem, to nie jest płytka historyjka o mutantach, podziemnych nacjach i potworach. To opowieść o współczesnym świecie, w którym sami nie możemy być już pewni, czy nasze czasy są w końcu spokojne.
Są książki,...
2016-04-10
2016-02-08
http://kultusarnie.blogspot.com/2016/02/gildia-magow-trudi-canavan-recenzja.html
Cieszę się, że właśnie te książki wybrał dla mnie trener. Chciał przekonać mnie do fantasy i przyznam szczerze, że się chyba udało. Do miłośniczki magii i dziwnych, fantastycznych zdarzeń mi trochę brakuje, ale jestem na dobrej drodze.
Streszczając po krótce fabułę - Podczas corocznych, przeprowadzanych od lat wielu Czystek na ulicach, przydarza się niespodziewana rzecz: dziewczynie ze slumsów udaje się pokonać magiczną barierę ochronną Maga. Obok Sonei, bo o niej mowa, dzieje się coś gorszego - młody chłopak płonie od zaklęcia Magów, którzy uznali go za posiadacza umiejętności magicznych. Tylko Rothen, starszy mag-alchemik, zauważa prawdziwego sprawcę zamieszania. Dziewczyna musi uciekać, a magowie rozpoczynają poszukiwania, bo dzika magiczka prędzej czy później zniszczy całe miasto i siebie samą.
Pierwsze strony szły mi opornie. Nie byłam przekonana do dziejących się akcji, poszukiwania Sonei trochę się ciągnęły. Jednak od czasu schwytania jej, zabrania do Gildii - szkoły magów i rozpoczęcia nauk, akcja nabiera tempa i czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.
Poza tym... mam pierwszego książkowego męża. Rothen jest... odrobinę starszy, ale to człowiek o tak niesamowitym usposobieniu, ze nie sposób nie uśmiechać się razem z nim. Ja się uśmiechałam, hm. Ogólnie bohaterowie GM mają bardzo ciekawie rozbudowane charaktery. Moim ukochanym jest, już wiecie, mistrz Rothen. Przemiły, przezabawny, przeuroczy alchemik. Zaraz po nim mistrz Dannyl, który jest takim "fajtłapą", choć bardzo mądrym i inteligentnym. Jest ogromnie śmieszny, lecz w pozytywnym znaczeniu. Poza tym, stworzony świat magów i ludzi jest naprawdę wspaniały. To trochę jak Harry Potter w bardziej realnym (pomijając magię) i przystępnym świecie, przez co czujemy się w akcję wciągnięci do reszty. Ja razem z bohaterami uciekałam, wstrzymywałam oddech i wytężałam umysł szukając w nim swojego pokoju z magią. Cóż, chyba nie jestem magiczką.
Może doszukuję się dziwnych interpretacji i przesłań, ale ta książka jest bardzo mądra. Mimo ewidentnie odległych czasów, tak wiele znaleźć z nich można w świecie dzisiejszym i obecnym. Różnice między poszczególnymi warstwami społecznymi, powielane przez ludzi stereotypy. Jak już kilka z was zauważyło, lubię książki z przesłaniem, a ta do nich zdecydowanie należy. Teraz zaczynam drugą część, ale jak na razie polecam Gildię Magów serdecznie.
Trenerze, mimo że tego nie czytasz, dziękuję!
Moja ocena:
8/10
http://kultusarnie.blogspot.com/2016/02/gildia-magow-trudi-canavan-recenzja.html
Cieszę się, że właśnie te książki wybrał dla mnie trener. Chciał przekonać mnie do fantasy i przyznam szczerze, że się chyba udało. Do miłośniczki magii i dziwnych, fantastycznych zdarzeń mi trochę brakuje, ale jestem na dobrej drodze.
Streszczając po krótce fabułę - Podczas corocznych,...
Powiem wam, że okładka bardzo mi się podoba, choć nie do końca jest w moim guście. To najlepiej i najładniej wydana książka Ćwieka z tych, które widziałam.
A propos autora, to moje pierwsze z nim spotkanie i to udane! Prawie czterysta stron ciemnego światka przestępczego na tle lepkiego, czarnego powietrza miasta utworzonego, według legendy, na ciele olbrzyma. To połączenie kryminału i fantastyki brzmi przesmacznie, więc ucieszyłam się mając tę książkę w swoich rękach.
Mamy więc prześwietną postać Alfiego, który zostaje wplątany w pewną zagadkę. Zamordowany zostaje jego przyjaciel, choć to on miał być na jego miejscu. Okazuje się jednak, że to nie jedyne jego powiązanie z tą sprawą.
Kolejną z postacie, które uwielbiam jest nie kto inny, jak McShane. Jego cięty język i humor, który do mnie - nie wiedzieć czemu - docierał idealnie, śmiałam się momentami w głos.
Wracając już do samej recenzji, to nie spodziewałam się (nawet po dobrym opisie), że książkę będzie się tak łatwo i szybko czytać. Nawet mimo tego, że miałam jakiś czytelniczy zastój, gdy zaczęłam czytać, trudno było się oderwać, ale trzecia w nocy to trzecia w nocy. Kiedyś spać trzeba.
Uwielbiam adekwatne do postaci dostosowanie języka. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby każda postać miała swój własny, charakterystyczny sposób mówienia. I tu rzeczywiście tak było, ale czasem pojawiały się fragmenty, w których każde zdanie było do siebie podobne, co zmuszało mnie do ziewnięcia od czasu do czasu. Ale! O ile opisy przyrody, miasta czy czego tam jeszcze, nużą okropnie, tak W Grimm City wszystko, co dzieje się dookoła - czarny pył, smoliste i tłuste powietrze, szare budynki - było opisane tak, że aż miło było czytać. Zamykasz oczy i widzisz to brzydkie miasto, czujesz ten zapach i powietrze po "efekcie wulkanu". To się Ćwiekowi udało!
Świetna gatunkowa hybryda z wyrazistymi bohaterami, dobrze przemyślanym światem i ciętym językiem Ćwieka. Czuję, że mam co nie co do nadrobienia w jego kwestii. No i czekam na kolejną część Miasta Grimm. Bo tak się książek, panie Jakubie, nie kończy!
Moja ocena: (waham się, waham) 8/10. Za miasto, za McShane'a no i wkurzającą (lecz jak napisaną!) Pallę Di Neve.
http://kultusarnie.blogspot.com/2016/05/recenzja-grimm-city-jakuba-cwieka.html
Powiem wam, że okładka bardzo mi się podoba, choć nie do końca jest w moim guście. To najlepiej i najładniej wydana książka Ćwieka z tych, które widziałam.
więcej Pokaż mimo toA propos autora, to moje pierwsze z nim spotkanie i to udane! Prawie czterysta stron ciemnego światka przestępczego na tle lepkiego, czarnego powietrza miasta utworzonego, według legendy, na ciele olbrzyma. To...