Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książkę czytałam w drodze na Big Book Festival, czytało się ją świetnie. Poszło szybko, wciągnęła jak mało co. Na pewno miał na to wpływ format, bo każde opowiadanie jest indywidualną historią, która porusza inny temat. Wszystko jednak opiera się na głównym temacie, którym jest (uwaga, zaskoczę was) Rosja. Kraj niezrozumiały nie tylko dla nas, ale i dla samych mieszkańców. Państwo, które żyje własnym życiem, a zasady są tylko literami na kilku ważnych papierkach. Etyka? Co to takiego?

Glukhovsky uogólnia, ironizuje, wyolbrzymia. Bo to jest satyra, na dodatek w klimacie sci-fi, nie można brać tego dosłownie. Nie zapominajmy jednak, że satyry to nie tylko sarkazm i żarty. To też rodzaj prawdy ukazanej w komiczny i lepiej dostępny sposób.

Znajdzie się tu opowieść o dążeniu do sławy, o wartości pieniądza, o korupcji i wszechobecnej propagandzie. Ale nie tylko. Witajcie w Rosji niejako streszcza w sobie cały kraj, wyciska z niego esencję i podaje nam na papierze. Gdy uświadomimy sobie, że w sumie to autor ma rację, nie jesteśmy pewni, czy mamy się śmiać czy płakać. Bo Rosjanie to ludzie tacy jak my, tylko ukształtowani przez inny system. Ale i do nas może on trafić. Wtedy będziemy dokładnie jak oni. Przed tym właśnie Glukhovsky nas ostrzega.

To już moja trzecia książka tego pisarza. Idę kompletnie nie po kolei, ale robię to, czego Glukhovsky chce - poznaję jego twórczość nie tylko poprzez najpopularniejsze Metro, odkrywam świat jego oczami. Zazdroszczę mu swoją drogą tej łatwości pisania o rzeczach ważnych w tak interesujący sposób. Pod przykrywką zwykłej, nawet zabawnej historii przemyca nam wiele prawd, w dodatku jego książki to gatunkowo fantasy czy science fiction, a to już w ogóle majstersztyk. Kocham tego gościa i przeczytam wszystkie książki, które wyszły i dopiero wyjdą spod jego pióra (albo klawiatury). Nie dość, że człowiek-orkiestra, to w dodatku wszystko, czego tknie, zmienia się w dzieło sztuki.

Będę się powtarzać, ale brak mi epitetów na tego człowieka i jego książki. Nieprzewidywalne i zabawne historie, prawda ukryta za każdym opowiadaniem, świetni bohaterowie i prosty, swojski język. Dodatkowe uszanowanka kieruję w stronę niesamowitego rysownika (Vasily Polovtsev - w życiu nie przeczytam i nie odmienię twego nazwiska, ale przybijam żółwika, jesteś geniuszem) i tłumacza, któremu ufam jak nikomu, że pisze, jak trzeba.

Książkę czytałam w drodze na Big Book Festival, czytało się ją świetnie. Poszło szybko, wciągnęła jak mało co. Na pewno miał na to wpływ format, bo każde opowiadanie jest indywidualną historią, która porusza inny temat. Wszystko jednak opiera się na głównym temacie, którym jest (uwaga, zaskoczę was) Rosja. Kraj niezrozumiały nie tylko dla nas, ale i dla samych mieszkańców....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę przyznać, że jest to książka niesamowicie inteligentna. Samantha Shannon od podstaw stworzyła cały świat - razem z jego polityką, prawem, mentalnością ludzi. Poza zwykłymi ludźmi, po świecie krążą też tac, którzy mają kontakt z zaświatami. Zostali oni sklasyfikowani, autorka utworzyła [no, znaczy... Jax stworzył] diagram przedstawiający siedem klas jasnowidzenia, wraz z nazwami potocznymi, wyjaśnieniem i charakterystycznym dla każdej z nich "zachowaniem".

Koniecznie zwracam uwagę na wykreowanie postaci, bo jest to majstersztyk. No aż słów podziwu brak. Są bohaterowie, których się kocha (PS. mam nowego męża; Arcturus, zabierz mnie do Magdaleny, będę wiernym sługą, obiecuję!) i nienawidzi, choć nie każdy może być tym, kim wydaje się na początku.

I tu przechodzimy do kolejnej świetnej rzeczy. Do łamania stereotypów i uczenia, że nie można nic ani nikogo oceniać po pozorach. Bo może okazać się, że największy wróg stanie się przyjacielem, a zdrajca - wybawcą. Zwroty akcji są tu bowiem czymś przemyślanym (wracamy do tezy o inteligencji książki) i naprawdę zaskakującym, czymś, czego się nie spodziewamy.

No i ta tajemniczość. Do samego końca trzymani jesteśmy w niepewności. Podczas czytania powstaje wiele pytań, a na odpowiedzi musi przyjść właściwy moment. Dlatego nie ma co się zamartwiać, gdy na początku czujemy się zagubieni w tym całym świecie. Niedługo dowiemy się o nim więcej i będziemy bez przeszkód go przemierzać. Pomaga to w utożsamieniu się z główną bohaterką, Paige, wejściu w jej sytuację. Bowiem i ona, trafiając do Szeolu I, nie miała pojęcia, co dzieje się dookoła, póki nie zdobyła odpowiedzi na pytanie, które pomogą jej tam przetrwać.

Kolejną część chwycę podczas tegorocznego, lipcowego BookAThonu (pierwsze zadanie - "Wakacje z duchami") i szczerze nie mogę się doczekać, bo jestem bardzo zaciekawiona, jak potoczą się dalsze losy Paige, zakończenie zdradza bowiem mało, a liczę na godne następstwo Czasu żniw.

Moja ocena: 8/10 - za przemyślany świat, zwroty akcji, tajemnicę i bohaterów. Ale i za to, że są książki, którym Czas żniw w mojej ocenie nie dorównuje. A muszę być sprawiedliwa.

Muszę przyznać, że jest to książka niesamowicie inteligentna. Samantha Shannon od podstaw stworzyła cały świat - razem z jego polityką, prawem, mentalnością ludzi. Poza zwykłymi ludźmi, po świecie krążą też tac, którzy mają kontakt z zaświatami. Zostali oni sklasyfikowani, autorka utworzyła [no, znaczy... Jax stworzył] diagram przedstawiający siedem klas jasnowidzenia, wraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powiem wam, że okładka bardzo mi się podoba, choć nie do końca jest w moim guście. To najlepiej i najładniej wydana książka Ćwieka z tych, które widziałam.

