-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-09-30
2017-11-25
2014-07-15
To jedna z najlepszych powieści, jakie w życiu przeczytałam. Sprawiła, że się śmiałam, płakałam i zastanawiałam nad własnym życiem.
Przede wszystkim zachwyciła mnie szczegółowość. Te wszystkie miasta, uliczki, hotele, turyści i klienci Alice, tatuażyści i organiści. Niemal każda z tych przypadkowo poznanych postaci zasługiwała na swoją własną historię. Na przykład Bawidamek Lars (kiepski tatuażysta zniechęcony do rodzinnego rybiego biznesu) albo gigantyczna prostytutka Els czy nawet lekko zwichrowany na umyśle specjalista od religijnego tatuażu z Amsterdamu. I te genialne nazwiska i pseudonimy (Aberdeen Bill, Córka Alice, Sami Salo, Kurze Skrzydełko itd)!
Przez pierwszą połowę książki chyba każdy wierzy, że William to wierutny łotr, który skrzywdził Jacka i Alice. Jakim zdziwieniem okazuje się, że czarnym charakterem tej historii jest jednak matka głównego bohatera! Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Ale raczej z własnej winy, bo autor stopniowo przygotowywał czytelnika na tą rewelację (ochłodzenie stosunków z synem, romanse Alice i odesłanie go do szkoły z internatem za granicą).
Pierwszą łzę uroniłam, gdy umarła Emma. Uwielbiałam ją! Byłam pod wrażeniem jej sprytnej intrygi związanej z pisarstwem Jacka. Nikt (poza kilkorgiem najbliższych) po jej śmierci nie kwestionował, że autorem scenariusza do adaptacji "Recenzentki bzdur" jest właśnie Jack Burns. W końcu przez tyle lat pisał do szuflady, prawda? Jak mogła umrzeć? I to jeszcze w taki sposób! Jak Irving mógł dać jej tak niegodną, upokarzającą wręcz śmierć. Moim zdaniem zasługiwała na coś więcej.
A gdy już jesteśmy przy adaptacji książki Emmy, to muszę przyznać, że te wszystkie sztuki, filmy i powieści, które opisuje Irving nadają się do wystawienia, sfilmowania i opisania. Szczególnie spodobała mi się właśnie "Recenzentka bzdur" i ten film o sparaliżowanym modelu. "Poeta miłości"?
Nie można też pominąć kwestii trudnego dzieciństwa Jacka. Nie chodzi o nieobecność jego ojca, ale o molestowanie. Zastanawiam się, co chłopiec takiego w sobie miał, że przyciągał tego typu nieszczęścia? Czy to opinia kobieciarza, jaką miał jego ojciec (w końcu wszyscy spodziewali się, że Jack będzie taki sam), brak opieki (nie oszukujmy się, Alice nie była wzorową matką) a może jego "dziewczęca uroda"? O kwestiach psychologicznych nie powinnam się wypowiadać, bo się zwyczajnie nie znam.
Rozpłakałam się natomiast jak bóbr w ostatnim rozdziale. Jack poznaje ojca i na dodatek od razu nazywa go "tatkiem". William Burns okazał się wspaniałym ojcem, nawet na odległość. Uczestniczył w życiu syna nawet aktywniej niż matka.
O "Zanim Cię znajdę" mogłabym napisać jeszcze wiele pozytywnych rzeczy, ale nie widzę w tym sensu. Każdy powinien przeczytać tę poruszającą powieść sam, żeby znaleźć w niej to, co go wzrusza, śmieszy i złości.
To jedna z najlepszych powieści, jakie w życiu przeczytałam. Sprawiła, że się śmiałam, płakałam i zastanawiałam nad własnym życiem.
Przede wszystkim zachwyciła mnie szczegółowość. Te wszystkie miasta, uliczki, hotele, turyści i klienci Alice, tatuażyści i organiści. Niemal każda z tych przypadkowo poznanych postaci zasługiwała na swoją własną historię. Na przykład Bawidamek...
2015-05-31
Już gdy zaczynałam czytać, byłam zachwycona. "W jednej osobie" to kolejna historia życia. Tym razem jest to historia życia biseksualnego pisarza, Billy'ego Abbotta (albo Dean'a jak kto woli). Towarzyszymy mu w trudnych chwilach dorastania, gdy zaczynał uświadamiać sobie swoją odmienność. Przekonujemy się o tym jak trudno jest zdobyć akceptację najbliższych i samego siebie. Autor zwrócił uwagę na plagę AIDS. Nie była to tylko kwestia śmiertelnej choroby, której medycyna nie potrafiła okiełznać, ale też przymusowego ujawnienia się: "Kobiety dowiadywały się, że ich mężowie spotykają się z mężczyznami, kiedy mężowie umierali. Rodzice dowiadywali się, że ich młodzi synowie umierają, zanim docierała do nich prawda o ich orientacji." Im brnęłam dalej w tą historię, tym bardziej przedstawiony świat wydawał mi się nienaturalny. Niemal każdy bohater był gejem, lesbijką, transseksualistą lub crossdresserem (mam nadzieję, że nikogo tymi określeniami nie uraziłam). W rzeczywistym świecie nie spotykamy takich ludzi zbyt często. Nie bez powodu nazywa się ich mniejszością. Jednak ostatnia strona wyjaśnia wszystko. Billy Abbott na dobrą sprawę mógłby być samym Johnem Irvingiem.
