-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2017-07-05
2017-12-31
Samo nazwisko Stephena Kinga wypisane wielkimi literami na okładce działa na człowieka tak, że od pierwszego przeczytanego zdania czuje się napięcie. Nawet jeżeli nie jest to horror. A „Misery” horrorem nie jest. To thriller psychologiczny. Żadnych duchów, wampirów czy demonicznych klaunów. Wszystkie wydarzenia opisane w tej powieści są prawdopodobne, przez co tym bardziej przerażające.
Z opisu na tylnej stronie okładki dowiadujemy się, że jest to opowieść o popularnym pisarzu, który prowadził samochód na gazie, spowodował wypadek i wpakował się w kłopoty o wiele większe niż gdyby po prostu zatrzymała go drogówka. To właściwie świetna historia ku przestrodze pijanym kierowcom. Piłeś i wsiadasz za kółko? Za rogiem może czekać na ciebie Annie Wilks. Ale jeżeli nie jesteś autorem jej ulubionych romansideł, może nie zabrać cię do domu i nie doświadczysz jej gościnności na własnej skórze. Prawdopodobnie pozwoli ci umrzeć w rowie. Sam wybierz, która opcja jest gorsza. Ja wolałabym rów.
„Misery” trzyma w napięciu od początku do końca. Przeciwnicy Kinga zazwyczaj zarzucają mu coś, co ja nazywam długim rozbiegiem. Autor nieraz raczy czytelnika wstępem, który ciągnie się kilkaset stron, co osobiście uwielbiam. W tym przypadku od razu przechodzi do rzeczy. Paul budzi się w łóżku odurzony lekami i unieruchomiony przez urazy po wypadku. Tak zaczyna się jego koszmar, który ciągnie się niemal do ostatnich stron. Annie ćwiartuje Paula żywcem. Dosłownie i w przenośni. Wyrywa z niego kawałek po kawałku. Zabiera jego godność, jego pewność siebie, na chwilę pozbawia do też woli życia. Spotkanie z nią było dla niego najgorszym koszmarem. To jasne. Paradoksalnie jednak było też największym wyzwaniem w jego literackiej karierze.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak kibicowałam bohaterowi. Paul jest dupkiem, co prawda, jednak do ostatniej chwili trzymałam za niego kciuki. To, przez co przeszedł sprawia, że zasługuje na szacunek. Nie poddawał się nawet wtedy, gdy trząsł się ze strachu i powoli przestawał przypominać ludzką istotę. Pragnęłam z całego serca, żeby Paul wymierzył tej szalonej wiedźmie sprawiedliwość własnymi rękami. Nie mogłam ani spać, ani jeść zanim nie dowiedziałam się czy tego dokona.
I to pisanie właśnie ostatecznie ratuje Paula. Jest światełkiem w tunelu. Najsłodszym narkotykiem. Lekiem na całe zło. Najskuteczniejszym pocieszycielem. Sposobem na ujarzmienie demonów czających się w zakamarkach duszy.
Samo nazwisko Stephena Kinga wypisane wielkimi literami na okładce działa na człowieka tak, że od pierwszego przeczytanego zdania czuje się napięcie. Nawet jeżeli nie jest to horror. A „Misery” horrorem nie jest. To thriller psychologiczny. Żadnych duchów, wampirów czy demonicznych klaunów. Wszystkie wydarzenia opisane w tej powieści są prawdopodobne, przez co tym bardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-26
Czasem, gdy czytam książkę, którą określa się powszechnie jako tytuł absolutnie obowiązkowy, zastanawiam się dlatego ludzie popadają w zachwyt nad takim bełkotem. Miałam obawy, że w tym przypadku będzie podobnie, ale "Wielki Gatsby" naprawdę jest wyjątkowy.
Chciałabym na jedną noc przenieść się w czasie i dostać zaproszenie na jedno z przyjęć Gatsby'ego (lub wejść tam nieproszona jak większość). Może niekoniecznie prałabym udział w zabawie, bo takie hece jednak nie leżą w mojej naturze, ale chciałabym stanąć pod ścianą i obserwować to wszystko. Ten przepych, zapsucie, grę pozorów. To musiało przypominać teatr. Scenografia, kostiumy, wyuczone kwestie i grymasy. Udawanie emocji, których się nie czuje i ukrywanie tych prawdziwych. Ludzie przywdziewający maski zobojętnienia. Jakby nic nie miało znaczenia. Jakby świat właśnie im się nie sypał.