A propos autora, to moje pierwsze z nim spotkanie i to udane! Prawie czterysta stron ciemnego światka przestępczego na tle lepkiego, czarnego powietrza miasta utworzonego, według legendy, na ciele olbrzyma. To połączenie kryminału i fantastyki brzmi przesmacznie, więc ucieszyłam się mając tę książkę w swoich rękach.

Mamy więc prześwietną postać Alfiego, który zostaje wplątany w pewną zagadkę. Zamordowany zostaje jego przyjaciel, choć to on miał być na jego miejscu. Okazuje się jednak, że to nie jedyne jego powiązanie z tą sprawą.

Kolejną z postacie, które uwielbiam jest nie kto inny, jak McShane. Jego cięty język i humor, który do mnie - nie wiedzieć czemu - docierał idealnie, śmiałam się momentami w głos.

Wracając już do samej recenzji, to nie spodziewałam się (nawet po dobrym opisie), że książkę będzie się tak łatwo i szybko czytać. Nawet mimo tego, że miałam jakiś czytelniczy zastój, gdy zaczęłam czytać, trudno było się oderwać, ale trzecia w nocy to trzecia w nocy. Kiedyś spać trzeba.

Uwielbiam adekwatne do postaci dostosowanie języka. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby każda postać miała swój własny, charakterystyczny sposób mówienia. I tu rzeczywiście tak było, ale czasem pojawiały się fragmenty, w których każde zdanie było do siebie podobne, co zmuszało mnie do ziewnięcia od czasu do czasu. Ale! O ile opisy przyrody, miasta czy czego tam jeszcze, nużą okropnie, tak W Grimm City wszystko, co dzieje się dookoła - czarny pył, smoliste i tłuste powietrze, szare budynki - było opisane tak, że aż miło było czytać. Zamykasz oczy i widzisz to brzydkie miasto, czujesz ten zapach i powietrze po "efekcie wulkanu". To się Ćwiekowi udało!

Świetna gatunkowa hybryda z wyrazistymi bohaterami, dobrze przemyślanym światem i ciętym językiem Ćwieka. Czuję, że mam co nie co do nadrobienia w jego kwestii. No i czekam na kolejną część Miasta Grimm. Bo tak się książek, panie Jakubie, nie kończy!



Moja ocena: (waham się, waham) 8/10. Za miasto, za McShane'a no i wkurzającą (lecz jak napisaną!) Pallę Di Neve.


http://kultusarnie.blogspot.com/2016/05/recenzja-grimm-city-jakuba-cwieka.html

Powiem wam, że okładka bardzo mi się podoba, choć nie do końca jest w moim guście. To najlepiej i najładniej wydana książka Ćwieka z tych, które widziałam.

A propos autora, to moje pierwsze z nim spotkanie i to udane! Prawie czterysta stron ciemnego światka przestępczego na tle lepkiego, czarnego powietrza miasta utworzonego, według legendy, na ciele olbrzyma. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Początek nie zapowiadał wybitnej książki. Ale zaufałam intuicji i opiniom i przebrnęłam przez parę pierwszych stron. Potem robiło się już coraz lepiej i ciekawiej, ale o szczegółach opowiem potem.


Historia wcale nie banalna, ja się na taką przynajmniej nie natknęłam. Nasza młoda bohaterka, Cass, to imprezowiczka i buntowniczka. Pewnego dnia zostaje zgwałcona przez irygującego mężczyznę,przez co potem obiecała sobie "Nigdy więcej zielonych oczu". Zabiera potem pieniądze i ucieka z domu. W Nowym Orleanie poznaje nowych przyjaciół, chłopaka i znajduje pracę. Życie upływa jej beztrosko, do czasu, gdy zielonooki nieznajomy powraca.
Dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, bo dziewczyna nagle trafia do czasów Hunów, o których wiele wiedziała z lekcji historii. Żyjąc więc w roku 451, poznaje przyczynę dziwnych zawikłań czasoprzestrzeni. Okazuje się bowiem, że czeka na nią zemsta.

O innowacyjnym pomyśle już wspomniałam, choć połączenie historii z fantastyka samo w sobie oryginalne nie jest. Jednak dobre połączenia zawsze się sprawdzą, a już na pewno wtedy, gdy zostaną prawidłowo przeprowadzone. A w tym przypadku tak było. Ciekawe przenikanie się dwu światów, a gdzieś w głębi książki fantastyka rodem z tajemniczych opowieści. Język adekwatny do naszej bohaterki, choć miejscami przypominał kiczowate wstawki w stylu Katarzyny Michalak. Nie zmienia to jednak faktu, że narracja to przede wszystkim rola młodej dziewczyny, a skąd biedna ma wziąć wyszukane słownictwo żyjąc z dnia na dzień i niczym się nie przejmując? Poza tym, ciekawy wątek dwóch głównych bohaterów, bo na tym książka się przecież opiera.
Zakończenie nie jest przewidywalne, jak w wielu tego typu książkach. Prawdę mówiąc miejscami nie można było odgadnąć co stanie się za dwie strony. Nie zmienia to faktu, że niedociągnięcia też tam znajdziemy. Fabuła lekko nuży i zamyka oczy, bo wartkość (jest takie słowo?) akcji potyka się kilka razy, a więc doskonała nie jest.

A więc w ramach małego podsumowanka, książkę gorąco polecam, bo, mimo że mnie czytanie zajęło długo (czytam cztery książki na raz, brawo ja), to czyta się ją błyskawicznie, wciąga i pozostawia po sobie ślad.

Moja ocena: 7/10

Początek nie zapowiadał wybitnej książki. Ale zaufałam intuicji i opiniom i przebrnęłam przez parę pierwszych stron. Potem robiło się już coraz lepiej i ciekawiej, ale o szczegółach opowiem potem.


