-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2016-05-26
2016-04-25
Początek nie zapowiadał wybitnej książki. Ale zaufałam intuicji i opiniom i przebrnęłam przez parę pierwszych stron. Potem robiło się już coraz lepiej i ciekawiej, ale o szczegółach opowiem potem.
Historia wcale nie banalna, ja się na taką przynajmniej nie natknęłam. Nasza młoda bohaterka, Cass, to imprezowiczka i buntowniczka. Pewnego dnia zostaje zgwałcona przez irygującego mężczyznę,przez co potem obiecała sobie "Nigdy więcej zielonych oczu". Zabiera potem pieniądze i ucieka z domu. W Nowym Orleanie poznaje nowych przyjaciół, chłopaka i znajduje pracę. Życie upływa jej beztrosko, do czasu, gdy zielonooki nieznajomy powraca.
Dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, bo dziewczyna nagle trafia do czasów Hunów, o których wiele wiedziała z lekcji historii. Żyjąc więc w roku 451, poznaje przyczynę dziwnych zawikłań czasoprzestrzeni. Okazuje się bowiem, że czeka na nią zemsta.
O innowacyjnym pomyśle już wspomniałam, choć połączenie historii z fantastyka samo w sobie oryginalne nie jest. Jednak dobre połączenia zawsze się sprawdzą, a już na pewno wtedy, gdy zostaną prawidłowo przeprowadzone. A w tym przypadku tak było. Ciekawe przenikanie się dwu światów, a gdzieś w głębi książki fantastyka rodem z tajemniczych opowieści. Język adekwatny do naszej bohaterki, choć miejscami przypominał kiczowate wstawki w stylu Katarzyny Michalak. Nie zmienia to jednak faktu, że narracja to przede wszystkim rola młodej dziewczyny, a skąd biedna ma wziąć wyszukane słownictwo żyjąc z dnia na dzień i niczym się nie przejmując? Poza tym, ciekawy wątek dwóch głównych bohaterów, bo na tym książka się przecież opiera.
Zakończenie nie jest przewidywalne, jak w wielu tego typu książkach. Prawdę mówiąc miejscami nie można było odgadnąć co stanie się za dwie strony. Nie zmienia to faktu, że niedociągnięcia też tam znajdziemy. Fabuła lekko nuży i zamyka oczy, bo wartkość (jest takie słowo?) akcji potyka się kilka razy, a więc doskonała nie jest.
A więc w ramach małego podsumowanka, książkę gorąco polecam, bo, mimo że mnie czytanie zajęło długo (czytam cztery książki na raz, brawo ja), to czyta się ją błyskawicznie, wciąga i pozostawia po sobie ślad.
Moja ocena: 7/10
Początek nie zapowiadał wybitnej książki. Ale zaufałam intuicji i opiniom i przebrnęłam przez parę pierwszych stron. Potem robiło się już coraz lepiej i ciekawiej, ale o szczegółach opowiem potem.
Historia wcale nie banalna, ja się na taką przynajmniej nie natknęłam. Nasza młoda bohaterka, Cass, to imprezowiczka i buntowniczka. Pewnego dnia zostaje zgwałcona przez...
2015-11-28
Savoir-vivre interesował mnie od naprawdę bardzo dawna. Bardziej poważnie zaczęło się w gimnazjum, gdy na potrzeby konkursu ze znajomości dobrych manier przeczytałam książkę, której tytułu niestety nie pamiętam. Zaznaczę przy okazji, że ten konkurs wraz z moją grupą wygrałam. Bardzo się więc ucieszyłam, że przyjdzie mi przeczytać "Przywitaj się z królową", bo książka skupia się głównie na... wpadkach. A raczej bardzo ciekawych anegdotach dopełniających kompozycję książki. Dowiadujemy się z niej bowiem, że etykieta nie jest wcale prosta, mimo że nie mieszkamy w Japonii.
Jak dla mnie połączenie polityki i savoir-vivre'u to połączenie idealne. Nie jestem jednak w stu procentach pewna, czy ktoś, kto tym pierwszy się interesuje będzie do końca obeznany w opisanych sytuacjach. Lecz nawet jeśli nie - są one same w sobie wystarczająco zabawne i pouczające. Książkę czyta się płynnie, jest naprawdę ciekawa. Jednak momentami oczy lekko mi się przymykały. Trudno stwierdzić, czy z powodu zmęczenia (obecnego u mnie cały prawie czas) czy momentami nudnawej "fabuły". Nie zmienia to jednak faktu, że pochłonęłam ją bardzo szybko, w zaledwie trzy dni (a biorąc pod uwagę moje ostatnie zabieganie to bardzo szybko) i naprawdę mi się podobała. Polecam ją nie tylko tym, których interesują wpadki na arenie dyplomatycznej, a każdemu, bo warto takie rzeczy wiedzieć. A jeśli podane są nam w tak znakomitej formie - czemu nie?
http://kultusarnie.blogspot.com/2015/11/dyplomatyczny-savoir-vivre.html
Savoir-vivre interesował mnie od naprawdę bardzo dawna. Bardziej poważnie zaczęło się w gimnazjum, gdy na potrzeby konkursu ze znajomości dobrych manier przeczytałam książkę, której tytułu niestety nie pamiętam. Zaznaczę przy okazji, że ten konkurs wraz z moją grupą wygrałam. Bardzo się więc ucieszyłam, że przyjdzie mi przeczytać "Przywitaj się z królową", bo książka...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-17
Ogromnie się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać. Jestem wielką fanką FC Barcelony, a o samym Suarezie słyszałam jeszcze dwa lata przed jego transferem do Dumy Katalonii. Było to spowodowane głównie jego stadionowymi wybrykami, w końcu nie codziennie słyszy się o gryzącym piłkarzy Urugwajczyku, który na dodatek kłóci się z arbitrami lub wybija ręką piłkę na mundialu.