Czasem, gdy czytam książkę, którą określa się powszechnie jako tytuł absolutnie obowiązkowy, zastanawiam się dlatego ludzie popadają w zachwyt nad takim bełkotem. Miałam obawy, że w tym przypadku będzie podobnie, ale "Wielki Gatsby" naprawdę jest wyjątkowy.
Chciałabym na jedną noc przenieść się w czasie i dostać zaproszenie na jedno z przyjęć Gatsby'ego (lub wejść tam...
2017-12-23
Kurdencjusz... Jestem trochę za stara na takie historie, ale muszę przyznać, że to jedna z najsympatyczniejszych książek, jakie czytałam w tym roku. Uśmiałam sie jak nigdy, szczególnie przy środkowej części. JP prawie zabił mnie tym swoim upośladkiem. Miałam tę książkę w domu od lata, ale oszczędzałam na zimę:) Teraz mogę pogratulować sobie cierpliwości, bo z pewnością w sierpniu nie smakowałaby tak jak w grudniu. Przyznam też, że poczułam wielką tęsknotę za śniegiem. I to taką wielgachną. Ale nie za takim, jaki mamy ostatnio, czyli pomieszanym z deszczem. Tęsknię za takim śniegiem, przez jaki Tobin, Diuk i JP przdzierali się w środku nocy, żeby dotrzeć do Waffle House.
Kurdencjusz... Jestem trochę za stara na takie historie, ale muszę przyznać, że to jedna z najsympatyczniejszych książek, jakie czytałam w tym roku. Uśmiałam sie jak nigdy, szczególnie przy środkowej części. JP prawie zabił mnie tym swoim upośladkiem. Miałam tę książkę w domu od lata, ale oszczędzałam na zimę:) Teraz mogę pogratulować sobie cierpliwości, bo z pewnością w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-19
Ta książka przeleżała na mojej półce sporo czasu, bo czekałam na śnieg. Evans pisze piękne zimowe opowieści i należy im się odpowiedni atmosfera. Ten autor to mój pewniak. Jest niezawodny. Złośliwi powiedzieliby, że jest do bólu przewidywalny. Są jednak sytuacje, w których przewidywalność jest jak najbardziej na miejscu. Dostałam to, czego się spodziewałam i na co czekałam: śnieg, Boże Narodzenie, prawdziwych bohaterów z prawdziwymi problemami i obecny we wszystkich powieściach autora motyw - przebaczenie.
Ta książka przeleżała na mojej półce sporo czasu, bo czekałam na śnieg. Evans pisze piękne zimowe opowieści i należy im się odpowiedni atmosfera. Ten autor to mój pewniak. Jest niezawodny. Złośliwi powiedzieliby, że jest do bólu przewidywalny. Są jednak sytuacje, w których przewidywalność jest jak najbardziej na miejscu. Dostałam to, czego się spodziewałam i na co czekałam:...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-16
To było bardzo sympatyczne pożegnanie. Choć uważam, że ta seria powinna zakończyć się wcześniej, fajnie było poznać wigilijne opowieści pani Irenki i część jej kulinarnych sekretów. Tak naprawdę to ona jest najjaśniejszą gwiazdą tej historii.