Historia wcale nie banalna, ja się na taką przynajmniej nie natknęłam. Nasza młoda bohaterka, Cass, to imprezowiczka i buntowniczka. Pewnego dnia zostaje zgwałcona przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż, nie pomyślałabym raczej, że spodoba mi się książka - bądź co bądź - młodzieżowa, z fantastycznymi przystojniakami (ach, Zmierzch mi się przypomina) i trudną miłością człowieka i owej istoty. Ostatnio jednak zaskakuję sama siebie, a raczej zaskakują mnie książki, po których bym się tego nie spodziewała. Jednak po Gorących i przychylnych recenzjach Olgi z Wielkiego Buka oraz Anity z Book Reviews, postanowiłam, że muszę, no muszę ją przeczytać. A pamiętam, jak w poprzednim roku zarzekałam się, ze jej nie tknę, bo opis nie zachęca. Jak dobrze, że postąpiłam inaczej!


Opis książki mówi nam, że będziemy mieć do czynienia z wielką tajemnicą, polityką podziemnych mieszkańców i walką z rzuconym na Trollus zaklęciem. Zaklęciem, przez które trolle uwięzione są pod gruzami góry, utrzymującymi się dzięki magii. Jedynym ratunkiem okazuje się być związek księżniczki słońca - wiejskiej dziewczyny, Cecile i trollowego księcia, Tristana. Bardzo przystojnego i pociągającego, tak tylko wspominam. O ile pierwszą myślą dziewczyny po porwaniu do podziemnego miasta jest ucieczka, czas pokazuje jej, że wszystko jest zupełnie inne, niż mogłoby się wydawać. Poznaje bowiem nowe fakty z historii miasta, a także plany niektórych z jego mieszkańców, co zmienia przecież wszystko.

Jak już wspomniałam, domeną opowieści jest tajemnica. Mroczna, ale jakże wciągająca i zachęcająca do czytania. Wybory bohaterów, z jednej strony oczywiste, czasem pozostawiały w głowie cień wątpliwości, a akcja z jednego zdarzenia do drugiego przechodziła w większości przypadków płynnie i z napięciem czekałam na dalszy ciąg historii. Nawet miłość i romans nie były całkiem drętwe i sztuczne, pozwoliłam sobie w nie uwierzyć i autentycznie wczuwałam się w to, co co czują bohaterowie. Kibicowałam ich działaniom, a czasem miałam ochotę krzyknąć do nich, że to co robią, jest złe. Okazali się rozważniejsi, niż myślałam.

Naprawdę godna uwagi pozycja, nie tylko dla młodzieży, bo to historia mądra, ciekawa, pełna trudnych, nie zawsze oczywistych wyborów. Czekam z niecierpliwością na część kolejną, więc, lipcu, nadchodź szybko!

Moja ocena: 8/10

Cóż, nie pomyślałabym raczej, że spodoba mi się książka - bądź co bądź - młodzieżowa, z fantastycznymi przystojniakami (ach, Zmierzch mi się przypomina) i trudną miłością człowieka i owej istoty. Ostatnio jednak zaskakuję sama siebie, a raczej zaskakują mnie książki, po których bym się tego nie spodziewała. Jednak po Gorących i przychylnych recenzjach Olgi z Wielkiego Buka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Kochany Czytelniku, który właśnie wziąłeś do ręki tę książkę, nie bój się, to nie jest kolejna nudna książka o filmach i kinie, pisana językiem zrozumiałym tylko dla kilkunastu osób. To nie jest lista arcydzieł. To nie jest też lista filmów, które "musisz obejrzeć, zanim umrzesz"."

Filmy to moja największa miłość, mieszcząca się hierarchicznie tuż obok książek. Jeśli nie wiedzieliście, to już wiecie. A więcej o tej miłości znajdziecie w zakładce "o mnie".
Tę książkę chciałam mieć, gdy tylko dowiedziałam się o jej istnieniu. Nie doczytałam jeszcze opisu każdego filmu, ale jedno muszę przyznać. Jestem zauroczona.

Bo wiecie, każdy, kto kocha filmy, potrafi gadać o nich godzinami. A pani Korwin Piotrowska postanowiła o nich napisać. I bardzo dobrze zrobiła. Bo - jak sama pisze - zabiera nas we wspaniałą, emocjonalną podróż po świecie filmów i pięknych wrażeń. Zaznacza pozycje, które są jej bliskie i takie, które powinien obejrzeć każdy szanujący się filmoholik. Legendarne produkcje, łzy po seansie i powrót do czasów młodości - wszystko to znajdziecie w tej grubaśnej książce.

"Co to więc jest? To książka o miłości, ogromnych i niezapomnianych emocjach, które kino wywołuje. O moich emocjach."

Wiele znajdę tu filmów, które widziałam i kocham (Whiplash, Forrest Gump),a także tych, które widziałam, ale mnie do siebie nie przekonały (Gwiazd naszych wina), a panią Karolinę owszem. Ale to jest właśnie najlepsze. Obie kochamy kino, obie mamy o nim wiedzę, lecz każda z nas ma swoje subiektywne spojrzenie na każdą produkcję. Piękna rzecz w kinie. Są tu też filmy, których nie widziałam, ale nadrobię je jak najszybciej, bo ich opisy są niesamowicie zachęcające.


Cóż ja mogę więcej napisać? 664 strony pięknej wyprawy wgłąb kina, poprzez wiele łez śmiechu i smutku, okraszonych genialnymi cytatami z genialnych filmów. Wyprawy, w którą dałam się zabrać i wiem, ze dobrze zrobiłam.

"Kochany Czytelniku, który właśnie wziąłeś do ręki tę książkę, nie bój się, to nie jest kolejna nudna książka o filmach i kinie, pisana językiem zrozumiałym tylko dla kilkunastu osób. To nie jest lista arcydzieł. To nie jest też lista filmów, które "musisz obejrzeć, zanim umrzesz"."

Filmy to moja największa miłość, mieszcząca się hierarchicznie tuż obok książek. Jeśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

CHYBA MIESZKAMY POD ZIEMIĄ

No tak. Bo Glukhovsky przeniósł nasz świat i pod przykrywką wyolbrzymionych zachowań każe nam czytać o nas samych. W gruncie rzeczy bowiem, to nie jest płytka historyjka o mutantach, podziemnych nacjach i potworach. To opowieść o współczesnym świecie, w którym sami nie możemy być już pewni, czy nasze czasy są w końcu spokojne.