Już gdy zaczynałam czytać, byłam zachwycona. "W jednej osobie" to kolejna historia życia. Tym razem jest to historia życia biseksualnego pisarza, Billy'ego Abbotta (albo Dean'a jak kto woli). Towarzyszymy mu w trudnych chwilach dorastania, gdy zaczynał uświadamiać sobie swoją odmienność. Przekonujemy się o tym jak trudno jest zdobyć akceptację najbliższych i samego siebie....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-07
To moje drugie zetknięcie z Irvingiem i czuję, że niedługo zostanie jednym z moich ulubionych autorów.
Przez cały czas nie mogłam się pozbyć odniesień do "Zanim cię znajdę". Znów pojawił się bohater kreujący alternatywną rzeczywistość. Wilbur Larch skrupulatnie zaplanował przyszłość, a nawet przeszłość swojego podopiecznego. Homer Wells tak długo wzbraniał się przed objęcia stanowiska swojego przybranego ojca, że około 550. strony naprawdę myślałam, że zestarzeje się w tym sadzie, a tu niespodzianka. Szalę przeważył zbieg okoliczności: niechciana ciąża Rose Rose i śmierć Larcha.
W każdym razie, "Regulamin..." to powieść, która wciąga do tego stopnia, że czytelnik zaczyna żyć życiem bohaterów. Oczami wyobraźni ujrzałam wiecznie zasmarkanego Curly'ego Day'a, sepleniącego Dawida Coperffielda, trupa zawiadowcy stacji, Klarę, Melony z nieprawidłowo zrośniętym nosem, Sady z Widokiem Na Ocean i brygadę sezonowych pracowników z panem Rosem na czele.
Nie jest to powieść najłatwiejsza w odbiorze, ale warto ją przeczytać.
To moje drugie zetknięcie z Irvingiem i czuję, że niedługo zostanie jednym z moich ulubionych autorów.
Przez cały czas nie mogłam się pozbyć odniesień do "Zanim cię znajdę". Znów pojawił się bohater kreujący alternatywną rzeczywistość. Wilbur Larch skrupulatnie zaplanował przyszłość, a nawet przeszłość swojego podopiecznego. Homer Wells tak długo wzbraniał się przed...
2015-06-23
Nie lubię opowiadań. Nie lubię sytuacji, gdy muszę pożegnać się z bohaterami zanim na dobrą sprawę zdążę ich poznać. Dlaczego więc sięgnęłam po "Ratować Prośka"? Bo to Irving.
Proza jest nieraz równie trudna w interpretacji jak poezja, dlatego nie będę udawała, że zrozumiałam wszystkie utwory w tym zbiorze. Szczególnie przypadło mi jednak do gustu tytułowe opowiadanie oraz "Tyrada Brennbara". Natomiast "Król powieści" wpędził mnie w poczucie winy. Wstyd się przyznać, ale Dickensa nie znam prawie wcale. Nigdy nie czytałam "Wielkich nadziei" i szybciutko muszę to nadrobić.
Nie lubię opowiadań. Nie lubię sytuacji, gdy muszę pożegnać się z bohaterami zanim na dobrą sprawę zdążę ich poznać. Dlaczego więc sięgnęłam po "Ratować Prośka"? Bo to Irving.
Proza jest nieraz równie trudna w interpretacji jak poezja, dlatego nie będę udawała, że zrozumiałam wszystkie utwory w tym zbiorze. Szczególnie przypadło mi jednak do gustu tytułowe opowiadanie oraz...
John Irving jest jednym z niewielu autorów, których pokochałam od pierwszego przeczytania. Za każdym razem, gdy kończę jego powieść, czuję, jakby mój świat wywracał się do góry nogami. Czasem już nie wraca na poprzednie miejsce.
W swojej „autobiografii” (jakoś trudno jest mi w jego przypadku nazywać tak książkę liczącą lekko ponad sto stron) John Irving wspomina o wydarzeniach, które go ukształtowały jako autora. Część z nich możemy też odnaleźć w jego twórczości. Przede wszystkim często przewijający się wątek zapaśniczy. (Irving porusza również temat nurtujących mnie od zawsze średników). Tytułowa wymyślona dziewczyna, jak na kogoś, kto nigdy nie istniał, również miała całkiem spory wpływ na drogę, która doprowadziła młodego Irvinga do miejsca, w którym jest teraz (lub był w chwili pisania tej książki). Poza nią, pisarz wymienia też mnóstwo prawdziwych ludzi, który przewinęli się przez jego życie. Między innymi Kurta Vonneguta, który był jednym z jego nauczycieli na zajęciach twórczego pisania.
Choć spodziewałam się czegoś więcej po „autobiografii” jednego z moich ulubionych pisarzy, była to ciekawa lektura. Na pewno jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów jego twórczości.
„Wtedy jeszcze nie podejrzewałem, że zaczynam spełniać tradycyjne zadanie pisarza - zaczynałem bowiem wymyślać samego siebie. Musiałem poćwiczyć przed przystąpieniem do tworzenia czegoś innego.”
John Irving jest jednym z niewielu autorów, których pokochałam od pierwszego przeczytania. Za każdym razem, gdy kończę jego powieść, czuję, jakby mój świat wywracał się do góry nogami. Czasem już nie wraca na poprzednie miejsce.
więcej Pokaż mimo toW swojej „autobiografii” (jakoś trudno jest mi w jego przypadku nazywać tak książkę liczącą lekko ponad sto stron) John Irving wspomina o...