To było bardzo sympatyczne pożegnanie. Choć uważam, że ta seria powinna zakończyć się wcześniej, fajnie było poznać wigilijne opowieści pani Irenki i część jej kulinarnych sekretów. Tak naprawdę to ona jest najjaśniejszą gwiazdą tej historii.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-14
Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia co do tej powieści i trudno jest mi ją ocenić. Z jednej strony jest to kolejna część „Alibi…”, które, nie wiedzieć czemu, pokochałam całym sercem, choć Lerska jest bardzo wkurzająca. Z drugiej fabuła rozciągnięta jest do granic możliwości. Trzeba też przyznać, że chwilami aż zęby bolą od tej słodkości. Nikt w tej historii nie ma problemów finansowych, każdy ma pracę, z której jest zadowolony i w której jest dobry, teściowie kochają przyszłe synowe – wdowy z pogmatwaną sytuacją rodzinną i poważnymi problemami emocjonalnymi, a jeden facet ma tyle cierpliwości, co cała populacja. Prawie idylla. Prawie, bo jest też poporodowy odpał Dominiki, jej rodzinny dramat i choroba Starskiego. Można powiedzieć, że jest jak w życiu. Raz na wozie, raz pod wozem, ale ostatecznie częściej nad niż pod. To wszystko razem wzięte napawa optymizmem, ale czasem wydaje się takim obyczajowym science fiction.
Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia co do tej powieści i trudno jest mi ją ocenić. Z jednej strony jest to kolejna część „Alibi…”, które, nie wiedzieć czemu, pokochałam całym sercem, choć Lerska jest bardzo wkurzająca. Z drugiej fabuła rozciągnięta jest do granic możliwości. Trzeba też przyznać, że chwilami aż zęby bolą od tej słodkości. Nikt w tej historii nie ma...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-26
Czytanie Wiśniewskiego jest jak słuchanie historii kogoś, kto dużo przeżył i wiele rozumie. Jego opowiadania są jak zwierzenia bratnich dusz. Są intymne, jak rozmowy prowadzone w cztery oczy przy przytłumionym świetle.
W tym zbiorze zdecydowanie wyróżnia się „O kłamstwie”. Autor przepięknie opowiada o swoich motoryzacyjnych miłościach tak, jakby mówił o kochankach. Skojarzyło mi się to trochę ze sposobem, w jaki Jimmy Page opowiada o gitarach w filmie „Będzie głośno”. Natomiast osobiście najbardziej poruszyło mnie opowiadanie zatytułowane „Test”. Rozłożyło mnie na łopatki i z trudem się podniosłam.
Czytanie Wiśniewskiego jest jak słuchanie historii kogoś, kto dużo przeżył i wiele rozumie. Jego opowiadania są jak zwierzenia bratnich dusz. Są intymne, jak rozmowy prowadzone w cztery oczy przy przytłumionym świetle.
W tym zbiorze zdecydowanie wyróżnia się „O kłamstwie”. Autor przepięknie opowiada o swoich motoryzacyjnych miłościach tak, jakby mówił o kochankach....
2017-02-23
„Starcie królów” rozpoczyna pojawienie się komety. Każdy z bohaterów interpretuje to zjawisko w inny sposób. Część z nich dopatruje się w niej dobrej wróżby dla siebie. Gra o tron wciąż się toczy i każdy ma do ubicia jakiś interes.
Myślę, że sukces tej historii tkwi nie w samej fabule, ani nawet w świecie przedstawionym, tylko w kreacji bohaterów i skomplikowanych relacjach między nimi. Nigdy chyba jeszcze nie spotkałam tak żywych postaci literackich jak w „Pieśni Lodu i Ognia”. Każdy z nich jest inny, każdy jest wyjątkowy i nie sposób przejść obojętnie obok żadnego z nich. Moimi ulubieńcami nadal pozostają Jon Snow i Tyrion Lannister. Mam nadzieję, że Martin ich nie zabije. Coraz większą sympatią darzę też Ogara i trzymam za niego kciuki. Brakowało mi niestety Robba. Nie rozumiem dlaczego został pominięty. Przecież tyle się u niego dzieje! Z Szarym Wichrem u boku odnosi kolejne zwycięstwa, a my dowiadujemy się o tym jedynie z plotek.
„Pieśń Lodu i Ognia” nadal utrzymuje poziom, choć „Starcie królów” jest nieco mnie interesujące niż „Gra o tron”. Wraz z rozwojem fabuły pojawiają się też coraz liczniejsze rozbieżności z ekranizacją. Szczególnie w wątkach Aryi i Jona.
„Starcie królów” rozpoczyna pojawienie się komety. Każdy z bohaterów interpretuje to zjawisko w inny sposób. Część z nich dopatruje się w niej dobrej wróżby dla siebie. Gra o tron wciąż się toczy i każdy ma do ubicia jakiś interes.