Są książki, które przeczytać trzeba. Ja miałam tak z tą właśnie książką i to z kilku powodów. Po pierwsze, kazał mi trener. A z trenerem sztuk walki się nie dyskutuje. Po drugie, hasło 'metro' jest ściśle powiązane ze słowem 'fantastyka'. Tak więc oto jestem i piszę tę recenzję.
Zacznę może od tego, jaka jestem głupia. Kupiłam wydanie, w którym trzeciej części trylogii już nie znajdę. Muszę więc kupić tę samą książkę raz jeszcze (mimo że jest lepsza niż te nowe, trudno).

Przechodząc już do właściwej części recenzji, jestem trochę zmieszana. Książkę skończyłam dwa czy trzy dni temu, a emocje dalej kryją się gdzieś po kątach mojej świadomości, może nawet mojego serca. Rzecz w tym, że nie umiem tej książki ocenić. Genialny pomysł na samą fabułę, świetnie skonstruowani główni bohaterowie no i to, co lubię najbardziej, czyli morał. Morał, a właściwie nauka. Bo po całej już lekturze człowiek leży i nie wie, co ma począć. Po skończeniu Futu.re wiedziałam już, że i Metro będzie miało podobną formę. Czyli początek ciekawy, ze środkiem różnie bywa, a końcówka robi dżem z mózgu.
Największym problemem w tej książce jest ten środeczek właśnie. Bo dzieje się tam wiele, bardzo wiele, ale, kurczę, jakoś nierówno. Były momenty, gdy dosłownie przysypiałam, ale i takie, który trzymały w napięciu przez długi czas. Cała książka jest takim fazowym uwalnianiem emocji, ale jednak niektóre momenty mnie pokonały i czytałam je nie z takim zainteresowaniem, jak resztę.

"Nie wiadomo, który z nich dwóch miał rację, ale uwierzyć, że każde pytanie może mieć jedną, jedynie prawdziwą odpowiedź, Artem już nie potrafił."

Podobał mi się język, bo Glukhovsky świetnie sobie poradził z różnymi nacjami, warstwami społecznymi czy po prostu poszczególnymi jednostkami. Każdy ma bowiem swój własny, charakterystyczny sposób mówienia i prowadzenia dialogów, co jest przecież częścią jego postaci. Co więc mi się nie podobało? Długaśnie psychologiczne opisy, przy których oczy się zamykają, no ale do końca się nie zamkną, bo zaraz wracamy do fazy "lepszej". O ile książka mówi o rzeczach ważnych i prawdziwych, to nie zawsze w adekwatny sposób.

"- Ale przecież jeśli mają latarkę, to znaczy, że to ludzie, a nie jakieś potwory z powierzchni - zaoponował Artem.
- Nie wiadomo, co gorsze"

Odbywamy więc wraz z Artemem podróż przed będące odbiciem naszego świata metro. Wydarzenia pod ziemią subtelnie przemycają polityczną sytuację w czasie, w którym żyjemy. Ciągłe wojny, taktyczne sojusze, przekrój wielu światopoglądów, wiar, religii. To my, niewdzięczni mieszkańcy dzisiejszej Ziemi. Tylko przeniesieni do ciemnych, moskiewskich stacji metra.

"Pełny sejf dolarów i rubli i nie ma co z nimi zrobić. Dziwne. Okazuje się, ze to po prostu papierki."

Moja ocena: 8/10, ale czuję, że jest to książka, do której wrócę.

CHYBA MIESZKAMY POD ZIEMIĄ

No tak. Bo Glukhovsky przeniósł nasz świat i pod przykrywką wyolbrzymionych zachowań każe nam czytać o nas samych. W gruncie rzeczy bowiem, to nie jest płytka historyjka o mutantach, podziemnych nacjach i potworach. To opowieść o współczesnym świecie, w którym sami nie możemy być już pewni, czy nasze czasy są w końcu spokojne.


Są książki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z takimi książkami to jest tak, że nigdy nie wiem, jak mam zacząć. Takimi, czyli świetnymi. Bo znowu, jak po Ostatecznych nie mogę się pozbierać. Przecieram oczy (z niewyspania), spoglądam na okładkę i chyba już wiem.

Zacznę więc od tego, że jest piękna. Okładka. O niej na razie chcę powiedzieć. Przerażająca i intrygująca. Gdy wiemy już, kto maskę Apolla nosi, przerażająca staje się jeszcze bardziej. Pod nią może być każdy. Może się uśmiechać lub bać, a ja tego nie zobaczę. On jest Nieśmiertelny. Ja nie. To chyba dobrze, teraz już wiem. Ileż to razy marzyłam o tym, by nigdy się nie zestarzeć, nigdy nie zachorować i żyć wiecznie? Wielu z nas tak myślało. Mało komu przyjdzie jednak do głowy, jakie może mieć to konsekwencje. Nasz życie warte byłoby śmierci milionów innych. Polityka rządząca naszym życiem. Ha! Cóż to jednak za życie? Łykanie codziennie tej samej dawki tabletek, by nic nie czuć, niczego nie widzieć, zasnąć w spokoju. Obudzić następnego dnia i wmawiać sobie, że jest się szczęśliwym. Bo kłamstwa z ogromnych ekranów są tak parszywe, że sami w nie wierzymy. Sami wierzymy w stworzone przez nas kłamstwo. Czytaliście Rok 1984? Cholera, ile tej książki znalazłam w Futu.re!

Świat nie ogranicza się już do kilkudziesięciometrowych budynków. Świat zdetronizował Boga i zajął jego miejsce. Teraz to ludzie panują w niebie i obłokach. Nigdzie indziej nie ma bowiem miejsca. Europa jest przeludniona. A Nieśmiertelni w maskach greckiego bóstwa skażą na śmierć każdego, kto nielegalnie postanowi liczbę ludności zwiększyć. Dzieci są bowiem czymś zakazanym. Ludzie skazani są na wieczną samotność, chyba że zdecydują się dziecko posiadać. Wtedy trzeba zneutralizować różnicę. Jednemu rodzicowi wstrzykuje się wirus starości. W dziesięć lat będzie już martwy. Stary, pomarszczony, brzydki i martwy. Bo tak nakazuje prawo. Na najbardziej ucywilizowanym kontynencie. Europie. Nieśmiertelność dla wszystkich! Dajemy wam życie, wieczne życie! Niewdzięczni przestępcy! Wasze dzieci będą pluły wam w twarz! Nigdy ich nie poznacie! Drodzy obywatele Europy. Tu panuje wolność, cywilizacja i równość. To kraj idealny.