Przekraczając granice pozwala poznać Luisa nie tylko z tej "gorszej" strony, lecz także jako zagubionego kiedyś dzieciaka, który ledwo radził sobie ze szkołą, nie chodził na treningi i starał się z całych sił, by dostać pieniądze na autobus do Sofi. Gdyby nie ona, Luis skończyłby zupełnie inaczej, nie zostałby na pewno piłkarzem za wszelką cenę łaknącym wygranej.
Tu mamy poniekąd rozwiązanie jego wybryków. Były spowodowane ogromnymi emocjami, które Suarez odczuwał przez cały mecz, a już w szczególności w momentach, gdy wygrana była zagrożona.
Sama książka jest naprawdę bardzo ciekawa, Suarez nie przynudza, wiele wyjaśnia. Ja bardzo się wciągnęłam w tę autobiografię, tym bardziej, że mówi o tematach, które mnie interesują. Ale uważam, że nawet dla tych, którzy fanami futbolu nie są, książka spodoba się bardzo, bo pokazuje prawdziwą miłość, dążenie do perfekcji i ciągłe stawanie się coraz lepszym. Powiem szczerze, że najbardziej zabrakło mi relacji z samej Barcelony, ale za to autora oceniać nie można, bo znajdował się tam zaledwie kilka miesięcy w momencie pisania książki. Potem okazało się, ze to właściwy człowiek na właściwym miejscu, a Barcelona zyskała na takim zawodniku.
http://kultusarnie.blogspot.com/
Ogromnie się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać. Jestem wielką fanką FC Barcelony, a o samym Suarezie słyszałam jeszcze dwa lata przed jego transferem do Dumy Katalonii. Było to spowodowane głównie jego stadionowymi wybrykami, w końcu nie codziennie słyszy się o gryzącym piłkarzy Urugwajczyku, który na dodatek kłóci się z arbitrami lub wybija ręką piłkę na mundialu.
...
Powiem wam, że okładka bardzo mi się podoba, choć nie do końca jest w moim guście. To najlepiej i najładniej wydana książka Ćwieka z tych, które widziałam.
A propos autora, to moje pierwsze z nim spotkanie i to udane! Prawie czterysta stron ciemnego światka przestępczego na tle lepkiego, czarnego powietrza miasta utworzonego, według legendy, na ciele olbrzyma. To połączenie kryminału i fantastyki brzmi przesmacznie, więc ucieszyłam się mając tę książkę w swoich rękach.
Mamy więc prześwietną postać Alfiego, który zostaje wplątany w pewną zagadkę. Zamordowany zostaje jego przyjaciel, choć to on miał być na jego miejscu. Okazuje się jednak, że to nie jedyne jego powiązanie z tą sprawą.
Kolejną z postacie, które uwielbiam jest nie kto inny, jak McShane. Jego cięty język i humor, który do mnie - nie wiedzieć czemu - docierał idealnie, śmiałam się momentami w głos.
Wracając już do samej recenzji, to nie spodziewałam się (nawet po dobrym opisie), że książkę będzie się tak łatwo i szybko czytać. Nawet mimo tego, że miałam jakiś czytelniczy zastój, gdy zaczęłam czytać, trudno było się oderwać, ale trzecia w nocy to trzecia w nocy. Kiedyś spać trzeba.
Uwielbiam adekwatne do postaci dostosowanie języka. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby każda postać miała swój własny, charakterystyczny sposób mówienia. I tu rzeczywiście tak było, ale czasem pojawiały się fragmenty, w których każde zdanie było do siebie podobne, co zmuszało mnie do ziewnięcia od czasu do czasu. Ale! O ile opisy przyrody, miasta czy czego tam jeszcze, nużą okropnie, tak W Grimm City wszystko, co dzieje się dookoła - czarny pył, smoliste i tłuste powietrze, szare budynki - było opisane tak, że aż miło było czytać. Zamykasz oczy i widzisz to brzydkie miasto, czujesz ten zapach i powietrze po "efekcie wulkanu". To się Ćwiekowi udało!
Świetna gatunkowa hybryda z wyrazistymi bohaterami, dobrze przemyślanym światem i ciętym językiem Ćwieka. Czuję, że mam co nie co do nadrobienia w jego kwestii. No i czekam na kolejną część Miasta Grimm. Bo tak się książek, panie Jakubie, nie kończy!
Moja ocena: (waham się, waham) 8/10. Za miasto, za McShane'a no i wkurzającą (lecz jak napisaną!) Pallę Di Neve.
http://kultusarnie.blogspot.com/2016/05/recenzja-grimm-city-jakuba-cwieka.html
Powiem wam, że okładka bardzo mi się podoba, choć nie do końca jest w moim guście. To najlepiej i najładniej wydana książka Ćwieka z tych, które widziałam.
więcej Pokaż mimo toA propos autora, to moje pierwsze z nim spotkanie i to udane! Prawie czterysta stron ciemnego światka przestępczego na tle lepkiego, czarnego powietrza miasta utworzonego, według legendy, na ciele olbrzyma. To...