Myślę, że sukces tej historii tkwi nie w samej fabule, ani nawet w świecie przedstawionym, tylko w kreacji bohaterów i skomplikowanych...
2017-11-25
John Irving jest jednym z niewielu autorów, których pokochałam od pierwszego przeczytania. Za każdym razem, gdy kończę jego powieść, czuję, jakby mój świat wywracał się do góry nogami. Czasem już nie wraca na poprzednie miejsce.
W swojej „autobiografii” (jakoś trudno jest mi w jego przypadku nazywać tak książkę liczącą lekko ponad sto stron) John Irving wspomina o wydarzeniach, które go ukształtowały jako autora. Część z nich możemy też odnaleźć w jego twórczości. Przede wszystkim często przewijający się wątek zapaśniczy. (Irving porusza również temat nurtujących mnie od zawsze średników). Tytułowa wymyślona dziewczyna, jak na kogoś, kto nigdy nie istniał, również miała całkiem spory wpływ na drogę, która doprowadziła młodego Irvinga do miejsca, w którym jest teraz (lub był w chwili pisania tej książki). Poza nią, pisarz wymienia też mnóstwo prawdziwych ludzi, który przewinęli się przez jego życie. Między innymi Kurta Vonneguta, który był jednym z jego nauczycieli na zajęciach twórczego pisania.
Choć spodziewałam się czegoś więcej po „autobiografii” jednego z moich ulubionych pisarzy, była to ciekawa lektura. Na pewno jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów jego twórczości.
„Wtedy jeszcze nie podejrzewałem, że zaczynam spełniać tradycyjne zadanie pisarza - zaczynałem bowiem wymyślać samego siebie. Musiałem poćwiczyć przed przystąpieniem do tworzenia czegoś innego.”
John Irving jest jednym z niewielu autorów, których pokochałam od pierwszego przeczytania. Za każdym razem, gdy kończę jego powieść, czuję, jakby mój świat wywracał się do góry nogami. Czasem już nie wraca na poprzednie miejsce.
W swojej „autobiografii” (jakoś trudno jest mi w jego przypadku nazywać tak książkę liczącą lekko ponad sto stron) John Irving wspomina o...
2017-11-19
Nicholas Sparks jest jednym z tych autorów, na których kolejne powieści czeka się z zapartym tchem. Autor dozuje czytelnikom swoją twórczość w regularnych odstępach. Mniej więcej co roku otrzymujemy kolejną wzruszającą historię, która raz łamie nam serce, raz podnosi na duchu.
Po krótkim flircie z wątkiem kryminalnym w „Spójrz na mnie”, Sparks wraca na dobrze znany nam obszar obyczajowy. Wkraczamy do życia bohaterów w momencie, gdy wszystko wywraca się do góry nogami. Sparks często odwołuje się w swoich powieściach do własnych doświadczeń lub doświadczeń swojej rodziny. Tak było w „Na ratunek”, „Jesiennej miłości” czy „Pamiętniku”. Czy i tym razem było podobnie? Czy to przypadek, że napisał powieść o rozwodniku, gdy sam się rozwodził? Możemy się tylko domyślać.
Russ z zapracowanego, nieobecnego ojca, staje się początkującym przedsiębiorcą i uczy się roli pełnoetatowego opiekuna pięcioletniej London. Tymczasem jego żona pnie się po szczeblach kariery zawodowej, co jest pierwszym krokiem oddalającym ją od rodziny. Opis relacji między Russem a Vivian był mało przekonujący. Wydaje mi się, że autor lekko demonizował panią Green, podczas gdy pan Green na jej tle wydawał się zbyt opanowany i taktowny. Nie wyobrażam sobie mężczyzny, który nie zrobiłby dzikiej awantury w chwili, gdy dowiaduje się, że żona go zdradza. Autor przedstawił Vivian jako chłodną manipulantkę, choć trzeba przyznać, że wyposażył ją też w kilka ludzkich cech.