Glukhovsky stworzył doskonale dopracowany świat. Świat pozornie piękny i doskonały. Bo jakże ciężko jest oceniać i zabijać tych, na których miejscu nigdy nie byłeś. A być przecież możesz. Ty, homo ultimus możesz starzeć się z każdą sekundą, kryjąc się ze swoim dzieckiem przed ślepymi oczami Nieśmiertelnych.
Ta książka zalecana jest osobom pełnoletnim. Dlaczego? Pomijając brutalne sceny seksu i gwałtów, nie każdy człowiek będzie w stanie pojąć wszystkie zawarte w tej książce rzeczy. I te przenośne, i dosłowne. Bo wiedza sama w sobie przydaje się w czytaniu Futu.re, tak po prostu. I trzeba być odpornym. Na wiele rzeczy. Na radykalne poglądy, na kontrowersje, na dyskusje religijne.

Nie wiem, co więcej mam napisać. Kolejna książka, po której płakałam przeklinając całe społeczeństwo, którego przecież częścią jestem.
Kończy się ona słowami nie KONIEC, a POCZĄTEK. Istnieją spekulacje, że pojawi się kolejna część. Zapewne wybuchnie woja domowa, zapewne ludzie poświęcą swe życie dla czegoś, czemu są przeciwni. Bez swojej zgody, ale dla swojego dobra. Nie wiem, czy chcę tej kontynuacji. Nawet jeśli się pojawi, zostawię dla siebie własne dokończenie historii i jej nie przeczytam, bo zepsuje zapewne moją wizję.

Moja ocena: 10/10
Przesadzam? Być może. Są w niej błędy? Być może. Nie znam się na książkach? Być może.
Ale co z tego, skoro ta recenzja jest tylko moja. Książka - tylko moja. Wrażenia i uczucia - tylko moje. I ta ocena jest tylko moja. Kocham tę książkę i dziękuję tej książce. Za to, że zaprzątała mi myśli i nie dawała spać. Za to, że uczy umierać. Ale śmierć jest konieczna, by żyć.

http://kultusarnie.blogspot.com/2016/03/future-d-glukhovsky-niesmiertelnosc.html

Z takimi książkami to jest tak, że nigdy nie wiem, jak mam zacząć. Takimi, czyli świetnymi. Bo znowu, jak po Ostatecznych nie mogę się pozbierać. Przecieram oczy (z niewyspania), spoglądam na okładkę i chyba już wiem.

Zacznę więc od tego, że jest piękna. Okładka. O niej na razie chcę powiedzieć. Przerażająca i intrygująca. Gdy wiemy już, kto maskę Apolla nosi, przerażająca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolorowanka ta, jak wskazuje tytuł, przedstawia sto przepięknych miejsc na naszej planecie. Nie mogłam się zdecydować na jedną, ale ostatecznie wybrałam Wieżę Eiffela. Będę kolorować zapewne wszystkie, bo są niesamowite! Efekty mojej pracy obserwować będziecie mogli na blogowym instagramie @KultuSarnie :)

Warto zaznaczyć, że z tyłu książki mamy informacje na temat przestawionych miejsc, także jest to w pewnym stopniu książka edukacyjna :) Mamy więc naukę połączoną z rozrywką, a to bardzo ciekawa metoda!

http://kultusarnie.blogspot.com/2016/03/kolorowanka-100-najpiekniejszych-miejsc.html

Kolorowanka ta, jak wskazuje tytuł, przedstawia sto przepięknych miejsc na naszej planecie. Nie mogłam się zdecydować na jedną, ale ostatecznie wybrałam Wieżę Eiffela. Będę kolorować zapewne wszystkie, bo są niesamowite! Efekty mojej pracy obserwować będziecie mogli na blogowym instagramie @KultuSarnie :)

Warto zaznaczyć, że z tyłu książki mamy informacje na temat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://kultusarnie.blogspot.com/2016/02/gildia-magow-trudi-canavan-recenzja.html

Cieszę się, że właśnie te książki wybrał dla mnie trener. Chciał przekonać mnie do fantasy i przyznam szczerze, że się chyba udało. Do miłośniczki magii i dziwnych, fantastycznych zdarzeń mi trochę brakuje, ale jestem na dobrej drodze.

Streszczając po krótce fabułę - Podczas corocznych, przeprowadzanych od lat wielu Czystek na ulicach, przydarza się niespodziewana rzecz: dziewczynie ze slumsów udaje się pokonać magiczną barierę ochronną Maga. Obok Sonei, bo o niej mowa, dzieje się coś gorszego - młody chłopak płonie od zaklęcia Magów, którzy uznali go za posiadacza umiejętności magicznych. Tylko Rothen, starszy mag-alchemik, zauważa prawdziwego sprawcę zamieszania. Dziewczyna musi uciekać, a magowie rozpoczynają poszukiwania, bo dzika magiczka prędzej czy później zniszczy całe miasto i siebie samą.

Pierwsze strony szły mi opornie. Nie byłam przekonana do dziejących się akcji, poszukiwania Sonei trochę się ciągnęły. Jednak od czasu schwytania jej, zabrania do Gildii - szkoły magów i rozpoczęcia nauk, akcja nabiera tempa i czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.

Poza tym... mam pierwszego książkowego męża. Rothen jest... odrobinę starszy, ale to człowiek o tak niesamowitym usposobieniu, ze nie sposób nie uśmiechać się razem z nim. Ja się uśmiechałam, hm. Ogólnie bohaterowie GM mają bardzo ciekawie rozbudowane charaktery. Moim ukochanym jest, już wiecie, mistrz Rothen. Przemiły, przezabawny, przeuroczy alchemik. Zaraz po nim mistrz Dannyl, który jest takim "fajtłapą", choć bardzo mądrym i inteligentnym. Jest ogromnie śmieszny, lecz w pozytywnym znaczeniu. Poza tym, stworzony świat magów i ludzi jest naprawdę wspaniały. To trochę jak Harry Potter w bardziej realnym (pomijając magię) i przystępnym świecie, przez co czujemy się w akcję wciągnięci do reszty. Ja razem z bohaterami uciekałam, wstrzymywałam oddech i wytężałam umysł szukając w nim swojego pokoju z magią. Cóż, chyba nie jestem magiczką.