Ta książka jest dobra. Przede wszystkim bardzo „sparksowa”. Powieści tego autora są jak życie: zwykle słodko gorzkie. Sukcesy przeplatają się z niepowodzeniami. Nawet, gdy historia kończy się szczęśliwie, bohaterowie nigdy nie są całkowicie wygrani. Zwykle muszą coś poświęcić. Russ Green w ciągu jednego roku stracił wszystko, ale zyskał drugi tyle. I to daje nam nadzieję, że nawet jeżeli wszystko idzie źle, to nie znaczy, że zawsze tak będzie.
Nicholas Sparks jest jednym z tych autorów, na których kolejne powieści czeka się z zapartym tchem. Autor dozuje czytelnikom swoją twórczość w regularnych odstępach. Mniej więcej co roku otrzymujemy kolejną wzruszającą historię, która raz łamie nam serce, raz podnosi na duchu.
Po krótkim flircie z wątkiem kryminalnym w „Spójrz na mnie”, Sparks wraca na dobrze znany nam ...
2017-10-24
2017-10-03
2017-10-01
2017-09-18
2017-09-17
2017-03-31
Jane Austen to zdecydowanie moja ulubiona singielka. Do historii literatury przeszła dzięki swoim wnikliwym spostrzeżeniom i ironicznym uwagom na temat społeczeństwa osiemnastowiecznej Anglii. Po niemal trzystu latach jej powieści nie są ani trochę zakurzone. Barwne postaci i cięty humor sprawiają, że proza Jane Austen nigdy się nie zestarzeje.
Bohaterką „Perswazji” jest panna Anne Elliott. Dziewczyna jest niespecjalnie ładna, ale za to inteligentna, zabawna i rozsądna. Zdecydowanie wyróżnia się na tle swojej próżnej rodziny. Uwielbiają ją wszyscy poza ojcem i siostrami. Najbliższą osobą Anne jest przyjaciółka jej zmarłej matki, pani Russell. Ta kobieta to mistrz manipulacji. Gdyby była mężczyzną, zrobiłaby karierę w polityce. Pani Russell potrafi przekonać wszystkich do wszystkiego. Po prostu zawsze umie przedstawić sytuację w odpowiednim świetle. Wielokrotnie robiła użytek ze swoich niebywałych umiejętności perswazji. Właśnie w ten sposób nie dopuściła do małżeństwa swojej podopiecznej z pewnym niezamożnym marynarzem. Młodzi zerwali zaręczyny, ale nie zapomnieli o sobie. Po ośmiu latach los daje im kolejną szansę.
Nie sposób nie docenić tej powieści. Autorka demaskuje w prześmiewczy sposób przywary angielskiej arystokracji. Zastaw się, a postaw się. Oto Jane Austen: niezmiennie zabawna, inteligentna, spostrzegawcza, ponadczasowa.
Jane Austen to zdecydowanie moja ulubiona singielka. Do historii literatury przeszła dzięki swoim wnikliwym spostrzeżeniom i ironicznym uwagom na temat społeczeństwa osiemnastowiecznej Anglii. Po niemal trzystu latach jej powieści nie są ani trochę zakurzone. Barwne postaci i cięty humor sprawiają, że proza Jane Austen nigdy się nie zestarzeje.
Bohaterką „Perswazji” jest...
2017-08-18
2017-08-12
2017-08-09
Trochę się rozczarowałam. Spodziewałam się po tej książce czegoś więcej. Może nie wielkiego objawienia, ale jakiejś mądrości Briana Warnera przebijającej spod maski Marilyna Mansona. Szukałam w tej książce tego, co znalazłam kiedyś w jego muzyce. Tej błyskotliwości, którą mnie zadziwił i zmusił do przemyślenia pewnych spraw. Niewiele tego było niestety.
Trochę się rozczarowałam. Spodziewałam się po tej książce czegoś więcej. Może nie wielkiego objawienia, ale jakiejś mądrości Briana Warnera przebijającej spod maski Marilyna Mansona. Szukałam w tej książce tego, co znalazłam kiedyś w jego muzyce. Tej błyskotliwości, którą mnie zadziwił i zmusił do przemyślenia pewnych spraw. Niewiele tego było niestety.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to