Może doszukuję się dziwnych interpretacji i przesłań, ale ta książka jest bardzo mądra. Mimo ewidentnie odległych czasów, tak wiele znaleźć z nich można w świecie dzisiejszym i obecnym. Różnice między poszczególnymi warstwami społecznymi, powielane przez ludzi stereotypy. Jak już kilka z was zauważyło, lubię książki z przesłaniem, a ta do nich zdecydowanie należy. Teraz zaczynam drugą część, ale jak na razie polecam Gildię Magów serdecznie.

Trenerze, mimo że tego nie czytasz, dziękuję!

Moja ocena:
8/10

http://kultusarnie.blogspot.com/2016/02/gildia-magow-trudi-canavan-recenzja.html

Cieszę się, że właśnie te książki wybrał dla mnie trener. Chciał przekonać mnie do fantasy i przyznam szczerze, że się chyba udało. Do miłośniczki magii i dziwnych, fantastycznych zdarzeń mi trochę brakuje, ale jestem na dobrej drodze.

Streszczając po krótce fabułę - Podczas corocznych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydaje się czymś oczywistym pisanie poważne o poważnych sprawach. Jednak Michaud odchodzi od tej zrozumiałej koncepcji. Niestety zupełnie niesłusznie. Są granice, których przekraczać się nie powinno, a które Kanadyjczyk przeskoczył z hukiem. Zacznijmy jednak od początku.


Już na okładce zostajemy poinformowani, o co w całej książce chodzi. W zasadzie opis to "okładkowy skrót", jednak naprawdę wiele mówi o fabule powieści. Jest to mianowicie historia Oliviera, który w chwili rozpoczęcia akcji ma lat siedem. Jest to dziecko dojrzałe jak na swój wiek. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że zbyt dojrzałe. Często wypowiadane przez niego słowa są bardzo sztucznie dobierane, nie ma bowiem możliwości, by tak małe dziecko było skłonne do tak poważnych przemyśleń, nawet po wielu przeżyciach. Nie zmienia to jednak faktu, iż historia chłopca jest naprawdę dramatyczna. Jego życie to ciągłe przeprowadzki do coraz to nowych rodzin zastępczych. Ukojenie i pocieszenie znajduje Olivier w swoim pluszowym misiu, którego otrzymał od swej biologicznej matki. Trafia w dodatku do rodziny, w której atmosfera nie pozwala na rozwój dziecka, które bite jest przez pijanego opiekuna. Tam jednak doświadcza wielu ważnych w życiu wartości. Niedługo potem zaczyna odkrywać tajemnice swojego życia, które wiążą się z wieloma bolesnymi wspomnieniami.


Trudno jest pisać złe rzeczy o takich historiach. Nie możemy jednak dać się zwieść smutnym losom Oliviera. Same w sobie wydarzenia wywołują w nas współczucie i żal, jednak Joselito Michaud opowiedział je w sposób, którego wręcz nie da się przetrawić. W stylu pisarskim autora w ogóle nie da się wyczuć żadnych emocji, słowa są puste, bezduszne. Trudno określić, czy nie jest to po prostu brak umiejętności tłumacza, jest to przecież możliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że książce brakuje duszy i serca, a to główne składniki dramatycznych historii. Bardzo nieudana próba wzruszenia czytelnika.


Plusy:
+ książkę czyta się szybko dzięki konstrukcji krótkich rozdziałów
+ historia opowiedziana z perspektywy dziecka
+ poruszone zostały ważne i wciąż aktualne tematy

Minusy:
- dramatyczna historia napisana bardzo słabym językiem
- przypisanie dziecku wielu cech i myśli, których w żaden sposób nie mógł posiadać
- nie wywołuje żadnych emocji

Moja ocena:
5/10

Wydaje się czymś oczywistym pisanie poważne o poważnych sprawach. Jednak Michaud odchodzi od tej zrozumiałej koncepcji. Niestety zupełnie niesłusznie. Są granice, których przekraczać się nie powinno, a które Kanadyjczyk przeskoczył z hukiem. Zacznijmy jednak od początku.


Już na okładce zostajemy poinformowani, o co w całej książce chodzi. W zasadzie opis to "okładkowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oglądałam wiele filmów, czytałam wiele książek. Nie raz zdarzyło się, że przy nich płakałam, nie mogłam się przez pewien czas otrząsnąć. Jednak ani razu przedtem nie zdarzyło mi się jeszcze, bym po skończonej lekturze zaczęła płakać i leżeć przez pewien czas wtulona w poduszkę. Pierwszy raz stało się tak dziś. Siedzę teraz pisząc ten wstęp i boję się, bo nie wiem, co napisać powinnam potem. To wszystko, czego się dowiedziałam, czego doświadczyłam, dalej we mnie siedzi.




Zanim jeszcze przejdę do samej recenzji, muszę napisać coś, co nie daje mi spokoju od mniej więcej połowy książki. Boli mnie ogromnie to, że perełki takie jak Ostateczni stoją zapomniane na półkach, gdzie nikt prawie ich nie znajdzie. W czasach, gdy wielkie księgarnie, wydawnictwa mają tak duże możliwości, rzeczą niezrozumiałą jest dla mnie chowanie przed światem książek, które potrafią wnieść do naszego życia tak wiele, tak wiele mogą nam pokazać, nauczyć nas, podczas gdy wielki chłam i bezsensowne, nic nie wnoszące książki okrywane są wielką czcią, reklamowane z wielką pieczołowitością, jak gdyby odnalezione dzieła Kochanowskiego. Stoją za szklanymi gablotami, kuszą piękną okładką, wszędzie informują o nich wielkie telebimy i reklamy. Przykładów wymieniać nie chcę, każdy z nas taki znajdzie. Bo gdyby Ostatecznym dać szansę, nową, piękną oprawę i postawić na podwyższeniu w dużej księgarni, większe byłoby prawdopodobieństwo, że ktoś ją odnajdzie i kupi, nawet przeczyta. Tym bardziej w czasach, gdy motywy postapokaliptyczne są modne i pożądane. Ja rozumiem, że wydawcy nie znają książek całego świata. Problem leży jednak w tym, że nawet nie chcą ich znać. Każdy myśli tylko o majątku, jaki przyjdzie mu zgarnąć po sukcesie bezużytecznych paru stron prostej książki dla młodzieży. Nic już prawie nie dzieje się tak po prostu dla ludzi. Gdyby ktoś z tych dużych sieci dał nam szansę wskazać kilka pozycji, które mogą odnieść wielki sukces, a przy okazji pod swoją prostą fabułą i cudownie zbudowaną akcją przemycą ważne wartości, pokażą świat i ludzi, których osobiście nie jest nam dane dostrzec, wszystko stałoby się o wiele lepsze. Ale do najprostszych rozwiązań najtrudniej jest dojść.
Mam nadzieję, że nie weźmiecie mi za złe mojego wywodu, ale naprawdę chciałam się tym z wami podzielić. Gdy tylko znajdę sensowny i wykonalny plan zmienienia tego wszystkiego, wdrożę go w życie.

"Oto nasz hymn - hymn szumowin: pieśń karłów, hermafrodytów, czarnych olbrzymów, pół-gadów, pół-ptaków i jeszcze wielu tych, którzy rodzili się bez mózgów, bez głów, bez nóg lub bez rąk - tylko po to, by zaraz umrzeć. Wieczorna kołysanka trędowatych, ballada przeżartych chorobami, do których czujecie wstręt i nienawiść. Oto oda zdesperowanych i wypędzonych z Raju. Wielki poemat o mutantach. To jest nasz Hymn Wzgardzonych."


Nigdy nie czytałam żadnej książki z gatunku fantastyki czy sci-fi. Pochodzi ona z roku bodajże 1991. Nowa więc nie jest. Ale jakże uniwersalna. Nie przeczytałabym jej nigdy, gdyby nie to, że dostałam ją od Biblioteki w zamian za pomoc w organizacji Festiwalu Fantastyki. Zbierałam się długo, lecz w końcu zaczęłam ją czytać. Nie wyobrażam sobie, czemu nie zrobiłam tego wcześniej. To najpiękniejsza książka, jaką czytałam w całym swoim życiu. I wcale nie przesadzam stawiając ją o wiele ponad Młodym Samurajem.

Na Ziemi rozpętała się wojna, czego konsekwencją był wybuch bomby atomowej. Zniszczyła ona większą część świata. Ludzie, którzy pozostali rozdzieliły się na dwie grupy. Jedna, której wybuch prawie nie dotknął, odgrodziła się polem siłowym od tej drugiej, gdzie potomkowie ocalałych były zdegenerowanymi mutantami o szpetnych ciałach, często nie przypominających rasy ludzkiej.

Historia rozpoczyna się wołaniem o pomoc. A raczej przeraźliwym krzykiem, który tę pomoc ściągnął. Sa - myśliwy - ratuje brutalnie gwałconą kobietę i zanosi ją do schronu swej hordy, gdzie ma ona odpowiednią opiekę. Gdy Al - przyjaciel myśliwego - prosi go o zabranie na łowy, Sa w końcu się zgadza, nie wiedząc jeszcze, jak wiele ta wyprawa zmieni. Za jej sprawą zacofana horda mutantów odkryje całą prawdę o zagładzie, o Ścianie Świata tworzonej przez pole siłowe, o wstydzie zwykłych ludzi prowadzących spokojne życie. Już niedługo miało zmienić się wszystko. Ale prawda ma swoją cenę.

Wspaniała książka, której nie da się opisać w zwykłej recenzji. Jestem zahipnotyzowana rozwiązaniem, tokiem myślenia, fabułą - wszystkim. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak Wiatrowski był w stanie opisać całą ludzkość w nieco ponad dwustu stronach książki. Nic nie jest tu oczywiste, nic nie jest przypadkowe. Każda strona wymaga dokładnego rozpatrzenia.

Świat, do którego nie każdy może należeć.
Ludzie, którzy najmniej ludzi przypominają, mają w sobie więcej człowieczeństwa niż niejeden za Ścianą Świata.

Moja ocena: 10/10, choć w żadnych skalach się nie mieści. Przez kilka następnych dni będę chodzić z czarnym kirem na sercu.


Nie mówię i nie piszę tego często, ale to jest książką, którą powinno się przeczytać. Każdy, kto z fantastyką nie miał nic wspólnego lub największy jej fan. Nie jest ją łatwo zdobyć. Lecz jeśli komuś się uda, jeśli ktoś będzie miał jakąkolwiek możliwość jej zdobycia - niech to zrobi. Nie jest to opowieść o szczęśliwej i wiecznej miłości, o przystojnym bohaterze czy bezspornej przyjaźni. To historia o mutantach, którzy pięknem swego serca przyćmiewają to wszystko, co za piękno uznajemy my.

Moja ocena: 10/10, choć w żadnych skalach się nie mieści. Przez kilka następnych dni będę chodzić z czarnym kirem na sercu.

Oglądałam wiele filmów, czytałam wiele książek. Nie raz zdarzyło się, że przy nich płakałam, nie mogłam się przez pewien czas otrząsnąć. Jednak ani razu przedtem nie zdarzyło mi się jeszcze, bym po skończonej lekturze zaczęła płakać i leżeć przez pewien czas wtulona w poduszkę. Pierwszy raz stało się tak dziś. Siedzę teraz pisząc ten wstęp i boję się, bo nie wiem, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Savoir-vivre interesował mnie od naprawdę bardzo dawna. Bardziej poważnie zaczęło się w gimnazjum, gdy na potrzeby konkursu ze znajomości dobrych manier przeczytałam książkę, której tytułu niestety nie pamiętam. Zaznaczę przy okazji, że ten konkurs wraz z moją grupą wygrałam. Bardzo się więc ucieszyłam, że przyjdzie mi przeczytać "Przywitaj się z królową", bo książka skupia się głównie na... wpadkach. A raczej bardzo ciekawych anegdotach dopełniających kompozycję książki. Dowiadujemy się z niej bowiem, że etykieta nie jest wcale prosta, mimo że nie mieszkamy w Japonii.

Jak dla mnie połączenie polityki i savoir-vivre'u to połączenie idealne. Nie jestem jednak w stu procentach pewna, czy ktoś, kto tym pierwszy się interesuje będzie do końca obeznany w opisanych sytuacjach. Lecz nawet jeśli nie - są one same w sobie wystarczająco zabawne i pouczające. Książkę czyta się płynnie, jest naprawdę ciekawa. Jednak momentami oczy lekko mi się przymykały. Trudno stwierdzić, czy z powodu zmęczenia (obecnego u mnie cały prawie czas) czy momentami nudnawej "fabuły". Nie zmienia to jednak faktu, że pochłonęłam ją bardzo szybko, w zaledwie trzy dni (a biorąc pod uwagę moje ostatnie zabieganie to bardzo szybko) i naprawdę mi się podobała. Polecam ją nie tylko tym, których interesują wpadki na arenie dyplomatycznej, a każdemu, bo warto takie rzeczy wiedzieć. A jeśli podane są nam w tak znakomitej formie - czemu nie?


http://kultusarnie.blogspot.com/2015/11/dyplomatyczny-savoir-vivre.html

Savoir-vivre interesował mnie od naprawdę bardzo dawna. Bardziej poważnie zaczęło się w gimnazjum, gdy na potrzeby konkursu ze znajomości dobrych manier przeczytałam książkę, której tytułu niestety nie pamiętam. Zaznaczę przy okazji, że ten konkurs wraz z moją grupą wygrałam. Bardzo się więc ucieszyłam, że przyjdzie mi przeczytać "Przywitaj się z królową", bo książka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Luis Suárez. Przekraczając granice. Autobiografia Peter Jenson, Sid Lowe, Luis Suárez
Ocena 7,5
Luis Suárez. P... Peter Jenson, Sid L...

Na półkach: , ,

Ogromnie się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać. Jestem wielką fanką FC Barcelony, a o samym Suarezie słyszałam jeszcze dwa lata przed jego transferem do Dumy Katalonii. Było to spowodowane głównie jego stadionowymi wybrykami, w końcu nie codziennie słyszy się o gryzącym piłkarzy Urugwajczyku, który na dodatek kłóci się z arbitrami lub wybija ręką piłkę na mundialu.

Przekraczając granice pozwala poznać Luisa nie tylko z tej "gorszej" strony, lecz także jako zagubionego kiedyś dzieciaka, który ledwo radził sobie ze szkołą, nie chodził na treningi i starał się z całych sił, by dostać pieniądze na autobus do Sofi. Gdyby nie ona, Luis skończyłby zupełnie inaczej, nie zostałby na pewno piłkarzem za wszelką cenę łaknącym wygranej.

Tu mamy poniekąd rozwiązanie jego wybryków. Były spowodowane ogromnymi emocjami, które Suarez odczuwał przez cały mecz, a już w szczególności w momentach, gdy wygrana była zagrożona.

Sama książka jest naprawdę bardzo ciekawa, Suarez nie przynudza, wiele wyjaśnia. Ja bardzo się wciągnęłam w tę autobiografię, tym bardziej, że mówi o tematach, które mnie interesują. Ale uważam, że nawet dla tych, którzy fanami futbolu nie są, książka spodoba się bardzo, bo pokazuje prawdziwą miłość, dążenie do perfekcji i ciągłe stawanie się coraz lepszym. Powiem szczerze, że najbardziej zabrakło mi relacji z samej Barcelony, ale za to autora oceniać nie można, bo znajdował się tam zaledwie kilka miesięcy w momencie pisania książki. Potem okazało się, ze to właściwy człowiek na właściwym miejscu, a Barcelona zyskała na takim zawodniku.


http://kultusarnie.blogspot.com/

Ogromnie się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać. Jestem wielką fanką FC Barcelony, a o samym Suarezie słyszałam jeszcze dwa lata przed jego transferem do Dumy Katalonii. Było to spowodowane głównie jego stadionowymi wybrykami, w końcu nie codziennie słyszy się o gryzącym piłkarzy Urugwajczyku, który na dodatek kłóci się z arbitrami lub wybija ręką piłkę na mundialu.
...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://kultusarnie.blogspot.com/

O Zafónie czytałam wiele dobrego. Dotyczyło to przede wszystkim "Cienia wiatru", który chciałam przeczytać już dawno temu. Jednak - zgodnie z moją zasadą - nie czytam czegoś, czym zachwyca się pół świata. Tak było i z tą książką.

Po spontanicznej "wycieczce" do szkolnej biblioteki, moje przeglądające półki oczy zatrzymały się na jednym nazwisku. Zafón. Tytuł brzmiał "Marina". Wzięłam książkę bez wahania, nie czytając nawet opisu.

San początek mówił mi, że książka będzie wspaniała. Pierwszego wrażenia nie wyparłam się przez ani jeden moment.


Barcelona. Rok 1979. Młodego Óskara jakaś niepohamowana siła wpycha do starego, opuszczonego z pozoru pałacyku. Tam poznaje później Marinę. Ciekawość tych dwojga będzie miała ogromy wpływ na resztę ich życia. Wszystko to za sprawą tajemniczej kobiety w czerni pojawiającej się co miesiąc na starym, barcelońskim cmentarzu i odwiedzającej bezimienny grób ze znakiem czarnego motyla, który nie da przyjaciołom o sobie zapomnieć już nigdy.


Gdyby nie całkiem prawdziwa i realna Barcelona, pomyślałabym, że powieść ma miejsce w innym, odległym świecie. Nieprawdopodobna historia, która wciąga w swój świat tak, jakby rozgrywała się na naszych oczach.


Trudno mi napisać coś więcej. Ta książka jest naprawdę dobra, kryje piękną historię, raz nawet po moich policzkach spłynęły łzy.

Niesamowicie się cieszę, że mogę to w końcu napisać: Dobra robota, Zafón!

http://kultusarnie.blogspot.com/

O Zafónie czytałam wiele dobrego. Dotyczyło to przede wszystkim "Cienia wiatru", który chciałam przeczytać już dawno temu. Jednak - zgodnie z moją zasadą - nie czytam czegoś, czym zachwyca się pół świata. Tak było i z tą książką.

Po spontanicznej "wycieczce" do szkolnej biblioteki, moje przeglądające półki oczy zatrzymały się na jednym...

więcej Pokaż mimo to